Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]18.02.20 19:56

Wejście i ganek


Do domku wchodzi się po skrzypiących, drewnianych schodach. Przed wejściem znajduje się nawet niewielki ganek z bujanym krzesłem!



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]21.02.20 10:52
Trzynaście grubych kopert zaściełało biurko Deirdre w la Fantasmagorii – przywykła już do nagromadzenia listów, ciągle wszak spędzała więcej czasu w Białej Willi niż w miejscu pracy, choć upływający czas dawał nadzieję na to, że kajdany łączące ją z wymagającymi bliskiego kontaktu dziećmi nieco się rozluźnią. Bliźnięta rosły, zmieniały się – i fascynowała ją ta metamorfoza z irytujących, niemrawych przedmiotów do przypominających już niewielkich ludzi istot, zaczynających pełzać po marmurowych posadzkach. Ciągle jednak traktowała potomstwo z lekkim dystansem, raczej unikając kontaktu niż do niego dążąc, zrzucając większość opieki na barki Agathy. Od budzącej wstyd porażki w dokach Dei jeszcze częściej pojawiała się w magicznym balecie, próbując zająć myśli pracą, a tej, szczęśliwie, ciągle było wiele. Przeglądała więc poszczególne listy, mniej lub bardziej istotne, w końcu natrafiając na pergamin o treści wręcz niedorzecznej. Wysoka grzywna, nieznane nazwisko, jeszcze dziwniejszy adres, wspólnota odpowiedzialności przed magicznym prawem: Mericourt z niedowierzaniem wpatrywała się w urzędową wiadomość. Dość…problematyczną, wymagającą interwencji, nie chciała bowiem udawać się do Ministerstwa Magii i wyjaśniać problemu, nie ze względu na dawnych znajomych, mogących ciągle pracować za dębowymi biurkami, ale przez wzgląd na wiarygodność swych nowych personaliów. Rozpoczęcie procesu weryfikacji błędu mogłoby narazić na szwank wykreowaną przez galeony personę, zresztą, co wpisałaby w miejscu zamieszkania? Biała Willa znajdowała się poza nawiasem czujnych wyliczeń Ministerstwa i taka miała pozostać: miejscem relaksu, niepowiązanym w żaden sposób z mieszkająca tam kochanką jednego z nestorów.
Jak zwykle musiała więc stawić czoła problemowi samodzielnie, działając za kulisami, w szarościach, kolejnego wieczoru udając się bezpośrednio do wspomnianego w liście współtowarzysza przestępczej niedoli.
Znalezienie domu tajemniczego Nikolaja Honkesa – tak przynajmniej głosił potwornie nabazgrany list – nie było łatwe, ale w końcu udało się pojawić na Old London Road. Zalesionej, cichej, prawie zapomnianej przez Merlina alejce, prowadzącej do niewielkiego, drewnianego domu. Deirdre nie pasowała tutaj, eleganckie buty ubłociły się po kilku krokach, obcasy zapadały się w miękkie podłoże, a brzeg długiej peleryny obszytej drogim futrem ciągnął się po ziemi. Powstrzymała grymas irytacji, pomimo, że to uczucie kotłowało się w niej zdecydowanie zbyt mocno: marnowała cenny czas przez głupią pomyłkę, do tego znajdowała się na krańcu świata. Miała nadzieję, że uda się jej załatwić nieporozumienie szybko.
Zwinnie weszła na nieco zapadnięty ganek, omijając bujany fotel i zastukała do drzwi, skrywając się nieco w półmroku: księżyc zbliżał się do pełni, a w oknach domku świeciły się światła, miała więc pewność, że tajemniczy Honkes otworzy drzwi przed niespodziewanym gościem. Ciągle ściskającym w dłoni list, by rzeczowo i sprawnie spróbować wytłumaczyć idiotyczną pomyłkę.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Wejście [odnośnik]22.02.20 2:23
Trzynaście dłuugich minut czytał już podręcznik nakładania skomplikowanych pułapek, ale nie mógł skupić się na numerologicznych wyjaśnieniach. Odkąd do jego chatki sprowadzili się młodsi Tonksowie i Vincent, Michael intensywnie zastanawiał się, jak podwoić zabezpieczenia. Potrafił nakładać te podstawowe, ale w dzisiejszych czasach to nie wystarczało. Chociaż wiedział, że jego umiejętności z dziedziny obrony przed czarną magią są w zupełności wystarczające, to kwestia numerologii spędzała mu sen z powiek - nie rozumiał nic, z tego, co czytał!
W dodatku zbliżała się pełnia, co potęgowało jego irytację na własny brak skupienia, na książkę, na wszystko wokół. W takich chwilach lepiej było się do niego nie zbliżać, a współlokatorzy być może zrozumieli ten stan rzeczy. Gabriel był dzisiaj potrzebny w Oazie, a Justine i Vincent też wyszli razem z domu... do Oazy...chyba.
Nie myślał zresztą o rodzinie, wieczór dopiero zapadł, a Tonksowie pilnowali aby wracać do domu o rozsądnej porze. W samotnym domu Michaela wreszcie zagościli lokatorzy, ale też lęk. Czasy nie sprzyjały niezapowiedzianym i nieproszonym gościom, więc Tonks poderwał się z miejsca, gdy tylko usłyszał pukanie. Zaklął w myślach, czując narastające poczucie winy - już od początku kwietnia nosił się z zamiarem lepszego zabezpieczenia domu, a nie zdążył się nawet zmotywować do nauki numerologii.
Z bijącym mocno sercem wyjrzał przez judasza w drzwiach, ale na ganku znajdowała się tylko jedna postać. Kobieta, chyba. Nie mógł dojrzeć twarzy w ciemności. Przez chwilę wahał się nad rzuceniem Abspectus, ale w końcu otworzył drzwi - był aurorem, do cholery. Poza tym, napastnicy nie przyszli by w pojedynkę.
-Czego? - warknął impulsywnie, zbliżała się pełnia, a wilcza popędliwość powoli przejmowała nad nim kontrolę. Wilk w jego wnętrzu pragnął zjeść ogromną kolację i być zostawionym w spokoju, a tymczasem ten głupi człowiek ślęczał nad jakimiś cyframi i był męczony przez bodźce z zewnątrz.
Oczywiście, przywitał się zanim oczy przyzwyczaiły się do półmroku - zanim znudzony i zmęczony umysł poskładał sobie w całość obecny widok i dawna wspomnienia. Nie miała już makijażu, nie była okryta kaskadą rozpuszczonych włosów, była ubrana, a lubieżny uśmiech zastąpiła rzeczową miną. Ale przecież poznałby ją wszędzie - swój grzech, swoją pokusę, swoje spieprzone śledztwo, swój wyrzut sumienia.
-Miu. - wyrwało mu się z mieszaniną niedowierzania i dziwnej tęsknoty (tak dawno nie myślał o kobiecym cieple, a tymczasem namiętność sprzed lat zaatakowała go gamą wspomnień). Rozdziawił usta, spoglądając na orchideę z Wenus z osłupieniem. Czy była prawdziwa, czy może zasnął nad podręcznikiem numerologii i znów męczyły go dziwne koszmary?
Tyle, że ona przecież nigdy nie była koszmarem, tylko pięknym snem, śnionym przez bogatego Michaela "Sheridana".
-Co...c...co tu robisz?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]23.02.20 13:18
Czekała cierpliwie, wsłuchując się w wieczorną symfonię kropel spadających z otaczających drewniany dom drzew. Miała nadzieję, że za godzinę znajdzie się znów w ciepłym, suchym gabinecie w la Fantasmagorii, mogąc rozłożyć się na szezlongu ze szkicem majowego repertuaru w ręku, by dokładnie zaplanować kolejne działania, mające na celu przygotowanie doskonałej, baletowej premiery. Co mogło pójść nie tak? Zrządzenie losu zrzuciło na nią i tajemniczego Nikolaja pechową pułapkę, ale jeśli szybko porozumie się z czarodziejem, ten po prostu zapłaci swe zobowiązania, przy okazji podkreślając, że doszło do pomyłki, a Deirdre Mericourt nie miała nic wspólnego z jego haniebnym, nielegalnym występkiem, mającym na celu użytkowanie niebezpiecznego środka transportu. Czarownica nawet przez moment nie zastanawiała się, czy może chodzić o wzbogaconą eliksirem miotłę, sprowadzany z zagranicy dywan czy o coś jeszcze dziwniejszego - chciała po prostu mieć tę sprawę za sobą.
Gdy tylko drzwi skrzypnęły, wiedziała już, że wykazała się zawstydzającą naiwnością. Na progu domu nie stanął stetryczały staruszek ani szalony wynalazca; właściwie w półmroku korytarza nie widziała dokładnie rysów mężczyzny, lecz barczysta, wysoka sylwetka nie umknęła już jej uwadze. Najchętniej, słuchając instynktu, uczyniłaby zabezpieczający krok do tyłu, ale powstrzymała się, stojąc na werandzie bez ruchu, niczym kamienna rzeźba, próbując wyłuskać jakieś szczegóły z wieczornej ciemności. Inne niż ochrypłe warknięcie, groźne, prawie prymitywne, będące nieprzyjemnym zaskoczeniem.
- Dobry wieczór, panie...Honkes? - na jego stawiające włoski na karku powitanie odparła własnym, chłodnym, ale uprzejmym, poprawiając zaciśnięty w ręku pergamin. - Doszło do pewnej pomyłki, otrzymałam ministerialne pismo dotyczące grzywny za występek, którego nie popełniłam. Jest na nim pana imię i nazwisko oraz adres, więc... - Zamierzała kontynuować konkretne przedstawienie sytuacji, przy okazj przyzwyczajając wzrok do niezbyt korzystnych warunków oświetleniowych, ale wtem - padło krótkie słowo, właściwie jedna głoska, zmieniająca całą sytuację z ledwie irytującej w koszmarną. Zamrugała gwałtownie: tego obawiała się najczęściej, odkrycia, rozpoznania; szczęśliwie omijało ją podczas bankietów w Fantasmagorii, tam znów przybierała maskę, ale tu pojawiła się nieprzygotowana, trafiając też na kogoś odmiennego od arystokratów niezbyt zwracających uwagę na twarze kochanek. Goście Wenus koncentrowali się na sobie, na własnych przyjemnościach, w drugiej kolejności na ciele kapłanki miłości - niewielu naprawdę skupiało się na Miu, na tym, by móc ją później rozpoznać.
Zamilkła, w końcu wydobywając z pamięci te konkretne rysy, szerokie barki, wyćwiczone ciało, konkretne pytania. Auror. Klient, który odwiedził ją przed kilkunastoma miesiącami, mężczyzna zdecydowanie zbyt spostrzegawczy i wnikliwy, by mogła udawać teraz nieporozumienie. Zachowała jednak spokój, nie mógł jej zagrozić, nie należał do arystokracji, ale wydawało się, że miał na imię jakoś inaczej...Nie pamiętała dokładnie wspólnie spędzonej nocy, zbyt wielu czarodziejów przewinęło się przez komnaty Miu. - Czy my się znamy? - spytała po prostu, nie potwierdzając ani nie zaprzeczając, ukrywając prawdziwe emocje za maską uprzejmego dystansu. Światło padające z okien oświetlało już ich twarze, obnażało zdezorientowanie...Honkesa i pozorny spokój Miu, nie odrywającej skośnych oczu od swego niespodziewanego rozmówcy. To się nazywa pech. Odgarnęła niesforny kosmyk czarnych włosów za ucho, poświęcając całą swoją wewnętrzną siłę na stłumienie paniki. To nic, że cię rozpoznał, nic się nie dzieje, wszystko jest pod kontrolą.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Wejście [odnośnik]24.02.20 4:44
Czuł się tu bezpiecznie, z dala od dawnego zgiełku Londynu i obecnych popiołów stolicy. Nadal bywał w mieście na polecenie Harolda, ukradkiem, czując się jak przerośnięty wilk w składzie materiałów wybuchowych. Mickleham było azylem, cichym i odludnym, pachnącym drewnem i rosą. Przynajmniej, dopóki nie odwiedziła go nieznajoma, a jej słowa nie przypomniały mu, że jego adres jest przecież gdzieś w Ministerstwie. Krew na moment stanęła mu w żyłach, bo dotarło do niego jakim był idiotą. Nawet za durne pułapki zabrał się o kilkanaście dni za późno, a tymczasem jego adres był gdzieś w rejestrze pracowników, rejestrze wilkołaków, bezpieczeństwo młodszych Tonksów było tutaj ponurą złudą...
...chwila, Honkes? Tak skupił się na jej biurokratycznej formułce (ministerialne pismo, występek, grzywna, nazwisko, brr), że dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że nazwisko znane brunetce jest podobne, ale nieprawdziwe. Czy... mógł mieć szczęście w nieszczęściu? Czy możliwe, że w biurokratycznym bałaganie jego adres zaplątał się do personaliów jakiegoś nieszczęsnego Honkesa, którego miejsce zamieszkania zostało z kolei przyporządkowane nazwisku Tonksa? Zamrugał równie gwałtownie jak znajoma-nieznajoma - na jego stężałej i zirytowanej twarzy powoli odmalował się wyraz najpierw ulgi, a potem nagłego opanowania. Spokój, tylko spokój może mu pomóc z tego wybrnąć.
-Przepraszam, jestem tylko przyjacielem Honkesa, obiecałem mu, że będę doglądał leśniczówki podczas jego wyjazdu do Francji. Nie wiem, o jaki występek może chodzić? - zełgał na poczekaniu. Może i nie był zawodowym kłamcą, ale nauczył się spławiać w ten sposób akwizytorów. Nazywanie domu "leśniczówką" również pomagało, powinien być jak najbardziej bezosobowy. Tak, to spotkanie powinno pozostać krótkie i bezosobowe - nie ma prawa eskalować do niczego więcej, tym bardziej, że nie wyprowadzi się stąd w ciągu kilku godzin. Niech jego siedziba pozostanie domkiem myśliwskim jakiegoś... Honkesa.
Tyle, że... uważnie spojrzał na posągową twarz rozmówczyni. Jej wyciosana niczym z kamienia mina skruszyła się na moment, choć tylko trzepot długich rzęs zdradzał zakłopotanie. Zakłopotanie czy wstyd? Przechylił lekko głowę, zastanawiając się czy naprawdę pomylił przypadkową kobietę z dawną przygodą, czy też zakłopotanie zżerało właśnie biedną i niewinną niczego Miu. Elegancka i poważna, nie wyglądała już jak chętna do spełnienia każdej fantazji kurtyzana.
Ale nadal była zjawiskowo piękna. Nie sądził, by mógł pomylić orchideę z jakimkolwiek innym kwiatem - im dłużej wyłuskiwał jej rysy twarzy z blasku księżyca, tym głodniejszy stawał się wilk w jego wnętrzu. Człowiek zatroskał się z kolei, jak na poczciwego aurora przystało. Wyjechał wtedy do Norwegii, nie oglądając się wtedy ani na Miu ani na dawne życie. Orchidea z Wenus wracała jednak do niego czasami w sennych marzeniach oraz w wyrzutach sumienia na jawie. Czy miała z jego powodu nieprzyjemności? Czy upokorzył ją, odruchowo przywołując na usta imię, którym mu się przedstawiła?
-Przepraszam. - pośpieszył z wyjaśnieniem, czując się jak ostatni burak. Gospodarz roku, po prostu. -Po prostu przypomina mi pani... dawną znajomą. - dodał na jednym wydechu, ignorując gorąco, buchające na policzki.
-Straciliśmy kontakt, ale od dawna zastanawiałem się, czy u niej...wszystko w porządku, jak sobie radzi. Spytałbym ją o to, gdybyśmy jeszcze kiedyś się spotkali. - zaczął łagodnie, spoglądając jej prosto w oczy i szukając w nich blasku rozpoznania. Czy pamiętała go choć trochę, czy utonął wśród gamy na wpoły anonimowych klientów Wenus? -Chętnie podam pani adres Honkesa, a sam nazywam się Sheridan, Michael Sheridan. - dodał przytomnie, próbując samemu w to uwierzyć. Lubił Michaela Sheridana, dobrze czuł się w jego fikcyjnej skórze. Sam nigdy nie miałby pewnie szans u egzotycznej piękności, ale Sheridan to co innego.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]26.02.20 10:24
Szorstki pergamin drażnił opuszki palców; przesuwała nimi po liście w nieświadomym, nerwowym geście, i tylko ten detal mógł zdradzić zaskoczenie zastaniem w tym drewnianym domku na końcu świata dawnego znajomego. Zatrzaśniętego w skrzyni z wspomnieniami, do których nie chciała wracać. Pogrzebała Miu na dobre, przysypała ją gruzami, spaliła każdą komórkę skażonego dotykiem obcych mężczyzn ciała, a prochy rozsypała na żyznej ziemi. Wzrosła na niej, silniejsza, potężniejsza niż kiedykolwiek, świadoma wrażenia, jakie czyniła, lecz już nie ciałem czy orientalną urodą, a szmaragdowym błyskiem okrutnych zaklęć.
Tego wieczoru przeszłość postanowiła wrócić, zakpić z jej planów odcięcia od historii. Czy naprawdę mogła mieć aż takiego pecha? Czy los postanowił rzucać same kłody pod nogi, utrudnić powrót do pełni sił? Zaczął z wysokiego C, porażka w marinie odcisnęła na Deirdre bolesne piętno, później zaś tylko podkopywał pewność siebie pechowym oskarżeniem magikomornika, wzmacniając nieporozumienie starciem z Michaelem.
Milczała zbyt długo, by mogło umknąć to jego uwadze, oderwała więc spojrzenie od przystojnej twarzy posągowego czarodzieja, w końcu rozprostowując pergamin z ministerialną pieczęcią pod pretekstem przypomnienia sobie danych. Tak naprawdę potrzebowała kilkunastu dodatkowych sekund na zebranie rozbieganych myśli, zapędzenie ich od nowa w kierat skutecznego doprowadzenia sprawy do końca. - Tutaj wyraźnie napisano pana adres. Wraz z oskarżeniem o używanie nielegalnego środka transportu. Niestety, nie sprecyzowano jakiego - kontynuowała przedstawienie urzędniczego problemu, wpatrując się w list, choć znała treść na pamięć. Dopiero po głębszym wdechu ponownie podniosła głowę, a czarny kosmyk opadł na czoło, przecinając twarz o symetrycznych, ostrych rysach w połowie. Odgarnęła go nonszalanckim ruchem, zachowując zimną krew. Co za parada nieścisłości. Mimowolnie oprócz własnego pecha odczuwała pogardę na myśl o nieprofesjonalnych działaniach magicznej administracji: mimo upływu lat czuła się częścią biurokratycznej machiny. Ona nigdy nie dopuściłaby do takiego nieporozumienia. - Honkes wyjechał do Francji? - powtórzyła powoli, niezbyt podobała się jej ta wiadomość, a w skośnych oczach zalśniła podejrzliwość. - A może wyleciał tam, używając wspomnianego nielegalnego środka transportu? - dodała, uśmiechając się dość obojętnie, choć czarne tęczówki zlewające się w jedno ze źrenicami błyszczały niepokojąco. Zastanawiała się, czy lepiej udawać głupią, czy też jasno zaznaczyć, że i ona go rozpoznała. Co przyniesie więcej korzyści? I co ułatwi zamknięcie magikomorniczego zobowiązania? Ważyła wszystkie dostępne opcje, żałując, że nie może rozpisać ich na pergaminie; nie miała czasu dokonać logicznego wyboru, czas uciekał, zdała się więc na intuicję.
- Znajomą - powtórzyła tylko, mrużąc nieco oczy. Wyprostowała się lekko, postanawiając rozegrać wszystkie karty, które trzymała w ręku, nawet, jeśli nie były wcale mocne. - Michael Sheridan. To pana prawdziwe imię i nazwisko? - spytała uroczo, miał wszak historię kłamstwa, kreował się na kogoś, kim nie był, podpisywał się nazwiskiem Wooda. Pamiętała to doskonale, po wizycie aurora Lestrange wykorzystał swoje ministerialne kontakty, by upewnić się, że żaden pan Wood tak naprawdę nie istniał, miała więc do czynienia z kimś, kto także się ukrywał. To nic, że pytanie mogło potwierdzić podejrzenia mężczyzny w rozchełstanej koszuli. Mimowolnie zsunęła wzrok na klatkę piersiową, niewiele widząc w półmroku. Może i dobrze, nie zamierzała się rozpraszać, przyszła tu w konkretnym celu - a nie było nim grzebanie w zamkniętej już przeszłości. - Skoro jest pan tak troskliwy, proszę udawać, że jestem wspomnianą znajomą - i pomóc mi jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę - powiedziała już konkretniej, melodyjnie, z drobną kpiną czającą się w uprzejmym uśmiechu, nie tracącym jednak na profesjonaliźmie. - Wolałabym, by to pan Honkes napisał do magikomornika i przyjął na siebie całą grzywnę, prostując pomyłkę. Mam na głowie wiele obowiązków a naprawianie czyichś błędów do niech nie należy - kontynuowała typowym dla Deirdre, nie Miu tonem, pozbawionym kokieterii czy zmysłowości. Zdjęła maskę gejszy niedawno, ale wydawało się, że minęły całe dekady odkąd badała ciało stojącego przed nią mężczyzny własnymi dłońmi, obsypana złotem swych klientów.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Wejście [odnośnik]29.02.20 5:57
On też pogrzebał tamtego Michaela (Wooda? Beztroskiego kobieciarza? Człowieka?), choć nie z własnej woli. Ugryzienie wilkołaka zasiało w nim nie tylko okrutną klątwę, ale też nowe kompleksy, nagłe poczucie odpowiedzialności, powagę. Miu była dla niego niegdyś wyrzutem sumienia wobec etyki zawodowej - młodszy Michael z powagą podchodził w końcu... tylko do pracy. Martwił się też o to, czy jego wizyta nie przyniosła dziewczynie żadnych nieprzyjemności. Całkowicie zlekceważył za to aspekt emocjonalny ich rendez-vous, wdawał się w końcu wtedy w wiele niezobowiązujących romansów, beztrosko używał czaru osobistego, kochał kobiety, a zarazem nie miał na nie czasu. Dopiero dzisiaj los kpił z jego dawnej niefrasobliwości, bo dawne wspomnienie stanęło przed nim niczym wcielenie pożądania i wstydu.
Dlaczego, dlaczego niegdyś nie czuł wstydu?
-To nie mój adres. - poprawił łagodnie, posągową miną zagłuszając bicie niespokojnego serca. Od prawie dwóch tygodni mieszkał po adresem znanym Ministerstwu, sprowadził tu własne rodzeństwo. Czy eliksir antydepresyjny przeżarł mu mózg?! Musiał się stąd wyprowadzić, jak najszybciej. Tylko obecność Miu powstrzymywała go od pobiegnięcia do szuflady z dokumentami, by jak najprędzej oszacować swoje oszczędności - czy byłoby go stać na wyprowadzkę z dnia na dzień? Czyny będą musiały poczekać, na razie musiał się odciąć od Honksów, Tonksów, od Mickleham.
-Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Nigdy nie widziałem tutaj żadnego dziwnego środka transportu, a do Francji chyba najprościej się dostać świstoklikiem. Wyjechał jeszcze w marcu. - wzruszył ramionami, gdy jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Musiał się jej stąd pozbyć, musiał dać jej... inny trop, no jasne. Podziękował sobie samemu za sprytne nazwanie domu leśniczówką i kontynuował:
-Ale, jak mówiłem, to tylko jego leśniczówka. Z tego co wiem, na stałe mieszka w Londynie, chyba w Borough of Enfield. - przywołał przed oczy obraz dzielnicy, którą patrolował trzydziestego pierwszego marca. Zniszczeń, czystki, gruzów... Tak, nikt nie powinien przejmować się jakimś nielegalnym motocyklem w takim miejscu. A Miu musiałaby być szalona, by wracać do Londynu, chyba, że chroniła ją czysta krew albo romans z kimś wysoko postawionym.
Uniósł lekko brwi, gdy z chytrym podtekstem spytała o jego prawdziwe personalia. Rzecz jasna, nie zamierzał ich zdradzać. Wood, Sheridan, Honkes... już trochę się gubił, ale na pewno nie mógł być dla niej mugolakiem i wilkołakiem o nazwisku Tonks, wolał fałszywą maskę rycerza w złotej zbroi. Bądź ochroniarza cudzych leśniczówek, skoro działania nowego Ministra oficjalnie pozbawiły go roli aurora, a działalność dla Longbottoma była najwyższym sekretem.
-Prawdziwe. Wygląda na to, że i ja i moja znajoma zmieniliśmy... miejsce pracy i nie mamy już nic do ukrycia. - skrzyżował umięśnione ramiona na torsie, spoglądając na Miu z nieukrywaną ciekawością. Tylko zakładał, nie był przecież pewny, że już nie pracowała w Wenus. Ale jej ton, jej strój, jej postawa... to wszystko było obce, niepasujące do tamtego miejsca. Czy rozmawiał dziś z prawdziwą Miu, czy to kolejna z jej masek, nowa rola?
-Miło... się poznać. - w normalniejszych okolicznościach, choć paradoksalnie to w Wenus czuł się bezpieczniej. Uśmiechnął się blado, tłumiąc niepokój. Prawdę mówiąc, naprawdę było mu miło. Tamta noc też była miła... i w ogóle. -Mogę spytać jak się pani nazywa? Zaoferować herbaty? - zagaił, wcześniej przypominając sobie, że nie zostawił w salonie nic nieodpowiedniego, tylko podręczniki do numerologii. -Proszę się nie martwić, wyślę mu sowę do tej Francji i niech wszystko wyjaśnia. Ani ja, ani pani, nie powinniśmy się martwić czyjąś... niefrasobliwością. - nawet jeśli ta osoba jest tylko zmyślona. W głębi duszy czuł lekkie wyrzuty sumienia, że naraża Miu na biurokracyjne piekiełko. Nigdy w życiu nie posiadał żadnego nielegalnego środka transportu, ale w swojej sytuacji nie mógł kontaktować się z Ministerstwem. Powinien być jej wdzięczny za to, że mimowolnie przypomniała mu o tym, że wraz z rejestracją zdradził biurokratom swój adres. Dlatego przeciągał rozmowę, chcąc się upewnić, że wszystko u niej w porządku. Wcale nie dlatego, że była równie piękna jak w Wenus, może nawet bardziej.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]03.03.20 14:40
Nie podejrzewała tajemniczego Michaela o takie zaaferowanie skromną osobą Miu, kobiety widzianej wyłącznie raz w życiu, choć było to przypuszczenie nierozsądne. Klejnot na nieboskłonie Wenus zasłynął przecież ze spełniania najskrytszych pragnień, mącenia w głowie, zapadania w pamięć na długie, tęskne wieczory, gdy egzotyczna gwiazdka znajdowała się już poza finansowym zasięgiem. Rozpoznanie nie powinno więc Deirdre dziwić, zwłaszcza biorąc pod uwagę podejście dżentelmena Wooda i jego działania tamtej nocy. Zadziwiająco opiekuńcze, czułe i namiętne zarazem, a co najbardziej zaskakujące – pełne szacunku. I ona w końcu wyłowiła barczystą sylwetkę z plątaniny innych śladów dawnej kariery, głównie dlatego, że kojarzył się jej – paradoksalnie – z zaniepokojeniem, z podejrzliwością, z odsunięciem od siebie zarzutów o skrzywdzenie czystokrwistego biznesmena o sięgających Francji koneksjach. Czy i teraz coś przed nią ukrywał? Spotkała go dwukrotnie, za każdym zaś razem doszło do igrania z personaliami, wzmogła więc czujność, choć dalej uśmiechała się dość swobodnie, zachowując zdrowy dla nieznajomych dystans.
- Często pomieszkuje pan z innymi mężczyznami? – spytała prawie słodko, specjalnie nieco zmieniając sens wypowiedzi Honkesa, wszystko po to, by wytrącić go z równowagi, odrobinę sprowokować, wypchnąć z utartej koleiny myślowej, mogącej zbyt szybko doprowadzić go do wenusjańskich wniosków. – A więc Honkesa nie ma tutaj od kilku tygodni, tak? Może więc to pana spostrzeżono z nielegalnym środkiem transportu? Gdzieś w ogrodzie lub w okolicach leśniczówki? – kontynuowała, próbując pojąć pechową sytuację, zwerbalizować swe podejrzenia, by jaśniej zamknąć niezbyt przyjemną dla ich obydwojga kwestię – oczywiście umywając własne, delikatne dłonie. – A jakaś spostrzegawcza sąsiadka doniosła, nie rozróżniając Nikolaja i pana. Może obydwoje mają panowie imponującą muskulaturę i mogą pochwalić się wysokim wzrostem – dodała ze spokojem, bez kokieterii, mimowolnie zauważając przymioty ciała mężczyzny. Liczyła też, że zawoalowany komplement pozwoli lepiej kontrolować przebieg rozmowy. Zrobiła krok do przodu, nieagresywnie, ale stanowczo, nie chcąc dać się łatwo zbyć lub przytłoczyć intensywnym spojrzeniem lśniących, jasnych oczu. – Poprosiłabym więc, by przekazał pan to komornicze wezwanie na adres swego przyjaciela – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu, unosząc dłoń z listem, by przycisnąć pergamin do męskiej piersi, wystającej spod rozchełstanej koszuli. – Ewentualnie, by pan sam, w jego imieniu, rozwiązał to nieporozumienie w Ministerstwie Magii. Ja w żaden sposób nie jestem związana z panem Honkesem, nie rozumiem, dlaczego uwzględniono mnie w piśmie i oskarżono o…współudział – kontynuowała zwiększając nacisk opuszków, by Michael nie odtrącił dłoni. Czuła ciepło bijące od mięśni, ale nie odsunęła się, stanowcza i uprzejma, lodowata i uprzejmie uśmiechnięta, nawet poza Wenus oscylując na krawędziach przeciwieństw, by osiągnąć zamierzony efekt.
- Och tak, czas zmienia ludzi. Ludzie często mylą mnie z kimś innym. Taki urok mojej urody, dla was, rdzennych Anglików, wszystkie Azjatki wyglądają tak samo – przesunęła dłoń w dół, pilnując, by Michael przytrzymał pergamin, musnęła krzywiznę mięśni brzucha i znów zrobiła krok do tyłu, splatając przed sobą palce, grzecznie i uprzejmie. – Dziękuję za ofertę, jest pan prawdziwym dżentelmenem, ale niestety, śpieszę się – znów uniosła kąciki ust, gładko omijając pytanie o imię: chciała, by pozostało tajemnicą, przynajmniej przez chwilę. – Oczywiście, wierzę, że zajmie się tym pan i doprowadzi do końca tą frustrującą sprawę. Właściwie tylko moja dobra wola sprawiła, że przyszłam tutaj samodzielnie, nie przysyłając komorników lub magicznej policji – dorzuciła słodko, pewna, że równie delikatna groźba przyczyni się do szybszego skupienia na odwiedzeniu służb, przyjaciela lub napisania ponaglającego listu. – Mam nadzieję, że mogę liczyć na pana pomoc – zakończyła ciszej, mrużąc oczy, zmieniając nieco swą aurę na damę w tarapatach. Skoro był dla niej tak łagodny i wyrozumiały, mogła zagrać na tych emocjach: z premedytacją, ale i rozsądnie wymierzając dawki swych masek, by ukryć prawdziwe intencje.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins


Ostatnio zmieniony przez Deirdre Mericourt dnia 17.03.20 10:56, w całości zmieniany 1 raz
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Wejście [odnośnik]10.03.20 18:30
Miu nie była wyłącznie kobietą widzianą raz w życiu. Była spełnieniem marzeń o luksusowym życiu czystokrwistych bogaczy, była dreszczem adrenaliny, a zarazem - piękną i nieco zalęknioną (jego zdaniem!) dziewczyną, która oddała mu siebie na jedną noc. Po którą może nie powinien sięgać, ale jednak wykorzystał wtedy swoją pozycję i dał się zawładnąć pożądaniu, a wspomnienie upojnej nocy napajało go wyrzutami sumienia i cieniem dawnej, obezwładniającej rozkoszy.
Najlepiej zapamiętał jednak nie dotyk jej dłoni na jego ciele, nie smak jej ust, a nieprzenikniony wyraz jej oczu - ciemnych i dziwnie pustych, tak jakby prawdziwa Miu była gdzieś bardzo daleko.
-Pomie…co? - wybąkał, zalewając się rumieńcem. Pomieszkuje?! Czy jego bajeczka była na tyle… idiotyczna? A może to jej doświadczenia w Wenus zetknęły ją z całym spektrum perwersji?
Odchrząknął nerwowo.
-Doglądam domu tylko raz na kilka dni, bardziej w roli ochroniarza niż kolegi. Zmieniłem… pracę. - wyjaśnił szybko, nieco zbyt pośpiesznie. Pamiętała, że był aurorem, musiała wiedzieć, że członkowie Biura byli teraz wyklęci i ścigani. A jednak miłosiernie nie poruszała tematu, a on wreszcie zdołał zwerbalizować dystans od dawnej pracy, nie uściślając czy odszedł z Ministerstwa dwa tygodnie temu czy też kilka lat temu.
-Mój jedyny środek transportu to legalna miotła. Honkesa nie ma tutaj od kilku tygodni, ale to korpulentny brunet. - dodał uparcie. Na wzmiankę o muskulaturze, mimowolnie uśmiechając się pod nosem. Wybrała zły moment na rozmowę - zaszczuty i odpowiedzialny za rodzeństwo, musiał chronić się za tarczą kłamstw. A jednak topniał pod jej spojrzeniem, a fala wspomnień z Wenus coraz mocniej dobijała się do jego świadomości. Krew w żyłach zapulsowała gwałtownie, gdy delikatne palce dotknęły jego torsu, serce zabiło mocniej. Odruchowo przytrzymał list, muskając dłoń Miu swoją. Wydawała się zmarznięta, a jemu było tak gorąco.
-M… Miumiu, słodka Miu -Madame, ja… - sylaby zlały się w jedno, na kilka upiornych sekund zawahał się, aż Miu cofnęła się, a on odzyskał mowę. Przyjrzał się jej uważnie, usiłując pomyśleć i poskładać w całość zagadkowe elementy tego przedziwnego spotkania: stanowczość kobiety, sposób w jaki narzucała mu się z nie-jego problemem, niechęć do udania się do Ministerstwa i pomimo zawoalowanych gróźb (które przypomniały mu o niezwłocznej konieczności przeprowadzki i nałożenia pułapek) najwyraźniej niechęć do angażowania w sprawę policji. Ale przecież, poza pracą w Wenus, nie miała czego ukrywać ani czego się obawiać, przecież chyba pracowały tam tylko dziewczęta krwi czystej jak woda…chyba…
…a co jeśli nie?
Wziął gwałtowniejszy wdech, uderzony oczywistością problemu Miu oraz zbieżnością ich własnych kłamstw. No tak. Przyszła do niego dwa tygodnie po czystce w Londynie, usiłowała zachować zimną krew, ale wyraźnie się bała… miała w rodzinie szlamę, a może sama…? Och… ojej…
-Rozumiem czemu nie może pani udać się do Ministerstwa. - zapewnił żarliwie, spoglądając na kurtyzanę nieczystej krwi z niekrytym współczuciem. Czy pojmie żar w jego spojrzeniu, czy pojmie, że tkwią w tym bagnie razem?
-Ale… ja również nie mogę się tam udać. - dodał ciszej, jakoś smutno. -Tym niemniej, nie sądzę, aby mieli teraz na głowie sprawy komornicze - teraz zajmują się głównie ściganiem osób o nieodpowiednich nazwiskach, więc doradziłbym pani… nie przypominać im się, przeczekać całą sprawę. Jak najdalej od Londynu. - delikatnie ujął Miu za dłonie, spoglądając na nią z troską. -Mogę spróbować skontaktować panią z ludźmi, którzy pomogą pani znaleźć schronienie. - zaproponował łagodnie, kierowany empatią i lojalnością wobec kobiety, która oddała mu niegdyś swoje ciało.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]17.03.20 12:15
Sugestia zbyt zażyłych stosunków z Honkesem wyraźnie zakłopotała stojącego przed nią barczystego blondyna. I o to właśnie chodziło, o zdarcie z jego twarzy przywdzianej naprędce maski, o ujrzenie lśniących szczerym zażenowaniem oczu, o śledzenie rumieńca, rozlewającego się w dół szyi aż do umięśnionych barków. Obserwowała go uważnie, łagodząc jednak lodowate ostrze czujności delikatnym uśmiechem. Nie chciała, by stał się podejrzliwy, potrzebowała go do załatwienia problematycznej, komorniczej kwestii, wolała więc mieć tajemniczego Michaela u swego boku jako sojusznika. Przynajmniej tymczasowo, mógł być przydatny na dłuższą metę, ale tego nie potrafiła w tym momencie przewidzieć, skupiając się na kłopotliwej teraźniejszości.
- Ochroniarz. Zmienił pan więc pracę, ale nie branżę - skwitowała cicho, chcąc dać mu pokrętnie znać, że pamięta; że kłamliwy auror, węszący tam, gdzie nie powinien, szukając śladów krwi w Wenus, nie umknął zupełnie jej pamięci. Utrzymywała go w niepewności, a lodowaty dystans i mrugnięcie okiem do wspólnej historii powinny nieco zamieszać mu w głowie. Chaos pozwalał władać umysłami, manipulować, układać ścieżkę słów, doprowadzającą do oczekiwanego celu. - Kurpulentny brunet... - powtórzyła w zamyśleniu, znów sunąc wzrokiem po obnażonym torsie jasnowłosego Honkesa, umiejętnie łechcząc męskie ego. Uniosła lekko brwi słysząc, jak się do niej zwrócił. Madame, użył zwrotu, który słyszała tylko w marmurowych korytarzach la Fantasmagorii. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz - czyżby pech rozszerzał swoje działanie? Czyżby nie była aż tak sprytna, a tajemniczy przyjaciel Honkesa bywał w magicznym balecie, ciesząc się wspaniałymi występami syren? Oblizała powoli usta, nie mogła tracić rezonu, tylko spokój i kontynuowanie wyrafinowanej maskarady uczuć mogło doprowadzić sytuację do satysfakcjonującego rozwiązania. - Po prostu...będę wdzięczna za pana pomoc w zakończeniu postępowania komorniczego - dodała zdecydowanie, unosząc spojrzenie do góry, z ulgą przyjmując zachowanie Michaela, który nie odtrącił koperty, przyjmując ją. Metaforycznie zgadzając się na to, by rozpocząc w imieniu Honkesa batalię z niesprawiedliwościami urzędników Ministerstwa Magii? Miała nadzieję, że takie właśnie myśli pojawiały się w głowie czarodzieja - ale i tak była zaskoczona kolejnymi słowami wydostającymi się z jego wąskich ust, które przed laty całowała, pewna sowitej zapłaty.
Ukryła zdziwienie, pozwalając pełnym wargom, kuszącym choć niepomalowanym, zadrżeć. Prowokował ją? A może naprawdę sądził, że ma do czynienia z niewinną, zastraszoną istotą? Na razie nie decydowała o intencjach Michaela, postanawiając grać dalej, o ile miało to przynieść oczekiwany rezultat. - Nie może pan? Dlaczego? - spytała smutno, czując, że serce bije jej coraz szybciej i głośniej. Jasnowłosy, przystojny mężczyzna zdawał się mówić szczerze, sugerując, że może zapewnić jej ochronę. Przed Ministerstwem Magii. Przed ich działaniami. W nieszczęściu pojawil się promyk światła; miała do czynienia z człowiekiem współpracującym z Zakonem Feniksa? Było to zbyt daleko idące przekonanie, musiała się upewnić, a tego uczynić dziś nie mogła: czuła jednak napięcie, pewne podekscytowanie, wypełniające napięte ciało. - Proszę wysłać sprostowanie choć listownie, to na pewno pomoże w rozwiązaniu tego...nieporozumienia - dodała smutnym, proszącym tonem, łagodniejąc z każdą spędzoną na werandzie mężczyzny minutą. Pozornie, w środku bowiem buzowała nadzieja, czujność, fascynacja; tak, miała szansę wykorzystać dawną znajomość w ważnym celu. Ważniejszym nawet od ograniczenia węszenia Ministerstwa w sprawach fałszywej madame Mericourt. - Mógłby pan to zrobić? Ja...nie ukrywam, że jestem w tym wszystkim sama, że...moja fizjonomia nie sprzyja odnajdywaniu wsparcia - wyznała cicho, starając się z całych sił perfekcyjnie odegrać ofiarę, kobietę broniącą się do tej pory chłodną aurą, roztapiającą się pod wpływem zaufania, jakim obdarzała Michaela. - Gdyby mógł pan skontaktować mnie z nimi listownie bądź zaprowadzić gdzieś, gdzie uzyskałabym pomoc...oczywiście sam na sam, rozumiem, że potrzebne są zabezpieczenia - dorzuciła szybko, nie chcąc przeciągać cienkiej struny prawdopodobieństwa. - Prosiłabym o pozostanie ze mną w kontakcie. Będę wypatrywać pańskiej sowy, cierpliwie i z nadzieją. Może to spotkanie było nam pisane - dodała, unosząc głowę, by obdarzyć dawnego znajomego głębokim, wieloznacznym spojrzeniem. Szczerym, a przynajmniej taką miała intencję, próbując oczarować go tak, jak zrobiła to w Wenus: z podobną intencją, wyssania go z każdej cennej informacji, mierzonej nie w złocie, a w wartości dla Rycerzy Walpurgii. Zagryzła dolną wargę, tak, jakby ledwie powstrzymywała się od ponownego dotknięcia obnażonej klatki piersiowej lub powiedzenia czegoś jeszcze, po czym, zakłopotana, zrobiła krok do tyłu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Wejście [odnośnik]19.03.20 7:17
Pamiętała. Zarumienił się leciutko, miło podłechtany. Jego upodobanie do adrenaliny podążała za nim w wyborze kariery zawodowej, ale i w stosunku do kobiet: podświadomie omijał te łagodne i delikatne, jakby lękając się że skrzywdzi je swoją lekkomyślnością, zaś aprobata w oczach egzotycznej kurtyzany tylko dodawała mu paliwa.
-T..tak, robię w ochronie. - zająknął się, acz mniej spłoszony niż wcześniej. Spoglądał brunetce prosto w oczy, nieco przejęty tym, że nie potrafił pomóc jej z problemem w Ministerstwie... pragnąc dać jej do zrozumienia, że w innych kwestiach może czuć się przy nim bezpiecznie.
Na ponowną prośbę by skontaktował się z Ministerstwem, tym razem listownie, pokręcił smutno głową.
-Proszę mi wierzyć, najlepiej na razie się z nimi wcale nie kontaktować, nie zwracać na siebie uwagi. Oczywiście, to pani decyzja co zrobić z tą sprawą, ale mnie zdrowy rozsądek nie pozwala się do tego mieszać. - zapewnił łagodnie, choć na jego twarzy widać było pewną rozterkę i poczucie winy. Był wychowany na dżentelmena, a zwykła uprzejmość kazała pomóc damie w tak prostej sprawie jak wysłanie listu (nie biorąc pod uwagi jej, ehem, poprzedniego źródła utrzymania) do urzędu. Świat stanął jednak na głowie i najprostsza biurokracja stała się zwyczajnie niebezpieczna - być może dla niej, a dla niego na pewno.
-Na pewno mają teraz... więcej na głowie niż ściganie nielegalnych środków transportu, na pani miejscu po prostu przeczekałbym to wszystko. Zawsze można zgłosić wyjaśnienie z opóźnieniem, gdy sytuacja się uspokoi. - włożył list z powrotem w ręce Miu, a potem, ostrożnie, by nie przekroczyć żadnej z jej granic, uścisnął jej dłonie delikatnie, uspokajająco. A ona zdawała się jakby uspokoić, złagodnieć, spoglądając teraz na niego prosząco. Uśmiechnął się, czując przez moment miłe ciepło na sercu.
-Pani sowa zawsze mnie znajdzie... - zapewnił i już chciał zapewniać dalej, zaoferować natychmiastową pomoc, ale zimny dreszcz wątpliwości nagle go powstrzymał. Ostrożności nigdy za wiele - zaledwie wczoraj Justine rzuciła przecież Veritas Claro na Kerstin, własną siostrę. Miu zaś prawie nie znał, nie był nawet pewien statusu jej krwi. Szybkie spojrzenie na kopertę powiedziało mu, że ma do czynienia z "D. Mericourt". A więc nie Miu. Daisy? Dorothy? Czy też jej prawdziwe imię było równie egzotyczne jak jej rysy twarzy?
Rysy twarzy... które uparcie sama wspomniała kilkukrotnie, jakby lękała się ich konotacji, chciała się pożalić, albo uśpić jego ciekawość - choć przecież patrzył na nią jak na przepiękną kobietę, a nie jak atrakcję o migdałowych oczach.
Moja fizjonomia nie sprzyja odnajdywaniu wsparcia...
...dla was wszystkie Azjatki wyglądają tak samo...

Jej smutne słowa dźwięczały mu w głowie, uparcie kierując jego uwagę do wspomnienia...no właśnie, o czym? Zamrugał, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie, że lista zwolenników Czarnego Pana, udostępniona Zakonnikom, ostrzegała przed kobietą o wschodnich rysach. Nagły poryw ostrożności i nieufności zmieszał się w nim z poczuciem winy - co, jeśli właśnie zaczął myśleć jak kolejny rasistowski Anglik, odrzucając Miu z powodu koloru jej skóry, porównując ją do najgorszych szumowin tylko na podstawie ogólnikowego rysopisu? Zakłopotany i zmieszany, cofnął się o krok.
-N..nie wiem dokładnie, jak znaleźć to schronienie, ale słyszałem, że zwykli obywatele są teraz bardziej skorzy do pomocy, szczególnie dla osób, które uciekły z miasta. Nie mogę pani zaoferować miejsca u Honkesa, nie bez jego wiedzy i zgody, ale spróbuję się dowiedzieć czy ktoś inny w okolicy ma wolny pokój i wyślę pani sowę. - zadecydował, nadal grając ciapowatego i nieco nieudolnego poczciwca i mając nadzieję, że wycofanie się z oferty wypadło wiarygodnie. Musiał jeszcze raz rzucić okiem na tą listę, podpytać rodzeństwa, listownie dowiedzieć się więcej od samej Miu - a potem, kto wie, może wystarczy nawet umieścić ją u serdecznej rodziny w Mickleham. Nie wszystko obracało się w końcu wokół samego Zakonu.
-Proszę na siebie uważać, czasy są ciężkie. - uśmiechnął się blado i przepraszająco. A gdy tylko odeszła, wyjął różdżkę i zabrał się za to, co dawno powinien zrobić - zabezpieczenie własnego domu przed podobnymi, nieoczekiwanymi wizytami. Nakierował białą magię na drzwi, które od tej pory umożliwią jemu i rodzinie zobaczenie każdego gościa od wewnątrz i przygotowanie się na każdą ewentualność.

Nakładam pułapkę "Szklane Domy", opcm 15

/zt x 2 chlip



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 02.07.20 4:58, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]11.04.20 21:50
11 kwietnia?

Nie była w stanie po prostu myśleć. Usiąść ze spokojem i rozpatrywać coś, co jeszcze nie ułożyło się w jej głowie. Miała dwa etapy przygotowywania planów, myślenia. Pierwszy odbywał się tylko w jej głowie, pomysł musiał urosnąć i sam w większości się ułożyć. Drugi, sprawiał ze siadała między zapiskami, pergaminami i kreśliła jak szalona sprawdzając czy to, co pojawiło się w jej głowie ma sens. Na ten moment na razie pozostawała w pierwszym etapie czując potrzebę zajmowania czymś dłoni i ciała. Coś mało angażującego, na tyle, by nie musiała się na tym skupiać za mocno. Jedynie tyle o ile, pozwalając by głowa robiła dalej swoje. Dlatego też znajdowała się w kuchni, przestawiajac i układając. Przestawiała marszcząc brwi i nie skupiając się za bardzo. Sylwetka Michaela zamajaczyła ją gdzieś za nią, jak próbował coś znaleźć. Usłużnie odpowiedziała gdzie powinien szukać swojej zguby. Zniknął na jakiś czas, by po nim pojawić się raz jeszcze i ponownie za trzecim razem zaczynając kręcić nosem. Wyrwał ją z rozmyślań, spojrzała na niego marszcząc lekko brwi. Uniosła dłoń układając ją na biodrze. Rękawy jasnej koszuli były podwinięte ukazując brzydkie, podłużne blizny, ale w domu się nimi nie przejmowała.
- Tak jest logiczniej. - wytłumaczyła ze spokojem czując, że ta odpowiedź jakoś nie do końca go zadowoli. Wolą rękę uniosła, żeby odrzucić włosy na plecy. - Dobra, mam propozycję. - powiedziała po chwili słuchając mamrotania. Uniosła ręce w geście poddania, a kącik ust dźwignął się ku górze. - Stoczymy pojedynek o to, jak ma tu być. - zaproponowała podchodząc do stołu, podskakując lekko wsunęła się na niego. Założyła nogę na nogę. - Gabriela nie ma, ale chyba Rineheart się gdzieś kręci. Vincent! - krzyknęła przekrzywiając głowę i spoglądając na brata. Wydawało jej się, że Vincent nie wychodził, ale na chwilę obecną nie miała go w zasięgu wzroku. Walka jeden na jeden przy tym, co miała w zanadrzu mogła nie być równomierna. A ona miała ochotę na coś wymagającego. Dwóch przeciwników zdecydowanie właśnie tym było. - Wygram ja - dłoń uniosła się leniwie z wyciągniętym palcem wskazała na samą siebie - i będzie po mojemu. Wygrasz ty - cel się zmienił, palec wskazywał teraz na Michaela. - i wszystko będzie tak jak było. - zaproponowała, czekając na decyzję brata. Z miną niewiniątka sięgnęła po kubek w którym miała zimną już kawę, by właśnie nim zakryć prowokujący uśmiech. Oczy rzucały nieme wyzwanie zaciekawiona czy je przyjmie i czy na pojedynek zgodzi się też Vincent. A gdy ten zjawił się spojrzała na niego odkładając kubek. - Mike ma prośbę. - powiedziała usłużnie spoglądając na brata.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wejście 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wejście [odnośnik]14.04.20 0:27
Bardzo szybko adaptował się w nowym otoczeniu. Pozbawiony bezpiecznego, prawdziwego, a przede wszystkim własnego azylu, nie przykładał wagi do pomieszczenia, a tym bardziej do jego wystroju. Niewielka przestrzeń, którą sobie wygospodarował, wydawała się wręcz zbawienna. Przy pomocy gospodarza, udało się przearanżować, przestawić kilka mebli. Do użytku, dostał wolną, niezbyt wygodną kanapę, kanciastą, komodę i drewniane biurko, które natychmiast zapełniło się opasłymi tomiszczami, buteleczkami i pożółkłymi pergaminami. Miał również dostęp do niewielkiego okna, które rzucało światło wprost na zapisane drobnym drukiem stronice. W godzinach popołudniowych, zalewały ów kąt, ciepłym, pomarańczowym, intensywnym promieniem. Co jakiś czas, do jego podnóża, pukała śnieżnobiała, wiecznie niezadowolona sowa, przynosząca niewielkie zawiniątko. Dzisiejszego dnia, praktycznie nie wychodził z domu. Zmniejszona ilość zleceń, brak jakichkolwiek wezwań w sprawie zainfekowanych klątwą obiektów, zachęcało do chwili wytchnienia. Myśli nie przestawały dręczyć skupiony, analityczny umysł, lecz w tym momencie maskował je informacjami z niedawno zdobytego podręcznika. Siedząc na strzelistym krześle, opierając nogi o kant biurka i okrywając dłonie w warstwie swetra, wczytywał się w skomplikowane linie. Zagłębiał jedną z książek do zielarstwa, którą odnalazł w miastowym antykwariacie, kilka tygodni temu. Marszcząc brwi, rozpracowywał wyraźne ryciny, właściwości, zastosowanie, a także pochodzenie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że spisano ją w pięknym i melodyjnym języku francuskim. Zrządzenie losu, nieprawdaż? Mimo jego znajomości na poziomie komunikatywnym, fachowa literatura okazywała się katorgą. Dlatego też mały, kieszonkowy słownik, spoczywał na kolanach, gdy co jakiś czas, ołówkiem zapisywał nieznane i niezrozumiałe zwroty. Dźwięki dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia, wydawały się nie absorbować. Tylko raz, w ciągu nieprzerwalnej sesji, uniósł głowę zaciekawiony, słysząc dźwięczny kobiecy głos. Czy to możliwe, aby wszyscy zaszczycili schron swą wyjątkową obecnością? Po chwili jednakże, gdy szmer odsuwanych mebli wbił się w bębenki słuchowe, krzyk wyrwał go z przejmującej lektury.
Vincent!
Przymknął książkę, wkładając palec pomiędzy stronice. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej intensywnie, próbując odgadnąć intencję nawoływania. Do czego mógłby być potrzebny? Wzdychając ciężko, leniwie zsunął się z krzesła. Przejechał dłonią po włosach i nieco statycznej twarzy. Wolumin nie opuścił jego rąk, aż do momentu, w którym powolnie przekroczył próg chaty. Przytulił ramiona do szyi, gdyż niechciane zimno, uderzyło w całą sylwetkę. – Wołaliście mnie? – wypalił pytająco z wyraźnym wyrzutem. Czy byli świadomi, że przerwali mu ważne przygotowania? Przejechał wzorkiem po obu profilach – wyglądali na pobudzonych. Co takiego kombinowali? Zmarszczył brwi podejrzliwie, zwracając głowę w stronę starszego aurora: – No słucham. – dodał po chwili, próbując odgadnąć zamiary tajemniczej dwójki. Czyżby chcieli go do czegoś zaangażować, poprosić o pomoc? Skrywany uśmiech Justine wydał mu się podejrzliwy, nietypowy. – Chcecie mnie w coś wkręcić, tak? Mam pozmywać naczynia? – wspaniale się zapowiadało, ot co.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Wejście [odnośnik]14.04.20 2:27
11.04

Mieszkali ze sobą mniej niż dwa tygodnie, a Mike już nie mógł niczego znaleźć. Nie rozumiał, jak to możliwe. Byli rodziną, dzielili dom odkąd pamiętał, a potem... może i każde z nich mieszkało kilka lat samo albo osobno, ale dlaczego powrót do dawnego stanu rzeczy miałby być problemem? Na początku przywitał rodzeństwo i Vincenta z ekscytacją. Chata w Mickleham od dawna kojarzyła mu się z pustką, z samotnością, z długimi miesiącami depresji, które spędził tutaj po powrocie z Norwegii, odmawiając kontaktu z kimkolwiek. Tamta izolacja była jego błędem, jednym z największych w życiu. Od śmierci matki postanowił nie unikać rodziny nigdy więcej, od dawna tęsknił za obecnością Justine i Gabriela (i Kerstin, i taty, ale o nich próbował nie myśleć, aby nie tęsknić) w swoim życiu, bez wahania zdecydował, że po upadku Londynu będą mieszkać razem. Razem znaczy bezpieczniej, razem znaczy weselej, razem znaczy... najwyraźniej w kuchennym chaosie?
Podobnie jak Vincent, oddawał się dzisiaj czytaniu, ze zmarszczonymi brwiami studiując podręcznik do numerologii. Vane wyjaśnił mu jak działają świstokliki, ale Mike nadal nie rozumiał jak odnieść wiedzę do nakładania pułapek, a konieczność zabezpieczenia domu stawała się coraz pilniejsza. O ile Rineheart zdawał się przynajmniej zainteresowany swoją lekturą, o tyle dla Mike'a nauka o numerach i wykresach była przykrym obowiązkiem, środkiem do celu. Żmudny i nudny tekst, a także zbliżająca się pełnia, sprawiały, że Tonks stawał się nerwowy. Więc, aby się uspokoić, podjadał.
Najpierw poszedł do kuchni po herbatę, ale Justine zrobiła rewolucję w szafkach i nie mógł znaleźć swojego ulubionego kubka. Potem zrobił sobie kanapkę, ale masło leżało gdzie indziej niż zwykle. W końcu uznał, że zaraz uśnie przy podręczniku i ruszył się po kawę, ale w metalowej puszce znalazł - o zgrozo!!! - suszony koper! Wybałuszył oczy, chcąc spytać siostrę gdzie przesypała jego kawę i dlaczego (co prawda, na blacie znajdowały się inne metalowe puszki, może któraś z nich prezentowałaby się ładniej, ale - przecież jego system działał!), ale sprytna Justine uprzedziła jego wyrzuty. Pokręcił lekko głową, czując się jakby miał przed sobą młodszą wersję ich mamy. To wcale nie było logiczne, nie dla niego.
Uniósł brwi, krzyżując ramiona.
-Pojedynek o kuchnię? - to było... tak irracjonalne, że nie był pewien czy ma nadal być zirytowany. W końcu, mimowolnie, jego usta wygięły się w rozbawionym uśmiechu. Czuł się, jakby cały dzień siedział na tej kanapie, z chęcią się porusza.
Z narastającym rozbawieniem obserwował, jak Justine woła Vincenta. Sam oferował mu wcześniej herbatę i napotkał na jego twarzy równie skupiony wyrzut, więc taktownie zamilkł.
-Justine uważa, że powinniśmy pojedynkować się o to, czyj sposób organizacji kuchni jest lepszy. A ty - będziesz nam sędziował! - zapowiedział, bo przecież był starszym bratem i aurorem. Może i jego siostra nieustannie trenowała, ale musiał dać jej radę, w obronie własnej kuchni. Stawianie Rinehearta w jakiejkolwiek innej stronie niż sędziego nie mieściło mu się w głowie, więc nie mógł wiedzieć, że Justine wcale nie miała na celu zawołania bezstronnego obserwatora.
-Mico! - sięgnął po różdżkę, podejmując wyzwanie.



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 02.07.20 4:58, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wejście 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]14.04.20 2:27
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 64
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach