Kai Clearwater
Nazwisko matki: Pomfrey
Miejsce zamieszkania: Anglia (wcześniej Rumunia)
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Łowca ingrediencji, podróżnik
Wzrost: 1,83 m
Waga: 83 kg
Kolor włosów: Ciemnobrązowe
Kolor oczu: Niebieskoszare
Znaki szczególne: Charakterystyczny, rozbrajający uśmiech, kilka cienkich blizn przy skroni, ustach i knykciach dłoni
12 cali, całkiem giętka, Bangkirai, Sierść niuchacza
Gryffindor
Kot
Inferius - żywy trup brata
Leśne konwalie, morskie (bo słone) powietrze, suszone zioła, stary pergamin
Kai i jego własny hipogryf w podróży
Magiczne stworzenia (hipogryfy), podróże, opowieści
Jastrzębie!!!
Latanie na miotle, pływanie, bieganie za magicznymi stworzeniami, bójki
Od klasyki, po blues i współczesne klimaty muzyczne
Marius Hordijk
Narodziny syna, nigdy nie należały do zwyczajnych wydarzeń. I tym mianem określano słoneczny poranek 12 maja 1927 roku, gdy to na świat przyszedł Kai, jako drugi z trójki dzieci państwa Clearwater. Swoją obecność oznajmił radosnym krzykiem, niby pierwszym zwiastunem przyszłego charakteru, jednocześnie rozpraszając niepokoje młodych rodziców. Był zdrowy, pełen sił, bardzo szybko chwytając w swój dziecięcy urok kolejnych, pochylających się nad nim dorosłych. Niepomny jeszcze na to, co zwiastowała przyszłość.
Nie cieszył się długo dziecięcą samotnością. Już niedługo, na świat przyszło jego rodzeństwo – brat i siostra, która zgarnęła sobie zachwyt i uwagę szczególnie matczynych, artystycznych wizji. Odkąd pamiętał, otaczała go artystyczna aura rysunków i chociaż nigdy nie zaskarbił sobie podobnego talentu, z ciekawością i śmiechem przyglądał się kreślonym pewnie liniom, które już po chwili tworzyły nadzwyczajne obrazy. Wyobraźni nigdy mu nie brakowało, ale tę – rozbudzały przede wszystkim ojcowskie opowieści i podtykane pod nos książki. Z wypiekami na twarzy, sadzany na kolanach, bądź też na podłodze, razem z rodzeństwem – słuchał barwnych historii o magicznych stworzeniach. Skrzydlate, groźne, ziejące ogniem, kościane, czy znikające – w każdym ze stworzeń odnajdywał fascynację. Kai ukochał sobie te chwile i nawet, goniony przed podwórkowe zabawy, czy pierwsze loty na dziecięcej miotełce, nie potrafiły oderwać go od pospiesznej gonitwy na spotkanie z ojcowskimi opowieściami.
O tym, jak żywo krążyła w nim magia, przekonano się bardzo wcześnie , gdy w dziecięcej złości wyrwał odebraną mu miotełkę. Nie potrzebował do tego siły, przywołując do siebie ukochaną zabawkę. Być może nie było to spektakularne wydarzenie, ale powtarzające się, magiczne incydenty z udziałem małego chłopca wyraźnie zaznaczały go czarodziejską krwią.
Nie należał do zbyt cierpliwych dzieci. Bardzo rezolutny, bezpośredni, ciekawskim i spostrzegawczym, nawet z obdartymi kolanami posyłając wszystkim szeroki uśmiech. Częściej najpierw działał, potem myślał, wplątując w kłopoty nie tylko siebie, ale i starszego brata (lub odwrotnie), którego stał się niemal cieniem. Gdzie pojawiło się jedno, było wiadome, że gdzieś krążył drugi z chłopców. Razem uczyli się pływać w pobliskim jeziorze, razem ścigali się na pierwszych miotłach, razem też mierzyli się w chłopięcych bójkach. Razem nabywali młodzieńczej siły i wytrzymałości. A im starszy był Kai, tym częściej wykorzystywał swój urok, którego nabierał wraz odwagą i żartobliwą naturą. To rodzeństwo stało się pierwszym polem „testowym”. Nie raz i nie dwa stał się przyczyną złości siostry, gdy to zwinął notatnik, w którym kreśliła swoje rysunki, dorysowywał dodatkowe głowy w bajkowych obrazach, albo – nie mogąc przekonać jej do zmiany zdania, chwytał ją w pasie, przerzucając (na miarę swych możliwości) przez ramię. Nawyki nie zmieniały się nawet z wiekiem i nawet będąc już w szkole ( i później poza nią) potrafił wykręcić siostrze podobne widowisko.
Z niecierpliwością oczekiwał obiecanego listu i w dniu 11 urodzin, otrzymał upragnione pismo, napawając rodziców dumą. A w murach Hogwartu czekał już na niego brat. Nie zdziwił się też wcale, gdy tak jak Caleb, został naznaczony barwami dumnego Gryffindoru. Tiara nie miała najmniejszego problemu w decyzji, upatrując w młodym chłopcu typowej odwagi i gotowości do poświęceń. Udowadniał zresztą na każdym kroku swoją lojalność Domowi. Szybko odnalazł się wśród otoczenia, zyskiwał przyjaciół, pakował się w kłopoty i dzielnie kolekcjonował kolejne (ale osobiste) trofea. A to wykorzystując dostrzeżone emocje na swoją korzyść, przekonując do określonej racji, czy też po prostu – zdobywając serce uroczej dziewczyny (i krytycznego spojrzenia siostry). Należał do tej żywotnej części szkoły, ba! nawet nauczył się (względnie dobrze) tańczyć wybywając na nocne potańcówki. I chociaż wierzył w swoje szczęście, wcale - nie wszystko uchodziło mu płazem.
Wyrastał na przystojnego młodzieńca, a mając świadomość pola rażenia, jaki roztaczał jego urok, wykorzystywał go bez namysłu. Zbierał wokół tak przyjaciół jak i wrogów. Zdarzało mu się wdać w bójki – nie tylko magiczne, większość sporów z namaszczeniem rozwiązywał na boisku, bo Quidditch okazał się zgarnąć wielką część jego zamiłowania. Gdy tylko pozwalał na to wiek, dołączył do drużyny, ciągnąc za sobą brata. Ciężko było zliczyć ilość upadków, stłuczeń i wizyt w skrzydle medycznym – zawsze wracał, czasem zapominając też o całym szkolnym świecie. W tym – nauki, co z oczywistych względów odbijało się ocenowym rykoszetem na wielu poziomach.
Ale nawet poprawkowe lekcje nie psuły mu humoru, szczerząc – nawet przy porażkach - rząd białych zębów prowadzącym zajęcia nauczycielom. Uśmiech, stał się niemal jego drugą naturą, odsłaniając go nawet tam, gdzie powinien był oddać się innej emocji. To, był jego osobisty sposób na kłopoty i jednoczesna tarcza, która pozwalała mu ukryć rzeczywiste emocje. Nie bał się konfrontacji, chociaż bywało, że przesadzał z ich konsekwencjami.
Nauka stanowiła rzeczywistą sinusoidę. Były przedmioty, jak wiedza o magicznych stworzeniach, w których rzeczywiście brylował, nie tylko chwaląc się już zdobytymi podczas ojcowskich opowieści informacjami, ale chętnie sięgając do proponowanych pozycji, które odsłaniały mu nowe zjawiska i stworzenia. I chociaż wielu zachwycało się legendami ze smokami w rolach głównych on ukochał sobie hipogryfy. Z namaszczeniem traktując lekcje i marząc, by kiedyś spotkać je na żywo. A, że był uparty w swoich marzeniach, przekonany też, że mu się to uda. Z lekkim zainteresowaniem przysłuchiwał się opowieściom z bazy astronomicznej, by
na lekcjach z historii magii, czy eliksirów, zazwyczaj przysypiać, zbierając irytację nauczycieli i zdobywając kolejne powody do przymusowej nauki po zajęciach. Dzięki jednak nim przekonał się, że zielarstwo nie było tak nudne, jak mu się na początku zdawało. Mylił jednak historyczne pojęcia, mieszał wydarzenia zyskując czasem nawet miano ignoranta. I chociaż mało się przejmował opinią „mądralińskich”, zdarzało mu się prowokować konflikty. Tym bardziej, gdy te tliły się w ramach Domowych podziałów na czystość krwi. Nadmuchane w swym ego szlachciury z domu węża, częściej go drażnili, nie szczędząc złośliwych uwag, także na polu Klubu Pojedynków, na który później, namówił też siostrę. Teoria, teorią, słowa miały wielką moc, tak, tak... ale to praktyka weryfikowała wszystkie decyzje.Najlepiej czuł się we władaniu magii uroków, nieco gorzej w obronie. Liznął nawet podstaw magii transmutacyjnej, ale nigdy nie rozwijał jej znamion.
Czas szkoły należał do tych dobrych, pełnych wrażeń. Nawet jeśli nie wszystko było tak kolorowe, jak w listach, które pisywał do rodziców. Każde wydarzenie, wspomnienie, czy decyzja miała swoją drugą stronę, I Kai miewał chwile, by zajrzeć, za te ciemniejszą stronę, którą ukrywał kłamstwem, uporem, czy nadmiarem buty. Młodość rządziła się swoimi prawami i dopiero z czasem uczył się na swoich błędach. Przyszłość stanowiła zagadkę i chociaż wielokrotnie wyobrażał sobie wielkie przygody i siebie, jako głównego ich bohatera, nie wiedział od czego zacząć. Pamiętał też zbyt dobrze historię z otwarciem komnaty Tajemnic i nawet on zamknął usta z niepokojem. Nie umiał się śmiać na wieść o takiej tragedii. Śmierć miała się odezwać w przyszłości jeszcze raz, dużo poważniej wracając go do ziemi i zrywając zbyt często nakładaną maskę lekkomyślnego uśmiechu.
Szkołę ukończył ze względnie udanymi ocenami. Z jednych był dumny z innymi nie wiązał niczego ważnego, wciąż pozostając na pewne kwestie ignorantem. Kai stanął przed wyborem, czując jak wizja przyszłości składa na jego barkach nieznośny ciężar odpowiedzialności. Wiedział, że mógł szukać pomocy u rodziców. Ojciec bez kłopotu załatwiłby mu pierwszy staż i początkowo wydawało się, że taki obrót pierwszej kariery przyjdzie mu objąć.
Po głowie wciąż chodziły mu nadzieje związane z meczami quidditcha, nawet służba w walce (różnej formy) była jedną z odpowiedzi, ale to opowieści o dzikich stworzeniach nęciły go najmocniej. Starał się na początku mocno by powierzone mu przez ojca zadania, wypełniać pilnie, ale zwrotem miało okazać się spotkanie, które wyrwało go z chwilowych, Ministerialnych objęć. Ciągnęło go dalej, poza biurowe rozpiski i rzucane mu zadania. Jednym z petentów okazał się być ojciec jednego z jego szkolnych przyjaciół. A co najdziwniejsze ów – wiedział już o zamiłowaniu młodego Clearwatera do magicznych stworzeń. Propozycja podróży i bardziej praktycznego stażu miała wyznaczyć nową ścieżkę. Rumunia i smoczy rezerwat, który werbował właśnie „świeżą krew” do pomocy. Mężczyzna należał do jednego z aktualnych pracowników i pozostawił otwarta propozycję wyjazdu już następnego miesiąca. A Kai musiał się natrudzić, by przekonać rodziców, że jest to rzeczywiście dobra decyzja. Wciąż był bardzo młody, niedoświadczony i zdecydowanie zbyt pewny siebie (a może po prostu lekkomyślny?), ale wizja podróży przysłoniła większość innych odpowiedzi. W końcu – z obietnicą stałego kontaktu – wyjechał.
Pierwsza, morska wędrówka nie należała do najlepszych. Mieszała się w nim młodzieńcza fascynacja otrzymaną wolnością z napadami gwałtownych mdłości na widok falującej wody. Każda jednak kolejna nabierała nowego znaczenia, hartując tak ducha, jak i ciało i proporcjonalnie, kotwicząc w nim upodobanie do słonego, morskiego powietrza. Uczył się też intensywnie. Przede wszystkim – nowego języka, który swym świergotliwym tonem nie raz przyprawiał go o ból głowy i wielokrotne przejęzyczenia. Ale był uparty. Pomogły mu też zupełnie nowe znajomości i społeczność, która wciągnęła go w zupełnie nową perspektywę, a języka, z czasem nauczył się biegle, pozostawiając jednak znajomy, brytyjski akcent.
Smoki zapierały w piersiach dech i zdążył nauczyć się wiele...nim przypadkowo, pociągnięty namową nowych przyjaciół, odwiedził zupełnie inny rezerwat. Hipogryfy. Te same, o których słuchał u ojca, te same, opisywane w księgach i szkole i w końcu te, które mógł spotkać na żywo. Początkowo, przychodził do nowego miejsca w wolnym czasie, w końcu jednak za porozumieniem, na stałe zatrzymując się przy hodowli. I z jego ramienia dołączył do poszukiwawczych grup. Czasem byli to łowcy danych stworzeń, czasem badacze, a czasem po prostu handlarze, a on, pod okiem bardziej doświadczonych, nabywał nowych umiejętności. Nabył nawet podstaw anatomicznej, bo ludzkiej wiedzy, która
- jak się okazywała, była pomocna nie tylko dla medyków. Wiedza o magicznych stworzeniach to jedno, ale rezerwaty zarabiały na wielu płaszczyznach, w tym – pozyskiwaniu ingrediencji. A po kolejnych latach, to Kai został określany mianem ich ingrediencyjnego łowcy. Wysyłany w najróżniejsze strony, zdobył potrzebną wiedzę, dokształcając się także w dziedzinie zdobywania odpowiednich części ziół. Zawsze jednak wracał do Rumunii, która stała się jego rzeczywistą bazą. Czasem nawet – o czym przypominał sobie że skrywany poczuciem winy, zapominał o Anglii.
Nie widział powrotu swego rodzeństwa do domu. Nie uczestniczył w dokonywanych wyborach. I chociaż od czasu do czasu witał progi Londynu i niezmiennie pisał listy, dotrzymując danej rodzicom obietnicy, oderwał się od rzeczywistości mglistego Londynu. Docierały do niego niepokojące wieści i coraz częściej wracał myślą do najbliższych mu, kochał ich, ale wciąż znajdował nowe nośniki i wędrówki. Brakowało mu towarzystwa brata, opowieści rodziców i siostrzanego uśmiechu, dużo poważniejszego niż pamiętał. Ale – był uparty.
Z czasem, listy zdawały się niewystarczające. Tym bardziej, gdy w niektórych znajdował niecodzienne prośby Caleba o przysłanie dość nietypowych ingrediencji. Czasem nawet, tych mniej legalnych. Pytania zbywane były obietnicą rozmowy po przyjeździe, ale – jak się niedługo potem okazało, nie dane było im jej nigdy przeprowadzić.
Wieść o śmierci brata zastała go przerażonym. I winnym. Wrócił do Anglii na krótko, uczestnicząc w pogrzebie i przez miesiąc starając się uwierzyć w tragedię, która ich dotknęła. Bolesna, rosnąca w piersi gula goryczy i gniewu nie dawała się ukoić nawet idiotyczną próbą uczestnictwa w jednych z nielegalnych pojedynkach w dokach. I chociaż nie należał do najsłabszych, przez lata pracy i podróży nabrał krzepy, uczestniczył w barowych bójkach, wrócił paskudnie pobity, nabywając kilku nowych blizn. Tym jednak, co otrzymał to chwilową ulgę w duszących go emocjach, o których ciężko przychodziło mu rozmawiać, ponownie wracając do starych nawyków chowania wszystkiego pod dywan uśmiechu.
Wrócił do Rumunii niedługo potem, niosąc za sobą znamiona ukrytej żałoby. I to poza granicami nauczył się rzeczywistej walki. Boks, bo tym była nowa forma treningów i organizowanych coraz bardziej regularnie walk, w które się wdrażał. Wrócił do regularnej pracy, do podróży, nieco intensywniej oddając się znajomych czynnościom. Na jakiś czas odsunął od siebie próby pogodzenia się z nieuchronnym. Pozostawał w stałym kontakcie z rodziną, częściej pisując do Maeve. I chociaż wierzył, że nie powinien wracać do Anglii, świat wywrócił się na tyle spektakularnie, że nie mógł tego zignorować. Wojna. I mógł tylko zaciskać zęby w gniewie, że jej powodem stał się podział na to, jak czysta krew płynęła w żyłach czarodziejów. Zanim jednak to on postawił nogę na rodzimej ziemi, namówił rodziców na podróż. Zorganizował im miejsce i w porozumieniu z siostrą przeprowadzili rodziców do Rumunii.
Czego właściwie oczekiwał, wracając? Na co liczył? Czy nie powinien był ściągnąć także siostrę i zniknąć z oczu wojennych rozgrywek? W jakimś sensie przestał widzieć w Anglii swój dom. Coś jednak żywo buntowało się w nim przed ucieczką. Zbyt wiele tajemnic pozostało nieotwartych. Przeszłość i przyszłość dopominała się o uwagę. I przede wszystkim, nie chciał zostawić samej Maeve. Tak, jak kiedyś zrobił to bratu. Z pomocą rumuńskich przyjaciół zdobył odpowiednie pozwolenia i nawiązał kontakt z brytyjskimi rezerwatami i kilkoma, prywatnymi hodowlami, dostawcami i kapitanami statków. Nawet czas wojny, a może nawet przez to – nie zgasił zapotrzebowania na poszukiwane ingrediencje. Wrócił do niewielkiej kawalerki, którą udostępnił kiedyś bratu. W końcu musieli mieć swoje tajemnice. Szkoda, że te zaistniały w świecie, który wcale mu się nie podobał. A mimo to – powitał go ze zwyczajowym uśmiechem.
Przywołując Patronusa, Kai wraca wspomnieniem do czasów dzieciństwa, gdy z dwójką rodzeństwa słuchali opowieści ojca o magicznych stworzeniach, w tym hipogryfach. A także, wiele lat później, pierwsze swoje spotkanie z tymi dumnymi istotami.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | 5 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 20 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Uzdrawianie: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Alchemia: | 0 | Brak |
Sprawność: | 10 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język rumuński | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
ONMS | III | 25 |
Zielarstwo | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Astronomia | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Kokieteria | II | 10 |
Anatomia | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Literatura (tworzenie prozy) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0,5 |
Quidditch | I | 0,5 |
Pływanie | I | 0,5 |
Taniec współczesny | I | 0,5 |
Walka wręcz - boks | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
- | - | 0 |
Reszta: 5,5 |
Różdżka, sowa
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Kai Clearwater dnia 11.05.20 22:07, w całości zmieniany 1 raz
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Percival Blake
Jaja popiełka
[21.05.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[25.08.20] Kryształ (lipiec-wrzesień)
[22.02.21] Komponenty (październik/grudzień)
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień/czerwiec): +1 PB
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 1 PB
[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +0,5 PB
[05.08.20] Wydarzenie: Na kogo wypadnie, na tego bęc; +60 PD
[20.08.20] Wykonywanie zawodu (kwiecień-czerwiec): +50 PD
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień/czerwiec): +60 PD, +1 PB
[28.09.20][G] Zakupy: kuguchar, -200 PM
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 60 PD
[29.01.21] Wykonywanie zawodu (lipiec-wrzesień): +20 PD
[03.03.21] Zdobycie osiągnięć: Księżniczka na wieży, Do wyboru, do koloru; +60 PD
[07.03.21] Zakup biegłości -400 PD
[08.03.21] Udział w badaniach naukowych, +5 PD
[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +30 PD