Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Jaskinia alchemika
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jaskinia alchemika
Jaskinie oplatają wyspę, tworząc wielokilometrowy łańcuch labiryntów, w którym lepiej się nie zgubić. To konkretne miejsce znajdowało się jednak na uboczu, tworząc raczej pojedyncze pomieszczenie, niż tunel. Dlatego też gdy zostało znalezione, Zakonnicy przekształcili je w labolatorium badawcze. Za pomocą magii powiększyli otwór w suficie, tworząc swoisty komin. Ściany ozdabia zaczarowany i wiecznie kwitnący mech, dzięki któremu w jaskini nie ma nieprzyjemnego pogłosu. Ten, na pierwszy rzut oka, zdaje się świecić, jednak w praktyce światło wytwarzają przepełnione białą magią ściany jaskini.
Na środku pomieszczenia znajduje się duży stół. Po lewej stoją szafki i komody, każda nie do kompletu, w których skryte są ingrediencje, fiolki, liczne książki, mapy nieba oraz inne potrzebne dla naukowej części Zakonu przedmiotu. Naprzeciwko wejścia znajdują się zaś stanowiska dla alchemików, a po prawej stoliki, przy których można w spokoju pracować.
Jaskinia odcięta jest od pozostałej części oazy dzięki wzmocnionym magicznie, drewnianym drzwiom, stworzonych przez jej mieszkańców. Do środka wstęp mają tylko Zakonnicy oraz ich Sojusznicy. Jeśli ktoś inny chce odwiedzić to miejsce, musi mieć zgodę kogoś znajdującego się w szeregach organizacji bądź po prostu mu towarzyszyć. Inaczej drzwi po prostu go nie wpuszczą.
Członkowie Zakonu starają się, aby w szafkach nie brakowało podstawowych ingrediencji, jednak serc zawsze brakuje; alchemicy muszą zapewniać je sobie samodzielnie.
Na środku pomieszczenia znajduje się duży stół. Po lewej stoją szafki i komody, każda nie do kompletu, w których skryte są ingrediencje, fiolki, liczne książki, mapy nieba oraz inne potrzebne dla naukowej części Zakonu przedmiotu. Naprzeciwko wejścia znajdują się zaś stanowiska dla alchemików, a po prawej stoliki, przy których można w spokoju pracować.
Jaskinia odcięta jest od pozostałej części oazy dzięki wzmocnionym magicznie, drewnianym drzwiom, stworzonych przez jej mieszkańców. Do środka wstęp mają tylko Zakonnicy oraz ich Sojusznicy. Jeśli ktoś inny chce odwiedzić to miejsce, musi mieć zgodę kogoś znajdującego się w szeregach organizacji bądź po prostu mu towarzyszyć. Inaczej drzwi po prostu go nie wpuszczą.
Członkowie Zakonu starają się, aby w szafkach nie brakowało podstawowych ingrediencji, jednak serc zawsze brakuje; alchemicy muszą zapewniać je sobie samodzielnie.
Zajrzała do kociołka, gdy cały piasek na klepsydrze zdążył uciec w dolną jej część. Nie była przekonana, wywar wyglądał dobrze i podejrzewała, że z eliksirem jest wszystko w porządku, jednak ta nuta wątpliwości sprawiła, że Sue oznaczyła odpowiednio fiolkę, by pamiętać, że nie będzie to wywar pierwszorzędny i pewny. Postanowiła spróbować ponownie, dla porównania. Zajrzała jeszcze raz do przepisu, ostrożnie czytając każdą linijkę, gdy woda podgrzewała się w wyczyszczonym kociołku. Wszystko zrobiła poprawnie, ale kto wie, może pominęła gdzieś jeden obrót? Zamyśliła się na moment, powoli skubiąc płatki rumianka, by zająć czymś ręce podczas oczekiwania na wrzątek.
Podczas choroby, gdy tylko czuła się lepiej, starała się zajmować myśli książkami, których stos piętrzył się obok łóżka dzięki uczynnym Zakonnikom. Czytała o wszystkim, choć głównie chłonęła zapiski o animagii i próbowała rozpracować magię leczniczą - z czystej ciekawości, gdyż teraz nie do końca miała czas szkolić się w kolejnej dziedzinie. Wspominając szczegóły o animagii, jak zwykle rozmarzając się na jej temat, przygotowywała resztę składników. Włos z głowy jelenia poszedł na pierwszy ogień i nie wymagał specjalnych obróbek, rumianek był gotowy, zaś czosnek niedźwiedzi ponownie rozgniotła i pokroiła, wdychając jego intensywny zapach. Wiedziała, że zostanie na palcach na pół dnia. Płatki żonkila oglądała przez chwilę, zachwycając się ich niesamowitą barwą, ale i one wylądowały w kociołku. Zamieszała trzy razy w prawo, nie przesadzając z tempem, po czym dodała drugi i ostatni z posiadanych bezoarów. Miała szczerą nadzieję, że się nie zmarnuje. Oczekiwanie wypełniła sobie ciekawskim zaglądaniem do szafek - swoją drogą niesamowicie urokliwych, gdy każda była inna, Lovegood uwielbiała różnorodność. Wskazywała palcami kolejne ingrediencje, starając się zapamiętać, gdzie co leży, ktoś uczył ją wcześniej, że to usprawni pracę - spoglądała w tym czasie na klepsydrę aż nazbyt często, ale w końcu mogła przelać wywar przez sito, by pozostawić samą ciecz i esencję poddać gruntownej (na własne możliwości, oczywiście) analizie.
to samo co w poprzednim poście
Podczas choroby, gdy tylko czuła się lepiej, starała się zajmować myśli książkami, których stos piętrzył się obok łóżka dzięki uczynnym Zakonnikom. Czytała o wszystkim, choć głównie chłonęła zapiski o animagii i próbowała rozpracować magię leczniczą - z czystej ciekawości, gdyż teraz nie do końca miała czas szkolić się w kolejnej dziedzinie. Wspominając szczegóły o animagii, jak zwykle rozmarzając się na jej temat, przygotowywała resztę składników. Włos z głowy jelenia poszedł na pierwszy ogień i nie wymagał specjalnych obróbek, rumianek był gotowy, zaś czosnek niedźwiedzi ponownie rozgniotła i pokroiła, wdychając jego intensywny zapach. Wiedziała, że zostanie na palcach na pół dnia. Płatki żonkila oglądała przez chwilę, zachwycając się ich niesamowitą barwą, ale i one wylądowały w kociołku. Zamieszała trzy razy w prawo, nie przesadzając z tempem, po czym dodała drugi i ostatni z posiadanych bezoarów. Miała szczerą nadzieję, że się nie zmarnuje. Oczekiwanie wypełniła sobie ciekawskim zaglądaniem do szafek - swoją drogą niesamowicie urokliwych, gdy każda była inna, Lovegood uwielbiała różnorodność. Wskazywała palcami kolejne ingrediencje, starając się zapamiętać, gdzie co leży, ktoś uczył ją wcześniej, że to usprawni pracę - spoglądała w tym czasie na klepsydrę aż nazbyt często, ale w końcu mogła przelać wywar przez sito, by pozostawić samą ciecz i esencję poddać gruntownej (na własne możliwości, oczywiście) analizie.
to samo co w poprzednim poście
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Nosek skrzywił się w niezadowoleniu, gdy nieprzyjemna woń dotarła do Susanne - coś tak czuła, już przy otwieraniu kolejnych szafek zapach wydawał się nie taki, ale ostatecznie uznała, że to któraś z ingrediencji wydziela tak intensywną woń. Nachylenie się nad kociołkiem wystarczyło do poznania prawdy - opróżniła go szybko niewerbalnym Evanesco, pragnąc natychmiast zapomnieć o tej miksturze. Na szczęście wyrwa w jaskini sprawdzała się świetnie i nie musiała długo czekać na wywietrzenie pracowni. Musiała zbyt się rozkojarzyć, rozmyślając o animagii, zamiast alchemii. Ile mogła ćwiczyć? Chciała zmienić się już, zaraz!
Potrząsnęła głową, chcąc mimo wszystko przenieść koncentrację na eliksiry. Spojrzała na rozłożone ingrediencje, nim uznała, że teraz przejdzie do kurczącego - uwielbiała go, był bardzo niepozorny, ale przydatny. Chwila minęła, nim woda w kociołku osiągnęła odpowiednią temperaturę, w tym czasie Lovegood zdołała pokruszyć płatki ciemiernika, wymieszała pył ze skrzydeł ćmy z olejem migdałowym, podziwiając przy okazji wygląd i zapach tej mieszaniny, oraz wrzuciła kolce jeżozwierza do kwasu mrówkowego, które wedle przepisu miała dodać na samym końcu. Zerknęła na termometr, chcąc upewnić się, że może dodać bazę eliksiru, przygotowaną wcześniej - pokruszone płatki ciemiernika unosiły się na powierzchni. Delikatnie umieściła cały liść paproci, umieszczając odpowiednią liczbę łusek plumpki - posiłkowała się tabelą astronomiczną i trzykrotnie sprawdziła, czy ilość na pewno odpowiada układom planet. Dopiero wtedy stopniowo zaczęła podgrzewać całość, mieszając dwa razy na każde dwa stopnie temperatury, a gdy paprotka zaczęła roztapiać się w kociołku, dolała ostrożnie przygotowany olej. Pył ze skrzydeł ćmy rozniósł się po całej miksturze, migocząc pięknie w świetle, lecz nie pozwoliła sobie na zbyt długie podziwianie - pilnowała dalej temperatury i paproci, trzymając kolce jeżozwierza w pogotowiu, chcąc dodać je w idealnym momencie. Zepchnęła je do kociołka drewnianą łyżką, zgasiła ogień i przykryła kociołek. Odpowiednia klepsydra już odmierzała czas do końca, a Sue wpatrywała się w nią z zastanowieniem. Próbowała dojść do tego, co w niej umieścili. Opalizowało na tyle ładnie, że chętnie pokryłaby takim proszkiem całą skórę. Jakby mało jej było zielonej twarzy i smoczych łusek po chorobie...
eliksir kurczący, st 40, astronomia I; roś.: płatki ciemiernika, olej migdałowy, paprotka zwyczajna; zw.: pył ze skrzydeł ćmy, kolce jeżozwierza, kwas mrówkowy, łuski plumpki
Potrząsnęła głową, chcąc mimo wszystko przenieść koncentrację na eliksiry. Spojrzała na rozłożone ingrediencje, nim uznała, że teraz przejdzie do kurczącego - uwielbiała go, był bardzo niepozorny, ale przydatny. Chwila minęła, nim woda w kociołku osiągnęła odpowiednią temperaturę, w tym czasie Lovegood zdołała pokruszyć płatki ciemiernika, wymieszała pył ze skrzydeł ćmy z olejem migdałowym, podziwiając przy okazji wygląd i zapach tej mieszaniny, oraz wrzuciła kolce jeżozwierza do kwasu mrówkowego, które wedle przepisu miała dodać na samym końcu. Zerknęła na termometr, chcąc upewnić się, że może dodać bazę eliksiru, przygotowaną wcześniej - pokruszone płatki ciemiernika unosiły się na powierzchni. Delikatnie umieściła cały liść paproci, umieszczając odpowiednią liczbę łusek plumpki - posiłkowała się tabelą astronomiczną i trzykrotnie sprawdziła, czy ilość na pewno odpowiada układom planet. Dopiero wtedy stopniowo zaczęła podgrzewać całość, mieszając dwa razy na każde dwa stopnie temperatury, a gdy paprotka zaczęła roztapiać się w kociołku, dolała ostrożnie przygotowany olej. Pył ze skrzydeł ćmy rozniósł się po całej miksturze, migocząc pięknie w świetle, lecz nie pozwoliła sobie na zbyt długie podziwianie - pilnowała dalej temperatury i paproci, trzymając kolce jeżozwierza w pogotowiu, chcąc dodać je w idealnym momencie. Zepchnęła je do kociołka drewnianą łyżką, zgasiła ogień i przykryła kociołek. Odpowiednia klepsydra już odmierzała czas do końca, a Sue wpatrywała się w nią z zastanowieniem. Próbowała dojść do tego, co w niej umieścili. Opalizowało na tyle ładnie, że chętnie pokryłaby takim proszkiem całą skórę. Jakby mało jej było zielonej twarzy i smoczych łusek po chorobie...
eliksir kurczący, st 40, astronomia I; roś.: płatki ciemiernika, olej migdałowy, paprotka zwyczajna; zw.: pył ze skrzydeł ćmy, kolce jeżozwierza, kwas mrówkowy, łuski plumpki
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Udane eliksiry zawsze niezmiernie cieszyły Susanne, dlatego twarz rozjaśnił jej triumfalny uśmiech, gdy po zdjęciu pokrywy wszystko wyglądało i pachniało, jak należy. Wszystko ładnie odcedziła i przelała do czystej fiolki, podpisując swoimi gryzmołkami. Świeża mikstura została odstawiona obok antidotum, potrzebowała jeszcze chwili na ostygnięcie, nim ją zakorkuje. Klasnęła w dłonie, wydając z nich cichy, pojedynczy dźwięk i zabrała się za porządkowanie miejsca pracy - zdołała już trochę nabałaganić, tu i tam rozsypały się kolce, gdzieś zalegał ćmi pył (ten znalazł się nawet na jej nosie), szkoda byłoby zepsuć kolejny eliksir niepożądaną szczyptą ingrediencji. Zostawiła na wierzchu tylko płatki ciemiernika, uznając, że wystarczą jej do kontynuacji warzenia - planowała spróbować z dwiema porcjami eliksiru przeciwbólowego.
Niezawodny kociołek ponownie wypełnił się wodą, zaś Sue spróbowała wymienić na głos wszystkie składniki, weryfikując to później z rozpiską w książce - wyglądało na to, że je zapamiętała. Na blacie położyła kolce agawy, zamknięty w słoiczku sok z cytrusów, w kolejnym - śluz gumochłona oraz pióra kolibra. Do podgrzewającej się wody dodała dwie kwaśne krople cytrusowe, wdychając świeży zapach. Odpowiednią ilość ususzonych płatków ciemiernika rozkruszyła na drobny pyłek, który dodawała stopniowo do podgrzanej wody, sprawdzonej uprzednio z termometrem - postarała się utrzymać temperaturę na stałym poziomie, na chwilę odrywając się od kociołka z zamiarem nałożenia śluzu gumochłona na każde z czterech piór kolibra. Były prześliczne, ale nie mogła tracić czasu na podziw. Później zakraplała je sokiem z cytrusów. Na pierwszym jedna kropla, na drugim dwie, na trzecim trzy, na czwartym - sześć. Kolejno lądowały w kociołku, za każdym razem prowokując coraz donośniejsze syki, gdy mieszały się z płatkami ciemiernika. Zostały jeszcze kolce agawy, które wrzucała w odstępach czasu warunkowanych fazą księżyca, a na sam koniec doprawiła wszystko, ponownie, cytrusami. Nie bez powodu eliksir przeciwbólowy miał ich smak! Musiała jeszcze tylko odczekać i sprawdzić, czy składniki połączyły się odpowiednio - pióra kolibra powinny zmienić kolor na szarawy, jakby mikstura wyciągała z nich barwnik.
eliksir przeciwbólowy, st 45, astronomia I; zw.: śluz gumochłona, pióra kolibra; roś.: płatki ciemiernika, kolce agawy, sok z cytrusów
Niezawodny kociołek ponownie wypełnił się wodą, zaś Sue spróbowała wymienić na głos wszystkie składniki, weryfikując to później z rozpiską w książce - wyglądało na to, że je zapamiętała. Na blacie położyła kolce agawy, zamknięty w słoiczku sok z cytrusów, w kolejnym - śluz gumochłona oraz pióra kolibra. Do podgrzewającej się wody dodała dwie kwaśne krople cytrusowe, wdychając świeży zapach. Odpowiednią ilość ususzonych płatków ciemiernika rozkruszyła na drobny pyłek, który dodawała stopniowo do podgrzanej wody, sprawdzonej uprzednio z termometrem - postarała się utrzymać temperaturę na stałym poziomie, na chwilę odrywając się od kociołka z zamiarem nałożenia śluzu gumochłona na każde z czterech piór kolibra. Były prześliczne, ale nie mogła tracić czasu na podziw. Później zakraplała je sokiem z cytrusów. Na pierwszym jedna kropla, na drugim dwie, na trzecim trzy, na czwartym - sześć. Kolejno lądowały w kociołku, za każdym razem prowokując coraz donośniejsze syki, gdy mieszały się z płatkami ciemiernika. Zostały jeszcze kolce agawy, które wrzucała w odstępach czasu warunkowanych fazą księżyca, a na sam koniec doprawiła wszystko, ponownie, cytrusami. Nie bez powodu eliksir przeciwbólowy miał ich smak! Musiała jeszcze tylko odczekać i sprawdzić, czy składniki połączyły się odpowiednio - pióra kolibra powinny zmienić kolor na szarawy, jakby mikstura wyciągała z nich barwnik.
eliksir przeciwbólowy, st 45, astronomia I; zw.: śluz gumochłona, pióra kolibra; roś.: płatki ciemiernika, kolce agawy, sok z cytrusów
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Kolejny sukces - tym razem doskonale wiedziała, że eliksir wyszedł poprawnie i nie musi się przejmować, że jego działanie będzie odbiegało od normy. Jaskinia wypełniła się świeżą wonią cytrusów, w jej opinii bardzo przyjemną, ale nie zwlekała zbyt długo. Wszystko co trzeba przelała do fiolki, przez chwilę obserwując jej zawartość pod światło, jakby chciała upewnić się ostatecznie, co do przydatności specyfiku. W końcu kiwnęła głową, wyczyściła kociołek i zabrała się do pracy. Czekała ją ostatnia porcja, potem zamierzała wybrać się na obchód Oazy, nie zamierzała wiecznie wisieć nad garem! Na koniec postanowiła spróbować tego, co sprawdziło się przed chwilą, nie eksperymentując z odmiennymi recepturami na ten sam eliksir. Składniki miała już wyłożone na blat, resztę - już niepotrzebnych a własnych - schowała do magicznej torby, nie zostawiając na wierzchu nic zbędnego.
Płatki ciemiernika przesypała lekko przez palce, sprawdzając ich ilość po dzisiejszym warzeniu - musiała wiedzieć, czy powinna zaopatrzyć się w większą ilość, czy nie będzie to konieczne, zawsze wolała mieć coś na zapleczu, nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie potrzeba. Uznała, że na ten moment ma aż nadto, dlatego zajęła się odpowiednio wydzieloną częścią, tak samo jak poprzednio, krusząc je jak najdrobniej. Sprawdziła wodę, nim dodała do niej dwie pierwsze krople soku z cytrusów, by chwilę później w absolutnej kontroli dodawać płatki, czyli serce eliksiru. Cztery pióra kolibra - jedno musiała gonić, gdy uciekło jej po zwiewnym ruchu do blatu - zostały pokryte śluzem gumochłona. Nie za dużo, nie za mało. Następnie skropliła je sokiem z cytrusów, odliczając kolejne krople, by wszystko się zgadzało. Ostrożnie umieściła pióra w kociołku, ponownie podziwiając nietypowe syczenie, a później zajęła się kolcami z agawy, wrzucanymi w odpowiednim czasie i ilości, nim zaprawiła wszystko ostatnią porcją cytrusowego soku. Oczekiwanie wypełniła sprzątaniem po sobie, nie chcąc, by kolejny alchemik zastał tu bałagan - powoli szykowała się do wyjścia z jaskini, zastanawiając się, co powinna nadrobić w Oazie. Postanowiła odwiedzić zagrodę, o którą zatroszczyły się razem z Gwen.
| to samo co w poprzednim poście, te same składniki.
| zt
Płatki ciemiernika przesypała lekko przez palce, sprawdzając ich ilość po dzisiejszym warzeniu - musiała wiedzieć, czy powinna zaopatrzyć się w większą ilość, czy nie będzie to konieczne, zawsze wolała mieć coś na zapleczu, nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie potrzeba. Uznała, że na ten moment ma aż nadto, dlatego zajęła się odpowiednio wydzieloną częścią, tak samo jak poprzednio, krusząc je jak najdrobniej. Sprawdziła wodę, nim dodała do niej dwie pierwsze krople soku z cytrusów, by chwilę później w absolutnej kontroli dodawać płatki, czyli serce eliksiru. Cztery pióra kolibra - jedno musiała gonić, gdy uciekło jej po zwiewnym ruchu do blatu - zostały pokryte śluzem gumochłona. Nie za dużo, nie za mało. Następnie skropliła je sokiem z cytrusów, odliczając kolejne krople, by wszystko się zgadzało. Ostrożnie umieściła pióra w kociołku, ponownie podziwiając nietypowe syczenie, a później zajęła się kolcami z agawy, wrzucanymi w odpowiednim czasie i ilości, nim zaprawiła wszystko ostatnią porcją cytrusowego soku. Oczekiwanie wypełniła sprzątaniem po sobie, nie chcąc, by kolejny alchemik zastał tu bałagan - powoli szykowała się do wyjścia z jaskini, zastanawiając się, co powinna nadrobić w Oazie. Postanowiła odwiedzić zagrodę, o którą zatroszczyły się razem z Gwen.
| to samo co w poprzednim poście, te same składniki.
| zt
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
14.01 wieczorem
Słońce zaszło już, gdy Michael teleportował się pod portal do Oazy - prosto z Derbyshire i mając nieprzyjemne wrażenie, że nadal cuchnie śmiercią. Wziął kilka głębokich wdechów, otrzepał płaszcz i zmarszczył nos, przypominając sobie, że najprawdopodobniej tylko on to czuje. Nadwrażliwy węch wilkołaków. Czasami miał wrażenie, że nigdy nie zmyje z siebie odoru krwi, ale przynajmniej nikt inny tego nie czuł, chyba.
W kieszeni miał list, a w myślach dźwięczało mu nazwisko adresatki. Mugolskie - czyżby była czarownicą, mugolaczką, córką zmarłego mężczyzny? Taką jak on sam? Wojna zdążyła go zahartować, ale ból po śmierci matki nadal był żywy i wolał nawet nie myśleć o tym, co grozi jego ojcu. Musiał przekazać wiadomość jakoś... delikatnie.
Rozpytał o nazwisko kobiety wśród ludzi, aż wskazano mu drogę do jaskini alchemika - panna Smith często tam pracuje do późna w nocy, jeśli jej nie będzie to proszę szukać wśród chat.
Wszedł do środka, a korpulentna brunetka obejrzała się z instynktownym przestrachem - najwyraźniej przeżyła w życiu tyle, że stresowała się nawet w Oazie. Uspokoił ją bladym uśmiechem i gestem dłoni, zdawało się mu też, że w jej oczach błysnęło coś na kształt rozpoznania. Bywał w Oazie na tyle często, by niektórzy bywalcy kojarzyli go z widzenia - tutaj nie było sekretem, kto wspiera Zako Feniksa, ani kto ma list gończy.
-Mam wiadomości z Derbyshire, bezpośrednio do pani... - zaczął, a cień niepokoju na jej twarzy zdradził mu, że domyślała się, o kogo chodzi. Może sam, przygnębiony, nie miał też tak pokerowej twarzy jak zakładał. Wziął głęboki wdech, ale nagle zabrakło mu słów. Nie, nie zacznie od masakry. -Przykro mi. - szepnął ze szczerym współczuciem, na tyle szczerym na ile umiał je wyrazić. Wcisnął jej list w dłonie, czekając aż go przeczyta - czy będzie miała jakieś pytania?
Milczał chwilę, gdy płakała - a potem zaczął mówić, o tym, że był przy śmierci jej ojca, że nie mógł nic zrobić, że to czarna magia, że mężczyzna trzymał się życia resztkami sił. Opowiedział o miejscu, w którym ich pochował. Pamiętał, w którym z masowych grobów ułożył ciało jej ojca - po odprowadzeniu Thomasa na miejsce oznaczył zresztą wszystkie kamieniami.
A potem zaczęła mówić ona - najpierw drżącym głosem podziękowała za pochowanie jej bliskich z szacunkiem, a potem pokazała Michaelowi list. Wcześniej myślał, że to słowa pożegnania, poczuł się za nie odpowiedzialny z przyzwoitości - ale alchemiczka uświadomiła mu, że wcale nie.
List był zaszyfrowany - Tonks rozpoznał to zresztą, gdy wreszcie rzucił okiem na treść. Samemu utajniał treść listów, miał nawet prywatne szyfry - tego nie byłby w stanie rozszyfrować (szybko zrozumiał czemu - kobieta potrafiła, i wydawał się bardzo skomplikowany), ale zauważył istotność dokumentu.
Panna Smith zaczęła zaś opowiadać. O tym, że atak prawdopodobnie nie był przypadkowy, że mugole w Derbyshire od dawna organizowali się w kryjówki, pomagając również ludziom z sąsiednich hrabstw i organizując się na zachodzie kraju. Pomagali im też czarodzieje, tacy jak ona - akurat z Oazy, gdzie warzyła eliksiry. Mike szybko dopytał, czy aurorzy już o tym wiedzą - dawaliśmy sobie radę, wiemy, że macie dużo pracy... odpowiedziała, a on szybko pokręcił głową. Musieli wiedzieć - może dali by radę zapobiec tamtej masakrze, a jeśli nie, to ocalić chociaż kilka innych żyć.
-Jeśli ktoś wpadł na ślad tych ludzi, pomożemy im. Złożę raport do Biura, odszyfrowany list - za pani pozwoleniem - również. Wyprawa do Derbyshire na razie nie wchodzi w grę, ale już po wszystkim pomogę pani odwiedzić grób ojca. I... dziękuję za zaufanie, to naprawdę kluczowe informacje. - zapewnił. Trzeba sprawdzić te wszystkie kryjówki, ewakuować ludzi. Zapowiadał się pracowity tydzień.
/zt
Słońce zaszło już, gdy Michael teleportował się pod portal do Oazy - prosto z Derbyshire i mając nieprzyjemne wrażenie, że nadal cuchnie śmiercią. Wziął kilka głębokich wdechów, otrzepał płaszcz i zmarszczył nos, przypominając sobie, że najprawdopodobniej tylko on to czuje. Nadwrażliwy węch wilkołaków. Czasami miał wrażenie, że nigdy nie zmyje z siebie odoru krwi, ale przynajmniej nikt inny tego nie czuł, chyba.
W kieszeni miał list, a w myślach dźwięczało mu nazwisko adresatki. Mugolskie - czyżby była czarownicą, mugolaczką, córką zmarłego mężczyzny? Taką jak on sam? Wojna zdążyła go zahartować, ale ból po śmierci matki nadal był żywy i wolał nawet nie myśleć o tym, co grozi jego ojcu. Musiał przekazać wiadomość jakoś... delikatnie.
Rozpytał o nazwisko kobiety wśród ludzi, aż wskazano mu drogę do jaskini alchemika - panna Smith często tam pracuje do późna w nocy, jeśli jej nie będzie to proszę szukać wśród chat.
Wszedł do środka, a korpulentna brunetka obejrzała się z instynktownym przestrachem - najwyraźniej przeżyła w życiu tyle, że stresowała się nawet w Oazie. Uspokoił ją bladym uśmiechem i gestem dłoni, zdawało się mu też, że w jej oczach błysnęło coś na kształt rozpoznania. Bywał w Oazie na tyle często, by niektórzy bywalcy kojarzyli go z widzenia - tutaj nie było sekretem, kto wspiera Zako Feniksa, ani kto ma list gończy.
-Mam wiadomości z Derbyshire, bezpośrednio do pani... - zaczął, a cień niepokoju na jej twarzy zdradził mu, że domyślała się, o kogo chodzi. Może sam, przygnębiony, nie miał też tak pokerowej twarzy jak zakładał. Wziął głęboki wdech, ale nagle zabrakło mu słów. Nie, nie zacznie od masakry. -Przykro mi. - szepnął ze szczerym współczuciem, na tyle szczerym na ile umiał je wyrazić. Wcisnął jej list w dłonie, czekając aż go przeczyta - czy będzie miała jakieś pytania?
Milczał chwilę, gdy płakała - a potem zaczął mówić, o tym, że był przy śmierci jej ojca, że nie mógł nic zrobić, że to czarna magia, że mężczyzna trzymał się życia resztkami sił. Opowiedział o miejscu, w którym ich pochował. Pamiętał, w którym z masowych grobów ułożył ciało jej ojca - po odprowadzeniu Thomasa na miejsce oznaczył zresztą wszystkie kamieniami.
A potem zaczęła mówić ona - najpierw drżącym głosem podziękowała za pochowanie jej bliskich z szacunkiem, a potem pokazała Michaelowi list. Wcześniej myślał, że to słowa pożegnania, poczuł się za nie odpowiedzialny z przyzwoitości - ale alchemiczka uświadomiła mu, że wcale nie.
List był zaszyfrowany - Tonks rozpoznał to zresztą, gdy wreszcie rzucił okiem na treść. Samemu utajniał treść listów, miał nawet prywatne szyfry - tego nie byłby w stanie rozszyfrować (szybko zrozumiał czemu - kobieta potrafiła, i wydawał się bardzo skomplikowany), ale zauważył istotność dokumentu.
Panna Smith zaczęła zaś opowiadać. O tym, że atak prawdopodobnie nie był przypadkowy, że mugole w Derbyshire od dawna organizowali się w kryjówki, pomagając również ludziom z sąsiednich hrabstw i organizując się na zachodzie kraju. Pomagali im też czarodzieje, tacy jak ona - akurat z Oazy, gdzie warzyła eliksiry. Mike szybko dopytał, czy aurorzy już o tym wiedzą - dawaliśmy sobie radę, wiemy, że macie dużo pracy... odpowiedziała, a on szybko pokręcił głową. Musieli wiedzieć - może dali by radę zapobiec tamtej masakrze, a jeśli nie, to ocalić chociaż kilka innych żyć.
-Jeśli ktoś wpadł na ślad tych ludzi, pomożemy im. Złożę raport do Biura, odszyfrowany list - za pani pozwoleniem - również. Wyprawa do Derbyshire na razie nie wchodzi w grę, ale już po wszystkim pomogę pani odwiedzić grób ojca. I... dziękuję za zaufanie, to naprawdę kluczowe informacje. - zapewnił. Trzeba sprawdzić te wszystkie kryjówki, ewakuować ludzi. Zapowiadał się pracowity tydzień.
/zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Jaskinia alchemika
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda