Arthur Grey
Nazwisko matki: Tonks
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: oficjalnie mugolska
Zawód: artysta- malarz
Wzrost: 189 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: brak
13 cali, giętka, topola, łuska smoka
Hufflepuff
brak
jego płonące obrazy
powietrze po burzy, pomarańcze, zapach płótna
on otwierający własną galerię
sztuka, historia sztuki, papierosy, astronomia, walki bokserskie
Nietoperze z Ballycastle
Boks, górskie wędrówki, wspinaczka
zależy od nastroju
ben schnetzer
Wciąż nikt nie potrafi zgłębić tego jak działa ludzki mózg. Miliony kobiet na świecie chciałyby wiedzieć, który z tych licznych poskręcanych zwojów nie pozwala im mieć dzieci. Większość, bowiem uważa, że to właśnie tam czai się prawdziwe źródło problemu. Trauma z dzieciństwa, strach przed macierzyństwem, widok martwego dziecka, szloch osamotnionej matki przyczyn może być naprawdę wiele. Panią Grey męczyło właśnie ta obawa przed przeżyciem własnych pociech. Ta na pozór wiecznie uśmiechnięta kobieta nie chciała sprowadzać na świat nowego życia, gdy co rusz wybuchał nowy konflikt i wojna. Świadomość tego, że jej syn czy córka może zginąć gdzieś na drugim końcu świata lub zaledwie kilka dni po narodzinach sprawiały, że wolałaby nigdy się nie narodzili. Pan Grey o niczym nie wiedział. Żona wolała go nie informować o swoich czarnych myślach i wraz z nim w czasie przerwy chodziła na odział położniczy mażąc o tym, jakie będą ich dzieci. Ona była pielęgniarką a on lekarzem. Całe dnie spędzali na ratowaniu ludzkich istnienie i opłakiwaniu tych, których nie zdołali uratować. Gdy oboje wielkimi krokami zbliżali się do czterdziestych urodzin Pan Grey zdawał się być pogodzony z myślą, że nigdy nie doczeka się potomków. Pani Grey lokowała niespełniony instynkt macierzyński w pacjentach. Oboje byli szczęśliwi, mieli siebie i uśmiechy uratowanych ludzi na ulicach.
Wszystko zmieniło się 1.05.1927.r, gdy na odział przywieziono młodą ciężarną kobietę. Pani Grey nigdy nie widziała kogoś takiego. Jej nowa pacjentka była ubrana w długą suknie, która przypominała jej strój ze średniowiecza lub z cyrku. Dodatkowo krzyczała coś o jakieś różdżce, którą zgubiła i musi ją odzyskać. Próbowano jej podać leki na uspokojenie, ale broniła się przed tym by ktokolwiek jej dotknął tym razem krzycząc coś o głupich mugolach. Poddała się dopiero wtedy, gdy poród na dobre się zaczął. Siedem godzin później na świat przyszła dwójka niewyobrażalnie małych i bladych dzieci. Chłopczyk i dziewczyna tylko raz spoczęli w ramionach swojej matki. Chwile później zabrano je do umycia a ich rodzicielce pozwolono odpocząć. Młoda czarownica została tam jedynie kilka godzin. Przemknęła się do pomieszczenia, w, którym trzymano jej pociech. W łóżeczku chłopca zostawiła srebrny sygnet a w łóżeczku dziewczynki medalion z ledwie widocznym grawerunkiem. Po czym opuściła szpital udając się w nieznanym nikomu kierunku. Zaczęła zdarzenie obserwowała Pani Grey. Po dziś dzień nie wie, dla czego wtedy nie zareagowała. Pamiętała tylko, że żal było jej tej dziwnej młodej kobiety, która zdaniem pewnie szybko wylądowała w rowie lub w oddziale zamknięty. Jednak jeszcze bardziej było jej żal bliźniaków. Tym dwóm małym pociechą nikt nie dawał szans na przeżycie, byli zbyt mali i krusi by przeżyć. Dzieci na przekór wszystkim miały się całkiem nieźle. Przez kilka tygodni rosły wśród wianuszka pielęgniarek i położnych zakochanych w ich ciemnych włoskach i szarzejących oczach. Nie mogły jednak przebywać tam wiecznie. Dyrektor placówki zdecydował o przeniesieniu ich do miejscowego sierocińca. To właśnie wtedy przyszedł czas na poważną rozmowę w domu państwa Greyów. Wśród licznych wujków i cioć maluchów znalazł się również Pan Grey. To on starał się przekonać żonę do adopcji bliźniąt. Wielokrotnie wskazywał na niezwykłość tych dwóch niewinnych duszyczek. Urodzeni za wcześnie, porzuceni przez matkę wciąż żyli i nic nie wskazywało na to by to miało się zmienić. Pani Grey zgodziła się głównie ze względu na męża. Wiedziała, że jego ogromne serce nie przetrwa porzucenia dzieci w potrzebie. Zwłaszcza tak niezwykłych jak te bliźnięta. Proces adopcji trwał kilka tygodni, ale jeszcze przed skończeniem dwóch miesięcy Arthur i Rowena Grey mieli nowy dom.
W życiu młodych Greyów były dwa stałe punkty. Całe dnie spędzone z babcią, gdy rodzice mieli dyżury i coniedzielne wyprawy do kościoła. Gryowie należeli do kościoła anglikańskiego i choć praca nie pozwalała im czynnie uczestniczyć w życiu parafii wpoili swoim dzieciom miłość do Boga i szacunek dla Biblii. Przez co oboje mieli ogromne problemy moralne w późniejszym życiu. Skupiając się jednak na dzieciństwie bliźniaków trzeba wspomnieć o momentach, które pani Grey nazywała „przewidzeniami”. Chodzi o te drobne chwile, w której jej pociechy robiły coś do nie miało prawa bytu. Przykładowo wciąż gasnące i zapalające się świecie przy ołtarzu i towarzyszące temu waleczne miny bliźniaków. W przypadku Arthura chodziło głównie o jego rysunki. Chłopiec od małego miał pociąg do sztuki, o czym najlepiej świadczyły ściany, drzwi i podłogi pełen dziecięcych bohomazów. W miarę upływu czasu z tych bohomazów zaczęły wyłaniać się kształty ludzi, zwierząt, drzew czy kwiatów. Czasem, gdy spoglądało się na te dziecięce działa miało się wrażenie, że się poruszają. Magia kumulująca się w ciele chłopca w końcu znalazła ujście. Nieświadomy swojego dziedzictwa chłopczyk wprawiał w ruchu większość swoich rysunków. Rodzice tłumaczyli to właśnie przewidzeniami lub niezwykłym talentem chłopca. Pani Grey zwolenniczka twierdzenia, że należy wykorzystywać dary otrzymane przez Boga wysyłała swojego syna na najróżniejsze zajęcia gdzie mógł rozwijać swoje zdolności.
Arthur niestety często zmieniał nauczycieli. Gdziekolwiek się pojawiał dochodziło do niewinnych, ale wyjątkowo męczących wypadków jak np.: wybuchająca glina czy „latające kredki”. Mając dziewięć lat trafił pod skrzydła podstarzałego sąsiada, artysty na emeryturze. Ten cichy i raczej samotny człowiek dostrzegł w tym chłopcu nie tylko niezwykły talent, ale i znajomą cechę. Arthur zauważył, że jego nowy mentor nie rozstaje się długim kawałkiem drewna, co chłopak uznał za przyrząd kreślarski. Młody Grey znikał w jego mieszkaniu przy każdej nadarzającej się okazji pokazując nowe obrazy i rysunki. Arthur i jego siostra zamknięci we własnym świecie zdawali się nie zauważać, że toczy się wojna. Zresztą rodzice pilnowali tego by nie dochodziły do nich informacje z walk czy problemy gospodarcze kraju. Arthur pierwszy raz zetknął się z prawdziwym światem na jednej ze swoich lekcji. Od jego mentora czuć było zapach alkoholu a w dłoniach trzymał list z informacją o śmierci syna. Dziesięcioletni wówczas Arthur dopowiedział sobie, że pewnie zginął na froncie. Chciał mu jakoś pomóc, pocieszyć go. Dla niego żołnierze byli bohaterami dzielnie walczącymi za swoją ojczyznę. Wówczas mężczyzna zaczął wyzywać go od głupich mugoli i wrzeszczał coś o niezwykłej potędze świata, o której nie ma pojęcia. Przestraszony jego zachowaniem chłopiec uciekł do domu. Pierwsze, co zrobił to opowiedział o wszystkim siostrze. To ona była jego najlepszą przyjaciółką i powierniczką problemów. Miał nadzieję, że przynajmniej ona rozumie, co to znaczy „ być mugolem”, ale Rowena tylko załamała ręce. Kilka dni później okazało się, że starszy pan zmarł. Nikt z sąsiedztwa nie został zaproszony na pogrzeb. Ludzie w długich dziwacznych szatach, któregoś dnia po prostu pojawili się na ich osiedlu i zabrali zwłoki. Arthur stał wówczas kilka metrów dalej przyglądając się wszystkiemu z uwagą. To miało być jego ostatnie pożegnanie z ukochanym nauczycielem.
Młody Grey znów zaczął wykazywać niesamowitą zdolność do pakowania się w kłopoty. Cięty język, wrodzona bystrość umysły, ironiczny uśmieszek i prowokujące spojrzenie wystarczałyby codziennie wracać do domu z nowymi siniakami czy rozcięciami. Dodatkowy problem stanowiły dziwne wydarzenia jak wzmagający się wiatr, lewitujące przedmioty czy uruchamiające się sprzęty elektroniczne. Przez nie chłopiec miał wrażenie, że wariuje albo, co gorsza coś go opętało. Rowena pomagała mu ukrywać rany przed rodzicami, ale wszystko dość szybko wyszło na jaw. Pan Grey zapisał syna na boks mając nadzieję, że to mu pomoże się bronić. Rzeczywiście liczba siniaków uległa zmniejszeniu, ale nie zniknęła. Podczas bójki Arthur nigdy nie oddawał ciosów. Nie był wstanie uderzyć przeciwnika, co jego rywale bardzo chętnie wykorzystywali.
Greyowie nie rozmawiają o tym dniu, gdy w ich domu pojawił się mężczyzna w dziwnym stroju trzymając w dłoni dwa niemal identyczne listy. Jak łatwo się domyślić świat tej czwórki przewrócił się do góry nogami. Jedyną osobą, która potrafiła się w tym odnaleźć była Rowena. To ona pierwsza wyczuła, że mają w sobie coś wyjątkowego. Nie pasowali do otaczającego ich świata, nie pasowali nawet do własnych rodziców. Arthur nie przyjął prawdy o swoich narodzinach i o tym, kim jest tak spokojnie jak siostra. Gdy tylko gość opuścił próg ich domu chłopak zamknął się w swoim pokoju nie chcąc widzieć się z nikim. Po kilku godzinach ojciec w końcu postanowił wyważyć drzwi. Znalazł swojego syna śpiącego na ziemi w otoczeniu stosu poruszających się rysunków.
Pan Grey zniósł świadomość o magicznym pochodzeniu swoich dzieci znacznie lepiej niż żona. Zawsze wierzył, że bliźniaki urodziły się pod wyjątkowo szczęśliwą gwiazdą a minione wydarzenia tylko go w tym utwierdziły. Sam zajął się przygotowaniami do wyjazdu. Był przy tym jak jego pociechy wybierały swoje pierwsze różdżki i miotły. Zachwycał się za dwóch widząc ich w szkolnych mundurkach. Ostatnie pieniądze, jakie im zostały wydał na niewielkie prezenty dla dzieci. Arthur dostał magiczne przyrządy do rysunku, co wywołało na jego twarzy dawno niewidziany uśmiech.
Pani Grey jak zwykle szukała ukojenia w pracy i w kościele. Długie dni spędzone na rozmyślaniach pozwoliły jej na zaakceptowanie sytuacji, choć już do końca swych dni miała podchodzić do bliźniaków z wyczuwalnym dystansem. Jednak to właśnie ona przekazała dzieciom pamiątki pozostawione przez ich matkę.
Podczas podróży do miejsca o nazwie Hogwart Arthur nie nawiązał zbyt wielu przyjaźni. Nieustannie wpatrywał się w okno wciąż nie mogąc sobie poradzić ze zmianami w swoim życiu. Czuł się oszukany przez cały świat a podniecenie i ciągłe gadanie jego siostry w niczym nie pomagały. Wypełniając polecenia kolejnych dziwnych ludzi w dziwnych za długich ubraniach usiadł na niewielkim taborecie i pozwolił nałożyć na siebie starą tiarę. Nawet się nie przejął, gdy ta zaczęła wygadywać coś na temat jego osobowości. Chyba już nic nie było wstanie go zaskoczyć. Został przydzielony do Hufflepuffu gdzie nagle tuzin osób zaczęło ściskać jego dłoń i wymawiać imiona, których i tak nie zapamiętał.
O podziałach szlamy i czysto krwistych został poinformowany już w pierwszym tygodniu nauki. Pulchny ślizgon z jego rocznika obrał go sobie, jako obiekt do znęcania się. Jak to już wcześniej bywało Arthur się nie bronił cierpliwie znosząc wszystkie obelgi, ale znalazł inną formę zemsty. Zamiast słuchać na lekcji zaczął rysować karykaturę swojego prześladowcy. Rysunek przedstawiał chłopca przemieniającego się w węża tak grubego, że nie jest wstanie się poruszyć. Arthur rysował dla siebie, ale jego pracę podpatrzył gryfon siedzący tuż obok niego. Biedak dostał ujemne punkty za śmianie się na lekcji, ale i tak nie wyjawił powodu. Opowiedział o tym zabawnym rysunku kilku znajomym. Znikąd wokół młodego Greya pojawił się wianuszek chłopców zginających się ze śmiechu na widok jego dzieła. To był początek dość dziwacznych przyjaźni. Grey tworzył karykatury ślizgonów, nauczycieli, zakochanych par czy przemądrzałych krukonów a wszystko niemal błyskawicznym tempem roznosiło się po Hogwarcie. Oczywiście przysparzało mu to wielu wrogów na szczęście miał swoją paczkę, która zawsze wyciągała go z kłopotów. Dla tej garstki młodych czarodziejów Arthur był wiernym i oddanym przyjacielem. Tylko im przyznał się do tego, że jest adoptowany. Tylko oni wiedzieli, że Grey lubi myśleć o tym, że jego rodzice są potężniejsi od wielu ślizgonów i to oni na stałe zaszczepili w nim przeświadczenie, że krew tak naprawdę nie ma większego znaczenia. To niestety przysporzyło im kłopotów, ponieważ Grey uwielbiał ratować młodszych i słabszy od siebie skupiając całą uwagę stręczycieli na sobie a oni musieli ratować jego. Widok Greya biegnącego przez szkolne korytarze należał już niemal do stałego punktu dnia.
Jeśli chodzi o naukę Arthur był raczej przeciętnym uczniem. Większość swoich sił wkładał w doskonalenie swoich obrazów. Jedynymi przedmiotami, jakie go naprawdę interesowały była astronomia, opcm i transmutacja. Tej ostatniej poświęcał czasu. Ciężkie treningi po okiem nauczyciela pozwoliły mu na zostanie metamorfomagiem. Jego zwierzęca natura okazała się mieć wygląda mastifa neapolitańskiego. Ten duży, chudy pies z pyskiem o nieprzeniknionym wyrazie wydawał się idealnie pasować do Arthura. Oboje pozornie spokojni, szybcy, czujni i zwinni do końca życia stanowić już mieli jedność.
Po ukończeniu szkoły Arthur na dobre poświęcił się sztuce. Kilku wysoko postawionych przyjaciół załatwiło mu zlecenia na portrety starzejących się już ciotek. To właśnie wtedy Grey zyskał pierwsze protektorki. Osamotnione czarownice łatwo dały się omotać temu takie niewinnie wyglądającemu chłopcu. Grey miał talent do mówienia ludziom tego, co chcieli usłyszeć a jego obrazy przedstawiały modelki zawsze ładniejsze i młodsze niż były w rzeczywistości. To wystarczyłoby zyskać sobie ich sympatie i zostać poleconym w towarzystwie. Wystarczyło kilka miesięcy a Arthur stał się stałym gościem w domach bogatych czarodziejów nieprzejmujących się jego mugolskim pochodzeniem. Mimo ciężkich czasów Grey nie narzekał na brak pieniędzy. Częste prezenty od jego „przyjaciółek” pozwoliły mu na zakup niewielkiego mieszkania w Londynie. Choć nie opływał w luksu sam uważał się za niezwykłego szczęściarza. Robił to, co lubił robić, kobiety same do niego lgnęły i zawsze znalazł się ktoś, kto chętnie poszedłby się z nim napić szklaneczkę ognistej.
Jego stosunki z Roweną popsuły się gdzieś na ostatnim roku nauki. Młoda czarownica chciała odnaleźć ich biologicznych rodziców. Uparcie twierdziła, że oni żyją i dalej ich kochają. Według brata żyła złudnymi marzeniami a on nie miał zamiaru jej w tym wspierać. Już dawno przestało go interesować, kim byli ludzie, którzy go stworzyli. Nazywał się Grey i to mu wystarczyło…ale i tak nosił sygnet od matki. Rodziców stara się odwiedzać regularnie. Wie, że ojcem może rozmawiać o wszystkim. Pan Grey bardzo chętnie czytał wszystkie listy i słuchał opowieści syna. Z matką trzeba było uważać. Arthur już dawno nauczył się, że o niektórych sprawach wolała nie wiedzieć.
Tak wygląda jego życie. Zawieszony pomiędzy magią, światem mugoli, obrazami, paczkami papierów i butelkami ognistej egzystuje spokojnie nie prosząc los już o nic innego. Czasem tylko, gdy ma dość całego świata przybiera swoją zwierzęcą postać znikając gdzieś na tydzień albo dwa.
4 | |
6 | |
5 | |
0 | |
0 | |
0 | |
6 |
sowa, różdżka, animagia
Witamy wśród Morsów
prządką