Lucretia Lestrange (zd. Black)
Nazwisko matki: Macmillan
Miejsce zamieszkania: Wyspa Wight
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogata
Zawód: Skrzypaczka
Wzrost: 1,7m
Waga: 61 kilogramów
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Ciemne
Znaki szczególne: Trzy pieprzyki układające się w nieidealny trójkąt na karku oraz mocno zarysowany łuk kupidyna.
Trzynastocalową, wykonaną z grenadillu oraz sierści szczuroszczeta
Slytherin
Modraszek korydon
Sprzeciwienie się swojej rodzinie i zawód w oczach ojca
Amarylisem, wawrzynkiem oraz surowym drewnem
Ona sama, stojąca ze skrzypcami w dłoniach i grająca dla czarodziejów z całego świata
Grą na instrumentach, eliksirami i po części astronomią
Srokom z Montrose
Gram na skrzypcach, oglądam gwiazdy i przechadzam się po ogrodach
Muzyki klasycznej
Hedy Lamarr
Tajemnicą nie jest, że członkowie szlachetnego rodu Black lubili nadawać nowo narodzonym dzieciom imiona po ciałach niebieskich. Wszechświat jest ogromny, ale każdemu chyba człowiekowi najbardziej znany jest Układ Słoneczny, ponieważ należy do niego planeta, na której żyje — Ziemia. Aczkolwiek w jej pobliżu znajduje się o wiele więcej ciał niebieskich. Mowa tu o pasie planetoid, krążącym między Marsem a Jowiszem. Należy do niego odkryta w XIX wieku planetoida Lucretia, której imię kilkadziesiąt lat później zostało nadane pierwszemu dziecku Arcturusa Blacka III oraz jego żony, Melanii Macmillan. Dziewczyna łudząco podobna do swego ojca, o cerze bladej jak najczystszy alabaster i półdługich włosach przypominających drewno hebanowe. Jej ciemne oczy przypominały nocne niebo, na którym jednak brak było gwiazd. Patrzenie w nie przypominało spoglądanie w idealnie wypolerowaną porcelanę, w której dostrzec można było jedynie własne, puste odbicie. Usta gładkie i pełne, niegdyś różane, teraz okryte wieloma odcieniami czerwieni, które wspaniale kontrastują z włosami młodej kobiety. Jej spojrzenie kiedyś było radosne i pełne blasku, teraz chmurne i nazbyt obojętne. Matkę przypominała jedynie swoją sylwetką, zgrabną i wiecznie wyprostowaną.
Dzieciństwo Lucretii z pewnością nie należało do najprostszych. Otoczka idealnej rodziny świetnie im pasowała, bo wyrabiało im to reputację. Przez kilka lat młoda Black była jedynym dzieckiem Arcturusa i Melanii, więc jej ojciec wymagał od niej naprawdę wiele. Pragnął by wyrosła na wspaniałą i szykowną damę, która szybko zostanie wydana za przedstawiciela innego, arystokrackiego rodu. Miała być jego dumą, która spełni się w jakiejś dziedzinie artystycznej. Po jakimś czasie w rodzinie pojawił się także Orion, młodszy brat Lucretii, którego kobieta po dziś dzień darzy ogromnym szacunkiem i siostrzaną miłością. Ojciec wtedy przestał aż tak dużo od niej wymagać, ale wciąż przykładał ogromną wagę do jej wykształcenia. Miał wielkie wielkie plany względem swoich dzieci, przez co niektórym mogłoby się wydawać, iż był surowy i oschły w stosunku do nich, jednak Lucretia tego tak nie odbierała. Nawet jeżeli dostawała wiele nakazów i zakazów, to czuła się kochana przez rodziców, którzy poświęcali jej sporo uwagi, a to, co mniej miłe robili dla jej dobra. Z biegiem czasu jej nastawienie zaczęło się co prawda zmieniać, ale stało się to dopiero po kilku latach. Jeszcze przed swoimi trzecimi urodzinami wykazała umiejętności magiczne, które utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że młoda Lady Black nie jest charłakiem. Delikatnie ucierpiał na tym salon w rezydencji Blacków, ale nie było to nic, czego nie dało się naprawić jednym zaklęciem. Lucretia często z pomocą swojej matki wertowała książki, a także artykuły, szukając różnorodnych nowinek. Szukała czegoś, co ją zainteresuje tak bardzo, że będzie mogła pielęgnować tę dziedzinę przez wiele lat. Zazwyczaj wykonywała tę czynność w domowym salonie, w którym stało naprawdę wiele bibelotów. Tego jakże niefortunnego dnia Melania wyszła na chwilę z pomieszczenia, przez przypadek uderzyła w jedną z niestabilnych szafek i ta się zachwiała. Spadło z niej wtedy kilka nic nieznaczących przedmiotów, a jeden prawie wylądował na kanapie obok Lucretii. Przestraszona dziewczyna zatrzymała szkatułę w powietrzu i odrzuciła ją w stronę innej szafki. Ta pod wpływem uderzenia przewróciła się do przodu, naruszając oparcie obitego skórą fotela. Jej matka, przerażona nagłym hałasem wróciła szybko do pomieszczenia i zastała tam uśmiechającą się Lucretię, która cieszyła się, że uszła z tego wypadku z życiem, i w połowie zdemolowany salon. Oczywiście wszystko zostało bardzo szybko doprowadzone do stanu początkowego, a o tym, że panna Black ujawniła swoje umiejętności, wiedzieli wszyscy mieszkańcy budynku.
W rezydencji, w której mieszkała Lucretia, pokoi było wiele. Nie każdy z nich był używany, więc rzadko kiedy ktoś oprócz skrzatów do nich zaglądał. W jednym z tych pomieszczeń znajdowały się instrumenty, na których od dawna nikt nie miał okazji zagrać. Lucretia, wówczas siedmioletnia, weszła kiedyś do niego zupełnie przez przypadek. Najzwyczajniej w świecie pomyliła drzwi, gdy przechadzała się po korytarzu. Chciała wyjść niemalże od razu, ale coś z tyłu głowy podpowiedziało jej, by trochę się rozejrzała. Dotychczas była uczona jedynie gry na fortepianie, ale mimo że uwielbiała muzykę wychodzącą spod klawiszy, nie przepadała za samym instrumentem. Był on jednak dość uniwersalny, a sama nauka nie należała do najprostszych. Skrycie pragnęła posiąść umiejętność gry na czymś całkowicie innym. Nie potrafiłą jednak określić, na czym dokładnie. Lucretia była oczarowana pomieszczeniem, do którego zajrzała zaledwie kilka minut wcześniej. Wokół niej znajdowało się wiele przedmiotów okrytych białym, miękkim materiałem, który skutecznie blokował jej widok. Niektóre instrumenty posiadały jednak swoją własną ochronę, lecz nie było w nich tego czegoś, co by przykuło uwagę Lady Black. Nie znała większości z nich, więc przechodziła obok nich beznamiętnie. Prawdopodobnie grali na nich jej przodkowie, lecz było ich tak wiele, że trudno było określić którzy. Nie wiedziała nawet, czy w owym pomieszczeniu może przebywać, ponieważ nigdy wcześniej tu nie zaglądała. Parę minut zajęło jej odwrócenie się ponownie w stronę drzwi i rozpoczęcie wędrówki do wyjścia. Została ona jednak przerwana przez futerał, który Lucretia dostrzegła zaraz obok wejścia. Rozmiarowo nie był ogromny i nie przypominał większości znajdujących się tu instrumentów. Zaciekawił ją, więc czym prędzej zatrzymała się i delikatnymi ruchami wyciągnęła przepięknie zdobione skrzypce, wykonane z najwyższej jakości drewna. Wtedy oczywiście tego nie wiedziała, ale i tak smukły przedmiot ją zachwycił. Zaraz obok znajdował się smyczek, który czarnowłosa dostrzegła dopiero po krótkiej chwili. Krótko przesunęła nim po napiętych strunach, przez co skrzypce wydały przedziwny według niej dźwięk, który zachęcił ją do odkrycia jego tajemnic. Nie chciała jednak spędzić w nieznanym jej miejscu zbyt wiele czasu, więc z bólem okryła instrument z powrotem i z lekkim skrzypieniem zamknęła za sobą drzwi. Kilkanaście dni później, Arcturus oraz Melania zabrali ją do londyńskiej opery, ponieważ tego dnia odbywało się nieznane jej z nazwy wydarzenie, na której musieli się pojawić jako przedstawiciele arystokracji. Wysłuchała tam gry wielu instrumentów, ale jej uwagę przykuł ten, który nie tak dawno znalazła w rodzinnej rezydencji. Usłyszała ich prawdziwy, wykwintny i finezyjny dźwięk, niczym niepodobny do tego, który wyszedł spod jej ręki. Był przyjemny dla uszu, a oczy także nie mogły nacieszyć się widokiem kompozytorki, która wkładała w grę całą siebie. Lucretia była oczarowana jak nigdy wcześniej i zapragnęła nauczyć się panowania nad skrzypcami. Jej zachcianka była uwarunkowana wieloma czynnikami, ale najważniejszym właśnie było to cudowne brzmienie i chęć zmiany instrumentu na coś innego niż fortepian. Największym utrudnieniem okazała się jednak rozmowa z ojcem na ten temat, ponieważ zazwyczaj wszystko było tak, jak chciał on. Minęło kolejne kilka dni i sześcioletnia Lady Black zebrała się w sobie i objaśniła wszystko mężczyźnie. Jak na swój wiek była dość elokwentna i bez większego problemu radziła sobie z doborem odpowiednich słów. Arcturus o dziwo zaaprobował prośbę swej jedynej córki, lecz wymagał od niej pełnej determinacji i zaangażowania. Liczył, że swój wolny czas, którego aż tak wiele nie miała, będzie spędzała na nauce gry na tymże przedmiocie. Opłaciło jej się to, ponieważ teraz jest doskonała w swoim zawodzie.
Gdy w dniu jej jedenastych urodzin do szyby w jej pokoju zapukał szarawy puszczyk, nikt nie był zdziwiony. W dziobie dzierżył pożółkłą kopertę, zaadresowaną czarnym atramentem i zalakowaną czerwonym logiem magicznej szkoły. Hogwart od wieków przyjmował w swe szeregi czarodziejów arystokratów, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Sama Lucretia nie była zaskoczona nagłą wizytą zwierzęcia. Przez te kilka lat tyle nasłuchała się od swoich krewnych o nauce w wyżej wymienionej placówce, że na jej twarz wpłynął jedynie delikatny uśmiech. Oczywiście, cieszyła się, ale nie musiała tego okazywać, skacząc z krzykiem po rezydencji, jak to robili niektórzy brudno krwiści lub czarodzieje półkrwi. Listu nie otworzyła sama — przyciskając go mocno do klatki piersiowej, jakby uważając, żeby się gdzieś po drodze nie zgubił, zeszła do jadalni, w której siedzieli już jej rodzice oraz brat. Wyjątkowo ojciec nie skarcił jej za spóźnienie, bo zobaczył przedmiot, który jego córka trzymała w dłoni. Ciemnowłosa zasiadła przy stole wraz z resztą rodziny i zachowując ogromną delikatność, otworzyła kopertę. Znajdujący się w środku pergamin przeczytała z uwagą jako pierwsza, tedy trafił do Arcturusa, a na samym końcu otrzymała go Melania. Treść listu nie uległa drastycznym zmianom na przestrzeni lat, więc wielu nowych rzeczy się nie dowiedzieli po przeczytaniu go. Jedynie kilka ksiąg na liście potrzebnych przedmiotów uległo zmianie — tak przynajmniej uznała matka Lucretii. Oznajmili jej, że niedługo ktoś zabierze ją na ulicę Pokątną w celu zrobienia zakupów i na tym rozmowa o Hogwarcie się zakończyła. Tego dnia już nikt nie poruszył tego tematu, mimo wyraźnych chęci ze strony panny Black.
W Hogwarcie zakochała się niemalże od razu. Było to dla niej coś zupełnie nowego, ale też nad wyraz ekscytującego. Opowieści o tymże przeogromnym budynku były niczym w porównaniu z uczuciem, które towarzyszyło jej, gdy zobaczyła go na żywo. Sama podróż łodzią po skąpanym w świetle księżyca czarnym jeziorze była czymś niezwykłym, co dopiero rozpoczęcie roku szkolnego wraz z przydziałem do czterech domów. Lucretia, tak jak każdy jej przodek z rodu Black, aż do zakończenia edukacji mogła poszczycić się szatami z logiem węża. Nie spodziewała się innego werdyktu, jako że jej rodzina od wieków trafiała do domu Salazara. Wbrew pozorom, lochy były dla niej jednym z najsympatyczniejszych miejsc w całym zamku — nieważne jak długo w nich przebywała, zawsze czuła się tam dobrze. W pierwszych dwóch latach nauki, wolne popołudnia często spędzała przechadzając się po zamku wraz ze swoimi współlokatorami. Lubiła odkrywać nowe miejsca, a Hogwart skrywał zbyt wiele tajemnic, by zostawić je bez wcześniejszego sprawdzenia. Nie zapuszczała się jednak wyjątkowo daleko, jej wycieczki ograniczały się zazwyczaj do korytarzy, które prowadziły do miejsc, które dobrze znała. Lucretia zdecydowanie wolała obserwować aniżeli działać, więc przeważnie przyglądała się niesfornym dzieciakom, które wpadały w kłopoty i często dostawały kary. Nie chciała zawieść swojego ojca, Arcturusa, który wiele od niej wymagał. Mogła być ciekawa otaczających ją murów, ale nie musiała tego okazywać. Wolała zachowywać się stosowanie i kulturalnie, mając na uwadze nauki rodziciela, a swoje chęci do odkrycia tajemnic Hogwartu odstawić na bok. Kontynuowała naukę gry na skrzypcach, które zabrała ze sobą do szkoły i starała się osiągać wysokie wyniki w nauce. Kolejne dwa lata szkoły mijały podobnie ━ przeplatała kilka tych czynności ze sobą dążąc do perfekcji. Chciała spełnić wymagania Arcturusa, który każdego lata chciał od niej coraz więcej. Nie komentowała tego jednak w żaden sposób, bo nie chciała mieć żadnych kłopotów. Słuchała się swojego ojca, nawet jeśli to, co do niej mówił jej nie odpowiadało. Już wtedy jej nastawienie do niego zaczęło się delikatnie zmieniać, ale nie okazywała tego. Chciała być idealna ━ taka, jaką pragnął, żeby była. W tamtym okresie zmarła także jej matka, co było dla niej dosyć mocnym ciosem. Kobieta ta była z nią blisko przez ostatnie kilka lat, więc naprawdę ją to zabolało. Jednakże szybko się z tym faktem pogodziła i wróciła do normalnego trybu życia ━ w końcu śmierć każdego zaciągnie kiedyś do swej krainy, prawda?
Pod koniec czwartego roku odkryła w sobie zamiłowanie do eliksirów. Przez pierwsze kilka lat nauki podchodziła do nich normalnie tak jak do każdego innego przedmiotu. Traktowała zajęcia tak samo, ponieważ nie mogła znaleźć w nich czegoś, co naprawdę by ją zainteresowało. Często było ją co prawda widać na historii magii, ale to wciąż nie było to. Z czasem jednak zaczynała dostrzegać w eliksirach coś, co zachęciło ją do dalszego rozwijania swojej pasji. Być może było to zapisane w gwiazdach, w co Lucretia zaczęła wierzyć na początku piątego roku, kiedy to zaczęła się także interesować astronomią i astrologią. Znalezienie tych pasji okazało się być strzałem w dziesiątkę, bo Lady Black miała w końcu, na czym się skupić podczas nauki w szkole-oprócz skrzypiec oczywiście. Profesor Horace Slughon polubił ją bardzo szybko, gdy zauważył jakim zainteresowaniem Lucretia darzyła jego przedmiot. Z wielką chęcią odpowiadał na pytania, które zadawała stosunkowo często. To samo robiła profesor od astronomii, której naprawdę schlebiał fakt, że młoda dziewczyna jest aż tak zaciekawiona jej przedmiotem. Zanim się obejrzała, do jej rąk trafiło zaproszenie na przyjęcie Klubu Ślimaka, organizowane przez jej nauczyciela od eliksirów. Była to idealna okazja do rozwinięcia się towarzysko, bo tego też wymagał jej ojciec, więc bez zastanowienia przyjęła je. Rozpoczynała wtedy szósty rok nauki, który wciąż według dziewczyny był najlepszym, który spędziła w Hogwarcie. Jej umiejętności były gry na skrzypcach były już naprawdę wysokie, co cieszyło zarówno jak, jak i Arcturusa, który regularnie otrzymywał listy, w których Lucretia opisywała swoje postępy. W jego oczach była tą idealną córką, której tak bardzo pragnął. Jej oceny także nie były niskie, bo dziewczyna robiła, co mogła, by zadowolić ojca. Tego roku rozwinęła nawet relacje z resztą swojej rodziny, głównie kuzynostwem, które także uczyło się w Hogwarcie, lecz głównie na niższych rocznikach. Świetność tego okresu zaburzyło jednak otwarcie komnaty tajemnic, które rozpętało niemały chaos w budynku szkoły. Ona jednak na to uwagi nie zwracała, bo cała ta farsa jej nie dotyczyła. Nawet cieszył ją fakt, że domniemany dziedzic Slytherina tępił brudnokrwiste dzieci. Tak jak na prawdziwego Blacka przystało jej stosunek do mugoli i mugolaków był negatywny, wręcz wrogi. Te poglądy wpajał w nią jej ojciec, który dbał o jej edukację przed pójściem do magicznej szkoły. Przeszkadzała jej sama ich obecność, co we wcześniejszych latach często skutkowało niemiłymi odzywkami skierowanymi w ich stronę. Jeżeli wiedziała, że nie ma ich w odległości kilkudziesięciu kilometrów, nie drążyła tematu nienawiści do brudnokrwistych, ale jeśli tylko jakiś się pojawił, odsuwała się, jak najszybciej mogła. Byli niepotrzebną częścią czarodziejskiego społeczeństwa, która powinna zostać wytępiona. Siódmy rok rozpoczęła jako stała członkini Klubu Ślimaka ku zadowoleniu profesora Slughorna. Spędzała także wiele czasu na wieży astronomicznej, na której często rozmawiała z profesorką, która opowiadała jej wiele ciekawych rzeczy. Pomogło jej to w późniejszym zdaniu egzaminów końcowych, których wynikami naprawdę mogła się pochwalić. Ukończyła szkołę bez problemu, a jej najwyższymi ocenami z egzaminów były oczywiście te z eliksirów i astronomii. Zdawała również zaklęcia, obronę przed czarną magią, transmutację i historię magii, z których to otrzymała kolejne dwie wysokie oceny — powyżej oczekiwań oraz zadowalający. Najbardziej dumna była jednak ze swoich postępów w grze na skrzypcach, bo była coraz bliżej perfekcji.
Pół roku po tym, jak Lucretia opuściła mury magicznej szkoły odbył się sabat, na którym kobieta po raz pierwszy zadebiutowała towarzysko. Był to początek stycznia, najprawdopodobniej Nowy Rok. Już wtedy jej ojciec szukał dla niej arystokraty, którego w późniejszym czasie mogłaby nazywać swoim mężem. Nie było o to trudno, ale Arcturus nie odzywał się w tej sprawie ani słowem. Zachowywał się tak, jakby czekał na jakąś specjalną propozycję. Po dwóch miesiącach od tego wydarzenia ojciec wyprawił bankiet, na który zaprosił przedstawicieli większości rodów czystokrwistych. Był to środek marca, więc oficjalnym powodem tegoż spotkania był początek kolejnej pory roku — wiosny. Kończyła ona ten kilkumiesięczny, chłodny okres, za którym dwudziestoletnia wówczas Lucretia straszliwie nie przepadała. Zawsze, gdy wychodziła na zewnątrz, czuła ten przeszywający chłód, a jej skóra przybierała trochę więcej koloru niż zazwyczaj. Nie, żeby ta druga sprawa za specjalnie jej przeszkadzała, ale za zimnem już nie przepadała. Stawała się wtedy nieznośna, zwłaszcza dla osób, z którymi nie była bliska, i które ją o coś prosiły. Oczywiście nie robiła tego intencjonalnie, ale czasem jej się niestety zdarzało. Podczas tych trzech miesięcy Lady Black stała się prawdziwą duszą towarzystwa. Ku radości swojego ojca, zachowywała się jak na prawdziwą damę przystało. Nauczyła się starannie dobierać słowa tak, by zaciekawić arystokratów, którzy co jakiś czas pojawiali się w rezydencji rodu Black. Często zdarzało jej się także wyciągnąć z futerału swoje wierne skrzypce i zagrać jeden lub dwa utwory. Tamtego wieczoru Arcturus poprosił ją, by zeszła na dół wraz ze swoim instrumentem i oczarowała gości swoimi umiejętnościami. Lucretia miała wiele ulubionych pieśni, które często wykonywała, niektóre z nich były nawet napisane przez nią. Rzadko jednak dzieliła się nimi z innymi, bo uważała, że nie są dobrze zrobione. Postanowiła jednak zagrać jeden z tych utworów na bankiecie, licząc, że komuś się spodoba. Nie sądziła jednak, że odzew będzie tak pozytywny. Gdy tylko zeszła w prowizorycznego podwyższenia, które znajdowało się na samym końcu sali, podszedł do niej zadowolony ojciec. Obecny na bankiecie Lord był zachwycony grą młodej kobiety, a gdy dowiedział się, że nie jest mężatką, złożył jej ojcu pewną propozycję. Jego najstarszy syn, Anver, wciąż był kawalerem i Lestrange poszukiwał dla niego żony. Uważał, że Lady Black byłaby dla niego idealna, ponieważ nie dość, że mieli podobne zainteresowania, to córka Arcturusa była dziewką o ponadprzeciętnej urodzie i miała artystyczną duszę. Oczywiście, najważniejszą rzeczą w tym wszystkim była dobra reputacja, ale o tym nikt nie zamierzał jej powiedzieć. Lucretia doskonale wiedziała, że ojciec otrzymał wiele innych propozycji, ale najbardziej spodobała mu się ta, ponieważ widział w tym same korzyści — Lestrange był rodem szanowanym i w dodatku pod swoją opieką mieli czarodziejską operę, która była idealną okazją dla jego córki, żeby jeszcze bardziej rozwinęła się w grze na skrzypcach. Szybko więc zawarł umowę z Lordem, który obiecał w niedalekiej przyszłości zorganizować spotkanie, na którym jego syn będzie mógł oficjalnie zaręczyć się z dziewczyną. Życie Lucretii było naprawdę trudne, zwłaszcza po ukończeniu szkoły. Mogłoby się wydawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku, lecz było całkowicie inaczej. Gdy tylko kobieta opuściła Hogwart, ojciec zaczął wymagać od niej jeszcze więcej. Orion wciąż się uczył i przyjeżdżał do domu jedynie na wakacje i święta, więc nie mogła na niego liczyć. Black miała delikatną naturę i była żądna wiedzy, ale nad zwyczaj nie lubiła się kłócić. Nie była więc w stanie sprzeciwić się ojcu, który oszalał na punkcie stworzenia z niej perfekcyjnej damy. Bywała zajęta całymi dniami, czasem i nocami tylko dlatego, że nie była asertywna, nie potrafiła powiedzieć nie. Kochała szczerze swojego ojca i chciała spełniać jego wymaganiom, ale nieraz było to dla niej zbyt trudne. Pojawiła się na sabacie, zaliczyła swój pierwszy debiut towarzyski, ale bardziej od tego wszystkiego kochała grę na skrzypcach, na którą ostatnimi czasy poświęcała wiele czasu. Dlatego też, na mariaż z Lordem Lestrange zapatrywała się jak na pewnego rodzaju ratunek. Arcturus w końcu przestałby wymagać od niej bycia perfekcyjną panną z dobrego domu. Nie miała temu nic przeciwko, oczywiście, że nie, ale ileż mogła wytrzymać?
Anvera znała ze szkoły — był starszy od niej o rok i także uczęszczał do Slytherinu. Za wiele jednak z nim nie rozmawiała, bo swoje kontakty ograniczała do uczniów z jej rocznika. Poza tym, według Lucretii Lord Lestrange nie należał do osób przesadnie towarzyskich, bo rzadko widywała go na większych spotkaniach. Tak przynajmniej było w Hogwarcie, kobieta nie miała pojęcia, jak sytuacja wyglądała teraz. Ich pierwsze spotkanie odbyło się w ogrodach rezydencji Blacków, ponieważ Anver nie był obecny na bankiecie, który odbył się przed kilkoma dniami. Jego ojciec powiedział wtedy, że zanim staną się narzeczeństwem, powinni chociaż raz porozmawiać. Konwersacja ta była jednak dość niezręczna, a Lucretia starała się ją uratować swoją wykształconą przed laty charyzmą. Wyglądało na to, że mężczyzna nie potrafił przyjąć do siebie informacji, że tak szybko zostało zaplanowane jego dalsze życie. Oboje wiedzieli, że tak wyglądał świat arystokratów, ale w tamtym momencie Black była bardziej świadoma. Aranżowane małżeństwa miały zarówno wiele minusów, jak i plusów. Najważniejsze w nich było utrzymanie czystości krwi, co ciemnowłosa oczywiście popierała, bo zmieszanie szlachetnej krwi ze skażoną było dla niej koszmarem. W większości przypadków czarodzieje się nie znali lub dopiero poznawali tak jak Anver i Lucretia. Niektórzy spędzili ze sobą całe dzieciństwo, a jeszcze inni byli swoimi kuzynami. Zachowanie statusu było bardzo ważne dla arystokratów i byli w stanie zrobić wszystko, żeby nie stracić tytułu. Sama jednak nie sądziła, że ojciec tak szybko znajdzie dla niej przyszłego męża. Skończyła szkołę niecałe dwa lata temu i w jej oczach to wciąż było za mało. Nie mogła jednak powiedzieć, że nie była z całej tej sytuacji zadowolona — Anver okazał się naprawdę dobrze wychowanym młodzieńcem, który, chociaż w jakimś stopniu martwił się dobrem drugiej osoby. Cieszyło ją to niezmiernie, bo to upewniło ją w fakcie, że po ślubie nie będą się zachowywać tak, jakby się nie znali. Nim się obejrzała, stała na środku jadalni w rodowej rezydencji naprzeciwko Anvera, który trzymał w swoich dłoniach tą, należącą do niej i o wiele chłodniejszą. Z samego rana do jej komnaty wpadły służki z przepiękną suknią, której wcześniej nie widziała na oczy. Ułożyły jej włosy w idealne, czarne fale, a twarz ozdobiły rodową biżuterią. Stała tam niczym kukiełka, którą sterował Arcturus i osoby mieszkające w rezydencji. Przewspaniała dama, która była chlubą starszego Blacka. Nic jednak nie mówiła tak jak zawsze zresztą. Mogło jej coś nie pasować, ale nigdy nie komentowała tego żadnym słowem. Najważniejsze było spełnienie oczekiwań ojca. Dłoń kobiety była tak zimna, że nie poczuła nawet, jak mężczyzna wsuwa na jej palec piękny, zaręczynowy pierścionek. Nie patrzyła narzeczonemu prosto w oczy — skanowała wzrokiem członków obu rodów, którzy zebrali się, by zjeść wspólny obiad. To było właśnie to spotkanie, które Lord Lestrange obiecał zorganizować. Nawet Orion, który wciąż uczył się w Hogwarcie, opuścił go na jeden dzień, by dołączyć do reszty swojej rodziny. Nie minęła chwila, a Lucretia już była powiązana z czarodziejem, który był dla niej obcy i nie mogła już z tego zrezygnować. Gdyby to zrobiła, Arcturus znalazłby kogoś innego, a ich reputacja ucierpiałaby przez zerwanie zaręczyn. Uśmiechnęła się więc, jak najbardziej przekonująco tylko mogła, zadarła głowę do góry i odrzuciła od siebie wszystkie negatywne myśli. Dobre imię było w tym wszystkim najważniejsze i tego zamierzała się trzymać.
Po kilku miesiącach stanęła na ślubnym kobiercu z mężczyzną, którego wciąż dobrze nie znała. Sporo z nim konwersowała, ale to wciąż było za mało. Codziennie dowiadywała się nowych rzeczy, ale doskonale wiedziała, że jest jeszcze wiele spraw, o których nie miała pojęcia. Nie jest łatwo poznać dobrze człowieka w tak krótkim czasie niezależnie od tego, czego się nie zrobi. Kolejna suknia, tym razem śnieżnobiała i tak długa, że z łatwością można było ją ubrudzić. Włosy pozostały nietknięte, ułożone elegancko i starannie, lecz z niewielkimi drobiazgami, które dopełniały całą kreację. Towarzyszyło jej to samo uczucie co wcześniej, wszystko miało być perfekcyjne i dopięte na ostatni guzik. Na początku była do tego nastawiona sceptycznie i jedynym pozytywem tego mariażu był fakt, że ojciec będzie z niej naprawdę dumny, ale im dłużej on trwał, tym bardziej zaczynała przekonywać się do Anvera i swojego nowego życia. Zamieszkała na wyspie Wight, gdzie powróciła do zainteresowań z czasów szkolnych, na które miała o wiele więcej czasu. Dalej pogrywała na skrzypcach, lecz o wiele rzadziej niż zawsze. Czasem zdarzyło jej się wykonać kilka utworów, ale zazwyczaj grała tylko dla siebie. Nie uczęszczała na wszystkie spotkania towarzyskie, ale starała się pojawiać się na nich jak najczęściej. Nie mogła pozwolić by to, co kreowała przez te dwa lata po opuszczeniu budynku szkoły, tak po prostu zniknęło. Wciąż uważała, że jej reputacja była ważniejsza od wszystkiego innego, więc robiła wszystko, żeby utrzymać swoje dobre imię. Anver także zaczął się przed nią bardziej otwierać, mimo że wciąż nie ufali sobie bezgranicznie. Ich znajomość nadal nie była wyjątkowo długa, a często zdarzało się, że nie widywali się przez kilka, czasem też kilkanaście dni. Zaczynała widzieć, jaki jest naprawdę i że to, co o nim myślała w latach szkolnych, było nieprawdą. Okazał się naprawdę dobrym mężem, jak i osobą, więc szybko stał się dla niej czymś w rodzaju przyjaciela. Oboje zamknięci w arystokratycznym świecie, pełnym aranżowanych małżeństw, chłodu i obsesji na punkcie czystości krwi. Nawet jeśli by chcieli, nie mogli się od tego wszystkiego uwolnić, nie tracąc wszystkiego — fortuny, nazwiska i dobrego imienia. Zawiedliby swoje rodziny i do końca życia kryli się w cieniu, okryci hańbą. Ojciec by jej tego nigdy nie wybaczył, a to była najgorsza rzecz, która mogła ją spotkać. Sporo rzeczy mogło im się nie podobać i mogli im być przeciwni, ale ani Anver, ani Lucretia w życiu nie sprzeciwiliby się swoim rodzinom. Odpowiadało im życie, jakie mieli i zgadzali się z większością poglądów, a zwłaszcza z tymi, które dotyczyły osób z krwią mugoli.
W końcu, po czterech długich latach, w rezydencji rozległ się przeszywający krzyk. Tej nocy na świat przyszedł syn Lucretii, której nastawienie do Anvera zaczynało się zmieniać. Czuła, że się w nim zakochiwała, ale nie chciała do końca dopuścić do siebie tej informacji. Cały ten związek, to małżeństwo, było przecież jedynie po to, by utrzymać szlachecki status. Arcturus był wniebowzięty faktem, że jego córka doczekała się syna, który był tak bardzo do niej podobny. Był to straszliwie męczący okres, ale mąż kobiety naprawdę ją wtedy wspierał. Mimo tych wszystkich nieprzespanych nocy i straconych godzin, była szczęśliwa i to się liczyło. Jednakże wszystko co dobre prędko się kończy. Tom Riddle, szerzej znany już jako Czarny Pan, powrócił do Anglii i świat czarodziejów obrócił się do góry nogami. Lucretia nigdy by nie przypuszczała, że ten sam chłopak, który kilka lat wcześniej pełnił funkcję prefekta naczelnego będzie zdolny do czegoś tak wielkiego. Jego ambicje rosły tak szybko, że nie dało się ich powstrzymać. Sprawy zaczęły zmieniać się w zawrotnym tempie i mimo tego, że większość bezpośrednio jej nie dotyczyła, nie była w stanie powstrzymać narastającego niepokoju. Podzielała jego poglądy, oczywiście, ale coś z tyłu głowy podpowiadało jej, że naprawdę sporo rzeczy ulegnie zmianie. Nie wypowiadała się jednak w tej sprawie i tylko obserwowała, tak jak za czasów, które spędziła w Hogwarcie. Lecz im więcej miesięcy mijało, tym bardziej oddalona się czuła od swojego męża. Oboje nie zachowywali się tak, jak kiedyś, ale nie wiedziała, co było tego powodem. Na jej twarz coraz częściej zamiast uśmiechu, wpływała obojętność, a spojrzenie niegdyś pełne blasku stało się chmurne. Oddała się w całości swoim pasjom i opiece nad synem, ale z Anverem rozmawiała naprawdę rzadko. On sam nie rzadko kiedy inicjował jakąś konwersację, więc kobieta robiła to samo. Skończyła się beztroska, a zaczęło coś innego, coś, czego nie potrafiła zidentyfikować. Wojna zmienia ludzi, powiadają, ale czy zmieniła też Lucretię?
Envy me, for I am without regret - and yet I weep.
Żeby go przywołać, myśli o chwili, w której po raz pierwszy trzymała w dłoni skrzypce. Był to wiążący moment w jej życiu, ale też bardzo szczęśliwy i beztroski.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +4 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 5 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 20 | +1 (różdżka) |
Sprawność: | 3 | +3 (aktywność) |
Zwinność: | 7 | +2 (aktywność) |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język dodatkowy: francuski | II | 2 |
Język dodatkowy: łacina | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | II | 10 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | Neutralny | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (gra na skrzypcach) | III | 25 |
Muzyka (wiedza) | II | 7 |
Muzyka (gra na fortepianie) | I | 0.5 |
Literatura (tworzenie poezji) | I | 0.5 |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 |
Rzeźba (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | II | 7 |
Taniec klasyczny | I | 0.5 |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Jeździectwo | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | 0 | 0 |
Reszta: 3.5 |
Różdżka, sowa
Ostatnio zmieniony przez Lucretia Lestrange dnia 25.03.20 19:40, w całości zmieniany 8 razy