Wydarzenia


Ekipa forum
Ophelia Blythe
AutorWiadomość
Ophelia Blythe [odnośnik]11.04.20 13:25

Ophelia Blythe (née Zabini)

Data urodzenia: 2 II 1931
Nazwisko matki: Valhakis
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: wdowa po swoim mężu; krytyk sztuki; mącicielka, informatorka
Wzrost: 172cm
Waga: 53kg
Kolor włosów: brąz
Kolor oczu: ciemny
Znaki szczególne: śniada cera; muśnięcia piegów na twarzy; orli nos


Dom nie jest pusty.
Słyszę wciąż oddech, jego oddech, głęboki, grzęznący w płucach; słyszę wciąż jego kroki (podłoga skrzypi, na strychu, który przetrząsa w powtarzającym się tygodniami transie, nigdy nie mówiąc - dlaczego), słyszę szmer pędzla, kiedy dotyka płótna i pracę dłuta, kiedy wyłania właściwe zarysy rzeźby.
Dom nie jest pusty.
Nie wierzę. Nie może być pusty.

Cedric nie żyje, idiotko. Byłaś na jego potrzebie, stałaś tam, blisko, ty, wdowa, samotna łza ślizgająca się po policzku.

A teraz - przechadzam się sama, zatapiam się w materacu naszego łoża i myślę, wspominam, rozbijam na pojedyncze cząsteczki. Byliśmy dwoje, on ekscentryczny artysta, ja, jego muza, stanowczo zbyt młoda żona. Nagłówki plotkarskich gazet krzyczały o naszym związku; byliśmy ich małpkami, cyrk, skandal, magiczne tłumy nie mogą się przecież nudzić. Mówili o nas albo źle albo dobrze, zależnie od sytuacji. Wiedziałam, że nas kochali, mogli nas sławić i besztać, a my, w zamian za to, dziękowaliśmy, zaszczyceni lub wyrażali skruchę. A teraz - Cedrica nie ma, a Czarownica składała mi kondolencje. Wyrazy współczucia. Jestem wzruszona.
Zaczynam się nagle śmiać.

Mówią, że nie istnieję. Tak, jestem kłamstwem sylwetki, skorupą piękną lecz pustą, niezdolną do odczuwania wyższych, szlachetnych, tak ludzkich uczuć. Nie kocham. Nie umiem kochać - tak mówią. Żeruję na łasce innych - kiwają zgodnie głowami. Męża też nie kochałam, wykorzystuję każdego i dla korzyści, zapewne rozchylam uda.

Powiem coś. Tobie. Tak, tylko tobie.
To nigdy nie było łatwe.

To nigdy nie było łatwe.

Nie pamiętałam rodziców. Nie mogłam ich wyjąć z głowy, obracać jak fotografii tonącej wśród kurzu czasu. Od zawsze, byłam wcielona w rodzinę wuja, brata mojego ojca - przybrany ojciec, przybrana matka, przybranych troje, wspaniałych i energicznych braci. Przez większość mojego życia, nikt nie odważył się choćby nieśmiało wspomnieć, dlaczego jestem sierotą. Dla wuja byłam ciężarem, zbędna, kobieta, płeć słaba, chuda dziewczynka o potłuczonych kolanach i zawziętości, wymalowanej na piegowatej buzi. Pragnęłam, za wszelką cenę, pozyskać uwagę braci. Wykrzyczeć - nie jestem słaba. Każde otarcie, każdy, rozkwitający bogactwem kolorów siniec, był dla mnie trofeum z wojny. Co roku, latem, mieszkaliśmy u kuzynów - gnałam, razem z nimi nad rzekę, sumiennie ucząc się pływać. Plątałam się między braćmi jak cień plączący się obok właściwych kształtów. Burzyłam się, kiedy matka (ciotka) rugała mnie za włóczenie się, wdrapywanie na drzewa, podarcie nowej sukienki. Płonęłam gorzkim, dziecięcym, nieposkromionym szałem. To nie jest godne dziewczynki. Nie garb się. Nie patrz. Nie mów. Nie oddychaj. Nie. Nie. Nie. Nie. Zwijałam ręce, ściskając do bólu w piąstki. Kiedy miałam trzy lata, moja matka (ciotka), ponownie doprowadziła mnie do słusznego stanu. Nie potrafiłam wytrzymać - wkrótce po opuszczeniu łazienki, materiał ubrań, sam z siebie, natychmiast zaległ się brudem, twarz była lepka od kurzu, włosy nieuczesane, sklejone w wilgotne strąki. Pan ojciec (mój wuj) ukarał mnie wtedy srogo, choć przede wszystkim, odetchnął w tej chwili z ulgą. Byłam czarownicą. Prawdziwą. W ten sposób, pierwszy raz, jawnie, wyswobodziłam drzemiącą w mych żyłach magię.  

W Hogwarcie widziałam szansę. Moje ambicje, Tiara Przydziału ochrzciła mianem Slytherin. Miałam podniosłe plany, nie chciałam, jak większość czystej krwi kobiet zamykać się w złotej klatce, z gromadką dzieci, na łasce oraz niełasce męża. Nie byłam zbyt popularna; nie marnowałam chwil w towarzystwie, o wiele chętniej zostając wśród bibliotecznej ciszy. Dysponowałam nielicznym, choć zaufanym gronem szkolnych przyjaciół; z pozostałymi, pielęgnowałam wygodne, czysto neutralne stosunki. Byłam niezwykle pilna - spośród przedmiotów, najintensywniej oddałam się transmutacji. Tonęłam w opasłych księgach, profesor dostrzegł mój talent, nieposkromione niczym pragnienie wiedzy. Za wszelką cenę, chciałam nauczyć się trudnej, fascynującej sztuki - animagii. Dzięki wymknięciom, w odmęty zakazanego działu, wskazówkom od profesora, który cierpliwie rozjaśniał każdą wątpliwość oraz sumiennej pracy - pod koniec szóstego roku, pierwszy raz dokonałam swej wymarzonej przemiany. Moja zwierzęca postać nie była ani chwalebna, ani szczególnie piękna.
Jaszczurka żyworodna - okryte łuskami ciało. Jaszczurka, skryta w szczelinie, oczekująca na słońce, istota, zdolna odrzucić ogon, odrodzić się, zdolna przetrwać. Obserwuj zawsze jaszczurkę; jest zwinna, szybka, wymyka się z objęć wzroku.
Widziałam, jak często szlamy okazywały się bardziej pilne i zdolne od młodych arystokratów - nie podważałam, mimo to, filozofii czystości krwi. W domu rodzinnym, od lat dziecięcych wpajano mi przecież wyższość. Stroniłam od mugolaków - nie odczuwałam tak silnej, ślepej pogardy, jak część mych kolegów i koleżanek z domu. Przychylność konserwatystów, była niemniej, w moim odczuciu opłacalna i słuszna. Życie jest ciągłą walką, ja - chciałam czerpać z niej zyski. Wybaczcie mi, brudnokrwiści. Musicie się bronić sami.

Poznałam prawdę. Cuchnęła od alkoholu i rozdzierała od środka, trafiała bezbłędnie w każdy, wrażliwy punkt mojej duszy. Skończyłam szkołę, wuj chwiał się, półmrok niedbale wycinał pijaną twarz. Dłoń wystrzeliła, wskazała jego gabinet. Mam iść. Mam wejść. Mam go słuchać. Usiadłam, targana grozą, pijana bardziej od strachu, niż on od łyków Ognistej. Słyszałam, jak intuicja wydziera się w mojej głowie. Wiedziałam, że się nie myli i miałam rację: wuj wreszcie otworzył usta, wydając na świat coś więcej, poza chrapliwym tchnieniem. Moja matka, została przez niego nazwana tą grecką kurwą. Słuchałam całej historii, moi rodzice zginęli od prowadzonych badań, zabiła ich czarna magia i nieostrożność - zdaniem wuja, spowodowana wyłącznie przez winę matki. Nie mógł pogodzić się z myślą, że stracił brata, który wpatrzony był w swoją żonę, piękną i niecodzienną w szarości Wielkiej Brytanii.

Cedrica poznałam w czasach, gdy uczęszczałam na kurs Wiedźmiej Straży. W miarę, jak dorastałam, coś we mnie pękło, złamało dawny kręgosłup, zrzuciłam całkiem wyschniętą, dawną powłokę skóry. Pojęłam, że miejsce nas, wszystkich kobiet, jest w cieniu. Obserwujemy od wieków, uważnie mężczyzn, patrzymy się na ich ruchy. Nasz atut, przeciwnie do mężczyzn, spoczywa w niewidzialności, utkwieniu na drugim planie. Nie chciałam być niezależna, nie chciałam być jak mężczyźni. Mimo to, z braku chwilowych perspektyw na zamążpójście, postanowiłam wdrożyć się w wymarzony zawód.
Pozyskiwanie informacji, było moją ambicją; odkryłam istotną prawdę - kto dzierży wiedzę na temat innych, ten jednocześnie, dzierży nad nimi władzę (musicie wiedzieć, że bardzo lubię mieć władzę). Umiałam od dawna kłamać, w trakcie kolejnych zajęć, mogłam wnikliwie poznać, jak stać się o wiele bardziej przekonującą. Uczyłam się znikać w tłumie oraz wyostrzać zmysły. Jestem uważną, skoncentrowaną osobą; moje skupienie było kolejną z zalet.
Cedric pojawił się na wystawie - obowiązki, zwykłam ubarwiać sobie cotygodniową wizytą na wernisażu. Mój słodki, przyszły mąż prędko mnie dostrzegł w tłumie. Był (oraz jest nadal) bardzo znanym malarzem, którego geniusz portretów ozdabia siedziby rodów. Nazwał mnie inspiracją. Nie byłam pewna, czy darzył mnie kiedykolwiek miłością, czy może jednak obsesją; zaczął zabiegać z całych sił o małżeństwo. Nasze rodziny, były na szczęście w pozytywnych relacjach, Cedric był szanowany, majętny (śmiano się, że przekupił mojego wuja) i beznadziejnie chory. Tak, chory na mnie. Chwila naszych zaręczyn, była zarazem zerwaniem przeze mnie kursu. Pytano mnie kilka razy, czy jestem pewna - byłam jedną z najlepszych, pośród szkolących się nowicjuszy. Przewagą, którą się odznaczałam, cenioną przez przełożonych, była opanowana animagia i niepozorna, niewielka, zwierzęca postać (jestem zarejestrowanym animagiem; nie chciałam przecież dostąpić konfliktu z prawem). Moja odpowiedź przecięła natychmiast eter.
Tak, jestem pewna.

Byłam stworzona na nowo - jak żywe, jego autorstwa dzieło. Stawałam, wiernie, tuż przy nim, na wernisażach barwnych, pełnych od twarzy i natarczywych niczym insekty spojrzeń. Byłam z nim na bankietach (specjalnie, troszczył się o taneczny warsztat, zatrudnił nauczycielkę, abym opanowała klasyczny układ). Nabrałam większej charyzmy. Codziennie czytałam książki, uczestniczyłam w niepoliczonych zdarzeniach ze świata sztuki, słuchałam opowieści Cedrica - kiedy prowadził z pasją, prywatny wykład na temat znanych rzeźbiarzy, malarzy, kompozytorów. Zgłębiałam wiedzę, również na własną rękę (już od dzieciństwa absorbowała mnie sztuka); w międzyczasie, umocnione nazwiskiem, zaczęły kiełkować pierwsze, publikowane teksty mojego pióra. Pisałam wieczorami, siadałam przed biurkiem, w żółtawej poświacie świecy kreśląc cierpliwie słowa; starałam się dopracować styl. Tematykę prac, poświęcałam (oraz poświęcam) malarstwu. Z czasem, zdołałam sobie zapewnić coraz to większy rozgłos, nie będę ukrywać, znacznie zwiększony, odkąd straciłam Cedrica, jakby mój udział, jako krytyka sztuki, był hołdem, złożonym jego osobie. Merlinie, nigdy mnie nie uderzył. Czasami krzyczał. Czasami tłukł nam zastawę, krucha, porcelanowa forma, podnosiła się wrzaskiem, w kakofonicznej symfonii nagłego zderzenia, rozpadu. Zawsze przepraszał, powracał wtedy, jak osowiały kundel, odsłaniał wrażliwy brzuch.
Było mi przy nim tak dobrze.
Było tak opłacalnie.
Nie porzuciłam zarazem dawnych przekonań. Informacje są władzą. Zasmakowałam w plotkach, im pikantniejsza, tym lepiej. Z wiedzy, na temat ludzkich słabości, zaczęłam wykuwać sztylet. Czasami, zdarzało mi się zakradać w swojej zwierzęcej formię. Znaczną część, zdolnych przyspieszyć pęd serca wieści zachowywałam dla siebie, niektóre szeptałam damom, zyskując tym ich przychylność. Niszczyłam tak niewygodnych, pojawiających się w otoczeniu ludzi. Czekałam, czekam, na odpowiedni moment. Mój sztylet potrafi wyciąć dotkliwą ranę.  

Miał już dwie córki, dorosłe, z poprzedniego małżeństwa (jego żona odeszła kilkanaście lat temu, niestety, nie zwykła cieszyć się dobrym zdrowiem).
Nie miał dziedzica. Syna.
Czarownica, do nieobecnej ciąży, miała prześmiewczy stosunek - ha, ha, to przecież takie zabawne, kobiecość równa się płodność; jestem młoda i zgrabna, jestem kobietą, gdzie jest błogosławiony stan, gdzie jest zaokrąglony brzuch rysujący się pod sukienką?
Mówiono, że Cedric, z powodu wieku nie umiał więcej wypełniać małżeńskiej posługi (bzdura, starsi od niego płodzili gromadki dzieci). Mówiono, że lękam się o sylwetkę, że lękam się kilogramów, które niechybnie przybędą, że już przestanę być piękna i znajdzie kolejną muzę - dlatego pokątnie wypijam dar cioci Ruty.
A rzeczywistość jest inna i boli, cholernie boli. Doświadczam przez nią koszmarów, tłamszę ją w sobie, to gnije we mnie, to mnie pożera od środka.
Pragnęłam dziecka. Kilka razy zdołałam zajść w ciążę, którą traciłam, zawsze na samym początku. Silne, drastyczne spazmy, miażdżyły moje wnętrzności. Krwawiłam bardziej niż zwykle. Byłam zatruta - nie pomagały, ani wizyty u zaufanych uzdrowicieli, ani naiwne mikstury, chwalone przez szarlatanów. Nic. Po czwartym poronieniu, doszłam do pewnych wniosków. Od wuja, dowiedziałam się, że moja matka, nie porzuciła czarnomagicznych eksperymentów, nawet w okresie ciąży. Sama, zwykłam oddawać się czarnej magii, zagłębiać się w jej arkana. Uzdrowiciele, poważni, profesjonalni, rozkładali bezradnie ręce. Jeden z nich, wreszcie, odważył się przy mnie przyznać: nigdy nie będę matką. Dlaczego jestem zepsuta? Przez dawne błędy? Przez swoje błędy? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie chcę już o tym myśleć.

Próbował wiele, stanowczo zbyt wiele razy - wiedziałam, że wszystko jest kwestią czasu, czarną, ulotną plamą, zalewającą spojrzenie w banalnym akcie mrugnięcia. Zawsze, spoglądał na mnie tak samo; nie mówił nic, tylko patrzył. Oczy miał szkliste od wstydu, wymieszanego ze słoną wilgocią łez. Wreszcie, dokonał swego. Powiesił się w naszym domu, w nocy, gdy spałam. Schodziłam, jak zawsze, wczesnym rankiem po schodach - a on wisiał tam, wisiał i czekał na mnie.
Zastanawiam się, czasem, czy dziecko… Czy gdyby, dziecko, które przenigdy nie mogło zobaczyć świata… Zawsze pocieszał mnie, zawsze mówił, że nic się przecież nie stało.
Stało się, kurwa, Cedric. Nie żyjesz - i nigdy mi nie odpowiesz.

Z biegiem lat, coraz bardziej zaczęłam gardzić szlamami. Nie byłam w stanie wytrzymać ich arogancji, z którą wdrażają się do naszego świata, tradycyjnego, z hierarchią. Swoją wiarą i ambicjami, wprawiali mnie w irytację. Zawsze, kiedy słyszałam, jak pada ciąg równościowych haseł, robiło mi się niedobrze. Mugole, świetni mugole. Merlinie, zaraz się zrzygam. Powinni znać swoje miejsce.
Najlepiej powinni zginąć.
W kłębiących się wydarzeniach, oplatających napięciem Wielką Brytanię, widziałam triumf nowej władzy. Towarzystwo, w jakim się obracałam, poparło olbrzymie zmiany. Nasze spotkania, prowadzone od lat, do których nie przyznawałam się Cedricowi, były tajne, nawiązywane nicią skrywanych skrzętnie ustaleń.
Odkrywaliśmy czarną magię.
Przestałam się dziwić matce - gałąź tych zakazanych, odrzuconych (niesłusznie) czarów, jest silnie fascynująca. Jest niczym władza, której soczysty owoc, można utrzymać w rękach. Moi znajomi, coraz śmielej przytaczali mi pewną postać, niezwykłą, przy której każdy zwolennik, mógł stać się nareszcie silny jak nigdy dotąd. Chciałam rozwijać się i rozkwitać, na wielu różnych płaszczyznach. Chciałam mieć udział. Nie miałam nic do stracenia, a moje śledcze zdolności, stały się znów przydatne. Moja droga kuzynka, wdrożyła mnie w świat Rycerzy. Miesiąc temu - zostałam ich sojuszniczką.  

Minęły ponad dwa lata - od kiedy nie żyje Cedric.
Nie jestem dłużej w żałobie.


Patronus: srebrzyste wiązki bezładnie tańczą w powietrzu, pulsując od echa wspomnień wspólnie spędzonych z nim chwil. Odczucia, pędzące pod firmamentem myśli, nigdy nie okazały się dostatecznie silne; patronus nigdy nie przybrał swojej cielesnej formy.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 Brak
Zaklęcia i uroki: 5 Brak
Czarna magia: 5 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 15 +5 (różdżka)
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 0 Brak
Zwinność: 10 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
RetorykaI2
Historia magiiI2
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćI2
Ukrywanie sięII10
KłamstwoII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Brak--
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)II7
Literatura (tworzenie prozy)II7
Malarstwo (wiedza)III25
Rzeźba (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
PływanieI0.5
Taniec balowyI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak-0
Reszta: 1

Wyposażenie

różdżka, sowa, animagia

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Ophelia Blythe dnia 14.04.20 23:29, w całości zmieniany 4 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ophelia Blythe [odnośnik]27.05.20 1:51

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Sierota, przygarnięta przez dalszych krewnych. Cień przybranego rodzeństwa, usiłujący za wszelką cenę zaznaczyć swoją obecność w życiu rodziny. Sprytna, zwinna i zdolna do przetrwania w pojedynkę - tak jak jaszczurka, której postać Ophelia nauczyła się przyjmować. Czarna magia, która odebrała kobiecie jej rodziców, odcisnęła swoje piętno także na samej pannie Blythe. Wydarła z jej objęć wyczekiwane, nienarodzone dziecko, a wkrótce potem także i męża. Nikczemna, mroczna sztuka okazała się być jednak zbyt kusząca, by odrzucić jej dary - toteż Ophelia bez wahania podążyła tą ścieżką. Dołączyła do tych, którzy rozpętali tę wojnę. Tych, którzy kroczyli przez ciemność, pragnąc przywrócić magicznemu światu chwałę.

 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Animagia (jaszczurka)
Kartę sprawdzał: Percival Blake
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ophelia Blythe Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ophelia Blythe [odnośnik]27.05.20 1:51
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa

ELIKSIRY- Nazwa (X porcje, stat. x)

INGREDIENCJEposiadane: -

BIEGŁOŚCI-

HISTORIA ROZWOJU[13.04.20] Karta postaci, -50 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ophelia Blythe Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Ophelia Blythe
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach