Wydarzenia


Ekipa forum
I could have danced all night (1946)
AutorWiadomość
I could have danced all night (1946) [odnośnik]20.02.20 0:00
Hogwart, 1946


Wszedł do biblioteki, zostawiając za drzwiami kolegów. Wcześniej odbyli naradę wojenną, a do wykonania zadania wyznaczono właśnie jego - nieskromnie mówiąc, najprzystojniejszego z tej grupki Ślizgonów, a rodzice sprezentowali mu szykowną szatę galową. Najważniejsze było jednak to, że zawsze chodził swoimi drogami i wiedział, jak unikać kłopotów. Nie zdążył jeszcze podpaść nowej prefekt, więc nie wzbudzi jej podejrzeń. Z kolei jego koledzy byli od września zdeterminowani, by dać tej dziewczynie zasłużoną nauczkę. W głębi duszy Daniel uważał, że sami byli idiotami, dając się złapać pod żeńskim dormitorium w trakcie ciszy nocnej, ale nie zmieniało to faktu, że jego dom stracił w tym semestrze sporo punktów.
Zimowy Bal był doskonałą okazją do zapłaty. Ślizgoni wymyślili cały plan publicznego upokorzenia małej metamorfomag, Dan miał go tylko wcielić w życie. Odrobina negatywnych emocji, a jej włosy zrobią się zielone albo niebieskie, a dziewczyny podobno przejmowały się takimi wpadkami.
Najtrudniejszą częścią planu zdawało się tylko zaproszenie brunetki na bal. Dlaczego miałaby zgodzić się na propozycję Ślizgona?
Na szczęście, pomysł był opracowywany już od kilku tygodni, więc Dan miał czas się przygotować. Regularnie siadywał w bibliotece przy tym samym stoliku, co dziewczyna, gotów służyć pomocą, gdyby upuściła jakąś książkę (niestety, nie była niezdarna i nie zdążył zabawić się w rycerza). Kilkakrotnie zagadnął ją o jakąś naukową głupotę z okładki czytanej przez nią książki albo o temat związany z obroną przed czarną magią, a Krukonka (jak wszyscy przedstawiciele jej kujońskiego domu) złapała przynętę. Nie był już całkiem obcy, był uprzejmym rozmówcą o podobnych zainteresowaniach (owutemy same się nie napiszą).
Ruszył prosto do jej stałego miejsca w kącie biblioteki, wiedząc, że o tej porze znajdzie ją nad książkami. Przeczesał dłonią bujne włosy, wmawiając sobie, że wcale nie jest zestresowany. Przecież wszystko sobie przemyślał, nawet się dzisiaj ogolił.
Stanął nad jej fotelem, spoglądając z góry na drobną sylwetkę. Coś szkicowała, a on powstrzymał chęć zerknięcia na rysunek. Zdążył już zauważyć, że bardzo ładnie rysowała.
Odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
-Hej. - zagaił i urwał. Niezręczna cisza. Chyba najlepiej od razu przejść do konkretów?
-Z kim idziesz na Bal Zimowy? - a z kim miałaby iść? Chwila, a może naprawdę z kimś idzie, może w dormitorium Krukonów czai się na przykład jakiś… artysta w okularkach? Ugh.
-Bo, tak sobie pomyślałem… może poszłabyś ze mną? - nie tak to miało brzmieć, nie tak nieśmiało. Zdziwiony tym, że brzmi jak idiota, pośpiesznie wyjął zza pleców czerwoną różę.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]27.02.20 20:19
Nie spodziewała się towarzystwa. Było jeszcze przed południem, większość uczniów wciąż przesiadywała w Wielkiej Sali, jedząc późne śniadanie czy odpoczywając przed nadchodzącym meczem Quidditcha, bodajże między Krukonami i Puchonami - Maeve nie śledziła rozgrywek na bieżąco, bazując na opowieściach rozemocjonowanych braci, woląc cichą bibliotekę od zatłoczonych, wietrznych trybun pobliskiego stadionu. Dlatego też, korzystając z tego, że komnata świeciła pustkami, zajęła miejsce w swym ulubionym fotelu, a z czasem rozsiadła się wygodniej i podciągnęła pod siebie nogi, pilnując jednak, by spódnica nie zadarła się nieprzyzwoicie wysoko. Nie zajmowała się czytaniem siódmego tomu Standardowej księgi zaklęć, jeszcze nie; nauka mogła poczekać, nie goniły jej żadne terminy, poprzedniego wieczoru napisała już wypracowanie na Obronę Przed Czarną Magią, do tego na całe dwie rolki pergaminu, dlatego pozwoliła sobie odpocząć. Przynajmniej na chwilę.
Zawsze, kiedy szkicowała, oddawała się temu w pełni; albo cały świat przestawał dla niej istnieć, zastąpiony przez powoli kreślone na papierze imaginacje, często wyjęte wprost z jej snów, albo bezwiedne stawianie kolejnych kresek pomagało z kłębiącymi się w głowie obawami, z opanowaniem nerwów. Garbiła się, nieświadomie pochylając nad trzymanym w dłoniach notesem, bez najmniejszego zawahania przyciskając ołówek do papieru, raz po raz odsuwając się, przekrzywiając głowę i spoglądając na rysunek z większego dystansu. Nie zauważyła nawet, kiedy przestała być sama; kroki Wrońskiego musiały ponieść się echem, zagubić między zakurzonymi regałami zamkowej biblioteki, lecz przecież była zbyt zajęta, zbyt skupiona na tworzonej ilustracji, by zwrócić na to uwagę. Widocznie drgnęła, gdy odchrząknął, dopiero wtedy budząc się z transu, niechętnie schodząc na ziemię. Od razu zmieniła pozę, spuszczając stopy na ziemię, poprawiając materiał spódnicy i zamykając trzymany w dłoniach kajet. - Wroński - odezwała się na tyle swobodnie, na ile umiała, tylko odrobinę zawstydzona tym, w jakim momencie ją znalazł, że pozwoliła sobie na tyle wygody poza dormitorium. - Cześć - dodała, gdy zdała sobie sprawę z tego, że zabrzmiała może za ostro, niegrzecznie. Mimowolnie wyprostowała plecy, założyła za ucho kosmyk sięgających nieco powyżej ramion włosów i przybrała na usta uprzejmy, lecz nie zbyt uprzejmy, uśmiech. - Ja... Co? - Wybił ją z rytmu, nim jeszcze zdążyła go odzyskać. Zmarszczyła brwi, nie potrafiąc zachować pełnej kontroli nad mimiką twarzy; czy to był jakiś żart? Czy za jednym z regałów tłoczyli się inni Ślizgoni, tylko czekający na to, co powie...? Nigdy nie był względem niej niemiły, nigdy nie widziała go wśród tych, którzy wyśmiewali ją za przypadkowe przemiany czy złorzeczyli za odejmowane Slytherinowi punkty, lecz sama przynależność do domu węża kazała jej zachowywać bezpieczny dystans. Spoglądać na niego z podejrzliwością. Choć sama przed sobą musiała przyznać, że kiedy zagadywał o czytaną książkę czy zaawansowane uroki, nie rozmawiało im się źle. Zdawał się nie być jednym z tych rozpieszczonych, zapatrzonych w czubek własnego nosa chłopaczków... Lecz przecież wcale go nie znała. Ba, od Ronana i Caleba słyszała tylko, że na boisku bywa bezwzględny, brutalny - i podstępny, jak inne węże.
Na chwilę zamarła w bezruchu, nie rozumiejąc, co się dzieje. Czy on właśnie zaprosił ją na bal? I wyciągał ku niej różę? Rozwarła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz nie wydobyło się z nich nawet słowo. Przeniosła spojrzenie otworzonych szerzej, zdradzających ją z dogłębnym zaskoczeniem oczu z kwiatka na twarz Wrońskiego, próbując wyczytać z niej coś, cokolwiek. Nie brzmiał, jakby próbował z niej zakpić, nie wyglądał, jakby miał wybuchnąć zaraz śmiechem, a jednak coś powstrzymywało ją przed dopuszczeniem do siebie naturalnej w tej sytuacji radości. Ulgi? - Jest piękna. Skąd ją masz? - wydusiła z siebie po chwili, wiedząc, że nie może dłużej milczeć. Nie potrafiła się zachować, bo jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji. I myślała, że nie będzie; nie sądziła, by ktokolwiek miał próbować ją zaprosić. Daleko jej było do pewnych siebie, urodziwych, sympatycznych uczennic, a przecież mógłby wybrać dowolną i pewnie żadna by mu nie odmówiła. Był wygadany, grał w Quidditcha, a do tego nikt nie miał wątpliwości, skąd się tu wziął, dlaczego w ogóle dostąpił zaszczytu trzymania w dłoni różdżki. - Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie umiem tańczyć. Tylko bym cię deptała - dodała, próbując zracjonalizować swoją tendencję do uciekania. Mimo to poczuła, że towarzyszący jej cień podekscytowania znika tak szybko, jak szybko się pojawił.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]02.03.20 8:27
Obserwował Maeve już z dystansu, niczym drapieżny ryś polujący na swoją ofiarę (swoją drogą, zawsze dziwił się, że jego patronus nie jest żadnym drapieżnikiem z Puszczy Białowieskiej, o której tyle słyszał od matki w bajkach na dobranoc. Ale kruki też ponoć potrafiły być drapieżne).
Wyglądała, jakby czuła się w bibliotece jak w domu - to chyba nic dziwnego, była w końcu Krukonką. A przy tym posiadała niezwykłą i irytującą zdolność pozostawania skromną w każdej sytuacji. Przypatrywał się jej już od kilku tygodni, a jej spódnica nigdy nie podwijała się nieodpowiednio, dekolt zawsze pozostawał zasłonięty. Miał nadzieję, że nie przyjdzie na Bal Zimowy w jakimś... stroju godnym Szarej Damy.
Obawy rekompensował mu spodziewany podziw w oczach kolegów, oraz wyobrażenie jej spektakularnych włosy. Wyglądało na to, że Clearwater usilnie pragnie pozostać szarą myszką, ale jej fryzura żyje własnym, ciekawszym życiem.
(Czy gdyby ją kiedyś pocałował, jej włosy stałyby się ogniście czerwone? Czasami sobie to wyobrażał, a jednak, z niewytłumaczalnych powodów, nie miał odwagi zasugerować takiego rozwiązania kolegom. Choć przecież to byłoby o wiele... efektywniejsze i...szybsze, tak, szybsze, niż próba werbalnego upokorzenia!)
Dzisiaj ciemne kosmyki były jednak spokojne, normalne. Opadały jej na twarz w dziwnie rozczulający sposób i Dan miał ochotę je odgarnąć, ale nigdy przecież nie dotknął Maeve. Nie chciał płoszyć ofiary, nie dopóki nie zatańczą pierwszego walca.
-Clearwater. Co dziś rysujesz? - nieco szorstko odpowiedział nazwiskiem na nazwisko, choć przecież zawsze myślał o niej jako o Maeve. Czy to ona narzuciła ten werbalny dystans w ich rozmowach, czy ton pragnął podświadomie odciąć się od dziewczyny, której miał tak okrutnie dokuczyć? Już nie pamiętał. Przechylił głowę, chcąc dojrzeć choćby skrawek zawartości jej szkicownika, choć chyba nie powinien, choć już wiedział, że starannie strzegła swej twórczości przed światem.
Sekundę później nie pamiętał już o chłodnym powitaniu (nie umiał przecież dostrzec, że nastolatka chowała wstyd za maską opanowania - sam był przecież nastolatkiem, chmurnym i niedojrzałym!), rozciągając usta w triumfalnym uprzejmym uśmiechu. Podziałało.
Chyba po raz pierwszy widział ją całkowicie zaskoczoną, bo przecież zawsze była taka opanowana, zawsze miała w zanadrzu jakąś inteligentną ripostę, zawsze wiedziała coś na temat, którym usiłował jej zaimponować. Tego się nie spodziewała, a jej zdumienie miło łechtało jego męskie ego - zupełnie, jakby sam wymyślił to zaproszenie, jakby nie działał na polecenie mściwych kolegów. Wąż w jego wnętrzu zasyczał z dumą, rad, że wszystko idzie zgodnie z planem, że jeszcze nie powiedziała nie. Przy tych wszystkich podstępach, Daniel pozostawał jednak nastoletnim chłopakiem, który nigdy nie zaprosił nikogo na bal gdy nie był absolutnie pewny entuzjastycznej zgody. Dbał o swoją reputację i chociaż czasem podobały mu się nieosiągalne i posągowo piękne szlachcianki, to na partnerki zawsze wybierał dziewczyny o swoim statusie krwi i zamożności. Ślizgonki, które od dawna wodziły za nim wzrokiem na wspólnych zajęciach i które dawały mu swoją zgodę na wszystko zanim zdążył spytać. Ich podziw oraz chęć do namiętnych pocałunków zawsze były bardzo miłe, choć po fakcie nie sprawiały mu spodziewanej satysfakcji - wszystko szło z nimi jakoś za łatwo.
Żadna nie patrzyła na niego tak, jak Maeve. Zamarł, starając się zapanować nad mimiką twarzy. Miał wrażenie, że ciemne oczy Clearwater przenikają aż do jego zepsutej duszy - czy zaraz dojrzą w nim chęć dokuczenia jej, przejrzą ten cały okrutny podstęp?
(I czy tylko tego się lękał?)
Wstrzymał oddech, ale nie powiedziała nic konkretnego. Tylko skomentowała kwiatka. Wiedział, że to dobry dodatek.
-Mam swoje sposoby. - odpowiedział ogólnikowo.
(Matka znała się na ziołach i kwiatach, a Maeve była pierwszą dziewczyną, o której Daniel jej napisał. Matylda zareagowała ze spodziewanym entuzjazmem, Dan zdusił w sobie poczucie winy odnośnie okłamywania własnej mamy, a kolejna sowa od pani Wrońskiej przyniosła mu najpiękniejszą różę, jaką kobieta zdołała znaleźć.)
-Piękna jak ty. - dodał, choć wcale tego nie planował. Słowa jakoś same uleciały z jego ust, gdy zerknął najpierw na kwiat, a potem na czujną twarzyczkę Maeve.
(O Merlinie, czy on w ogóle kiedykolwiek powiedział jakiejś dziewczynie, że jest piękna? Pancy rzekł, że jest ładna, a Brunhildzie, że ma świetne piersi, a jeszcze innej, że dobrze się całuje, ale akurat jej imienia już nie pamiętał...)
Zamrugał i przeniósł wzrok z powrotem na kwiat, dziwnie speszony. To spotkanie wcale nie przebiegało tak, jak planował.
Zwłaszcza, że Maeve... mu odmawiała?!
Przeniósł na nią wzrok, wyraźnie zszokowany i nieco zraniony rozczarowany. Żadna jeszcze mu nie odmówiła, a na pewno nie z tak błahego powodu.
-To nic takiego, to przecież mężczyzna prowadzi. No i mam porządne buty, bez obaw. Zaufaj mi, Clearwater. - zapewnił pośpiesznie, nieco zbyt pośpiesznie, nie planował wcale tej wstawki o zaufaniu.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]05.03.20 21:09
Nie zdziwiła się, kiedy odpowiedział nazwiskiem na nazwisko; sama dążyła do zachowania bezpiecznego dystansu, począwszy od słownego, na cielesnym skończywszy. Nie mówiła do ślizgona po imieniu, nie siadała zbyt blisko, nie pozwalała również, by to on mimochodem skracał dzielącą ich odległość - dlatego też nie spodobało jej się, że dała się tak zaskoczyć. Siedząc w swym fotelu nie miała większego wpływu na to, w jakiej odległości przystanie, również ewentualna ucieczka była znacznie utrudniona. - Nie podglądaj - odpowiedziała stanowczo, tonem godnym prefekt, którą przecież była, zanim jeszcze zamknęła trzymany w dłoniach kajet; zwykle nie miała nic przeciwko chwaleniu się swymi rysunkami, przynajmniej przed niektórymi, bardziej zaufanymi uczniami, on zaś był wężem i starała się o tym nie zapominać. Nim jednak zdała sobie sprawę z jego obecności, mógł dostrzec, że w notatniku pojawiało się coś na kształt jaszczurzej, lecz przy tym dostojnej sylwetki o wyrastających zza głowy kolcach, wciąż miała przy tym problem z odpowiednim odwzorowaniem skrzydeł ogniomiota; musiała poszukać odpowiedniej księgi, nie zaś bazować jedynie na zniekształconych przez czas wspomnieniach pokazywanych przez ojca rycin, snutych przez niego opowieści. - Przepraszam - zreflektowała się po krótkiej chwili, znów miotając się między odruchami a dobrym wychowaniem. Nie dał jej powodu do takiego zachowania, lecz zielone wstawki na jego szacie stale przypominały, z kim ma do czynienia. Była uprzedzona, zdawała sobie z tego sprawę, a jednocześnie nie uważała tego za wadę, za coś, co powinna zmienić; to oni ją do tego doprowadzili. - Nic takiego - dodała szybko, mając nadzieję, że Wroński odpuści; przecież tak naprawdę wcale go to nie interesowało.
Nie potrafiła odgadnąć, co oznacza jego enigmatyczny uśmiech, jakie kryją się za nim emocje. Wodziła więc po twarzy starszego, wyraźnie górującego wzrostem - zwłaszcza przy tym ułożeniu - chłopaka szczerze zaskoczonym wzrokiem, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje, co nim kieruje, czy to jeden wielki podstęp, czy po prostu przejaw chwilowej utraty poczytalności. A im bardziej nie rozumiała, tym większa ogarniała ją panika. - Swoje sposoby - powtórzyła po nim powoli, kiwając przy tym krótko głową; w porządku, niech i tak będzie, wszak bezpieczniej czuła się na gruncie powściągliwych niedopowiedzeń. Lecz dlaczego postanowił zmarnować różę akurat na nią? I czy przypadkiem nie miał już partnerki na bal? Maeve lubiła wiedzieć, a wiedza nie ograniczała się jedynie do zalegających w bibliotece ksiąg, do wysłuchiwanych każdego dnia wykładów; docierały do niej różne plotki, które zwykła kolekcjonować z zaskakującą skrupulatnością. Żyła życiem innych, słuchając o ich miłostkach, łzawych zerwaniach i jeszcze łzawszych powrotach, samej trzymając się z boku, w oferującym anonimowość cieniu - a przynajmniej na tyle, na ile była w stanie ze swymi niekontrolowanymi przemianami, nad którymi wciąż uczyła się panować. - Och, błagam cię. - Wyraźnie obruszyła się na jego komplement, posyłając mu w założeniu piorunujące spojrzenie zmrużonych gniewnie oczu, mimo to jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem; ewidentnie nie radziła sobie z zawstydzeniem, które ją ogarnęło, a które mieszało się z niesłabnącą podejrzliwością. Nie żartuj ze mnie, zdawała się mówić, choć słowa te nie przeszły przez gardło, wyraźnie wybrzmiewały jednak w całej jej postawie. Kolejna wypowiedź wciąż wyciągającego ku niej różę chłopaka zdziwiła ją jeszcze bardziej, bardziej nawet niż to nieoczekiwane, ewidentnie nieszczere pochlebstwo. - Dlaczego chcesz, żebym ci zaufała? Poza tym... czy ty nie masz już przypadkiem partnerki na bal? Jakiejś Pancy czy innej fanki brutalnego wybijania tłuczków na prawo i lewo? - odparła szybko, pewnie zbyt szybko biorąc pod uwagę pobrzmiewające w głosie rozdrażnienie. Dopiero kiedy skończyła, odetchnęła głębiej i spokojniej, powoli zaczynając żałować, że nie potrafiła okiełznać swych emocji, że potraktowała Daniela w taki sposób, choć obiektywnie rzecz ujmując - był względem niej miły. Lecz może właśnie o to chodziło, był zbyt miły, podejrzanie miły, a ona nie przywykła do takich rozmów. Ani otrzymywania kwiatów.
Ściągnęła usta w wąską kreskę, uciekła wzrokiem gdzieś w bok i westchnęła cicho. Jego zaproszenie mogło uratować ją przed wieloma niewygodnymi pytaniami, chociażby dlaczego nie pojawiła się na potańcówce, lecz też przysporzyć wielu innych - co ją podkusiło, żeby iść tam wraz z nim, ze ślizgonem, do tego takim, który zaszedł za skórę jej braciom. Takim, który widywany był w towarzystwie wielu różnych dziewczyn. Bo czy chciałaby być stawiana wraz z nimi w jednym szeregu?


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]13.03.20 7:01
Może i niektórzy uważali Ślizgonów za przebiegłe gady, ale to Maeve była sprytna jak... uroczy kuguchar wąż. Z rosnącą irytacją (skrywaną pod fałszywym uśmiechem) zauważał, jak zawsze powiększała dzielący ich fizyczny dystans, nie reagując na żadne z jego flirciarskich trików. A przecież miał ich cały repertuar! Czy naprawdę nic na nią nie działało? Ambicja zżerała go od środka i nawet się nie spostrzegał, a przestał wizualizować sobie wywiad kolegów na widok upokorzenia Clearwater. Zamiast tego, wyobrażał sobie jej gładką skórę, delikatne dłonie i wszelkie kolory, jakimi mieniły się jej włosy.
A jednak, cały czas z nim rozmawiała i pozostawało mu się łudzić, że to efekt jego uroku osobistego, a nie jej dobrego wychowania.
-To wąż? - uniósł brwi, z łobuzerskim uśmiechem próbując podejrzeć coś w jej kajeciku. Manewrowała jednak zeszytem zbyt zwinnie, by mógł rozpoznać ogniomiota. (A może zgadł, że to smok, ale postanowił się podroczyć, odwołując się do godła Slytherinu? W sumie, byłoby mu bardzo miło jakby narysowała kiedyś węża. Zawsze chciał powiesić godło Slytherinu w swoim pokoju w rodzinnym domu, chyba aby przypomnieć ojcu, że pomimo jego prognoz dostał się do Domu Węża, a nie Hufflepuffu).
-...nie szkodzi. - dodał, zmuszając głos do łagodności. Gdyby naprawdę flirtował teraz ze swoją przyszłą dziewczyną, nie odpuściłby. Dostrzegał w Maeve rys nieśmiałości i wiedział, że niepewne siebie panny trzeba zapewniać o swoim zainteresowaniu. Pokazałby, że naprawdę interesuje się jej rysunkami, nawet za cenę tymczasowego spłoszenia ślicznotki. Kiedyś Pancy tak się spłoszyła tym, że się spłoszyła jego docinkami (kobieca logika), że po ucieczce z pokoju wspólnego zaciągnęła go między regały biblioteki i nieproszona rozpięła koszulkę.
Ale nie flirtował z nią przecież dla siebie, tylko dla Slytherinu. (Prawda?!). Bal zbliżał się wielkimi krokami, Wroński miał limitowany czas, więc postanowił się go trzymać. Grać nieszczerze, acz bezpiecznie. Musi stąd wyjść z jej deklaracją, nie może sobie teraz pozwolić na żadne zawstydzanie Maeve, choćby nie wiadomo jak kuszące i zabawne.
Powoli rozciągał usta w zachęcającym uśmiechu, widząc jej narastające zawstydzenie, jej panikę.
(Zarumień się, bardzo Ci ładnie z rumieńcem.)
Napajał się uczuciem kontroli nad sytuacją (tego uzależniającego uczucia władzy dostąpił wszak dopiero w Hogwarcie, nie zdążył jeszcze się z nim oswoić), podekscytowany tym, że dziewczyna chyba nie mogła zebrać słów. Może wcale nie był jej obojętny? Aż...
Błagam cię? Uśmiech szybko spełzł mu z twarzy w odpowiedzi na nieoczekiwany atak, chyba będzie musiał improwizować... ale przynajmniej się zarumieniła. I odwołała do Pancy - jakim cudem kojarzyła imię jego byłej dziewczyny? Z najwyższym trudem zachował pokerową twarz, bo o ile coś było milszą niespodzianką niż rumieniec na twarzy Maeve, to była to jej zazdrość.
Nonszalancko wzruszył ramionami.
-Znasz Pancy? - zapytał niewinnie, pozorując zdziwienie. Blondynka była głupiutka jak but, wątpił aby brała jakiekolwiek zaawansowane zajęcia z Krukonką, o przyjściu do biblioteki nie wspominając. -Wolę zaprosić na bal kogoś interesującego. Chyba, że takie rozrywki są poniżej krukońskiego intelektu, Clearwater? - skoro komplementy nie działały, pora uderzyć w jej ambicję. I może dać jej jakąś furtkę bezpieczeństwa.
-Prawdę mówiąc, też uważam je za trochę nudne, dlatego chciałem zaprosić kogoś, z kim będzie chociaż miło. Jak się znudzisz, wymkniemy się na Błonia pooglądać gwiazdy... - zamrugał, bo nie zdążył przemyśleć tej propozycji. Maeve zaraz uzna go za jakiegoś babiarza, który obmacuje dziewczyny pod gwiazdami. -...żebym... opowiedział ci pod gwiazdami o Quidditchu oczywiście, to wbrew pozorom bardzo interesująca gra, znaczy pewnie już to wiesz, bo kibicujesz braciom, ale pozycja pałkarza wcale nie jest taka...tylko...brutalna i to przecież nic osobistego, że gram przeciw Gryfonom i Krukonom, albo...tutaj, wymkniemy się tutaj, do biblioteki. Będzie...hm, pusta i spokojna. - wybrnął, nie wiedząc nawet, że w jego głos znowu zakradła się odrobina niepewności.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]15.03.20 11:52
Nie zniechęcił się, zamiast tego postanowił odbić piłeczkę i zadać pytanie z tym łobuzerskim uśmiechem na ustach, który zwykle obserwowała gdzieś z boku, gdy wystawał na zamkowych korytarzach w towarzystwie innych dziewczyn, takich jak Pancy, tym razem zarezerwował go jednak dla niej; próbował ją sprowokować? - Nie - odpowiedziała ostrożnie, ogniskując spojrzenie niebieskoszarych oczu na twarzy chłopaka, najpierw na wygiętych zaczepnie wargach, później na jego czuprynie. Przez krótką chwilę wahała się, czy nie zdradzić się z tym, co faktycznie próbowała narysować, byle tylko zakończyć już ten temat; wtedy pomyślała jednak, że mógłby się uczepić słówek, wytknąć powiązania smoków i węży, a na to nie chciała mu pozwolić. - Jedynym wężem tutaj jesteś ty - dodała z przekąsem, po czym przelotnie uciekła wzrokiem gdzieś w bok; nie chciała, by wyczytał cokolwiek z jej spojrzenia, zauważył drgnienie kącika ust. Mimowolnie zacisnęła palce mocniej na okładce trzymanego w dłoniach notatnika, jak gdyby nadal musiała go chronić przed ciekawskim wzrokiem Wrońskiego. Kiwnęła głową, gdy z całą łagodnością, na jaką było go stać, odpowiedział, że to nic takiego; może naprawdę tak myślał, a może mówił tak jedynie przez grzeczność. Tak czy inaczej utracił zainteresowanie, co przyjęła z mieszanymi uczuciami; ulgą, ale i delikatnym ukłuciem rozczarowania.
Nie wiedziała, jak powinna się zachować, jak chciała się zachować. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, choć czasem próbowała sobie wyobrażać podobne momenty - kiedy ktoś próbował zaprosić ją na bal, do Hogsmeade, czy chociażby spacer po błoniach. Jednak nad snutymi przed snem marzeniami łatwiej było zapanować niż nad sprzecznymi, paraliżującymi uczuciami, które powstrzymywały ją teraz przed ucieczką, ale i utrudniały naturalne reagowanie na tę zaskakującą, wzbudzającą podejrzliwość propozycję. Wciąż się uśmiechał tym swoim wilczym, pewnym siebie sposobem, a przynajmniej dopóki emocje nie wzięły nad nią góry, nie zmrużyła gniewnie oczu, nie najeżyła się i nie dała mu niemego ostrzeżenia. Jedynym, czego chciała uniknąć za wszelką cenę, było upokorzenie. Zaś takie banalne, wytarte komplementy były niczym więcej jak tanimi pochlebstwami, które z pewnością mogły kupić wiele słodkich momentów w towarzystwie niektórych uczennic, lecz nie miały wiele wspólnego z prawdą. Dlaczego się nią zainteresował? Dlaczego ją tu odnalazł? Podskórnie obawiała się motywów Wrońskiego, upatrując w nich podstępu, spisku, nadciągającej wielkimi krokami katastrofy. Złożona przez niego propozycja kusiła, tak samo kusił wciąż trzymany w jego dłoni kwiat, lecz jak wysoką cenę musiałaby zapłacić za pojawienie się na balu u jego boku?
Czy takie rozrywki były poniżej krukońskiego intelektu...? Uniosła wyżej brew, gdy tym razem naprawdę postanowił ją sprowokować; to jednak sprawiło, że dyktowana przez panikę złość gdzieś wyparowała, zastąpiona przez chłodniejsze opanowanie. Wiedział gdzie uderzyć. - Nie muszę jej znać, żeby wiedzieć o jej istnieniu - odpowiedziała powoli, cierpko, dostrzegając nonszalanckie wzruszenie ramion, niby to zdziwiony ton głosu. Nie wiedziała, ile prawdy było w plotkach, ani czy Pancy nadal go interesowała; z pewnością nie była jedyną, którą ciągnęło do umięśnionych graczy Quidditcha. Może po prostu sięgnęła nie po to imię, po które powinna? Następna wypowiedź ślizgona nie była już taka śmiała, zaczepna; brzmiał, jak gdyby próbował się asekurować, inna sprawa, że nie wychodziło mu to najlepiej. Lecz właśnie ten brak pewności siebie, charakterystycznej buty dał jej złudne poczucie kontroli. Wyprostowała się trochę, bezwiednie zakładając opadający na twarz kosmyk kręcących się włosów; policzki wciąż pokrywał delikatny rumieniec, lecz w spojrzeniu nie było widać tej samej zapalczywości, co jeszcze chwilę temu. - Interesującego... Z kim będzie miło... Nie jestem pewna, dlaczego tak o mnie myślisz, przecież prawie w ogóle się nie znamy. Obawiam się też, że niebywale się rozczarujesz, Wroński, bo nie jestem taką dziewczyną. - Próbowała zachować kamienną twarz, chociaż w jej głosie pobrzmiewało napięcie, pewna nerwowość. Wymykanie się na błonia czy do opustoszałej biblioteki kojarzyło jej się z jednym, za wszelką cenę chciałaby uniknąć takich atrakcji, lecz czy naprawdę właśnie to miał na myśli, jakieś nieprzystające młodym panienkom nieprzyzwoitości? Z nią? Przecież spuścił już z tonu, wyraźnie gubił się w swoich własnych słowach. Może naprawdę chciał opowiedzieć o Quidditchu, naprostować zasiewane przez braci uprzedzenia. Czuła się jednak w obowiązku nakreślić jasną i wyraźną granicę. Dla siebie i dla niego. - Poprzestańmy na pierwotnej propozycji. Z przyjemnością pójdę z tobą na bal, o ile nadal jestem zaproszona - dodała na tyle odważnie i pewnie, na ile była w stanie, jak gdyby ulegając mu mogła coś sobie - i innym - udowodnić. W tej jednej chwili myślała, że to dobry pomysł. Że bez problemu zniesie te wszystkie niepochlebne spojrzenia, śmiechy i szepty, że dzięki temu nie spędzi tego wieczoru w dormitorium, że nie będzie musiała unikać tematu zabawy jak ognia. Dlatego też wyciągnęła dłoń po wciąż trzymaną przez Wrońskiego różę i ostrożnie ujęła ją w palce, podchwytując przy tym spojrzenie chłopaka, przypieczętowując w ten sposób zawieraną umowę. Było już za późno, żeby się wycofać.
Dopiero wtedy odwróciła wzrok, powoli - już bez tej pewności siebie, którą rozbudziło w niej ewidentne wyzwanie ślizgona - zbierając się z fotela; czuła, że musi stąd wyjść, żeby nie popełnić jakiegoś głupstwa. Serce biło jej szybko, zbyt szybko, a radosne podniecenie mieszało się z coraz to nowszymi wątpliwościami, które pojawiały się w związku z balem. Przecież nie umiała tańczyć, nie miała sukienki, a bracia z pewnością zaczną suszyć jej głowę, jak tylko usłyszą, z kim się tam pojawiła... - Do zobaczenia - odezwała się na koniec, uprzejmie i cicho, nieśmiało spoglądając ku jego twarzy po raz ostatni, nie wiedząc, że jej fryzura zaczęła przy tym powoli zmieniać kolor na miedziany. Następnie wyminęła go i ruszyła ku wyjściu z biblioteki, z trudem zachowując przy tym spokój, powoli stawiając kolejne kroki, choć miała ochotę wybiec, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju wspólnym krukonów.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]16.03.20 21:16
(No proszę, nie wiedział, że obserwowała jego łobuzerskie uśmiechy, niegdyś przeznaczone dla innych dziewcząt. Nie wiedział też, czy świadomość bycia obserwowanym napoiłaby go dumą, czy też dziwnym speszeniem).
Nieświadomie umknął wzrokiem, gdy nazwała go wężem. W Slytherinie porównywali się do tego zwierzęcia z dumą, ale w głosie Maeve zadźwięczał jakiś dystans, może nawet pogarda.
Na balu zobaczysz, że nie należy lekceważyć węży - pomyślał zjadliwie, wyobrażając sobie kpiące uśmieszki kolegów, gdy wreszcie dopełnią swoją zemstę za odjęte im punkty.
No właśnie, swoją. Jemu Maeve w sumie nic nie zrobiła, a ranking domów był dla niego tylko zabawą, od której nie uzależniał własnej ambicji. Żył dla siebie, nie dla kolegów, nie dla Slytherinu, nawet nie dla własnej rodziny. Tiara wsadziła go do Domu Węża ze względu na niezależność, a nie altruizm. Tym niemniej, zgodził się być narzędziem w rękach mściwych rówieśników i zamierzał dotrzymać danej im obietnicy.
Nachylił się bliżej, z zainteresowaniem wychwytując cierpki ton głosu Maeve. A zatem wiedziała o Pancy, to w końcu z cycatą blondynką spędził całe kilka miesięcy - czas, jak na siebie, rekordowy. Korciło go, by zapytać czy obowiązki prefektów polegają na szpiegowaniu gdzie i z kim obmacują się uczniowie, ale ugryzł się w język. Maeve nie była jego prawdziwą dziewczyną, żeby mógł sobie z nią flirtować tak śmiało.
-A jednak wiesz. - o jej istnieniu. Słowa same uleciały z jego ust, zanim zdążył ugryźć się w język i wcielić w życie zasadę o niepoczynaniu sobie zbyt śmiało. Czyżby Maeve zauważyła go jeszcze zanim zaczął, na polecenie kolegów, bywać w tej bibliotece? Hipoteza wzbudziła w nim nieokreślone wyrzuty sumienia, ale po plecach przybiegł mu przyjemny dreszcz. Lubił być doceniany.
I lubił jej rumieńce. Wpatrzony w dziewczynę, miotającą się między wstydem i pozorowanym spokojem, nawet nie zauważył kiedy jemu samemu zaczął plątać się język. Dopiero, gdy zaczęła po nim powtarzać jego słowa, wyświechtane zwroty, zrozumiał jak komicznie musiał brzmieć - dla niej. Faktycznie, nie była dziewczyną, którą można mamić rozmowami o Quidditchu, która wzdycha z rozmarzeniem na myśl o gwiazdach, która da się pocałować między regałami biblioteki (choć ta ostatnia perspektywa była nader kusząca). Zamrugał, cofając się o krok. Czyżby go rozgryzła, uważała na podstęp? A może - co byłoby jeszcze gorsze - wzięła za prymitywnego osiłka, dla którego liczą się tylko damskie piersi?
-To...nie tak, po prostu... zauważyłem, że lubisz biblioteki i niepewnie czujesz się w tłumie. - zaprotestował, zbyt bezpośrednio (żadna dziewczyna nie lubi chyba, gdy słyszy prawdę o sobie, gdy chłopak nie poprzestaje na podziwianiu jej spódniczki i dochodzi do głębszych wniosków o jej charakterze. A przynajmniej, jego poprzednie dziewczyny tego nie lubiły), zbyt pośpiesznie. Teraz to na jego policzki wpełzł lekki rumieniec, bo sprawa wydawała się przegrana, nie potrafił zaprosić tej cholernej Clearwater nawet na głupi bal, faktycznie teraz lepiej będzie tam nie iść tylko siedzieć w bibliotece, albo jak najdalej od biblioteki i od kujońskich Krukonek...
...zaprzątnięty gorzkimi myślami, powrócił do rzeczywistości, gdy nieoczekiwanie przystała na jego zaproszenie. Z przyjemnością. Zaskoczony, rozchylił lekko usta, wpatrując się w Maeve jak w obrazek, a potem uśmiechnął się mimowolnie, szczerze.
-Ja...cieszę się. - bąknął, skoro i tak odszedł już całkowicie od swojego scenariusza. A potem ucieszył się jeszcze bardziej, dostrzegając ekscytującą zmianę w jej fryzurze. Słowem tego nie skomentował, żeby nie spłoszyć dziewczyny (bo miedź jeszcze przejdzie w błękit czy coś) i tylko uśmiechał się jak głupek.
-Do zobaczenia. - potwierdził miękko, a gdzieś w okolicy serca (i trzewi!) zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Miedziany, hm? Czy jeśli kiedyś ją pocałuje, to będzie jeszcze bardziej... ogniście?


Kilka tygodni później
W dzień balu uczesał się starannie i przywdział czystą, nowiutką szatę wyjściową. Dobrze, że był starszym bratem i nie mógł nosić ubrań po młodszym. Pomimo dobrej pozycji majątkowej Wrońskich, ojciec rzadko mu cokolwiek kupował - szata była prezentem od matki, niezdrowo podekscytowanej jego wyjściem z jakąś dziewczyną. Zaczął żałować, że poprosił ją o pomoc w zdobyciu róży, bo teraz podpytywała go czasem w listach o Maeve, a zbywanie jej ciekawości przychodziło mu coraz trudniej. Dlaczego chciała tyle wiedzieć, przecież nie był już dzieciakiem! Fakt faktem, nie chwalił się jakoś innymi dziewczynami i nigdy nie dawał kwiatków Pancy.
Szata była czarna jak skrzydła kruka, z kołnierzem obszytym zielono-srebrną nicią. W butonierkę zatknął główkę białej róży - potem wydłuży magicznie łodygę i da kwiatka Maeve.
Koledzy zadawali mu jakieś irytujące pytania odnośnie ich planu, ale zbył ich swoim zwyczajowym, wilczo-złośliwym uśmiechem. Mam wszystko pod kontrolą - zapewnił, raz jeszcze (...dziesiąty raz w ciągu tej godziny) zerknął w lustro i z aprobatą pokiwał głową. Okres dojrzewania obszedł się z nim łaskawie i teraz mógł używać dla swoich korzyści nie tylko inteligencji, ale też siły i prezencji.
Miał przykre wrażenie, że siła i atrakcyjność wcale nie liczą się dla Clearwater, ale może to nieprawda. W końcu zmieniła włosy na miedziane, co nie? Gdy stanął wreszcie pod portretem prowadzącym do pokoju wspólnego Ravenclawu, czekając w umówionym miejscu o umówionym porze, to myślał właśnie o tych włosach. Jakoś go odstresowywały. Ale wcale się nie stresował, wcale nie. Ani trochę.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]22.03.20 17:37
Przez kolejne tygodnie przeklinała się w myślach za swą śmiałość - czy raczej za to, że dała mu się tak łatwo sprowokować. Zdawała sobie jednak sprawę z faktu, że nie tylko dlatego przystała na propozycję wspólnego pójścia na bal, że tak naprawdę Wroński nieświadomie wybawił ją z opresji, pozwalając skupić się na gorączkowym poszukiwaniu odpowiedniej sukni, na nieporadnych, lecz przepełnionych ekscytacją rozmowach z koleżankami z dormitorium, nie zaś na nerwowym unikaniu tematu - nieoczekiwanie mogła stać się jego częścią. Mimo to na regularnie powtarzające się pytania o to, kto ją zaprosił, uparcie nie odpowiadała; bała się reakcji Tildy, nie wiedziała, jak zareagowałaby Lucinda. Wiedziała, że w końcu i tak się dowiedzą, tak jak wszyscy inni uczniowie, wolała jednak unikać dodatkowych stresów, łudząc się, że poradzi sobie z nimi wszystkimi w dniu balu. Jednak im bliżej było świąt, tym bardziej zaczynała wątpić, czy da radę; pierwsza przysłana przez mamę sukienka nie leżała dobrze, ona zaś nie znała zaklęć, które pomogłyby dopasować kreację bez ryzyka zniszczenia całej, dlatego też z żalem odesłała ją, licząc się z tym, że czas mijał, a ona wciąż nie miała się w co ubrać. Lecz przecież to nie był największy problem, ani nawet to, że nie potrafiła się umalować - nadal nie wiedziała, dlaczego tak właściwie Wroński postanowił zaprosić akurat ją. Czasem bała się, że nie stawi się w umówionym miejscu, o umówionej porze, tak naprawdę przychodząc do Wielkiej Sali z inną, chociażby tą niezbyt rozgarniętą Pancy. Innym razem nie mogła zasnąć, bo wyobraziła sobie, że chłopak ośmiesza ją na oczach wszystkich; to przecież ślizgonom wychodziło najlepiej, zdawali się budować poczucie własnej wartości krzywdząc innych.
Lecz w końcu nadszedł ten nieznośnie stresujący dzień - na Merlina, nawet SUMy jej tak nie poruszyły - a Maeve była rozdarta; nie potrafiła zdecydować się, czy powinna zacząć się szykować, poprosić współlokatorki o pomoc, czy raczej zaszyć w łóżku i zapomnieć o Wrońskim, po prostu go wystawić. W końcu... bez problemu przygruchałby sobie jakąś inną dziewczynę, prawda? Pewnie nawet nie przejąłby się faktem, że nie przyszła. I choć zostanie w wieży krukonów wydawało się najłatwiejszym możliwym rozwiązaniem, to czuła, że później będzie tego żałować. Że wywoła to więcej niewygodnych pytań niż nawet jej pojawienie się u boku ślizgona - a przecież ich nie znosiła, wszystkich, bez wyjątku.
Czuła się nieswojo w długiej, sięgającej ziemi sukience uszytej ze zwiewnego, złotego materiału, z makijażem, który dla innych mógł być ledwo widoczny, lecz nie dla niej, przyzwyczajonej do jego całkowitego braku, a także dłuższymi niż zwykle włosami. Próbowały je jakoś ułożyć, upiąć, jednak panikowała przy każdej kolejnej propozycji; bała się odsłonić odstające uszy, rozdmuchując detal do niebagatelnych rozmiarów, tak naprawdę dając w ten sposób upust narastającej ciągle panice. Co pomyśli na jej widok? Czy nie wyglądała śmiesznie? I jak wypadnie na tle innych uczennic...?
Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, po raz ostatni przejrzała się w lustrze i powoli ruszyła ku wejściu do pokoju wspólnego, za którym - podobno - miał na nią czekać Wroński. Nie wiedziała jeszcze, co zrobi, jeśli go tam nie zastanie. Chwilowo skupiała się na tym, by nie przekręcić nogi, ostrożnie stawiać kolejne kroki; może i nie założyła przesadnie wysokich butów, przecież nie umiałaby w nich chodzić, lecz z jakiegoś powodu czuła się słabo, jak gdyby ciało mogło odmówić posłuszeństwa w każdej kolejnej chwili. W ciszy mijała podekscytowanych, roześmianych uczniów, w gronie kilku starszych parek wychodząc na kręte, prowadzące do ich wieży schody. Wtedy też serce zabiło jej szybciej, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł nieprzyjemny dreszcz, gdy przez krótką chwilę nie mogła odnaleźć wzrokiem sylwetki swojego partnera; czyżby koszmar miał się ziścić, czyżby to on wystawił ją...? Wtedy jednak krukoni ruszyli dalej, a ona - z niejaką ulgą - zauważyła go, odzianego w elegancką, obszytą zielono-srebrną nicią szatę, dumnie wyprostowanego, o bujnej fryzurze i słusznym wzroście... Mogłaby teraz chować się w łóżku, a on i tak znalazłby sobie jakąś towarzyszkę, choćby i na ostatnią chwilę; jej uwadze nie umknął przecież natarczywy wzrok czy zachęcający uśmiech jednej z mijających ich dziewczyn. Niech cię aetonan kopnie, Georgia.
- Wroński - przywitała go cicho, słabość maskowała nienaturalnym wprost opanowaniem. A przynajmniej próbowała, bo bezwiednie bawiła się zdobiącymi palce pierścionkami, zbyt często sięgała ku dwóm różnym kolczykom, co mogło zdradzić ją z odczuwaną nerwowością. Przez większość czasu unikała go wzrokiem, tak było prościej. - A jednak trafiłeś - dodała jeszcze, w ten sposób próbując wyśmiać swe obawy, ale i zająć chłopaka jakąś zaczepką, w końcu musiała trzymać się na bezpieczny dystans. Nie chciała pozwolić, by atmosfera zrobiła się zbyt... poważna. Krępująca. Niezręczna. Musiał przecież słyszeć o tych ślizgonach, których tu spotkała, a którzy nieudolnie próbowali dostać się do pokoju wspólnego Ravenclawu - co oni sobie myśleli? Tak czy inaczej wyglądało na to, że wszystkie węże znały drogę do ich wieży, co najwyżej nie radziły sobie z zagadkami chroniącymi do niej dostępu. - Gotowy? - zapytała niby to lekko i obojętnie, choć w jej głosie wybrzmiało coś na kształt napięcia. Najchętniej nie przekraczałaby progu Wielkiej Sali, na zmianę zdania było jednak stanowczo zbyt późno.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]30.08.20 4:53
Przestępował z nogi na nogę przed wejściem do Domu Kruka, co rusz zerkając w stronę wychodzących na korytarz uczennic. Nie było wśród nich jej, jeszcze nie. Właściwie, dlaczego nie? Przybył trochę za wcześnie, ale już minuta po czasie. Mama uprzedzała go, że dziewczyny szykują się długo, ale w głębi duszy nie wierzył, by musiał kiedyś mierzyć się z tym problemem. Na poprzednie randki sam się spóźniał, z ułańską fantazją. A ilekroć rodzice wychodzili z domu, mama punktualnie czekała na ojca w przedpokoju, niczym wytresowany pies. Inaczej wytargałby ją za włosy. Sam Daniel też miał w sobie zaszczepione (pasem) poczucie punktualności i to właśnie dlatego z upodobaniem wystawiał wszystkich znajomych, zasypiał na wykłady i w ostatniej chwili wpadał na treningi i mecze Quidditcha. Spóźnialskość równała się z wolnością.
Dzisiaj, po raz pierwszy od letnich wakacji, przypomniał sobie jak irytujące bywa czekanie na kogoś. Zacisnął lekko szczękę, wyobrażając sobie jaką ironią losu byłaby nieobecność Clearwater, gdyby to ona go wystawiła. Wraz z natrętną myślą, w serce zakradła się iskra przerażenia i świadomości słusznej sprawiedliwości. Przecież to on miał dziś porzucić i upokorzyć pannę perfekt na oczach wszystkich Ślizgonów, przecież realizowali ten plan od kilku tygodni - wszystko musiało się udać. O tak, jej nieobecność nieznośnie zabolałaby jego dumę i zniweczyła wszystkie starania.
A jednak, gdzieś w głębi serca, zapragnął by Maeve nie przyszła i by spędziła dzisiejszy wieczór w ciszy i spokoju. Cisza i spokój jej pasowały. Chyba nigdy nie widział jej naprawdę wzburzonej i zranionej i nie był pewien, czy chciał - choć to właśnie taki miał być cel dzisiejszego wieczoru.
Bzdura, nie zranię jej aż tak. Pewnie nawet mnie nie lubi, albo Kai naopowiadał jej o mnie głupot i zachęcił, żeby to ona mnie wystawiła. - spróbował się uspokoić, ale czy przyjęłaby jego zaproszenie na bal, gdyby zupełnie go nie lubiła? Czy w ogóle przyznała się Kaiowi, że idzie na Zimowy Bal z jego przeciwnikiem z boiska i nemezis ze szkolnych korytarzy?
Próbując zająć czymś myśli i uspokoić szalejące sumienie, odwzajemnił uśmiech jakiejś złotowłosej Krukonki o uroczych dołeczkach w pyzatych policzkach i jeszcze bardziej uroczym dekol...
Wtem usłyszał swoje nazwisko i błyskawicznie oderwał wzrok od blondyneczki, odnajdując spojrzeniem...
...Maeve.
-Maeve. - odpowiedział na przywitanie, odruchowo, wręcz mimowolnie. Choć przytomnie usiłował nie okazać ulgi, to i tak nie zdołał powstrzymać swoich ust od rozciągnięcia się w mimowolnym, szerokim uśmiechu. Zatrzymał na Maeve wzrok i świat też jakoś tak nagle się zatrzymał.
Daniel od zawsze zauważał, że jest ładna, ale dzisiaj pojął, że w istocie była piękna. Taka... smukła. I dostojna, w sukni lśniącej niczym złoto. Wyglądała jak księżniczka i nawet patrzyła na niego bez zwyczajowej rezerwy. Właściwie, to prawie na niego nie patrzyła. Nerwowo przygładził włosy, mając nadzieję, że sam nie wygląda jakoś komicznie w swojej galowej szacie.
Zapatrzony, na początku zignorował zaczepkę Maeve - dopiero po sekundzie dotarło do niego, że coś mówiła. Zamrugał i otworzył usta - czy powinien coś skomentować, czy może raczej odpowiedzieć komplementem?
-Jesteś... - piękna? Ładnie wyglądasz? -...zapuściłaś włosy, Clearwater? - nie był to komplement, na jaki zasługiwała, ale przynajmniej przerwał niezręczną ciszę. Jest metamorfomagiem, jasne, że mogła zapuścić włosy - pomyślał zaraz, z lekkim zażenowaniem, ale przynajmniej nie było po nim widać rumieńców.
-Gotowa? - odpowiedział pytaniem na pytanie, starając się odzyskać rezon. Zaproponował Maeve swoje ramię, aby mogli ruszyć na bal z elegancką klasą, jak prawdziwa para.
W sumie... ciekawe jak to by było, być prawdziwą parą. Może i zadawał się z wieloma dziewczynami, ale Maeve nie przypominała żadnej z nich. Co zresztą, z każdą chwilą, podobało mu się coraz bardziej. Nie spostrzegł nawet, że zmierzając do Wielkiej Sali zupełnie przestał myśleć o swoim ślizgońskim planie. Zerkał za to kątem oka na towarzyszkę, zastanawiając się, czy jest zadowolona i czy chciałaby się czegoś napić i nie mogąc doczekać się pierwszego tańca.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: I could have danced all night (1946) [odnośnik]09.12.20 13:05
Nie, nie była gotowa, z każdą kolejną chwilą czuła to coraz wyraźniej; serce podchodziło jej do gardła, pewność siebie pikowała w dół – lecz nie mogła stchórzyć, już nie. Uparcie omijała go wzrokiem, a przynajmniej do czasu, gdy przypadkiem, kątem oka, nie dostrzegła dziwnego, podejrzanego uśmiechu, który wygiął usta ślizgona. O co mu chodziło? O makijaż? Kolczyki? Wiedziała, że powinna zostać w bezpiecznym łóżku, na szczycie wieży, z dala od radosnego podniecenia towarzyszącego wszystkim wybierającym się na bal uczniom. Z dala od Wrońskiego. W ten sposób oszczędziłaby sobie nerwów, nieprzeniknionych spojrzeń, a także tańca. Bo tego bała się chyba najbardziej, wyjścia na środek Wielkiej Sali, oddania się w ręce chłopaka, któremu przecież nie ufała, nie potrafiłaby zaufać – i zrobienia z siebie idiotki na oczach wszystkich. Tego jednego wieczoru cieszyła się, że jej bracia, a także Jayden, ukończyli już szkołę, nie mogli być świadkami nadciągającej wielkimi krokami katastrofy. Bo przecież nie przypuszczała nawet, że urażeni odjętymi punktami wychowankowie domu Salzara zaplanowali dla niej coś znacznie gorszego, dotkliwszego, co miałaby popamiętać na długie miesiące, jeśli nie lata. Próbowała trzymać się na bezpieczny dystans, chłodna i podejrzliwa, lecz przecież przyjęła jego zaproszenie. Już wtedy popełniła błąd, wpadła w sidła.
Zapuściłaś włosy? Uniosła lekko brwi, przelotnie zamierając w bezruchu, zanim znów zaczęła bawić się zdobiącymi smukłe palce pierścionkami. Czy dlatego tak dziwnie się jej przyglądał? Bo próbował sobie przypomnieć, jaką zwykle nosiła fryzurę…? Dobrze, że nie był szukającym, bo inaczej już dawno wyleciałby z drużyny. Choć przecież i śmigający tu i tam pałkarze powinni wykazywać się spostrzegawczością, tak przynajmniej słyszała. Lecz może to nie spostrzegawczość była problemem, a krótka pamięć… Stresowała się, co sprawiało, że była zgryźliwa, na szczęście jedynie we własnej głowie, a przez wspomnienie Quidditcha na myśl znów przyszli jej starsi bracia. Wolała nawet nie wyobrażać sobie ich reakcji na wieść, u czyjego boku pojawiła się na potańcówce. – Tak, Wroński, zapuściłam włosy – odpowiedziała powoli, siląc się na beznamiętny ton głosu, powstrzymując przed wymownym zmarszczeniem brwi. Nie potrafiła przejrzeć jego reakcji, zrozumieć, że w ten sposób maskował znacznie milsze przemyślenia na temat jej obecnego wyglądu, wprost przeciwnie – obawiała się, że pożałował swej decyzji, jedynie robił dobrą minę do złej gry. – Bardziej już nie będę, chodźmy – mruknęła cicho, z nieudolnie skrywanym napięciem, na krótką chwilę odsuwając się na bok, robiąc przejście opuszczającym wieżę Krukonów uczniom. Ostrożnie skorzystała z zaoferowanego ramienia, zdając sobie sprawę z faktu, że po raz pierwszy znajduje się tak blisko, może poczuć woń jego perfum; to nie była jedna z niezobowiązujących dyskusji w bibliotece, widziała to coraz wyraźniej. I nie wiedziała jeszcze, co powinna o tym myśleć. – Nie pozwól mi upaść – dodała na sam koniec, dostosowując się do niego krokiem, bezwiednie poprawiając opadający na zaróżowiony policzek kosmyk włosów.
To będzie długa noc.

| 2xzt


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
I could have danced all night (1946)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach