Audrey Robena Figg
Nazwisko matki: Sprout
Miejsce zamieszkania: Bargaly, Newton Steward, Szkocja
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pracownica butiku madame Malkin
Wzrost: 168
Waga: 62
Kolor włosów: kasztanowy
Kolor oczu: jasnoniebieskie
Znaki szczególne: włosy w nieładzie, brudne paznokcie, wieczny uśmiech, podejrzany błysk w oku, silny szkocki akcent, gdy się denerwuje
14 cali, sztywna, bangkirai, sierść psidawka
Hufflepuff
wiewiórka
martwe ciała krewnych
wrzosy, cynamon, ciasto czekoladowe, pomarańcze
Jej nazwisko na pierwszych stronach gazet
rysunek, magiczne rośliny, mugole, próbowanie nowych rzeczy
Wędrowcy z Wigtown puki siostra u nich grała
bieganie i szukanie nowej pracy
rock and roll
Sasori Ronan
Mała Audrey jest chłopczycą i uparcie nie chce zrozumieć słowa „nie”.
Mając mniej więcej trzy lata zrozumiała, że w domu pełnym kobiet lepiej stać się drugim synem niż być kolejną córką. Schodzone sukienki odziedziczone po siostrach na dobre poszły w odstawkę, a ona sama stała się niemal cieniem swojego brata. Bardzo szybko przejęła jego styl zachowania i mówienia, a jej największym marzeniem stała się gra w Quidditcha. Ciężko było się pogodzić z faktem, że jest jeszcze za mała na naukę latania, więc któregoś pięknego dnia zakradła się do szop i wytargała stamtąd starą miotłę należącą do kogoś z rodziny. Uparta trzylatka ciągnęła obiema rączkami zdecydowanie zbyt duży przedmiot, by w końcu, stojąc na środku ogrodu, dosiąść tego narzędzia zagłady. Ledwo odbiła się od ziemi, a całym domem rodziny Figgów wstrząsnął potężny wrzask Audrey. Miotła latała w różne strony, ciągnąć za sobą ten nieprzyjemny dźwięk. Mała czarownica nie siedziała dumnie na trzonku z uśmiechem, machając do przerażonych krewnych - wisiała głową w dół, błagając, by to się skończyło i zarzekając się, że już zawsze będzie grzeczna. Lot po chwałę i sławę w końcu się skończył, bo Audrey nie miała już siły dalej ściskać miotły, spadła z wysokości kilku metrów, łamiąc sobie przy tym rękę.To był koniec jej podniebnych przygód, bo choć złamanie szybko się zrosło, mały Figg nie miał zamiaru już więcej latać i nikt nie miał prawa jej do tego zmuszać. W końcu oczywiście nauczyła się latać, ale nigdy nie robiła tego dla przyjemności. Wspomnienie traumy i upokorzenia doznanego w dzieciństwie odcisnęły na niej swój ślad.
Gdy miała pięć lat, rodzina próbowała ją nakłonić do przezwyciężenia strachu i gdy jeszcze smacznie spała czyjeś niegodziwe ręce wykradły jej ukochanego misia. Rano ukazało się, że zabawka leży na drzewie i czeka na ratunek. Można było tego dokonać jedynie wsiadając na miotłę, która stała oparta o pokaźny pień. Obserwujący całą scenę Figgowie mogliby zaświadczyć, że Audrey przynajmniej pięć razy próbowała wspiąć się na drzewo, a poddała się dopiero wówczas, gdy na jej kolanach pojawiły się drobne czerwone plamy. Następnie miała miejsce półgodzinna analiza wszystkich za i przeciw ponownego użycia miotły. Kolejnym etapem była wyraźna frustracja i próba poruszenia drzewem tak, by maskotka sama spadła. Ten plan nie miał szans wypalić, a jednak Audrey znów postawiła na swoim. Z ogrodu dało się słyszeć spory szum, a gdy ktoś w końcu wyjrzał przez okno, mógł dostrzec zupełnie łyse drzewo i małe kościste dłonie wynurzające się ze sterty zielonych liści i świeżych kwiatów, w geście zwycięstwa unosząc w górę misia. Można było odetchnąć z ulgą, co prawda Audrey nie nauczyła się latać, ale za to nie była charłakiem. Co do małej Figgówny, to wyciągnęła z całego szantażu jedną lekcję, nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać.
Jakieś dwie godziny po tym, jak wrócili z Londynu, żeby odwieźć Bearnarda na pociąg do Hogwartu, dom powoli wracał do normalnego rytmu. Jedynie Connie i matka Audrey wymieniały co jakiś czas spojrzenia, tym samym wspólnie bolejąc nad chwilową startą jedynego chłopca w tym domu. Lek na ich smutki miała przynieść mała Figgówna. Ubrana w dziwną kombinację swetra starszego brata, kapelusza ojca i czyichś mocno za dużych butów wdrapała się na stół kuchenny i, unosząc wysoko głowę, ogłosiła: „teraz to ja jestem drugim mężczyzną w tym domu i wy baby macie się mnie słuchać”. o, że nie wybiła sobie zębów, uciekając przed czerwoną ze złości matką i siostrą, można uznać za mały cud. Chociaż z drugiej strony wszyscy wiedzieli, że Audrey jest dzieckiem urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą. Wszystkie przewiny uchodziły jej na sucho, z najgorszych kłopotów potrafiła wyjść obronną ręką i rzadko które zadanie zmuszało ją do większego wysiłku. Ta swoboda, jaką obdarzył ją los, mocno odcisnęła się na jej charakterze, sprawiając, że bardzo niewiele spraw traktowała poważnie. Natomiast nieobecność brata tylko podsyciła jej zapędy do stania się prawdziwym chłopcem. Choć Quidditch nigdy nie stał się jej pasją okazało się, że była całkiem niezła w pływaniu, jeździe na łyżwach i wspinaczce, zwłaszcza po drzewach. Przecież mali chłopcy posiadali silną potrzebę ruchu.
Jednym z bardziej problematycznych przeżyć Audrey był moment, w którym dowiedziała się, że z całej piątki rodzeństwa tylko jej młodsza siostra miała tę samą matkę. Miała wówczas dziewięć lat i chyba po raz pierwszy w życiu przejawiła zainteresowanie rodzinnymi zdjęciami. Pani Figg patrzyła na córkę kątem oka, z niepokojem czekając na pytanie o to, co to za obce kobiety ściskają Connie czy bliźniaczki. W końcu stało się nieuchronne, długa rozmowa dotycząca rodzinnej historii przyniosła marne efekty. Helena był trzecią żoną Blathaira Figga i matką dwóch pięknych dziewczynek, jedną z nich była właśnie Audrey. Pierwsza pani Figg zniknęła w dość niewyjaśnionych okolicznościach zostawiając po sobie jedyną córkę Constance, powszechnie nazywaną Connie. Lowri Figg matka Bearnarda i bliźniaczek zmarła mniej więcej rok po ich narodzinach. Następna w kolejności była właśnie Helena. Audrey była wówczas za mała by zrozumieć co to znaczy gdy wychodzi się za człowieka 35 lat starszego od siebie, który w dodatku ma już czwórkę dzieci. Nawet nie przeszło jej przez myśl by się zastanawiać czy matka kochała ojca czy też wyszła za niego jedynie z dobroci serca. Dziewięciolatka miała zbyt duży mętlik w głowie by rozważać takie kwestie. Audrey nie do końca zdawała się rozumieć, że to, iż mieli różne matki, nie wpływało na miłość panującą między rodzeństwem. Dziewczynka stała się niepokojąco milcząca, a na domiar złego odsunęła się od Connie, która do tej pory była praktycznie jej drugą matką. Pani Figg obawiała się o to, co będzie się działo, gdy w przyszłym tygodniu w domu pojawi się reszta figowej gromadki. Z niepokojem ściskała rękę córki, gdy stojąc z nią na peronie oczekiwała na przyjazd pociągu z Hogwartu. W końcu poczuła, jak mała dłoń się wyślizguje i pozostało jej jedynie obserwować, jak ten mały huragan przeciska się przez tłumy wysiadających pasażerów ekspresu. Kamień spadł jej z serca, gdy dostrzegła, jak córka w końcu odnajduje rodzeństwo, a na piegowatej twarzy maluje się wyraźny zachwyt, że znów ich widzi. Wszystko wskazywało na to, że kryzys został zażegnany, ale od tamtej pory niebieskie oczy Audrey trochę uważniej obserwowały domowników i powoli wychwytywały drobne różnice i odmienne podejście w traktowaniu młodych Figgów przez starszych Figgów. Na szczęście wolała nie przywiązywać do tego większej wagi. Po co marnować czas na kwestie, na które nie ma się żadnego wpływu?
Trochę starsza Audrey wciąż jest przeraźliwie uparta i lubi twierdzić, że jest rycerzem w lśniącej zbroi.
Audrey była chyba jednym dzieckiem na świecie, które nie cieszyło się, gdy dostało list z Hogwartu. Czerwona ze złości twierdziła, że ona chce jechać do szkoły, w której uczyła się Bella. W Hogwarcie Marcellą opiekował się już Bearnard, a ona miała przecież obowiązek pilnować ich niemagicznej siostry. Z typowym dla siebie uporem odmówiła uczestnictwa w przygotowaniach do swojego wyjazdu. Figgowie próbowali różnych podejść: spokojnych pojedynczych rozmów, zmasowanych ataków, przekupstw oraz gróźb, ale nic nie pomagało. Dziewczynka nie dość, że uparta jak osioł, była również bardzo wygadana i z łatwością obalała większość argumentów rodziny. W końcu Audi dostała list od nieobecnej siostry. Zamknęła się wraz z nim w swoim małym pokoiku na piętrze i nie wychodziła przez dobrą godzinę. W końcu pojawiła się w kuchni, gdzie znalazła większość domowników. Figgówna za wszelką cenę próbowała ukryć opuchnięte czerwone oczy i mokre policzki. Wyprostowana jak struna i z dumnie uniesioną głową zgodziła się pojechać do Hogwartu. Co wcale nie oznacza, że gdy znalazła się na peronie czy gdy wsiadła do pociągu, nie była naburmuszona i pełna wyrzutów do całego świata. Przeszło jej na chwilę, gdy rodzeństwo napchało dziewczynkę słodyczami i gdy po raz pierwszy zobaczyła zamek. Jednak gdy już dotarła do momentu przydziału, upór znów dał o sobie znać. Obiecała sobie w myślach, że nie zejdzie ze stołka, póki Tiara nie przydzieli jej do Hufflepuffu. Zgodziła się zostawić jedną siostrę, ale drugiej nie porzuci za żadne skarby świata. Dla Audrey, mimo wszystkich swoich problemów, Marcella była bliska bycia bóstwem. Co wcale jednak nie oznaczało, że dziewczynka nie czuła, że siostrze przydałoby się wsparcie. Chociaż z perspektywy czasu chyba lepiej byłoby dla Marcelli, gdyby Audrey wylądowała w innym domu. Po kilku miesiącach spędzonych na badaniu terenu pełna gama barw i kolorów panny Figg uderzyła ze zdwojoną siłą. Pierwszego wyjca od matki dostała pod koniec zimowego semestru. Cała lista przewinień Audrey została wykrzyczana w pokoju wspólnym Puchonów. Obok urządzania konkursu plucia na odległość (co, notabene, było winą Bearnarda, bo to on ją tego nauczył) znalazły się liczne psikusy i kilka fang w nos, które oberwali chłopcy nieumiejący się zachować w obecności dziewczyn. Lista skarg na Audrey przeżywała drobne ewolucje z biegiem lat. Analizując je można dość do kilku wniosków: dziewczyna, choć dumna i uparta, była wierna jak pies, choć zdawała się celowo nie dostrzegać przemian zachodzących wokół niej, nie mogła przejść obojętnie obok wyraźnej niesprawiedliwości.
Widok burzy brązowych włosów biegnących przez korytarze w poszukiwaniu figgowych pleców, za którymi mogłaby się schować, był niemal codziennością. Wpadanie w kłopoty szybko stało się cechą charakterystyczną Audrey i mało kto wierzył, że kiedyś z tego wyrośnie. Mimo sporej listy szlabanów na koncie nauczyciele raczej ją lubili. Wszystko dzięki wrodzonemu urokowi osobistemu oraz temu, że gdy już udało się zainteresować czymś Audrey, dziewczyna oddawała się temu bez reszty. Podobny sukces mógł sobie przypisać między innymi nauczyciele OPCM, opieki nad magicznymi stworzeniami, zielarstwa i numerologii. Ta garstka osób potrafiła w umiejętny sposób sprawić, że widok za oknem przestawał być tak interesujący, noga nie była już tak ruchliwa, a melodia lecąca w głowie tak chwytliwa. Sporadyczne odwoływanie się do wrodzonej empatii i chęci opieki nad słabszymi oraz bliskimi również przynosiło efekty. W przypadku zielarstwa istotnym również był fakt, że Audrey była w połowie Sproutem. Geny matki sprawiły, że opieka nad roślinami była jedną z niewielu rzeczy, która miała na nią łagodzący wpływ. Zatapiając długie palce w ziemi i czując po palcami dotyk delikatnych liści, Audrey mogła poradzić sobie z natłokiem myśli i pozwolić sobie na chwilę oddechu w codziennej gonitwie. W towarzyszącej jej przez całe życie plątaninie ubrań, książek, pergaminu i chaosu jedynie doniczki pełne ziół i kwiatów dawały nadzieję, że kiedyś huragan brązowych włosów zmieni się w dojrzałą kobietę. Jeśli chodzi o oceny, to nigdy nie były jej priorytetem, ale też nie miała z nimi problemów. Nie była geniuszem, to było oczywiste, ale wyniki „powyżej oczekiwań” z SUM-ów i OWT-mów całkowicie ją zadowalały.
Wchodząca w dorosłość Audrey wciąż jest uparta, ale nie może znaleźć sobie miejsca we wszechświecie.
Mimo swojego lekkiego podejścia do życia Audrey zawsze wiedziała, że chce być kimś wielkim. Chciała zostawić po sobie wyraźny ślad, tylko nie miała pomysłu, jak tego dokonać. Jeszcze w szkole chciała założyć hodowlę niuchaczy, ale kwestie organizacyjne wydawały się wówczas zbyt skomplikowane. Po ukończeniu Hogwartu chciała zostać uzdrowicielem i w ten bardziej wymierny sposób pomagać ludziom. Jednak zrezygnowała z nauki po kilku miesiącach. Okazało się, że widok wykrzywionych bólem ludzi to dla niej zbyt dużo. Zastanawiała się nad karierą aurora albo policjanta, ale wykonywanie czyichś rozkazów było wbrew jej naturze. Później nastąpiła seria krótkich epizodów w Proroku Codziennym, aptece Sluga i Jiggersa, w sklepie z zabawkami i w Magicznej Menażerii. W końcu wylądowała u madame Malkin. Skąd się tam wzięła? Jeśli chodzi o typowo kobiece zajęcia, Audrey znała się tylko na szyciu i rysunku. Chłopięcy styl życia i matka, która ze wszelką cenę próbowała jej to wyperswadować, zmusiły ją do tego, by sama przerabiała sobie ubrania odziedziczone po starszych siostrach. Po ukończeniu siedemnastego roku życia doszła w tym do całkiem niezłej wprawy. Choć sama Audrey nigdy by się do tego nie przyznała, okazało się, że ma całkiem niezłe oko i smak w kwestii ubioru (tyle, że nie swojego). Pracę załatwiła jej matka, która skorzystała z faktu, że jedna z jej przyjaciółek była również przyjaciółką właścicielki butiku. Audrey nie dość, że potrafiła całkiem nieźle szyć, to jeszcze okazała się urodzonym handlowcem. Połączenie erudycji, spostrzegawczości i brak oporów przed drobnymi kłamstwami sprawiły, że potrafiła sprzedać nawet najstarsze szaty ukrywane w magazynie. Jednak naciski ze strony przełożonej powoli zmuszały pannę Figg do przyłożenia większej uwagi co do własnego stroju oraz zachowania. Audrey już nie biegała, bo to niszczyło pantofle na obcasie, ale wciąż szybko chodziła. Nauczyła się kontrolować swój wybuchowy temperament, a zbytnią poufałość przekuła w urok osobisty. Nie wiedziała, czy warto się tak zmienić tylko ze względu na pracę, ale na razie było jej tu dobrze i bezpiecznie. W czasach, których przyszło jej żyć, był to rzadki luksus.Audrey pracuje dla madame Malkin już niemal rok. W tym czasie jej umiejętności krawieckie uległy znacznej poprawie a stworzone przez nią projekty coraz częściej były doceniane przez chlebodawczynie.
Dorosła Audrey nigdy nie czuła się tak zagubiona.
Wśród wszystkich tych małych i większych katastrof, które przesuwały się przed jej oczami, najgorsza była śmierć ojca. Nie pamięta pogrzebu, nie pamięta łez ani żałoby. Cały ten okres przeżyła jak we śnie, z którego w końcu trzeba się było obudzić. Wciąż się uśmiechała, wciąż próbowała wypowiedzieć jak największą ilość słów na jednym wdechu, ale widać było, że tlący się w niej ogień przygasł. Może, jednak nie wszystko da się załatwić za pomocą odrobiny szczęścia.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 12 | 2 |
Zaklęcia i uroki: | 8 | 3 |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 1 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 8 | Brak |
Zwinność: | 11 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Dodatkowy język: szkocki gaelicki | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Retoryka | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Zielarstwo | II | 10 |
Opieka nad magicznymi stworzeniami | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szczęście | I | 5 |
Mugoloznastwo | I | 5 |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Rysunek | II | 7 |
Muzyka (wiedza) | I | 1/2 |
Sztuka (wiedza) | I | 1/2 |
Gotowanie | I | 1/2 |
Literatura (wiedza) | I | 1/2 |
Krawiectwo | II | 7 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1/2 |
Taniec współczesny | I | 1/2 |
Wspinaczka | I | 1/2 |
Jazda na łyżwach | I | 1/2 |
Pływanie | I | 1/2 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 3,5 |
sowa
Ostatnio zmieniony przez Audrey Figg dnia 22.03.20 23:17, w całości zmieniany 10 razy