Przedsionek
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Przedsionek
Przedsionek domu Carterów łączy ze sobą wszystkie pomieszczenia znajdujące się na parterze. Zaraz po wejściu można zauważyć jeszcze trzy pary drzwi, które prowadzą bezpośrednio do kuchni, salonu oraz spiżarni. Otwarte są jeszcze schody na piętro. Nie prezentuje się specjalnie bogato, lecz posiada swój urok typowego stylu dla domów na przedmieściach wpisujących się delikatnie w wiejski trend. Czasami można się w nim potknąć o zabawki Jamesa Jr.
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ten wieczór zapowiadał cichą i spokojną noc. Pomimo że w centrum Londynu wciąż znajdowały się zniszczone budynki po kwietniowej czystce, przedmieścia w części uchowały się przed zniszczeniem. A przynajmniej domy przy Wiśniowej Dolinie wyglądały dokładnie tak samo jak w momencie sprzed wybuchu zamieszek. Zupełnie jakby nikt nie zamierzał tknąć mieszkańców urokliwego zakątka. Prawda była taka, że nikt z sąsiadów nie był mugolakiem, a ich krew zatrzymywała się na tym samym statusie, który posiadała łowczyni nagród. Kiedyś nie patrzyła na siebie jako na uprzywilejowaną, wręcz przeciwnie. Zarzucano jej, że była dzieckiem prostytutki, skoro Bastilia nigdy nie wzięła ślubu z biologicznym ojcem Sintas. Pamiętała w szkole to napiętnowanie, lecz nie zwracała na to uwagi. Nauczyła się nosić ów łatkę bękarta niczym tarczę i nic nie mogło jej już tknąć. Matka wiele razy próbowała tłumaczyć dorastającej dziewczynce czemu ich rodzina nie działała na tych samych zasadach jak każda inna. W pewnym momencie młodej Vanity przestało już na tym zależeć, a rozmowy z rodzicielką zeszły na zupełnie inne temat. Sin nie chciała słuchać o ojcu i wymówkach, które miała dla niego Bastilia. Kiedyś żałowała, że Augusta z nią nie było, później jednak dziękowała za to przodkom. Nie nasiąknęła jego brudem oraz kłamstwami, chociaż w tym ostatnim osiągnęła niemalże mistrzostwo. Jednak nigdy nie uważała się za lepszą od innych. Nigdy też nie musiała czuć nienawiści do osób, w których żyłach nie krążyła magia przekazywana od pokoleń. To zmieniło się wraz z brutalną napaścią oraz pamiątką w psychice, której nie dało się tak po prostu wymazać. Gdyby była słaba, Sintas mogłaby rzucić na siebie obliviate - wiedziała, że to nie było żadne rozwiązanie, bo skurwiele traktujący ją w ten sposób, wciąż by żyli. Zapomnienie więc o horrorze z tamtej nocy w żaden sposób nie uzdrowiłoby jej ciała. Mogłoby spowodować jeszcze większe spustoszenie w codziennym działaniu czarownicy — nie raz wszak słyszała o szaleństwie, które dopadało tych, którzy sami lub ktoś na nich nakładał ów zaklęcie. Nie chciała być jedną z nich — szalonych. Nie chciała też nie pamiętać części swojego życia, nawet jeśli była ona naznaczona traumą. Nie mogła... A chociaż siedząc w wannie teraz i tysiące razy wcześniej marzyła o tym. Miała różdżkę na wyciągnięcie ręki, więc mogła jej po prostu użyć i ulżyć sobie w cierpieniu. W końcu jej oprawcy już nie żyli. Gnili gdzieś i zostały z nich już tylko kości lub proch. Dlaczego więc tego nie zrobić? Jej dłoń drgnęła, gdy uderzyła w nią świadomość. Co wtedy byłoby z pamięcią o Jamesie? Zostałby dla niej jedynie mordercą bez powodu... Odrzuconym przez wszystkich, łącznie z nią samą. Nie. Nie mogła tego zrobić. To miała być jej kara, która miała ją nawiedzać już do końca życia. Zawsze.
Zaciśnięte na brzegu wanny palce w końcu rozluźniły się, by zacząć zapinać męską koszulę do spania, a później wciągnąć na nagie ciało spodnie. Sintas nie potrafiła pozbyć się rzeczy swojego męża. Był jedynym mężczyzną w jej życiu, za którym tęskniła i którego chciała już zawsze pamiętać. Z tym łobuzerskim uśmiechem na twarzy doprowadzającym ją do szaleństwa z irytacji, ale też z uczucia. Umiał wykrzesać z jej posępnej miny uśmiech, niespecjalnie się nawet o to starając. On sprawił, że wyszła ze swojej skorupy, ale tylko dla niego. Nikogo innego. Był wszystkim tym, co było w niej dobre. Prócz Jamiego... Sprawdziła, czy jej syn już spał, a później zeszła na parter chcąc przejrzeć jeszcze jakieś papiery i zrobić sobie herbatę, gdy to usłyszała. Przekręcanie klamki w drzwiach. Momentalnie przylgnęła plecami do ściany przy schodach, nie mając wątpliwości co do tego, że ktoś właśnie zamierzał włamać się do jej domu. Złapała różdżkę, przeklinając się w myślach, że nie pomyślała o założeniu pułapek. James miał się tym zająć, później przeszło to oczywiście na nią, ale przez tę całą sytuację w ostatnim czasie zapomniała o takiej oczywistości. Zresztą kto do cholery chciałby się włamywać do kogoś takiego jak ona? Chodziło o jej poszukiwania buntowniczych jednostek? Ktoś chciał ją skrzywdzić? Mało było już szaleńców na świecie? Nogi zadrżały jej na samą myśl o tym, jak głupia była. W końcu na piętrze znajdował się Jamie! Jego pokój co prawda obłożony był zaklęciem wyciszającym, dlatego mógł nie usłyszeć tego, co zamierzała zrobić jego matka, ale to nie oznaczało, że był bezpieczny. Musiała go ochronić mimo wszystko. Sintas odetchnęła cicho, zaciskając dłoń na różdżce i wyszła z ukrycia, celując wprost w wejście i znajdującego się tam człowieka. - Everte Stati! - warknęła bez zająknięcia. Ten, kto pojawiał się w jej domu bez zapowiedzi, nie był tu mile widziany.
† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Sintas Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Minęło wiele dni, które zaczęły zmieniać się w miesiące, nim zdecydował się spełnić ostatnią wolę konającego w męczarniach ojca. Wpierw wychodził z założenia, że nie był mu nic dłużny, w końcu nie zjawił się w jego mieszkaniu po to, aby łatać dziury jego przeszłości i z pozostawionych gruzów na nowo budować trwały mur. Augustus nie należał do osób honorowych, nie szedł w parze z odwagą oraz lojalnością reprezentując sobą zupełne przeciwieństwo tych niezwykle ważnych cech. Szatyn wielokrotnie złapał go na zwykłym tchórzostwie, mijaniu się z prawdą i idącymi za nią konsekwencjami, co finalnie doprowadziło do kompletnej utraty szacunku, a także znieważenia własnych korzeni. Dzieciństwo, domowe ognisko – którego właściwie nigdy nie miał okazji doświadczyć – umocniło w nim indywidualizm, przekonanie co do własnej niezależności i braku konieczności posiadania rodziny. Czy wiele tracił? Nie wiedział, nigdy nie trwonił czasu na podobne analizy, bowiem w chwilach gdy jego rówieśnicy świętowali przyjście na świat pociech, on w pełni oddawał się swej pasji. Nieustannie dążył do spełnienia swych marzeń, osiągnięcia celów, które mógł potwierdzić czynem, a nie jedynie słownymi przechwałkami. Puste monologi nie miały dla niego żadnej wartości, co zrozumiał w miejscu, gdzie przyszło mu się wychować – ojciec karmił go podobnymi za każdym razem, gdy tylko skończyły mu się galeony i zmuszony był na krótką chwilę wrócić do domu. Opowiadając wtem o swych podróżach, toczonych walkach i nieustannym ryzyku wzbudzał w szatynie odrazę, bowiem nie miał na to żadnych dowodów, ani cholernych blizn mogących potwierdzić jego wersję. Dałby sobie rękę uciąć, że obita twarz nie wiązała się nawet z barową bijatyką, a soczystym skatowaniu pijanej mordy tudzież jej bliskim spotkaniu z twardą posadzką. Gardził nim, sama myśl, że pałętał się po tym świecie wzbudzała w nim pragnienie wymierzenia sprawiedliwości, więc stojąc nad nim niczym kat nie zawahał się ani przez moment.
Kłąb mgły objął swą nieprzeniknioną czernią ogród jednego z domów przy Wiśniowej Dolinie. Drew nigdy nie był w tej części Londynu, lecz zgodnie z posiadanymi informacjami nie mógł popełnić błędu, dlatego zmaterializował się w samym środku pokaźnego sadu. Nie chciał korzystać z teleportacji, ponieważ ta z pewnością wzbudziłaby czujność nie tylko samej gospodyni terenu, ale i sąsiadów. Ponadto chciał zapobiec bliższemu spotkaniu z zaklęciami ochronnymi, bowiem jeśli zasłyszana historia była prawdą, to Sintas z pewnością zabarykadowała się po same zęby.
Nim ruszył w kierunku wejścia rozejrzał się zapobiegawczo i zacisnął w dłoni wężowe drewno. Chciał zyskać pewność, że nikt nie przeszkodzi im w tym pierwszym, rodzinnym spędzie, gdyż mieli naprawdę wiele do omówienia. Mimo licznych pytań i wielokrotnego układania sobie w głowie przebiegu spotkania, właściwie nie wiedział czego się spodziewać, a tym bardziej jak w ogóle zacząć rozmowę. Przywitać się? Przedstawić? Zapewne nie miała pojęcia kim był, lecz jeśli się mylił to z pewnością nie był tu oczekiwanym gościem. Mimo kłębiących się wątpliwości na jakiekolwiek zawahanie było już zbyt późno, dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
Zacisnąwszy dłoń na klamce wziął głęboki oddech, po czym przekręcił ją i pewnym krokiem wszedł do środka. Malowniczy domek niczym nie przypominał jego mieszkania na Nokturnie – choć nigdy nie powiedziałby na niego złego słowa – co było dobrym znakiem, albowiem musiała całkiem nieźle radzić sobie w codziennym życiu. Świadomość, że pochodzili od tego samego ojca o wiele szybciej wzbudziłaby w nim przekonanie, że pałała się podobnym fachem oraz spędzała czas z równie niebezpiecznymi ludźmi co on sam.
Zamyślenie momentalnie przerwał widok wymierzonej w jego kierunku różdżki. Nim zdążył się przyjrzeć jej właścicielce usłyszał inkantację, a następnie ujrzał pędzącą wiązkę zaklęcia, którą czym prędzej musiał zatrzymać. -Protego Maxima.- wypowiedział z zaciętością w głosie, bowiem nie chciał od razu wylądować przed nią na kolanach.
Kłąb mgły objął swą nieprzeniknioną czernią ogród jednego z domów przy Wiśniowej Dolinie. Drew nigdy nie był w tej części Londynu, lecz zgodnie z posiadanymi informacjami nie mógł popełnić błędu, dlatego zmaterializował się w samym środku pokaźnego sadu. Nie chciał korzystać z teleportacji, ponieważ ta z pewnością wzbudziłaby czujność nie tylko samej gospodyni terenu, ale i sąsiadów. Ponadto chciał zapobiec bliższemu spotkaniu z zaklęciami ochronnymi, bowiem jeśli zasłyszana historia była prawdą, to Sintas z pewnością zabarykadowała się po same zęby.
Nim ruszył w kierunku wejścia rozejrzał się zapobiegawczo i zacisnął w dłoni wężowe drewno. Chciał zyskać pewność, że nikt nie przeszkodzi im w tym pierwszym, rodzinnym spędzie, gdyż mieli naprawdę wiele do omówienia. Mimo licznych pytań i wielokrotnego układania sobie w głowie przebiegu spotkania, właściwie nie wiedział czego się spodziewać, a tym bardziej jak w ogóle zacząć rozmowę. Przywitać się? Przedstawić? Zapewne nie miała pojęcia kim był, lecz jeśli się mylił to z pewnością nie był tu oczekiwanym gościem. Mimo kłębiących się wątpliwości na jakiekolwiek zawahanie było już zbyt późno, dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
Zacisnąwszy dłoń na klamce wziął głęboki oddech, po czym przekręcił ją i pewnym krokiem wszedł do środka. Malowniczy domek niczym nie przypominał jego mieszkania na Nokturnie – choć nigdy nie powiedziałby na niego złego słowa – co było dobrym znakiem, albowiem musiała całkiem nieźle radzić sobie w codziennym życiu. Świadomość, że pochodzili od tego samego ojca o wiele szybciej wzbudziłaby w nim przekonanie, że pałała się podobnym fachem oraz spędzała czas z równie niebezpiecznymi ludźmi co on sam.
Zamyślenie momentalnie przerwał widok wymierzonej w jego kierunku różdżki. Nim zdążył się przyjrzeć jej właścicielce usłyszał inkantację, a następnie ujrzał pędzącą wiązkę zaklęcia, którą czym prędzej musiał zatrzymać. -Protego Maxima.- wypowiedział z zaciętością w głosie, bowiem nie chciał od razu wylądować przed nią na kolanach.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Czy przygotowując dzisiejszego wieczoru kolację dla siebie i syna, podejrzewałaby, że równocześnie za kilka godzin w jej drzwiach pojawi się nieznany, nigdy nieuświadomiony członek rodziny? Zaginiony? Gdyby którykolwiek z jasnowidzów wyczytałby to ze swojej szklanej kuli, musiałby się liczyć z pasywno-agresywną postawą Sintas. I to nie tylko ze względu na to, że nie miała już żadnej rodziny i wydawało się jej to wyssane z palca bajdurzenie podobne do tych dziwaków w porcie odurzonych swoimi narkotykami. Nie, nie tylko dlatego, ale dlatego, że sama myśl o kimś zaginionym naprowadzała ją na wspominanie Jamesa. W jej głowie wciąż właśnie wydawał się po prostu kimś, kto zgubił swoją drogę do domu, ale miał wrócić. Nie dzisiaj, nie jutro, ale kiedyś... Budząc się rano, szukała go dłonią zwyczajowo po jego stronie łóżka, chociaż aktualnie było tylko jej. Moment, w którym uświadamiała sobie, że była i już zawsze będzie sama, był najgorszym w całym dniu. Ile by dała, żeby po prostu obrócić się na materacu, wtulić w znajome plecy, poczuć to ciepło i zapach umiejący ją uspokajać jak nic innego. Oddałaby wszystko... W końcu z całej siły za nim tęskniła i chciała, żeby to wszystko, co się wydarzyło było jedynie złym snem. Koszmarem, z którego miała się obudzić, zapłakać rano, ale móc się ów strachem podzielić z ukochanym. Nienawidziła chwil, gdy musiała udawać przed Jamiem, że dobrze się czuła. Że wcale nie płakała jeszcze chwilę wcześniej. Że nie czuła tego fantomowego bólu w mięśniach i na ciele, które tylko przenosiły ją do tej koszmarnej nocy. Przecież obiecała sobie, że nie pozwoli na to, by jej dziecko słyszało jej szloch przez ścianę - tak jak ona udawała jako mała dziewczynka, że nie słyszała łkania rodzicielki. Czy tak już musiało być? Że bez względu na to, jak bardzo chciało się uciec od przeszłości, ona zataczała koło? Chciała wierzyć w to, że jej syn pozostanie nieskażony, silny, równie niewinny co aktualnie i nigdy świat nie skazi go tak, jak zrobił to z nią. Bo nie była dobrym człowiekiem. Starała się, żeby być silna, ale gdy tylko poczuła się pewnie, wszystko runęło i nikt nie miał już widzieć chociażby śladu po dawnej Sintas. Czasami łapała się na tym, że mięśnie drżały jej w niekontrolowany sposób. Kiedyś nigdy by się to nie zdarzyło. W końcu policjanci jak i wiedźmi strażnicy musieli być w pełni gotowości, odporni na stres, na ból, na wyzwania i męczarnie. Widziała, jak niektórzy sobie z tym radzili - byli typowi bohaterowie, którzy chcieli cierpieć dla dobra ludzkości, byli ci, którzy robili to dla podziwu i ci, których intencje nie były do końca znane. Carter nie poszła na kursy z dobroci serca, chęci pomagania innym czy dla poklasku - to wszystko miało być testem dla niej i tylko o to w tym chodziło. Nie sądziła, że cokolwiek zmieni się w jej podejściu. Że kiedykolwiek ktokolwiek otworzy jej oczy na postrzeganie świata w tak odmienny sposób. James był dokładnie tym, czym nie była ona. Nie miał takiego podejścia jak Sintas, ale potrafili się porozumieć. Teraz tego nie miała. Nie miała partnera, z którym umiała się tak odnaleźć.
Czy dlatego stała się tak nieuważna? Roztargniona? To była jej cholerna wina, że nie zamknęła drzwi. Chociaż była prawie pewna, że przekręcała klucz. To już i tak nie miało znaczenia, bo przecież nie miała cofnąć tego, co się wydarzyło. Teraz miała nieznajomego w swoim domu, który nawet nie zadał sobie trudu, żeby zapukać. Lub zadzwonić. Wysłać pieprzoną sowę. Nie. To nie mogła być sąsiedzka wizyta, a ktoś, kto przeszedł praktycznie wojskowe szkolenie oraz przeżył to, co ona, z wiadomych względów nie miał zareagować inaczej. Jej różdżka wyczuła zagrożenie oraz motywację, dlatego idealnie się zespoiła z rzuconym przez czarownicę zaklęciem. Bo nie broniła siebie, chodziło w tym tylko o Jamiego. - Wynoś się z mojego domu! - krzyknęła tuż przed tym jak nieznajomy zdążył się obronić. - Aeris! - rzuciła wściekła, że jej czar został tak perfekcyjnie wręcz pochłonięty. To jednak dało jej informację o włamywaczu. Teraz doskonale wiedziała, że nie znała tego głosu. Nie rozpoznawała go pod żadnym aspektem i wiedziała, że mogła zaufać swojej intuicji. W końcu na szkoleniach dobrze ją wytrenowali. Jednak tamta Sintas nie miała już wrócić. Czy aktualna miała coś więcej do zaoferowania niż jedynie przerażenie matki?
Czy dlatego stała się tak nieuważna? Roztargniona? To była jej cholerna wina, że nie zamknęła drzwi. Chociaż była prawie pewna, że przekręcała klucz. To już i tak nie miało znaczenia, bo przecież nie miała cofnąć tego, co się wydarzyło. Teraz miała nieznajomego w swoim domu, który nawet nie zadał sobie trudu, żeby zapukać. Lub zadzwonić. Wysłać pieprzoną sowę. Nie. To nie mogła być sąsiedzka wizyta, a ktoś, kto przeszedł praktycznie wojskowe szkolenie oraz przeżył to, co ona, z wiadomych względów nie miał zareagować inaczej. Jej różdżka wyczuła zagrożenie oraz motywację, dlatego idealnie się zespoiła z rzuconym przez czarownicę zaklęciem. Bo nie broniła siebie, chodziło w tym tylko o Jamiego. - Wynoś się z mojego domu! - krzyknęła tuż przed tym jak nieznajomy zdążył się obronić. - Aeris! - rzuciła wściekła, że jej czar został tak perfekcyjnie wręcz pochłonięty. To jednak dało jej informację o włamywaczu. Teraz doskonale wiedziała, że nie znała tego głosu. Nie rozpoznawała go pod żadnym aspektem i wiedziała, że mogła zaufać swojej intuicji. W końcu na szkoleniach dobrze ją wytrenowali. Jednak tamta Sintas nie miała już wrócić. Czy aktualna miała coś więcej do zaoferowania niż jedynie przerażenie matki?
† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Sintas Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Z premedytacją nie podjął próby skontaktowania się chociażby za pomocą listu, albowiem obawiał się, iż ze wszystkich sił będzie chciała zapobiec spotkaniu. Nie była to prosta sprawa, nie była powszechna historia, z którą ludziom przychodzi mierzyć się na co dzień, dlatego wymagała odpowiedniego, być może drastycznego podejścia. Podjął ryzyko, wszedł z butami do jej domu, życia i zamierzał wszystko – choć niekoniecznie ze swojej winy – przewrócić do góry nogami. Być może dla niektórych poznanie po latach własnego rodzeństwa nie stanowiło większej różnicy, jednakże dla szatyna było to coś więcej, coś czego nie potrafił do końca sobie wytłumaczyć, a tym bardziej przyswoić. Przyzwyczajony do samotności, rodzinnej pustki nagle stanął przed faktem dokonanym nie mając możliwości wyboru, a nawet gdyby podobny istniał to i tak nogi zaprowadziłyby go w to samo miejsce. Chciał zobaczyć jej rysy, poznać ją, dowiedzieć się czegokolwiek więcej o ponurej przeszłości, którą rzekomo tak dawno pozostawił za sobą. Czy wpasowywało się to w ramy czystej i niepotrzebnej komplikacji? Czy przyjdzie mu tego żałować? Nie wiedział, choć niejednokrotnie podejmował próby analizy i finalnej dedukcji najlepszego rozwiązania. W teorii była to ostatnia wola jego ojca – której póki nie poznał nie zamierzał spełniać – w praktyce chodziło pośrednio o niego, dlatego zachował fiolkę ze wspomnieniem zamiast się jej pozbyć.
Niewiele zdołał dowiedzieć się o jej codzienności, rodzinie, a przede wszystkim matce. Poruszenie całej sieci kontaktów przyniosło jedynie szczątkowe wieści, których za cholerę nie mógł połączyć w logiczną całość. Domyślał się, że większość to były same plotki, bowiem płynące informacje niesamowicie gryzły się, a w szczególności te skumulowane w jednym okresie czasowym. Nie wiedział już w co wierzyć, dlatego zamierzał sprawdzić u źródła i wtem wyrobić sobie jakąkolwiek opinię oraz stworzyć obraz własnej siostry. Czy myślał o tym jaka powinna być? Nigdy by tego przed sobą nie przyznał, lecz odkąd pierwszy raz ujrzał jej twarz nieustannie wyobrażał sobie relację pełną długich rozmów, częstych spotkań, a nawet wspólnych interesów – rzecz jasna tych w miarę bezpiecznych. Ignorował fakt, że jej matka była obcą dla niego osobą, kompletnie nie obchodziła go zdrada, której odpuścił się Augstus, gdyż rodzice nie byli dla niego nikim istotnym. Liczyła się tylko płynąca w żyłach krew, dzięki której mógł w końcu poznać to, co do tej pory było jedynie irytującą opowiastką – namiastkę prawdziwej rodziny.
Wypowiadając słowa inkantacji wierzył, że tarcza wchłonie zaklęcie i tym samym uchroni go przed bolesnym powrotem na ogród. Wtem miałaby sporo czasu, aby porządnie zaryglować dom i uniemożliwić mu bezproblemowe dostanie się do środka . Chciał uniknąć jakiekolwiek pojedynku, mierzenia w siebie różdżkami, jednak czego mógł się spodziewać nachodząc czarownicę późną porą? Zaproszenia na kolację? Zacisnął wargi poirytowany własną głupotą zaraz po tym jak promień zniknął z pola widzenia w samym środku Protego Maximy. -Uspokój się.- wyrzucił z siebie, kiedy nakazała mu wynosić się. Był beznadziejny w próbach okiełznania złości drugiego człowieka, zwykle jeszcze bardziej go podjudzając, więc nieszczególnie zdziwił go kolejny atak. Tym razem jednak Sintas chybiła, dzięki czemu zdobył kilka niezwykle istotnych sekund. -Chcę tylko porozmawiać.- odparł nie potrafiąc wykrzesać z siebie niczego więcej, bowiem dla niego była to również nowa i wyjątkowo trudna sytuacja. Ponadto nie wiedział, że piętro wyżej znajdował się chłopiec, za którego była w stanie oddać własne życie. -Petrificus Totalus.- wypowiedział uznając, że był to jedyny sposób na wytłumaczenie powodu wizyty – a do tego potrzebował zdecydowanie więcej jak czasu pomiędzy kolejnymi zaklęciami.
Niewiele zdołał dowiedzieć się o jej codzienności, rodzinie, a przede wszystkim matce. Poruszenie całej sieci kontaktów przyniosło jedynie szczątkowe wieści, których za cholerę nie mógł połączyć w logiczną całość. Domyślał się, że większość to były same plotki, bowiem płynące informacje niesamowicie gryzły się, a w szczególności te skumulowane w jednym okresie czasowym. Nie wiedział już w co wierzyć, dlatego zamierzał sprawdzić u źródła i wtem wyrobić sobie jakąkolwiek opinię oraz stworzyć obraz własnej siostry. Czy myślał o tym jaka powinna być? Nigdy by tego przed sobą nie przyznał, lecz odkąd pierwszy raz ujrzał jej twarz nieustannie wyobrażał sobie relację pełną długich rozmów, częstych spotkań, a nawet wspólnych interesów – rzecz jasna tych w miarę bezpiecznych. Ignorował fakt, że jej matka była obcą dla niego osobą, kompletnie nie obchodziła go zdrada, której odpuścił się Augstus, gdyż rodzice nie byli dla niego nikim istotnym. Liczyła się tylko płynąca w żyłach krew, dzięki której mógł w końcu poznać to, co do tej pory było jedynie irytującą opowiastką – namiastkę prawdziwej rodziny.
Wypowiadając słowa inkantacji wierzył, że tarcza wchłonie zaklęcie i tym samym uchroni go przed bolesnym powrotem na ogród. Wtem miałaby sporo czasu, aby porządnie zaryglować dom i uniemożliwić mu bezproblemowe dostanie się do środka . Chciał uniknąć jakiekolwiek pojedynku, mierzenia w siebie różdżkami, jednak czego mógł się spodziewać nachodząc czarownicę późną porą? Zaproszenia na kolację? Zacisnął wargi poirytowany własną głupotą zaraz po tym jak promień zniknął z pola widzenia w samym środku Protego Maximy. -Uspokój się.- wyrzucił z siebie, kiedy nakazała mu wynosić się. Był beznadziejny w próbach okiełznania złości drugiego człowieka, zwykle jeszcze bardziej go podjudzając, więc nieszczególnie zdziwił go kolejny atak. Tym razem jednak Sintas chybiła, dzięki czemu zdobył kilka niezwykle istotnych sekund. -Chcę tylko porozmawiać.- odparł nie potrafiąc wykrzesać z siebie niczego więcej, bowiem dla niego była to również nowa i wyjątkowo trudna sytuacja. Ponadto nie wiedział, że piętro wyżej znajdował się chłopiec, za którego była w stanie oddać własne życie. -Petrificus Totalus.- wypowiedział uznając, że był to jedyny sposób na wytłumaczenie powodu wizyty – a do tego potrzebował zdecydowanie więcej jak czasu pomiędzy kolejnymi zaklęciami.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Od lat nie słyszała o tym, co działo się z jej ojcem. Nie miała z nim kontaktu, nie szukała go, a wraz ze śmiercią matki umarło również jego imię. Bo to właśnie z ust rodzicielki Sintas słuchała o mężczyźnie, znając go tak naprawdę tylko z opowieści Bastilii. Na dobrą sprawę nie pamiętała nawet jego twarzy, jedynie urywane obrazy, które jednak nie składały się w żadną przejrzystą całość. Wizja jej ukochanego ojca rozmyła się gdzieś na przestrzeni lat, aż w końcu nie pozostało z niej nic, co byłoby konkretną wizją. Był figurą czegoś, co wiązało się z upadkiem oraz rozczarowaniem. Z czymś, za czym goniła większość swojego dorosłego życia, a co tak naprawdę nie miało żadnej wartości. Czymś żałosnym i przypominającym o jej własnej ślepocie. Nie zamierzała już do tego wracać ani tego wspominać. Już od kilku lat żyła zupełnie innym życiem, które nijak wiązało się z tym, co zostawiła w rodzinnym domu w Dolinie Godryka. Liczyła, że nigdy już nie będzie musiała cofać się do tamtych dni, lecz jej własny płacz sprawiał, że czuła się jak swoja matka - zagubiona, porzucona, osamotniona. Pozbawiona mężczyzny, który powinien trwać u jej boku i zajmować się wspólnie osieroconym dzieckiem. To było jak koszmar. To wszystko. Nie potrzebowała kolejnych rewelacji, które dosłownie czaiły się na progu jej domu. Sintas była nieświadoma, że Augustus miał jeszcze jedną rodzinę na boku, ale nie czułaby się zaszokowana odkryciem ów faktu. Kiedyś być może uderzyłoby to w nią z okrutną brutalnością, lecz od kiedy zaczęła sama o siebie walczyć i stawiać sobie własne wymogi, wszystko się zmieniło. Nie potrzebowała ojca, który był wielkim nieobecnym. Nie potrzebowała mężczyzny, który mówiłby, że zasłużyła na swoje osiągnięcia. Jako dorosła kobieta zdawała sobie sprawę, że brak małżeństwa jej rodziców nie wynikał tylko z jednej płaszczyzny - nie interesowała się czym dokładnie i nie chciała tego wiedzieć. Cieszyła się jedynie niezależnością, którą posiadała Bastilia a wraz z tym również i własną wolnością. Wolnością... Jej własne, słabe ciało było klatką, ale wcześniej osiągnęła swoje wyznaczone cele. A nawet i więcej. Wiedziała, że zasłużyła. Okupiła to swoim potem i łzami i żaden skurwiel nie miał prawa niczego od niej oczekiwać czy klepać ją po plecach. Była spełniona. Kiedyś.
Teraz trzymała różdżkę i przeklinała fakt, że za drugim razem chybiła. Niewiele brakowało, ale to wcale jej nie podtrzymywała na duchu. W innych okolicznościach, słysząc słowa mężczyzny, szczerze by się zaśmiała i posłała mu pełen drwin uśmiech. - Tradycja pukania zawiodła? - warknęła, nie mając zamiaru przestawać. Miał ją za głupią? A może sam był ograniczony, skoro wpakowywał się do nieswojego domu, zasłaniając się faktem rozmowy? Szkoda, że Ministerstwo Magii nie zajęło się eksterminacją idiotów. - Skoro chcesz porozmawiać... Expelliarmus - rzuciła, czekając na to, czy mężczyzna się jej podda. Jeśli naprawdę przychodził w pokojowych zamiarach - w co wątpiła całą sobą - powinien był oddać jej różdżkę, a później przejść do rzeczy. Nie potrzebowała niczyjej magicznej broni, ale nie zamierzała tak zwyczajnie się poddawać. Nie w momencie, w którym cała ta sytuacja śmierdziała na kilometr, a jej dziecko spało na piętrze. Skoro chciał rozmawiać, musiał jej to udowodnić. Tu i teraz. Niech się nie obroni i zda się na jej łaskę. I pieprzyć każdego, kto chciał mówić jej, co powinna była zrobić. Nie zamierzała słuchać rozkazów, a na pewno nie od mężczyzn. Nigdy więcej.
Teraz trzymała różdżkę i przeklinała fakt, że za drugim razem chybiła. Niewiele brakowało, ale to wcale jej nie podtrzymywała na duchu. W innych okolicznościach, słysząc słowa mężczyzny, szczerze by się zaśmiała i posłała mu pełen drwin uśmiech. - Tradycja pukania zawiodła? - warknęła, nie mając zamiaru przestawać. Miał ją za głupią? A może sam był ograniczony, skoro wpakowywał się do nieswojego domu, zasłaniając się faktem rozmowy? Szkoda, że Ministerstwo Magii nie zajęło się eksterminacją idiotów. - Skoro chcesz porozmawiać... Expelliarmus - rzuciła, czekając na to, czy mężczyzna się jej podda. Jeśli naprawdę przychodził w pokojowych zamiarach - w co wątpiła całą sobą - powinien był oddać jej różdżkę, a później przejść do rzeczy. Nie potrzebowała niczyjej magicznej broni, ale nie zamierzała tak zwyczajnie się poddawać. Nie w momencie, w którym cała ta sytuacja śmierdziała na kilometr, a jej dziecko spało na piętrze. Skoro chciał rozmawiać, musiał jej to udowodnić. Tu i teraz. Niech się nie obroni i zda się na jej łaskę. I pieprzyć każdego, kto chciał mówić jej, co powinna była zrobić. Nie zamierzała słuchać rozkazów, a na pewno nie od mężczyzn. Nigdy więcej.
† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Sintas Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Gdyby opowiedziała mu o lekceważącym podejściu Augustusa, jego częstych wyjazdach i tanich obietnicach związanych z rychłym powrotem nie zdziwiłby się nader bardzo. Właściwie nawet nie zastanawiał się nad tym ile czasu poświęcał drugiej rodzinie, bowiem widząc, choć w ogóle nie znając, jego podejście to traktował je podobnie jak szatyna oraz jego matkę. Wypychał kieszenie galeonami i znikał w poszukiwaniu kolejnych – być może nawet nie istniejących – artefaktów, których nigdy nie przyszło Drew zobaczyć. Po latach, kiedy sam trwonił miesiące na podróże w pogoni za błyskotkami, zrozumiał że była to wyjątkowo ciężka i wymagająca praca, a więc kompletnie niepasująca do tego idioty. Książki, plany, mapy, manuskrypty? Nigdy nie spotkał się z podobnymi w jego rękach, dlatego szczerze wątpił w te wyjaśnienia. Był zbyt leniwy, brakowało mu umiejętności i werwy, dlatego najpewniej przemieszczał się po świecie dla własnej rozrywki, a nie pieniądza. Ile jeszcze robił rodzin? Ile dzieciaków pozostawiał na pastwę losu mamiąc ich rodzicielkę? Nie miał pojęcia, choć jeśli był ojcem większej liczby czarodziejów, to dlaczego wspomnienie związane było jedynie z Sintas? Marnowanie czasu na nader głębokie analizy nie miało większego sensu, gdyż nie miał w swej dłoni nader wielu wskazówek. Mógł błądzić po omacku, spróbować pójść obraną przez Augustusa ścieżką w poszukiwaniu kolejnych, jednakże nie było to dla niego priorytetem. Pragnął zerwać z tamtym życiem, z parszywą przeszłością, która hańbiła jego nazwisko oraz korzenia i to też uczynił. Nawet przez moment nie żałował podjętej decyzji, sprawiedliwości stało się zadość.
Nieustannie wpatrywał się w mierzącą do niego kobietę, której twarz zalała się gniewnym wyrazem. Napięte ciało, szczelnie zaciśnięta na rękojeści różdżki dłoń i ostre spojrzenie mówiło samo za siebie – nie był tutaj mile widziany, co było dość zrozumiałe z uwagi na sytuację. Nie pokwapił się o zapukanie tudzież sowę, nie zaczął rozmowy od normalnych słów, nie zrezygnował także z próby ataku, dlatego tylko człowiek naiwny lub mocno przestraszony byłby w stanie odpuścić. Dobrze to o niej świadczyło, w głębi ducha ucieszył go fakt, że nie odpuszczała i walczyła o swoje terytorium, którego granice bezpardonowo przekroczył. Czyżby był to pierwszy, łączący ich aspekt? -Augustus nie nauczył mnie kurtuazji.- odpowiedział pewnym tonem dając jej tym samym małą wskazówkę, a raczej zagwozdkę. Istniała szansa, że nie pamiętała jego imienia – w końcu we wspomnieniu była małą dziewczynką – jednakże liczył, iż złapie haczyk.
Promień zaklęcia pomknął nad jej głową i tym samym umożliwił kolejny atak. Nie chciał pozbywać się różdżki, było to nader ryzykowne zważywszy na okoliczności, dlatego wykonał krok do przodu pragnąc zmienić się w kłąb mgły i tym samym uniknąć pędzącego promienia.
Nieustannie wpatrywał się w mierzącą do niego kobietę, której twarz zalała się gniewnym wyrazem. Napięte ciało, szczelnie zaciśnięta na rękojeści różdżki dłoń i ostre spojrzenie mówiło samo za siebie – nie był tutaj mile widziany, co było dość zrozumiałe z uwagi na sytuację. Nie pokwapił się o zapukanie tudzież sowę, nie zaczął rozmowy od normalnych słów, nie zrezygnował także z próby ataku, dlatego tylko człowiek naiwny lub mocno przestraszony byłby w stanie odpuścić. Dobrze to o niej świadczyło, w głębi ducha ucieszył go fakt, że nie odpuszczała i walczyła o swoje terytorium, którego granice bezpardonowo przekroczył. Czyżby był to pierwszy, łączący ich aspekt? -Augustus nie nauczył mnie kurtuazji.- odpowiedział pewnym tonem dając jej tym samym małą wskazówkę, a raczej zagwozdkę. Istniała szansa, że nie pamiętała jego imienia – w końcu we wspomnieniu była małą dziewczynką – jednakże liczył, iż złapie haczyk.
Promień zaklęcia pomknął nad jej głową i tym samym umożliwił kolejny atak. Nie chciał pozbywać się różdżki, było to nader ryzykowne zważywszy na okoliczności, dlatego wykonał krok do przodu pragnąc zmienić się w kłąb mgły i tym samym uniknąć pędzącego promienia.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Nie interesowało jej to, co sobie ubzdurał ich ojciec i dlaczego chciał, żeby to właśnie Sintas została przez Drew odnaleziona. Nigdy nie czuła się kochana czy doceniona przez rodzica, wręcz przeciwnie. Wydawało jej się, że Augustus zawsze był zawiedziony - czy to w słowie, spojrzeniu, zachowaniu. Nauczyła się, że nigdy nie była wystarczająco dobra i nigdy nie miała taka być. Nieważne co robiła, nie miała stać się mężczyzną. Pewnie gdyby była beznadziejnym synem, ojciec przykuwałby większą uwagę do jej wychowania niż w momencie, gdy była ambitną, zdolną wiedźmą. Stając na głowie, nie była w stanie go zadowolić. Później wyrzucała sobie, że chciała przykuć jego zainteresowanie bez względu na wszystko, a powinna była skupić się na własnym wnętrzu i przecieraniu szlaków. Na szczęście nie straciła zbyt wiele - wszak dążyła po wytyczonej przez siebie samą drodze i jedynie myśl o ojcu sprawiała, że była na siebie zła. Poświęcała mu zbyt wiele przemyśleń oraz pragnień. Potrzebowała ojcostwa i chociaż Bastilia była dobrą matką, nie była w stanie odegrać dwóch ról jednocześnie. Nigdy też nie związała się z innym mężczyzną, zupełnie jakby fatum Macnaira wisiało nad nią i nie pozwalało pójść naprzód. A może po prostu bała się? Bała się, że znów wybierze tak samo beznadziejnie jak poprzednio? Że będzie płakać, podczas gdy powinna była się cieszyć i czerpać z życia. W tym akurat Sintas jej wtórowała, patrząc po tym, co ją spotkało i jak sobie z tym radziła. Lub właściwie nie radziła. Chciała być jak ojciec, skończyła jak matka i do tego całkowicie złamana.
A teraz walczyła na progu własnego domu z nieznajomym, który unikał i wybraniał się spod rzucanych w niego zaklęć. Carter nie wiedziała, co chodziło po głowie czarodzieja ani że znalazł łączący ich czynnik. Każdy, nawet szczur chroniłby swojego terytorium, gdyby ktoś na nie wtargnął. Ona była czarownicą, więc miała większą siłę od jakiegoś parszywego gryzonia. Nie oznaczało to jednak, że była niezwyciężona. Nie w momencie, gdy usłyszała coś, czego się nie spodziewała. - Augustus? - Zanim się powstrzymała, imię ojca wymsknęło się spomiędzy warg zamiast zaklęcia. Zaskoczenie sięgnęło ku niej, mimo że wcale tego nie chciała, ale to wystarczyło, by utraciła czujność. Mężczyzna z naprzeciwka zniknął lub właściwie rozpłynął się na jej oczach. Nie była to jednak teleportacja, a przynajmniej nie ta tradycyjna. Śledziła ciemność różdżką, czując walące w jej piersi serce. Kim był ten czarodziej? Dlaczego wspominał jej ojca? Dlaczego teraz? Dlaczego w momencie, gdy była słaba, Macnair wypływał na powierzchnię niczym zaraza? Wyczuwał, że ją złamano? O to w tym chodziło? - Jeśli to on cię przysłał, możesz iść w cholerę! - warknęła, zaciskając usta w wąską kreskę i próbując śledzić dziwny dym, które nagle rozniósł się po korytarzu. Z plecami przylepionymi do ściany czekała. Nie wiedziała, co się wydarzyło, ale było wiele tajników magii, z którymi nie była zaznajomiona - jej nieproszony gość najwyraźniej górował nad nią ów wiedzą. Nie oznaczało to jednak, że był nie do powstrzymania. Każdy człowiek miał swoje słabości. Nauczyła się tego perfekcyjnie na swoim własnym przykładzie.
A teraz walczyła na progu własnego domu z nieznajomym, który unikał i wybraniał się spod rzucanych w niego zaklęć. Carter nie wiedziała, co chodziło po głowie czarodzieja ani że znalazł łączący ich czynnik. Każdy, nawet szczur chroniłby swojego terytorium, gdyby ktoś na nie wtargnął. Ona była czarownicą, więc miała większą siłę od jakiegoś parszywego gryzonia. Nie oznaczało to jednak, że była niezwyciężona. Nie w momencie, gdy usłyszała coś, czego się nie spodziewała. - Augustus? - Zanim się powstrzymała, imię ojca wymsknęło się spomiędzy warg zamiast zaklęcia. Zaskoczenie sięgnęło ku niej, mimo że wcale tego nie chciała, ale to wystarczyło, by utraciła czujność. Mężczyzna z naprzeciwka zniknął lub właściwie rozpłynął się na jej oczach. Nie była to jednak teleportacja, a przynajmniej nie ta tradycyjna. Śledziła ciemność różdżką, czując walące w jej piersi serce. Kim był ten czarodziej? Dlaczego wspominał jej ojca? Dlaczego teraz? Dlaczego w momencie, gdy była słaba, Macnair wypływał na powierzchnię niczym zaraza? Wyczuwał, że ją złamano? O to w tym chodziło? - Jeśli to on cię przysłał, możesz iść w cholerę! - warknęła, zaciskając usta w wąską kreskę i próbując śledzić dziwny dym, które nagle rozniósł się po korytarzu. Z plecami przylepionymi do ściany czekała. Nie wiedziała, co się wydarzyło, ale było wiele tajników magii, z którymi nie była zaznajomiona - jej nieproszony gość najwyraźniej górował nad nią ów wiedzą. Nie oznaczało to jednak, że był nie do powstrzymania. Każdy człowiek miał swoje słabości. Nauczyła się tego perfekcyjnie na swoim własnym przykładzie.
† her eyes would go dead and she’d start walking forward real slow, hands at her sides like she wasn’t afraid of anything.
Sintas Carter
Zawód : bounty hunter, ex-spy, the one who died for the past
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Before I die alone
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
Before my time has gone
There's just one thing I have to do
Before the fire and stone
Before your world is gone
Have you some patience
'Cuz I will have my vengeance
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spełnienie wymagań Augustusa graniczyło z zadaniem niemożliwym. Brak jego obecności nie wykluczał nadmiernych ambicji wobec własnych dzieci, których nie dzielił z nimi samymi, a matką – w jego przypadku – dlatego tak żywnie szykanowała go za brak magicznych umiejętności w bardzo młodym wieku. Nazywając charłakiem unikała kontaktu wykraczającego poza kolejne pouczenia oraz krzyki. Ophelia wielokrotnie obwiniała go o nieobecność ojca wygłaszając bezpodstawne argumenty i wybujałe teorie odnośnie sprawianego zawodu związanego z nadziejami, które pokładali w możliwościach syna. Zakrywało to jeden wielki absurd, bowiem Macnair nie był jedynym dzieckiem, u którego magiczne predyspozycje wystąpiły dość późno – mężczyzna po prostu znalazł sobie trywialny powód, a matka naiwnie w niego wierzyła.
Opierając się na swym przykładzie mógłby uświadomić Sintas, że nie w niej leżał prawdziwy problem, a parszywym Augustusie i jego spaczonym podejściu do obowiązku oraz rodziny. Prawdopodobnie – jeśli rzeczywiście nie chodziło o Drew – kolejnego syna traktowałby dokładnie tak samo; bez emocji, bez żadnej głębszej relacji, a przede wszystkim bez własnej obecności. Nie dało się ukryć, iż kobiety potrzebowały więcej atencji, więc całe szczęście, że dziewczyna mogła chociaż liczyć na swą rodzicielkę.
Przeszłość pozostawała już za nim, lecz to nie zmieniało faktu, że pamiętał tamte dni – o wiele prościej byłoby przejść przez nie z siostrą u boku, kiedy dwójka rodziców za wszelką cenę chciała zapomnieć o swym „błędzie” i tylko odliczała dni, gdy pozbędzie się problemu za murami Hogwartu.
Kłąb czarnego dymu rozciągnął się wzdłuż całego korytarza, a następnie przemieścił w kierunku kolejnego pomieszczenia, by momentalnie zniknąć. Szatyn wyłonił się z mgły, po czym podszedł do jednego z krzeseł i odsunął go, by finalnie opaść na nie z wyraźnym zrezygnowaniem. Doskonale słyszał jej słowa, kiedy pozostawał w niematerialnej formie i choć było w nich nieco racji – w końcu trafił tu za sprawą ojca – to nie uważał, aby to właśnie on go tu przysłał. Wizyta była tylko i wyłącznie jego decyzją, a on po prostu mu ją umożliwił przekazując fiolkę ze wspomnieniem.
-Augustus nie żyje- powiedział bez większego zawahania nie mając zamiaru ukrywać przed nią prawdy, a następnie sięgnął dłonią do wewnętrznej kieszeni szaty, w której skrywał piersiówkę. Zacisnąwszy na niej palce wysunął ją, odkręcił i upił kilka szybkim łyków pragnąć czym prędzej opanować buzujące emocje. Nie zamierzał z nią walczyć, nie wyobrażał sobie potraktować czarnomagicznymi zaklęciami. Liczył, że pozwoli mu dojść do słowa, by zakończyć tę farsę oraz wymianę ognia. -Przed śmiercią przekazał mi pewną rzecz- rzucił nie mając pewności czy stała w drzwiach, bowiem siedział do nich tyłem. -Zobacz to wspomnienie- dodał układając na drewnianym blacie stołu fiolkę, której połyskująca zawartość uformowała się w długie, nieustannie poruszające się nici.
Opierając się na swym przykładzie mógłby uświadomić Sintas, że nie w niej leżał prawdziwy problem, a parszywym Augustusie i jego spaczonym podejściu do obowiązku oraz rodziny. Prawdopodobnie – jeśli rzeczywiście nie chodziło o Drew – kolejnego syna traktowałby dokładnie tak samo; bez emocji, bez żadnej głębszej relacji, a przede wszystkim bez własnej obecności. Nie dało się ukryć, iż kobiety potrzebowały więcej atencji, więc całe szczęście, że dziewczyna mogła chociaż liczyć na swą rodzicielkę.
Przeszłość pozostawała już za nim, lecz to nie zmieniało faktu, że pamiętał tamte dni – o wiele prościej byłoby przejść przez nie z siostrą u boku, kiedy dwójka rodziców za wszelką cenę chciała zapomnieć o swym „błędzie” i tylko odliczała dni, gdy pozbędzie się problemu za murami Hogwartu.
Kłąb czarnego dymu rozciągnął się wzdłuż całego korytarza, a następnie przemieścił w kierunku kolejnego pomieszczenia, by momentalnie zniknąć. Szatyn wyłonił się z mgły, po czym podszedł do jednego z krzeseł i odsunął go, by finalnie opaść na nie z wyraźnym zrezygnowaniem. Doskonale słyszał jej słowa, kiedy pozostawał w niematerialnej formie i choć było w nich nieco racji – w końcu trafił tu za sprawą ojca – to nie uważał, aby to właśnie on go tu przysłał. Wizyta była tylko i wyłącznie jego decyzją, a on po prostu mu ją umożliwił przekazując fiolkę ze wspomnieniem.
-Augustus nie żyje- powiedział bez większego zawahania nie mając zamiaru ukrywać przed nią prawdy, a następnie sięgnął dłonią do wewnętrznej kieszeni szaty, w której skrywał piersiówkę. Zacisnąwszy na niej palce wysunął ją, odkręcił i upił kilka szybkim łyków pragnąć czym prędzej opanować buzujące emocje. Nie zamierzał z nią walczyć, nie wyobrażał sobie potraktować czarnomagicznymi zaklęciami. Liczył, że pozwoli mu dojść do słowa, by zakończyć tę farsę oraz wymianę ognia. -Przed śmiercią przekazał mi pewną rzecz- rzucił nie mając pewności czy stała w drzwiach, bowiem siedział do nich tyłem. -Zobacz to wspomnienie- dodał układając na drewnianym blacie stołu fiolkę, której połyskująca zawartość uformowała się w długie, nieustannie poruszające się nici.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Strona 1 z 2 • 1, 2
Przedsionek
Szybka odpowiedź