Naenia Ernestine Ollivander
Nazwisko matki: Greengrass
Miejsce zamieszkania: Lancaster Castle
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogata
Zawód: projektantka różdżek, twórczyni magicznych rzeźb, działaczka na rzecz ochrony flory magicznej, artystka
Wzrost: 166 centymetrów
Waga: 48 kilogramów
Kolor włosów: ciepły odcień jasnego brązu
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: nos i policzki usłane konstelacją piegów, niewielkie, choć liczne pieprzyki, znamię w kształcie cienia ptasich skrzydeł na łopatce
będącą dwunastocalowym, pięknym fragmentem sztuki, drewno berchemii usłane jest drobną płaskorzeźbą przedstawiającą liście winorośli. Magię tchnęły w nią opiłki kopyta centaura. Niezwykle giętka.
Ravenclaw
Szczygieł
płonące ciało człowieka
zapachem iglastych drzew o poranku, drzewem sandałowym, świeżymi pomarańczami i morską bryzą
siebie samą pośród swojej rodziny, będącą mistrzem różdżkarstwa
rzeźbą, różdżkarstwem, numerologią, ochroną środowiska, wróżbiarstwem
Zjednoczonym
długie, wypełnione myślami spacery
śpiewu ptaków, szumu wiatru, skrzypiec i pianina, opery
Kristina Vovk
Życie zaczyna się oddechem. Nowo narodzone dziecię również płacze, jakby obwieszczało całemu światu, że pojawiło się tutaj, wśród wszystkich ludzi. Naenia również płakała, była silnym i zdrowym dziecięciem, w dodatku nawet troszeczkę zbyt dużym. Całe dzieciństwo spędziła płaczliwie, a na drobnych nogach i rękach często powstawały siniaki choćby od małych upadków. Pamięta słodki zapach ciasta z różaną konfiturą i ciepły głos guwernantki. Pamięta głosy i dłonie nauczycieli, od najmłodszych lat mówiących dlaczego i jak dama powinna zachowywać się tak, a nie inaczej. A lady Ollivander nikt nie zaprowadził do lasu nim poprosiła o to sama.
Dziwny to widok, ledwie kilkulatki w środku lata ściągającej białe buciki, by zatopić palce stóp w mchu, przymykającej oczy, gdy opierała czoło o korę ogromnego dębu, żyjącego być może dwudziestokroć tego, ile ona sama. Małe dłonie dotknęły pnia drzewa i dziecko zupełnie nagle upadło, spokojnie, zupełnie jakby duch uleciał z niewielkiego ciała. Natychmiast wezwano magimedyków, podejrzewając chorobę, na którą cierpiał jej starszy brat. I choć odkryto ją właśnie wtedy, to nie ona była powodem nagłego omdlenia dziewczynki, a objawiony wtedy dar. Jednego dnia okryto u niej Klątwę Ondyny, gdy magimedyk przybył dosłownie chwilę przed jej pierwszym atakiem oraz niezwykły dar jasnowidzenia. Bo gdy dziecięce oczy się zamknęły, duch ujrzał, jak to samo drzewo rozrywa piorun w akompaniamencie silnego grzmotu i zapachu palonego drewna, rozrywające serce dziewczynki, a we wspomnieniach odbierający wręcz dech. Szok pierwszego spotkania wywołał atak choroby - całe zajście zadziałało jak domino.
Bo nawet oddychanie było trudne w zimnych czterech ścianach zamku. Każda niewinna wymówka, każda chwila przy pełnych witalności dębach i giętkich brzozach była cenna, uspokajająca i jaśniała ciepłem. Prośby często były spełniane - ponoć świeże powietrze dobrze robiło na przypadłość, którą dzieliła z Ulyssesem, jej medycy zalecali więc częste spacery. Dziewczynka była z lasem tak za pan brat, że jej ciepły, nieśmiały śmiech nie płoszył nawet ptaków. Lorette, guwernantka, czasami nie była w stanie wyjść z podziwu, z jak ogromną delikatnością porusza się młoda lady - tak, by nawet nie przepędzić motyla ze swej dłoni. Drzewa, śpiew ptaków, szum wiatru był bliższy niż wesołe uśmiechy znajomych dzieci. Gdy kuzynostwo ich odwiedzało, Naenia wolała udać się na kolejny spacer. Od czasu incydentu jasnowidztwa ukazywanie się magii wokół niej również działo się często. Zaznajomieni czarodzieje mówili, że drzemie w niej wielki potencjał. Jej imię zostało wybrane przez znanego wróżbitę. Jej więź z drzewami była tak silna, że dziewczę całe swoje życie żałowało, że nigdy nie zostanie wprowadzona w tajniki różdżkarstwa, nieważne jak bardzo chciała. Jeszcze jako dziecko pod okiem ojca nauczyła się rozpoznawać drewno z jakiego różdżka została wykonana jedynie po jej dotknięciu. Jednak to wszystko. Nigdy nie poznała tajemnic rdzeni.
Jej delikatność i słodycz zawsze była lubiana przez najbliższych. Dziewczę Ollivanderów było wychwalane za skromność i ciepło uśmiechu. Natura dała jej śliczny głos, by młodszego brata mogła raczyć kołysankami. Do Ulyssesa biegała, by pokazać mu, jak nauczyła się kolejnego wiersza na pamięć. I przy obserwowaniu ojca zaczęła pierwszy raz próbować swoich niewielkich rzeźb w drewnie. Guwernantka szybko zauważyła, że dziewczynka ma w tym pewne zacięcie i opowiedziała o wszystkim starszemu Ollivanderowi. Szybko zostało jej pokazane, jak piękno wydobywać z drewna, kamienia, gliny. Pozwolono, by mogła uczyć się nadawania różdżkom kształtu, asystowała prawdziwemu mistrzowi w jego fachu.
Dzieciństwo aż do jedenastego roku życia pachniało ziołowymi naparami, które według przepisu magimedyka przygotowywała Lorette. Brzmiało szumem drzew.
Beztroska dzieciństwa odchodzi szybciej, niż się tego chce. Lady Ollivander między spacerami i przyjemnymi epizodami obcowania ze sztuką rzeźbiarstwa, nadal musiała nauczyć się poruszać w świecie szlacheckim. Poznała wielu nauczycieli - pokazywano jej jak tańczyć, jak śpiewać, jak trzymać plecy prosto w każdej sytuacji, uczono historii, literatury. Szybko nauczono małą Naenię, że to co chcemy robić nie zawsze jest tym, co powinniśmy. A dziewczynka była jak glina, delikatnie rzeźbiona przez ręce szlacheckiej rodziny Ollivanderów. Wyglądem najbardziej z rodzeństwa przypominała matkę, jednak ciągnęło ją do wszystkiego co związane z rodem ojca. Dziewczynka wykazywała się zrozumieniem lasu i sztuki, czasem nawet w przypływach dziecinnej naiwności pytała swojego ojca czy sama mogłaby kiedyś zostać mistrzem różdżek. Odpowiedź nie spodobała się dziewczynce, pomimo że była możliwie najbardziej dyplomatyczna. Była jednak negatywna. Tamtego wieczoru mała Naenia nie mogła zasnąć ze złości i żalu. Tego żalu jednak nie spotkały oczy wszystkich innych członków rodziny. W końcu dama taka jak ona nie powinna okazywać złości.
Miała ledwie dwa lata gdy na świecie pojawił się Constantine i dla starszej siostry przez długi czas był zagadką, którą z całej siły chciała odkryć. Po roku stał się jej ulubioną zabawką, z zapałem pokazywała mu każdy kąt rodzinnej posiadłości, wiotikimi, trzyletnimi rączkami próbując ciągać za sobą ledwie raczkującego bobasa. Pokazywała mu pierwsze książki o rodzajach liści, płaskorzeźby, opowiadała bajki poznane dzięki mamie, poświęcała mu naprawdę mnóstwo czasu. Były to jednak wypady bardzo łagodne i bardzo przemyślane przez dziewczynkę. Była już starsza, gdy na świecie pojawiła się słodka Ophelia i jej ciemne włoski pokazały, że ich ojciec również będzie miał swoją córkę.
Uzdrowiciel twierdził, że z rodzeństwa to Naenia ma najłagodniejszą odmianę Klątwy Ondyny, guwernantka zaś dopowiadała, że wszystko z powodu bardzo łagodnego charakteru dziewczynki. Bardzo trudno było ją zdenerwować czy zestresować. Nigdy nie przeciążała się wysiłkiem, zawsze wiedziała, kiedy powiedzieć sobie stop. Próbowała różnych aktywności fizycznych, nigdy nie rozwijając się w nich zbytnio, wszystko przez uzdrowiciela. Twierdził, że niewielka aktywność fizyczna w kontrolowanych warunkach może zmniejszać częstotliwość występowania objawów. I rzeczywiście, Naenia nie miała bezdechów często, choć i tak sypiała w otoczeniu zapachu inhalacji ziołowej. Próbowała tańca, w tym baletu, jeździła konno, zimą sunęła łagodnie po lodowiskach
List do Hogwartu przyszedł tak, jak każdy się spodziewał. Jedenaste urodziny Naenii były szczęśliwym dniem. Niemal rok później wyruszyła w wielki świat magii. Pierwszą różdżkę wybrała wraz z ojcem, znającym ją tak dobrze, że doskonale wiedział, która będzie tą najbardziej pasującą do urokliwej czarownicy.
Została przydzielona do Ravenclawu, podobnie jak Ulysses. Nie była na nic specjalnie nastawiona, jednak w barwach brązu i błękitu odnalazła się idealnie. Dbała o kreatywność i zrozumienie sztuki, w którą coraz bardziej brnęła. Rzeźba była jej absolutnym faworytem - pozwalała na kształtowanie świata w taki sposób, jakim chciała go widzieć. I w tym również odbijała się w magii. Lubowała się w transmutacji, zaś na dodatkowy przedmiot na trzecim roku obok Wróżbiarstwa i Opieki nad Magicznymi Stworzeniami wybrała sobie również Numerologię. Była bardzo ambitną uczennicą, dużo czytała, poznawała magiczny świat, jego historię i podwaliny. Dociekliwa, lubiana przez nauczycieli, dobrze wychowana, zauważała, jak bardzo dobrze ta uprzejmość i nienaganne maniery wpływały na odbiór jej samej. Że wystarczył minimalny wysiłek i dostawała to, czego potrzebowała czy chciała. Inni uczniowie nie byli już wobec niej aż tak często przychylni jak nauczyciele… Nie była wobec nich aż tak otwarta i choć nie miała oporów przed wszelkimi rozmowami, raczej ich unikała, jeśli naprawdę nie miała w tym jakiegoś ważnego interesu.
W Hogwarcie czekała na Constantine’a. Chciała wprowadzić brata w czarodziejski świat, jednak Tiara rozdzieliła ich do zupełnie innych domów. Wspinanie się znów do dormitorium Ravenclawu po odwiedzinach w pokojach nieopodal kuchni było na tyle męczące, że nie robiła tego często. Nie tak często, jak by chciała.
Szkołę skończyła z wynikami świetnymi, spowodowanymi ogromem pracy, który włożyła w godziny nauki. Rzeczywiście jej talent magiczny nie był ani wychwalany ani specjalnie ogromny, a wszystkie sukcesy zawdzięczała ambitnej pracy nad nauką. Bo bardzo lubiła czytać i się uczyć, choćby i wiedzy ogólnej dla czarodziejów. Znalazła w tym przedziwną przyjemność. Na szóstym roku dostała ten zaszczyt i została prefektem swojego domu, zaś na ostatnim roku - prefektem naczelnym, co uważała za niesamowite wyróżnienie i bardzo dbała o swoje obowiązki. Należała również do Klubu Ślimaka dzięki wspaniałym ocenom oraz samemu przynależeniu do Ollivanderów - profesor Slughorn wydawał się niesamowicie zafascynowany ich znajomością różdżek w tak rozległym znaczeniu. Uczęszczała również na zajęcia z chóru przez kilka pierwszych lat, jednak zrezygnowała na szóstym roku, ponieważ obowiązki prefekta bardzo ją przytłoczyły. Niestety nie mogła się rozdwoić.
Jednak pomimo że planowała debiutować na salonach zaraz po zakończeniu szkoły, na bardzo długi czas wszelkie wesołe tańce i imprezy opuściły dom ich rodziny. Wraz z odejściem Ophelii posiadłości Ollivanderów nie opuścił już smutek. I choć niewątpliwie zrozpaczona, Naenia jako jedyna ze swoich braci nie doznała tego dnia napadu swojej choroby. Przeżywała emocje w środku, bardzo rzadko przenosząc je na zewnątrz. Przynajmniej emocje z rzeczywistego świata.
Ataki Klątwy Ondyny często pokrywały się z wizjami. Nawet w dorosłym wieku, po spędzeniu wielu godzin na studiowaniu Wróżbiarstwa w Hogwarcie, w samotności jak i pod okiem wynajętych przez rodziców nauczycieli, nie potrafiła kontrolować przychodzenia i odchodzenia swoich wizji, przy czym były one niesamowicie wyczerpujące. Przez jej życie przewinęły się ich dziesiątki. I dotyczyły najróżniejszych wydarzeń, czasem odległych, czasem bardzo bliskich. Panna Ollivander robiła wszystko by poznać podwaliny tego daru, czytała o możliwie każdym sposobie wróżenia - opanowała symbolikę dłoni, kart, magicznych kul. Jej dar wydawał się jednak działać zupełnie oddzielnie od jej wiedzy, a z wiekiem jedyne czego się uczyła to lepszego odczytywania natury tego daru. Jej wizje potrafiły być naprawdę długie i bardzo niebezpieczne, odcinające ją od rzeczywistości nawet na godziny. Powodujące u rodziny niepokój i strach. Jednak co gorsze - czasem występowały w tych ważnych momentach. Wtedy, kiedy nie powinny. Pewnego dnia, dopadły ją gdy siedziała na ławce w swoim ulubionym ogrodzie. Wtedy widziała jak jej ukochany dom niszczeje w burzy.
Po Hogwarcie pierwszy sabat czekał ją dopiero, gdy miała dziewiętnaście lat. Wspaniałe doświadczenie, jednak z powodu swojej choroby nie przetańczyła całej nocy. I choć nie potrafiła powiedzieć, że bawiła się źle, wolała wrócić do siebie - do swojego małego ogrodu za domem, który był domem jej rzeźb. Była prawdopodobnie damą z najbardziej zniszczonymi dłońmi wśród wszystkich z dwudziestu ośmiu rodów. Rzeźbienie było jej głównym zajęciem i nigdy jej się nie nudziło, zaraz obok spacerów po lesie, gdzie pomagała z wyborem drewna na różdżki. Bo właśnie na drewnie się znała. Odkryto w niej niesamowity talent, szybko wykorzystany przez rodzinę. Naenia zaczęła często pomagać w sklepie Ollivanderów przy ozdabianiu różdżek swoim delikatnym kunsztem. Nie pozwalała sobie jednak na sugestie ze strony klientów - jeśli chcieli różdżki dokładnie takiej, jaką sobie zażyczyli, mogli iść do rzemieślnika. Ona była artystką. Wiedziała jak oddać piękno drewna. Poświęciła temu swoje życie. Rozwijała się również w nauce podstaw magii - zgłębiała Numerologię. Najlepszym zaś dowodem na to, jak ogromną rolę w jej życiu grały jej korzenie stanowił fakt, że od dawna już wspierała pieniężnie czarodziejów zajmujących się ochroną drzew, nie tylko w Wielkiej Brytanii jak i za granicą.
Dzięki wpływom Ollivanderów poznawała również wielu znanych wróżbitów, którzy dawali dziewczynie rady odnośnie jej daru - jednak poznać go musiała sama. W wolnych chwilach spędzała czas na zgłębianiu wiedzy na ten temat. Jej nauka nie zatrzymała się tylko w szkole, chciała poznawać siebie i to, co pokazują jej oczy, gdy je zamknie. I rozumiała dzięki temu swoje wizje coraz lepiej. Potrafiła wyciągać z nich więcej informacji.
Wszystkie tragedie ostatnich lat wydawały się mijać jej osobę - Grinderwald pojawił się w Hogwarcie zaraz po jej skończeniu szkoły. Pożar Ministerstwa Magii również nie dotknął ich rodziny. Być może przeznaczenie nie chciało odebrać im więcej po tym, jak zabrało im Ophelię. Jednak okazało się inaczej. Już niedługo po weselu jej brata, tak wesołym dniu, pełnym ciepła, Ulysses zdecydował się na krok, który doprowadził do momentu, gdy ciąży na nim potok plotek. W dodatku majowej nocy pięćdziesiątego szóstego roku burza odebrała im dom w Silverdale. Wrócili wtedy do Lancaster, do jego chłodnych murów.
Wizja sylwestrowej nocy wywołała kolejny bezdech senny, w środku Julu musieli ściągać do domu medyka.
Zawsze bała się ognia. Był kompletnym przeciwieństwem chłodnej i spokojnej ziemi, trawił drzewa i liście. I nigdy nie sądziła, że pewnego dnia odnajdzie spokój w płomiennych włosach pachnących bryzą.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 5 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 25 | 5 (rożdżka) | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 1 | Brak | |
Zwinność: | 5 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Numerologia | II | 10 | |
Anatomia | I | 2 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Zielarstwo | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Szlachecka Etykieta | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Rzeźba (tworzenie) | III | 25 | |
Wróżbiarstwo | III | 25 | |
Muzyka (śpiew) | I | ½ | |
Różdżkarstwo | I | ½ | |
Rzeźba (wiedza) | I | ½ | |
Literatura (wiedza) | I | ½ | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | ½ | |
Taniec balowy | I | ½ | |
Balet | I | ½ | |
Łyżwiarstwo | I | ½ | |
Jeździectwo | I | ½ | |
Pływanie | I | ½ | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Jasnowidz | - | (+50) | |
Reszta: 0 |
Ostatnio zmieniony przez Naenia Ollivander dnia 11.03.20 19:34, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
[11.03.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[29.04.20] Zdobycie osiągnięcia: Ulubieniec muz, +60 PD