Wydarzenia


Ekipa forum
Kontuar
AutorWiadomość
Kontuar [odnośnik]20.04.20 10:40
First topic message reminder :

Kontuar

★★
W głównej części karczmy znajduje się podniszczony, wyżłobiony kontuar, oświetlony upiornym blaskiem zielonych płomieni świec, za którym zwykle kręci się barman, czasem także roznoszące alkohol dziewczyny. Nie został on ulokowany tuż przy drzwiach przeznaczonych dla klienteli, tych wychodzących na główną ulicę Nokturnu, lecz jego umiejscowienie pozwala na swobodne kontrolowanie tego, kto wchodzi i kto wychodzi – o ile, oczywiście, ktoś zada sobie trud, by spoglądać w tamtym kierunku.
Przy nadszarpniętej zębem czasu ladzie stoi kilka rozklekotanych stołków, zwykle pustych, wszak większość stałych gości woli zajmować miejsca na uboczu, nie pod samym nosem barmana. Za nią zaś, od podłogi aż po sklepienie, ciągną się kolejne półki pozastawiane butelkami najróżniejszych kształtów i rodzajów, kieliszkami, szklaneczkami, mniejszymi beczułkami z trunkami nieznanego pochodzenia i najdziwniejszymi bibelotami, które wyglądają, jakby leżały tam od wielu długich lat; wśród nich wypatrzeć można zakurzone kości, potłuczone lusterko dwukierunkowe czy niedokończony amulet rzeźbiony w groźnie wyglądające runy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:50, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kontuar - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kontuar [odnośnik]13.09.21 23:25
Nie chciałem zapeszać, ale początek stycznia upływał mi znacznie spokojniej niżeli ostatnie miesiące. Nauczyłem się panować nad wewnętrznymi głosami, gotów byłem nawet przyznać, że przyzwyczaiły mnie do swej obecności i choć jeden z nich wciąż był nieokiełznany, tajemniczy i trudny do zrozumienia, to o wiele rzadziej ulegałem jego  wpływowi niżeli wcześniej. Nie umniejszałem jego sile, nie bagatelizowałem idących za nim konsekwencji, bowiem wciąż pozostawał dla mnie mroczną zagadką. Doskonale pamiętałem wydarzenia z Dziurawego Kotła, gdzie nie potrafiłem przebić się przez utkane bariery, często przychodziło mi się zmierzyć z łaknieniem krwi, wybuchami agresji i niepohamowanej rządzy spełniania jego woli, jednakże od tamtej pory nie udało mu się ponownie mną zawładnąć. Być może było to marne pocieszenie, w końcu nadal nie pozostawałem w pełni sobą, lecz szukałem w tym wszystkich cienia pozytywu, swego rodzaju pewności siebie, jaka zostawała w ostatnim czasie wystawiona na próbę. Prawdopodobnie wielu osobom nacisnąłem na odcisk i gdybym nadal pozostawał w tej cholernej huśtawce nastrojów, to nie miałbym już czego naprawiać, a tym bardziej zmieniać. Potrzebowałem normalności, jakkolwiek to brzmiało, oddechu i nadziei, że nie przyjdzie mi znów oszaleć w najmniej oczekiwanym momencie. Zabrakłoby mi palców, gdybym chciał policzyć, jak wiele razy byłem kimś innym, cieniem tego, którego rozmówca tudzież towarzysz walki oczekiwał. Stałem się niebezpieczny nie tylko dla wroga, ale przede wszystkim sojuszników, na co nie mogliśmy sobie pozwolić – wszyscy.
Cztery kąty na Śmiertelnym Nokturnie namnażały myśli, potęgowały obrazy i niechciane wspomnienia, albowiem to właśnie w nich spędzałem większość czasu. Musiałem się od nich odciąć, wyjść na prostą, dlatego większość dnia spędzałem w Mantykorze. Lekcje Iriny przyniosły zamierzony cel, odbiłem się od dna i choć brakowało tu twardej ręki Goyla, to biznes z powodu jego braku przestał cierpieć. Ten zapity łeb byłby ze mnie dumny, bo gdzieś w głębi siebie byłem przekonany, że nie dawał ni grama wiary, iż byłem w stanie nauczyć się tych cholernych ksiąg rachunkowych. Prawdopodobnie rozważał też opcję malejących zapasów – rzecz jasna z mojej winy – bez odpowiednich kontroli, lecz i tutaj bym go zaskoczył. Alkohol przestał być mym codziennym kompanem. Okłamywałbym sam siebie, gdybym stwierdził, że zacząłem od niego stronić, ale dno w butelkach widziałem znacznie rzadziej.
-Nie żartuj- rzuciłem do barmana z wyraźnym rozbawieniem, kiedy wspomniał o wczorajszej burdzie. Nim jednak zdążyłem wniknąć w szczegóły usłyszałem skrzypienie wejściowych drzwi, a zaraz po tym poczułem na plecach dotyk. Momentalnie obróciłem się przez ramię i uniosłem brwi, gdy dostrzegłem Belvine. Cóż ona tu robiła? -Chyba?- mruknąłem fałszywie obrażonym tonem, po czym wygiąłem wargi w kpiącym wyrazie. -Tommy, ty też byś nie tęsknił?- rzuciłem nieco głośniej widząc, że mężczyzna najwyraźniej zamierzał się usunąć. Znał dziewczynę, wiedział co nas łączyło. -Oczywiście. Właśnie wspominał o filigranowej szatynce, która każdego wieczora pozostawia mu wiadomość dla mnie- odparłem poważnym tonem. -Był w trakcie pikantnych szczegółów, doskonale wiesz jak zepsuć zabawę- dodałem z przekąsem, by zaraz po tym nachylić się do jej warg i skraść krótki pocałunek. -Sprawdzasz, czy jestem grzeczny? Może jednak rzeczywiście liczyłaś, że Tommy będzie zmuszony przekazać Ci, najwyraźniej niezbyt smutne, wieści?- spytałem otulając ją ramieniem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kontuar [odnośnik]14.09.21 1:26
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kontuar - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kontuar [odnośnik]18.09.21 18:36
Chyba nie do końca wierzyła, że przypadkowe zajście do Mantykory, faktycznie okaże się mieć sens. Z drugiej strony, gdzie indziej mogłaby go szukać, gdyby naprawdę zależało jej na znalezieniu go właśnie dziś. Usłyszała strzępek rozmowy, parę słów rzuconych przez barmana i pytanie ze strony Drew. Kładąc dłoń na jego plecach, poczuła lekkie spięcie mięśni, ale nie było w tym nic dziwnego. W końcu nie mógł się spodziewać, że ktoś postanowi znaleźć się tak blisko. Nie ukryła rozbawienia, jakie odczuła na tę reakcję, ale również na obrażony ton.
- Na pewno byłoby? – zabrzmiała niepewnie, lecz ledwo powstrzymywała uśmiech cisnący się na usta. Oczywiście, że byłoby jej smutno, przykro, gdyby coś mu się stało. Przy czym nie dopuszczała nawet myśli o dość ponurym scenariuszu, który założyła w żartach. Martwiła się o niego, gdy znów podejmował się koniecznego ryzyka. Miała jednak świadomość, kim jest i co się z tym wiąże, czemu zobowiązał się kilka miesięcy temu. A przynajmniej wiedziała tyle, ile sam chciał powiedzieć i tyle jednak jej wystarczyło.
Spojrzała na barmana, kiedy ten nie odpowiedział na zadane pytanie, a odszedł na bok, zajmując się swoją pracą. Czasami nadal dziwnie było jej z myślą, że relacja z Drew, wyszła poza milczące mury mieszkania, stając się zauważalna dla postronnych. Najlepszym przykładem był właśnie pracujący za barem mężczyzna, który szybko połączył fakty, gdy z różnych powodów pojawiała się tu nieraz.
- Oh, wybacz.- podjęła, fałszywie przejęta, że wtrąciła się w takim momencie.- Taka już moja natura, że zepsuję każdą dobrą zabawę.- prychnęła cicho. Kąciki jej ust drgnęły, gdy skradł pocałunek, krótki i zdecydowanie niewystarczający, kiedy już zachęcił.- Ale w zamian proponuję lepszą.- dodała po chwili. Wspięła się lekko na palce, by zniwelować różnicę wzrostu i sama pocałowała go. Cofnęła się odrobinę, ale nie odsunęła od niego.
- Grzeczny? – uniosła nieco brew, tłumiąc rozbawienie. Mógł posiadać wiele cech, jeszcze więcej zachowań przejawiać, ale o grzeczności nie pomyślałaby nigdy. W sumie już na początku znajomości była pewna, że to nie jest coś, czego powinno się doszukiwać w Drew.- Może tak, może nie.- udała niewinną, co podkreśliła uśmieszkiem wkradających się na usta. Przytuliła się lekko do jego boku, gdy poczuła obejmujące ją ramię.
- Miałam ostatnio paskudne dni w pracy, brakowało mi twojego ciętego humoru dla rozluźnienia.- przyznała niezbyt chętnie. Dziś nie chciała o tym myśleć, ale faktycznie zatęskniło jej się za tym, jak umiejętnie Drew odwracał uwagę od drażniących spraw.- Poza tym, zajrzałam do twojego mieszkania i chciałam Cię uprzedzić, że pożyczyłam jedną z ksiąg o starożytnych runach. Muszę coś sprawdzić, a moja wiedza jest żałosna... a raczej nie istnieje.- wyjaśniła, bo przecież dlatego tutaj zaszła, licząc, że znajdzie go.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kontuar [odnośnik]23.09.21 0:57
-To pytanie czy odpowiedź?- uniosłem brew nie odwracając wzroku od dziewczyny, która najwyraźniej świętowała mały triumf. Faktycznie nie spodziewałem się jej tutaj, bo choć niejednokrotnie już odwiedzała mnie w mieszkaniu bez zapowiedzi, to jednak zaglądnąć do Mantykory zdarzało się jej wyjątkowo rzadko.
Na moment skupiłem swą uwagę na barmanie, jaki powędrował wzdłuż baru i udał się na jego kraniec w tylko sobie znanym celu. Zamierzał polerować wiecznie brudne szkło? Nagle zrobiło mu się szkoda moczymord i zapragnął zadbać o ich estetyczny komfort? We wszystko byłem gotów uwierzyć, lecz nie w to. -Spłoszyłaś go- mruknąłem przeciągle, po czym odwróciłem się w jej kierunku z wyraźnym, szelmowskim uśmiechem. -Czyli od dziś możemy Cię nazywać niszczycielem dobrej zabawy?- zaśmiałem się pod nosem, po czym ująłem w dłoń wcześniej ustawione szkło; o dziwo wciąż pełne. Złocisty płyn nie był równie dobry, co przeszło rok temu, lecz przestałem narzekać. W wielu lokalach brakowało napitków, a my, mimo rozległego kryzysu wciąż byliśmy w stanie zapewnić choć podstawowy alkohol, co działało na zdecydowaną korzyść. -Napijesz się czegoś?- spytałem wskazując dłonią dość oszczędnie wyposażony bar. Nie był to widok zaskakujący w negatywny sposób, ale z pewnością skromniejszy i ubogi w trunki wykraczające poza typowe samoróbki.
-Uhm- unosiłem brew w zastanowieniu. Cóż takiego mogła zaplanować? Oby nie wyprawę do Dziurawego Kotła. -Zdradzisz mi ten jakże kuszący plan? Czy jednak pragniesz sprawić mi niespodziankę, za którymi jak wiesz nie przepadam?- spytałem dość otwarcie i liczyłem na równie prostolinijną odpowiedź, choć w głębi siebie wiedziałem, że były to złudne nadzieje. Przyzwyczaiła mnie do pytań i zagadek, podobnie jak do tajemniczości, która wymagała sporej ilości czasu oraz cierpliwości, aby móc przekroczyć jakiekolwiek bariery.
-Niech zgadnę- zacząłem zaniepokojonym tonem, lecz była to jedynie gra, zapewne wykraczająca poza moje werbalne możliwości. -Chciałaś przyłapać mnie na gorącym uczynku?- spytałem z wyraźnym zaciekawieniem. -Wiesz…- dość wyraźnie przeciągnąłem owe słowo i wskazałem palcem sufit. -U góry, w pokojach- pokiwałem wolno głową z cichym westchnięciem, przez które finalnie wyrwał się krótki śmiech. Żartowałem, lubiłem niekiedy przeciągnąć strunę, ale kto inny jak Belvina mógłby o tym równie dobrze wiedzieć?
-Coś się stało?- spytałem, kiedy wspomniała o pracy. Rzadko to robiła, dlatego nie mogłem zareagować inaczej. Zwykle skupialiśmy się na tematach związanych z organizacją lub moimi przypadłościami, a nie zawodowymi problemami. -Runy? Nie mogłaś po prostu zapytać?- dodałem dochodząc do wniosku, że temat był znacznie bardziej złożony niżeli sądziłem. Manuskrypty, jakie posiadałem nie były dla laików i wcale nie byłem zdziwiony, że nie odnalazła nic, co mogłoby się jej przydać.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kontuar [odnośnik]04.10.21 20:14
- A jak sądzisz? – kąciki jej ust zadrżały, kiedy nie mogła się oprzeć, by tę gierkę słowną pociągnąć dalej. Łatwiej było odpowiadać pytaniem na pytanie, nawet jeśli nie mieli dojść do czegokolwiek. W tym przypadku było to również niegroźne i może odrobinę złośliwe, ale Drew zasłużył sobie na to. Usiadła na wysokim stołku barowym, zakładając nogę na nogę i w odruchu, wygładzając materiał spódnicy.- Oczywiście, że byłoby. Nie mów, że naprawdę potrzebowałeś tego zapewnienia.- dodała zaraz, obserwując go z uwagą.
Przekroczyć próg jego mieszkania było zdecydowanie łatwiej i naturalniej niż karczmy, będącej już miejscem pracy. Nie wiedziała skąd takie odczucia, ale bywając na Nokturnie, zwyczajnie omijała Mantykorę. Zerknęła również na barmana, ale poświęciła mu zdecydowanie mniej uwagi, powracając wzrokiem na Macnaira. Prychnęła cicho pod nosem.- Nie wydawał się taki nieśmiały.- na moment udała zmartwioną, ale dobrze wiedziała, co kryło się za zachowaniem mężczyzny za barem i była mu wdzięczna za taką reakcję.- No nie wiem, może niszczę jedną, ale nadal nie będziesz stratny.- odparła zaraz. Przeniosła spojrzenie na prezentowany bar, ale wyglądał dość licho. Przypomniała sobie pierwszy raz, kiedy pojawiła się tutaj. W dniu urodzin, po kilku drinkach i nieświadomości, co to dokładnie za miejsce oraz jak zagrał jej na nosie Drew. Wtedy butelek za i pod barem było zdecydowanie więcej. Mało tego wybór był na tyle spory, że pamiętała własne niezdecydowanie, kiedy przyszło jej wybrać kolejny alkohol. Mantykorę obecny kryzys też dotykał i nie szło tego nie zauważyć.
- Nie tym razem. Muszę jeszcze załatwić parę rzeczy, więc odmówię drinka, a jakoś nie wierzę, byś miał na stanie coś pozbawionego procentów.- cień ironii wkradł się do głosu, uśmiechnęła się uroczo. Zmrużyła delikatnie oczy, a uroczy uśmiech zmienił się w bardziej przebiegły. Mimiką wyrażała dużo, chociaż często nie było to szczere, ale mężczyzna już powinien być tego świadom.
- Poczekaj, sprawię ci kilka niespodzianek, których nie pożałujesz. Wtedy zaczniesz wyczekiwać kolejnych.- jawnie żartowała, ale nie powinien oczekiwać niczego więcej.- Mogłabym zdradzić, ale straciłoby to trochę na zabawie. Ufasz mi? – spytała, unosząc nieco brew. Ciekawiła ją odpowiedź, nie mając pewności czy usłyszy w kontrze deklarację zaufania. Niby raz wymsknęło mu się, że nigdy w nią nie wątpił, lecz jak było teraz?
Przewróciła oczami, kiedy próbował najwyraźniej zagrać jej na nerwach. Zazdrość była uciążliwa i naprawdę nie chciała tego odczuwać, ale czasami coś wyrywało się spod kontroli, drażniąc bardziej niż powinno.- Właśnie tak. Mogłabym wtedy bez przeszkód i wyjaśniania pozbyć się Ciebie ze swojego życia.- nie próbowała nawet zabrzmieć poważnie. Oboje wiedzieli na czym stoją i jak specyficzna była ów relacja, przez charaktery obojga. Nigdy nie sądziła, że może tak swobodnie czuć się w towarzystwie kogoś i nie przejmować czasami bezmyślnymi słowami. To było naprawdę przyjemne i nie zamieniłaby tego na żadną inną relację w obecnej chwili.
Moment później powróciła odrobina powagi, kiedy zmienił się temat. Faktem było, że rzadko poruszali kwestię pracy, rozmijając się mocno w zainteresowaniach i zawodzie. Nie mniej czasami padały pewne słowa, dyktowane zmęczeniem lub rozdrażnieniem z zaistniałych sytuacji.
- Szpital, jak to szpital, rządzi się swoimi prawami i czasami mam tego dość.- przyznała nieco niechętnie.- Mam wrażenie, że potrzebuję urlopu.- dodała, od pewnego czasu miała ochotę wyrwać się za miasto, zniknąć na parę dni. Najchętniej w Jego towarzystwie, ale wiedziała dobrze, że nie mógł sobie na to pozwolić, nie teraz.
- Zapytać? Dziś przypadkiem udało mi się trafić na Ciebie tutaj. Bardzo chętnie spytałabym i poszukała pomocy, gdy znasz się na tym najlepiej. Tylko jesteś okropnie nieuchwytny.- przypomniała mu.- Dlatego uznałam, że wybaczysz mi, zwinięcie ci czegoś z mieszkania.- dodała z rozbawieniem. W takich momentach żałowała, że nie przytaknęła na jego propozycję z jarmarku, ale wtedy była zbyt zaskoczona, aby wydusić z siebie zgodę. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek jest w stanie na tyle ją zakłopotać, ale Drew radził sobie z tym wyjątkowo dobrze, co udowodnił kilka razy.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kontuar [odnośnik]23.10.21 0:40
Nie mogłem ustąpić tym uszczypliwościom, mimo że z jednej strony wyjątkowo je lubiłem, zaś z drugiej nierzadko działały mi na wyobraźnię, a tym samym nerwy. Wątpiłem, aby była gotowa szybko przetrawić brak mojej obecności, albowiem zbyt wiele wyrażała swymi gestami. Choć kto wie, może była lepszą aktorką niżeli sądziłem? Wciąż kryła wiele tajemnic, ale nie wadziło mi to w żaden sposób. Powolne poznawanie nieustannie karmiło ciekawość, pielęgnowało ten niezwykle ważny element zaskoczenia, który wyjątkowo ceniłem sobie w damsko-męskich relacjach. Lubiłem odkrywać, natura podróżnika zaszczepiła we mnie pragnienie poznawania, powolnego rozwikływania zagadek, a także wypracowała cierpliwość. Nie musiałem dostawać wszystkiego na tacy, właściwie nigdy nie przyszło mi otrzymać czegokolwiek bez solidnych nakładów pracy oraz zaangażowania. Być może było to kiepskie porównanie, lecz właśnie tak to widziałem. Tak do tego podchodziłem. -Jak widać czasem potrzebuję- odparłem z lekkim uśmiechem, który zabłądził na mych wargach. Cieszył mnie jej widok, podobnie jak zrozumienie, że w ostatnim czasie miałem znacznie mniej wolnych chwil na niezapowiedziane wizyty.
-Może płoszy go widok pięknych kobiet, choć co do zasady dyskwalifikuje go to ze stanowiska- dodałem przechylając nieznacznie głowę. Szybko zrozumiałem, że palnąłem głupotę, albowiem ilość rozsądnych i przyciągających wzrok przedstawicielek płci pięknej na Śmiertelnym Nokturnie można było zliczyć na palcach jednej ręki. Westchnąłem cicho pod nosem i uniosłem szkło, które obróciłem w dłoni. Na moment skupiłem się na trunku zalewającym szklane brzegi, bowiem czułem że tylko moment dzielił mnie od riposty. -Nic nie mów. Wiem- wtrąciłem nie dając jej dojść do głosu. -Wydaje mi się jednak, że akurat ich brak działa na Twoją korzyść- dodałem krótko wieńcząc słowa szelmowskim uśmiechem.
-Wzbudziłaś moją ciekawość. Kontynuuj- zatrzymałem spojrzenie na jej tęczówkach i uniosłem brew w widocznym zaintrygowaniu. Cóż takiego planowała? Czy tylko blefowała, aby nie wyjść na wspomnianą niszczycielkę? Nie minęła nawet chwila, a mina wyraźnie mi zrzedła, bowiem opowiedziała o kolejnych planach, jakoby odwiedziny nie miały być ostatnim punktem dzisiejszego dnia. Przewróciłem oczami, po czym upiłem alkoholu z udawaną irytacją. Nie gniewałem się, w końcu nie była zobligowana do spędzania ze mną wszystkich wieczorów, zwłaszcza że nie byliśmy umówieni, jednakże liczyłem na znacznie większą ilość czasu. -Zamierzasz po nocach kręcić się tymi uliczkami?- spytałem, bo choć prawdopodobnie nikt nie zrobiłby jej krzywdy, nawet nie odważyłby się zaczepić, to mimo to owa myśl sprawiała pewien dyskomfort. Nie bez powodu mówi się o tej części miasta w samych negatywach.
Kiedy padło to dość wrażliwe pytanie, zapewne zadane pod wpływem chwili, być może sytuacji, nie odpowiedziałem od razu. Unikałem podobnych wyznań i mimo pewności, co do jej intencji ciężko było mi otwarcie przyznać, że dzieliłem wobec niej duże pokłady zaufania. Kto wie, może po prostu nie potrafiłem na takie tematy rozmawiać. -Tak- wydusiłem w końcu z siebie. Zdawałem sobie sprawę, iż mogła to źle odebrać, jednak liczyłem że zdążyła mnie poznać na tyle, aby chociaż spróbować to zrozumieć.
Zmiana tematu wyraźnie mnie rozluźniła, co mogła dostrzec gołym okiem. Nie przywykłem udawać przy niej kogokolwiek innego, a zatem i teraz porzuciłem myśl o trzymaniu wszelkich emocji na wodzy. -Tak bez zawahania? Po jednej nocy? Nie masz litości- odparłem nie mogąc powstrzymać krótkiej salwy śmiechu. Lojalnych mężczyzn można było ze świecą szukać, co nie znaczyło, że zamierzałem być jak inni.
-Ale coś się wydarzyło? Czy po prostu potrzebujesz przerwy? Oddechu?- dopytałem nie kryjąc zdziwienia, albowiem wychodziłem z założenia, że uzdrowicielskie praktyki były dla niej priorytetem. -Czy wypaliłaś się zawodowo z mojego powodu?- rzuciłem pragnąc ujrzeć na jej twarzy uśmiech, nie lubiłem kiedy pochłaniały ją zmartwienia. -Każdy z nas zasługuje na odpoczynek, jeśli praca nie sprawia Ci już tej samej satysfakcji, to odpuść na jakiś czas. Rycerze z pewnością znajdą do Ciebie drogę, a reszta wyląduje pod skrzydłami innych uzdrowicieli- uniosłem dłoń, po czym dotknąłem jej policzka i wolno przesunąłem kosmyk włosów za ucho. -Może to tylko chwilowa chandra, albo poczucie winy, że wciąż nie przyniosłaś do mnie swoich walizek- dodałem posyłając jej oskarżycielskie spojrzenie, choć nie czułem z tego powodu zawodu. -Stoi dla Ciebie otworem, więc nie krępuj się brać czego potrzebujesz. Ewentualnie zostaw mi tylko jedną butelkę ognistej, kiedy już ograbisz mnie z wszystkiego- ironiczny uśmieszek wkradł się na me wargi. Miała rację – miałem mniej czasu, dlatego należało czym prędzej zrobić coś, abyśmy mogli spędzać go więcej.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kontuar [odnośnik]29.10.21 1:44
Spojrzenie ciemnych oczu stało się łagodniejsze i cieplejsze, kiedy Drew przyznał, że czasami potrzebował to usłyszeć. Znała go już, a jednak czasami w takich rozmowach, dowiadywała się czegoś jeszcze, czegoś nowego, co tylko pozornie nie pasowało do niego. Ciekawie było powoli odkrywać, że za tym cwaniakiem, którego kpina nie opuszczała, kryło się coś więcej.
- Zapamiętam.- obiecała, nie chcąc, aby wątpił. Nie miał ku temu powodów, nawet jeśli podobne zaczepki były czymś normalnym w ich rozmowach. Kącik jej ust uniósł się zauważalnie, a na języku już tkwiła odpowiedź z zakresu tych złośliwszych, zdradzający specyficzny humor. Nie dane było jej odciąć się, bo najwyraźniej sam zrozumiał swój błąd i zreflektował się w porę. Cichy chichot zabrzmiał, lecz słyszalny pozostał tylko dla nich.
- Powiedzmy.- odparła, będąc dość łaskawą, aby nie rzucić nic więcej. Przynajmniej w pierwszej chwili.- Chociaż ciebie musi nudzić, gdy nie masz na czym zawiesić spojrzenia.- dodała odrobinę prowokująco. Nie słynęła z tych, które zastawiały takie słowne pułapki na mężczyzn. Nie zależało jej na spięciu wywołanym źle dobranymi słowami. Wyrosła z tego dawno, jak również poznała nieprzyjemną rzeczywistość.
Wiedziała, że właśnie dał się złapać, a chwilę później potwierdził również wypowiedzianymi słowami. Ciekawość była przewrotną cechą, domeną osób lubiących poznawać, ale łatwo obracała się przeciwko nim. Sama miała okazję poznać na własnej skórze, jak zwodna była ciekawość. Chciała odpowiedzieć, ale zdążył zmarkotnieć chwilę później. Domyślała się powodu, dlatego zsunęła się ze stołka barowego i zbliżyła do mężczyzny. Położyła dłoń na jego boku, muskając opuszkami palców wyczuwalne pod koszulką żebra. Odrobinę wyciągnęła ku górze szyję, by usta znalazły się przy jego uchu.- Kiedy załatwię wszystko, mogę wrócić na Nokturn.- szepnęła miękko.- O ile będziesz w domu i chcesz.- wątpiła, że przyjdzie jej usłyszeć odmowę, a przynajmniej w kwestii chęci. Musnęła wargami linię jego szczęki, by chwilę później złożyć krótki pocałunek na ustach.- Wtedy też pomyślę nad lepszym wynagrodzeniem ci zniszczonej zabawy.- rozbawienie wkradło się znów do głosu. Pokręciła głową, zajmując wcześniejsze miejsce.
- Nie zamierzam, miałam w sumie stąd iść już, ale zahaczyłam o Mantykorę.- nie przepadała za tą ulicą, mimo że czuła się tu pewniej, nadal było co najmniej naście miejsc, które chętniej odwiedzała z różnych powodów. Niestety, musiała od czasu do czasu zawędrować na Nokturn.
Obserwowała go z uwagą, kiedy milczał najwyraźniej zaskoczony pozornie niewinnym pytaniem. Pozwalała trwać ciszy między nimi, nie denerwując się z jej powodu ani nie tracąc specyficznej pewności siebie. To nie było coś na co spodziewała się szybkiej odpowiedzi, może nawet nie uwierzyłaby w takową. Zaufanie nie było łatwe, miała tego świadomość, zwłaszcza kiedy ludzie zbyt chętnie polegali na innych. Czasami zastanawiała się, co było trudniejsze i bardziej wiążące deklaracja miłości czy zaufania? Zawiedzione uczucia czy pewne poczucie bezpieczeństwa, które odczuwało się przy konkretnych osobach. Nie zawsze szły ze sobą w parze, ale potrafiły boleć jak diabli. Kiedy w końcu padła odpowiedź, skinęła delikatnie głową.
- Cieszę się.- przyznała cicho.- Chociaż również boję, że kiedyś mogę je zawieść.- nie chciała tego, nie wyobrażała sobie sytuacji w której zawiodłaby jego zaufanie świadomie i zrobiła coś przeciwko niemu. Mimo to życie potrafiło niemiło zaskakiwać.
Oparła łokieć o blat baru, a na dłoni wsparła brodę, spoglądając z uwagą na Drew. Prychnęła cicho ze śmiechem.- Ani odrobiny.- podtrzymała żartobliwy ton, mimo że było w tym dość dużo prawdy. Wierni mężczyźni nie byli normą, a zwłaszcza tacy pokroju Macnaira. Czasami kpiła, że byli jak miejskie legendy, których nikt nie widział na oczy, ale każdy o nich mówił. I stąd brała się jej nieufność, obawa oraz niechęć, podyktowane doświadczeniem, kilkuletnim związkiem w którym była jedną z wielu. Wzruszyła lekko ramionami, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.
- Chyba po prostu. Może nie pracuję długo w swoim zawodzie, ale wystarczająco intensywnie, by brakowało mi już oddechu. Zanim pierwszy raz trafiłeś do mnie, ledwo trzymając się na nogach, jakoś nie odczuwałam tego.- przyznała z cieniem uśmiechu.- Traktowałam ludzi po prostu, jak pacjentów, wychodziłam ze szpitala i starałam się o nich nie myśleć. W twoim przypadku nie było to już możliwe, gdy wybierasz sobie najróżniejsze pory na odwiedziny u swojego prywatnego uzdrowiciela.- uśmiech poszerzył się wyraźnie. Nie miała mu tego za złe, nigdy nie zamierzała zamknąć mu drzwi przed nosem. Mógł u niej zawsze znaleźć pomoc, kiedy tego potrzebował, wcześniej po prostu z jej dobroci, a teraz z powodu większej zażyłości.
Była mu wdzięczna za te słowa, za rozsądek o którym czasami zapominała. Często nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, własnego komfortu, uważając innych za ważniejszych. Za to on właśnie teraz jej o tym przypomniał. Czując dotyk na policzku, przechyliła delikatnie głowę, by na moment nieco wtulić policzek w jego dłoń. Ciemne tęczówki spoczywały na męskiej twarzy.
- Przemyślę to. Może to faktycznie rozwiązanie.- przyznała po chwili. Czasami warto było posłuchać innych, a nie upierać się przy swoim podejściu, swych racjach.
Udała zamyślona, gdy podzielił się przemyśleniami, co może być tego powodem.
- Masz rację to zdecydowanie przez fakt, że jeszcze nie przeniosłam swych rzeczy do Ciebie.- zaśmiała się cicho.- Zrobię to, może uda mi się przed urodzinami. Chociaż i tak, nie wrzucę ci wszystkiego do mieszkania... bo jest tego dużo, chyba nawet o wiele za dużo.- przewróciła oczami, musiała pozbyć się tego, co było jej niepotrzebne.
- Jedna butelka, mówisz. Mogę się na to zgodzić.- odparła żartobliwie, nie spodziewając się po nim niczego innego, jak tego, że chciałby zostać z butelką ognistej w najgorszym scenariuszu.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kontuar [odnośnik]06.11.21 23:19
Westchnąłem rozkładają ręce w geście bezradności, albowiem niełatwo było wypatrzeć urodziwe panie wśród zatęchłych uliczek Nokturnu. Rzecz jasna nawet nigdy nie próbowałem szukać, ale lata mieszkania tutaj wiele udowadniały. -Szczerze powiedziawszy mam ręce pełne roboty odkąd Goyle wypłynął na szerokie wody. Gdy tylko uda mi się znaleźć nieco czasu, to staram się możliwe dobrze go wykorzystać. Dzisiaj powiedzmy jest mały wyjątek od reguły, ale nie czuje się z tym szczególnie źle- wyjaśniłem pokrótce nie mijając się z prawdą. Prowadzenie speluny może i na pierwszy rzut oka było prostym i niewymagającym zadaniem, jednakże dla osoby niemającej doświadczenia z własnym biznesem – rzecz jasna tym legalnym – papierkowa kwestia mogła sprawiać wiele trudności. Wydawać by się mogło, że póki co nie zawodziłem, ale wolałem nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Dopiero, kiedy dokumentacji przyjrzy się wprawne oko będę mógł określić na ile ta pewność była słuszna.
Uniosłem kącik ust, gdy poczułem na swych żebrach ciepły dotyk, a zaraz po tym krótki, acz czuły pocałunek. Słodki szept wzbudził pragnienie rychłego powrotu do mieszkania, które prawdopodobnie szybko miała ukrócić koniecznością udania się jeszcze w kilka miejsc. Nie wiedziałem dokąd planowała się wybrać, zaś naprawdę nie było szansy tego przełożyć? Unikała odpowiedzi i zapewne obca osoba dałaby się złapać na haczyk rzekomej niespodzianki, lecz ja znałem ją już nader długo. Podobne reakcje były dość często – zwodziła i próbowała zmienić temat, bowiem tak naprawdę żadnego prezentu nie było. Chciała zwrócić moją uwagę i rozbudzić wyobraźnię, wciągnąć w niewinną pułapkę czerpiąc z tego swego rodzaju satysfakcję. Nie miałem jej tego za złe, właściwie nieustannie się na to nabierałem, jak małe dziecko. -A nie mogę iść z Tobą? Najlepiej by było jakbyś to po prostu przełożyła. Skoro już jesteś niszczycielką, to chociaż finał będzie ciekawy- zaproponowałem spoglądając wprost w jej oczy. Zaraz po tym zrozumiałem, że niewiele codziennych spraw załatwialiśmy wspólnie. O dziwo wciąż zachowywaliśmy się, jakby nasz związek miał być tajemnicą, bo bal niejako taką stanowił, a w innych sytuacjach pozostawaliśmy z dala od siebie.
-Liczę, że jakby ktoś cię zaczepiał lub sprawiał jakiekolwiek problemy to dałabyś mi znać?-spytałem, choć miałem nadzieję, że było to pytanie retoryczne. Nie wyobrażałem sobie, aby jakiś łajdak rzucał w jej kierunku niewybredne teksy lub co gorsza szwendał kilka metrów z tyłu, aż po samo wyjście do Pokątnej.
Wiedziałem, że wyczuła niepewność w moim głosie wszak podobne deklaracje nie przychodziły mi z łatwością. Unikałem trudnych rozmów, konieczności opowiedzenia o tym, co siedziało głęboko w mym umyśle, ale spodziewałem się, że do tego w końcu dojdzie. To było dość normlane w każdej relacji, może dlatego tak unikałem jakiekolwiek zaangażowania. Rzeczywistość przyzwyczaiła mnie do tego, iż pod nogami mogłem spodziewać się głównie kłód, lecz w jej przypadku było zupełnie inaczej – prościej. -Ja też mogę naruszyć ten fundament. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć, ale mimo wszystko liczę, że do tego nie dojdzie- odparłem z pewnością w głosie. Celowo nie chciałbym sprawiać jej przykrości, wodzić za nos, krzywdzić i bawić się za plecami, lecz obecne czasy nierzadko zmuszały ludzi do trudnych wyborów. Postawieni pod ścianą gotów byli działać irracjonalnie i niezgodnie z własnymi zasadami. Tymi prawami rządziła się wojna.
Lustrowałem ją spojrzeniem, kiedy niby żartobliwie prychnęła i jasno przedstawiła własne poglądy. Czułem, że kryło się za tym coś więcej i choć coś podpowiadało mi, że miało to związek z jej ostatnim partnerem, to nie miałem pewności. -Opowiesz mi kiedyś o tej relacji? Mam wrażenie, że dużo cię kosztowała- powiedziałem spokojnie, bez nacisku. Nie chciałem, aby robiła coś wbrew sobie, jednakże świadomość popełnionych wcześniej błędów mogłaby wiele uświadomić i stworzyć swego rodzaju barierę na przyszłość. Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji, właściwie to zwykle za moją sprawą wszystko się rozpadało.
Zaśmiałem się pod nosem i pokręciłem głową, po czym sięgnąłem dłonią po szkło, z którego upiłem kilka łyków trunku. Wiedziałem, iż nachodziłem ją o różnych porach i z coraz to większymi obrażeniami, lecz ufałem jej magii oraz wiedzy. Nigdy mnie nie zawiodła i zawsze udzieliła pomocy, jaka była mi niezbędna. Klątwa i wyprawa do Locus Nihil to były zaledwie dwa najgłośniejsze przypadki, tych mniej spektakularnych było o wiele więcej. -Mam nadzieję, że to nie moja wina? To całe zniechęcenie?- upewniłem się. -Może otwórz małą lecznicę, miej swoich pacjentów i ogranicz godziny pracy. Domyślam się, że Mung bywa wyczerpujący szczególnie, kiedy coraz więcej osób angażuje się w wojenne potyczki. Polityczne głosy są wznoszone już nie tylko z mównic, ale i domowego zacisza, co nie wszystkim przypada do gustu, a już szczególnie nie przeciwnikom głoszonych poglądów- powiedziałem mając w pamięci ostatnie wydarzenia w hrabstwach, gdzie glosy wydają się jeszcze podzielone. To nie miało trwać już długo.
-W końcu to przyznałaś- uśmiechnąłem się nieco szerzej i uniosłem wymownie brew. Nachyliwszy się rozejrzałem w poszukiwaniu ciekawskich spojrzeń, co nie było niczym innym, jak teatralną próbą zachowania tajemnicy. -Kupimy coś większego w spokojniejszym miejscu- rzuciłem nie kryjąc zadowolenia. Zaoszczędziłem nieco grosza – wolałem pracować i przemęczyć się na strychu, niżeli od razu wyrzucać wszelkie oszczędności na coś nieco lepszego. Wówczas mogłem pozwolić sobie na naprawdę piękny dom i właśnie takowy pragnąłem zapisać pod własne nazwisko.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kontuar [odnośnik]16.11.21 15:56
Obserwowała go, gdy westchnął i zaczął wyjaśniać, jak wygląda jego codzienność ostatnio. Ta część, o której nie wiedziała, bo nie miała nawet okazji spytać, a może nie zainteresowała się tym wcześniej. Poczuła ten cień dyskomfortu, że naprawdę nie pytała.
- Nie myślałeś, żeby znaleźć kogoś, kto ci pomoże przez jakiś czas? Weźmie na siebie część obowiązków w Mantykorze? – nie powinien brać wszystkiego całkowicie na siebie, przynajmniej nie od razu. To nie był dobry pomysł, mogła powiedzieć mu to z punktu widzenia uzdrowiciela, ale również osoby, która wielokrotnie popełniała ten błąd w nieco inny sposób.- Dbaj o siebie, Drew.- dodała, by zaraz uśmiechnąć się lekko. Spodziewała się, że zaraz usłyszy zarzut, że sama notorycznie nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, a właśnie radziła mu to. Śmierdziało hipokryzją, ale cóż.
Spojrzenie skupione na nim pozwoliło zauważyć reakcję na gesty i słowa, mogła domyślać się, co teraz chodziło mu po głowie. Musiała przyznać, że im dłużej miała go obok, tym bardziej nie chciała już nigdzie iść, a skierować się do mieszkania i nacieszyć wspólnym czasem. To nie do końca była prawda, że nie miała pomysłu czy też planu, jak wynagrodzić mu sytuację, której wcale nie musiała. Wiedziała dobrze, co zrobić. Dlatego, jeśli uparłaby się, mogła pozałatwiać resztę rzeczy jutro. Jedynie potrzebowała wysłać sowę z wiadomością, niestety Senu pozostał w mieszkaniu. Przypuszczała jednak, że Drew użyczy jej Avarii w tej sytuacji. Zerknęła na jego twarz raz jeszcze.
- Możesz iść ze mną, ale jeśli pożyczysz mi Avari, to wyślę ją z listem, żeby już dziś nie oczekiwano na mnie.- uśmiechnęła się szerzej, nieco przebiegle.- Co wolisz? – spytała, ale była pewna, jaka padnie odpowiedź. Faktycznie mało rzeczy robili razem, mimo bycia razem już kilka miesięcy, prowadzili praktycznie osobne życie, rozdzielając codzienność, tak mocno, jak się dało. Nie miała pojęcia z czego to wynika. Chociaż może nie potrafili po prostu inaczej? Przyzwyczajeni do działania w pojedynkę w dużej sferze codzienności? Mogli to zmienić, wystarczyła tylko odrobina wysiłku i chęci.
Pokiwała powoli głową, bo przecież to było oczywiste. Mimo że nie była kobietą, która poszukiwała męskiej pomocy w niekomfortowych sytuacjach, tak na Nokturnie nie mogła unosić się dumą. To miejsce nie było bezpieczne.
- Tak, powiedziałabym. Przecież wiesz...- a jednak nie wspomniała mu o pijaczynie, który przed wejściem do Mantykory okazał się zaczepny. Ten jeden przypadek wydawał jej się nieistotny, poza tym nieznajomy nie okazał się dość odważny, by wejść za nią do środka.
Zaufanie było trudną kwestią, problematyczną tak bardzo, jak tylko się dało. Właśnie dlatego ani myślała winić go za wahanie, byłby głupcem, gdyby odpowiedział jej od razu, bez zastanowienia. Za to nie raz udowadniał jej, że jest cholernie mądrym facetem, który wiedział dobrze, co robi i jakie stawia sobie cele. To właśnie tak bardzo ją przekonało, sprawiło, że przestała szufladkować go pod względem pierwszych spostrzeżeń. Skrywał w sobie naprawdę dużo i była tego ciekawa, każdej nowej cechy, każdej nawet drobnostki, którą w końcu chciał pokazać.
- Oczywiście, że nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.- przytaknęła mu. Życie było brutalne czasami, potrafiło zaskakiwać nieprzyjemnie i zmuszać do decyzji, których w innych okolicznościach za nic by się nie podjęło.
Wymusiła na usta uśmiech, unosząc na niego spojrzenie, gdy na krótki moment spuściła ciemne tęczówki na blat baru. Zdradziła za dużo, zrozumiała to w chwili, kiedy zlustrował ją wzrokiem. Mimo że rzuciła tylko jedno słowo, najwyraźniej potrafił już wyciągnąć z jej zachowania i tonu wszystko, co wolała ukrywać.- Kiedyś.- obiecała cicho, wiedząc, że póki co to nie jest dobry temat.- Może nie kosztowała aż tak dużo, ale bardzo wiele nauczyła o mężczyznach.- uśmiech zmienił się w grymas, któremu próbowała jeszcze nadać nieco pogodności. Historia z Craigiem była zamkniętym rozdziałem, którego nie chciała już nigdy otwierać i z tego powodu nie mogła pozwolić sobie utonąć w podobnej relacji. Dlatego długie tygodnie trzymała Drew na dystans, obawiając się powtórki z rozrywki.
Rozluźniła się nieco, kiedy zeszli na trochę lżejszy temat. Nie mogła odmówić mu pomocy, obojętnie o jakich nieludzkich godzinach potrafił pojawiać się przed drzwiami mieszkania. Miała w sobie chyba za dużo empatii oraz samej sympatii do mężczyzny, która pojawiła się jednak z czasem dopiero. Obietnica, niezadawania pytań o powody jego stanu szybko przestała działać, bo kierowana troską dociekała.- Nie, spokojnie to nie twoja wina.- zapewniła go z cieniem rozbawienia.- Kuszące, ale chyba brakuje mi jeszcze doświadczenia, abym porywała się na własną lecznicę.- cały czas się uczyła, musiała się doskonalić w swym fachu. Już teraz była w stanie radzić sobie z wieloma przypadkami, co udowadniała nawet w przypadku Macnaira, kiedy wpadał w stanie, który pewnie przerósłby nawet przeciętnego uzdrowiciela w Mungu. Nadal jednak czułą, że to za mało, że musi nauczyć się więcej zanim zacznie działać całkowicie na własną rękę.
Zdusiła w sobie cichy śmiech, obserwując jego reakcję. Wydawał się naprawdę zadowolony z odpowiedzi, a to udzielało się i jej. Przytakując mu teraz, nabrała pewności, że naprawdę chciała z nim zamieszkać, ułożyć codzienność w taki sposób, aby przestali żyć osobno. To było przyjemna myśl. Kąciki jej ust zadrżały, gdy zdradził zamiar kupna czegoś większego. Była prawie pewna, że jej oczy wręcz pojaśniały radością na ten plan.
- Brzmi świetnie. Ładny dom poza Londynem... bajka.- przyznała. Ucieczka poza stolicę była wspaniałą wizją na przyszłość, nawet jeśli oboje byli związani z tym miastem.- Chociaż myślisz, że jakieś spokojniejsze miejsce istnieje jeszcze w Anglii? – spytała niewesoło. Wojna toczyła się przez kraj, nie mogła być już na to obojętna i ślepa, gdy mężczyzna w którym coraz bardziej świadomie się zakochiwała, brał w tym aktywnie udział.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kontuar [odnośnik]21.12.21 16:22
Uniosłem kąciki ust słysząc jej sugestię i choć nie było w niej słychać propozycji, to nie omieszkałem się podjąć zapewne kiepskiej próby przekonania jej do częstszych wizyt w barze, które polegałyby na czymś więcej jak poszukiwaniach mojej osoby.-Jeśli jesteś chętna do pomocy- zacząłem spoglądając na nią znad szklaneczki. -Zapewne masz lepszą rękę do ludzi, bo właściwie to z nimi jest nieustanny problem. Od kiedy wszystkim doskwiera brak podstawowych towarów kradzieże zdarzają się znacznie częściej- sprecyzowałem źródło problemu, choć zapewne mogła się takowego domyślać. Odkąd wojna zabrała ludziom żywność, to grupa złodziejów stała się naprawdę liczna. -Galeony niewiele pomagają, kiedy na dobrą sprawę nie mają na co ich wydać- dodałem z lekkim uśmiechem, choć nie był to powód do radości. Po dłuższym okresie stabilizacji znów trzeba było szukać dobrych rozwiązań. Wydawać by się mogło, że przetestowałem już gro sposobów, czasem nawet część płacy zamieniając w napitek, ale niewiele to zmieniło. Naprawdę nie miałem czasu na wnikliwe analizy i choć mogłem spróbować znaleźć odpowiednią osobę do tego zadania, to zaufanie graniczyło wówczas z czymś niemożliwym. Zbyt dużo się działo, zbyt wielka bieda zajrzała do mieszkań. -W końcu potrzebowałaś odskoczni- zaśmiałem się pod nosem, po czym upiłem trunku. Nie brałem tego na poważnie, szczerze wątpiłem, aby z podobnej pracy mogła czerpać satysfakcję.
-Myślę, że nie będzie na ciebie obrażona- skinąłem głową z wyraźną aprobatą na podjętą decyzję. -Ale tym bardziej musisz mi opowiedzieć, co miałaś za plany, skoro nie chcesz mnie tam zabrać- dodałem tonem niecierpiącym sprzeciwu i uniosłem brew w wyraźnym zaciekawieniu. Zapewne nie było to nic istotnego, jednakże zaintrygowanie wzięło górę.
-Wierzę- odparłem z przekonaniem w głosie. Znałem tą od podszewki i doskonale zdawałem sobie sprawę z ilości czyhających zagrożeń. Wbrew pozorom jest o wiele mniej napadów odkąd przebierańcy zostali wyrzuceni z Londynu, lecz wciąż jest niebezpiecznie – szczególnie dla kobiet. Twarz Belviny była już sporej ilości mieszkańców, a w tym wszelkiej maści rzezimieszków znana, ale nie dawało to żadnej gwarancji, że nikomu nic nie przyjdzie do głowy po wypitym strumieniu taniego alkoholu. W końcu ten był o wiele mocniejszy i miał znacznie silniejsze działanie. Odnosiłem wrażenie, że nawet to, co zwano wówczas piwem, dawało o wiele większego kopa niżeli wcześniej, kiedy dostawy nie były równie utrudnione. -Nawet jeśli twierdzę, że mam ręce pełne roboty, to są sprawy ważne i ważniejsze. Nie wychodź z założenia, że tylko dorzucasz mi niepotrzebnych zmartwień- dodałem pragnąc mieć pewność, iż mieliśmy w tej kwestii jasność. Nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której by cokolwiek przede mną ukrywała tylko dlatego, że narzekałem na dużą ilość obowiązków.
Odkąd się poznaliśmy nie było momentu nakłaniającego mnie do przeanalizowania jej prawdomówności. Nawet jak powątpiewała w słuszność sprawy mówiła o tym otwarcie, nie zasłaniała się czyimiś hipotezami tudzież poglądami tylko po to, aby nie wzbudzić we mnie żadnych podejrzeń. Czas jednak udowodnił, że udało nam się ten okres przepracować, wyciągnąć wnioski, aż w końcu w pełni świadomie przejść na odpowiednią stronę. Balans na granicy był złudny, pozbawiony większego sensu, albowiem tygodnie na rozterki już dawno minęły zmuszając każdego do podjęcia decyzji. Rad byłem, że jej była słuszna. Nie wszyscy jednak mieli równie otwarty umysł, a przede wszystkim wolę zrozumienia i poznania świata, jaki wcześniej być może wydawał się brutalny, pozbawiony człowieczego pierwiastka. Potęga Czarnego Pana budziła podziw, zmuszała do głębszej analizy, aż w końcu wyciągnięcia wniosków odnośnie świata, w jakim zasłużyliśmy żyć. Ukrywanie się w cieniu, stawanie na równi z mugolami oraz mugolakami było naprawdę tym, czego prawdziwi czarodzieje byli godni? Nie. Była to jedynie wpojona ideologia, głoszona i rozszerzana przez ludzi podobnych Longbottomowi – bez honoru, szacunku do korzeni oraz magii. Stali się oni trucizną, jaka wolno rozchodziła się po organizmach, aż w końcu doprowadzała do zupełnego wyniszczenia. My jesteśmy tego naocznymi świadkami, lecz nasze dzieci będą czytać o tym jedynie w księgach, albowiem wkrótce po rebelii pozostaną jedynie niechlubne wspomnienia.
Przyglądałem się jej w milczeniu, a po uśmiechu nie został żaden ślad. Z jednej strony cieszyło mnie, że ta przykra sytuacja była już za nią, choć z drugiej odnosiłem wrażenie, iż wciąż dźwigała jej brzemię. Nie znając konkretów ciężko było mi zrozumieć, co tak naprawdę miało miejsce, a przede wszystkim dlaczego tak bardzo się zawiodła. -Czyli, że każdy z nich to łajza niegodny zaufania?- uniosłem lekko brew pozwalając sobie na nieco ironiczny ton dla rozładowania swego rodzaju napięcia. -Mam nadzieję, że nie trafiłaś z deszczu pod rynnę- oznajmiłem z szelmowskim uśmiechem, po czym uniosłem jej brodę na placu. Nie lubiłem, kiedy była smutna. -Możemy o tym zapomnieć, wspólnie- dodałem będąc gotów nigdy więcej nie poruszać wrażliwego tematu. Sam posiadałem podobne i nie wyobrażałem sobie do nich wracać. Pamięć miała swoje plusy oraz minusy i to właśnie te przykre historie były najlepszym dowodem na jej konsekwencje.
-Zbyt małe doświadczenie?- pokręciłem głową, po czym upiłem trunku do dna. -To ja nie wiem, co dla ciebie oznacza wystarczające. Mógłbym robić za żywą reklamę- rzuciłem zgodnie z prawdą, albowiem nie byłem w stanie policzyć ile razy skutecznie pozbyła się moich ran, nierzadko takich, jakie mogły wpędzić do grobu.
Miała rację – nigdzie nie było już spokojnie. Wbrew pozorom to właśnie Londyn wydawał się najbezpieczniejszy, a szczególnie jego obrzeża. Wizja przeprowadzki była daleka, ale kiedy już to wszystko się skończy to jak najbardziej realna. -Przyjdzie odpowiedni moment. Zakończmy tylko to, co zaczęliśmy- odparłem z lekkim uśmiechem. Byliśmy blisko, o wiele bliżej niżeli wróg, ale nie oznaczało to, że każdy z nas mógł spać spokojnie. Zagrożenia czyhały na każdym kroku, nawet tam gdzie teoretycznie teren należał do nas. -Zbierajmy się. Zobaczymy z jak wielką ilością rzeczy przyjdzie nam się uporać po przenosinach- zaproponowałem, po czym zsunąłem się z krzesła i stanąłem na równych nogach.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kontuar [odnośnik]07.04.22 22:49
Zwykle za wypowiadanymi radami, kryła się chęć pomocy, nieangażująca jej bezpośrednio. Większość osób to rozumiała i nie próbowała wykorzystywać przeciwko niej, nie wątpiła, że również Drew to wiedział, a jednak postanowił ją zaskoczyć. Uniosła lekko brew, przypatrując mu się, kiedy właśnie złożył jej pokrętną propozycję. Nie przepadała za Mantykorą, chociaż karczma po części była powodem, że noc, kiedy się poznali, przyjęła tak nieoczekiwany obrót. Mimo to wolała omijać to miejsce, świadoma, jaka klientela się tutaj panoszy, a w końcu naprawdę nie chciała ściągać na siebie kłopotów. Niby wiedziała, że Drew nie pozwoli, aby stała jej się krzywda, ale po co było zabierać mu czas, który mógł spożytkować lepiej.- Jestem ostatnią osobą, którą powinieneś o to prosić.- stwierdziła z lekkim uśmiechem, nawet jeśli nie była do końca pewna czy to była prośba.- Może i znam się na ludziach, ale na pewno nie na śmietance towarzyskiej Nokturnu.- dodała ironicznie i nieco ciszej, aby te słowa dotarły tylko i wyłącznie do niego. Mimo swoich słów zastanowiła się nad tym problemem. To była ciężka sytuacja, dlatego wcale się nie dziwiła, że w chwili, gdy problemy z zaopatrzeniem były coraz poważniejsze, a nawet we własnym mieszkaniu zauważyła ubytki w podstawowych artykułach, nagle pojawiał się kłopot z kradzieżami. Ludzie robili się zdesperowani, a to nie wróżyło dobrze interesom.- Pewnie nie zabrzmi to dobrze, ale może zainwestuj w swoich barmanów, by przywiązać ich mocniej do tego miejsca? Niech im się opłaca pilnowanie asortymentu i nie wynoszenie ich samemu. Skoro łaszą się na konkretne rzeczy, niech je dostaną raz.- nie znała się na ekonomii, ale mogła przypuszczać, że coś takiego wiązałoby się z chwilowymi stratami. Nie miała pojęcia jak dużymi, ale to już pozostawało w gestii Drew, by szacować, skoro lokal należał do niego.
Kiedy mimo wszystko nie odpuszczał tematu jej kolejnych planów, które miały ograniczyć im czas spędzony razem, uśmiechnęła się przebiegle.- Mam przynajmniej kilka niezbyt mądrych odpowiedzi, które bardzo ci się nie spodobają.- odparła z rozbawieniem i odrobiną złośliwości.- Ale oszczędzę ci tego.- czasami zasługiwał na jakąś cięta odpowiedź, ale dziś była litościwa.- Od czasu do czasu, robię trochę prywatnych zleceń, sprawdzam stan pacjentów, którzy chorowali przewlekle, ale z różnych powodów musieli opuścić szpital. Właśnie to miałam dziś w planie oraz odebrać parę eliksirów od zaprzyjaźnionego alchemika, bo wiele ma na tyle skomplikowane receptury, że wolę nie brać się za nie sama.- wyjaśniła, co takiego zamierzała zrobić i dlaczego była gotowa rezygnować z jego towarzystwa.- Wolę odpuścić ci spędzanie paru godzin na wałęsaniu się ze mną i obserwowaniu pracy uzdrowiciela na pacjentach innych niż ty sam.- to nie było pasjonujące, stać i gapić się, gdy szeptała kolejne zaklęcia.
Patrzyła na niego z uwagą, kiedy zapewnił ją, że mimo wszelakich obowiązków, była równie ważną częścią tej codzienności. Czuła, jak kąciki ust unoszą się lekko w o wiele cieplejszym uśmiechu, kryjącym w sobie o wiele więcej emocji, niż dotychczasowe grzeczne uśmieszki.
- Wiem.- odparła, naprawdę zdając sobie z tego sprawę. Udowadniał to, zainteresowaniem, kiedy pochmurniała lub nieobecnie błądziła gdzieś wzrokiem. Kto by pomyślał, że Drew Macnair posiadał tę troskliwą stronę swego charakteru. Może z tego powodu coraz bardziej niedowierzała, że początkowo mogła ocenić go tak surowo i prawie skreślić, jako kogoś więcej, jak znajomego pakującego się w kłopoty.
Nie miała problemu, by kłamać komuś w żywe oczy, bez zająknięcia snuć wersje, które chciała usłyszeć druga strona. Jednak mimo to, wszelkie rozmowy z tym konkretnym mężczyzną były otulone szczerością, gdy tylko schodzili na kwestie poglądów. Nie kryła się z tym w co wierzyła jeszcze niedawno i otwarcie potwierdzała, że ów poglądy zmieniły się na przestrzeni miesięcy. Niediametralnie, nie wywróciły się do góry nogami w jeden dzień, ale skonkretyzowały w jakimś stopniu. Pewnie dzięki tej szczerości, potrafili budować wątłe zaufanie, które teraz jakkolwiek się trzymało i umacniało krok po kroku. Nie miała pojęcia, dokąd ich to zaprowadzi, ale coraz mniej się tym przejmowała. Życie znów uczyło ją cieszyć się chwilą, a nie snuć długofalowe plany, które raz za razem runą w posadach.
Nie udało jej się ukryć gorszego humoru, kiedy weszli na temat mało przyjemny z perspektywy czasu. Popełniony w przeszłości błąd wracał uparcie, jakby nie mogła o tym zapomnieć i przypadki miały o tym przypominać.
Uniosła wzrok, kiedy lekkim gestem zmusił ją do tego, unosząc jej brodę ku górze.
- Tak chyba będzie najlepiej.- zgodziła się cicho, bo nie było sensu wracać do tego. Może kiedyś, sama z siebie raz jeszcze podejmie temat i powie wszystko, co męczyło tak uciążliwie. Jednak jeszcze nie teraz, póki nie mogła pozbyć się wrażenia, że po tych miesiącach to nadal zbyt świeże wspomnienia.
Kiedy skomentował stwierdzenie o zbyt małym doświadczeniu, cicho prychnęła pod nosem.
- Od uzdrowicieli wymaga się wiele, przekrój chorób i urazów jest olbrzymi, dlatego nigdy nie ma się wystarczająco dużo doświadczenia. Sam jesteś przykładem, że nawet pozornie wprawionego magomedyka pewne przypadki zaskakują mocno.- teraz już wiedziała, że rany, z jakimi przychodził do niej najczęściej były wynikiem czarnej magii, którą się parał lub efektem własnych klątw. Tego jednak taktownie mu nie wypominała.
Pokiwała powoli głową, będąc pewną, że przyjdzie odpowiedni moment, aby znaleźć sobie dom, gdzieś gdzie będzie im najlepiej. Nie musieli się spieszyć, czas nie grał dużej roli. Bez sprzeciwu ruszyła z nim w stronę drzwi, żegnając się krótkim skinieniem z barmanem. Przeprowadzka bez wątpienia zajmie im więcej czasu, ale nic ich nie goniło. Zerknęła na niego krótko, kiedy szli przez Nokturn, bo dopiero teraz docierało do niej na co się zgodziła i wcale tego nie żałowała.

| zt x2



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Kontuar
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach