Wydarzenia


Ekipa forum
Część sypialna
AutorWiadomość
Część sypialna [odnośnik]26.04.20 18:36

Część sypialna

Po schodkach wchodzi się na coś w rodzaju antresoli pod sufitem, tworzącą przestrzeń, w której Charlie może sypiać. Jest tam na tyle nisko że niemożliwe jest stanie w pozycji wyprostowanej, ale można usiąść i poczytać. Za wezgłowiem znajduje się małe okienko wpuszczające dzienne światło. Rolę łóżka pełni sam materac położony na deskach. Z jednej strony stoi prosta szafka nocna i duży kufer zawierający ubrania alchemiczki, po drugiej poukładane jedna na drugiej książki. Wciąż pachnie tu świeżym drewnem oraz wiązkami ziół, które Charlie zawiesiła pod sufitem, aby się suszyły.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Część sypialna [odnośnik]25.05.20 12:28
| 21.05

Minęło kilka dni odkąd Charlie zamieszkała w Oazie, przez cały ten czas jej nie opuszczając. Nie miała pojęcia, co działo się na zewnątrz, co działo się z innymi poszukiwanymi, a także z jej rodziną. Podejrzewała że jej opuszczony ostatniego marca dom na Lavender Hill pod Londynem, który figurował w jej aktach w Mungu, został już sprawdzony, to samo pewnie spotkało dom jej rodziców, którzy szczęśliwie zdążyli uciec po jej ostrzeżeniu. Tyle wiedziała, potem nie wysyłała już kolejnych listów, ufając ojcu, że zapewni sobie i matce bezpieczeństwo. Był Leightonem, człowiekiem inteligentnym, rozsądnym i zapobiegliwym. Przy odrobinie szczęścia już byli we Francji, a może i dalej. Wolała nie pytać, gdzie się ukrywają, na wypadek gdyby jakiś list wpadł w niepowołane ręce. Tak czy inaczej na pewno byli bezpieczniejsi bez niej, osoby poszukiwanej listem gończym.
Nadal nie potrafiła się pogodzić z tą ogromną, krzywdzącą niesprawiedliwością. Nic złego nie zrobiła. Nie walczyła, nie wychylała się z asekuracyjnego cienia, a jednak i tak ktoś ją z niego wyciągnął, zmuszając do ukrywania się. Była teraz jak wszyscy mieszkańcy Oazy, tak samo bezbronna i jeszcze bardziej zagrożona. Podobnie jak oni musiała zostawić za sobą dotychczasowe życie i zamieszkać tutaj, w prowizorycznym miasteczku uciekinierów daleko od swojej ukochanej Kornwalii, którą musiała porzucić stanowczo zbyt szybko.
W poprzednich dniach urządzała skromną chatkę meblami z odzysku oraz rzeczami które zabrała z Kornwalii. Najwięcej czasu poświęciła maleńkiej pracowni alchemicznej i schowkowi na eliksiry, do których urządzenia wykorzystała swoją znajomość transmutacji. A gdy wszystko było skończone znowu dopadła ją depresja, marazm i zwątpienie. Wspięła się po drabince do swojej „sypialni” i położyła się na materacu, wpatrując się w sufit. Zapach świeżego drewna wciąż był wyczuwalny, chatka została zbudowana niedawno i była malutka, ale dla niej samej wystarczała. Charlie nie potrzebowała dużo, od zawsze nauczona skromnego życia. Była prostą wiejską gąską z Kornwalii i oddałaby teraz bardzo wiele, żeby móc tam wrócić i żyć tam bezpiecznie, bez strachu że ktoś ją skrzywdzi. Niestety na uwolnienie od strachu i zagrożenia musiała poczekać do końca wojny, a nie wiadomo, czy tego dożyje; jej szanse przetrwania znacząco spadły. W odróżnieniu od innych poszukiwanych nie potrafiła walczyć. Była dobra w eliksirach i transmutacji, a także w astronomii, zielarstwie i opiece nad magicznymi stworzeniami, a to jej nie uratuje.
Wojna po kolei odbierała jej wszystko. Siostrę, dom, pracę, rodzinę i relacje z ludźmi spoza Zakonu których teraz, jako poszukiwana, nie mogła kontynuować, bo nigdy nie wiadomo, dla kogo te pięć tysięcy galeonów okaże się ważniejsze. Była skazana na Zakonników i mieszkańców Oazy i było już za późno, by z organizacji odejść i powrócić do swojego zachowawczego, bezpiecznego cienia. Do tej pory zastanawiała się, po co jej to wszystko było, dlaczego trzynaście miesięcy temu dała się skusić pięknym zapewnieniom o ratowaniu świata przed złem? Dlaczego była tak naiwna myśląc, że przecież nic się nie stanie, jak pomoże dobrym ludziom warząc im eliksiry? Chciała pomagać. Zawsze była altruistką, dlatego pracowała w Mungu i cieszyła się wiedząc, że jej eliksiry ratują zdrowie i życie. To było ważniejsze niż naukowe aspiracje, które jawiły jej się jako wybór egoistyczny, a więc taki, który musiał poczekać na lepsze czasy. A jednak pomocy w Mungu było jej za mało i dołączyła do Zakonu. A teraz chciano ją za to zabić.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Część sypialna [odnośnik]30.05.20 17:04
Wszystko zadziało się tak szybko i choć Susanne nie trafiła na plakaty, dramat nie przeszedł obok niej. Nie mógłby - przejmowała się bowiem wszystkim, co dotyczyło przyjaciół, a zwłaszcza Bertiego. Nie potrafiła oszukiwać się dłużej, owa troska wykraczała znacznie ponad inne troski, rumieńce na policzkach nie były przypadkowe, tak jak przyspieszające serce i ta niewygodna zazdrość. Niedawna wizyta w Ruderze nie pozwoliła pannie Lovegood na natychmiastowe skontaktowanie się z Charlene - ledwo dowiedziała się o artykule, ledwo spakowała najważniejsze rzeczy na wszelki wypadek, ledwo zaczęła rozmowę z Bottem - Ministerstwo już siedziało im na głowie, prędko zmuszając do wyprowadzki. Wszystkich, bez wyjątku. Powrót do domu wiązałby się zapewne z wejściem prosto w ramiona urzędników i nieważne, jak trudna byłaby to sytuacja, ta opcja nie wchodziła w rachubę. Musieli sobie radzić, każdy na własną rękę, bowiem znalezienie domu na szybko, miejsca dla tylu osób i zwierząt, nie było proste, wcale nie musiało też być rozsądne. Sue znalazła gniazdko dla siebie i brata, powierzając zaufanie znajomej duszy, która pojawiła się tuż po pamiętnej, zeszłorocznej tragedii - dopiero po ułożeniu najważniejszych spraw mogła wrócić do życia i upewnić się, że przyjaciółka jest cała i zdrowa, pomimo tych absurdalnych listów gończych. Lovegood nie wątpiła, że nowa rzeczywistość jest bardzo trudna dla alchemiczki, już od jakiegoś czasu na jej ramiona spadały ogromne ciężary. Dlatego białowłosa nie kończyła na zamartwianiu się, a ruszyła do Oazy - skoro codziennie walczyła z przemożną ochotą zakopania się pod kołdrą, wychodziła z domu do pracy, w której także czekał nawał obowiązków tuż po tym, jak Julia dołączyła do ukrywających się, mogła też zadbać o innych. To wszystko było ciężkie, trudne i Susanne też nieraz brakowało sił, ale wiedziała, że to ona jest własnym filarem, tym najbardziej solidnym - to od niej zależało, ile może w tej chwili zrobić, komu pomóc. Odnalazła właściwą chatkę, idąc za zasłyszanymi wskazówkami, niestety nie zapowiadając się wcześniej lokatorce. Miała ze sobą trochę jedzenia, składników alchemicznych oraz czekoladę - przydawała się po ataku dementora, a świat ostatnio wysysał szczęście skuteczniej niż te kreatury.
- Charlie - zawołała, pukając krótko, nim uchyliła drzwi do chaty. Może nie powinna się tak wpraszać, lecz zmartwienie wygrało. Musiała znaleźć dziewczę natychmiast, zobaczyć, porozmawiać, przytulić. - Charlie, tu Sue - poinformowała szybko, dopiero po chwili lokalizując koleżankę. Wdrapała się na górę i zupełnie nieskrępowana doczłapała do materaca, przypatrując się jasnowłosej alchemiczce. - Chciałabym zaoszczędzić ci tego wszystkiego, ale nie pozwolę żebyś była w tym sama. I na pewno nie pozwolę ci zostać tutaj, w tym łóżku, na zawsze - obiecała, choć wypowiadała słowa łagodnie, dłoń kładąc na ramieniu przyjaciółki, gdy posyłała jej blady uśmiech.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Część sypialna JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Część sypialna [odnośnik]31.05.20 16:19
Świat, który znali się skończył. Jej świat się skończył. Leżąc na swoim materacu w chatce w Oazie miała poczucie, że z chwilą opublikowania listu gończego z jej podobizną życie, jakie dotąd wiodła dobiegło końca. Oddałaby naprawdę wiele żeby móc do tego wrócić. Już nigdy więcej na nic by nie narzekała, gdyby tylko mogła wrócić do tego co było. Do czasów w których jej rodzina była w komplecie, a jej głównymi problemami były te związane z pracą. Do czasów bez wojny i strachu, w których była zwykłą, anonimową alchemiczką której nikt nie pragnął zabić dla pieniędzy. Chciała być bezpieczna.
Czuła się zaszczuta. Przerażona tak bardzo, że postanowiła osiedlić się w Oazie, bo tylko to miejsce mogło jej zapewnić bezpieczeństwo bez konieczności uciekania za granicę. Choć kusiło ją, by wyjechać razem z rodzicami, którym nakazała ucieczkę, pewne zobowiązania trzymały ją tutaj mimo panicznego strachu. Ale zdawała sobie sprawę z własnej słabości i bezbronności. Nie była jak Zakonnicy, a bardziej jak mieszkańcy Oazy, osoba która nie potrafiła obronić się sama, nie mówiąc o bronieniu innych. Nie każdy był w stanie walczyć. Nie każdy miał do tego umiejętności i siłę. Ona nie miała.
Nie bała się tylko o siebie, ale też o innych. Ona się ukryła, ale co z pozostałymi Zakonnikami? Co z Hannah, Percivalem czy Anthonym? Wiedziała że pozostali poszukiwani w przeciwieństwie do niej mieli większe pojęcie o walce, ale i tak się martwiła i była pełna niepokoju.
Nie spodziewała się Sue ani nikogo innego, ale nagle usłyszała skrzypnięcie drzwi, a potem znajomy głos. Zalała ją fala ulgi – to tylko Sue, nikt kto mógłby chcieć ją skrzywdzić. Cała i zdrowa Sue. Uniosła się na łokciach, wyrywając się z marazmu.
- Tutaj jestem – odezwała się, a Susanne po chwili wspięła się po drabince do przestrzeni, w której znajdowała się „sypialnia” Charlie, bez normalnego łóżka, za to z materacem położonym na deskach. Charlie siedziała na nim, wyglądając jeszcze bardziej mizernie niż wtedy kiedy widziały się po raz ostatni, a miało to miejsce na ślubie Anthony’ego. Była chuda i niezdrowo blada, z podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami, które wyjątkowo nie były zaplecione w warkocz, a luźno zwisały wokół twarzy, wyglądając jak nierówno zgarnięte siano.
Ale mimo to w jej zielonych oczach pojawił się błysk w reakcji na słowa wsparcia ze strony przyjaciółki. To, że Sue tu przyszła wiele dla niej znaczyło. Cieszyła się że ją widzi, i że chociaż jej twarz nie widniała na tych okropnych listach.
- Cóż, teraz niewiele mam możliwości poza siedzeniem w tym łóżku – zaśmiała się cicho, nerwowo, ale nie był to śmiech wesoły, a raczej pełen rozpaczy. – Poza Oazą nie jestem bezpieczna. Tak wielu ludzi z pewnością pragnęłoby tych pięciu tysięcy galeonów, a ja jestem bezbronna. Nawet uczeń Hogwartu dałby sobie ze mną radę. – Charlie była znakomitą alchemiczką, mistrzynią w swym fachu, poświęcała też sporo czasu doskonaleniu transmutacji i animagii, ale wojowniczką była beznadziejną. A strach i poczucie bezsilności jeszcze bardziej ją przygnębiały. Może jednak wtedy, początkiem kwietnia powinna była skoczyć z tego klifu i zakończyć życie na własnych warunkach? – Już nie mogę kryć się w moim bezpiecznym cieniu i udawać niezaangażowanej, jak robiłam przez te wszystkie miesiące. Teraz każdy już wie, kim jestem, wielu pragnie mojej głowy, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Odejście z Zakonu też nie zapewni mi bezpieczeństwa. – Na to było za późno, odejście nie sprawi, że wszystkie listy z jej podobizną magicznie znikną, a ona sama stanie się bezpieczna. Więc bez względu na wszystko musiała zostać. Pomagać dalej, nawet jeśli w ukryciu. Nawet w Oazie mogła przecież nadal warzyć eliksiry. Bardzo zależało jej na dobru Zakonników, ale nieznośnie bolało ją to wszystko, co straciła przez tę wojnę. I gdyby czas się cofnął o te trzynaście miesięcy, nie dołączyłaby do Zakonu. Zrobiła to będąc młodą, naiwną i nieświadomą tego, co przyniosą kolejne miesiące. Pragnęła pomagać i nieść dobro, ale nie była gotowa oddać za sprawę życia. Żadna idea, nawet najpiękniejsza, nie była warta, by ginąć za nią w mękach. Całe życie była zachowawcza i unikała ryzyka. Nawet w Hogwarcie nigdy nie miała odwagi stawać w obronie pokrzywdzonych, zwykle odwracała wzrok i zajmowała się sobą. W Mungu unikała mówienia głośno o poglądach, choć pewnie samo odejście z niego i niezarejestrowanie różdżki mogło zostać uznane za deklarację, że nie jest po stronie władzy. Czy to dlatego znalazła się na tych listach? Czy wrogowie dowiedzieli się o niej z innego źródła? Tylko skąd, skoro nigdy nie znalazła się naprzeciw nich w walce? Ktoś obserwował ją w Mungu? Czy może… ktoś z Zakonu zdradził? Jeśli tak, to kto?
- Nie wiem co robić, Sue. Na przełomie marca i kwietnia myślałam że już nie może być gorzej, ale okazuje się, że jednak może… - westchnęła. Straciła niemal wszystko. Teraz była ukrywającą się uciekinierką i zaczęła rozumieć że bez względu na staranie Zakonu Oaza nie mogła być prawdziwym domem. Dla większości z mieszkańców była koniecznością, ale każde z nich na pewno wolałoby żyć po staremu. Ona by wolała, ale teraz nie tylko Londyn mógł być dla niej niebezpieczny.
- Mam nadzieję, że u ciebie lepiej. Czy jesteś bezpieczna? Nic ci nie grozi? – dopytywała z troską, nie wiedząc jeszcze, że i Sue poznała już smak zagrożenia w związku z listami gończymi, nawet jeśli jej na nich nie było. W każdym razie miała nadzieję, że Susanne uda się jakoś bezpiecznie przetrwać ten czas.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Część sypialna [odnośnik]06.06.20 22:24
Mogła tylko kluczyć w domysłach i podejrzeniach, jak ciężko musiało być przyjaciółce w nowej sytuacji, tym bardziej na świeżo, po ostatnich dramatach. Każdy poszukiwany musiał znaleźć swój sposób na radzenie sobie z tą wypaczoną rzeczywistością, ale z tych wszystkich listów to panna Leighton była dla Sue największym zaskoczeniem. W jaki sposób się o niej dowiedzieli, skąd...? Przecież nie wychylała się, warzyła im jedynie eliksiry i służyła dobrą radą, była rozsądna i cichutka! W obecnych okolicznościach przeprowadzka do Oazy była bardzo dobrym krokiem, podjętym bardzo szybko. Lovegood miała wrażenie, że sama trafi na listy prędzej czy później, dlatego powoli także rozmyślała, co na taką ewentualność przygotować - teraz jednak skupiła się na zrozpaczonej osóbce, to jej poświęcając całą swoją uwagę. Przesunęła się na materacu, sprawnym, niewerbalnym zaklęciem przywołała szczotkę i powoli zaczęła rozczesywać jasne włosy przyjaciółki, by nadać im trochę ładu, przy okazji pozwalając Charlie mówić. Nie przerywała, z brwiami zmarszczonymi w troskliwym wyrazie przyjmując kolejne słowa. Widziała w nich naturalny, ludzki odruch do schowania się pod skorupkę.
- Odejście z Zakonu? - powtórzyła cicho, łagodnie, zatrzymując dłonie w powietrzu. Naprawdę to rozważała, teraz, kiedy sprawa była już tak zaawansowana i właściwie przesądzona? - Nie, to nie zmieni absolutnie nic - westchnęła, nie chcąc wcale dobijać alchemiczki, lecz taka była prawda. - Może nawet bardziej zaszkodzi - pokręciła delikatnie głową, wychylając się nieco, by móc zerknąć w jasne oczy. Marzec wydawał się tak odległy, a przecież mieli dopiero maj - wszystko przez nagły obrót spraw. Gorzej, że te od jakiegoś czasu nie obracały się inaczej, niż właśnie gwałtownie.
- Trudno coś na to poradzić, kiedy naprzeciwko mamy Ministerstwo i całą tę dziwną bandę. Wiem, że to boli, Charlie i nie będzie łatwo - już od jakiegoś czasu jest niesamowicie ciężko, wszystko się zmienia, tyle światów się zawaliło... - miała na myśli wszystkich, którzy trafili do Oazy oraz tych, którzy nie zdołali, nawet siebie. Subtelnym ruchem wróciła do rozczesywania włosów, przenosząc na nie spojrzenie. - Nie da się momentalnie wrócić do tego, co było. Chciałabym, niczego nie pragnę tak mocno, ale to niemożliwe, obydwie to wiemy. Jedyne wyjście to dalej robić to, czego już się podjęliśmy, bo w ten sposób możemy coś jeszcze zdziałać i wpłynąć na sytuację, pomóc, ruszyć sprawy do przodu. Dla nich każdy, o kim się dowiedzą, będzie członkiem Zakonu - czy organizację opuści, czy nie - musiała to wiedzieć. Tak, jak dla nich członkowie Rycerzy, szczególna ostrożność, polowania, podchody...
- Nie ma teraz bezpieczniejszego miejsca niż Oaza i z pewnością powinnaś tu zostać, ale, Charlie - czy naprawdę chcesz postrzegać to jako koniec świata? - zapytała retorycznie, zabierając się powoli za plecenie warkocza. Nie czekała na odpowiedź, mówiła dalej. - Masz dwie opcje, albo poddać się i zamknąć w sobie, albo żyć - z tym, co jest i jak jest - wyłożyła łagodnym tonem, ale bezpośrednio. Może potrzebny był czas, by dojrzeć do tego wniosku, jednak co innego pozostawało? - Możemy wierzyć, że to sytuacja przejściowa, ale trzeba jakoś przez nią przebrnąć, odnaleźć się. To wszystko jest skomplikowane, nie da się wymazać smutku i żalu, ale nie warto zapominać, że poza nimi mamy też dobre rzeczy i dobrych ludzi - dodała smutno, czując się, jakby tłumaczyła to wszystko również sobie, jakby powtarzała kolejną mantrę. Było tak - miała w sobie wiele wiary, ale czasami potrzebowała chwili na odnowienie jej, gdy rzeczywistość ścinała z nóg. Ostrożnie zakończyła warkocz, pozwalając mu opaść na plecy Charlene. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią na ostatnie pytanie, zanim przywołała na twarz smutny uśmiech.
- Nic większego niż przez cały czas mi nie grozi. Ale straciliśmy Ruderę, ktoś musiał donieść na Bertiego, dzień po publikacji listów pojawiło się u nas Ministerstwo - na szczęście wszyscy zdążyliśmy uciec, razem ze zwierzętami, zabraliśmy najistotniejsze rzeczy... Właściwie każdy musiał znaleźć sobie nowy dom, ale najważniejsze, że jesteśmy cali - powiedziała, nie nadając słowom zbyt wiele cierpienia, były wręcz pełne ulgi - byłoby o wiele gorzej, gdyby kogoś stracili podczas tej obławy.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Część sypialna JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Część sypialna [odnośnik]07.06.20 13:08
Charlie było ciężko, bo nigdy nic nie przygotowało jej na podobną sytuację. O ile aurorzy oraz duża część innych Zakonników, szczególnie gwardziści, od dawna byli przyzwyczajeni do zagrożenia i walki, tak Charlie zawsze trzymała się od tego z daleka. W jej zawodzie największym zagrożeniem mógł być wybuch kociołka i to z takimi niebezpieczeństwami umiała sobie radzić. W ogóle nie była przygotowana do wojny, tym bardziej że nigdy nie chciała w niej czynnie uczestniczyć. Im poważniejsza stawała się sytuacja tym bardziej ona się wycofywała, nie będąc gotową do narażania swojego życia. Od opuszczenia stolicy nie była w niej ani razu, zerwała właściwie wszystkie kontakty z Munga i z Londynu (poza Zakonnikami) jeszcze zanim ukazały się listy. A teraz, kiedy była poszukiwana i przestała być anonimowa, wiedziała że podtrzymywanie relacji poza Zakonem byłoby niebezpieczne i ryzykowne, bo nie wiadomo dla kogo galeony za jej głowę okażą się cenniejsze niż ich relacja. Dobrze, że przezornie do kornwalijskiego domku nie zapraszała nikogo spoza Zakonu, ale i tak na wszelki wypadek przeniosła się do Oazy. Była ostrożna i zachowawcza, wolała unikać ryzyka i nie kusić losu.
Już po kilku dniach ukrywania się w Oazie miała tego dość i miała wrażenie że jeszcze kilka dni i zacznie czuć się więźniem tego miejsca. Odechciewało jej się żyć i znowu wracały myśli o tym, żeby to zakończyć, skrócić sobie cierpienia i dołączyć do Very. Ten narastający strach coraz bardziej ją wyniszczał i wysysał z niej siły oraz zapał.
Aż nagle pojawiła się Sue, swoim towarzystwem wnosząc do małego domku zdepresjonowanej Charlie trochę radości i nadziei. Alchemiczka pozwoliła, by Sue umiejscowiła się na materacu i zaczęła rozczesywać jej pszeniczne włosy, o które od czasu ukazania się listów nie dbała tak jak dotychczas, więc były potargane i w nieładzie.
- Gdybym odeszła całkiem pewnie nawet nie rozumiałabym, dlaczego mnie szukają i nie wiedziałabym, że muszę się ukrywać, prawda? – stwierdziła. Wtedy wymazano by jej pamięć i pozostawiono by ją bardziej bezbronną. Poza tym zwyczajnie nie chciała całkiem porzucać przyjaciół. Mimo panicznego strachu przed konsekwencjami przynależności do Zakonu czuła wewnętrzny sprzeciw na myśl o odwróceniu się od nich, tym bardziej że nic by jej to nie dało. Listy gończe nie znikną, dla wrogów nadal będzie członkinią Zakonu. Nie, odejść nie mogła. – Ale… może przejdę do roli sojusznika. Jestem słabym ogniwem, im mniej będę wiedziała o poważnych planach i działaniach tym lepiej dla wszystkich. Tym bardziej że i tak nigdy się w nie czynnie nie angażowałam. A spotkania… czuję że odstaję od myślenia i wyobrażeń niektórych osób. – To był lepszy pomysł. Mogła nadal warzyć eliksiry, a na spotkaniach i tak jej obecność nic by nie wnosiła, skoro Charlie konsekwentnie migała się od walki i nie planowała się angażować w nic zakładającego napotkanie wrogów. Poza tym stara chata była zbyt blisko Londynu by Charlie chciała się tam pojawiać. Z powodu depresji już opuściła ostatnie, mające miejsce ledwo dzień po niedoszłej próbie samobójczej i nie żałowała tego. Jej obecność na obradach była zbędna, zwłaszcza że to na którym była w styczniu już wiele mówiło o tym, jak radykalizował się Zakon. A ona do tego nowego, zradykalizowanego ducha organizacji nie przystawała. Była tylko alchemiczką, nikim więcej. Nikt nie miał prawa oczekiwać od niej, że złapie za różdżkę i pójdzie walczyć.
Zbyt wiele światów zawaliło się przez garstkę fanatyków. Jej własny, jej rodziny, która też musiała uciekać i się ukryć, a także każdego mieszkańca Oazy. Czuła się rozgoryczona tym, że choć zawsze była dobrą, pomocną osobą, świat tak jej się za to odwdzięczał, odbierając jej niemal wszystko co było jej drogie, nawet coś tak oczywistego jak wolność i możliwość wyboru, czy poczucie bezpieczeństwa.
- Nie rozumiem dlaczego tam jestem. Nigdy nawet nie walczyłam z nikim z nich. Tylko byłam alchemiczką i… nic poza tym. Nie powinno mnie tam być – mówiła załamanym głosem, wciąż nie pojmując dlaczego spotkała ją taka niezasłużona podłość ze strony władz. Inni w mniejszym lub większym stopniu zapracowali sobie na to swoim zaangażowaniem w walkę. A ona nigdy nikomu się nie narażała. Nawet w szkole nigdy się nie wychylała i nie angażowała w nic, co mogłoby ściągnąć na nią uwagę dręczących słabszych Ślizgonów. Była cichą kujonicą z Ravenclawu, szarą myszką na tyle nudną i nijaką, że nikt nie widział w niej ani wroga, ani materiału na ofiarę.
- Oaza nigdy nie będzie domem. To nie będzie prawdziwy dom – wskazała na przestrzeń malutkiego domku, w którym zdecydowanie nie chciałaby spędzić reszty życia, zwłaszcza że nawet nie posiadała tu pracowni z prawdziwego zdarzenia. – Moim prawdziwym domem zawsze była, jest i będzie Kornwalia. Nawet kiedy przez tych kilka lat mieszkałam w Londynie moje serce zawsze należało do Kornwalii, to tam pragnę się zestarzeć. I umrzeć jako staruszka, nie młoda dziewczyna która popełniła naiwny błąd, angażując się w coś w co nie powinna, nie potrafiąc nawet się bronić przed ludźmi, którzy chcą ją zabić tylko dlatego, że nie chciała dzielić ludzi na lepszych i gorszych przez ich pochodzenie, a pomagać każdemu bez względu na krew.
Chciała po prostu normalnie żyć. Tylko tyle w tym momencie pragnęła. Tego pewnie pragnęła większość mieszkańców Oazy. I choć była wdzięczna za to, że mogła tu się schronić, zdawała sobie sprawę że nie jest to miejsce w którym chciałaby spędzać całe życie. A nie wiadomo jak długo potrwa wojna.
- Nie tak wyobrażałam sobie wymarzone życie – westchnęła tylko. Jako młoda dziewczyna po skończeniu szkoły marzyła o alchemicznej karierze, o pomaganiu innym, a w przyszłości o podróżach i pracy naukowej. Chciała też jednocześnie realizować się w rolach tradycyjnych, marzyła o mężu, dzieciach, przytulnym domku nad morzem (koniecznie w Kornwalii) i stadku kotów. A tymczasem była poszukiwaną uciekinierką o niepewnej przyszłości, pozbawioną nawet tej rodziny w której wyrosła, bo obie siostry już nie żyły, a rodzice byli daleko stąd, może nawet już za granicą. Nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczy. Została więc sama i tylko Zakon jej pozostał. Więc tym bardziej nie mogła go porzucić, bo co wtedy jej zostanie?
Sue zaplotła jej warkocz, który po chwili opadł na chude plecy. Charlie musnęła go dłonią, opuszkami badając sploty.
- Wiesz… początkiem kwietnia, kilka dni po tym, jak pomogłaś mi w przeprowadzce… Myślałam o tym, żeby ze sobą skończyć. I gdyby nie pojawił się Percival, może nawet bym to zrobiła – wyznała nagle. Wspomnienia niedoszłej próby samobójczej wciąż ją nawiedzały, i czasem nie była pewna czy dobrze zrobiła rezygnując z niej. Zwłaszcza po tym jak zobaczyła swoje zdjęcie na liście gończym. To wtedy myśli samobójcze wróciły. A Sue ufała na tyle, że zdecydowała się na szczerość. – Stałam na klifie. Patrzyłam w dół i zastanawiałam się, czy umrę od razu, kiedy z niego skoczę. Nie chciałam cierpieć, pragnęłam tego cierpienia uniknąć i chciałam… znowu zobaczyć Verę. Ale potem oprzytomniałam, cofnęłam się. Uległam sile przekonywania Percivala i postanowiłam że będę żyć dalej. Ale coś znowu sprawiło że… przestałam widzieć sens i cel takiego życia, skoro straciłam niemal wszystko co kochałam.
Zaraz jednak słowa Susanne odciągnęły ją od jej własnych smutków i rozważań o zakończeniu pasma strachu i strat, jakim stało się ostatnio jej życie.
- Co? – zapytała, słysząc co powiedziała o Ruderze i najściu ministerstwa. Aż się wzdrygnęła na myśl o tym, w jakim niebezpieczeństwie musiała znaleźć się Sue. – Ale… udało wam się wszystkim uciec? Nikomu nic się nie stało? – musiała się upewnić. Wiedziała że w Ruderze mieszkało sporo ludzi, w tym kilku Zakonników. – Udało ci się już znaleźć jakąś bezpieczną kryjówkę? – Miała nadzieję, że tak. Że Sue miała się gdzie podziać. Za nią nie wystawiono listu gończego, więc była bezpieczniejsza niż Charlie i nie była skazana na Oazę. Ale i tak myśl o tym jak niewiele brakowało, by jej przyjaciółka zginęła lub została schwytana, była przerażająca. – To straszne, że ktoś na was doniósł. Ale niestety dla niektórych ludzi nie liczy się nic, gdy w grę wchodzą pieniądze… - pokręciła głową, przerażona tym, że niektórzy dla galeonów gotowi byli skazać innych na los, jaki pragnęła zgotować im władza. I mógł to być każdy, kogo napotykali na swojej drodze. To podkopywało w Charlie zaufanie, choć zawsze była osóbką ufną i przyjazną. Ale czuła, że teraz już nie może ufać nikomu spoza rodziny i Zakonu. Każdy mógł ją skrzywdzić, a ona była bezbronna niczym dziecko. I wiele wysiłku kosztowało ją już samo to, by nie rozsypać się zupełnie. Ale czy długo uda jej się tak utrzymywać ten stan rzeczy i być zdolną dalej pomagać?




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Część sypialna [odnośnik]23.01.21 18:55
Wspieranie zranionych przyjaciół nie było łatwym zadaniem - nawet jeśli przychodziło Susanne naturalnie, jej serce pękało, gdy tylko pojmowała, jak bardzo cierpieli. Przeżywała trudności razem z nimi, co mogło być dla niej niezdrowe, jednak nie potrafiła inaczej. Była osobą zdolną do największych poświęceń, dzieliła więc swoje serce z innymi, starając się choć troszkę, odrobinę podnieść na duchu bliskich. Była w tym jakaś życiowa misja. Niesienie światła i dobra, tam, gdzie były potrzebne.
- Niestety - przyznała ze spokojem, dłonią krótko gładząc ramię przyjaciółki. Zasady były surowe, lecz potrzebne i uzasadnione, przykre Obliviate miało trzymać szczegóły w sekrecie. - Poza tym, czy naprawdę tego byś chciała, zapomnienia? Poświęciłaś wiele dla Zakonu, tak nagłe porzucenie tej drogi byłoby zaprzeczeniem wszystkiego, na co się zdecydowałaś. Może sądzisz, że nie ma w tobie odwagi, Charlie, ale ja myślę, że uczestnicząc w naszym życiu, wykazałaś jej bardzo wiele. Nie zapominaj o tym, dobrze? Warto to pielęgnować - poprosiła łagodnie, zaraz uzupełniając. - Pomyśl, że każdy eliksir zrobiony przez ciebie, który ktoś z nas wypił na misji, jest twoim wkładem. Każda fiolka - pomogły uratować tyle istnień, pomogły iść nam dalej, gdy zdawało się, że nie mamy już sił. To więcej, niż myślisz - zapewniła z pewnością w głosie. - Sojusznik brzmi dobrze - zabierze ci trochę zmartwień, może dzięki temu odżyjesz - wyraziła na głos nadzieję. Sama chciała się angażować i lgnęła do misji, buzowało w niej przemożne pragnienie przydatności, ale bez trudu rozumiała pannę Leighton i zgadzała się z tym, że nie powinna stawać do walki.
- Ja też nie potrafię zrozumieć - przygryzła wargę z niepewnością. - Musieli mieć dostęp do kogoś z nas, może jasnowidz... - potrząsnęła zaraz głową, nie chcąc się w to zagłębiać. Mleko się rozlało. - Nie ma co rozpamiętywać. Stało się, ale najważniejsze, że masz miejsce, w którym cię nie dopadną. To jest teraz priorytet - podkreśliła. - Może to nie będzie dom, a może po prostu trzeba postarać się z całego serca, by Oaza była mu jak najbliższa? Nie mówię, że zastąpić - masz rację, nie da się. Ale choć trochę oswoić, jak nieufnego kota - zaproponowała, przekrzywiając głowę. - Będę cię odwiedzać, mogę zostawać na noc, możemy wypełnić to miejsce znajomymi zapachami, czymś, co jest ci bliskie - paplała, szukając najdrobniejszych rozwiązań. Każda cząstka się liczyła. - Możesz udzielać się w życiu Oazy, zajmować zwierzętami, rozmawiać z mieszkańcami - nie jesteś tu sama i nie będziesz, a na powroty nadejdzie odpowiedni czas, do wtedy trzeba przetrwać - po wojnie, gdy już rozprawią się z okrucieństwem, na pewno będą mogli wrócić do normalnego życia. Nawet jeśli nigdy nie miało być takie samo.
Lovegood znieruchomiała, słysząc wyznanie alchemiczki, bardzo poważne i alarmujące. Nie mogła go zignorować i nie zamierzała jej karcić za zwątpienie w sens istnienia, wspominając, jak sama je kiedyś odczuła. Było to coś, z czym należało walczyć całą siłą swojej woli. W przeszywającej ciszy pozwalała Charlene mówić, nie przerywając w żadnym momencie, dopiero na koniec postanowiła się odezwać.
- Dziękuję, że dzielisz się tym ze mną - zaczęła spokojnie, choć oczy miała rozemocjonowane do głębi, pobłyskujące od zbierających się łez. - Dziękuję, że mi ufasz. I uwierz, że bardzo nie chciałabym cię stracić, jesteś jedną z najbliższych mi osób, ale powinnaś żyć głównie dla siebie. Czasami trzeba zawalczyć, nie tylko o ludzi i miejsca, które kochamy, ale o siebie... Cieszę się, że trafiłaś wtedy na Percivala. Och, Charlie, tyle jest jeszcze przed tobą, daj sobie czas, szczyptę nadziei, a sens i cel wrócą. Może nawet niespodziewanie - pokręciła lekko głową. - To nie przyjdzie łatwo, musimy próbować każdego dnia. Może nawet żyć marzeniami, których spełnienie trzeba odłożyć na później.
Wspomnienie chaotycznej ucieczki z Rudery było trudne, ale w sercu nosiła już gorsze chwile, więc z tą konfrontowała się całkiem dzielnie, z niemałą ulgą.
- Tak, wszyscy dotarliśmy do mojej kuzynki, niektórzy z pomocą skrzata Johnatana, ja użyłam kryształu - wszyscy dotarliśmy bezpiecznie, nie zdążyli nas złapać, ale Rudera... chyba jest nie do odzyskania. Zapuszczanie się tam teraz jest ryzykowne. Mam gdzie mieszkać, chociaż wydaje mi się, że prędzej czy później trafię do Oazy - wyznała, nie cierpiąc przesadnie z tego powodu. Póki nie musiała się tu ukrywać, nie robiła tego, ale miała w pamięci fakt, że w każdej chwili może to ulec zmianie. - Niestety, ludzie są różni - westchnęła, sama bardzo chciała wiedzieć, kto mógł donieść na Botta. Budziła się w niej złość, nieodczuwana nigdy wcześniej. Czuła się z tym dziwnie.
- No, ale nie ma co smęcić, kiedy można coś zjeść. Nie wyjdę stąd, dopóki nie zobaczę, jak jesz - przestrzegła od razu, zgarniając tyłek z miejsca, by zasugerować Charlie, że powinny zejść na dół i zabrać się do pracy. Trochę ruchu jej się przyda, a jeśli nie będzie miała siły - trudno, Lovegood była gotowa zrobić wszystko sama i troskliwie podstawić to przyjaciółce pod nos.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Część sypialna JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Część sypialna [odnośnik]24.01.21 14:00
Susanne była niezwykle empatyczną osobą i przyjaciółką, którą dobrze było mieć obok siebie w trudnych chwilach. Nie znała wielu ludzi o równie mocno rozwiniętej empatii i optymizmie, który nie gasł nawet w najtrudniejszych momentach. Dla Charlie obecne momenty były bardzo trudne, choć największe załamanie miało dopiero nadejść. Jeszcze nie wiedziała, że cały czerwiec i większość lipca spędzi zamknięta w tej chacie, coraz bardziej zapuszczona i zdepresjonowana.
- To wszystko pięknie brzmi, kiedy o tym mówisz, ale… byłam tylko alchemiczką. Nie poświęcałam tak wiele jak inni, nigdy nie pisałam się na walkę, na narażanie swojego życia. Kiedy dołączałam nawet nie myślałam, że sytuacja kiedyś stanie się taka poważna. – Bo kiedyś to wszystko wydawało się tylko zabawą w zbawianie świata. Wojna wydawała się sprawą odległą i nierealną, jedynie szarym cieniem na horyzoncie, nie zaś rzeczywistością. A kiedy okazała się rzeczywista, bliska i realna… Charlie stchórzyła i wymiękła. Łatwo było być idealistą kiedy niebezpieczeństwo było odległe i nierzeczywiste. Trudniej było nim być, kiedy groziły za to realne konsekwencje. – Miałam tylko warzyć eliksiry dla swoich przyjaciół, a jednak dla świata na zewnątrz jestem zbrodniarką, za której głowę mogą otrzymać gigantyczną sumę galeonów. – Nigdy nie posunęłaby się do stwierdzenia, że robiła tyle co inni Zakonnicy, w końcu stała w ich cieniu, pomagała im, ale nie walczyła z nimi ramię w ramię. Im więcej mijało czasu i im gorzej się działo na świecie, tym bardziej rozumiała, że aktywniejsza działalność nie jest dla niej. Nigdy nie miała natury idącej pod prąd buntowniczki, była spokojną i cichą byłą Krukonką, osobą bierną, która nie miała odwagi aktywnie stawać w obronie innych. Nie, skoro sama potrzebowała obrony. Co innego Sue, ona zawsze miała wielkie i dzielne serce, nie bez powodu trafiła do Gryffindoru. – Myślę, że dla wszystkich będzie lepiej, jeśli się odsunę i ukryję. Gdybym została schwytana, wszystko co wiem zagroziłoby pozostałym. Dlatego… wolę nie wiedzieć zbyt wiele. Masz rację, nie chciałabym utracić pamięci, ale nadal mam możliwość odsunąć się od ważnych spraw, by nie wiedzieć niczego, co mogłoby zagrozić innym.
Nie miała złudzeń. Wrogowie niezwykle łatwo wydarliby z niej wszystkie informacje, pękłaby bardzo szybko. Już nie była anonimową, szarą alchemiczką, na którą nikt nie zwracał uwagi. Teraz jej twarz została naznaczona jako twarz zbrodniarki. Była chodzącym workiem galeonów. Oaza miała być wyjściem najbezpieczniejszym dla niej i dla całej reszty. Najsłabsze ogniwo Zakonu, a nim właśnie była, nie mogło pozostać na widoku, narażone na atak wroga.
- Wszystko mogło się wydarzyć. Tak czy inaczej… życie, które znałam i kochałam właśnie dobiegło końca. Nie wiem, z czyjej winy i czy w ogóle ktoś z Zakonu zawinił, czy może dowiedzieli się inną drogą. Ale pewne jest, że dopóki trwa wojna nie ma powrotu do tego, co było.
Nie mogła mieszkać w Kornwalii, jej rodzina musiała uciec, nie mogła również pracować ani bywać w miejscach publicznych. Jej domem musiała stać się Oaza, czy tego chciała czy nie. Nie chciała, ale jaki miała wybór?
- Ciekawe, na ile czasu stanie się moim domem… Ta wojna może trwać latami – westchnęła, wpatrując się w jasną twarz Sue. Niemniej jednak bardzo doceniała jej gest, jej obecność. Samo to, że tu była, niosło jej ukojenie. Nie czuła się tak bardzo samotna i opuszczona. Przy niej nawet mogła zyskać odrobinę wiary w to, że może wszystko się kiedyś jakoś ułoży?
Zdecydowała się na szczere wyznanie czując, że Sue zrozumie i nie potępi jej. Chciała się komuś zwierzyć z tego, że dręczyły ją tego rodzaju myśli. Może było to swego rodzaju wołanie o pomoc? Ale nie każdemu by o tym opowiedziała. Nie każdy potrafiłby zrozumieć to, że tak młoda dziewczyna jak ona chciała się targnąć na swoje życie.
- Ja… wiesz, dziękuję. Za zrozumienie. I za to, że po prostu jesteś – powiedziała po chwili, czując przyjemne ciepło w sercu. – Może i dobrze się stało, że Percival przywrócił mi wtedy rozsądek. Boję się śmierci, przeraża mnie ona, ale… Nie chcę nigdy znaleźć się w rękach wroga. Nigdy. Wolałabym już skoczyć z tego klifu i samej zakończyć swoje życie niż… trafić do nich i pozwolić na to, żeby to co wiem pociągnęło do grobu którekolwiek z was.
To była straszna myśl. To, że rycerze nie tylko ją by skrzywdzili w sposób dużo gorszy niż to, co chciała sobie zrobić początkiem kwietnia, ale później mogliby skrzywdzić i Sue, Hannah, Anthony’ego, Percivala i całą resztę. Nie chciała cierpieć ani skazywać na cierpienie swoich bliskich i przyjaciół.
- Marzenia mogą poczekać… Będą musiały, i to kto wie jak długo?
Może miały minąć całe lata nim wszystko wróci do normy, o ile kiedykolwiek wróci? Cała jej młodość mogła przeminąć, mogła pożegnać się z marzeniami o mężu i dzieciach, bo na ich zrealizowanie każda kobieta miała ograniczony czas, i może kiedyś pozostanie jej już tylko alchemia?
Przeraziły ją wieści o to, że i Sue spotkały już kłopoty i musiała uciekać przed niebezpieczeństwem. Może gdyby Charlie nie schowała się w Oazie, to też miałaby już na głowie ministerialne służby? O jej kornwalijskim domu ministerstwo nie wiedziało, ale każde wyjście z niego mogłoby się skończyć rozpoznaniem i donosem. Wielu chętnie przygarnęłoby pięć tysięcy galeonów. Bertiego pewnie też wydano właśnie dla tych pieniędzy.
- Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło i uciekliście stamtąd. Do rudery może lepiej na razie nie wracać, skoro ministerstwo już o niej wie… Pewnie będą mieli to miejsce na oku. Dobrze, że miałaś gdzie pójść.
Uśmiechnęła się blado. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie przystała na propozycję przyjaciółki i powoli podniosła się z materaca, by następnie zejść na dół.
- Masz rację, zjedzmy coś – zgodziła się. Była rzeczywiście głodna, choć zgodziła się na propozycję bardziej przez wzgląd na Sue. Nie chciała jej martwić, musiała starać się pokazywać, że jakoś się trzyma w tych ciężkich dla niej chwilach. Sue i tak była już dostatecznie przejęta i zmartwiona, więc musiała jakoś ją uspokoić.
Rozejrzała się więc po prostych szafkach z sosnowego drewna, szukając jakichś produktów spożywczych. Nie było tego zbyt wiele, ale dało się przygotować skromny obiad.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Część sypialna [odnośnik]24.01.21 20:18
Nawet jej optymizm miewał gorsze chwile - zwłaszcza względem samej siebie, choć to chyba stanowiło wyłącznie zdrowy objaw. Przy innych nabierała energii, nadziei, potrafiła patrzeć na świat trochę bardziej... barwnie. Poza tym - cierpiała, jak każdy inny, również będąc ofiarą tej strasznej wojny, choć jej twarz nie uśmiechała się z plakatów.
- Może i nie narażałaś życia, to trochę inny rodzaj odwagi. Mogłaś odciąć się od całej sprawy, ale jednak podążyłaś za swoimi poglądami i w ten sposób sprzeciwiłaś się niesprawiedliwości. To właśnie jest twoja odwaga - wzruszyła ramionami, nie dając się przekonać do poglądu Charlene, bo miała swój własny - i bywała uparta. Poza tym, Leighton wyruszyła z nią kiedyś na poskromienie anomalii i poradziła sobie fenomenalnie. Lovegood pamiętała to doskonale. - Robiłaś tylko i tyle. Nie możesz obwiniać się za coś, co nie jest twoją winą, to wyniszczy cię od środka, nie tego potrzebujesz. Jeśli ktoś ma cię za zbrodniarkę, to chyba tylko dlatego, że nie miał okazji cię poznać i jest ślepy na propagandę Ministerstwa - fuknęła pod nosem, jak na siebie - całkiem rozeźlona. Wciąż sądziła, że Leighton robiła wiele. Bez jej eliksirów mogliby nie wyjść z licznych misji cało, nawet ona korzystała z nich i za każdym razem, gdy musiała odkorkować fiolkę, dziękowała alchemiczce w myślach.
- Wiesz, wydaje mi się, że atutem w wojnie jest nie tylko stawanie do walki. Spróbuj sobie wyobrazić, co by było, gdyby to Gwardziści mieli warzyć eliksiry. Może niektórzy coś by zrobili, ale podejrzewam, że prędzej by nas otruli, niż pomogli - skrzywiła się, całkiem rozbawiona tą wizją, co w zabawny sposób zniekształciło grymas. - Każdy ma tu swoją rolę. Jedyne co możemy robić, to korzystać z naszych atutów i rozwijać się, a ty jesteś tego świetnym przykładem. Nieważne, co myślą o tobie ludzie, którzy mogliby życzyć Ci źle - nauczyła się tego w Hogwarcie, na własnej skórze, obrywając wiele razy za to, że była, że istniała i odstawała od tego, co nazywano normą. Nie, to nie było właściwe, karać kogoś za to, że nie był taki, jak tego wymagano.
Miała rację, wojna mogła trwać bardzo długo i Sue musiałaby skłamać, mówiąc, że jej to nie przeraża. Dotykało ją to bardzo, nie potrafiła sobie wyobrazić, kogo jeszcze przyjdzie jej stracić, jak wiele osób zginie, jaki będzie efekt tego wszystkiego. Walczyli o niewiadomą. Prawda była bardzo bolesna.
- Może. Dlatego tym bardziej powinniśmy żyć z dnia na dzień - przyznała cicho. Może w ten sposób mogli oszczędzić sobie cierpienia z powodu tego, co jeszcze nie nadeszło i było wspomnianą wcześniej niewiadomą.
- Bardzo dobrze się stało! Ale lepiej nie myśleć o tym, co nie miało miejsca - nie życzę nikomu takiego położenia, o jakim mówisz... - wzdrygnęła się na samą myśl, dlatego urwała ją szybko, nie chcąc niepotrzebnie się tym martwić. Zmartwień mieli na pęczki już z tym, co działo się w rzeczywistości.
Kiwnęła głową, kwitując uśmiechem podsumowanie ucieczki z Rudery. Już nauczyła się, że dom nie był miejscem, a uczuciem. Kochała to urocze lokum w Dolinie Godryka, to prawda, lecz były ważniejsze kwestie, chociażby ludzie. Wiele zależało też od atmosfery, którą się wprowadzało. Oswajanie się mogło trwać miesiącami, ale ostatecznie - naprawdę się dało. Przynajmniej ona potrafiła.
- Przyniosłam trochę warzyw i świetne przyprawy, mam też czekoladę - wspomniała, mając nadzieję, że słodkości minimalnie poprawią przyjaciółce samopoczucie. Błahostka, jasne, ale za to jaka dobra! Zerknęła na składniki wyciągnięte przez Charlie. - Masz ochotę na leczo? Niedawno się o nim dowiedziałam, nie wiem czy je znasz - to węgierskie danie, cukinia, cebula, papryka i pomidory świetnie się nadadzą, możemy zjeść je z kaszą i będzie całkiem treściwe - zaproponowała. Normalnie dodawano tam także mięso, ale Sue... cóż, nie potrafiła się przemóc, dlatego wolała pominąć je w przepisie.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Część sypialna JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Część sypialna [odnośnik]26.01.21 0:30
Każde z nich było ofiarą wojny. Niektórzy mniej, inni bardziej, ale każdego ten konflikt w jakiś sposób dotknął. Charlie do niedawna nie dotykał prawie wcale, w każdym razie nie osobiście, ale los upomniał się i o nią. List gończy zakończył jej dotychczasowe życie zwyczajnej, szarej alchemiczki. Uczynił ją poszukiwaną zbrodniarką zmuszoną do ucieczki i ukrywania się niczym zaszczute zwierzę. Tak właśnie się teraz czuła. Świat na zewnątrz zaczął ją przerażać i tylko Oaza jawiła się teraz jako bezpieczne miejsce, gdzie wrogowie nie mieli wstępu.
- W pewnym sensie tak… Ale tak na dobrą sprawę nigdy nie miałam odwagi mówić o tych poglądach głośno, jeśli nie miałam pewności, że druga strona myśli podobnie. Nie należałam nigdy do tych, którzy głośno krzyczeli o równości i otwarcie negowali podziały. W Mungu zawsze bezpieczniej było pewne rzeczy przemilczać, zwłaszcza przy pracujących tam konserwatystach. – Taka była prawda, Charlie nie krzyczała głośno, nie buntowała się i nie nadstawiała karku. Mogło jej się nie podobać, że z Munga w ostatnich miesiącach zwalniano osoby mugolskiego pochodzenia, ale milczała, by chronić własną skórę, by nie stracić ukochanej pracy ani nie narazić się na podejrzenia w niespokojnych czasach, zwłaszcza że ukrywała sekret Zakonu. To sprawiało, że teraz, rozmyślając o tym wszystkim, nie potrafiła się czuć prawdziwą Zakonniczką. Stchórzyła i ukryła się, bo sama myśl o walce budziła w niej paniczny strach. Pamiętała, że Sue już w szkole potrafiła stawać w obronie innych, podczas gdy ona bała się reagować, żeby samej nie oberwać. Ale też nigdy nie odwracała się od ludzi, którymi inni gardzili. Wyciągnęła rękę do białowłosej dziwnej dziewczynki, z której niektórzy się wyśmiewali, odnalazła w osobie Sue wartość, której wielu widzieć nie chciało, bo kierowali się stereotypami. Dla nich była dziwadłem, a dla Charlie kimś interesującym i dobrym materiałem na przyjaciółkę.
- Niestety wielu ludzi wierzy w propagandę ministerstwa, czy to z prawdziwego przekonania, czy ze strachu. A nawet jeśli nie w nią, to uwierzą w wartość pięciu tysięcy galeonów, które mogą zapewnić bezpieczny byt całej rodzinie na długi czas.
Wielu mogłoby się skusić. Dla kogoś te pieniądze mogły oznaczać poprawę losu i zapewnienie bezpieczeństwa bliskim. A wybór pomiędzy dobrem własnej rodziny a losem jakiejś obcej osoby był jasny. Nawet ktoś, kto do niedawna był zwykłym, uczciwym obywatelem, przyparty do muru przez wojenne realia mógłby się skusić na nagrodę w zamian za wydanie kogoś, kogo władze piętnują jako zbrodniarza, osobę niebezpieczną.
- Gwardziści mają za to inne atuty, choć racja, gdyby mieli się brać za eliksiry, pewnie wyszłoby to średnio – zgodziła się po chwili namysłu. Czarodzieje znający się na walce z reguły marnie radzili sobie z eliksirami, tak jak i alchemicy marnie radzili sobie z walką. Nie dało się być mistrzem we wszystkim, a już na pewno nie w tak młodym wieku, w jakim była Charlie. Była mądra, znała się na wielu rzeczach, ale do pojedynków miała wybitny antytalent i niegdysiejsze próby nauczenia się czegoś w tym zakresie wypadały gorzej niż źle. Jedyną jej nadzieją na przetrwanie walki byłoby to, że przeciwnik pękłby ze śmiechu, widząc jej żałosne uroki.
- Przeraża mnie po prostu to, że oni pewnego dnia przyszliby po mnie, a ja nie potrafiłabym się przed nimi obronić. Ani siebie, ani innych. Nigdy nie chciałam zamieszkiwać w Oazie na stałe, ale jeśli tak mogę chronić siebie, rodzinę i was wszystkich, to zdecydowałam się na to.
Pozostanie w Kornwalii byłoby świadomym kuszeniem losu. Ryzykowaniem każdego dnia nie tylko życiem swoim, ale i innych, do których wydania wróg by ją zmusił zanim by ją zabił. Nie zadowoliliby się przecież tylko jej życiem. Chcieli pozbyć się wszystkich, którzy mogli zagrozić ich chorym ideom, czy to przez działania, czy przez samo istnienie. Mugolacy i mugole narazili się tylko tym, że byli tym, kim byli.
- Ale masz rację, może nie powinnam o tym myśleć zbyt wiele, bo to tylko mnie zżera od środka – rzekła po chwili zadumy. Przy Sue łatwiej było trudne myśli odpychać, ale kiedy przyjaciółka odejdzie, miały powrócić. Póki jednak tu była mogła cieszyć się jej obecnością, sycić iskierkami nadziei które Sue w niej rozpaliła.
Charlie nie zdążyła przywiązać się do domku w St. Ives, gdzie mieszkała raptem sześć tygodni, ale czuła więź z samą Kornwalią, sentyment do lat dziecięcych, do czasów, kiedy było dobrze i bezpiecznie, i kiedy miała pełną rodzinę. Teraz wszystko to straciła. Rodzice uciekli za granicę, siostry nie żyły, dom rodzinny w którym się urodziła i wychowała zapewne przepadł, może już zasiedlony przez jakąś obcą rodzinę, a do tego w St. Ives póki co wrócić nie mogła.
Jej codziennością miała teraz być Oaza, czy tego chciała czy nie. Ale korzystając z tego, że była u niej Sue mogła spróbować choć na trochę o tym zapomnieć. Wspólne gotowanie brzmiało dobrze. Może przy Sue uda jej się zmobilizować do tego, by coś przełknąć.
- Możemy spróbować, nadal uczę się lepiej gotować i nowy przepis zawsze się przyda – przytaknęła na propozycję. Charlie nie była zbyt wybredna, a już zwłaszcza teraz. Mogła zjeść właściwie cokolwiek, zwłaszcza że w Oazie należało korzystać z tego, co było pod ręką. – A czekoladę możemy zachować na deser.
Kiedy pomagała w krojeniu warzyw ręce jej się trzęsły, ale z innego powodu niż podczas poprzedniego wspólnego gotowania. Wtedy przeżywała to, że właśnie wyznawała Sue że się bez wzajemności zakochała, teraz drżała, bo mimo upartych prób zignorowania w środku towarzyszył jej jakiś dziwny niepokój. Musiała sobie powtarzać, że jest bezpieczna, że tutaj nikt się nie dostanie, żeby ją dorwać. Nic się nie działo.
Warzywa zostały jednak w końcu pokrojone wspólnymi staraniami i wylądowały w nie pierwszej nowości rondelku. Różdżką mogła je ogrzać, oczywiście cały czas korzystając ze wskazówek Susanne. Ten obiad był ich wspólną pracą i już po wszystkim mogły go razem zjeść. Ciepłe jedzenie dodało zmartwionej Charlie więcej energii, od czasu przybycia do Oazy nie jadła tyle ile powinna, bo stres przytępiał uczucie głodu, ale teraz, jedząc, zdała sobie sprawę, że była naprawdę bardzo głodna.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Część sypialna [odnośnik]28.01.21 10:37
Ofiar wojny miało tylko przybywać - wyraźnie było widać, że sytuacja zmienia się dynamicznie, już samo zaludnienie Oazy było idealnym tego dowodem. Wyspa była, niestety, za mała by pomieścić wszystkich potrzebujących, nie do wszystkich dało się też dotrzeć. Serce pękało na myśl, ilu ludzi mogło potrzebować natychmiastowej pomocy.
- Wiesz, Charlie, myślę że w ostatecznym rozrachunku dobro wraca. A ty wykazałaś się dobrocią serca, nawet jeśli nie stawałaś na baczność i nie krzyczałaś o tym całemu światu. Nie ma nic złego w dbaniu o swoje bezpieczeństwo, a to właśnie robiłaś. Poza tym - nie ma co ukrywać - pewne rzeczy i podejścia uległy zmianie w Zakonie, pojawili się sojusznicy... nic w tym dziwnego, wojna stała się bardziej otwarta i wymaga innych działań niż wcześniej - nawet ona to widziała. Nawet na nią to wpływało. Wrażliwość Lovegood musiała dorosnąć, inaczej nie byłaby w stanie funkcjonować w tym innym świecie, a tym bardziej - stawać do walki. A robiła to tylko dlatego, że chciała, choć inni mogli mówić jej, że nie ma do tego kompetencji, że jest zbyt delikatna, wrażliwa. Trudno było zauważyć drzemiącą w niej siłę, ale prawda była taka, że życie naprawdę ją doświadczyło i pod pewnymi aspektami utwardziło. Nie bała się iść pod prąd, nie zwracała uwagi na to, czy ktoś miał ją za kwiatuszka, czy nie - zwyczajnie wiedziała swoje. Opinie były tylko opiniami, to nie z nich wywodziła się siła. Doskonale pamiętała wsparcie Charlene z czasów szkolnych. Takie osoby dodawały Sue mnóstwo energii, bo dzięki nim mogła wierzyć, że jest na tym świecie ktoś, kto był jej przychylny. I mimo wielu oprawców - miała wielu bliskich.
- Wielu też w nią nie wierzy, ale masz rację, złoto może nieźle namieszać ludziom w głowach - zgodziła się ze smutkiem. Zwłaszcza teraz, gdy przyszłość robiła się coraz mniej pewna.
Sue kiwnęła głową, nie mówiąc już nic o Gwardii - każdy miał ograniczone pole do popisu, każdy w czymś się specjalizował. Wysłuchała lęków koleżanki, przekrzywiła lekko głowę i odpowiedziała - Więc ćwicz obronę przed czarną magią, do oporu. Nie zaszkodzi, a nuż cokolwiek pomoże, może będziesz czuła się minimalnie pewniej? Pomogę ci, sama zabrałam się za to dosyć intensywnie - obiecała, mając nadzieję, że Leighton podłapie ten plan. Mimo wszystko, było warto dbać o rozwój w tym aspekcie. - Oaza zapewnia ci bezpieczeństwo, ale ćwicząc zaklęcia będziesz miała kolejne zajęcie, cel, wypełnienie czasu - podsunęła, starając się jak najlepiej przedstawić to rozwiązanie.
- To prawda. Powinnaś przebywać z ludźmi, sama wiem jak to odciąga myśli... - doradziła jeszcze na temat wykręcających wnętrzności przemyśleń. Tak samo, jak zajęcia, praca, cokolwiek, co nie było leżeniem i gapieniem się w sufit albo inne nieruchome powierzchnie. Oaza była pełna ludzi - choć Sue pragnęła wspierać Charlie, nie mogła być tu cały czas. Zebranie się do gotowania było dobrym znakiem.
- Wspaniale, w takim razie bierzemy się do roboty - zawyrokowała, przystając również na pałaszowanie czekolady na deser. Sue zerkała na przyjaciółkę regularnie, martwiąc się o jej stan i zastanawiała się poważnie, czy nie przydałyby jej się eliskiry uspokajające... z drugiej strony regularne zażywanie ich przez długi czas mogłoby niepotrzebnie ją otępiać i uzależniać, a Lovegood nie była uzdrowicielką, by o tym decydować, dlatego przemilczała drżące ręce. Krojenie warzyw mimo tego poszło im sprawnie, potem Susanne mogła pokazać, jak odpowiednio wszystko przygotować - usmażyć, przyprawić, gotować. Ostatni proces trwał chwilę, ale wreszcie mogły się cieszyć ciepłym i smacznym posiłkiem, który wyraźnie dobrze działał na alchemiczkę - i tu jasnowłosa mogła odetchnąć z ulgą.

| ztx2



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Część sypialna JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Część sypialna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach