Angelique Blythe
AutorWiadomość
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Ostatnio zmieniony przez Angelique Blythe dnia 17.08.20 0:52, w całości zmieniany 1 raz
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Zawsze będę z tobą już
Nie dbam, którą z dróg i gdzie zechcesz pójść
Nawet, gdy ciebie brak
Bicie serc łączy nas
I choć wszystko ma swój kres
Jednak nasza miłość nie
Nie dbam, którą z dróg i gdzie zechcesz pójść
Nawet, gdy ciebie brak
Bicie serc łączy nas
I choć wszystko ma swój kres
Jednak nasza miłość nie
Wygładziła sukienkę niespokojnie. Zbliżała się godzina, w której wszystko miało się zmienić. Musiała przyznać, że jej wczorajsza utarczka z najmłodszym bratem nie była na miejscu… Poza tym, poszło o głupotę. Chociaż każda dobrze wychowana dziewczynka zrobiłaby to samo na jej miejscu. W końcu, nie powinno się krzywić na chwilowy pocałunek dwojga zakochanych w sobie ludzi, nieprawdaż?
Spojrzała w lustro z wahaniem. Złote włosy idealnie spięte w koka, wspaniała lekka muślinowa sukienka… Ale w środku stała tylko ona, Angelica. Było jej odrobinę wstyd za to, co ostatnimi czasy robiła. Dorastała. Powoli, ale jednak. Dopiero teraz zaczynała widzieć rzeczy, które dotąd umykały jej uwadze. Spuściła wzrok speszona.
Wcześniej była sceptycznie nastawiona do narzeczonego swojej matki – zajmował się przecież nie sztuką, lecz dziedziną zupełnie inną. I – chociaż uważała leczenie chorych za coś dobrego – nie podobało jej się to za szczególnie. Nie było w nim nic wyjątkowego. Co więc spowodowało, że jej matka, primabalerina wysokiej klasy, się w nim zakochała? I czym w ogóle była miłość, skoro jej mama chciała wyjść za mąż ponownie? Przelotnym uczuciem, zachcianką jak to bywało czasem u każdej półwili? Choć była nieśmiałą dziewczynką, zdolności do ciekawości i martwienia się o bliskich jej nie brakowało. Próbowała więc cały czas zrozumieć, jak to wszystko się stało.
Tak czy siak, jej matka miała prawo do własnych wybór – ćwierćwila powinna była to zaakceptować dawno temu. A teraz… było już za późno. Nadszarpnęła zaufania rodzicielki na tyle, że sama nie potrafiła sobie tego wybaczyć.
Lekko zadrżała, gdy w lustrzanym odbiciu pojawiła się jej rodzicielka. Muzyka wydobywająca się zza drzwi musiała zagłuszyć kroki matki na tyle, by nie było ich słychać. Angelique zwykle lubiła wiolonczelę, harfę i skrzypce, ale tym razem naprawdę wolałaby, żeby ich nie było. Miała ochotę zapaść się teraz pod ziemię.
– W porządku? – Łagodnie uśmiechnęła się do córki. Ta zaś potarła ramię niezręcznie. Na twarzy kobiety pokazała się pionowa zmarszczka. – Co się stało?
Młoda Blythe przełknęła ślinę z trudnością. Było jej po prostu najzwyczajniej w świecie głupio. Co miała powiedzieć?
– Jeżeli masz jakieś wątpliwości co do twojego przyszłego ojczyma to mi je powiedz – zadeklarowała półwila. Zawsze była nieustępliwa, kiedy chodziło jej rodzinę. – Proszę. Potrzebuję wiedzieć, z kim mam do czynienia. Jeśli komuś, zwłaszcza tobie, zrobił coś niedobrego, jakąkolwiek, choćby najmniejszą krzywdę…
Angelique od razu potrząsnęła żywiołowo głową. Nie o to chodziło, w żadnym wypadku!
– A więc o co chodzi? – Kobieta wyglądała na mniej zmartwioną, ale zmarszczka dalej nie znikała z jej twarzy.
– Ja… – Postukała kilka razy palcami wskazującymi o siebie. Wiedziała, że nie powinna tak robić. To niegodne damy. Mimo wszystko czuła się zbyt nerwowa, by ten odruch powstrzymać. – Chciałam przeprosić.
Powiedziała to wszystko głosem tak cichym, niemal z samego końca gardła, że jej matka przez chwilę analizowała, co takiego jej córka próbowała jej przekazać. Zdradzało to wielokrotne mruganie z jej strony z szeroko otwartymi oczami wtopionymi w dziewczynkę.
Chwilę zdawała się myśleć w ciszy, po czym wydała z siebie dźwięczny, delikatny chichot przypominający ćwierkanie skowronka. Angelica ścisnęła sukienkę w niemym oczekiwaniu. Nie była… zła? Ani nic w ten deseń?
– Mamo, nie złościsz się na mnie? – spytała, nie do końca rozumiejąc. Gdyby to Angelique przyszło mierzyć się z córką, która nie lubi jej księcia na białym koniu, pewnie nie chciałaby z nią więcej rozmawiać… czy coś. W końcu dobrych czarodziei było w tym świecie mało. Każdy był naprawdę na wagę złota.
– Nie, słońce – odpowiedziała jej matka z pobłażliwym uśmiechem, kręcąc z niedowierzania głową. Kucnęła przy niej, korzystając z tego, że nie przywdziała jeszcze znacznie cięższej, bardziej podatnej na podarcia weselnej sukni. – Posłuchaj mnie uważnie.
Otarła pojedynczą łzę, która chciała spłynąć z policzka jej córki. Dziewczynka wbiła przestraszony wzrok w matkę.
– Nieważne jak wiele popełnisz błędów, ja nigdy cię nie opuszczę. – Spojrzała na ćwierćwilę z takim uczuciem w oczach, że to nie mogło być ani trochę fałszywe. – Nawet jeśli nawygadujesz naprawdę wiele brzydkich rzeczy i będziesz uparcie obstawać przy swoim.
– N-naprawdę? – dopytała młoda Blythe, próbując nie szlochać.
– Naprawdę. – Dotknęła czubka noska córki, jak to miała w zwyczaju. – Ale… cieszę się, że już wszystko między nami w porządku. I że w końcu ujrzałaś prawdę. Trochę zajęło mi przekonanie cię, wiesz? – Uśmiechnęła się odrobinę przekornie. Angelique wiedziała jednak, że nie kryły się za tym złe intencje.
Dziewczynka zatrzepotała dwukrotnie wilgotnymi rzęsami i przygryzła wargę. Lekki rumieniec pokrył jej policzki. Nie wiedziała, co powiedzieć. Wszystko, co dotąd mówiła matka, wydawało się zbyt piękne. A może… to wszystko było snem? Śniła na jawie? Przebaczenie i wzajemne zrozumienie rozwiązały wszelkie problemy… Takie rzeczy zdarzały się tylko w bajkach.
Matka wyprostowała się i oparła jedną rękę na biodrze. Wyglądała teraz na stanowczo młodszą niż była.
– W takim razie, skoro wszystko już mamy załatwione, powinnam się przygotować – zaczęła niewinnie. – W końcu ślub zawsze jest ważnym wydarzeniem w życiu kobiety.
– Tak…
– Ale – rozłożyła ręce bezradnie – Nie sądzę, by było to do końca możliwe.
Angelique zamrugała niepewnie, marszcząc brwi. Jak to? Przecież suknia czekała dwa pomieszczenia od nich. Czy… znowu gdzieś zawiniła?
– Myślę za to, że może się udać, jeśli będę mieć przy sobie moją małą pomocniczkę – dodała, puszczając córce oko. Angelica otworzyła buzię ze zdziwienia. – Oczywiście, jeśli wciąż lubi dobierać ozdoby do włosów.
Usta Angelici otworzyły się jeszcze bardziej – tym razem z radości. Przecież zawsze to lubiła!
– Mamo, nie musisz nawet pytać!
Była bardziej niż zadowolona, mogąc pomóc jej w przygotowaniach. Wybieranie butów, ozdób, fryzury… to coś, w czym była dobra. Sama nie do końca była pewna, czy to przez to że miała wśród przodków wilę, czy po prostu dlatego że sama pewnego razu po prostu zaczęła przywiązywać do tego większą wagę.
Kiedy wreszcie wszystkie przygotowania zostały dokonane, tuż przed nią stanęła piękna okryta welonem kobieta. Angelica mimowolnie uśmiechnęła się ciepło. Chciała być taka jak ona – i tak właśnie wyglądać, kiedy przyjdzie jej stanąć na ślubnym kobiercu. Była jednak jeszcze jedna rzecz, która nadal wymagała rozwiązania. Dość… wstydliwa i pewnie trochę dziwna. Ale musiała o to spytać.
– Um… mamo? – zaczęła niepewnie, spoglądając to na wiklinowy kosz z płatkami kwiatów, to na oblicze drogiej rodzicielki. – Czy…
W otoczeniu ciepłych płomieni świec z gracją przesuwała się mała złotowłosa dziewczynka z koszyczkiem kwiatów w ręku. Kiedy już dywan zdawał się być usłany doskonałymi w każdym calu płatkami róż, tulipanów i fiołków, okazało się jednak, że to jeszcze nie koniec uroczystości. Właściwie – dopiero się zaczęła.
Po dywanie sunęła tym razem smukła półwila – cudowna panna młoda. Choć zdawało się początkowo, że nie może być już lepiej – ona czyniła jednak to wydarzenie jeszcze bardziej podniosłym i światłym. Stojąca teraz z boku Angelique nie mogła posiąść się z zachwytu, wydając z siebie ciche westchnięcie, które szybko utonęło wśród dźwięków weselnej melodii.
Ale dopiero kiedy para nowożeńców objęła się w pierwszym tańcu, w ćwierćwili zaszła najmocniejsza zmiana. Choć dla postronnego obserwatora najpewniej wyglądało to zaledwie jak błyskająca iskra w jej oczach, zaledwie na moment.
Przez długi czas szukała czegoś, co pozwoliłoby jej dojść do powodów, dla których matka ponownie chciała wstąpić w związek. Pieniądze? Gdzie tam, pieniędzy mieli pod dostatkiem. Może dobra reputacja? Ten mężczyzna nie miał nic poza tym.
Odpowiedź, która nadeszła, nie była jednoznaczna. Objawiała się w sposobie, w jaki jej przyszły ojczym patrzył na jej matkę. W tym, jak ją pocieszał po latach spędzonych w żałobie…. A także w tym, jaki uśmiech wdowa posyłała mu przy każdym spotkaniu – promienny i czysty. Angelique nie rozumiała tego. Bo czemu niby cierpieniu miała towarzyszyć radość? Radość to radość, ból to ból. Zaznaczała się między nimi wyraźna granica. Nie można było żyć szczęśliwie z innym, jednocześnie opłakując swojego pierwszego ukochanego.
Teraz nie odnajdywała jednak tych znaków wyłącznie w więzi reprezentowanej przez jej opiekunów. W porządku, wyglądali, jakby darzyli się wzajemną sympatią i szacunkiem, ale… Zauważyła, że w podobny sposób matka Angelici potraktowała dzisiaj ją samą. To, jak jej ojczym tłumaczył swojemu najmłodszemu synowi, że nie może tak postępować z dziewczynkami, bo są wrażliwe na wszelkie ostre słowa… A nawet to, jak jej starszy brat co chwilę posyłał jej zdenerwowane spojrzenie, choć usilnie starał się to ukryć. Wszystkie sytuacje nosiły to samo znamię.
To samo uczucie widziała w sercach gości zebranych na weselu – życzliwe spojrzenia i ciepłe gesty. Wspólne biesiadowanie, śmianie się i ciekawostki z ich życia, którymi zechcieli się z nimi dzisiaj podzielić. Zaufanie, dobroć, braterstwo.
I to, jak najmłodszy brat delikatnie wplótł swoją małą rękę w jej równie małą dłoń pod stołem podczas weselnego obiadu, gdy nikt nie patrzał. Jakby to, co między nimi się wydarzyło, nigdy nie miało miejsca. Jakby zapomniał o dawnych waśniach. I jakby świat na moment stanął w miejscu.
Coś kazało jej sądzić, że to właśnie tego szukała. Czegoś pokrętnego, niewytłumaczalnego, a jednak łączącego magiczne serca. Czegoś, co wykraczało daleko poza czarodziejskie pojęcie i potrafiło wszczynać najgorsze kłótnie i doprowadzać na skraj wyczerpania. Czegoś, co zadawało najgorsze ciosy i pozwalało czuć radość tak niewinną, że niemal nieuchwytną.
Miłość najwyraźniej musiała właśnie w ten sposób wyglądać. Trudna, pełna przeszkód, wymagająca poświęcenia. Nie wybierała, po prostu się pojawiała.
Ale może to i dobrze? W końcu Angelica miała dzięki temu wrażenie, że każdy jest jej bliższy. Brat, ojczym… matka.
Bo tak naprawdę wszystko było jak w bajce. Po prostu… wystarczyło dobrze spojrzeć.
W każdej godzinie złej
Miłość ochroni cię
Z nią przetrwasz każdą z burz
Masz moje serce
Nie chcę więcej
Zawsze będę z tobą już
Miłość ochroni cię
Z nią przetrwasz każdą z burz
Masz moje serce
Nie chcę więcej
Zawsze będę z tobą już
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Angelique Blythe
Szybka odpowiedź