Wydarzenia


Ekipa forum
wnętrze chaty
AutorWiadomość
wnętrze chaty [odnośnik]12.03.20 16:55

wnętrze chaty

miejsca starczyło na jedną kanapę i kilka poduszek leżących na ziemi; w rogu są jeszcze koce, gdyby trzeba było przygotować noclegownię dla większej liczby osób, zajmujących ostatnie miejsca wiszące. nieodgrodzona od aneksu część chaty przesiąka szybko zapachami aktualnie przygotowywanego jedzenia; niemal zawsze panuje tam ścisk i tłok, nawet w środku nocy słychać przyciszone rozmowy.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 15:23
3 września

Trochę nie spodziewała się tego, co się działo. Ona była naprawdę ostatnią osobą, która powinna zajmować się takimi rzeczami jak ta. Dlatego nie kryła swojej miny - skwaszonej jakby zjadła wielki plasterek cytryny, polany jeszcze odrobiną octu. I niedojrzałe mandarynki, w ogóle wszystko co jest kwaśne. Z drugiej strony czy to naprawdę robiło na ten moment taką różnicę? Nie lubiono jej tam, nie da się zaprzeczyć, a w dodatku nigdy wcześniej nie była aż tak rozpoznawalną postacią. Jej twarz przepięknie zdobiła londyńskie ulice, te w dokach również. Prawie jak jakaś niesamowita celebrytka, królowa spektaklu. Szkoda tylko, że to nie za jakiś występ brano tyle galeonów od biletu tylko za zaprowadzenie jej buźki do Tower za fraki. Albo w jakieś inne równie miłe miejsce.
Jama wydawała się taka mała. Inne chaty były jakieś większe, zaś tutaj... jakby o połowę mniej miejsca niż w innych. Nie była pewna jakim cudem mieściło się tutaj więcej niż pięć osób i miała szczęście, że przyszła wcześnie rano... Chociaż nie, w okolicach dziewiątej to wcale nie wcześnie rano. Oczywiście była na tyle grzeczna, że najpierw zapukała, ale nikt nie odpowiedział, natomiast drzwi cóż... Były uchylone. Czyżby ktoś bardzo rozkojarzony wtaczał się stąd dzisiejszego ranka? Marcella odetchnęła cicho, zaciągnęła się trzymanym w dłoni papierosem i po prostu weszła do środka. I tak pachniało tutaj tytoniem i ciężkim, mocnym zapachem człowieka. Tym, który zostaje, gdy dużo osób przebywa na bardzo ciasnej przestrzeni. Na półkach jakieś stare jedzenie, chyba śliwki i powidła w słoikach, jakieś jadalne grzyby w koszyku. Gdy wchodziła nieco dalej, w końcu znalazła właściciela chatki, uwalonego na małej kanapie w samym koncie pomieszczenia, tuż naprzeciwko kuchennych szafek. Spał jak... Na pewno nie jak dzieciak, bardziej jak facet po imprezie. Koc to właściwie go ledwo zakrywał. Przede wszystkim podeszła do okna, żeby otworzyć je na oścież i wpuścić tu trochę świeżego powietrza, teraz już nie tak ciepłego jak w sierpniowe, słoneczne dni. Wsunęła papierosa między wargi, a gdy stanęła znów obok tej małej kanapy, najpierw tknęła Keata nogą w udo, oczekując jakiejś reakcji. - Ej, wstawaj. - Bąknęła. Brak reakcji. Najwyraźniej za mało inwazyjnie prosiła. Kucnęła już przy jego twarzy, przyglądając się przez chwilę skamieniałym rysom w komicznej minie łapiącej powietrze przez usta. Wysunęła palec, tylko jeden i dźgnęła policzek Keata. - Wstawaaaaaj. Muszę iść do portu i idziesz ze mną.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem


Ostatnio zmieniony przez Marcella Figg dnia 03.01.21 22:11, w całości zmieniany 1 raz
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 15:49
Kolana wbijały się niemal w podbródek, gdy przybrał coś na kształt embrionalnej pozy, wciskając się w twardawe siedzisko; kanapa nie należała może do tych najwygodniejszych, ale po dżentelmeńsku oddał antresolę Florce, a wystająca z pufy sprężyna, która odciskała się na biodrze, była tego konsekwencją.
On i tak był w stanie zasnąć w niemalże każdych warunkach, pod tym względem trudno go nazwać wybrednym. W maju w Błędnym Rycerzu, na miotle czy w swetrze - da radę.
Uporczywie starał się nawet ignorować jakiś głos przebijający się z zaświatów, zza coraz kruchszej ściany snu, i wychodziło mu na całkiem nieźle. Do momentu, w którym natręt nie postanowił dźgnąć go w policzek.
Brwi nastroszyły się, a zaspany grymas niezadowolenia przytwierdził się do jego twarzy, gdy wcisnął głowę głębiej w zmaltretowaną poduszkę, na której spał, chcąc znaleźć się poza zasięgiem... dotyku.
- Nnnie, nie, Florek, ja to bym wolał jednak takie... takie najprostsze ciasto, ale z tym dżemem ze śliwek samo... samoste... - ręka uniosła się, jakby sięgnąć miał już po słoik wiszący gdzieś na wysokości nosa intruza, po chwili palce zacisnęły się na nim. Na nosie. I intruzie jednocześnie.
Jedna powieka uniosła się gwałtownie; dopiero potem jak oparzony oderwał dłoń od twarzy... Marcy? Nawiedzała go z jakiegoś powodu? Czy odwiedziła go we śnie przypadkiem? Zamglone rysy kobiety stawały się coraz ostrzejsze, gdy wytrwale wbijał w nią... połowę swojego spojrzenia. Drugiej powieki, zbyt ciężkiej, wciąż nie podniósł.
- Co ty robisz w moim śnie, Marcy? - ziewnął, łypiąc na nią podejrzliwie, a potem obrócił się na drugi bok. Wolał już tę fazę, w której Florean karmił go swoimi wypiekami. Powieka powróciła na swoje miejsce, a on zaczął ponownie odpływać. - W prcie n ma dszmu - dodał jeszcze niewyraźnie, mamrocząc wciąż do siebie.
A już na pewno nie takiego ze samosterowalnych śliwek. Samosterujących? Samosterujących się? Jak to się nazywało? Może powinien wyśnić ogród Luny, czy u niej coś takiego było?



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 16:16
Mógł spać nawet w kinie, w Lublinie, w metrze i w swetrze, ale teraz potrzebowała go nieśpiącego. Kiedy dowiedziała się co ma zrobić, był pierwszą osobą, która przyszła jej do głowy. Właściwie jedyną najlepszą do tego osobą. Ona przecież mogła działać na porciaków jak płachta na byka, nie dość, że glina to jeszcze można było zarobić za przywleczenie jej do Ministerstwa. Nie spodziewała się uścisków i fajerwerków, a zmieniać postaci nie potrafiła, więc potrzebowała dobrych pleców. Kogoś silnego albo kogoś stamtąd i ta druga opcja brzmiała lepiej. Chociaż raz nie chciała ciągnąć za sobą wrzasku, szumów i pożogi.
Dosłownie.
Spojrzała przed siebie przymykając oczy z irytacją, gdy wylądowała na niej ręka, z resztą przygniatając trochę jej nos. Podstawy nauki oklumencji naprawdę przynosiły niezłe skutki, jej irytacja pokazała się jedynie w tym, że wciągnęła głośno powietrze, ale zamiast od razu zadziałać impulsywnie na naprawdę wkurzającą sytuację, zastanowiła się co zrobić. Najlepszą opcją wydawało jej się ugryzienie go w to łapsko, ale na szczęście sam je zabrał, zostawiając jej spięty i wkurzony wzrok oraz czerwony na czubku nos jasnowłosej czarownicy. Cóż za oaza spokoju, to pewnie przez miejsce w którym teraz była. Bo to Oaza.
Zabawne, nie?
- To nie Twój koszmar tylko rzeczywistość. - Mruknęła. Kucała cały czas przy tej kanapie, która wyglądała na dosyć twardą w pozycji bardzo wygodnej, więc mogłaby tak siedzieć cały dzień. Łokieć oparła na kolanie, zaciągnęła się papierosem, wypuściła znów dym. Pytanie bardziej co w jego śnie robił Florek? I ciasto to naprawdę głupia odpowiedź. - Dżem ze śliwek to powidła, znawco.
Westchnęła ciężko. Okej, nie powinna krytykować, w końcu jej też całkiem często zdarzało się trzasnąć sobie szklaneczkę whisky przed snem. Wiedziała jak czasami to pomaga uporać się z codziennością, ale ile można? Naprawdę nie chciała używać przeciwko niemu swojej broni ostatecznej, chociaż jeszcze niedawno z pewnością by się na to zdecydowała. Dzisiaj jednak już nie była na niego aż tak... Cięta? W sumie to nawet dostrzegła w nim jakiś pierwiastek, który, o dziwo, da się całkiem polubić. Poza tym obiecała sobie, że dla ćwiczeń będzie kontrolować swoje emocje. - Wsta-waj. - Tym razem ułożyła dłoń na jego ramieniu i potrząsnęła mocniej. Jak to nie zadziała, w ruch pójdzie Balneo. I nie będzie to whisky-Balneo. - Mamy robotę do zrobienia. Coś Ty wczoraj wyrabiał? Cuchniesz jak gorzelnia.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 17:56
Zabawne, dowcip spokojnie by docenił, gdyby akurat chwilo potrafił czytać jej w myślach; to taki żart na jego poziomie, jeszcze nie depresja, ale okolice mułu pokrywającego dno jakiegoś jeziora. Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy jego gibkich akrobacjach, bo to zdecydowanie zasługuje na chwilę refleksji; jakimś cudem wygiął swoje potężne łapsko, przekładając je pod plecy, i na dodatek jeszcze zginając pod dziwnym kątem. Jego twarz znajdowała się mniej więcej naprzeciwko poduszki, ale kiedy przez sen nie mógł za bardzo oddychać, przepełznął tak, że teraz kark opierał się dokładnie na krawędzi kanapy, a jego głowa zwisała w dół.
Świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, choć jeszcze sam ten tu przez sen pełzający nie zdawał sobie z tego sprawy.
Jakiś głos w tej obróconej głowie wspomniał coś o tym, że nie sen to, a koszmar; czyżby ciasto miało okazać się zakalcem? Nic innego nie przepłynęło leniwie przez myśli Keata; nie dopuszczał do siebie myśli, że to z dżemem aka powidłami mogłoby być coś nie tak.
Skąd ten dym? Znajoma woń nikotyny wdarła się do jego snu; widział siebie, pochylonego nad ogromnym ogniskiem, zrobionym z setek palących się papierosów; i to nad nim jakimś cudem Florean piekł ciasto.
- Czy powidła mają coś wspólnego z widłami? - zapytał swojego głosu, kiedy ten uparcie nie dawał mu spokoju. Widły jednak nie pojawiły się w jego śnie; kiedy kobiece dłonie zacisnęły się na jego przedramionach, potrząsając nim jak marionetką, z wielkiego ogniska z papierosów został już tylko dym. I Marcella z oczami poniżej ust. Wszystko było nie na swoim miejscu.
- To się jednak dzieje naprawdę - ona. Tutaj. Kategorycznie nakazująca mu, żeby wstawał. I bełkocząca coś o jakiejś robocie do wykonania. Podciągnął głowę tak, żeby położyć się na skroni; już i tak wirowało mu przed oczami. - Co ja, ja nic nie robiłem, towarzystwa tylko dotrzymałem, pili... inni - nie zdradzi jacy inni, to tajemnica wagi oazowej. - Chyba oszalałaś, nigdzie nie idę, za - kontrolne zerknięcie na zegarek - godzinę i tak mam pomagać przy budowie, no nie puszczą mnie dzisiaj - wpół przymknięte powieki znowu zaczęły opadać, ale dzielnie z tym walczył. Grawitacja zdawała się dzisiaj być jakoś uciążliwsza niż zwykle. Wszystko ciążyło bardziej i mocniej.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 19:22
Nie spodziewała się, że przyjdzie tutaj na tak zastraszająco dobry trening cierpliwości. Tylko ona, Keat, który nie ogarniał życia i fajeczka, która już powoli się kończyła. Ale cierpliwość nadal była. Pokój nie pachniał tak mocno tytoniem, bo wciskał się w każdy jego kąt zapach bryzy, atakującej od okna otwartego na oścież. To pomieszczenie potrzebowało świeżości, zarówno w zapachu jak i w głowie gospodarza. W końcu Marcy usiadła. Po turecku, tuż przy kanapie, wgapiając się w Keata, w jego kark z nieschludnie przydługimi włosami, zbyt krótkimi jednak, by zacząć się zakręcać, choć wyglądały jakby bardzo chciały. - Nie, raczej nie mają. - Co za głupie pytanie. Chociaż może wcale nie? Nie miała naprawdę czasu, żeby się nad tym zastanawiać. W Oazie było za dużo pracy, ona miała za dużo rzeczy do zrobienia. Szturchnęła nim i to pomogło, w końcu się odwrócił do niej, mogła spojrzeć na ten krzywy nos i zaspane oczy, prawie nie łapiące kontaktu z rzeczywistością. Westchnęła cicho. Wrzuciła niedopałek do jednej z opróżnionych butelek, po czym oparła się obiema dłońmi za plecami i wyprostowała jedną nogę by perfidnie kopnąć go w tyłek.
Koniec z treningiem cierpliwości.
- Obudziłeś się? Nie mam całego dnia na znoszenie Twojego kaca. Masz gdzieś trochę miodu? - dopytała jeszcze, po czym wstała i ruszyła w stronę czegoś, co chyba było aneksem kuchennym. Chociaż w sumie wyglądało bardziej jak prowizoryczna szafka z prowizoryczną spiżarnią. Wszystko prowizoryczne.
Jak bezpieczeństwo w tym miejscu.
Znalazła w końcu jakąś resztkę miodu, który przeszedł w stan jasnych kryształków. Pewnie stał tutaj jeszcze przed dłuższym zniknięciem Keata. Marcella nigdy nie pytała go o to zaniknięcie, nigdy nic mu za nie nie zarzucała, nigdy mu go nie wypomniała, a gdy spotkali się znów po tych dwóch miesiącach, przeszła do zupełnie normalnej rozmowy. Ważne, że wrócił. Nie wszyscy mieli ten luksus, by móc.
Do glinianego kuba z wodą dodała trochę miodu i przyniosła to chłopakowi, mieszając cały czas. - Rusz się. - Usiadła na skraju kanapy, spychając go bardziej w stronę ściany, rozpychając się przy tym tyłkiem. - Masz, to Cię trochę postawi na nogi, ale eliksirów przeciwbólowych szukaj sobie sam, ja i tak nie mam dużo.
Na szafce położyła papierośnicę, zaraz obok niej kubek. - Powiedziałam, że zobaczę jak mają się rzeczy w porcie. Potrzebuję kogoś, kto mnie przeprowadzi. Albo kogoś, kto w razie czego pójdzie po włosy i flet.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 21:41
Pełne oburzenia ała wyrwało mu się dokładnie w tej chwili, w której wymierzyła mu zniecierpliwionego kopniaka. - Leżącego kopiesz? Tego was uczą w magicznej policji? - poprawka, uczyli, bo teraz to chyba była już zbyt popularna, żeby wciąż tam pracować; jej twarz wisiała na setkach plakatów, jak kiedyś znowu zrobi sobie rundkę, żeby je pozrywać, może nawet zachowa jeden i poprosi zakonną celebrytkę o podpis; jak już będzie po... wszystkim, to takie plakaty z ich podpisami mogą być nawet więcej warte niż okładka Bojczuka.
- Dzięki - pojęcia nie miał, co to jest, ale suszyć go suszyło, wypije cokolwiek. - W sumie to chyba mam jeszcze taki jeden, nie chcesz może? - dopytał, biorąc sporego łyka - ogólnie to on jakiś nienormalny jest, w sensie, dostałem go od pani Griffin, tej, co wtrąca francuskie słowa w każde zdanie... i udaje, że mówi z akcentem, chociaż jak bluzga na swoich sąsiadów, to nagle o tym całym akcencie zapomina. Ale pewnie bardziej skojarzysz ją po tym, że rzucała zaklęcia na płazy z mokradła i jakieś płazie udka z nich chciała robić... - nie odważył się spróbować - no, i ona raz dostała paczkę od jakiegoś swojego wnuka, który też był przez chwilę w Oazie, w każdym razie, przesłał jej miody, swojej roboty, ale one są z tym takim kwiatkiem - co śmierdzi okropnie, choć tego już nie dodał - lawendą? Z lawendą chyba, jeden taki miód od niej dostałem, nawet go nie otworzyłem jeszcze, powinien być gdzieś na którejś z górnych półek... właściwie... - po co się męczyć szukaniem, skoro można to załatwić inaczej - accio miód - leniwym ruchem wskazał kuchenny aneks, który, wypraszam sobie, z kuchennym aneksem miał wiele wspólnego. Słoiczek wyskoczył, z hukiem obijając się o drzwiczki, które uchyliły się z powodu impetu uderzenia; Marcy miała niepowtarzalną okazję, żeby wykazać się swoim refleksem, mogła też po prostu podziwiać, jak miód mknie w jej stronę. Jakoś tak wyszło, że zapomniał, że jej głowa znajduje się pomiędzy nim a szafką. I to nawet nie była próba zamordowania Figg, słowo harcerza, którym nigdy nie był.
- Czy eliksiry mogą się przeterminować? - bo przypomniał sobie, że on w sumie trochę przeciwbólowych miał. I nie tylko. - Dzisiaj nie dam rady, serio, możemy to przełożyć, albo podrzucę ci namiary na chłopaka z portu, który powinien ci pomóc... - kolejny łyk wystarczył, żeby dotarł do dna naczynia - przez zobaczę jak się mają sprawy w porcie masz na myśli powieszenie gigantycznej karykatury... tym razem Goyle'a, z dopiskiem ahoj, spierdoloj? - niech sobie nie myśli, że nie słyszał o Big Benie. - Jak mi port puścisz z dymem, to... coś wymyślę - zabrzmiało groźnie. - Co wy w ogóle wtedy odwaliłyście? - teraz mogli się z tego śmiać, ale kiedy po raz pierwszy usłyszał opowieść o wielkiej walce na miotłach, to do śmiechu za bardzo mu nie było. Szczególnie, kiedy powiedziano mu, kto występował w rolach głównych szalonego, dziewczyńskiego tercetu. Poza tym, wiadomo, jak to jest z opowieściami z drugiej ręki, dotarły do niego mocno podkoloryzowane. - To ten flet był jednorazowy? Za każdym razem trzeba będzie po nowy się wybierać? - błysnął głupkowatym uśmiechem - jak coś, to ja zaklepuję wycieczkę do banku, wciąż jeszcze nie doszliśmy ze Stefem do tego, co to był za smok... - to była, że tak to ujmę, paląca kwestia.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: wnętrze chaty [odnośnik]30.12.20 22:46
Były różne sposoby, żeby dobudzić takie zwłoki, kopniak to tylko jeden z nich. Ostrzegawcze Balneo byłoby zdecydowanie bardziej denerwujące, bo musiałby suszyć kanapę jeszcze. Więc mógł być wdzięczny, bo i tak była delikatna. - Nauczyło mnie tego życie sławnej osoby. - Już nie wspominając o tym jak dużo razy sama leżała na ziemi i musiała walczyć o swoje, choćby swoją ukochaną różdżkę, o którą dbała jak o fiolkę łez feniksa, a wiedziała już, że to jest droższe niż złoto. Podobno parowały tak szybko, że złapanie ich w fiolkę było niemal niemożliwe.
- Ehe. - Ten dźwięk towarzyszył jej praktycznie przez całą opowieść Keata, powtarzał się co chwila i wyglądała na niezwykle zafascynowaną tym co się tak bardzo działo z panią Griffin. Oaza jak widać stworzyła już swoją własną, swojską dla Keata, społeczność. Chociaż mógł mówić co chciał, ale nawet baby z portu nie przebijały szkockich bab w wymyślaniu kreatywnym kurwieniu na sąsiadów. Ale portowi trzeba za to oddać, że na pewno wygrywali w ilości i częstotliwości. Razem mogli mieć wszystko. Kiedyś mogła nawet pokazać mu, co się stanie jak ktoś wkurzy jej ukochaną babcię, wydawało jej się, że kiedy była mała to ta żwawa staruszka rzucała siekierą.
Ale czego można było się spodziewać po byłej graczce Wędrowców z Wigtown. Do dzisiaj polerowała swój zabytkowy tasak. - Bez przesady, wszyscy mamy mało jedzenia, oszczędzaj albo oddaj komuś z Oazy. A masz kawę? Ją bym wypiła.
Ogólnie wykazała się refleksem, ale nie tak, jak się pewnie tego spodziewał, bo kiedy pełen słoik miodu poderwał się z półki, uniknęła go, odsuwając głowę na bok, żeby ten nie rozbił jej nosa. Naczynie poszybowało w stronę Keata. Oby on okazał się nieco bardziej zręczny. - Chcesz mnie zabić?! Niewdzięcznik. I jak możesz krytykować kogoś za akcent, sam masz dziwny. Londyński to jest, nie? W robocie u mnie każdy mówił kompletnie inaczej, ledwo dało się zrozumieć to seplenienie. - Nie było w policji wielu Szkotów, a Anglicy mówili strasznie dziwnie, bardzo się starali ze swoją wymową. W dodatku, powinien zauważyć, że nawet starała się go postawić na nogi, a już w momencie, kiedy usłyszała o budowie zaczęła rozumieć, że nie może na niego liczyć. Nie chciała też, żeby spóźnił się do pomocy przy pracy. Siedząc na łóżku już złapała za papierośnicę i odpaliła sobie kolejnego papierosa z pomocą małego płomienia na różdżce. - Dobra, trudno, poradzę sobie. Mamy tylko zobaczyć jakie tam panują humory i co się nowego stało. Jesteśmy trochę odcięci od informacji z Londynu. Ale każda pomoc się przyda. - Wzruszyła lekko ramionami. Zaciągnęła się lekko dymem i wypuściła mały, szary obłoczek, patrząc jak rozpływa się w powietrzu nieśpiesznie. Fajnie byłoby mieć takie beztroskie życie - jak mała chmurka. - Nie wiem nawet, z moimi nie było problemu, a piłam takie z kilku miesięcy. Na niektóre chyba trzeba nawet czekać, na Czarną Marę na przykład. - To był prosty eliksir, sama nawet go ważyła. Dała sobie tylko chwilę, żeby oprzeć się o ścianę, słuchając tym razem Keata całkiem dokładnie, a kiedy usłyszała końcówkę przytyku o Big Bena...
Naprawdę nie wytrzymała. Wybuchła ciepłym śmiechem, nie mogąc się uspokoić dobre pół minuty, prawie jeszcze przypalając chłopaka fajką, kiedy nie patrzyła gdzie poleciała jej ręka. Jeszcze z jego akcentem w ogóle brzmiało to przecudownie. To śmieszne o Angoli rozwalało podwójnie. - Kusisz mnie ogromnie, ale nie tym razem. - Już wolną ręką poklepała go lekko, po czym otarła palcami załzawione śmiechem oczy. Przez chwilę widziała jak przez mgłę. - Caelan Goyle? Kiedyś Steffen coś o nim mówił... Panie Caelanie, coś takiego. Brzmiał na rozsierdzonego. W sensie Steffen, nie ten cały Goyle. - Wsunęła się już całkiem na tę kanapę, nie zwracając uwagi, że Keat ma mniej miejsca, po prostu oparła się o ścianę i podsunęła nogi bliżej, tak by mieć kolana przy piersi. - Puszczę z dymem? Dzięki mnie Londyn nie poszedł z dymem. - Nagle zaczęła wydawać się spokojniejsza. Jej rysy twarzy uspokoiły się, a szare oczy zabłyszczały niczym przebijające się przez czarne chmury błyskawice. To było gorzkie wspomnienie, ale jednocześnie tak słodkie... - To było jak latanie na miotle bez trzymanki... Nad klifem. Najpierw okazało się, że podłoga w wieży jest zrobiona z budyniu, swoją drogą bardzo słabo posłodzonego. Ledwo się stamtąd wygrzebałyśmy. A gdy już wszystko szło po naszej myśli, jakichś trzech palantów podpaliło wieżę pożogą. Rozumiesz? Ogień był wszędzie, prawie sięgał Portcullis House. Lucy i Hannah ratowały cywili, a ja... - Oparła potylicę o ścianę. - Krzyczałam do wszystkich żeby pomagali. Czarodzieje, których prawie nie widziałam przez dym rzucali Nebula exstiguere... Aż wygasiliśmy pożogę. Do dzisiaj mam bliznę. - Z jednej strony, nie nosiła tego lata ani razu koszulki bez ramion, by ją zakrywać, a z drugiej strony... Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś tak niesamowitego. Przez chwilę widziała płonące kamienice, domy ludzi, tonęła w środku w morzu beznadziei, bezsilności, czując jak przepełnia ją ta rozpacz i zmienia się w łzy. I wtedy przyszedł promień nadziei, słowa, które ich uratowały. Czuła, że echo tego momentu zbiera się w niej, a oczy się zaszkliły.
A miała nad sobą pracować, mała, niepoprawna puchonka.
Dobrze, że mogli zmienić temat.
- Nie wiem, ale Harold go zabrał. Kto wie, co z nim zrobił. - Przymknęła oczy na chwilę, po czym zatrzepotała rzęsami, tak, by nie pozwolić sobie się wzruszyć. Chrząknęła i zaciągnęła się papierosem. Najwyżej powie, że to przez dym. - Miał białe łuski, bardzo gładkie w dotyku i bardzo mocno przylegające jedna do drugiej. Mieniły się delikatnie. Miał też długą szyję i nie mógł się rozprostować do końca w tej skrytce. W ogóle łuski były bardzo podobne do tych. - Wyciągnęła swoją różdżkę, ale zamiast łapać za rączkę, złapała z drugiej strony i podsunęła mu pod rękę. - Tylko trochę większe. Tak rozpoznałam, że to nie ściana tylko smok. - Może mu trochę pomoże w tym gorącym temacie.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: wnętrze chaty [odnośnik]31.12.20 13:32
Chyba nieszczególnie zazdrościł jej tej sławy; nie był pewien, czy miałby ochotę oglądać się na każdym londyńskim rogu, wystarczyło już krzywienie się do swojego odbicia w czymś, co udawało lustro; prowizoryczne, jak wszystko w chacie. - Czerwonego dywanu ci nie rozłożę, bo w sumie nawet żadnego nie mam, ale czuję się zaszczycony, że taka sława znalazła chwilę, żeby przyszykować mi napój na kaca - ukłoniłby się uniżenie, ale musiałby najpierw zwlec się z tej kanapy, a na to jeszcze nie był psychicznie gotowy. - I tak to muszę komuś opchnąć, jakoś mi ta lawenda podejrzanie wygląda, mówiłem jej, żeby dała to innej osobie, ale ona miała trochę syndrom babci, której oznajmiasz, że nie zjesz już tego trzeciego kotleta wielkości talerza, napadła ją chwilowa głuchota, a potem zaczęła z tym swoim no weź, weź, dziecinko, nie krępuj się... co miałem zrobić? - odmówić też jakoś głupio, jak ktoś z takim zaangażowaniem próbuje ci coś wcisnąć. - Mam kawę i... - coś mu się przypomniało; lekcja korzystania ze świstoklików i mistrzowska kawa, którą Hania zdobyła Order Merlina. Własnoręcznie przez niego zrobiony. Uśmiech na chwilę zagościł na jego twarzy, nawet zmobilizował się do tego, żeby usiąść jak człowiek, a to już pierwszy krok, żeby podnieść tyłek z kanapy. - Zrobię według sprawdzonego przepisu, powinno ci smakować - rzucił tajemniczo, nie zdradzając jednak nic więcej. Zakładał, że szkockie porozumienie jajników zadziała w magiczny sposób i kawa z Ognistą podbije jej serce, o ile uda mu się wiernie odtworzyć to, co przygotowała kiedyś Hannah.
Na rozbudzenie nie ma to jak pocisk z miodu, który pojawia się nagle przed twoimi oczami - Marc uchyliła się przed nim w porę, Burroughs zdążył tylko wyciągnąć przed siebie dłonie, instynktownie gardą osłaniając twarz. Na tym boksowanie ze słoikiem się skończyło - odbił się od jego rąk, a wtedy Keat podchwycił go w ostatniej chwili, nim nie zsunął się z kanapy. Rzucił go gdzieś pomiędzy Figg a siebie, no i przeciągnął się ostentacyjnie; teraz już mógł w końcu dźwignąć się do pionu. Co też uczynił, choć porwał ze sobą koc, przyjemnie rozgrzany ciepłem jego ciała; opatulił się nim szczelnie, tworząc warstwę ochraniającą go przed wpuszczonym przez Marcy chłodem. Bez słowa zamknął okno; wolał już dusić się w dymie niż trząść się z zimna.
- Po pierwsze, nie krytykuję za akcent, tylko za to, że udaje, że w ogóle go ma, jakby nie wiem, fhrancuskość była taka super... a po drugie, ja mówię Cockney - a nie jakimś tam zwykłym londyńskim; cóż, przez to czasem brzmiał tak, jakby się dławił, połykając powietrze, i właściwie nie dziwiło go za bardzo to, że nie zawsze potrafiła go zrozumieć, ale z drugiej strony... - odezwała się, myślisz, że szkocki akcent łatwiej ogarnąć? - no na pewno nie dla przeciętnego Angola. - Na węszenie w porcie wybiorę się na dniach, jak tylko nadarzy się okazja, ale jeśli chcesz się tam wybrać już dzisiaj, to uważaj na patrole... - o ironio - magicznej policji, kręci się ich tam ostatnio sporo, a obstawiam, że twoi koledzy niezbyt chętnie wypuściliby cię ze swoich łap, gdybyś w nie wpadła... koło Southwark Bridge jest budka z fish and chips, sprzedaje w niej Benny albo któryś z jego braci, trudno ich rozróżnić, wyglądają jak trojaczki, chociaż najmłodszego od najstarszego dzieli dekada. W każdym razie powiedz mu, że ma pozdrowienia od Elvisa Presleya - oby tylko nie pytała, czemu akurat jego - będzie wiedział, kto go tam przysłał. Zaprowadzi cię, gdzie tylko zechcesz, a na koniec pewnie zaproponuje ci randkę, miał taką knajpę, do której zapraszał wszystkie swoje panienki, może jeszcze jej nie zamknęli... - oparł się na łokciach na blacie stołu, czekając, aż woda na kawę się zaparzy. W innych okolicznościach, przed kwietniem, powiedziałby jej, żeby wzięła wygodne buty, bo Benny to najlepszy tancerz, jakiego zna, ale... no nie podejrzewał, żeby ceniła pląsy na parkiecie bardziej niż swoją wolność. - Czarna Mara? To brzmi tak, jakby ten eliksir wymyślał ktoś, kto nazywał też Krwawą Mary, co to w ogóle jest? Wiesz co, w sumie to dam ci coś na drogę, czekaj - z biodra uderzył lekko w dolną szafkę, sprawdzony sposób na otwarcie drzwiczek, trzeba tylko wiedzieć, z jaką siłą dokładnie to zrobić; zaraz potem zanurkował, sięgając do swoich zbiorów i dorwał się do maści, która mogła jej pomóc bronić się przed ewentualnymi napastnikami. - Łap to, marynowana narośl ze szczuroszczeta, diablo mocna, robiła ją moja siostra, a ona jest, cóż, geniuszem kociołków - podsunął opakowanie w stronę Marcy - nie przyjmuję odmowy, ja mam jeszcze taką jedną - mniej więcej w tym czasie woda się zrobiła, więc odtworzył w pamięci proporcje kawy i wody, którą Hania mieszała w tym samym naczyniu, co on teraz. Jeszcze tylko cukier... ukrył go chyba w jakimś innym miejscu? Bo w starej szafce go nie było.
- Co? Steff zna Goyle'a? - mruknął jeszcze pod nosem, że Steffie to mu raczej wygląda na szczura lądowego, a nie okrętowego, krążąc wokół blatu i otwierając kolejne pudełka, w których mógł się kryć cukier. Wiktoria, znalazł w końcu! - Daj spokój, nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by zostało z Londynu, gdyby w porę nie udało wam się tego jakoś okiełznać... chyba że naprawdę chcieli wszystkich usmażyć - tylko czemu nie zrobili tego pierwszego kwietnia, kiedy większość mugoli była już w Londynie, a... teraz? - ale moment, jaka podłoga... z budyniu, o czym ty mówisz? - to jakaś metafora, której nie zrozumiał? - A ta trójka to co? Pobawiła się ogniem i zwiała?
Coś w tonie, którym wspomniała o bliźnie, w zawahaniu, nim wypowiedziała to słowo, zwróciło jego uwagę. Chciał dodać, że taka blizna nie jest powodem do wstydu, a dumy; że nie mogłaby jej oszpecić w żaden sposób, ale ostatecznie po prostu to przemilczał. Może Marcy maskowała ją kobiecymi sposobami, albo po prostu bliznę kryło ubranie; niemniej, nie była widoczna na pierwszy rzut oka. - Malfoy powinien wam wysłać bukiet kwiatów, z liścikiem, takim bez klątwy... w Walczącym coś pisali? Zrzucili na Was całą winę? - od teraz Zakon para się czarną magią? - Ta blizna... niech przypomina ci o tych wszystkich, którzy mogli tamtego dnia zginąć - historia była względna; pisali ją ci u władzy, ale prawda była tylko jedna. Może nie znali jej wszyscy, ale wystarczyło, że ona wiedziała. Że wiedzieli ci, których udało się uratować Hani i Lucy.
Zamieszał pocukrzoną kawę, testując jej smak; chyba nie było idealnie, nie potrafił odtworzyć tego jeden do jednego, ale kiedy doda się Ognistej... od razu zrobi się bardziej szkocko. Rozlał kawę do dwóch kubków, pokropił od serca whisky i wykonał gest dłońmi, mający być odpowiednikiem voilà - częstuj się - sam opadł na krzesło wciśnięte gdzieś pod ścianę, zakrywając się kocem po czubek nosa. Wolał, kiedy kawa nie była aż tak gorąca. - Problem w tym, że te łuski najprawdopodobniej po prostu wyblakły, po latach spędzonych przez smoka w ciemności, pod ziemią, one raczej nie były białe od samego początku... - zawiesił wzrok na jej różdżce, przyglądając się z zachwytem tym zdobieniom. - Kto ją zrobił?

| przekazuję Marcy marynowaną narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 28, moc +15)



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: wnętrze chaty [odnośnik]14.01.21 11:15
Właściwie znajdowanie swojego odbicia na każdym kroku w Londynie nie było niczym przyjemnym, to trzeba przyznać. Ona też jakoś specjalnie nie lubiła luster, a Marcella w wersji 2D wydawała jej się w ogóle taka jakby zupełnie z innego świata. Nie poznawała tej kobiety, wyglądała na strasznie spiętą i zdenerwowaną. Czy taka naprawdę była w oczach wszystkich wokół? Gdyby spojrzała na siebie taką, na pewno by się nie polubiła. A w życiu! - Mogę dać Ci autograf.
Bawiły ją niesamowicie podejrzenie wobec lawendy. Że co, miała w sobie jakieś podsłuchujące ucho? Nie zdziwiłaby się, gdyby starsza pani po prostu nie miała co robić z życiem i podsłuchiwała młodych mieszkańców Oazy, by ich moralizować. - Cock... ney? - Uniosła lekko brew. - Pasuje Ci. - Uśmiechnęła się do siebie prawie pyszniąc się tym paskudnym żartem. - A Szkocki akcent jest najlepszy, rocket boy. - Bąknęła. Wysłuchała dokładnie jego rady, w sumie dobrze było mieć kogoś takiego, jednak był kolejny problem. Sama pójść nie mogła. Tak zupełnie sama. Więc trzeba było wyczarować jakiegoś towarzysza. Takiego najlepiej z niezłymi umiejętnościami.
Kawa była niesamowita. Przepyszna! Troszeczkę paliła w gardło jak typowa ognista, ale nie tak mocno. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Marcella, która uwielbiała kawę mocną i czarną. Powoli ją dopijała, kiwając głową na niemal każde pytanie Keata. - [b]Dokładnie tak. Chociaż pobawiła się ogniem to za dużo powiedziane. Nie potrafili tego opanować jak banda amatorów. Czasami aż mi głupio, że tacy ludzie zapędzili nas w tej wojnie w kozi róg.
- Westchnęła. Jak to się mogło stać, skoro postępowali w tak beznadziejnie nieprzemyślany sposób. - Nie czytałam akurat. Mam kompletnie dosyć czytania o tym jakim to jestem strasznym terrorystą bez serca dla biednych czystokrwistych czarodziejów takich zasmuconych losem splamionej Anglii. - Przewróciła oczami. Kawę właściwie wyzerowała bardzo szybko. W trzech łykach. Skoro nie chciał jej pomóc, właściwie nic tutaj po niej. Podniosła się, stając już na podłodze i otrzepała lekko spodnie. - Dziękuję, przyda się. - Schowała eliksir do kieszeni. - Wiesz, chyba nauczyłam się już wiedzieć swoje. To trochę pomaga mi nie zwariować. - Naprawdę potrzebowała mieć swoją własną ścieżkę i identyfikować się samodzielnie. Kiedyś bardzo polegała na tym, co myślą o niej inni. Dzisiaj wydawało się to tak odległe... - Możliwe, ale podobieństwo nie wydaje się przypadkowe. W mojej różdżce jest łuska smoka opalookiego antypodzkiego. Zrobił ją Ulysses. Jest niesamowita, nie? - Pozwoliła mu się przez chwilę przyglądać, ale zaraz zabrała ten przepiękny przedmiot. - Dzięki za pomoc i za rozmowę... To wiele dla mnie znaczy. Trzymaj się. I nie waż się dalej spać. - Uśmiechnęła się na pożegnanie. Odstawiła kubek na kuchennej szafce i wyszła z domku Keata...
Coś czuła, że poszedł dalej spać nawet po tej całej rozmowie.

| zt.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: wnętrze chaty [odnośnik]17.01.21 21:29
Za autograf chyba jednak podziękuje, ale kwestia gwiazdorstwa była... właściwie teraz przyszło mu do głowy, że te rebelianckie motywy naprawdę mogą komuś zaimponować. - Zachowaj ten autograf dla swojej fanki, może gdzieś tam w Londynie jest jakaś dwunastoletnia czarownica - półkrwi, bo mugolaczka pewnie już się nie ostała - która zerka na twoje plakaty i myśli sobie, że chciałaby być taka jak ty, a potem wraca do domu, bierze krawieckie nożyczki mamy i ucina sobie włosy, żeby były tak długie jak twoje na plakacie, średnio wychodzi, pewnie jest nieco koślawo, jeszcze gorzej, kiedy próbuje jakoś zrobić sobie grzywkę, ale można się doszukać małego podobieństwa - nawet jeśli włosy ma w innym kolorze, to pewnie choć w minimalnym stopniu wytwór na głowie przypomina to, co miało być odwzorowane - chociaż czekaj, jest wrzesień, to jednak coś mi w tej wizji zgrzyta, bo ona już w Hogwarcie powinna być - kilka lat temu nie pomyślałby, że za jakiś czas wszystko stanie na głowie, a on wspominając ten koszmarny okres będzie myślał, że właściwie nie było tak źle, i mógłby się tam wrócić - ciekawe, czy tam też świecicie twarzami, oblepiając szkolne korytarze i tablice ogłoszeń w takiej ilości, jakby któryś z was miał pewnego dnia pojawić się na śniadaniu w Wielkiej Sali i upić łyk ze szklanki soku dyniowego... - to był ten stan, kiedy procenty jeszcze wciąż buzowały w jego krwi, a on sam nie zdążył się do końca obudzić, myśli gnały gdzieś do przodu, zbaczały z trasy, skręcając w dziwne kierunki. Ale może to wcale nie była taka abstrakcja; może gdzieś tam w szkolnym dormitorium, niekoniecznie gryfońskim, leżała sobie dziewczynka, która obiecała sobie, że ona też nie pozwoli na to, by mugolom, których zna, stała się krzywda. Może w zdjęciu na plakacie nie widzi terrorystów, lecz siebie za naście lat.
- Ha. Ha. Ha - każde wypowiadane ha kończyła spora kropka. Nienawiści. Doskonale słyszalna. - Bełkoczecie tak bardzo, że sami siebie czasem nie potraficie zrozumieć - i to nawet nie jest przesada, był kiedyś świadkiem portowego spotkania dwóch Szkotów, w trakcie którego gościu z Glasgow próbował zrozumieć tego z Szetlandów, czy okolic. Karuzela śmiechu kręciła się długo.
Obraził się na chwilę; dokładnie na te dwie minuty, które zajęło mu dopicie kawy z klinem na wczorajszego klina. Natomiast odobraził się w momencie, gdy pochwaliła to, jak udało mu się odtworzyć podpatrzony przepis. - W skali szkockości to chyba było jakieś solidne osiem na dziesięć, co nie? Poproś kiedyś Hanię, żeby zaserwowała ci to, czym podstępnie upiła wszystkich w trakcie nauki korzystania ze świstoklików, to się nawet do tamtej nie umywa - z miernym skutkiem próbował to odtworzyć, i był z siebie zadowolony, bo wyszło nieźle, ale... można było lepiej.
- A taki ogień w ogóle da się opanować? - zawsze myślał, że pożoga jest niemożliwa do kontrolowania, a sięganie po nią to tylko objaw najczystszego szaleństwa; aktu destrukcji dla samego zniszczenia, którego nie da poprowadzić tak, by w popiół obrócić tylko wybrane przez siebie elementy. Płonie wszystko albo nic, sam spalał się w podobny sposób, ale niszczył przy tym wyłącznie siebie. Chociaż... czy na pewno?
- Zostaw to mnie, czytam każdy numer od deski do deski, dobrze wiedzieć, jaką propagandę prowadzą, jaka narracja obowiązuje w ich szeregach - łatwiej próbować ich zrozumieć, łatwiej też próbować się wcielić w kogoś z nich, gdy zachodzi taka potrzeba - jak znajdę jakieś fragmenty o tobie, to wytnę je i podeślę ci sową, tylko nie próbuj nawet oprawiać ich w ramki i wieszać na ścianie, bo miejsca ci na to gówno zabranie, lepiej już chyba wkładać to do pamiątkowego pudełka, czy czegoś w tym stylu, jak się skończy wojna, to może nawet będzie się można z tych absurdów pośmiać - sypie tymi radami z dziurawego rękawa nieprzerwanie. Skinął tylko głową, gdy podziękowała za eliksir, i przetarł oczy ciężką ręką, chcąc wysypać spod powiek cały piasek.
- Jest - była piękna; i choć sam nie czuł potrzeby, by cokolwiek zmieniać w jego własnej, to jednak ten akcent na różdżce Marcy robił na nim ogromne wrażenie. - Słuchaj, mówiłem poważnie, zaproszenie na londyńskie balety jest aktualne, tylko po prostu nie dzisiaj, w razie czego odezwij się, a jeśli wybierasz się tam już teraz, to uważaj na siebie - dodał jeszcze, nim zniknęła; przez chwilę walczył ze sobą, marząc tylko o tym, by odnaleźć ciepło kanapy, ale ostatecznie naciągnął na siebie jakieś świeże ubranie i ruszył na miejsce zbiórki. Ludzi przybywało, a chat wciąż było za mało. Było co robić.

| zt



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: wnętrze chaty [odnośnik]03.02.21 7:53
| 8 XI

Ślub nadchodził wielkimi krokami, lecz pieczenie tortu i babeczek nie mogło odbyć się wcześniej – słodkości miały być możliwie jak najświeższe, kiedy jutro zbiorą się w Kurniku, by świętować złączenie Alexa i Idy węzłem małżeńskim. Tylko czy na pewno dobrze zrobiła, kiedy zaoferowała się z pomocą przy tym zadaniu…? Miesiąc temu uważała, że to dobry pomysł, teraz nie była już tego taka pewna. Pocieszała się jednak myślą, że Florence, z którą skontaktowała się listownie, podobno zna się na rzeczy i miała nią pokierować, nauczyć co i jak. Od czasów szkoły minęło wiele długich lat, kojarzyła ja jednak z zamkowych korytarzy; była rok wyżej, nosiła lwa na piersi. Nie pamiętała przy tym, czy nazwisko czarownicy na pewno brzmiało tak, jak się obawiała i czy oznacza to, że natknie się zaraz na Floreana. To bez znaczenia; miały skupić się na przygotowaniu babeczek.
Opisany w liście domek znajdował się na uboczu Oazy, musiała dopytać, by nie obrać złej ścieżki i nie zgubić się wraz z odebranymi z Kurnika ingrediencjami. Poprowadziły ją jednak ogniki, wyraźnie odznaczające się na tle wielobarwnych drzew. Wyglądało na to, że gościom udało się zebrać wszystko to, czego miały potrzebować do stworzenia zaczarowanych wypieków – nawet cukier. O niego obawiała się najbardziej, stanowił towar deficytowy, którego pozyskanie zakrawało o cud. A mimo to tachała w torebce pół kilograma wraz z gruszkami, powidłami, makiem… W końcu stanęła przed drzwiami do chatki, walcząc z kiełkującym w piersi zawahaniem. Zdawało jej się, że z środka dobiegają do niej głosy, różne głosy, a nie tylko jeden, kobiecy. Było jednak za późno, żeby się wycofać. Zastukała raz, drugi, mając nadzieję, że zostanie usłyszana. Z kieszeni płaszcza wyjęła wygnieciony już trochę pergamin, na którym spisane były wszystkie artykuły, nie zdążyła jednak ulokować na nim wzroku, kroki stały się coraz głośniejsze. – Cześć. Florence, prawda? – odezwała się, kiedy tylko wejście stanęło otworem, ujrzała kobietę, która mogła być tą samą, którą widywała w Hogwarcie. Rysy twarzy wydawały się znajome. – Maeve, Maeve Clearwater. Wymieniłyśmy kilka listów – dodała, próbując złożyć usta w uprzejmym uśmiechu. – Mam ze sobą resztę rzeczy. – Zgodnie z ostatnią wiadomością umówiły się, że ktoś odbierze cięższe składniki, pomoże przetransportować je do Oazy. Sama nie dałaby sobie ze wszystkim rady.

| Co mi kostko dasz w ten niepewny czas:
1 - Odnosisz nieodparte wrażenie, że ktoś cię woła - krzyk rozlega się w niedalekiej odległości, nieznany ci głos wzywa rozpaczliwie pomocy. Odczuwasz potrzebę odnalezienia tej osoby i uratowania jej, ale nawet jeśli próbujesz, nie jesteś w stanie zlokalizować źródła krzyku; ten wydaje się przenosić, za każdym razem docierając do ciebie nieco z innej strony. Omamy ustąpią po upływie jednej tury, chęć odszukania właściciela głosu będzie ci jednak towarzyszyć do końca wątku - chyba że inna postać uświadomi cię, że nic nie słyszała.
2 - Twoja twarz podlega niekontrolowanej przemianie metamorfomagicznej i przyjmuje rysy przysypanej kobiety, której nie zdążyłaś ocalić w Tower. Możesz odwrócić przemianę, ale tylko, jeśli staniesz się jej świadoma - dostrzeżesz swoje odbicie lub poinformuje cię o tym inna postać w wątku.
3 - Na krawędzi swojego pola widzenia dostrzegasz sylwetkę kobiety - masz wrażenie, że ją znasz, ale za każdym razem, gdy próbujesz odwrócić głowę, żeby lepiej się jej przyjrzeć, kobieta ucieka przed twoim wzrokiem, znów majacząc gdzieś z boku, nieuchwytna. Ma na sobie poplamiony krwią strój więzienny i nic nie mówi, jedynie spogląda na ciebie z wyrzutem. Jej obraz pozostanie z tobą już do końca wątku.
4, 5, 6 - Nic się nie dzieje.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: wnętrze chaty [odnośnik]03.02.21 7:53
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
wnętrze chaty Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: wnętrze chaty [odnośnik]03.02.21 21:27
Przed przygotowaniami do ślubu zawsze było pełno roboty. Teraz jednak Florence była jeszcze bardziej zapracowana niż zwykle. Jako, ze warunki były, jakie były, ilość specjalistów, którzy mogli pomóc przy aranżacji wesela była zdecydowanie okrojona. Nic więc dziwnego, że Alex poprosił o pomoc przy wypiekach właśnie rodzeństwo Fortescue. Tort wymagał zdecydowanie większego doświadczenia, stąd też przy jego przygotowaniu mieli być oboje z Floreanem. Babeczki stanowiły nieco mniejsze wyzwanie jeśli chodzi o skomplikowanie, było przy nich jednak trochę więcej zwykłej manualnej pracy, polegającej głównie na mieszaniu składników, napełnianiu miliona foremek oraz wkładania ich do i wyjmowania z pieca. Do takiej roboty nie potrzeba było wyspecjalizowanego kucharza, więc Florence chętnie przyjęła każdą możliwą pomocną dłoń.
Maeve kojarzyła słabo, podobnie jak sama Clearwater, Florka także znała drugą kobietę głównie z czasów szkoły. Ta jej znajomość kończyła się jednak na prostym stwierdzeniu "No, pamiętam. Była taka jedna." Fortescue uznała, że to był całkiem dobry moment na to, aby poznać się nieco lepiej i nadrobić zaległości, skoro już była okazja.
- Maeve! - zawołała radośnie, widząc kto stał w drzwiach. Oczywiście znała jej imię, każdy z tych listów, które wymieniły, był przecież pięknie podpisany - Florence Fortescue - przedstawiła się także, aby dopełnić jednak formalności - Chodź, chodź! Uznałam że zacznę bez ciebie, by nieco oszczędzić czasu, ale teraz już musisz mi pomóc - zatrajkotała. Zawsze przed takimi wydarzeniami Florence była mocno podekscytowana. Pomoc przy organizacji takich wydarzeń wprawiała ją w dobry humor - i pomagał przegnać wszystkie niewesołe myśli związane z ich obecną sytuacją. Tego dnia Florka wstała niemal skoro świt - skoro dostała wcześniej część składników, poczyniła odpowiednie przygotowania. Nie miała wiele czasu, przecież poza babeczkami musiała upiec jeszcze tort! - Chcesz coś do picia? - zapytała jeszcze Florence, kiedy przejęła część składników od Maeve, by pomóc jej nieść wszystko do kuchni. Nie chwil do stracenia, tym bardziej na babskie ploteczki przy herbatce, jednak kultura wymagała, aby pannę Clearwater odpowiednio ugościć.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
wnętrze chaty Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: wnętrze chaty [odnośnik]04.02.21 7:55
Czarownica zdawała się pełna werwy, energii, a do tego podekscytowania – co w pewnym stopniu ośmieliło Maeve i zachęciło do wygięcia ust w nieco wyraźniejszym uśmiechu. Poprawiła wpijający się w ramię pasek torby, ściągnęła łopatki i ostrożnie ruszyła za towarzyszką do środka, wodząc wzrokiem po wnętrzu chatki. Ile osób tu mieszkało? I jak wyglądała ich codzienność w Oazie? Kolejne pytania pojawiały się w jej głowie, żadnemu jednak nie pozwalała przejść przez gardło. – Oczywiście, z chęcią. Co udało ci się już zrobić? Potrzebujesz pomocy z nadzieniami? – dopytała, kiedy już znalazły się w kuchni, zaczęła wykładać kolejne składniki na blat pobliskiej szafki. Kiedy już pozbyła się zbędnych ciężarów, odsapnęła cicho, rozbierając z płaszcza. Nie miały czasu do stracenia. A przy tym wyglądało na to, że są same – co było jej na rękę. – Woda wystarczy, dziękuję – odpowiedziała po chwili, odnajdując twarz Florence wzrokiem. Czy miała herbatę? Kawę…? Nie wiedziała, nie chciała przy tym nadużywać jej gościnności. Zakasała rękawy, musiała umyć ręce, nim przejdą do działania – wtedy jednak usłyszała rozpaczliwe wołanie, które zmroziło krew w żyłach, momentalnie sprawiło, że poczuła się tak, jak wtedy, w Tower. Zamarła w bezruchu, blada i wyraźnie spięta, by zaraz zrobić krok w stronę drzwi wejściowych. To bez znaczenia, że dopiero co tam były, że nikogo nie widziały. Była pewna, że ktoś potrzebuje pomocy, teraz. – Halo? – odezwała się głośno, sięgając do kieszeni po różdżkę; przyśpieszyła, wabiona przez dalsze krzyki jak ćma przez ogień. Musiała ją znaleźć; dość miała krwi na rękach, by pozwolić kolejnej osobie umrzeć. Chwila ciszy, później dalsze wołania, te dobiegły jednak z przeciwnego kierunku. Czy to możliwe? Może to jakaś mieszkanka wyspy, może uciekała przed kimś, szukając schronienia między drzewami lasu? Tylko przed kim? – Florence? Słyszysz to? Ktoś wzywa pomocy – dodała gorączkowo, przez ściśnięte gardło, przypominając sobie, że nie jest sama, że we dwie mogą zdziałać więcej. Mimo to zawahała się, z nerwowością i narastającą paniką rozglądając na boki; nie wiedziała już, gdzie leży źródło rozpaczliwych krzyków. A im dłużej zwlekała, tym większa stawała się szansa, że znów zawiedzie.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater

Strona 1 z 2 1, 2  Next

wnętrze chaty
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach