[SEN] But if I jump it's all over
AutorWiadomość
I'm on the white cliffs of Dover
Thinking it over and over
But if I jump it's all over
A cautionary tale for you
I'd like to roll in the clover
With you over and over
On the white cliffs of Dover
And then I'd let you push me over
Choć jej serce od najmłodszych lat ciągnęło do wysokich gór, Callista zakochała się w Dover już podczas pierwszej wizyty. Widok białych klifów na tle błękitnego morza zaparł jej dech w piersiach i to tak dosłownie, nie z powodu choroby. W Ludlow nie mogła liczyć na podobne krajobrazy. Obserwując wpływające i wypływające z portu łodzie Czarownica zrozumiała, że zarówno ona jak i wszyscy pozostali Brytyjczycy, to naród wyspiarski. Ich potomkowie przybyli na te ziemie drogą morską, pokonując tysiące wodnych mil, i z jakieś powodu postanowili tu zostać.
Oczywiście to Mathieu pokazał jej to wszystko jako pierwszy. Zabrał ją tutaj przy okazji jej pierwszej oficjalnej wizyty w Château Rose i nie należy się dziwić, że od tego czasu to miejsce kojarzyło jej się z mężczyzną. Chociaż Callista swoją wycieczkę rozpoczęła na miejscowym molo, kredowe klify przyciągały ją do siebie. W tym wypadku nie miała innego wyboru jak tylko zakasać tartanową spódnicę i rozpocząć wspinaczkę. Ta, o dziwo, przyszła jej z lekkością. Nie mogła narzekać nawet na porywisty wiatr, który zwykł hulać po tutejszych zboczach. Niewiele myśląc, Blondynka wybrała trasę do swojego ulubionego zakątka zwanego Klifem Szekspira i to właśnie na jego szczycie, w pobliżu krawędzi, dostrzegła znajomą jej postać obróconą frontem do morza.
- Mathieu? - zbliżyła się niepewnie. Normalnie nie miałaby wątpliwości co do tożsamości swojego ukochanego, ale, po pierwsze, minęło trochę czasu od ich ostatniego spotkania, a po drugie jedyne co aktualnie widziała, to plecy mężczyzny. Na szczęście na dźwięk swojego imienia postać obróciła się, odsłaniając profil. Dumny, prosty nos, ciemne tęczówki, cień zarostu. Zrobił na niej wrażenie już podczas ich pierwszego widzenia w przybytku Flintów. On też zwrócił na nią uwagę, pośród dziesiątek innych. Fakt, to był jej pierwszy oficjalny występ w towarzystwie. Była jak ta nowa, błyszcząca zabawka i bardzo jej się to podobało. Do tego stopnia, że w pierwszej chwili odrzuciła ofertę tańca z Rosierem, co zapewne będzie jej wypominać do końca życia. To jest, jeśli jakimś cudem uda im się spędzić je razem. Oficjalnie. Rola kochanki młodej Avery nie interesowała.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Kredowe Klify to jedyne tak wyjątkowe miejsce na świecie, które potrafiło całkowicie odciągnąć uwagę Rosiera. Piękne barwy skał, otwarte może, cisza i spokój. Świadomość bliskości Rezerwatu i smoków... jego smoków. Nie istniało inne miejsce, które bez zawahania nazwałby domem. To na tych wzgórzach wychował się, obserwując fale rozbijające się o białe klify. Lubił przebywać w tym miejscu, dlatego jeśli znikał wiadomym było gdzie go szukać. Nie każdy jednak znał dokładne miejsce, gdzie barwa nieba i głębia morskiej wody zderzały się ze sobą na horyzoncie w ten jeden, wyjątkowy sposób. To jedno, konkrene miejsce było najwyraźniej jego ulubionym.
Ciszę umilaną dźwiękiem szumiącego wiatru przerwał głos. Tak doskonale znany, o niesamowitej barwie i wydźwięki, którego pozazdrościć mogła każda kobieta. Ta jedna była wyjątkowa. Potrafiłą skupić na sobie całą jego uwagę, wywołać uśmiech na jego twarzy, rozpromienić. Kiedy więc usłyszał ją obok, od razu odwrócił się, lustrując subtelną posturę spojrzeniem uważnych, czekoladowych tęczówek. Ta jedna wyjątkowa kobieta była obok niego, a jednak... jego spojrzenie było pochmurne, zwiastujące nieprzyjemne nowiny.
Nie czekał, złapał ją w objęcia, najbardziej utęsknione i spragnione. Złączył ich usta w przyjemnym, słodkim pocałunku. Widział ją całą, tak realną, była zaraz obok niego, a on nie musiał kryć swych pragnień. Przy pierwszym spotkaniu odrzuciła go, a teraz... wracała do niego za każdym razem, nie mógł się jej pozbyć, on nie chciał się jej pozbywać. Chciał ją w swoim życiu, a jednocześnie wyglądał na pewnego obaw, nieprzyjemne uczucie niepewności biło od niego.
- Callisto. - szepnął przytulając ją do siebie i gładząc jej włosy. Najpiękniejsza kobieta na świecie była zaraz obok niego, a on czerpał z jej obecności przyjemność, którą nie każdy mógł zasmakować. Przyjemność, której brakowało mu od tak dawna. - Znalazłaś mnie, najdroższa. Zawsze odnajdziesz drogę do mnie. - szepnął ponownie, będąc pewnym swych słów. Los mógł ich rozdzielać, szarpać ich uczucia na drobne kawałki, a Avery zawsze udawało się go odnaleźć, choćby nie wiadomo co się działo i jak źle by nie było. Zawsze znajdywała drogę.
Ciszę umilaną dźwiękiem szumiącego wiatru przerwał głos. Tak doskonale znany, o niesamowitej barwie i wydźwięki, którego pozazdrościć mogła każda kobieta. Ta jedna była wyjątkowa. Potrafiłą skupić na sobie całą jego uwagę, wywołać uśmiech na jego twarzy, rozpromienić. Kiedy więc usłyszał ją obok, od razu odwrócił się, lustrując subtelną posturę spojrzeniem uważnych, czekoladowych tęczówek. Ta jedna wyjątkowa kobieta była obok niego, a jednak... jego spojrzenie było pochmurne, zwiastujące nieprzyjemne nowiny.
Nie czekał, złapał ją w objęcia, najbardziej utęsknione i spragnione. Złączył ich usta w przyjemnym, słodkim pocałunku. Widział ją całą, tak realną, była zaraz obok niego, a on nie musiał kryć swych pragnień. Przy pierwszym spotkaniu odrzuciła go, a teraz... wracała do niego za każdym razem, nie mógł się jej pozbyć, on nie chciał się jej pozbywać. Chciał ją w swoim życiu, a jednocześnie wyglądał na pewnego obaw, nieprzyjemne uczucie niepewności biło od niego.
- Callisto. - szepnął przytulając ją do siebie i gładząc jej włosy. Najpiękniejsza kobieta na świecie była zaraz obok niego, a on czerpał z jej obecności przyjemność, którą nie każdy mógł zasmakować. Przyjemność, której brakowało mu od tak dawna. - Znalazłaś mnie, najdroższa. Zawsze odnajdziesz drogę do mnie. - szepnął ponownie, będąc pewnym swych słów. Los mógł ich rozdzielać, szarpać ich uczucia na drobne kawałki, a Avery zawsze udawało się go odnaleźć, choćby nie wiadomo co się działo i jak źle by nie było. Zawsze znajdywała drogę.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 15.04.20 14:03, w całości zmieniany 1 raz
Zabawne. Więc Callista i białe klify Dover miały ze sobą coś wspólnego. Wygląda na to, że wspólnie skradli serce młodego Rosiera. Czy właśnie dlatego Czarownik przyprowadził tu blondynkę za pierwszym razem? Avery doskonale tamto popołudnie pamiętała. Mathieu zdawał się wtedy nie spuszczać z niej wzroku. Skąd wiedziała? Cóż, i jej trudno było się wtedy opanować. Miała nieco ponad siedemnaście lat i wielkie plany co do swojego zamążpójścia. Rozglądała się za odpowiednią ofiarą, którą mogłaby sobie owinąć wokół palca. Starsze koleżanki z Beauxbatons wytłumaczyły jej w końcu jak uchronić swoją wolność i zapewnić sobie niezależność, nawet z mężem na karku. Wystarczyłby ktoś bogaty, kto straciłby dla niej głowę i o dziwo, delikwent znalazł się dość szybko. Niestety Callista oraz jej przyjaciółki nie przewidziały jednej możliwości, mianowicie, że i serce Avery przeszyje strzała Amora.
Minęło pięć lat, a ona nadal czuła motylki w brzuchu na widok bruneta. Prawdopodobnie wystarczyłoby jedno jego słowo, aby porzuciła rodzinę i uciekła z nim w odległe strony. Jeśli miała Mathieu, nie potrzebowała do szczęścia nic więcej. Mężczyzna rozpieszczał ją na każdym kroku, a na ich drodze stała właściwie tylko jedna przeszkoda. Jego oddanie rodzinie. Właśnie to posłuszeństwo było wysoką ceną, którą wszyscy Czystokrwiści płacili za swoje przywileje.
We śnie Callisty nie było jednak miejsca na podobne ponure tematy. Nie, kiedy ręka jej ukochanego tak zapraszająco wyciągała się w jej stronę. Od ich spotkania w Chateau minęło wprawdzie tylko kilka dni, ale to nie było do końca powitanie, które kobieta sobie wymarzyła. Może tu, z dala od rodzinnej posiadłości i problemów, będzie mogła liczyć na więcej czułości ze strony Rosiera. Pocałunek podpowiadał, że za bardzo się nie myliła.
- Nigdy z niej nie zboczyłam - zapewniła, wtulając się w jego objęcia. Zapach mężczyzny zawsze ją uspokajał, kojarzył się z domem. Nie tym rodzinnym oczywiście,raczej z poczuciem bezpieczeństwa, które dawał jej Mathieu - Ktoś znowu dał Ci popalić? - mruknęła w jego ramię rozbawiona blondynka, a potem palcami delikatnie musnęła zaczerwienioną szramę na szyi Lorda, zapewne pamiątka po charakternym smoczysku. Miała nawet jedno imię jego pupila na myśli.
Minęło pięć lat, a ona nadal czuła motylki w brzuchu na widok bruneta. Prawdopodobnie wystarczyłoby jedno jego słowo, aby porzuciła rodzinę i uciekła z nim w odległe strony. Jeśli miała Mathieu, nie potrzebowała do szczęścia nic więcej. Mężczyzna rozpieszczał ją na każdym kroku, a na ich drodze stała właściwie tylko jedna przeszkoda. Jego oddanie rodzinie. Właśnie to posłuszeństwo było wysoką ceną, którą wszyscy Czystokrwiści płacili za swoje przywileje.
We śnie Callisty nie było jednak miejsca na podobne ponure tematy. Nie, kiedy ręka jej ukochanego tak zapraszająco wyciągała się w jej stronę. Od ich spotkania w Chateau minęło wprawdzie tylko kilka dni, ale to nie było do końca powitanie, które kobieta sobie wymarzyła. Może tu, z dala od rodzinnej posiadłości i problemów, będzie mogła liczyć na więcej czułości ze strony Rosiera. Pocałunek podpowiadał, że za bardzo się nie myliła.
- Nigdy z niej nie zboczyłam - zapewniła, wtulając się w jego objęcia. Zapach mężczyzny zawsze ją uspokajał, kojarzył się z domem. Nie tym rodzinnym oczywiście,raczej z poczuciem bezpieczeństwa, które dawał jej Mathieu - Ktoś znowu dał Ci popalić? - mruknęła w jego ramię rozbawiona blondynka, a potem palcami delikatnie musnęła zaczerwienioną szramę na szyi Lorda, zapewne pamiątka po charakternym smoczysku. Miała nawet jedno imię jego pupila na myśli.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Olśniła go swoją osobowością. Do końca życia będzie pamiętał tamten bal, tamto spotkanie, kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Magnetyczne przyciąganie dwóch dusz, które z takim utęsknieniem biegły ku sobie. Coś niesamowitego, co nie zdarzało się każdemu. Jej postawa, piękno, charaker... Avery od samego początku była dla niego wyzwaniem, któremu zamierzał sprostać. W jego charakterze nie leżało poddawanie się i spoczywanie na laurach, był gotów do każdej walki, aby osiągnąć swój cel. Tamtego wieczoru to ona stała się tym celem, chciał ją dostać tylko dla siebie, móc mieć ją obok, całkowicie oddaną. Udało się, wiedział, że zrobiłaby dla niego wszystko. A jednak... zobowiązania wiązały mu ręce, nie pozwalając na chwilę wytchnienia i marzenia - własne marzenia i pragnienia. Callista była dla niego ważniejsza od całej reszty. Choćby chciał, nie mógłby tego zmienić.
Mając ją obok siebie, nie wyobrażał sobie, aby jego życie wyglądało inaczej. Najpiękniejsza kobieta, która mogła spełnić jego marzenia. Z niemałym trudem powstrzymywał się, aby całkowicie nie oddać się tej bezstrosce, nie poddać pragnieniom, bo jednak... wiedział, że musi ją zawieść. Wiedział, że to nie miało racji bytu, nie mieli do tego prawa. A jednak... Skoczyłby za nią w ogień, tak jak ona zrobiłaby to dla niego. Była gotowa do pełnego oddania, a on nie mógł jej tego dać. Był jej domem, bezpiecznym miejscem, azylem, jej serce należało do niego i on zdawał sobie z tego sprawę.
- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz... - szepnął, opierając czołem o jej czoło. Cicho westchnął, odwracając wzrok na bok. Miała rację, ktoś, a raczej coś dało mu popalić. Dworska etykieta i obyczaje, do których musieli się stosować niczym do najważniejszej świętości na świecie. - Zniknij ze mną... - powiedział w odpowiedzi, rozpaczliwie, z błaganiem w głosie. - Zniknijmy... Oboje. - szepnął, zaciskając mocno powieki. Nie chciał wyjawiać jej prawdy, nie mógł tego tak po prostu zrobić. To złamałoby jej serce... Nie tylko jej, również i jego.
Mając ją obok siebie, nie wyobrażał sobie, aby jego życie wyglądało inaczej. Najpiękniejsza kobieta, która mogła spełnić jego marzenia. Z niemałym trudem powstrzymywał się, aby całkowicie nie oddać się tej bezstrosce, nie poddać pragnieniom, bo jednak... wiedział, że musi ją zawieść. Wiedział, że to nie miało racji bytu, nie mieli do tego prawa. A jednak... Skoczyłby za nią w ogień, tak jak ona zrobiłaby to dla niego. Była gotowa do pełnego oddania, a on nie mógł jej tego dać. Był jej domem, bezpiecznym miejscem, azylem, jej serce należało do niego i on zdawał sobie z tego sprawę.
- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz... - szepnął, opierając czołem o jej czoło. Cicho westchnął, odwracając wzrok na bok. Miała rację, ktoś, a raczej coś dało mu popalić. Dworska etykieta i obyczaje, do których musieli się stosować niczym do najważniejszej świętości na świecie. - Zniknij ze mną... - powiedział w odpowiedzi, rozpaczliwie, z błaganiem w głosie. - Zniknijmy... Oboje. - szepnął, zaciskając mocno powieki. Nie chciał wyjawiać jej prawdy, nie mógł tego tak po prostu zrobić. To złamałoby jej serce... Nie tylko jej, również i jego.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nigdy nie była fanką literatury, ani przesadną romantyczką. Jej właśni rodzice do okazywania sobie czułości podchodzili dość powściągliwie, a w czasie kiedy koleżanki Callisty zaczytywały się w najnowszych powieściach dla kobiet, ona wolała skupiać się na bardziej przydatnych zajęciach. Mimo wszystko, gdy jej zimne, niebieskie tęczówki zetknęły się po raz pierwszy z czekoladowym spojrzeniem Rosiera, nawet ona nie mogła tego zignorować. Jedno spojrzenie wystarczyło by dostrzegła, że w duszy Mathieu płonie ten sam ogień. Przypominało to nieco reakcję chemiczną i Callista była pewna, że jej mózg od tamtego czasu nie działał już tak samo jak wcześniej. Jeszcze w Beauxbatons, kilka lat temu, padła ofiarą Amortencji. Jak się później okazało, to jeden z jej zalotników nie był w stanie pogodzić się z faktem, że go odrzuciła. Kilka kropel wystarczyło, by mózg blondynki zamienił się w papkę, a ona sięgnęła pogranicza obsesji. Z Rosierem było podobnie, choć lepiej nad sobą panowała. Niestety Avery była też jednego pewna, jeśli Mathieu ożeni się z Selwyn, będzie musiała wyjechać. Tylko w ten sposób zdoła się trzymać od bruneta z daleka, jeśli będzie ich dzielić realny, fizyczny dystans.
Czy zdoła znaleźć szczęście u boku innego? Chciała w to wierzyć, ale w głębi ducha znała prawdę. Mathieu Rosier nie był kimś, o kim mogłaby kiedykolwiek zapomnieć. Zawierając unię z Isabelle popełniłby błąd, unieszczęśliwiając trójkę osób w imię rodzinnych korzyści. Co gorsze, Callista doskonale rozumiała powody, dla których był gotów to zrobić, choć to nie przeszkadzało jej wierzyć, że uczucie do niej jednak zwycięży. Nadzieja ponoć umiera ostatnia. Na szczęście cokolwiek by się nie stało, w jej snach przystojny brunet na wieczność należał tylko i wyłącznie do niej.
- Opowiedz mi - odparła również szeptem, ciągle spragniona jego uwagi oraz bliskości, których tak jej brakowało w Szkocji. Ojciec był naprawdę okrutny, zabraniając wszelkich kontaktów w obawie o swoje interesy. Nawet najkrótszy, niewinny liścik był lepszy niż głucha cisza i tęsknota. Poza tym, kto wie ile zostało im czasu. Ile tygodni minie zanim mężczyzna będzie należeć do innej. Podobne myśli skutecznie podsycały w sercu Avery ogień do walki. Dodawały jej siły, zamiast odbierać nadzieję. Tak samo słowa i gesty jej ukochanego, szczególnie gdy rozpaczliwym głosem prosił aby go nie zostawiała.
- Choćby zaraz, cherie - zapewniła Callista, ujmując twarz bruneta i gładząc jego zarośnięte policzki. Ustami wkrótce odnalazła jego wargi, próbując zawrócić go z wyprawy w ciemniejsze zakamarki jego umysłu, niejako ugruntować. Jeśli on był jej domem, ona dla niego musiała stanowić bezpieczną przystań. Przed blondynką nigdy nie musiał udawać, ani zgrywać silniejszego niż był w rzeczywistości. Mógł do niej przyjść za każdym razem gdy coś go przerastało lub przytłaczało i zawsze liczyć, że zaakceptuje jego słabości tak samo jak akceptowała wszystkie jego zalety - Proszę, nie trać nadziei. Audaces fortuna iuvat.
Czy zdoła znaleźć szczęście u boku innego? Chciała w to wierzyć, ale w głębi ducha znała prawdę. Mathieu Rosier nie był kimś, o kim mogłaby kiedykolwiek zapomnieć. Zawierając unię z Isabelle popełniłby błąd, unieszczęśliwiając trójkę osób w imię rodzinnych korzyści. Co gorsze, Callista doskonale rozumiała powody, dla których był gotów to zrobić, choć to nie przeszkadzało jej wierzyć, że uczucie do niej jednak zwycięży. Nadzieja ponoć umiera ostatnia. Na szczęście cokolwiek by się nie stało, w jej snach przystojny brunet na wieczność należał tylko i wyłącznie do niej.
- Opowiedz mi - odparła również szeptem, ciągle spragniona jego uwagi oraz bliskości, których tak jej brakowało w Szkocji. Ojciec był naprawdę okrutny, zabraniając wszelkich kontaktów w obawie o swoje interesy. Nawet najkrótszy, niewinny liścik był lepszy niż głucha cisza i tęsknota. Poza tym, kto wie ile zostało im czasu. Ile tygodni minie zanim mężczyzna będzie należeć do innej. Podobne myśli skutecznie podsycały w sercu Avery ogień do walki. Dodawały jej siły, zamiast odbierać nadzieję. Tak samo słowa i gesty jej ukochanego, szczególnie gdy rozpaczliwym głosem prosił aby go nie zostawiała.
- Choćby zaraz, cherie - zapewniła Callista, ujmując twarz bruneta i gładząc jego zarośnięte policzki. Ustami wkrótce odnalazła jego wargi, próbując zawrócić go z wyprawy w ciemniejsze zakamarki jego umysłu, niejako ugruntować. Jeśli on był jej domem, ona dla niego musiała stanowić bezpieczną przystań. Przed blondynką nigdy nie musiał udawać, ani zgrywać silniejszego niż był w rzeczywistości. Mógł do niej przyjść za każdym razem gdy coś go przerastało lub przytłaczało i zawsze liczyć, że zaakceptuje jego słabości tak samo jak akceptowała wszystkie jego zalety - Proszę, nie trać nadziei. Audaces fortuna iuvat.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Najpiękniejsza z wszystkich dam, ta, której udało się dotrzeć do jego serca i zgłębić tajemniki jego duszy. Małżeństwo z Isabellą było obowiązkiem, nawet jeśli Avery zostawiła go na długie miesiące nie dając znaku życia. Wiedziała jak trudne były dla niego rozłąki i milczenie z jej strony, a jednak podjęła drastyczne środki i odizolowała się. Na długie, długie miesiące. Z utęsknieniem wyczekiwał na nią. Osoba taka jak on... pragnęła wolności. On jej pragnął, uznając, że zwyczajnie nie nadaje się do tworzenia głębokich relacji, które są jedynie powodem większych kłopotów. Powrót Callisty namieszał, szczerze i otwarcie przyznawał to, że wprowadziła mętlik do jego głowy. Ale pal licho, tu i teraz miał ją obok siebie, blisko, na wyciągnięcie ręki, mógł ją dotykać, całować i pragnąć całą swoją osobą. Nic więcej do szczęścia nie było mu potrzebne.
Zamiast odpowiadać na jej prośbę mocno wpił się w jej usta, całując namiętnie i głęboko przez długą chwilę, nie pozwalając na zaczerpnięcie powietrza. To powinna być wystarczająca odpowiedź, jak bardzo tęsknota pożerała go od środka i jak bardzo pragnął mieć Avery obok siebie. Wolał gesty zamiast słów, a kto jak kto, ale blondynka wiedziała o tym doskonale. Nigdy nie był człowiekiem, który lubił przawawiać. To pozostawiał swojemu kuzynowi.
- Dawno straciłem nadzieję... - szepnął odsuwając się powoli. - Jesteś dla mnie wszystkim... A ja muszę pozostać wiernym obowiązkom wobec rodziny. - odwrócił głowę w bok i zamknął oczy. - Zmieńmy bieg zdarzeń... Wiem, że jesteś zdolną czarownicą i znajdziesz sposób, znajdziesz drogę... - dodał, kładąc dłonie na jej ramionach. Jego oddanie rodzinie i tradycji było zbyt wielkie. A Callista... ona wiedziałaby jak sobie z problemem poradzić, raz na zawsze, pozbyć się przeciwieństw i dopiąć swojego. Znaleźć drogę. - Musisz mnie uwolnić... Czuję jakbym się dusił... - dodał, cofając się o krok. Nie mógł tracić nadziei, ale to nie było takie proste. Nadzieja to złudna przyjaciółka. Potrafiła zwodzić, potrafiła omamić. A on potrzebował tylko ratunku.
Zamiast odpowiadać na jej prośbę mocno wpił się w jej usta, całując namiętnie i głęboko przez długą chwilę, nie pozwalając na zaczerpnięcie powietrza. To powinna być wystarczająca odpowiedź, jak bardzo tęsknota pożerała go od środka i jak bardzo pragnął mieć Avery obok siebie. Wolał gesty zamiast słów, a kto jak kto, ale blondynka wiedziała o tym doskonale. Nigdy nie był człowiekiem, który lubił przawawiać. To pozostawiał swojemu kuzynowi.
- Dawno straciłem nadzieję... - szepnął odsuwając się powoli. - Jesteś dla mnie wszystkim... A ja muszę pozostać wiernym obowiązkom wobec rodziny. - odwrócił głowę w bok i zamknął oczy. - Zmieńmy bieg zdarzeń... Wiem, że jesteś zdolną czarownicą i znajdziesz sposób, znajdziesz drogę... - dodał, kładąc dłonie na jej ramionach. Jego oddanie rodzinie i tradycji było zbyt wielkie. A Callista... ona wiedziałaby jak sobie z problemem poradzić, raz na zawsze, pozbyć się przeciwieństw i dopiąć swojego. Znaleźć drogę. - Musisz mnie uwolnić... Czuję jakbym się dusił... - dodał, cofając się o krok. Nie mógł tracić nadziei, ale to nie było takie proste. Nadzieja to złudna przyjaciółka. Potrafiła zwodzić, potrafiła omamić. A on potrzebował tylko ratunku.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Niestety tamta decyzja nie do końca zależała od niej. Mathieu był też w błędzie sądząc, że nie próbowała przebłagać ojca na wszystkie sposoby, aby pozwolił jej zostać. Niestety, poddenerwowany napiętą wtedy sytuacją w świecie czarodziejów, mężczyzna pozostał nieugięty. Cierpliwość na fochy córki też musiała mu się skończyć, bo nie bacząc na obecność pozostałych członków rodziny przy kolacji, kazał jej wreszcie przestać uganiać się za mężczyznami i zainteresować rodzinnym biznesem. Chyba nie muszę wspominać, jaki był z siebie zadowolony, gdy po powrocie okazało się, że Rosier jest już obiecany innej. Zupełnie jakby to miało zmienić uczucia Callisty względem mężczyzny.
Te pozostawały równie silne, co na samym początku ich znajomości, a może nawet jeszcze wzmocnione rozłąką. Te kilka miesięcy tylko uświadomiło Czarownicy jak bardzo nie wyobraża sobie swojego życia bez obecnego w nim Mathieu. Byli dla siebie stworzeni i Merlin jeden wie jak wiele mogli wspólnie osiągnąć. Niestety tu, na Białych Klifach Dover do blondynki dotarło coś jeszcze. Namiętny pocałunek Rosiera przepełniony był żalem i zamiast rozbudzić w jej ciele ogień, wywołał jedynie wyrzuty sumienia. Musiała naprawdę go zranić wyjeżdżając bez słowa, znikając na długie tygodnie i choć cierpiała równie mocno, wina nadal leżała po jej stronie.
- Wybacz mi cherie - mruknęła, dłonie układając na przodzie jego płaszcza, szukając jego wzroku - Wybacz, że tak Cię zostawiłam i tyle namieszałam - przeprosiny Avery były szczere. Wiele by dała aby cofnąć czas, ale ucieczka z domu czy porzucenie rodziny przecież nigdy nie wchodziły w grę. Musiała spełnić wolę ojca tak, jak Mathieu musiał stosować się do decyzji Tristana.
Gdy brunet chwycił jej ramiona, młoda Czarownica w pierwszej chwili nie zrozumiała co miał na myśli. Zamiast tego przyglądała się zbolałej twarzy ukochanego, próbując zapomnieć, że to ona była przyczyną. Dopiero spojrzenie jego czekoladowych tęczówek, poważne i wykalkulowane, podsunęło jej podpowiedź. A więc ufał jej na tyle, by w jej ręce powierzyć ich wspólną przyszłość? Wiedział dokładnie do czego była zdolna, pomimo wrodzonej choroby i swojej teoretycznie 'słabszej płci'. Callista uśmiechnęła się lekko czując się choć raz docenioną.
- Wszystkim się zajmę - zapewniła. Zabawne, że nawet we śnie mogła liczyć na pomoc Rosiera. W końcu to on podsunął jej rozwiązanie ich problemu - Naprawię swoje błędy Mathieu - obiecała, podchodząc do mężczyzny i ujmując jego policzek. Nie mógł od niej uciec, nawet jeśli próbował. Blondynka musiała wspiąć się na palce, żeby zetknąć razem ich czoła - Nie oddam Cię innej bez walki - czystej i równej? Tego obiecać nie mogła.
Te pozostawały równie silne, co na samym początku ich znajomości, a może nawet jeszcze wzmocnione rozłąką. Te kilka miesięcy tylko uświadomiło Czarownicy jak bardzo nie wyobraża sobie swojego życia bez obecnego w nim Mathieu. Byli dla siebie stworzeni i Merlin jeden wie jak wiele mogli wspólnie osiągnąć. Niestety tu, na Białych Klifach Dover do blondynki dotarło coś jeszcze. Namiętny pocałunek Rosiera przepełniony był żalem i zamiast rozbudzić w jej ciele ogień, wywołał jedynie wyrzuty sumienia. Musiała naprawdę go zranić wyjeżdżając bez słowa, znikając na długie tygodnie i choć cierpiała równie mocno, wina nadal leżała po jej stronie.
- Wybacz mi cherie - mruknęła, dłonie układając na przodzie jego płaszcza, szukając jego wzroku - Wybacz, że tak Cię zostawiłam i tyle namieszałam - przeprosiny Avery były szczere. Wiele by dała aby cofnąć czas, ale ucieczka z domu czy porzucenie rodziny przecież nigdy nie wchodziły w grę. Musiała spełnić wolę ojca tak, jak Mathieu musiał stosować się do decyzji Tristana.
Gdy brunet chwycił jej ramiona, młoda Czarownica w pierwszej chwili nie zrozumiała co miał na myśli. Zamiast tego przyglądała się zbolałej twarzy ukochanego, próbując zapomnieć, że to ona była przyczyną. Dopiero spojrzenie jego czekoladowych tęczówek, poważne i wykalkulowane, podsunęło jej podpowiedź. A więc ufał jej na tyle, by w jej ręce powierzyć ich wspólną przyszłość? Wiedział dokładnie do czego była zdolna, pomimo wrodzonej choroby i swojej teoretycznie 'słabszej płci'. Callista uśmiechnęła się lekko czując się choć raz docenioną.
- Wszystkim się zajmę - zapewniła. Zabawne, że nawet we śnie mogła liczyć na pomoc Rosiera. W końcu to on podsunął jej rozwiązanie ich problemu - Naprawię swoje błędy Mathieu - obiecała, podchodząc do mężczyzny i ujmując jego policzek. Nie mógł od niej uciec, nawet jeśli próbował. Blondynka musiała wspiąć się na palce, żeby zetknąć razem ich czoła - Nie oddam Cię innej bez walki - czystej i równej? Tego obiecać nie mogła.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Oddał jej się cały, lata temu kiedy wzgardziła jego propozycją tańca. Zawładnęła jego sercem i umysłem, karząc milczeniem i opuszczeniem. Bez litości zostawiła go na pastwę losu, wiedząc jak tragiczne skutki może to przynieść. Przez czas jej nieobecności mogło stać się tak wiele, już mógł być mężem i posiadać rodzinę, już mógł być oddany innej i nie byłoby odwrotu. Jej waleczna natura nie pozwoliła jej na poddanie się, a jednak... Powinno do niej dotrzeć, że to milczenie, ta cisza mogła przekreślić wszystko. Tak jak teraz... Nic nie było pewne, a wszystko zależało od niej. Jedna krótka decyzja i wszystko zapadło się pod ziemię, jeden zły ruch na szachownicy i mogła przegrać partię zwaną życiem. Avery nie przegrywała, nie pozwoliłaby na to. Nigdy. A on o tym doskonale wiedział.
Jednocześnie chciał wybadać jak daleko jest w stanie się posunąć, jak wiele może zrobić i jak wiele reguł złamać, byleby osiągnąć swój cel. Jej bezwzględna natura mogła okazać się kluczem jej sukcesu, a mogła również poprowadzić ją prosto na dno. Błagała o wybaczenie, bo również oddana była jemu. Tak silne kobiety nie proszą o wybaczenie, a jednak dla niego zrobiłaby wszystko. Podobnie jak on dla niej. Tylko, że teraz znów się oddalał, a ona próbowała go uchwycić w swe dłonie i nie wypuścić. Pocałunek przerwał grzmot. Nie podda się, nie odda bez walki. Brzmiało jak najsłodsza obietnicy. Tyle, że obraz Mathieu przed jej obliczem zaczynał się rozmywać, jakby właśnie miała stracić go bezpowrotnie, na zawsze.
- Musisz walczyć. - mruknął niskim głosem, oczyma przepełnionymi bólem patrząc na nią. Zupełnie tak, jakby sam właśnie rozpadał się na setki kawałków, cofając się w stronę klifu. Coś go tam ciągnęło, a on sam próbował z tym walczyć, wyciągając dłonie w jej stronę. Nie dosięgał, a ona również nie mogła go dosięgnąć. - Zostało Ci mało czasu, Callisto. Wiem, że to zrobisz... Dla nas... - krzyczał, kiedy wiatr wzmagał się z każdą chwilą, a jego ciągnęło w dół. Ku przepaści.
Jednocześnie chciał wybadać jak daleko jest w stanie się posunąć, jak wiele może zrobić i jak wiele reguł złamać, byleby osiągnąć swój cel. Jej bezwzględna natura mogła okazać się kluczem jej sukcesu, a mogła również poprowadzić ją prosto na dno. Błagała o wybaczenie, bo również oddana była jemu. Tak silne kobiety nie proszą o wybaczenie, a jednak dla niego zrobiłaby wszystko. Podobnie jak on dla niej. Tylko, że teraz znów się oddalał, a ona próbowała go uchwycić w swe dłonie i nie wypuścić. Pocałunek przerwał grzmot. Nie podda się, nie odda bez walki. Brzmiało jak najsłodsza obietnicy. Tyle, że obraz Mathieu przed jej obliczem zaczynał się rozmywać, jakby właśnie miała stracić go bezpowrotnie, na zawsze.
- Musisz walczyć. - mruknął niskim głosem, oczyma przepełnionymi bólem patrząc na nią. Zupełnie tak, jakby sam właśnie rozpadał się na setki kawałków, cofając się w stronę klifu. Coś go tam ciągnęło, a on sam próbował z tym walczyć, wyciągając dłonie w jej stronę. Nie dosięgał, a ona również nie mogła go dosięgnąć. - Zostało Ci mało czasu, Callisto. Wiem, że to zrobisz... Dla nas... - krzyczał, kiedy wiatr wzmagał się z każdą chwilą, a jego ciągnęło w dół. Ku przepaści.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Ha, tego by nie powiedziała. Oczywiście, że słyszała o nim jeszcze zanim się poznali. Ba, wiedziała o wszystkich czystokrwistych kawalerach w tamtym czasie, odrobiła swoje lekcje. Avery nie zamierzała niczego pozostawiać losowi. Wolała się mile zaskoczyć, niż przypadkiem rozczarować. Tam powęszyła, tu zapytała. Większość tych nieszczęśników miało w końcu siostry lub przynajmniej kuzynki. Co do Rosiera, cóż, jego opinii zdecydowanie nie można by uznać za nieposzlakowaną. Callistę przestrzegano głównie przed dwoma kwestiami, jego urodą oraz nim samym. Na szczęście była spokojna, bo odporność na słodkie słówka nabyła dość wcześnie. Wtedy też uczuliła się na wszelkie próby wykorzystania jej, nie ważne czy z powodu młodego wieku, płci, urody czy statusu. Nie była klaczą rozpłodową, ani rasową suką i tak też chciała być traktowana. Co do Mathieu, nie był ani pierwszym ani ostatnim, którego tamtego wieczoru zachwyciła nowiutka, lśniąca zabawka. Szkoda tylko, że Czarownica już wcześniej podjęła decyzję o unikaniu go, choć trzeba przyznać, że nadal była ciekawa. Powinna była już wtedy przewidzieć, że to nie może dobrze się skończyć.
Nigdy nie była typem romantyczki ani fanką wróżbiarstwa. Od Astrologii zawsze wolała Astronomię, a jednak kilka prywatnych spotkań z Mathieu wyrobiło w niej jakieś dziwne przekonanie o tym, że ich wspólny los zapisano gdzieś w gwiazdach. Kto wie, może chodziło o zwykłą, kobiecą intuicję, a może do głosu doszła jej lubująca się w ryzyku natura? Dość wcześnie w końcu postawiła wszystko na jedną kartę, swoją przyszłość u boku Rosiera. Avery miała przy tym pełną świadomość jak głupie i nierozważne to było z jej strony. Niestety, nie potrafiła inaczej. Głos jej serca nigdy wcześniej nie był tak głośny i wyraźny. To musiała być miłość.
Gdyby blondynce przyszło kończyć edukację w rodzimym Hogwarcie, to bardziej niż pewne, że zasiliłaby szeregi Ślizgonów. To właśnie w tym domu ambicja mieszała się z bezwzględnością, a cel uświęcał środki. Fakt, pasowałaby tam jak ulał. Na szczęście w jej życiu niewiele było spraw, dla których gotowa była oddać się w pełni. Jak dotąd nie odnalazła jeszcze swojej pasji, dlatego Rosier był jedynym, po członkach jej rodziny, dostojnikiem, który trafił na tą listę. Czarownik traktował ją jak równą sobie i nigdy niczego nie narzucał. Za każdym razem pozostawiał ukochanej wolny wybór, aby ostatecznie to ona mogła podjąć decyzję. Tym razem nie było inaczej i Callista już wiedziała co powinna zrobić.
Choć próbowała go kurczowo zatrzymać przy sobie, Mathieu zaczął wymykać się z jej rąk. Oddalał się coraz bardziej, podczas gdy ona tkwiła w miejscu niezdolna do postawienia choćby kroku.
- Mathieu! - krzyczała, bezskutecznie wyciągając po niego ręce. Chociaż jego głos był cichy, słyszała każde słowo dalej się szamocząc. Zaczynało jej brakować tchu, a do umysłu wkradała się panika na widok bruneta majaczącego na brzegu klifu - Nie! Stój! Błagam! - paliło ją zarówno gardło, jak i płuca. Niemal zdarła głos, czując jak po jej policzkach spływają gorące łzy.
Nigdy nie była typem romantyczki ani fanką wróżbiarstwa. Od Astrologii zawsze wolała Astronomię, a jednak kilka prywatnych spotkań z Mathieu wyrobiło w niej jakieś dziwne przekonanie o tym, że ich wspólny los zapisano gdzieś w gwiazdach. Kto wie, może chodziło o zwykłą, kobiecą intuicję, a może do głosu doszła jej lubująca się w ryzyku natura? Dość wcześnie w końcu postawiła wszystko na jedną kartę, swoją przyszłość u boku Rosiera. Avery miała przy tym pełną świadomość jak głupie i nierozważne to było z jej strony. Niestety, nie potrafiła inaczej. Głos jej serca nigdy wcześniej nie był tak głośny i wyraźny. To musiała być miłość.
Gdyby blondynce przyszło kończyć edukację w rodzimym Hogwarcie, to bardziej niż pewne, że zasiliłaby szeregi Ślizgonów. To właśnie w tym domu ambicja mieszała się z bezwzględnością, a cel uświęcał środki. Fakt, pasowałaby tam jak ulał. Na szczęście w jej życiu niewiele było spraw, dla których gotowa była oddać się w pełni. Jak dotąd nie odnalazła jeszcze swojej pasji, dlatego Rosier był jedynym, po członkach jej rodziny, dostojnikiem, który trafił na tą listę. Czarownik traktował ją jak równą sobie i nigdy niczego nie narzucał. Za każdym razem pozostawiał ukochanej wolny wybór, aby ostatecznie to ona mogła podjąć decyzję. Tym razem nie było inaczej i Callista już wiedziała co powinna zrobić.
Choć próbowała go kurczowo zatrzymać przy sobie, Mathieu zaczął wymykać się z jej rąk. Oddalał się coraz bardziej, podczas gdy ona tkwiła w miejscu niezdolna do postawienia choćby kroku.
- Mathieu! - krzyczała, bezskutecznie wyciągając po niego ręce. Chociaż jego głos był cichy, słyszała każde słowo dalej się szamocząc. Zaczynało jej brakować tchu, a do umysłu wkradała się panika na widok bruneta majaczącego na brzegu klifu - Nie! Stój! Błagam! - paliło ją zarówno gardło, jak i płuca. Niemal zdarła głos, czując jak po jej policzkach spływają gorące łzy.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Opinie o nim chodziło różne, wielu uważało Rosiera za gbura, nieprzychylnego, negatywnie nastawionego wobec szlam, inni zaś widzieli w nim czarującego młodzieńca, który swoim zachowaniem potrafił zdobyć każde serce. Zabawne, to jedne z wielu jego twarzy. Fakt, że nie przepadał za szlamami był raczej oczywisty, co nikogo nie zaskakiwało szczególnie. Gburowatość zapewne wiązała się z nagminnym milczeniem. Mathieu preferował to rozwiązanie, mówienie pozostawiając Tristanowi. Oczarować potrafił. Był przystojny, jak już chciał to potrafił całkiem nieźle zagadać. Nic dziwnego, że Avery została ostrzeżona przed jego sztuczkami. Co z tego, skoro i tak dała się wciągnąć w to wszystko i... do czego to doprowadziło?
Sny bardzo szybko potrafiły zmienić się w koszmary, wiele z nich miało też ukryte znaczenie. Mathieu przed obliczem Callisty znikał, rozpadał się na drobne kawałki, targane wiatrem na kredowych klifach. Tym razem nie mogła go zatrzymać. Zupełnie tak jak na jawie. Był nieosiągalny, choć na wyciągnięcie ręki. Mogła być obok niego, dotykać jego skóry, czuć jego zapach, a jednak odległość dzieląca ich była kolosana. Tak jak teraz, kiedy cofał się w bezkres przepaści, próbując walczyć z demonem ciągnącym jego ciało w dól. Chciał wrócić do niej, do jej ramion, do jej przyjemnych ust, ale potężna siła odciągała go od niej. Nie mógł złapać jej dłoni, nie mógł jej dosięgnąć.
- Znajdziesz mnie... - w końcu przestał walczyć i jedynie krzyknął, próbując być głośniejszym niż hulający wiatr, targający jasne kosmyki włosów Callisty. Przestał stawiać opór. Przecież doskonale znała drogę do niego, nie ważne jak daleko by była i jak wiele mil dzieliłoby ich serca. Znajdzie go. Tego mógł być pewien.
Wiatr zawiał po raz ostatni porywając jego ciało w przepaść. Kiedy Callista dotarła do skraju klifu nie widziała już nic. Nawet wspomnienia. Koszmarny sen wybudził ją, choć nie było to nic przyjemnego. A Rosier... najwyraźniej był tak głęboko w jej świadomości, nie zamierzając odpuścić, że odwiedzał ją nawet w snach.
[KONIEC]
Sny bardzo szybko potrafiły zmienić się w koszmary, wiele z nich miało też ukryte znaczenie. Mathieu przed obliczem Callisty znikał, rozpadał się na drobne kawałki, targane wiatrem na kredowych klifach. Tym razem nie mogła go zatrzymać. Zupełnie tak jak na jawie. Był nieosiągalny, choć na wyciągnięcie ręki. Mogła być obok niego, dotykać jego skóry, czuć jego zapach, a jednak odległość dzieląca ich była kolosana. Tak jak teraz, kiedy cofał się w bezkres przepaści, próbując walczyć z demonem ciągnącym jego ciało w dól. Chciał wrócić do niej, do jej ramion, do jej przyjemnych ust, ale potężna siła odciągała go od niej. Nie mógł złapać jej dłoni, nie mógł jej dosięgnąć.
- Znajdziesz mnie... - w końcu przestał walczyć i jedynie krzyknął, próbując być głośniejszym niż hulający wiatr, targający jasne kosmyki włosów Callisty. Przestał stawiać opór. Przecież doskonale znała drogę do niego, nie ważne jak daleko by była i jak wiele mil dzieliłoby ich serca. Znajdzie go. Tego mógł być pewien.
Wiatr zawiał po raz ostatni porywając jego ciało w przepaść. Kiedy Callista dotarła do skraju klifu nie widziała już nic. Nawet wspomnienia. Koszmarny sen wybudził ją, choć nie było to nic przyjemnego. A Rosier... najwyraźniej był tak głęboko w jej świadomości, nie zamierzając odpuścić, że odwiedzał ją nawet w snach.
[KONIEC]
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
[SEN] But if I jump it's all over
Szybka odpowiedź