Wydarzenia


Ekipa forum
Zaplecze
AutorWiadomość
Zaplecze [odnośnik]23.02.20 23:06
First topic message reminder :

Zaplecze

Zaplecze mieści się na strychu chatki, a dostęp do niego mają jedynie pracownicy lecznicy. Jedną ścianę zajmuje tu regał zastawiony słoikami i fiolkami, które zawierają różne zioła i medykamenty; w pomieszczeniu znajduje się też fotel i niezbyt szerokie, nie do końca wygodne łóżko, które jednak w zupełności wystarcza do tego, aby zdrzemnąć się pomiędzy wizytami kolejnych pacjentów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaplecze - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaplecze [odnośnik]12.11.20 0:17
Jej noga rytmicznie unosiła się i opadała, kiedy tęczówki przesuwały się po czytanym tekście. Kiedy miała wolną chwilę spędzała ją w lecznicy przejmując kilka obowiązków. Nie była orłem z magii leczniczej, ale była w stanie pomóc, kiedy zachodziła taka potrzeba gdzieś na miejscu w Dolinie Godryka. Gdziekolwiek by teraz nie była, robiłaby dokładnie to samo. Czytała dalej, zgłębiała kolejny tom, dowiadywała się więcej. Bo jeszcze nie wiedziała wszystkiego. Lubiła momenty spokoju. Cóż, pozornego, bo wiedza o tym, co działo się tak całkiem niedaleko skutecznie tą wizję psuła. Ale lubiła te momenty w których na kilka chwil łapała oddech. W których robiła to, co właściwie lubiła. Poznawała nowe rzeczy. Czekała, na kolejne zadania. Zawsze znalazła sobie zajęcie. Czasem było nim po prostu swobodne siedzenie z lekko przymkniętymi powiekami. Kiedy w progu pomieszczenia zamajaczyła sylwetka, którą kojarzyła zamknęła opasły ton i zmieniła swoją pozycję, ściągając nogi z oparcia. Lubiła tak siedzieć, chociaż nadal wyraźnie pamiętała, jak mama na jej widok zawsze marszczyła - podobnie do niej - nos w niezadowoleniu i głośno wyrażała swoją opinię. Tęskniła za nią. Tęskniła codziennie, najmocniej w niedziele, kiedy łapała się na myśli, że niedługo powinna zbierać się na obiad. Nikt już jednak nie przygotowywał tych obiadów. Przesunęła dłonią po grzbiecie książki, uwagę skupiając w całości na Roselyn. Skrzyżowała z nią spojrzenie, opierając się wygodniej o krzesło. Wysłuchała w ciszy padających z jej ust słów. Potrafiła zrozumieć zrodzoną w sercu potrzebę. Zwłaszcza, kiedy chodziło o niewielkie ludzkie istnienie. Uniosła prawą rękę, żeby palcem wskazującym podrapać się po prawej stronie nosa.
- Usiądź. - poprosiła - a może poleciła? - najpierw, głową wskazując drugie z pustych krzeseł, które stały upchnięte na zapleczu. - A to, to bez problemu. - wystosowała pierwszą z myśli odnosząc się do kwestii pomocy, odłożyła książkę na ziemię, obok siedziska. Zsunęła prawy but i podciągnęła nogę na krzesło, na kolanie opierając brodę. - Nie mam problemu, żeby ci pomóc. Ale, jakby… - zastanowiła się unosząc do góry spojrzenie w poszukiwaniu odpowiednich słów. Uniosła ręce, żeby założyć za uszy kosmyki jasnych włosów. - ...pierwsze pytanie chyba powinno paść, czy myślisz o ogóle, czy szczególe. Bo cel masz. - zastanowiła się znów chwilę. Przenosząc jedną z rąk na kark, zastanawiając się i wydymając lekko usta. - A najlepiej, to w ogóle poza szczegółem, ogól stworzyć. Przemyśleć to, co może stać się najgorsze, co zapewni, że poczujesz się pewniej. Już nie tylko w kwestii własnej magii - ale swojego otoczenia. - zawyrokowała spokojnie. - Masz zabezpieczony dom? Świstoklik na najczarniejszą godzinę? - zapytała wracając spojrzeniem do kobiety. Tylko przez krótką chwilę musiała myśleć o innej małej jednostce. Chociaż teraz, miała obok siostrę, która była bezbronna wobec magii. Sama kwestii świstoklika jeszcze nie załatwiła, na razie, licząc na umiejętności swoje, jak i swojego brata. - Jest trochę zaklęć w białej magii, które mogą ci pomóc, kiedy decydujesz się na ucieczkę. Mogę opowiedzieć ci na początek na o nich. - zaproponowała swobodnie, zaraz jednak jej twarz stężała na chwilę. - Bo rozmawiamy o białej magii w tym kontekście? - upewniła się jeszcze. Rosa nie wyglądała na kobietę, która zamiast próbować uciec przed oprawcą, wybierze walkę z nim. Ale wolała wiedzieć. Tak na wszelki wypadek. Gdyby było konieczne nieco… wyjaśnić jej tą kwestię.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zaplecze - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]15.01.21 1:02
Ciemne oczy skupiły się na twarzy gwardzistki, mimowolnie badając rysy jej twarzy. Te, które przecież znała całkiem dobrze, obserwując ją co najmniej kilka razy w tygodniu, wymieniając krótkie uwagi, dzieląc się obowiązkami. Teraz z nosem w książce, nogami założonymi na krzesło wydawała się być tak bardzo… młoda? Z pewnością kilka lat młodsza od niej, jednak odczuwała tą nienamacalną różnicę mówiąc o Melanie. Mimo to, swoją prośbę skierowała właśnie do niej. Była świadoma jej umiejętności, ale również czuła, że potrzebuje porady, kierownictwa kogoś z kim nie odczuwała głębokiej więzi. Kogoś kto był w stanie być w stosunku do niej obiektywny i wprawnym okiem wskazać uchybienia. Może właśnie dlatego czuła, że lepiej będzie zasięgnąć rady u niej. Kogoś doświadczonego, przychylnego, a jednak na tyle zdystansowanego by nie wiązać z osobą Roselyn większych emocji.
Widok znajomego tytułu książki wygiął blade wargi, w krótkim, sentymentalnym uśmiechu, ale uważne spojrzenie szybko odnalazło te Justine i skupiło uwagę wyłącznie na jej słowach.
Rozklekotane łóżko polowe przyprawiało o niemiłosierne skurcze, nadwyrężyło przemęczone mięśnie, a jednak niosło ze sobą odrobinę ulgi, której potrzebowali w czasie długich często całonocnych dyżurów. Przysiadła na nim, pozwalając sobie na chwilę ciszy zanim odpowiedziała na pytanie Tonks. - Aktualnie opiekuje się domem Jaydena, męża Pomony - spojrzenie na chwilę uciekło; Jayden wspominał o tym, że kontaktował się z Justine i że jest świadoma wydarzeń z początku lipca. - Jest w pełni zabezpieczony. Czuję się tam bezpiecznie - powiedziała, a z jej gardła wydobyło się ciche chrząknięcie. Bezpieczeństwo stało się trudnym do zdefiniowania konceptem. Bezpieczna nie czuła się od bardzo wielu miesięcy, ale w Killarney miała chociaż namiastkę tego. Być może tylko iluzję, jednak aktualnie poza Oazą było to najbezpieczniejsze miejsce w jakim mogła się znaleźć. - I Jayden również je wykonuje. Te prostsze, ale jego kuzynka zajmuje się tymi bardziej skomplikowanymi. W razie potrzeby pomoże mi się z nią skontaktować. Pod tym względem jestem w stanie przygotować się samodzielnie.
W jej czarnych oczach na chwilę rozbłysło wahanie.
Nie możesz wiecznie uciekać, Rose.
- Tak, mówimy o białej magii. Chcę przygotować się na to co może się stać, znać i umieć zastosować zaklęcia, dzięki którym nie będę tylko łatwym celem.  - powiedziała intensywnie skupiając spojrzenie na oczach Tonks - Wiem, że nie jestem wojowniczką. I wiem, że czeka mnie jeszcze bardzo dużo pracy, ale potrzebuje umieć się obronić. Nie chcę być bezbronna i zdaje sobie sprawę z tego, że nie zawsze będę miała szansę wydostać się z ciężkiej sytuacji. Chcę umieć się obronić, być w stanie odeprzeć atak. Ćwiczenia nie odzwierciedlają tego co naprawdę dzieje się w takich sytuacjach, jestem tego świadoma. Ale jestem w stanie ćwiczyć na własną rękę, zapoznam się z każdą pozycją, która mi przekażesz, ale czuje że powoli zaczynam już wyczerpywać temat. Potrzebuję praktyki, kierunku. Sama nawet nie wiem jak to kontynuować, a rzucanie zaklęcia tarczy gdy faktycznie nic mi nie zagraża, gdy nie muszę odeprzeć zaklęcia, na dłuższą metę wydaje mi się po prostu bezcelowe. - rozłożyła ręce w wyrazie bezsilności. Nauka anatomia była surową dziedziną opartą na zapamiętywaniu, zrozumieniu zależności, ciągłym powracaniu do tych informacji i ich analizie. Magia lecznicza wymagała precyzji, skupienia, specyficznego podejścia i bardzo szerokiej wiedzy zarówno tej związanej z budową organizmu człowieka jak i ze specyfiką zaklęcia, konsekwencjami, działaniem. Potrafiła się jej uczyć, poznawać ją i rozszerzać spektrum własnych możliwości. Biała magia była jednak dziedziną nieodkrytą. Wymagała interakcji, proaktywności, nie dało jej się poznać samodzielnie analizując jej arkana w domowej bibliotece, samodzielnie. Przynajmniej takie zawsze odnosiła wrażenie. Natomiast zachowanie zimnej krwi w ciężkich sytuacjach wymagało przecież niezachwianej pewności własnych umiejętności. Czuła to za każdym razem, gdy w krytycznej sytuacji ratowała życie. Była pewna własnych umiejętności, wiedziała co robić, opanowała swoją dziedzinę na tyle, aby się w niej sprawnie poruszać z biegłością. Tego właśnie szukała. Cząstkowego odwzorowania tej sytuacji. Mieć wiedzę, umieć ją zastosować i potrafić zareagować w trudnej sytuacji. To oddzielało skupienia, od szalonej paniki, która mogłaby wpędzić ją do grobu.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Zaplecze [odnośnik]16.01.21 0:05
Patrzyła ze spokojem, przenosząc się do innej pozycji. Takiej, może nie tyle co bardziej naturalnej, ale bardziej… normalnie? Skupiła swoją uwagę na Roselyn, która widocznie wydawała się czymś strapiona. Zamknęła książkę, odkładając ją na bok, tak by nie zerkać na czytaną wcześniej stronę. Oddawała się czynnościom, których się podejmowała tylko w dwóch wariantach, po łebkach, albo z całkowitym zaangażowaniem. Roselyn chciała oddać to drugie. Kiedy ta odezwała się, zmarszczyła na krótko brwi w zastanowieniu. Nie kiedy wspominała Jaydena, a kiedy wspominała pełność zabezpieczeń. Z uwagą przyjrzała się twarzy stojącej przed nią kobiety, by powoli skinąć głową.
- Możesz zaproponować Jaydenowi, że jeśli będzie chciał mogę nałożyć na jego - wasz-  dom Fideliusa. - odezwała się po krótkiej chwili, kiedy kobieta wypowiedziała już wszystkie słowa. Nie kwestionowała mocy zabezpieczeń, które już posiadali, ale niewiele było takich, których sposobu na przełamanie nie znano - a przynajmniej ona o żadnym nie wiedziała. - To spokojny sen, mój własny dom jest nim obłożony. Wejść mogą jedynie ci, którym informacje o nim zdradził Strażnik Tajemnicy. To propozycja - darmowa rzecz jasna - dzieci to nasza przyszłość. A wy ich trochę macie pod dachem. - uśmiechnęła się do niej krótko. Tak sądziła. Walczyła o lepszy świat, żeby właśnie one nie musiały przeżywać tego, co oni teraz. Niepokoju, bólu, strachu, czasem zwyczajnie bezsilności. Do tego za samą Pomoną wystawiony został list, fakt jej zniknięcia nie sprawiał, że jej rodzina stawała się... bezpieczniejsza. Nakładanie tego zabezpieczenia było wyczerpujące psychicznie i fizycznie, ale była w stanie to zrobić. Przez jakiś czas zastanawiała się, czy nie zacząć robić tego odpłatnie. Ale pojawiał się dylemat, nad którym nie umiałaby przejść - czy się nie zastanowić. Co, jeśli skryłaby kogoś zwyczajnie złe? Podle okrutnego? Co jeśli ten ktoś w tym miejscu robiły straszne rzeczy, a ona przyłożyłaby rękę nakładając niezdejmowalne zabezpieczenie. Zwyczajnie nie mogła. Nie, by się wzbogacić.
Wysłuchała kolejnych słów, jasne tęczówki zawieszając na widocznie zmotywowanej i pewnej twarzy. Na oczach, które spoglądały z intensywnością w jej kierunku pokazując, jak mocno jej zależało. Poniekąd rozumiała to wszystko. Te uczucia, potrzebę bycia odpowiedzialnym za samego siebie. Nie odczuwania tak wielkiej bezsilności. Wydęła odrobinę usta, a brwi ponownie zeszły się ze sobą kiedy widocznie nad czymś się zastanawiała.
- Walka - czy nawet sama obrona - nie ogranicza się tylko do rzucania zaklęć i wywoływania protego. To drugie jest oczywiście dobrą reakcją w obliczu zbliżającego się zagrożenia. I też nie złą praktyką. - podniosła spojrzenie znad własnej ręki w którą wpatrywała się od dłużej chwili by zawiesić tęczówki znów na Rosie znajdującej się nieopodal. Jej dłoń uniosła się, a palec wskazujący uderzył kilka razy o skroń. - Czasem więcej wygrywa się taktyką, pomysłem, sposobem. - odchyliła się, opierając plecy o krzesło na którym siedziała. Splotła dłonie na piersi przesuwając wzrok, zastanawiając się nad tym jaki kierunek powinny obrać. Sama potrafiła uczyć się dalej, poznawać więcej, ale przekazywanie wiedzy innym, wiązało się też z pewną odpowiedzialnością. - Z tego co mówisz, zdajesz się potrzebować pewności. Wiary w to, co umiesz i co wiesz. Mam kilka pomysłów i kilka sposobów, które mnie samej pomogły. Mogę polecić ci też odpowiednie księgi, ale do tego, będziemy musiały sprawdzić na jakim poziomie obecnie jesteś. - zawyrokowała ostatecznie chcąc usłyszeć czy w tych konkretnych kwestiach nie pojawiły się u niej jakieś wątpliwości.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zaplecze - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]03.02.21 23:09
- Jego - poprawiła ją machinalnie. Killarney należało do jego rodziny od pokoleń, Killarney miała być domem dla jego nowej rodziny. Nie dla niej i chociaż czuła się tam bezpiecznie, chociaż miała miejsce, do którego mogła wrócić. Wiedziała, że to nie jest jej dom. Jej dom był na Pokątnej i został jej odebrany. Ten rodzinny stał odłogiem w Szkocji. Nie potrafiła powiedzieć mój, nasz, bo mijałoby się to z faktycznym stanem rzeczy. - Porozmawiam z nim o tym - dodała po chwili. Nie znała tego zaklęcie. Jayden zapewnił ją, że dom jest zabezpieczony, mówił o zaklęciach jakie na niego nałożył i w tej kwestii mu ufała. Jeśli on był pewien zabezpieczeń, ona również była. Jednak miała pewność, że jeśli w przyszłości będzie potrzebować kogoś kto pomógłby jej w zabezpieczeniu swojego nowego miejsca zamieszkania, z pewnością zwróci się do gwardzistki.
Uwaga skupiła się na twarzy Tonks, chłonąc jej kolejne słowa. Pozwoliła by na chwilę zapadła między nimi cisza, krótka. Wystarczająca by zebrać myśli w słowa. - Masz rację. Tak naprawdę nie wiem co umiem. Ćwiczę sama, uczę się sama. Nie wiem do czego jestem zdolna, co mnie ogranicza, jakie błędy popełniam. Nie chcę sobie pozwolić na tą niepewność w sytuacji, gdy faktycznie muszę reagować na to co się dzieje wokół mnie. Nigdy nie zaniedbywałam obrony przed czarną magią, ale też nie zagłębiałam się w jej tajników - odpowiedziała - Więc właśnie z tym do ciebie przychodzą, chcę zacząć poznawać tą stronę, bym mogła pewnie poczuć się z tym co już umiem i nauczyć czegoś co pomoże mi, jeśli będę przyparta do muru - zakończyła, wyciągając notes z kieszeni sukienki. - Zapiszę sobie te pozycję. Poszukam ich w biblioteczce Jaydena, a jeśli nie to coś wymyślę - uśmiechnęła się krótko.
Chciała wymagać od siebie więcej. To co przyswoiła do tej pory, nie dawało jej żadnej pewności, że w sytuacji zagrożenia będzie potrafiła ochronić siebie i Melanie, a w tym momencie to było dla niej najważniejsze. To było minimum, które chciała osiągnąć, jednocześnie… to było tak wiele dla osoby, która nie znała praw wojny, dla osoby, która parała się zupełnie inną dziedziną magii. Zdawała sobie sprawę z tego, że te rządziły się zupełnie innymi prawami, że nie dało się otworzyć ich w suchych warunkach laboratoryjnych. Gdzie nie było emocji, gdzie trzeba było myśleć skutecznie, szybko, a za najmniejszy błąd można było zapłacić najwyższą cenę. Wiedziała, ale i tak musiała zrobić wszystko co w jej mocy, by nadrobić zaległości, rozwinąć się w tym kierunku, bo nie miała luksusu bycia damą w opałach. Chciała móc liczyć na samą siebie, nie na innych.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Zaplecze [odnośnik]21.02.21 2:35
Kiedy Rose odezwała się podkreślając kogo był dom skinęła jedynie krótko głową unosząc łagodnie usta w uśmiechu.
- Jego. - zgodziła się swobodnie. Nie wnikała dalej. Wystosowała jedynie propozycję. Posiadła na tyle wysokie umiejętności białej magii by być w stanie rzucać tak potężne zaklęcia jak Fidelius. Miał dzieci z Pomoną, która tak jak ona była poszukiwana. Walczyła razem z nimi, on zaś musiał zadbać o młode życia, które stały się jego odpowiedzialnością. - Porozmawiaj. - przytaknęła do wypowiedzianych słów. Jak sądziła Jayden z pewnością zabezpieczył już w jakiś sposób swój dom, ale nic nie było na tyle pewne, na tyle potężne, co proponowane przez nią zabezpieczenie. Oczywiście, nie miał obowiązku wykorzystywać jej propozycje, ale mógł ją rozważyć.
W końcu zaczęła mówić, widocznie się zastanawiając, próbując określić co dokładnie powinny zrobić i jak podejść do tematu. Chciała jej pomóc, nie tylko dlatego, że Rose o to poprosiła. Ale dlatego, że widocznie jej na tym zależało. Nie na własnej sile, a na własnej pewności co do tego, że może zapewnić ochronę nie tylko sobie, ale też swojej własnej córce.
- Książki to nie problem, większość z nich mam u siebie w domu. Jeśli Jayden jakiś nie będzie posiadał napisz mi list, wyślę ci Baronem pozostałe. - powiedziała podnosząc się, żeby odnaleźć sięgnąć po kawałek pergaminu i pióro, na którym spisała kilka tytułów. Przez chwilę lustrowała je spojrzeniem. Lektura dla nie całkiem początkujących, ale też nie ta dla widocznie zawansowanych. Zbierała księgi o białej magii od dawna, żeby zdobyć niektóre naprawdę musiała się napocić. Stare woluminy były trudno dostępne, zwłaszcza te najbardziej zaawansowane uchodziły za rzadkość. Nic też dziwnego, niewielu rozwijało się aż do takiego stopnia co ona. -  Ta pewność… - zaczęła, przesuwając spojrzeniem jeszcze raz po papierze. Upewniwszy się, że zapisała wszystko, co chciała podała ją Rosie. - ...nie rodzi się z dnia na dzień. Nie budzisz się pewnego dnia i nie odkrywasz, że właśnie dziś ją odnalazłeś. - zastrzegła od razu unosząc jasne tęczówki na twarz kobiety, by ją uważnie zlustrować. - Będziemy musiały ją zbudować. - zastrzegła ją zasiadając znów na zajmowanym wcześniej krześle. - Zacznij od przeczytania pierwszej i drugiej pozycji. - wyjaśniła podciągając jedną z nóg na krzesło, by zaraz ją ściągnąć i wstać. Wyciągnęła z kieszeni różdżkę. Skupiła się na wspomnienia na śnie, który był wyznacznikiem jej nowej drogi. Na feniksie, na melodii, swoistym hymnie nadziei, który zapewniał jej wolę walki. - Expecto Patronum. - wypowiedziała, przywołując swojego świetlistego obrońcę. Sylwetka koziorożca zatańczyła wokół niej, i pobiegła do wyjścia znikając. - To kształt mojego patronusa, zaraz wyjaśnię ci, dlaczego ci go pokazałam. - usiadła ponownie na krześle. -  Powiedz mi, które protego potrafisz przywołać. - jedna z niewielu skali, która miała pozwolić jej ją choć odrobinę sklasyfikować.  Każde protego, miała inną trudność wywołania, inkantacji, tworzenia. A te wyznaczniki dało się odnieść do innych czarów z dziedziny białej magii. Tęczówki znów odnalazły jej twarz, a ręce obracały w dłoniach białą różdżkę.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zaplecze - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]15.03.21 20:57
Miała już dość zależności. Zdawała sobie sprawę z tego, że nauka, której się podejmuje to kwestia zapoznania się z kilkoma pozycjami poświęconymi białej magii, ani też nie chodziło o przećwiczenia określonej liczby zaklęć i opanowania ich na zadowalającym poziomie. Trzeba było umieć reagować, działać, podejmować szybkie, rozsądne decyzje, bo nie było drugich szans, ani czasu na zastanowienie. Dlatego też nie chciała sięgać po arkana białej magii w samotności, a czerpać z wiedzy i doświadczenia kogoś znacznie bardziej biegłego w tym niż ona. Wiedziała, że początki będą trudne. Że to nie będzie kwestia kilku dni czy tygodni, ale wiedziała, że musiała.
Miała dość bycia zależną. Nie chciała być bezbronna, po części nawet nie mogła pozwolić sobie na luksus bycia damą w opałach, która potrzebuje być ciągle ratowana z opresji. Chciała w końcu pozbyć się strachu. Nie było szans by całkowicie o nim zapomnieć, ale pragnęła mieć chociaż to - świadomość własnej siły. Możliwość. Chciała móc zapewnić bezpieczeństwo dla siebie, dla Melanie, dla tych którzy byli jej blisko. I nie być ciężarem, kimś kogo trzeba ciągle chronić. Dlatego zdecydowała się działać w tej kwestii, zasięgnąć porady, zdobyć się na kolejny krok i pogłębiać swoją wiedzę na tematy do tej pory tak jej odległe.
- Zdaje sobie z tego sprawę, Justine. Nie liczę, że jutro obudzę się bogatsza o kilka lat doświadczenia. Chcę się uczyć i ćwiczyć, wiem że to długodystansowy bieg, nie kwestia kilku godzin ćwiczeń - odpowiedziała jej rzeczowo.
Uwaga uzdrowicielki skupiła się na pozycjach przedstawionych przez Tonks. Brwi uniosły się w krótkim geście zadowolenia - Tą książkę dostałam jakiś czas temu od Jaydena, już zapoznałam się z tą pozycją, ale z chęcią powrócę do wskazanych przez ciebie rozdziałów. Z pewnością coś mogło mi umknąć - odpowiedziała jej, wyginając usta w krótkim uśmiechu. - Drugiej nie znam i nie wydaje mi się, żebym spotkała się z nią wcześniej. Pożyczyłabyś mi ją? Oddam jak tylko skończę.
Z końca różdżki Justine wydobyła się mgiełka, formująca się w kształt koziorożca. Przez chwilę podziwiała efekt zaklęcia, które nie dane było jej widzieć na co dzień. - Znam to zaklęcia, niestety sama jak do tej pory miałam spore problemy z wyczarowaniem go - przyznała niechętnie.
Magia była kontrolą. Potrafiła panować nad inkatacjami, które rozumiała, opartymi na szczegółowej wiedzy, którą posiadała. Skupienie pozytywnych emocji, przychodziło z trudem. Pozytywne wspomnienia mieszały się z wydarzeniami, które niszczyły ich szczęśliwy wydźwięk. Dusiły zaklęcie w oparach jasnej mgły. Zdawała sobie jednak sprawę, że to nie kwestia jej usposobienia, a tego że nie potrafiła się kontrolować. Że nie potrafiła skupić się na tym co najważniejsze.
- Protego i Protego Maxima. Te drugie jednak nie z taką łatwością jakbym chciała. Nie próbowałam trudniejszej jego formy, jak dotąd próbowałam skupić się na tych dwóch, aby opanować je wystarczająco - wyjaśniła.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Zaplecze [odnośnik]27.03.21 1:45
Rozumiała ją. Frustracje, która rosła niezmiennie. Chęć, a może możliwość zadania o samą siebie, ochrony, kiedy ta będzie konieczna. Nawet nie tylko i nie tyle o samą siebie ale jej własne dziecko. O dziwo, rozumiała to przez Próbę, choć nigdy nie została matką. Pamiętała jednak uczucie, jakie rozlewało się w niej całej, świadomość i emjocje bycia w ciąży. Niezmiennie czuła obezwładniającą, przekraczającą wszelkie zrozumienie, miłość do dzieci, istot, które nawet nie istniały poza dziwacznym światem Próby. Mimo to wiedziała. Dlatego tym bardziej chciała pomóc Rose w prośbie, którą w jej stronę wypowiedziała.
Sama kiedyś była w ty miejscu. W miejscu w którym chciała nauczyć się więcej, wiedzieć lepiej, móc odpowiadać za siebie samą – a co najważniejsze, nie tylko obronić siebie ale i wszystkich tych, którzy tego potrzebowali. Porzuciła Pogotowie i wybrała kurs aurorski co zapewniło jej niezmienny wzrost umiejętności. Ale ona sama nigdy nie była przywiązana do uzdrowicielstwa. Było jednym z wielu kroków na drodze, nie czuła odpowiedniego… powołania? Przystanęła tam, szukając swojego miejsca nieprzerwanie będąc w drodze.
- Wolałam się upewnić. - powiedziała, unosząc wargi w krótkim uśmiechu. Sama czasem w niektórych sytuacjach nie potrafiła odnaleźć potrzebnej cierpliwości. Czasem szarpała się jak ptak w klatce na uwięzi, nie mogąc otrzymać od razu tego, co chciała. Ale to zawsze zależało od sytuacji. Od tego, o co konkretnie chodziło, bo pewne rzeczy były warte czekania. Ze spokojem obserwowała jak przesuwa spojrzeniem po spisanych pozycjach. - Przyniosę ją jutro. - zapewniła spokojnie, skinając krótko głową. Wydęła usta, przez chwilę się zastanawiając. - Zerknij w rozdział 9 i 10 jeszcze raz.- poprosiła unosząc różdżkę, żeby wyczarować patronusa. Kiedy Roselyn się odezwała wysłuchała jej, po czym skinęła głową. Wyczarowanie patronusa nie było łatwą rzeczą.
- Dojdziemy i do tego. Na razie zapamiętaj jego kształt. - poprosiła, zadając kolejne pytanie, mające jej pomóc w oszacowaniu umiejętności Roselyn. Słuchała wypowiadanych słów pozwalając, by brwi zeszły jej się odrobinę. Skupiona, widocznie jednocześnie nad czymś się zastanawiająca. - Nie zawsze będę obok, żeby powiedzieć ci, żebyś uniosła różdżkę i postawiła tarczę. Bo od nich zaczniemy. Czasem więc przyślę patronusa, albo Barona - mojego jastrzębia. Chodzi o reakcje, oddziaływanie na to, co obok. Kiedy go zobaczysz, rzuć tarcze, najpierw zwykłe protego - póki nie pojawi się pewnie przed tobą, zaraz potem maxima. - wypowiedziała unosząc spojrzenie na nią. - Odpowiada ci taka forma? - upewniła się, jeśli Roselyn chciała rzeczywiście, Justine sądziła, że to pośrednio dobra forma, na zbudowanie nawyku reakcji, nie tylko pustych inkantacji. - Możemy zacząć też od razu. Rzuć obie, powiem ci o niuansach. - zaproponowała unosząc kąciki ust ku górze. O niuansach, niewielkich, małych, pozornie nic nie znaczących, ale tak naprawdę znaczących wszystko. Wiedziała to dokładnie, czasem poderwanie różdżki o ułamek sekundy za szybko, albo za późno, machnięcie wyprowadzone za daleko, mogło znacząco wpłynąć na siłę czy moc - nie tylko samej tarczy, ale właściwie każdego z zaklęć.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zaplecze - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]08.06.21 23:17
Nigdy nie czuła jakby dokonała złego wyboru. Właściwie ten dotyczący obranego niegdyś kierunku był jedną z niewielu decyzji, których nie kwestionowała. Podjęcie kursu uzdrowicielskiego było czymś tak bardzo naturalnym; było kolejnym krokiem, którego była po prostu pewna. Dzieciństwo przesycone było zapachem ziół i medykamentów, ciepłym wspomnieniem matki krzątającej się w oparach eliksirów, szepczącej inkantacje, które dla kilkuletniej Rose nosiły miano cudów. Bez większego wysiłku potrafiła wyobrazić tam siebie. Potem jej zabrakło - stara lecznica opustoszała, dusza wypełniająca ją życiem odeszła z tego świata, a unosząca się w szpitalu woń medykamentów w pewien sposób wypełniała pustkę; tęsknotę i ból obracała w sumienność i wytrwałość. Kiedyś gdy jeszcze tak wiele dróg stało przed nią otworem fantazjowała o tym, aby spędzić lata później młodości na podróżach, służąc różdżką w trakcie poszukiwań smoków czy prastarych artefaktów. Być może wtedy zabrakło jej odwagi na tak brawurowy krok. Życie potoczyło się w inny sposób. Pod jej sercem, w jej ciele zaczęło bić te drugie. Pojawienie się na świecie Melanie całkowicie wyprało ją z fantazji. Wyborem zaczęły być dyktowane rozsądkiem. Szpital Świętego Munga dawał stabilizacje i wcale nie czuła się tam jak ptak zamknięty w klatce. Uczyła się od wybitnych uzdrowicieli przez lata chłonąc ich doświadczenie i wiedzę. Nie porzuciła pracy, aby wychowywać córkę. I tej decyzji również nie żałowała. Być może już wtedy pod skórą wibrował lęk przed przyszłością u boku Anthony’ego. Lęk, brak zaufania, bo chociaż na jej palcu błyszczał pierścionek zaręczynowy, ich życie w żaden sposób nie przypominało tego czego mogłaby oczekiwać młoda kobieta od ojca swojego dziecka. Obawy nabrały rzeczywistych kształtów, przerodziły się w pustkę opuszczonego łóżka, ciężar odpowiedzialności za dziecko. Pragnienie samowystarczalności nie uczyniło jej jedną z tych kobiet - upadłych, zależnych, gubiących dumę w imię przetrwania.
To nie tak jednak, że tylko to nią kierowało. Ambicje już utraciły dawne barwy. Otuliła je potrzeba bycia odpowiedzialną, nie tylko za siebie, ale też za Melanie. Mimo wszystko zawsze jednak była jedną z tych osób, tą która chce wiedzieć więcej, móc więcej. Bezsilność obdzierała ją z wiary w samą siebie. Tak wiele razy była po prostu sama - chociaż otaczali ją ludzie, najbliżsi; ci, którym najbardziej ufała. Jednak przez życie szła sama. Bycie uzdrowicielem, kobietą… To nie była żadna wymówka by nie dzierżyć w dłoni różdżki i potrafić zadbać o samą siebie, móc ochronić to co kochała najbardziej.
- Tak, zrobię - energicznie pokiwała głową, krzyżując spojrzenie z błękitem tęczówek Justine. Wskazanie drogi mobilizowało siły, błądziła po omacku była tego świadoma - wszakże jak samodzielnie dało sie opanować zasady magii, które wymagały interakcji. Justine pod tym względem zdawała się być znacznie bliższa, wszakże kilka lat temu, postanowiła zgłębiać tajniki wiedzy, które niewiele miały wspólnego z medycyną, a jednak teraz - kilka długich lat później, potrafiła tak wiele. Wiedziała, że nauka wymagała cierpliwości, samokontroli i nic nie przychodziło ot tak. Tonks była jednak żywym przykładem tego, że pragnienie Rose nie były tak bardzo odległe, nie na wyciągnięcie ręki.
Słuchając słów kobiety, nie spuszczała z niej wzroku. - To bardzo by mi pomogło, Justine. Naprawdę. Postaram się nie zmarnować twojego czasu - kącik ust wygiął się w krótkim uśmiechu - Jak ty zaczynałaś? Gdy zdecydowałaś, że jednak nie czujesz się na miejscu jako uzdrowiciel? - zapytała, a czarnych oczach zalśniło zainteresowanie.
Dłoń sięgnęła po różdżkę, nieco niepewnie zacisnęła palce na magnoliowym drewnie. Uczucie dyskomfortu rozlało się po zmęczonych miejscach. Zupełnie jak kilka lat temu, gdy na żądanie musiała udowodnić swoje umiejętności; presja nie miała znaczenia wtedy, nie powinna mieć go również i teraz. Znała to zaklęcie, potrafiła wyczarować tarczę i chciała udowodnić to przede wszystkim sobie. Nadgarstek drgnął w dobrze znanym ruchu, nabierając pewności - Protego - srebrzysta poświata rozjaśniła kraniec różdżki, by po chwili jej blask uformował ochronną taflę.
Protego Maxima przychodziło z większym trudem. Nadgarstek drgnął w tym samym ruchu, a z ust uciekła dobrze znana inkantacja. Tym razem jednak różdżka błysnęła słabym światłem, a wątła tarcza opadła zanim zdążyła złapać oddech. Zerknęła na Justine z krótkim wahaniem - Tak jak wspominałam, nie z taką łatwością jakbym chciała.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Zaplecze [odnośnik]08.07.21 22:50
Każdy kroczył własną drogą i każdy czego innego oczekiwał zarówno od świata, jak i od samego życia. Odbycie kursu w Mungu nie było nieprzydatne bo z tych umiejętności korzystała do dziś, chociaż po ponad roku używania ich sporadycznie - nie codziennie, te trochę się zatarły. Zmalały. Niektóre informacje uleciały z głowy, pozostawiając ją z tymi z których korzystała do tej pory. Przydatne, zdecydowanie. Ale wraz z większym zaangażowaniem Zakon, coraz mocniej czuła, że to nie jest to do czego ją ciągnie, to, co chciałaby robić. Dlatego zmieniła drogę. Odważnie weszła na inną, chociaż wiedziała, że będzie musiała zacząć od samego dołu. Nie było drogi na skróty, pomimo jej umiejętności i wszystkiego innego, zwyczajnie, musiała przejść przez to, co każdy. Chociaż dzięki zdobytemu doświadczeniu i umiejętnością z pewnością miała łatwiej. Wiedziała więcej, jeśli chodziło o samą magię obronną. Ale jeszcze wiele musiała się nauczyć.
Rozumiała więc chęć rozwoju Rose, rozumiała zrodzoną potrzebę umiejętności obrony - ta, była niemal konieczna. Samo zabezpieczenie domu może i by mogło wystarczyć, gdyby poza ten dom nie zamierzało się wychodzić. A obie wiedziały, że tak zwyczajnie nikt nie był w stanie funkcjonować. Skinęła krótko głową na wypowiadane przez nią słowa.
- Tak po prawdzie, do pogotowia trafiłam trochę przypadkiem, trochę z braku pomysłu. - wyjaśniła, wzruszając łagodnie ramionami. Zamyśliła się na chwilę. - To były dobre lata i wiele mnie nauczyły, ale kiedy zaczęłam działać w Zakonie wiedziałam, że zaangażuje się w niego całkowicie. - kolejne słowa opuściły jej usta. Spojrzała na chwilę w okno. Czasy o których myślała zdawały się tak odległe, jednak z perspektywy mijających dni, nie było ich znów aż tak wiele. Wtedy, była kimś całkowicie innym. Czy żałowała zmiany? Nie była pewna. - Zmiana sprawiła, że coś co rozwijałam po godzinach, zaczęłam pielęgnować codziennie w pracy i poza nią. A tego właśnie chciałam i potrzebowałam - szybkiego rozwoju. - wymieniała dalej, bez problemu by podzielić się swoją własną ścieżką.
Usiadła tak, żeby móc ze spokojem obserwować gesty, wykonywane przez kobietę. Jeśli miała jej pomóc, musiała dostrzec niewielkie niuanse, zawahania, wszystko to, co nie pozwalało utworzyć się tarczy. Magia była potężna, ale była też straszliwie kapryśna. Zmarszczyła odrobinę brwi, obserwując pierwszą z tarczy, która rozlała się przed nią, przesunęła po niej tęczówkami milcząco patrząc jak wykonuje drugi gest.
- Przy samym protego odważniej, ruch musi być pewny, bo różdżka wyczuje twoje wahanie. Co do Maximy, spróbuj szerszym gestem. - podniosła się, unosząc rękę z różdżką, prezentując co miała na myśli. - o tak. - dodała jeszcze, żeby zaraz ponownie usiąść i skinięciem głowy kazać jej kontynuować. Miewały chwilę bez klientów, które można było wykorzystać, dzisiaj ta trwała dość długo, ale w końcu została zaburzona dźwiękiem otwierających się drzwi. Trzeba było wziąć się do pracy.

| zt x2



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zaplecze - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]31.07.21 2:22
17 X - wykonywanie zawodu


Tętno płytkich, szybkich oddechów dyktowało tempo pośpiesznego kroku. Dzisiejszego popołudnia gęste, deszczowe chmury rozpostarły swe ramiona nad Doliną Godryka. Kapryśna ulewa balansowała między flegmatyczną mżawką, a wściekłym brzmieniem grubych, gęsto rozsianych kropli rozbijających się o dach lecznicy.
Ulice miasteczka opustoszały; podwórka, liczne zakamarki ziały pustką. Jedynie ledwie dostrzegalne poruszenie zasłony, cień sylwetki kryjącej się za ciężką firaną zdradzał obecność mieszkańców. Rozbijające się od domu do domu echo strachu. Obserwacja dyktowana nie małomiasteczkowym wścibstwem, a zwykłą ostrożnością.
Niewysoka sylwetka obleczona w czerń mknęła wśród ścieżek Doliny. Nieufna, kryjąca się w cieniach rzadko uczęszczanych ulic. Obracała się raz za razem, czując na karku ciężar ukrytych za oknami spojrzeń.
Jedynie kilkadziesiąt kroków dzieliło ją od wejścia do domu Thompsonów, kilkanaście zamaszystych skoków nad głębiami kałuż, kilka nieprzyjemnych chlupnięć w starych trzewikach.
Gdy w pośpiechu opuszczała lecznicę miała nadzieję, że zdoła zdążyć przed nadejściem ulewy. Drobne kropelki nieśmiało uderzały o okiennice, otulona materiałem starego płaszcza opuściła bezpieczne pomieszczenia małej przychodni.
Strumień deszczu runął z nieba, gdy zostawiła za sobą ścieżkę prowadzącą do Leśnej Lecznicy. Wstępując na brukowane ulice miasta była już przemoczona do suchej nitki. Mięśnie drżały, bolały od przeszywającego zimna. Była pewna, że pożałuję tego występku jeszcze dzisiejszego wieczora. Im dalej brnęła, tym bardziej nie było już sensu wracać. To tylko deszcz. Konieczność zrealizowania zamówienia na eliksiry zbyt nagląca, by odkładać spotkanie na jutro, na pojutrze, na następny tydzień.
Kostki boleśnie zderzyła się z drewnem. Niecierpliwie czekała, by drzwi domu Thompsonów uchyliły się przez jednego z jego mieszkańców. Poczuła się już bezpiecznie, niemalże zapominając o tym, że posiadłość mogła zostać zabezpieczona przed nadejściem nieproszonych gości.
Dopiero zbliżając się do drzwi zdała sobie sprawę, że minęła dom dawnej koleżanki z Hogwartu, nie poświęcając mu nawet chwili uwagi.
Było tamte życie i te nowe. Dyktowane potrzebami lecznicy, długimi powrotami do Irlandii, smutkiem pogrążonego w żałobie domu Vane’ów. Życie przesycone strachem, żalem i podłością. Samotność zaklęta w milczącej postaci uzdrowicielki, skorej do miękkiego, ciepłego uśmiechu tak bardzo wyuczonego, że niemalże bezboleśnie tańczył na bladych wargach. Samotność, której sama była sobie winna. Samotność, którą sama wybrała. Samotność, która jak do tej pory niczym zbroja broniła przed światem. Echem wspomnień odbijały się chwilę, których niegdyś nie docenia, normalność chociaż szarobura dziś była jedynie pogłosem przeszłości. Teraźniejszość była surowa, nieprzystępna, wymagała poświęcenia jej każdej myśli.
Blade wargi zdołały wygiąć się w krótkim uśmiechu, gdy znajoma twarz pani Thompson przywitała ją w drzwiach. Pośpiesznie odchyliła ciężki kaptur, by mógł ją rozpoznać - Dzień Dobry. Jak się pani miewa? - zapytała, starając się ukryć błagalną nutę. W tej chwili marzyła jedynie o tym, aby skryć się już w cieple rodzinnego domu pary alchemików. Ściągnąć szorstki płaszcz, wysuszyć ubranie, grzecznie zgodzić się na filiżankę gorącej herbaty. Nie czekała długo. Spojrzenie kobiety było niemalże współczujące.
Wkradła się do środka, z ulgą przyjmując pomoc przy pozbyciu się przesiąkniętego deszczem płaszcza. Podbródek drgał, gdy próbowała wdać się z panią domu w krótką pogawędkę. Nawet materiał oliwkowej, za luźnej koszuli przesiąkł, nieprzyjemnie przyklejając się do skóry pleców.
Odgłos zbliżających się kroków przerwał krótką konwersację.
Miesiąc temu zgłosili się do lecznicy po wybuchu kociołka. Pan Thompson ucierpiał wtedy w tym wypadku, tracąc jeden z palców. Musiał minąć miesiąc, aby ten nowy, wyhodowany w specjalnej miksturze był gotowy do transplantacji. Dzisiaj oceniając stan narządu była pewna, że nie muszą już dłużej czekać, a umówione na kilka dni wcześniej spotkanie miało dojść do skutku.
Chociaż urazy wywołane wypadkiem przy pracy nie były tak poważne odwiedziła ich już kilka razy na przestrzeni miesiąca. Pani Thompson z początkiem października narzekała na nasilenie się objawów mandragory, a ich syn nabawił się brodawczaka dymnego i chociaż to ostatnie nie należało do najpoważniejszych chorób, to przy okazji zajęła się również i tym.
W lecznicy pojawiało się coraz więcej pacjentów. Niewielki przedsionek czasami pękał w szwach pod natłokiem przelicznych urazów i chorób. Z czasem coraz częściej zaczęła decydować się na wizyty domowe. Co prawda tygodniowo kosztowało ją to kilka dodatkowych godzin, ale uznała że i tak było to praktyczniejszym rozwiązaniem niż ściąganie każdego z nich na wizytę do lecznicy. Tak przynajmniej chociaż w taki sposób mogła kontrolować napływ pacjentów, decydując o tym, które przypadki mogły poczekać na wizytę, nie naruszając i tak napiętego grafiku Leśnej Lecznicy.
Pani Thompson niegdyś również pracowała w Mungu, dlatego też przygotowanie pomieszczenia na nadchodzący zabieg nie stanowiło dla niej wyzwania.
Pan Thompson miał się dobrze. Jak sam mawiał to nie pierwszy raz, gdy kociołek wybuchł podczas warzenia eliksirów, jedynie pierwszy gdy utracił przy tym kończynę. Nabrał sił, zaklęcia rzucone na poparzoną skórę w dużym stopniu wyleczyły rany, sprawiły że blizny były ledwie widoczne. Jego żona dbała o to, aby szybko wyzdrowiał - zgodnie z zaleceniami uzdrowicielki przygotowywała maści, których systematycznie używał, aby załagodzić ból uszkodzonej tkanki.
Dziś jednak przyszedł czas na wykonanie czynności, które wykonać mógł tylko wykwalifikowany uzdrowiciel. Transplantacja palca nie była trudnym zabiegiem, przynajmniej porównując go do innych z grupy przeszczepów. Najbardziej wymagającym zadaniem było jednak dopasowanie zakończeń nerwowych w taki sposób, aby nowy organ został przyjęty przez organizm, a także wrócił do dawnej sprawności. Na szczęście, chociaż sam zabieg trwał dłużej niźli to planowała, ostatecznie zakończył się sukcesem. Po wybudzeniu pana Thompsona przeprowadziła z nim wywiad, ale to pani Thompson wysłuchała długiej listy zaleceń, które przygotowała uzdrowicielka. Z dwojga sędziwych już alchemików, to ona wydawała się być tą rozsądniejszą.
Wkrótce pozostawiła dom Thompsonów za sobą, przyjmując od nich skromną opłatę. Chociaż oboje nadal pracowali w zawodzie, a ich syn był już dorosły, to tocząca się w Anglii również wpływała i na nich. Nie mogła prosić ich o więcej. Lecznica i mieszkańcy Doliny Godryka żyli w swoistej symbiozie. Ich datki pozwalały przetrwać, a uzdrowiciele dbali o ich zdrowie.
Pośpiesznym krokiem wyruszyła w stronę lecznicy. Zdążyła zaledwie przekąsić kilka kęsów wędzonej plumpki z duszoną marchewką, gdy drzwi lecznicy trzasnęły po raz pierwszy.
Najpierw pojawiła się w nim pani Montgomery ze swoim synem, który padł ofiarą pocałunku kuchgara, potem pojawiła się grupa młodych mężczyzn pracujących w tutejszym tartaku. Ich przerażone głosy zatrzęsły niewielką drewnianą chatką, gdy tylko przekroczyli jej próg. Drogę, którą pokonali od drzwi wejściowych do szpitalnego łóżka naznaczyła krwista ścieżka. Złamana kość rozdarła skórę. Prowizorycznie zaplątana opaska miała zatrzymać krwotok, mimo to jednak rana wciąż krwawiła obficie.
Nadgarstek poruszał się w szeptany rytm dobrze znanych ruchów. Powstrzymać krwawienie. Oczyścić. Nastawić kość. Wyleczyć uszkodzone nerwy. Załatać ranę. Zanim udało jej się uporać z obrażeniami mężczyzny za drzwiami czekał już kolejny pacjent, a potem następny. Z czasem ciało poddawało się zmęczeniu. Bolał kręgosłup, nogi, głowa. Mięśnie karku tkwiły w ciągłym napięciu. Nie pozwalała się temu pokonać. Potrafiła wytrzymać dyskomfort fizyczny, wprawiły ją w to lata spędzone w Mungu i długie noce wypełnione dziecięcym płaczem, nawracającymi kolkami czy też zwykłym dziecięcym dąsem. Czas mijał zbyt szybko, aby mogła pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Zresztą w pewien sposób tego właśnie potrzebowała. Uwagi skupionej jedynie na pracy, myśli wirujących jedynie wśród medycznych rozważań. Poczucia, że nie tkwi w miejscu, jest w ciągłym ruchu.
Dopiero gdy nadszedł zmierzch, udało jej się dokończyć obiad, pochylając się nad ich księgami. Jakiś czas temu obiecała Alexandrowi, że w miarę możliwości pomoże mu w sprawach organizacyjnych. Sporządziła listę produktów na wyczerpaniu oraz tych, które niezwłocznie należało sprowadzić. Podliczyła ich koszta oraz spisała wszystkie dzisiejsze wpłaty oraz to co przynoszono w zamian za opłatę - czasami to było kilka alchemicznych ingrediencji, farmerzy czasami przynosili jedzenie. Czasami wprawiało ją to w zdumienie, że mimo wszystko, chociaż nie musieli i tak znajdowali sposób, aby się im odwdzięczyć. Przez chwilę studiowała własne zapiski, próbując odnaleźć błędy.
W końcu wieczorna cisza znów została zaburzona trzaśnięciem drzwi. Kolejny pacjent.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Zaplecze [odnośnik]13.08.21 12:41
12.01

Leśna lecznica była ostoją bezpieczeństwa i bezinteresownej pomocy medycznej dla każdego, kto jej potrzebował. Niezależnie od tego, czy byli to mugole, czy czarodzieje krwi czystej, czy jakiejkolwiek innej (Kerstin wciąż nie do końca godziła się w duchu z ideą dzielenia magów w zależności od ich rodowodu), przyjmowali do siebie każdego, kto był w ciężkiej sytuacji, budził zaufanie i z dużą dozą prawdopodobieństwa mogli stwierdzić, że ich w krótkim czasie nie zdradzi. Mimo jednak tej dużej różnorodności wśród pacjentów, w lecznicy nie pracowało zbyt wielu mugoli takich jak Kerstin. Nie było to niczym dziwnym, uzdrowiciele korzystający z magii mieli znacznie więcej możliwości przy tak ograniczonym sprzęcie - do wielu rzeczy wystarczała im tylko różdżka.
Kerstin nie czuła żalu, że pełni tutaj przede wszystkim rolę piastunki - choć na sali operacyjnej widziała więcej i większe były jej obowiązki, podstawą pielęgniarstwa wciąż była opieka. Bycie przy człowieku, pomoc w podstawowych sprawach takich jak jedzenie, higiena, czy zachowanie dobrego samopoczucia. Czasem tylko zdarzało się, że musiała wykorzystać wiedzę o pierwszej pomocy, zwykle wtedy, gdy jakiś niemagiczny pacjent nie był w pełni przekonany do magicznych rozwiązań.
Co się natomiast tyczyło innych mugoli w personelu, Kerry poznała tylko Louisa i niezwykle zależało jej, aby zawrzeć z nim najbardziej owocną i szczerą przyjaźń, na jaką tylko mogli sobie w tych ciężkich czasach pozwolić. Jako niemagiczne elfiki rzucone w czarodziejski chaos, musieli trzymać się razem, czyż nie? Dlatego gdy Louis zapytał ją, czy w wolnej chwili poduczy go trochę pielęgniarskich sztuczek - Louis bowiem zajmował się w lecznicy przede wszystkim sprawami logistyczno-praktycznymi - przytaknęła bez chwili zawahania, ciesząc się na myśl, że będzie mogła komuś opowiadać, a on będzie jej słuchać.
Nie minęły dobrze trzy dni, od kiedy padła prośba, a Kerstin już znalazła czas na to, żeby na strychu zorganizować wygodne miejsce do nauki. Z własnego domu przyniosła dwie poduszki, bo przecież nie będzie ich podbierać pacjentom, i ułożyła je wokół niskiego stoliczka, który znalazła w kącie zaplecza. Miała ze sobą kilka książek jeszcze z czasów szkoły pielęgniarskiej, z szuflad powyjmowała też ze dwa bandaże, plastry i eliksiry po dacie ważności. Gdyby czasy były nieco łaskawsze, postawiłaby też dzbanek z herbatą, ale wszystko co mieli zostawiali pacjentom, a Kerstin w przerwie piła ciepłą wodę.
- Cześć, Louis! Jak się dzisiaj czujesz? - zapytała pogodnie, gdy chłopak pojawił się na strychu.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]25.08.21 1:20
Już od dawna chodziła mi po głowie myśl, że to wstyd - mieszkać z tyloma osobami zajmującymi się leczeniem, pracować(!) w lecznicy (bardziej od strony technicznej, ale wciąż)... i nadal nie mieć pojęcia choćby o udzielaniu pierwszej pomocy. Tak na ogół to wiedza, którą warto posiadać, a w obecnych czasach to już zupełnie!
A jak jeszcze sobie pomyślałem, że komuś z bliskich mi osób, przyjaciół, coś by się przydarzyło, a ja, ostatnia ofiara losu, nie umiałbym nic zrobić... Wciąż prześladowało mnie to uczucie bezradności na widok Juliana tego feralnego, grudniowego wieczora. Na szczęście były dziewczyny i się zajęły rannymi... ale co by było, gdybym wtedy był sam w Kurniku? Gdybym był jedyną nadzieją? Co - wtedy też jedyne, do czego byłbym zdolny, to przyniesienie koca z piętra?
Ech... może byłem dla siebie zbyt surowy, ale jeśli istniał choć cień szansy, że w obliczu jakiegoś wypadku, byłbym w stanie komuś pomóc przynajmniej do czasu aż zjawi się medyk z prawdziwego zdarzenia, to... to chyba było warto, prawda?
Wtedy też pomyślałem o Kerstin - nie posługiwała się różdżką, a jednak była wartościowym członkiem Lecznicowego zespołu, więc... może i mnie potrafiłaby tego nauczyć? Tak, przyznaję: nigdy się specjalnie nie przykładałem do biologii... ale nie uważałem się za takiego totalnego cepa, więc przynajmniej podstaw mógłbym się nauczyć. Wiele razy widziałem też Lecznicowych uzdrowicieli w akcji, nie zawsze sięgali po magię, więc z pewnymi czynnościami byłem już oswojony i zaznajomiony... choć wciąż tak naprawdę brakowało mi wiedzy.
Szczerze mówiąc, kiedy zagadnąłem (kiedy to było? Dwa dni temu?) Kerstin w tej sprawie, nie spodziewałem się, że tak szybko znajdzie dla mnie czas. Mile tym zaskoczony, szybciej niż zwykle opuściłem garaż państwa Peterson, gdzie ostatnio próbowałem wskrzesić samochód ich syna, i po szybkim ogarnięciu się w Kurniku, przez zaspy (bo skrótem) pognałem do Lecznicy. Niedługo później lekko zmachany wdrapałem się na strych i uśmiechnąłem szeroko na widok swej nauczycielki.
- Mam nadzieję, że nie musiałaś długo czekać - odezwałem się na powitanie. Za to jej pytanie na moment wprowadziło mnie w widoczną konsternację. Nie powinno, bo szybko zdałem sobie sprawę z tego, że Kerstin prawie na pewno zadaje je po prostu z automatu wszystkim na "dzień dobry", ale no... nie byłem do niego przyzwyczajony, o. Po prostu nie pamiętam już kiedy ostatnio byłem czyimś pacjentem.
- A, w porządku - zreflektowałem się czym prędzej, machnąwszy przy okazji ręką. - Wiesz, ja się zawsze dobrze czuję - dodałem pogodnie, ściągając z grzbietu wciąż lekko ośnieżoną, skórzaną kurtkę. - Nie wiem kiedy ostatnio chorowałem... w podstawówce może? - podrapałem się po głowie. - A nie! Przecież to alpejskie zapalenie płuc...! - przypomniałem sobie to jakże historyczne (bo rzadkie i odległe) wspomnienie. - Też masz wrażenie, że wszystko przed tą akcją z Londynem i anomaliami... że to było sto lat temu? - zagadnąłem ją. Ja co chwilę się na tym łapałem. W Szwajcarii, jeśli dobrze liczyłem, byłem cztery lata temu. Tylko cztery! A wydawało mi się, że minęły wieki od tego czasu! Wtedy jeszcze nie wiedziałem o istnieniu magii, sądziłem, że z mojej rodziny żył tylko tata... Ech... właśnie, wtedy jeszcze żył...
Czym prędzej otrząsnąłem się z tych myśli.
- A ty? - odbiłem piłeczkę. - Jak się dzisiaj czujesz? - zapytałem z uśmiechem, który ponownie zawitał mi na twarzy. Położyłem jeszcze kurtkę na wolnym skrawku podłogi, zzułem trochę przemoczone buty (niestety śnieg przez cholewkę dostał się do środka) i wreszcie podszedłem do stolika i wolnej poduszki.
- Wow, Kerstin... - wymsknęło mi się na widok książek, bandaży, zeszytów... - Wszystko przygotowałaś! Po tej nauce chyba zostanę pielęgniarzem - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, ale wcale nie kpiąco. Byłem pod najprawdziwszym wrażeniem, że zabieramy się za naukę tak na poważnie. Tym bardziej musiałem się skupić i nie wyjść na kompletnego głąba, więc czym prędzej zająłem swoje miejsce i wreszcie zamieniłem się w słuch.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Zaplecze [odnośnik]26.08.21 12:29
Niektórych przyzwyczajeń wyjątkowo ciężko było się pozbyć, do tego stopnia, że nie zwracała już nawet uwagi na to, że niektóre jej pytania i przejawy troski mogą zostać przyjęte z zaskoczeniem. Louis zatrzymał się co prawda na schodach i spojrzał na nią jakoś tak dziwniej, ale niewiele minęło sekund, a znów na nowo się rozpromienił. On po prostu taki był, promyk światła w ich lecznicy niezależnie od tego, jak cholernie ciężkie życie rzucało im kłody pod nogi. Poczekała cierpliwie, aż złapał oddech, otrzepał się ze śniegu i ściągnął kurtkę, która na stryszku nie była zbyt potrzebna - lecznicę dogrzewali, a ciepło szło do góry, więc najcieplej zawsze było na zapleczu.
- Nie, tylko chwilkę. Specjalnie przyszłam wcześniej, żeby sobie przygotować parę drobiazgów - zapewniła pogodnie i poprawiła poduszkę, który przygotowała dla Louisa. - Możesz tutaj usiąść, przyniosłam je z domu. - Złożyła łokcie na niskim stoliczku, uśmiechając się do niego zachęcająco.
Uśmiech poszerzył się nawet, gdy chłopak wspomniał o zdrowiu, ale zaraz wesoła mina Kerstin przygasła, plecy przygarbiły się lekko, policzki na wpół skryły za włosami. Tak, tak, również uważała, że świat sprzed wojny był zupełnie inną rzeczywistością, ale w przeciwieństwie do Louisa nie lubiła jej rozpamiętywać. Była na to chyba zbyt wrażliwa, gdyż wspomnienia wyciągane nagle przypominały jej o wszystkim, co utraciła, wywoływały skurcz w żołądku i ochotę na płacz. A przecież nie mogła się teraz rozkleić, musiała więc jak najszybciej zmienić temat.
- Tak... - potwierdziła niemrawo, zaraz dodając: - Ja też czuję się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Ostatnio dręczyło mnie lekkie przeziębienie, bez gorączki, tylko trochę zimowego kaszlu. Ale teraz znowu jestem zdrowa jak ryba i mogę wrócić do pracy - Gdyby nie choroba, pewnie udałoby jej się zorganizować lekcję dla przyjaciela jeszcze szybciej. - Kto wie, Lou, zawsze jest czas na to, żeby zacząć nową specjalizację - odpowiedziała żartobliwie, gdy zasugerował, że zostanie pielęgniarzem. - Od czego byś chciał zacząć? Mamy w planach szkolenie z transportu poszkodowanego, badanie podstawowych funkcji życiowych, reanimację, opatrywanie prostych ran, zaopatrywanie złamań... - Zastanowiła się. Chętnie dodałaby do tego jeszcze zakładanie i ściąganie szwów, ale nie znalazła w lecznicy odpowiedniego sprzętu; chyba musiała pogodzić się z tym, że jeszcze wiele czasu minie, nim będzie mogła przypomnieć sobie, jak to było pracować w roli instrumentariuszki. - Masz jakieś podstawy w anatomii? Nic nie szkodzi, jeśli nie, będę o nich opowiadać przy okazji tematów praktycznych - podsumowała miło.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Zaplecze [odnośnik]07.01.24 21:02
22 sierpnia 1958
Na swoich ramionach Gwen niosła całe naręcze ubrań, powybieranych z tego, co ostatnio zostało dostarczone do Leśnej Lecznicy na zbiórkę ogłoszoną przez Herberta. Wiele z ubrań nie nadawało się do dalszego noszenia: część była znoszona i bardzo mocno podziurawiona. Jednak wraz z Kerstin starały się je posegregować, wybierając te, z których zrobią szmaty, te, które pójdą na bandaże oraz te, które ostatecznie mogą trafić dla potrzebujących. W jednym z pomieszczeń na dole zrobiły małą sortownię. To było jednak tak przepełnione, że nie mogły się tam rozłożyć i kontynuować pracy z ubraniami, toteż panna Tonks zaproponowała, aby zajęły się nimi u góry, w pokoiku na zapleczu. Schody potrzebowały chwili, aby zrozumieć, że panna Grey jest upoważniona, aby na górę wchodzić, ale ostatecznie przekonały się chyba co do czystości jej intencji i teraz co rusz chodziła to w jedną, to w drugą stronę, przynosząc kolejne ubrania, układając je w dwie kupki: jedna do szycia, druga do przerobienia na bandaże.
Nie mogły tego zrobić na dole. Lecznica wciąż musiała działać, przyjmowała kolejnych i kolejnych chorych, a więc nie było tam miejsca, aby spokojnie pracować. Na farmie również zbyt dużo się działo, aby panna Grey mogła tam spokojnie zająć się czymś takim, toteż zaplecze naprawdę było najlepszym wyborem.
Tu są te na bandaże — powiedziała do Kerstin, wskazując odpowiednią kupkę. — Jak się je robi? Trzeba je… pociąć, wyparzyć?
Nie znała się na medycynie na tyle, aby decydować w tej sprawie. Kerry musiała wyjaśnić Gwen, jaki jest w związku z tym plan działania. W tym czasie podeszła do przygotowanego wcześniej krzesełka stojącego przy małym stoliku, na którym z kolei stały igła i nici.
Ostatnio próbowałam cerować ubrania — powiedziała, próbując niezbyt sprawnie nałożyć nić na igłę. — Idzie mi chyba coraz lepiej, wiesz? Rzadziej się kaleczę — wyjaśniła z kwaśnym uśmiechem. Gdy igła leżała przygotowana, podeszła do kupki ubrań, sięgając po lezącą na wierzchu, dziecięcą sukienkę. Niewielka plamka z tyłu, która nie chciała się sprać sugerowała, że jej poprzednia właścicielka nie należała do tych najbardziej schludnych, a rozdarcie szwów po boku zdradzało, że ubranie nie jest wcale najnowsze, ale biorąc pod uwagę, że obecnie wszystko było trudno dostępne, Gwen była przekonana, że dla kogoś ten strój się jeszcze nada. Jeśli tylko uda jej się go zszyć.
Chwyciła więc sukienkę, odwróciła ją na drugą stronę i podjęła próbę szycia. To zdecydowanie nie było najrówniejsze, ani też najmocniejsze, co Kerry na pewno mogła zauważyć, ale przynajmniej igła nie kaleczyła co chwilę palców Gwen. Widać było, że ostatnio spędziła z nią trochę czasu, oswajając się z jej rozmiarem.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Zaplecze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach