[SEN] Jeśli nie chcesz mojej zguby
AutorWiadomość
Błękitna suknia miękko okalała zgrabne ciało eterycznej blondynki kroczącej jasnym korytarzem budynku, który śmiało można było nazwać pałacem. Niewielkim, zgrabnym w swej formie oraz oszczędnym w eleganckich ozdobach. Towarzysząca jej cisza zakłócana była delikatnym stukotem pantofelków zdobiących jej stopy… i wilczym wyciem. Mrożącym krew jej żyłach wyciem stworzeń, które od dawna wzbudzały jej przerażenie. I jak bała się leśnych bestii, tak nie posiadała innego wyjścia.
Wahała się. Sentymenty, blade wspomnienia dziecięcych lat i jednej, jedynej nocy gdy nie czuła się sama sprawiały, że podjęcie tej decyzji było wyjątkowo trudne. Lecz czy mogła postąpić inaczej? Cały czas spętana była obowiązkami oraz powinnościami wobec tych, którzy najbardziej na niej polegali nie posiadała innego wyjścia. W tych momentach wypełnionych wahaniem starała się przywoływać te wszystkie chwile, gdy była sama; chwile gdy cały ciężar odpowiedzialności spoczywał na jej barkach a ten, który winien być jej opiekunem oraz wsparciem znikał, doprowadzając wrażliwą naturę na skraj wytrzymałości. A może, gdyby dała mu drugą szansę…? Nie, nie mogła tego zrobić. Wszystkimi cząstkami swojego niewielkiego ciałka czuła, że nie posiadała innego wyjścia, a na dawanie drugich czy nawet trzecich szans było za późno.
Od tej decyzji, nie było już odwrotu.
Głęboki oddech uniósł jej pierś, a gdy powietrze opuściło jej usta otworzyła drzwi do sali konferencyjnej. W swym wystroju pomieszczenie było proste, eleganckie, budzące słodką iluzję konfidencjonalności. W sam raz na rozmowę, jaką miała odbyć z czekającym na nią mężczyzną. Malinowe usta ułożyły się w delikatny uśmiech, gdy szaroniebieskie spojrzenie napotkało na znaną twarz.
- Witaj, Michaelu. - Przywitała się z Władcą Wilków, który w pewien sposób sam przypominał jej wilka. Przewrotny to los, który skłania do powierzenia ważnych spraw w ręce (a raczej łapy) tego, co przerażało dziewczę najbardziej. Nie zaprosiła go do stołu, jak to miała w zwyczaju. Na to nie było teraz czasu.
Ostatnie promienie słońca zaglądały do sali przez strzeliste okna, gdy kobieta zmniejszyła odległość, dzielącą ją od gościa. Niepewnym krokiem, z czujnym spojrzeniem nie odrywającym się od jego twarzy zrobiła kilka kroków, jakby chciała, by jej słowa dotarły jedynie do jego uszu.
- Nie mamy innego wyjścia, mój drogi. Musimy to zrobić, jeszcze dziś w nocy. - W szaroniebieskich tęczówkach błyszczała mieszanina stanowczości, żalu oraz naturalnego strachu przed tymi, którzy chylili głowę przed Michaelem. Delikatnie ujęła mężczyznę pod rękę by przejść do stołu, na którym rozłożono obszerną mapę. - Wywiad donosi, że zaszył się gdzieś w tych rejonach… - Frances zakreśliła palcem na mapie obszerny krąg, mający stanowić miejsce ukrycia tego, który był ich dzisiejszym obiektem zainteresowania. -… Nie mamy jednak stuprocentowej pewności. Przygotowałam dla Ciebie jego rzeczy, aby Twoi podwładni… - Słowo wilk nie potrafiło przejść jej przez gardło. -… Mogli złapać trop. Przygotowałam również dla Ciebie kilka mikstur, na wszelki wypadek gdyby wystąpiły komplikacje. - Szaroniebieskie tęczówki ponownie przeniosły się na buzię mężczyzny, na której po chwili delikatnie wylądowały smukłe palce dziewczyny, zmuszając, by jego spojrzenie w pełni skupiło się na jej twarzy. - Nie zawiedź mnie, Wilczy Władco. Idź i przynieś mi jego serce. - Dziwna stanowczość pojawiła się w jej spojrzeniu. Wiedział, co czeka go gdy zawiedzie w swej misji. Wiedział, co czeka ich wszystkich, jeśli nie zdobędzie tego, czego sobie zażyczyła.
Wahała się. Sentymenty, blade wspomnienia dziecięcych lat i jednej, jedynej nocy gdy nie czuła się sama sprawiały, że podjęcie tej decyzji było wyjątkowo trudne. Lecz czy mogła postąpić inaczej? Cały czas spętana była obowiązkami oraz powinnościami wobec tych, którzy najbardziej na niej polegali nie posiadała innego wyjścia. W tych momentach wypełnionych wahaniem starała się przywoływać te wszystkie chwile, gdy była sama; chwile gdy cały ciężar odpowiedzialności spoczywał na jej barkach a ten, który winien być jej opiekunem oraz wsparciem znikał, doprowadzając wrażliwą naturę na skraj wytrzymałości. A może, gdyby dała mu drugą szansę…? Nie, nie mogła tego zrobić. Wszystkimi cząstkami swojego niewielkiego ciałka czuła, że nie posiadała innego wyjścia, a na dawanie drugich czy nawet trzecich szans było za późno.
Od tej decyzji, nie było już odwrotu.
Głęboki oddech uniósł jej pierś, a gdy powietrze opuściło jej usta otworzyła drzwi do sali konferencyjnej. W swym wystroju pomieszczenie było proste, eleganckie, budzące słodką iluzję konfidencjonalności. W sam raz na rozmowę, jaką miała odbyć z czekającym na nią mężczyzną. Malinowe usta ułożyły się w delikatny uśmiech, gdy szaroniebieskie spojrzenie napotkało na znaną twarz.
- Witaj, Michaelu. - Przywitała się z Władcą Wilków, który w pewien sposób sam przypominał jej wilka. Przewrotny to los, który skłania do powierzenia ważnych spraw w ręce (a raczej łapy) tego, co przerażało dziewczę najbardziej. Nie zaprosiła go do stołu, jak to miała w zwyczaju. Na to nie było teraz czasu.
Ostatnie promienie słońca zaglądały do sali przez strzeliste okna, gdy kobieta zmniejszyła odległość, dzielącą ją od gościa. Niepewnym krokiem, z czujnym spojrzeniem nie odrywającym się od jego twarzy zrobiła kilka kroków, jakby chciała, by jej słowa dotarły jedynie do jego uszu.
- Nie mamy innego wyjścia, mój drogi. Musimy to zrobić, jeszcze dziś w nocy. - W szaroniebieskich tęczówkach błyszczała mieszanina stanowczości, żalu oraz naturalnego strachu przed tymi, którzy chylili głowę przed Michaelem. Delikatnie ujęła mężczyznę pod rękę by przejść do stołu, na którym rozłożono obszerną mapę. - Wywiad donosi, że zaszył się gdzieś w tych rejonach… - Frances zakreśliła palcem na mapie obszerny krąg, mający stanowić miejsce ukrycia tego, który był ich dzisiejszym obiektem zainteresowania. -… Nie mamy jednak stuprocentowej pewności. Przygotowałam dla Ciebie jego rzeczy, aby Twoi podwładni… - Słowo wilk nie potrafiło przejść jej przez gardło. -… Mogli złapać trop. Przygotowałam również dla Ciebie kilka mikstur, na wszelki wypadek gdyby wystąpiły komplikacje. - Szaroniebieskie tęczówki ponownie przeniosły się na buzię mężczyzny, na której po chwili delikatnie wylądowały smukłe palce dziewczyny, zmuszając, by jego spojrzenie w pełni skupiło się na jej twarzy. - Nie zawiedź mnie, Wilczy Władco. Idź i przynieś mi jego serce. - Dziwna stanowczość pojawiła się w jej spojrzeniu. Wiedział, co czeka go gdy zawiedzie w swej misji. Wiedział, co czeka ich wszystkich, jeśli nie zdobędzie tego, czego sobie zażyczyła.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Las nie mógł długo utrzymać się sam, podobnie jak Król Wilków. Wilkołaki to w końcu stadne istoty, a znalezienie własnego stada zajęło mu zbyt wiele czasu - zbyt długo był sam, zbyt długo był Michaelem, zbyt długo był po prostu samotnym wilkiem. Zebranie stada Siedmiu Wilków w Zaczarowanym Lesie nadało jego życiu sens, a priorytetem najpierw stało się przetrwanie, potem poczucie bezpieczeństwa, a wreszcie komfort. Dzięki sojuszowi ze Śnieżną Królową, ludzie z Królestwa już ich nie ścigali. Co noc mogli obżerać się tłustym mięsem, lasy należały tylko do nich. Jego pobratymcy wiedzieli zaś, że to wszystko jego zasługa i bezkrytycznie uznali go za alfę. Władał w końcu ludzkim językiem najlepiej i czuł się w człowieczym ciele pewniej niż oni, chociaż zdawał sobie sprawę, że z każdym miesiącem coraz trudniej wchodzić mu w tą słabą skórę. Wiedział jednak, że nie może przestać i że musi zmusić się do regularnych przemian. Pozbawiony kontaktu ze Śnieżną Królową, wyszedłby z wprawy i zatracił się w wilczej skórze na zawsze. Czasami zresztą właśnie o tym marzył, ale czas na zdziczenie jeszcze nie nadszedł. Stado nadal go potrzebowało, a o sojusz trzeba było dbać. Może przypieczętuje go właśnie nowe zlecenie?
Pojawił się na dworze Frances odziany w skórę białego niedźwiedzia, którego pokonał całkiem sam, umacniając pozycję wśród pobratymców. Pogromca Niedźwiedzia, Mówiący z Ludźmi, Opiekun Lasu, Władca Wilków. Był teraz znany pod wieloma imionami - mało brakowało, a zapomniałby tego pierwszego. Chyba już tylko Frances nazywała go Michaelem.
Ukłonił się Królowej i wysłuchał jej słów w skupionym milczeniu. Podczas ich regularnych spotkań mogła zresztą zauważyć, że milczał coraz więcej i dłużej. Cierpliwie sprawiał jednak pozory człowieczeństwa, przynajmniej dla niej. Wiedział, że tak było łatwiej.
-Królowo. - charknął, próbując zmusić struny głosowe do posłuszeństwa. Z każdym dniem wychodził z wprawy. Któreś z ich spotkań będzie musiało się stać pożegnaniem, ale jeszcze nie to.
Na razie miał zadanie do wykonania.
Stanowczo pochwycił skrawek tkaniny i przyłożył go do nosa. Nozdrza zadrgały, źrenice zwęziły się. Posłał Frances szybkie spojrzenie żółtych tęczówek.
-Przyniosę ci serce na srebrnej tacy. - zapewnił, rozciągając usta w drapieżnym uśmiechu. Wbrew pozornemu odprężeniu, nie spuszczał z Królowej wzroku. Zdążył już ją poznać - jej mądrość, jej stanowczość. Ich sojusz nie był jeszcze trwały, wisiał na włosku tego zlecenia. Personalnego i bolesnego zarówno dla Frances, jak i dla dawnego Michaela.
-Ale... nie wspomniała Królowa o tym, co zrobić z resztą ciała? - dopytał, przechylając lekko głowę. -Mam z nim niewyrównane rachunki. - dodał cicho, zaciskając mocno usta. Od dawna nie myślał o dziewczynie, której imienia już zapomniał, ale której pocałunek wciąż pamiętał. O dziewczynie, której jego nowy cel nie potrafił ochronić. Wraz ze zleceniem od Frances powróciła jakże ludzka chęć zemsty.
Pojawił się na dworze Frances odziany w skórę białego niedźwiedzia, którego pokonał całkiem sam, umacniając pozycję wśród pobratymców. Pogromca Niedźwiedzia, Mówiący z Ludźmi, Opiekun Lasu, Władca Wilków. Był teraz znany pod wieloma imionami - mało brakowało, a zapomniałby tego pierwszego. Chyba już tylko Frances nazywała go Michaelem.
Ukłonił się Królowej i wysłuchał jej słów w skupionym milczeniu. Podczas ich regularnych spotkań mogła zresztą zauważyć, że milczał coraz więcej i dłużej. Cierpliwie sprawiał jednak pozory człowieczeństwa, przynajmniej dla niej. Wiedział, że tak było łatwiej.
-Królowo. - charknął, próbując zmusić struny głosowe do posłuszeństwa. Z każdym dniem wychodził z wprawy. Któreś z ich spotkań będzie musiało się stać pożegnaniem, ale jeszcze nie to.
Na razie miał zadanie do wykonania.
Stanowczo pochwycił skrawek tkaniny i przyłożył go do nosa. Nozdrza zadrgały, źrenice zwęziły się. Posłał Frances szybkie spojrzenie żółtych tęczówek.
-Przyniosę ci serce na srebrnej tacy. - zapewnił, rozciągając usta w drapieżnym uśmiechu. Wbrew pozornemu odprężeniu, nie spuszczał z Królowej wzroku. Zdążył już ją poznać - jej mądrość, jej stanowczość. Ich sojusz nie był jeszcze trwały, wisiał na włosku tego zlecenia. Personalnego i bolesnego zarówno dla Frances, jak i dla dawnego Michaela.
-Ale... nie wspomniała Królowa o tym, co zrobić z resztą ciała? - dopytał, przechylając lekko głowę. -Mam z nim niewyrównane rachunki. - dodał cicho, zaciskając mocno usta. Od dawna nie myślał o dziewczynie, której imienia już zapomniał, ale której pocałunek wciąż pamiętał. O dziewczynie, której jego nowy cel nie potrafił ochronić. Wraz ze zleceniem od Frances powróciła jakże ludzka chęć zemsty.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Zawierane sojusze potrzebowały odpowiednich akcji, aby utrzymać się przy życiu. Frances wiedziała, że zawarcie sojuszu z tymi, którzy zdawali się przerażać ją najbardziej będzie odpowiednim posunięciem. Dzięki umowie zapewniła spokój nie tylko swoim ludziom, ale i wilkom, których zalet, mimo przerażającej postury nie mogła przeoczyć. Zapewniła im bezpieczeństwo, zapewniła im dostęp do świeżego miejsca oraz brak prześladowań… Jednocześnie wiedząc, że była w stanie podarować im jeszcze więcej… O ile zaczną odwdzięczać się za te wszystkie przysługi, przynosząc korzyści oraz okazując lojalność względem zawiązanego, wciąż niestabilnego sojuszu.
Szaroniebieskie spojrzenie przyglądało się jego twarzy; nadal znajomej teraz jednak odrobinę ostrzejszej, przyozdobionej żółtymi ślepiami które przerażały, jak i sprawiały, że nie sposób było oderwać od nich spojrzenia.
- Żywię co do tego wiele nadziei. - Odpowiedziała, delikatnie unosząc kąciki ust ku górze. Nie chciała, by ją zawiódł. Nie chciała, by sojusz jaki się między nimi zawiązał prysł niczym mydlana bańka, a regularne spotkania dobiegły końca… Nawet ze świadomością, że koniec w końcu nadejdzie, a gorzkie słowa pożegnania będą musiały paść, by zawisnąć w niezręcznej ciszy… Te myśli postanowiła jednak zostawić na później, gdy ciężar spoczywający na jej barkach w końcu je opuści, pozwalając odetchnąć.
Śnieżna Królowa zmarszczyła brwi w wyrazie plasującym się gdzieś między niezadowoleniem a zamyśleniem na kolejne słowa, które padły z jego ust. Zemsta bywała równie przewrotna, co słodka.
- Nie tylko Ty masz z nim niewyrównane sprawy. - Zaczęła z dziwnym chłodem w głosie wiedząc, że była tą, którą poszukiwany skrzywdził najbardziej. I mimo swej wspaniałomyślności nie potrafiła mu wybaczyć wszystkich ostrzy, jakie wbił w jej plecy. - Zemsta potrafi zaślepiać, drogi Michaelu. A ja oczekuję, że nie popełnisz błędu i wykonasz swoje zdanie. Nie obchodzi mnie, co zrobisz z jego ciałem. Możesz je spalić, zakopać, nakarmić nim zwierzęta… Potrzebuję jego serca, całego i nieuszkodzonego oraz pewności, że jego podły żywot dobiegł końca. - Po raz kolejny w głosie Frances wybrzmiała stanowczość, kontrastująca z ciepłem, jakim błyszczały szaroniebieskie tęczówki. Powinien domyślać się, że nie tylko pozbycie się poszukiwanego oraz umocnienie sojuszu zależało od powodzenia jego misji, tego jednak nie mogła mu powiedzieć. Jeszcze nie dziś, jeszcze nie w tej chwili, gdy miał ruszyć w drogę by wypełnić jakże ważną misję. Nie mógł się w tym momencie rozpraszać.
- To musi stać się dzisiejszej nocy inaczej będzie za późno. Idź, będę oczekiwać Twojego powrotu. - Nie mógł dłużej zwlekać. Smukłe palce nieśmiało zacisnęły się na jego dłoni w geście, będącym niemym życzeniem powodzenia, znikając równie szybko, jak się pojawiły. Nie mogła mu pomóc. Nie mogła wysłać swoich ludzi, by dopilnowali wykonania zadania oraz bezpieczeństwa Władcy Wilków. A gdy opuści salę pozostanie jej jedynie oczekiwać na jego powrót bądź jakiekolwiek wieści, dotyczące zleconego zadania.
Szaroniebieskie spojrzenie przyglądało się jego twarzy; nadal znajomej teraz jednak odrobinę ostrzejszej, przyozdobionej żółtymi ślepiami które przerażały, jak i sprawiały, że nie sposób było oderwać od nich spojrzenia.
- Żywię co do tego wiele nadziei. - Odpowiedziała, delikatnie unosząc kąciki ust ku górze. Nie chciała, by ją zawiódł. Nie chciała, by sojusz jaki się między nimi zawiązał prysł niczym mydlana bańka, a regularne spotkania dobiegły końca… Nawet ze świadomością, że koniec w końcu nadejdzie, a gorzkie słowa pożegnania będą musiały paść, by zawisnąć w niezręcznej ciszy… Te myśli postanowiła jednak zostawić na później, gdy ciężar spoczywający na jej barkach w końcu je opuści, pozwalając odetchnąć.
Śnieżna Królowa zmarszczyła brwi w wyrazie plasującym się gdzieś między niezadowoleniem a zamyśleniem na kolejne słowa, które padły z jego ust. Zemsta bywała równie przewrotna, co słodka.
- Nie tylko Ty masz z nim niewyrównane sprawy. - Zaczęła z dziwnym chłodem w głosie wiedząc, że była tą, którą poszukiwany skrzywdził najbardziej. I mimo swej wspaniałomyślności nie potrafiła mu wybaczyć wszystkich ostrzy, jakie wbił w jej plecy. - Zemsta potrafi zaślepiać, drogi Michaelu. A ja oczekuję, że nie popełnisz błędu i wykonasz swoje zdanie. Nie obchodzi mnie, co zrobisz z jego ciałem. Możesz je spalić, zakopać, nakarmić nim zwierzęta… Potrzebuję jego serca, całego i nieuszkodzonego oraz pewności, że jego podły żywot dobiegł końca. - Po raz kolejny w głosie Frances wybrzmiała stanowczość, kontrastująca z ciepłem, jakim błyszczały szaroniebieskie tęczówki. Powinien domyślać się, że nie tylko pozbycie się poszukiwanego oraz umocnienie sojuszu zależało od powodzenia jego misji, tego jednak nie mogła mu powiedzieć. Jeszcze nie dziś, jeszcze nie w tej chwili, gdy miał ruszyć w drogę by wypełnić jakże ważną misję. Nie mógł się w tym momencie rozpraszać.
- To musi stać się dzisiejszej nocy inaczej będzie za późno. Idź, będę oczekiwać Twojego powrotu. - Nie mógł dłużej zwlekać. Smukłe palce nieśmiało zacisnęły się na jego dłoni w geście, będącym niemym życzeniem powodzenia, znikając równie szybko, jak się pojawiły. Nie mogła mu pomóc. Nie mogła wysłać swoich ludzi, by dopilnowali wykonania zadania oraz bezpieczeństwa Władcy Wilków. A gdy opuści salę pozostanie jej jedynie oczekiwać na jego powrót bądź jakiekolwiek wieści, dotyczące zleconego zadania.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Niegdyś cenił i lubił spotkania z Królową. Jej Wysokość, Frances - poznali się przecież jeszcze zanim przejęła władzę - jako jedyna z niewielu ludzi spoglądała na niego bez lęku. Jak na człowieka, nie jak na potwora, nie jak na zwierzę. Dawno temu było to dla niego bardzo ważne. Teraz - sam nie wiedział.
Czasem nie chciał pamiętać o tym, kim był - a spotkania z Frances tylko mu o tym przypominały.
Zbliżyli się do siebie zanim zostali władcami, potem zbliżyli do siebie własne plemiona, a teraz utrzymywali już delikatną przyjaźń nie tylko między sobą, ale i swymi ludami. Co się stanie, gdy Król Wilków zdobędzie już prezent, o który prosiła i przypieczętuje ich więzy krwią, na wieki? Czy Michael nadal będzie odwiedzał Śnieżną Królową, czy też zniknie na zawsze w lesie? Rozsądek nakazywał się wreszcie pożegnać, serce rwało się do dziczy, do wolności, do zerwania z przeszłością. I tylko sentyment - oraz dzisiejsze zlecenie - nakazywały mu trwać przy boku blondynki.
-Nie zawiodę. - zapewnił krótko i konkretnie, zupełnie jakby czytał w jej myślach. Nie miał dostępu do tej sztuki, ale zawsze dobrze się rozumieli - a on był spostrzegawczy, odczytując ludzkie gesty z wilczą precyzją.
Spoglądał na Frances przenikliwie, słuchając jej z uwagą. Kiwnął głową, patrząc blondynce prosto w oczy.
Mogła mu zaufać. Był dziś niczym wierny pies.
Może to najwyższy czas, by zniknęły wszystkie niedopowiedzenia?
-Zrobię o co prosisz. Ale, niezależnie od tego zadania... - przełknął ślinę, a potem skłonił się lekko, aby Frances nie po odebrała jego słów niewłaściwie.
-...zdradzisz mi, Wasza Wysokość, czym zasłużył sobie na śmierć? - podniósł na Królową żółte oczy, w których zabłysła pewna zaciętość. Obnażył zęby w wilczym grymasie - karykaturze uśmiechy. Przeczuwał, że może zechcieć sprzedać mu jakieś wyjaśnienia o polityce lub wyższej konieczności. Nie musiała mu jednak nic wciskać. Był zwierzęciem. Rozumiał żądzę krwi, rozumiał, że... -Wiem, że niektóre sprawy są personalne, Wasza Wysokość. - szepnął ochryple. Wiedział, że serce jest Frances potrzebne i nie wątpił to. Wiedział jednak też, że tamten ją skrzywdził. Czy zdecyduje się wreszcie wyrzucić z siebie gorycz?
Sam... sam też by mógł. Nie chciał, by jego historia została zapomniana, gdy sam zniknie w gąszczu lasu i już nigdy nie wyda z siebie ludzkiego słowa.
-Serce będzie twoje, a ciało... jego ciało uwiodło kogoś mi bliskiego. - wykrzywił lekko wargi, nie myśląc już o tamtym mężczyźnie jak o człowieku, a co najwyżej jak o worku mięsa. -A potem zniknął. Skrzywdził ją, a ona szukała go i przez to zginęła. - syknął, a iskry zapłonęły mu w oczach. Nadeszła noc zapłaty.
Czasem nie chciał pamiętać o tym, kim był - a spotkania z Frances tylko mu o tym przypominały.
Zbliżyli się do siebie zanim zostali władcami, potem zbliżyli do siebie własne plemiona, a teraz utrzymywali już delikatną przyjaźń nie tylko między sobą, ale i swymi ludami. Co się stanie, gdy Król Wilków zdobędzie już prezent, o który prosiła i przypieczętuje ich więzy krwią, na wieki? Czy Michael nadal będzie odwiedzał Śnieżną Królową, czy też zniknie na zawsze w lesie? Rozsądek nakazywał się wreszcie pożegnać, serce rwało się do dziczy, do wolności, do zerwania z przeszłością. I tylko sentyment - oraz dzisiejsze zlecenie - nakazywały mu trwać przy boku blondynki.
-Nie zawiodę. - zapewnił krótko i konkretnie, zupełnie jakby czytał w jej myślach. Nie miał dostępu do tej sztuki, ale zawsze dobrze się rozumieli - a on był spostrzegawczy, odczytując ludzkie gesty z wilczą precyzją.
Spoglądał na Frances przenikliwie, słuchając jej z uwagą. Kiwnął głową, patrząc blondynce prosto w oczy.
Mogła mu zaufać. Był dziś niczym wierny pies.
Może to najwyższy czas, by zniknęły wszystkie niedopowiedzenia?
-Zrobię o co prosisz. Ale, niezależnie od tego zadania... - przełknął ślinę, a potem skłonił się lekko, aby Frances nie po odebrała jego słów niewłaściwie.
-...zdradzisz mi, Wasza Wysokość, czym zasłużył sobie na śmierć? - podniósł na Królową żółte oczy, w których zabłysła pewna zaciętość. Obnażył zęby w wilczym grymasie - karykaturze uśmiechy. Przeczuwał, że może zechcieć sprzedać mu jakieś wyjaśnienia o polityce lub wyższej konieczności. Nie musiała mu jednak nic wciskać. Był zwierzęciem. Rozumiał żądzę krwi, rozumiał, że... -Wiem, że niektóre sprawy są personalne, Wasza Wysokość. - szepnął ochryple. Wiedział, że serce jest Frances potrzebne i nie wątpił to. Wiedział jednak też, że tamten ją skrzywdził. Czy zdecyduje się wreszcie wyrzucić z siebie gorycz?
Sam... sam też by mógł. Nie chciał, by jego historia została zapomniana, gdy sam zniknie w gąszczu lasu i już nigdy nie wyda z siebie ludzkiego słowa.
-Serce będzie twoje, a ciało... jego ciało uwiodło kogoś mi bliskiego. - wykrzywił lekko wargi, nie myśląc już o tamtym mężczyźnie jak o człowieku, a co najwyżej jak o worku mięsa. -A potem zniknął. Skrzywdził ją, a ona szukała go i przez to zginęła. - syknął, a iskry zapłonęły mu w oczach. Nadeszła noc zapłaty.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Subtelny uśmiech przyozdobił usta Śnieżnej Królowej. Wilcza precyzja jego żółtych oczu nie zawiodła i tym razem. Odgadł jej obawy, zaprzeczył im przynosząc chwilową satysfakcję. Wiedziała, że wybrała odpowiedniego łowcę do tego, jakże ważnego zadania. Stres odrobinę opuścił wątłe ciało, szaroniebieskie spojrzenie jednak co jakiś czas wędrowało w kierunku zegara.
Kolejne słowa sprawiły, że Śnieżna Królowa pozwoliła sobie na przekroczenie konwenansów. Tę jedną, niewielką chwilę gdy występowała z roli głowy swego królestwa ponownie stając się zwykłą Frances. Ciepłą, pozbawioną zmartwień oraz ciężaru, ciążącego na wątłych barkach. Ostrożnie uniosła dłoń, by delikatnie przyłożyć palec do wilczych ust.
- Nie teraz, mój drogi. Nie myśl o tym, co nie dotyczy dzisiejszego zadania. Na to będzie czas, gdy do mnie powrócisz. - Poprosiła ciepłym głosem, a gdy zabierała dłoń, musnęła opuszkami palców zarośnięty policzek. Wiedziała, że czas pożegnania może się zbliżać, nie chciała jednak by łowca się tym rozpraszał. Nie teraz, gdy czekało na niego jakże istotne zadanie. Na ostatnie słowa oraz żal przepełniający serca, z pewnością będzie jeszcze czas.
Milczała. Wsłuchiwała się w melodię wilczych słów, uważnie przyglądając się jego twarzy. Czy mogła mu zaufać? Z pewnością. Od objęcia tronu nie znalazła lojalniejszego towarzysza, nawet jeśli nie przyszło mu towarzyszyć jej często. Sprawy o które pytał były jednak niebywale delikatne, skryte w odmętach umysłu próbującego zapomnieć o wyrządzonych krzywdach. Stojąc na czele społeczności musiała być silna. Odsunąć od siebie wszelkie słabości wiedząc, jak wielki ciężar spoczywa na jej barkach.
- Przykro mi z powodu losu, jaki spotkał Twoją przyjaciółkę. - Odpowiedziała, na chwilę zaciskając smukłe palce na jego dłoni. Utrata kogoś bliskiego zdawała się przeżyciem strasznym, często niesprawiedliwym… Oraz doskonale jej znanym.
- Ten którego masz złapać… Był moim bratem. Na tyle dawno, że jawi się to jako inne życie. On… Zdradził więzy krwi. Podle oraz brutalnie… I skrzywdził równie mocno mnie skrzywdził. Na tyle mocno, że wyobraźnia nie byłaby w stanie tego zobrazować. - Głos Śnieżnej Królowej zadrżał, a szaroniebieskie spojrzenie zaszło łzami. Wspomnienia nabiegły do umysłu, a delikatna dłoń powędrowała do oczu, by z kącika ust zetrzeć napływające łzy. Ciężkie westchnienie opuściło kobiecą pierś. Nie on jeden poszukiwał sprawiedliwości w tym trudnym świecie. Nie on jeden rozdrapywał tej nocy stare rany. Dzisiejsza noc miała odpowiedzieć, czy zemsta jest tak słodka, jak wielu opisywało.
- Idź już, Wilczy Władco. Czas ucieka, a serce należy wyciąć dzisiejszej nocy. - Dodała czując, że jeszcze chwila, a emocje wypełnią jej ciało skutkując strugami łez wypływających z szaroniebieskiego spojrzenia. Nie mogła płakać. Nie jako Śnieżna Królowa. Silna, odważna oraz mądra, nie mogąca pozwolić sobie nawet na tę, niewielką chwilę słabości.
Kolejne słowa sprawiły, że Śnieżna Królowa pozwoliła sobie na przekroczenie konwenansów. Tę jedną, niewielką chwilę gdy występowała z roli głowy swego królestwa ponownie stając się zwykłą Frances. Ciepłą, pozbawioną zmartwień oraz ciężaru, ciążącego na wątłych barkach. Ostrożnie uniosła dłoń, by delikatnie przyłożyć palec do wilczych ust.
- Nie teraz, mój drogi. Nie myśl o tym, co nie dotyczy dzisiejszego zadania. Na to będzie czas, gdy do mnie powrócisz. - Poprosiła ciepłym głosem, a gdy zabierała dłoń, musnęła opuszkami palców zarośnięty policzek. Wiedziała, że czas pożegnania może się zbliżać, nie chciała jednak by łowca się tym rozpraszał. Nie teraz, gdy czekało na niego jakże istotne zadanie. Na ostatnie słowa oraz żal przepełniający serca, z pewnością będzie jeszcze czas.
Milczała. Wsłuchiwała się w melodię wilczych słów, uważnie przyglądając się jego twarzy. Czy mogła mu zaufać? Z pewnością. Od objęcia tronu nie znalazła lojalniejszego towarzysza, nawet jeśli nie przyszło mu towarzyszyć jej często. Sprawy o które pytał były jednak niebywale delikatne, skryte w odmętach umysłu próbującego zapomnieć o wyrządzonych krzywdach. Stojąc na czele społeczności musiała być silna. Odsunąć od siebie wszelkie słabości wiedząc, jak wielki ciężar spoczywa na jej barkach.
- Przykro mi z powodu losu, jaki spotkał Twoją przyjaciółkę. - Odpowiedziała, na chwilę zaciskając smukłe palce na jego dłoni. Utrata kogoś bliskiego zdawała się przeżyciem strasznym, często niesprawiedliwym… Oraz doskonale jej znanym.
- Ten którego masz złapać… Był moim bratem. Na tyle dawno, że jawi się to jako inne życie. On… Zdradził więzy krwi. Podle oraz brutalnie… I skrzywdził równie mocno mnie skrzywdził. Na tyle mocno, że wyobraźnia nie byłaby w stanie tego zobrazować. - Głos Śnieżnej Królowej zadrżał, a szaroniebieskie spojrzenie zaszło łzami. Wspomnienia nabiegły do umysłu, a delikatna dłoń powędrowała do oczu, by z kącika ust zetrzeć napływające łzy. Ciężkie westchnienie opuściło kobiecą pierś. Nie on jeden poszukiwał sprawiedliwości w tym trudnym świecie. Nie on jeden rozdrapywał tej nocy stare rany. Dzisiejsza noc miała odpowiedzieć, czy zemsta jest tak słodka, jak wielu opisywało.
- Idź już, Wilczy Władco. Czas ucieka, a serce należy wyciąć dzisiejszej nocy. - Dodała czując, że jeszcze chwila, a emocje wypełnią jej ciało skutkując strugami łez wypływających z szaroniebieskiego spojrzenia. Nie mogła płakać. Nie jako Śnieżna Królowa. Silna, odważna oraz mądra, nie mogąca pozwolić sobie nawet na tę, niewielką chwilę słabości.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wysłuchał słów Śnieżnej Królowej i zamilkł, wiedząc, że nie otrzyma dzisiaj bardziej wyczerpującej odpowiedzi. Być może nie otrzyma jej nigdy. Na moment zobaczył w jej szklistych oczach Frances, ale przecież musiała pozostać Królową. Chwila słabości mogłaby jej zagrozić, skruszyć jej siłę, zachwiać determinacją. Chwila słabości była ostatnim, czego dzisiaj potrzebowała.
Tyle, że ta krótka chwila słabości była właśnie tym, czego potrzebował on. Upoluje tego człowieka dla Śnieżnej Królowej, dla wilków, dla ich sojuszu. Tyle, że jeszcze skuteczniej będzie mu się polować, gdy będzie mógł to zrobić dla siebie i dla Frances. Zrywał powoli z własnym człowieczeństwem, ale - póki jeszcze je posiadał - mogło mu pomóc. Napędzić wilczy instynkt krwi, nadać polowaniu większej determinacji, a egzekucji - okrucieństwa.
Skinął zatem powoli głową i oddalił się w milczeniu. Pod powiekami zachował obraz szklistych oczu Frances, a w nozdrzach czuł zapach swojego celu.
Po gonitwie po lesie, po długiej - choć nierównej (dla Keatona) walce (smarkacz znał się na zwierzętach i wilkach, a jego ciosy nie były tak nieszkodliwe, jak zakładał myśliwy), Wilczy Władca czuł już tylko zapach krwi. Krwi na zębach, krwi na sierści, krwi na pazurach, a w końcu - krwi w dłoniach. Przemienił się z powrotem w człowieka, nie chcąc rozszarpać delikatnego serca swoimi kłami, nie chcąc byś niepotrzebnie kuszony zapachem krwi.
Zjadł już dawnego brata Frances. Serce należało się Śnieżnej Królowej.
Pojawił się w pałacu tuż przed świtem. Czuł, że Królowa nie będzie spać. On by nie mógł. A może jednak będzie musiał na nią czekać, może zerwą ją z łóżka?
Strażnicy wprowadzili go do sali tronowej na wyraźne rozkazy swej władczyni, choć patrzyli na niego z wyraźną mieszanką strachu i niesmaku. Wiedział, jak wygląda. Był cały we krwi - swojej i jego. Czoło miał rozpalone, choć - bez wilczej sierści - dygotał z zimna. Ukrył swoją nagość podartą peleryną Keatona, ale nie mógł ukryć brudu i zezwierzęcenia. Śnieżna Królowa na niego czekała, nie miał czasu się umyć. A wilczej natury już od dawna nie był w stanie ukryć - już dawno minęły te czasy, gdy desperacko starał się być człowiekiem.
Kroczył więc salą tronową, silny, zwycięski, trzymając na wyciągniętej dłoni zakrwawione serce.
Tyle, że ta krótka chwila słabości była właśnie tym, czego potrzebował on. Upoluje tego człowieka dla Śnieżnej Królowej, dla wilków, dla ich sojuszu. Tyle, że jeszcze skuteczniej będzie mu się polować, gdy będzie mógł to zrobić dla siebie i dla Frances. Zrywał powoli z własnym człowieczeństwem, ale - póki jeszcze je posiadał - mogło mu pomóc. Napędzić wilczy instynkt krwi, nadać polowaniu większej determinacji, a egzekucji - okrucieństwa.
Skinął zatem powoli głową i oddalił się w milczeniu. Pod powiekami zachował obraz szklistych oczu Frances, a w nozdrzach czuł zapach swojego celu.
Po gonitwie po lesie, po długiej - choć nierównej (dla Keatona) walce (smarkacz znał się na zwierzętach i wilkach, a jego ciosy nie były tak nieszkodliwe, jak zakładał myśliwy), Wilczy Władca czuł już tylko zapach krwi. Krwi na zębach, krwi na sierści, krwi na pazurach, a w końcu - krwi w dłoniach. Przemienił się z powrotem w człowieka, nie chcąc rozszarpać delikatnego serca swoimi kłami, nie chcąc byś niepotrzebnie kuszony zapachem krwi.
Zjadł już dawnego brata Frances. Serce należało się Śnieżnej Królowej.
Pojawił się w pałacu tuż przed świtem. Czuł, że Królowa nie będzie spać. On by nie mógł. A może jednak będzie musiał na nią czekać, może zerwą ją z łóżka?
Strażnicy wprowadzili go do sali tronowej na wyraźne rozkazy swej władczyni, choć patrzyli na niego z wyraźną mieszanką strachu i niesmaku. Wiedział, jak wygląda. Był cały we krwi - swojej i jego. Czoło miał rozpalone, choć - bez wilczej sierści - dygotał z zimna. Ukrył swoją nagość podartą peleryną Keatona, ale nie mógł ukryć brudu i zezwierzęcenia. Śnieżna Królowa na niego czekała, nie miał czasu się umyć. A wilczej natury już od dawna nie był w stanie ukryć - już dawno minęły te czasy, gdy desperacko starał się być człowiekiem.
Kroczył więc salą tronową, silny, zwycięski, trzymając na wyciągniętej dłoni zakrwawione serce.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Gdy łowca opuścił salę tronową, Śnieżna Królowa przeszła do swoich komnat, z głową pełną myśli. Niepokój pojawił się w jej sercu, nawet jeśli wilk do tej pory ani razu jej nie zawiódł. Od jego wyczynu zależało wiele, a przede wszystkim spokój kobiety. Dawny brat zagrażał bezpieczeństwu jej królestwa oraz jej pozycji, doskonale wiedząc jak ugodzić ją tak, aby rozsypała się na niewielkie kawałeczki. W ciągu jej życia zrobił to naprawdę wiele razy i nie zdziwiłaby się, gdyby miało to miejsce po raz kolejny. Frances zsunęła pantofle z obolałych stóp, by ułożyć się na miękkich poduchach.
Nie zasnęła, mięśnie potrzebowały jednak odpoczynku. Chwili wytchnienia, podczas gdy umysł cały czas wędrował w miejsce, w którym Michael miał odnaleźć Keatona. Wiedziała, że Władca WIlków potrafi sobie poradzić, mimo to jednak martwiła się o mężczyznę. Kolejne godziny mijały, kobieta jednak nie potrafiła zmrużyć oka. Gdzieś koło pierwszej nad ranem wsunęła pantofle na stopy, by udać się do pałacowej biblioteki. Poprosiła strażników o przeniesienie jednego z woluminów do niewielkiej pracowni skrytej za salą tronową. Rozpoczęła odpowiednie przygotowania wiedząc, że posiada tylko jedną szansę. Podążała za skomplikowaną recepturą dokładnie, z charakterystyczną dla siebie perfekcyjnością. Nie mogła się pomylić, nie mogła popełnić najmniejszego błędu wiedząc, że ma tylko jedną szansę.
Kilka godzin później, gdy wywar był niemal w pełni gotowy, jeden ze strażników poinformował ją o przybyciu posłańca. Ostrożnie zabezpieczyła wywar oczekujący na najważniejszy element oraz inne składniki, by wyjść do sali tronowej. Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystym strachem, gdy zauważyło skrytego jedynie peleryną, zakrwawionego mężczyznę. Królowa wzięła głębszy oddech, po czym pełnym gracji oraz spokoju krokiem ruszyła w jego kierunku.
- I jak? Udało się? Jesteś ranny? Potrzebujesz pomocy? - Kolejne pytania wylatywały z jej ust, gdy spojrzenie uważnie wodziło po jego postaci, w poszukiwaniu jakichkolwiek zranień. Nie była jednak w stanie odróżnić krwi jego ofiary od krwi Michaela. Dopiero po chwili zauważyła trzymane w jego dłoni serce. Eteryczna władczyni ujęła je w dłoń, znacząc smukłe palce krwią własnego brata. Pierś kobiety uniosła się w głębszym oddechu by po chwili wolno wypuścić powietrze z ust.
- Udało Ci się. - Wypowiedziała z niedowierzaniem w głosie. Wiedziała, że nie zawiedzie, nadal była jednak zaskoczona. Odłożyła serce na srebrną tacę trzymaną przez jednego ze strażników po czym w geście euforii, ten jeden raz odkładając konwenanse owinęła łowcę ramionami w ciepłym uścisku. Krew pozostawiła plamy na jasnej sukience, nie to jednak było teraz ważne. -Dziękuję. - Odpowiedziała głosem pełnym wdzięczności. Odsunęła się, po czym ponownie omiotła twarz łowcy. Rumieniec przykrył jej lico, gdy zauważyła kawałek nagiego ramienia. - Przynieście mu ciepłe ubrania. - Rozkazała, a jeden ze strażników opuścił pomieszczenie. - Nic Ci się nie stało? Potrzebujesz uzdrowiciela? - Spytała, zakładając dłonie na piersi, w oczekiwaniu na odpowiedź. Strażnik powrócił ze złożonymi w kostkę szatami. - Ubierz się i chodź za mną, porozmawiamy o zapłacie. - Poleciła, odwracając się do mężczyzny plecami, by w towarzystwie jednego ze strażników udać się do niewielkiej pracowni. Zajęła miejsce przy kociołku, a serce na tacy spoczęło na jednym z niewielkich stolików. Oczekiwała pojawienia się Władcy Wilków wiedząc, że w tym miejscu będą mogli porozmawiać bez dodatkowych par uszu.
Nie zasnęła, mięśnie potrzebowały jednak odpoczynku. Chwili wytchnienia, podczas gdy umysł cały czas wędrował w miejsce, w którym Michael miał odnaleźć Keatona. Wiedziała, że Władca WIlków potrafi sobie poradzić, mimo to jednak martwiła się o mężczyznę. Kolejne godziny mijały, kobieta jednak nie potrafiła zmrużyć oka. Gdzieś koło pierwszej nad ranem wsunęła pantofle na stopy, by udać się do pałacowej biblioteki. Poprosiła strażników o przeniesienie jednego z woluminów do niewielkiej pracowni skrytej za salą tronową. Rozpoczęła odpowiednie przygotowania wiedząc, że posiada tylko jedną szansę. Podążała za skomplikowaną recepturą dokładnie, z charakterystyczną dla siebie perfekcyjnością. Nie mogła się pomylić, nie mogła popełnić najmniejszego błędu wiedząc, że ma tylko jedną szansę.
Kilka godzin później, gdy wywar był niemal w pełni gotowy, jeden ze strażników poinformował ją o przybyciu posłańca. Ostrożnie zabezpieczyła wywar oczekujący na najważniejszy element oraz inne składniki, by wyjść do sali tronowej. Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystym strachem, gdy zauważyło skrytego jedynie peleryną, zakrwawionego mężczyznę. Królowa wzięła głębszy oddech, po czym pełnym gracji oraz spokoju krokiem ruszyła w jego kierunku.
- I jak? Udało się? Jesteś ranny? Potrzebujesz pomocy? - Kolejne pytania wylatywały z jej ust, gdy spojrzenie uważnie wodziło po jego postaci, w poszukiwaniu jakichkolwiek zranień. Nie była jednak w stanie odróżnić krwi jego ofiary od krwi Michaela. Dopiero po chwili zauważyła trzymane w jego dłoni serce. Eteryczna władczyni ujęła je w dłoń, znacząc smukłe palce krwią własnego brata. Pierś kobiety uniosła się w głębszym oddechu by po chwili wolno wypuścić powietrze z ust.
- Udało Ci się. - Wypowiedziała z niedowierzaniem w głosie. Wiedziała, że nie zawiedzie, nadal była jednak zaskoczona. Odłożyła serce na srebrną tacę trzymaną przez jednego ze strażników po czym w geście euforii, ten jeden raz odkładając konwenanse owinęła łowcę ramionami w ciepłym uścisku. Krew pozostawiła plamy na jasnej sukience, nie to jednak było teraz ważne. -Dziękuję. - Odpowiedziała głosem pełnym wdzięczności. Odsunęła się, po czym ponownie omiotła twarz łowcy. Rumieniec przykrył jej lico, gdy zauważyła kawałek nagiego ramienia. - Przynieście mu ciepłe ubrania. - Rozkazała, a jeden ze strażników opuścił pomieszczenie. - Nic Ci się nie stało? Potrzebujesz uzdrowiciela? - Spytała, zakładając dłonie na piersi, w oczekiwaniu na odpowiedź. Strażnik powrócił ze złożonymi w kostkę szatami. - Ubierz się i chodź za mną, porozmawiamy o zapłacie. - Poleciła, odwracając się do mężczyzny plecami, by w towarzystwie jednego ze strażników udać się do niewielkiej pracowni. Zajęła miejsce przy kociołku, a serce na tacy spoczęło na jednym z niewielkich stolików. Oczekiwała pojawienia się Władcy Wilków wiedząc, że w tym miejscu będą mogli porozmawiać bez dodatkowych par uszu.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie podejrzewał, że Śnieżna Królowa, Frances, martwiła się o niego. Co najwyżej o skuteczność w wykonaniu zadania, o transport delikatnego serca.
Pamiętał mgliście czasy, gdy troszczył się o innych ludzi, ale potem wszelkie uczucia zastąpiła w nim wola przetrwania, a jeszcze później absolutnym priorytetem stała się jego wataha. Wciąż, nieświadomie, nie umiał się wyzbyć pewnego przywiązania do Śnieżnej Królowej, ale zdawał sobie sprawę, że i ono jest tymczasowe. Z każdą przemianą i każdą przelaną kroplą krwi zatracał się coraz bardziej i coraz mniej rozumiał ludzkie życie. Wychodząc z pałacu, pamiętał o łzach Frances i o tym, jak bardzo młoda kobieta czeka na rezultaty jego pracy.
Wchodząc, myślał już tylko o krwi Keatona i o tym, jak wybornie smakował.
-Nie potrzebuję pomocy. - przyznał więc z pewnym zdziwieniem, ledwo rejestrując troskę w jej głosie. Dopiero, gdy ujęła serce w swe dłonie i wzięła głeboki wdech, jej gesty wydały się mu logiczne. Pachniał smakowicie. I on wypuścił powietrze z płuc, z ulgą pozbywając się zbyt delikatnego i zbyt kuszącego ciężaru. Doniesienie tutaj serca w jednym kawałku było równie (a może bardziej) wymagające, co unicestwienie Keatona.
-To jego krew. Mnie tylko zadrapał. - wyjaśnił krótko. Adrenalina wciąż wrzała w jego żyłach. Płytkie rany, które zadał mu przeciwnik, nie zaczęły jeszcze piec.
-Udało się. - na zakrwawionych wargach zamigotał blady uśmiech. Jasne, że się udało. Przecież obiecał.
Skrzywił się lekko dostrzegalnie na widok ubrań. Nie miał wyboru, był tutaj gościem, więc narzucił na siebie ciepłe szaty - ale materiały nieprzyjemnie drażniły rozgrzaną, wrażliwą skórę. Tęsknił za sierścią, za ciepłą i wygodną wilczą formą.
Jeszcze tylko chwila - obiecał sobie, wiedząc, że przy Śnieżnej Królowej powinien sprawiać ludzkie pozory. Nawet, jeśli jej przenikliwe spojrzenie umiało przejrzeć jego fasadę i dostrzec tęsknotę za dziczą, to wciąż musiał i chciał grać. Nie byli w końcu tylko dawnymi znajomymi, byli też reprezentantami swoich poddanych. A to zobowiązywało.
Drapiąc się przez niewygodne ubranie, ruszył posłusznie do komnaty, w której oczekiwała go Frances. Mimowolnie zerknął na kociołek, złote oczy błysnęły z ciekawością, ale milczał i nie zadawał zbędnych pytań.
-To wszystko, czego potrzebowałaś, pani? - upewnił się tylko, pochylając z szacunkiem głowę.
Dlaczego serce, a nie... reszta?
Pamiętał mgliście czasy, gdy troszczył się o innych ludzi, ale potem wszelkie uczucia zastąpiła w nim wola przetrwania, a jeszcze później absolutnym priorytetem stała się jego wataha. Wciąż, nieświadomie, nie umiał się wyzbyć pewnego przywiązania do Śnieżnej Królowej, ale zdawał sobie sprawę, że i ono jest tymczasowe. Z każdą przemianą i każdą przelaną kroplą krwi zatracał się coraz bardziej i coraz mniej rozumiał ludzkie życie. Wychodząc z pałacu, pamiętał o łzach Frances i o tym, jak bardzo młoda kobieta czeka na rezultaty jego pracy.
Wchodząc, myślał już tylko o krwi Keatona i o tym, jak wybornie smakował.
-Nie potrzebuję pomocy. - przyznał więc z pewnym zdziwieniem, ledwo rejestrując troskę w jej głosie. Dopiero, gdy ujęła serce w swe dłonie i wzięła głeboki wdech, jej gesty wydały się mu logiczne. Pachniał smakowicie. I on wypuścił powietrze z płuc, z ulgą pozbywając się zbyt delikatnego i zbyt kuszącego ciężaru. Doniesienie tutaj serca w jednym kawałku było równie (a może bardziej) wymagające, co unicestwienie Keatona.
-To jego krew. Mnie tylko zadrapał. - wyjaśnił krótko. Adrenalina wciąż wrzała w jego żyłach. Płytkie rany, które zadał mu przeciwnik, nie zaczęły jeszcze piec.
-Udało się. - na zakrwawionych wargach zamigotał blady uśmiech. Jasne, że się udało. Przecież obiecał.
Skrzywił się lekko dostrzegalnie na widok ubrań. Nie miał wyboru, był tutaj gościem, więc narzucił na siebie ciepłe szaty - ale materiały nieprzyjemnie drażniły rozgrzaną, wrażliwą skórę. Tęsknił za sierścią, za ciepłą i wygodną wilczą formą.
Jeszcze tylko chwila - obiecał sobie, wiedząc, że przy Śnieżnej Królowej powinien sprawiać ludzkie pozory. Nawet, jeśli jej przenikliwe spojrzenie umiało przejrzeć jego fasadę i dostrzec tęsknotę za dziczą, to wciąż musiał i chciał grać. Nie byli w końcu tylko dawnymi znajomymi, byli też reprezentantami swoich poddanych. A to zobowiązywało.
Drapiąc się przez niewygodne ubranie, ruszył posłusznie do komnaty, w której oczekiwała go Frances. Mimowolnie zerknął na kociołek, złote oczy błysnęły z ciekawością, ale milczał i nie zadawał zbędnych pytań.
-To wszystko, czego potrzebowałaś, pani? - upewnił się tylko, pochylając z szacunkiem głowę.
Dlaczego serce, a nie... reszta?
Can I not save one
from the pitiless wave?
Wiedziała, że nadejdzie dzień gdy Wilczy Władca nie pojawi się już w jej progach. Nierozsądnie polubiła mężczyznę podczas tych wszystkich, wspólnych spotkań, jakie wymagane były aby ich ludy były w stanie się dogadać. By nie rozpętała się paskudna wojna. W tym jednak momencie starała się o tym nie myśleć. Ważniejsze sprawy spoczywały w tym momencie na jej barkach. Wyraźna ulga odmalowała się na jej twarzy gdy zapewnił, że to nie jego krew zdobi silne ciało. Dobrze, naprawdę bardzo dobrze. W swych rozkazach nie miała złych intencji - poranek był chłodny… A miejsce w które chciała go zaprowadzić było prywatnym, wiele teorii oraz zarzutów, mogłyby dopisać oczy, zauważające sytuację bez większego kontekstu.
Czekała cierpliwie, aż mężczyzna dołączy do niej, aby poznać naturę jego myśli. Wielką, wzniosłą. Łączącą się z korzyściami dla obu stron. Ciepły, słodki uśmiech pojawił się na twarzy królowej kontrastując z umorusanymi krwią, smukłymi palcami.
- Tu możesz mi mówić po imieniu. - Odparła spokojnym, ciepłym tonem głosu. Pracownię zabezpieczono przed niechcianymi spojrzeniami oraz niepowołanymi uszami, a to oznaczało, że mogli pozwolić sobie na odrobinę rozluźnienia konwenansów. Frances podeszła do stolika, na którym spoczywała taca z sercem jej brata, z niewielkim nożykiem w dłoni. - Posiadam wszystko. Widzisz, kilka miesięcy temu odnalazłam starą, niemal zapomnianą recepturę. Ten wywar ma zapewnić mi niezliczone pokłady wiedzy. Chyba rozumiesz, czemu skrywałam tę informację. - Zbyt wiele osób mogłoby zainteresować się tym tematem. A to oznaczało zagrożenie - nie tylko dla jej, ale i wilków jakie skrywały się pod skrzydłami jej królestwa. Inni władcy z pewnością dążyliby do unicestwienia watahy. Ostrożnie rozpoczęła oczyszczanie serca, ponownie plamiąc delikatne dłonie krwią. - Nie jest to pierwszy raz, gdy dostarczasz mi składniki. Ten jednak jest tym, najważniejszym ze wszystkich. Bez niego wywar nie będzie miał swojego zbawiennego działania. - Snuła opowiastkę, a gdy serce było już czyste ostrożnie ułożyła je na wielkiej łyżce by zanurzyć w wywarze. Ostrożnie zakręciła zawartością. Wpierw dwa razy w prawo, później dwa razy w lewo by finalnie wypowiedzieć odpowiednią inkantację, ruchem jasnego drewna wprowadzając magię do kociołka. Pozostawało chwilę odczekać.
- Gdyby nie Ty, Michaelu oraz Twoi ludzie z pewnością by mi się nie udało… W ramach podziękowania, chcę Wam zaoferować coś, czego nikt inny nie będzie potrafił Wam dać… - Wahanie pojawiło się w jej głosie. To, co chciała im zaproponować wydawało się rzeczą sprawiedliwą oraz rozsądną… Nie była jednak pewna, czy Władca Wilków odbierze to w ten sam sposób. - Wpierw jednak muszę Cię prosić, abyś nie interpretował moich słów w sposób negatywny. Dużo czytałam o wilkach takich jak Ty. Wiem, że nie mieliście wyboru, co do Waszego losu… - Ponownie przekroczyła granice konwenansu, podchodząc do mężczyzny by miękko ułożyć dłoń na jego policzku. Szaroniebieskie tęczówki utkwiły w żółtych ślepiach. - Jestem w stanie oddać Wam to, co zostało Wam odebrane. Przerwać to, co nazywają przekleństwem. - Badawczo przyglądała się mężczyźnie doskonale wiedząc, że jeśli wpadnie w złość, zapewne nie przyjdzie jej ujść z życiem. - Nie mam zamiaru nikogo zmuszać, chcę jednak, abyś Ty oraz Twoi poddani wiedzieli, że istnieje taka możliwość. Zabieg pozostanie tajemnicą, aby uniknąć możliwej niechęci. Otrzymacie miejsce zamieszkania oraz zatrudnienie. Ci, którzy będą woleli pozostać w wilczej skórze zostaną objęci moją protekcją, na zasadach podobnych do tych, które obowiązują obecnie. Wprowadzimy jedynie kilka, niewielkich zmian działających na korzyść wszystkich. - Wyjaśniła, zabierając dłoń z jego twarzy. Oferowała im coś, czego nikt inny nie był w stanie im zaoferować, mając nadzieję, że chociaż w taki sposób odrobinę się im odwdzięczy. I mimo iż wiedziała, że sam Michael zapewne nie przyjmie oferty, w sercu władczyni czaiła się cicha na to nadzieja. Nie chciała, by dzisiejsze spotkanie okazało się tym ostatnim. Przemyśl to - zdawało się mówić spojrzenie szaroniebieskich oczu.
Czekała cierpliwie, aż mężczyzna dołączy do niej, aby poznać naturę jego myśli. Wielką, wzniosłą. Łączącą się z korzyściami dla obu stron. Ciepły, słodki uśmiech pojawił się na twarzy królowej kontrastując z umorusanymi krwią, smukłymi palcami.
- Tu możesz mi mówić po imieniu. - Odparła spokojnym, ciepłym tonem głosu. Pracownię zabezpieczono przed niechcianymi spojrzeniami oraz niepowołanymi uszami, a to oznaczało, że mogli pozwolić sobie na odrobinę rozluźnienia konwenansów. Frances podeszła do stolika, na którym spoczywała taca z sercem jej brata, z niewielkim nożykiem w dłoni. - Posiadam wszystko. Widzisz, kilka miesięcy temu odnalazłam starą, niemal zapomnianą recepturę. Ten wywar ma zapewnić mi niezliczone pokłady wiedzy. Chyba rozumiesz, czemu skrywałam tę informację. - Zbyt wiele osób mogłoby zainteresować się tym tematem. A to oznaczało zagrożenie - nie tylko dla jej, ale i wilków jakie skrywały się pod skrzydłami jej królestwa. Inni władcy z pewnością dążyliby do unicestwienia watahy. Ostrożnie rozpoczęła oczyszczanie serca, ponownie plamiąc delikatne dłonie krwią. - Nie jest to pierwszy raz, gdy dostarczasz mi składniki. Ten jednak jest tym, najważniejszym ze wszystkich. Bez niego wywar nie będzie miał swojego zbawiennego działania. - Snuła opowiastkę, a gdy serce było już czyste ostrożnie ułożyła je na wielkiej łyżce by zanurzyć w wywarze. Ostrożnie zakręciła zawartością. Wpierw dwa razy w prawo, później dwa razy w lewo by finalnie wypowiedzieć odpowiednią inkantację, ruchem jasnego drewna wprowadzając magię do kociołka. Pozostawało chwilę odczekać.
- Gdyby nie Ty, Michaelu oraz Twoi ludzie z pewnością by mi się nie udało… W ramach podziękowania, chcę Wam zaoferować coś, czego nikt inny nie będzie potrafił Wam dać… - Wahanie pojawiło się w jej głosie. To, co chciała im zaproponować wydawało się rzeczą sprawiedliwą oraz rozsądną… Nie była jednak pewna, czy Władca Wilków odbierze to w ten sam sposób. - Wpierw jednak muszę Cię prosić, abyś nie interpretował moich słów w sposób negatywny. Dużo czytałam o wilkach takich jak Ty. Wiem, że nie mieliście wyboru, co do Waszego losu… - Ponownie przekroczyła granice konwenansu, podchodząc do mężczyzny by miękko ułożyć dłoń na jego policzku. Szaroniebieskie tęczówki utkwiły w żółtych ślepiach. - Jestem w stanie oddać Wam to, co zostało Wam odebrane. Przerwać to, co nazywają przekleństwem. - Badawczo przyglądała się mężczyźnie doskonale wiedząc, że jeśli wpadnie w złość, zapewne nie przyjdzie jej ujść z życiem. - Nie mam zamiaru nikogo zmuszać, chcę jednak, abyś Ty oraz Twoi poddani wiedzieli, że istnieje taka możliwość. Zabieg pozostanie tajemnicą, aby uniknąć możliwej niechęci. Otrzymacie miejsce zamieszkania oraz zatrudnienie. Ci, którzy będą woleli pozostać w wilczej skórze zostaną objęci moją protekcją, na zasadach podobnych do tych, które obowiązują obecnie. Wprowadzimy jedynie kilka, niewielkich zmian działających na korzyść wszystkich. - Wyjaśniła, zabierając dłoń z jego twarzy. Oferowała im coś, czego nikt inny nie był w stanie im zaoferować, mając nadzieję, że chociaż w taki sposób odrobinę się im odwdzięczy. I mimo iż wiedziała, że sam Michael zapewne nie przyjmie oferty, w sercu władczyni czaiła się cicha na to nadzieja. Nie chciała, by dzisiejsze spotkanie okazało się tym ostatnim. Przemyśl to - zdawało się mówić spojrzenie szaroniebieskich oczu.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Skinął lekko głową - imię Frances rozpływało się w ustach przyjemniej niż Jej Wysokość. Odwykłe od mówienia podniebienie preferowało teraz krótsze i miękkie zgłoski. Nie odpowiedział jednak nic - ona już i tak mówiła do niego na "ty", a nie był pewien, czy chciałby znowu usłyszeć własne imię. W końcu usiłował o nim zapomnieć.
-Wiedzy. - powtórzył za to za Frances, kiwając ze zrozumieniem głową. Uśmiechnął się, ciepło i ludzko. -Tylko tak mądra królowa jak ty, mogłaby pragnąć i poszukiwać właśnie mądrości. - zauważył z mimowolnym szacunkiem, spoglądając na Frances roziskrzonymi oczyma. Czasem dopadały go naturalne wątpliwości, czy ten polityczny sojusz jest najlepszy dla jego watahy. Ufał Frances, ale czy mógł w pełni ufać Śnieżnej Królowej? Teraz jednak dała mu namacalny dowód, że jego instynkty były słuszne. Ta misja, te zlecenia, to wszystko wynikało z pragnienia wiedzy, a nie władzy lub zemsty. To jedyne potwierdzenie, jakiego potrzebował by kontynuować współpracę.
Na tym jednak nie skończyły się niespodzianki.
Znieruchomiał i utkwił we Frances przenikliwe spojrzenie, gdy tylko zaczęła - ostrożnie i powoli - wprowadzać go w szczegóły swojej propozycji. Podskórnie przeczuwał, co zamierza mu, im wszystkim zaoferować jeszcze zanim skończyła zdanie. Ale nie wierzył.
To niemożliwe.
-To... nie... - szepnął zdławionym głosem, z początku nie znajdując odpowiednich słów. Czyżby już ich zapomniał, przywykły do wilczej mowy? A może to po prostu... dawne emocje? -To dotychczas było niemożliwe. - dokończył słabo, wpatrując się w kociołek. Błysk zrozumienia przemknął po jego twarzy.
-Ale teraz będziesz wiedzieć wszystko. - dodał z niedowierzaniem. Wszystko, a mimo wszystko jej myśli pomknęły właśnie ku nim, aby dokonać niemożliwego i spełnić dawno zdławione marzenia.
-Rozumiem. - szepnął, bez emocji, których mogłaby oczekiwać po nim Frances. Bez niechęci i mylnej interpretacji, ale też bez ulgi i radości. Oparł się ciężko o ścianę, nagle wydając się tym wszystkim przytłoczony. -To szczodra oferta. Niektórzy poddani na pewno chętnie... na pewno będą wdzięczni. - zapewnił, siląc się na blady uśmiech.
Niektórzy wciąż mieli rodziny wśród ludzi.
Niektórzy wciąż tęsknili za dawnym życiem.
Dla niektórych normalność była największym marzeniem.
Dla niego niegdyś też.
Tylko... już nie.
Słowa Frances przebudziły w nim wspomnienie pogardy i nienawiści, które niegdyś odczuwał do samego siebie - spróbował nawet je podsycić, sprawdzić czy wzbudziłoby to w nim pragnienie przyjęcia jej daru. Tyle, że nic się nie stało. Tamte uczucia wygasły, a choć pamiętał tęsknotę za ludzkim życiem, to już jej nie czuł. Poza Śnieżną Królową, nic mu już w tym świecie nie zostało. Nie miał już rodziny, a jedyna kobieta, która mogłaby na niego czekać nie żyła - przez człowieka, którego serce spoczywało teraz w rękach Frances. Dokonując zemsty, zerwał ostatnią więź z ludzkim życiem. A ona właśnie oferowała mu podtrzymanie tej więzi.
Miał swoją watahę, tylko to mu zostało.
Choć... czy na pewno? Czy wataha wciąż pozostanie stadem, jeśli większość przeklętych skorzysta z propozycji Śnieżnej Królowej?
-Na pewno powinnaś skupić się na eliksirze. Nie będę przeszkadzał. - odezwał się nagle, unikając Frances wzrokiem i spoglądając na serce w jej dłoniach. Bez eliksiru wiedzy nie będzie żadnych innych cudów, nie powinna się rozpraszać. Przeniósł w końcu na nią niepewne spojrzenie.
-Przemyślę to wszystko, przekażę poddanym. Porozmawiamy później. - obiecał. -I... dziękuję. - uśmiechnął się smutno na wspomnienie tego, jak bardzo niegdyś pragnął daru, który właśnie mu ofiarowała.
Późniejsza rozmowa była jedną, jedyną obietnica dla Frances, której nigdy nie dotrzymał. Likantropi byli wdzięczni za zaoferowany dar i ich reprezentant szybko udał się do Śnieżnej Królowej, aby przedyskutować warunki współpracy, obiecać stałą pomoc w patrolowaniu lasu i dostarczaniu ingrediencji, przekazać kto pragnie powrotu do normalności. Tyle, że tym reprezentantem nie był już Michael, a nowy Alfa (już nie Wilczy Władca- podobnie jak większość poddanych, po kilku miesiącach zdecydował się na powrót do człowieczeństwa).
Wilk znany niegdyś pod ludzkim imieniem Michaela zniknął, gdy tylko upewnił się, że wataha przetrwa. Podobno czasem widziano go w lesie - przyjaznego dla poddanych Śnieżnej Królowej i okrutnego dla wrogów. Nigdy nie widziała go jednak sama Frances, żyjąc w niepewności, czy naprawdę opiekuje się z daleka jej królestwem - czy też został tylko kolejną, smutną legendą.
/zt x 2
-Wiedzy. - powtórzył za to za Frances, kiwając ze zrozumieniem głową. Uśmiechnął się, ciepło i ludzko. -Tylko tak mądra królowa jak ty, mogłaby pragnąć i poszukiwać właśnie mądrości. - zauważył z mimowolnym szacunkiem, spoglądając na Frances roziskrzonymi oczyma. Czasem dopadały go naturalne wątpliwości, czy ten polityczny sojusz jest najlepszy dla jego watahy. Ufał Frances, ale czy mógł w pełni ufać Śnieżnej Królowej? Teraz jednak dała mu namacalny dowód, że jego instynkty były słuszne. Ta misja, te zlecenia, to wszystko wynikało z pragnienia wiedzy, a nie władzy lub zemsty. To jedyne potwierdzenie, jakiego potrzebował by kontynuować współpracę.
Na tym jednak nie skończyły się niespodzianki.
Znieruchomiał i utkwił we Frances przenikliwe spojrzenie, gdy tylko zaczęła - ostrożnie i powoli - wprowadzać go w szczegóły swojej propozycji. Podskórnie przeczuwał, co zamierza mu, im wszystkim zaoferować jeszcze zanim skończyła zdanie. Ale nie wierzył.
To niemożliwe.
-To... nie... - szepnął zdławionym głosem, z początku nie znajdując odpowiednich słów. Czyżby już ich zapomniał, przywykły do wilczej mowy? A może to po prostu... dawne emocje? -To dotychczas było niemożliwe. - dokończył słabo, wpatrując się w kociołek. Błysk zrozumienia przemknął po jego twarzy.
-Ale teraz będziesz wiedzieć wszystko. - dodał z niedowierzaniem. Wszystko, a mimo wszystko jej myśli pomknęły właśnie ku nim, aby dokonać niemożliwego i spełnić dawno zdławione marzenia.
-Rozumiem. - szepnął, bez emocji, których mogłaby oczekiwać po nim Frances. Bez niechęci i mylnej interpretacji, ale też bez ulgi i radości. Oparł się ciężko o ścianę, nagle wydając się tym wszystkim przytłoczony. -To szczodra oferta. Niektórzy poddani na pewno chętnie... na pewno będą wdzięczni. - zapewnił, siląc się na blady uśmiech.
Niektórzy wciąż mieli rodziny wśród ludzi.
Niektórzy wciąż tęsknili za dawnym życiem.
Dla niektórych normalność była największym marzeniem.
Dla niego niegdyś też.
Tylko... już nie.
Słowa Frances przebudziły w nim wspomnienie pogardy i nienawiści, które niegdyś odczuwał do samego siebie - spróbował nawet je podsycić, sprawdzić czy wzbudziłoby to w nim pragnienie przyjęcia jej daru. Tyle, że nic się nie stało. Tamte uczucia wygasły, a choć pamiętał tęsknotę za ludzkim życiem, to już jej nie czuł. Poza Śnieżną Królową, nic mu już w tym świecie nie zostało. Nie miał już rodziny, a jedyna kobieta, która mogłaby na niego czekać nie żyła - przez człowieka, którego serce spoczywało teraz w rękach Frances. Dokonując zemsty, zerwał ostatnią więź z ludzkim życiem. A ona właśnie oferowała mu podtrzymanie tej więzi.
Miał swoją watahę, tylko to mu zostało.
Choć... czy na pewno? Czy wataha wciąż pozostanie stadem, jeśli większość przeklętych skorzysta z propozycji Śnieżnej Królowej?
-Na pewno powinnaś skupić się na eliksirze. Nie będę przeszkadzał. - odezwał się nagle, unikając Frances wzrokiem i spoglądając na serce w jej dłoniach. Bez eliksiru wiedzy nie będzie żadnych innych cudów, nie powinna się rozpraszać. Przeniósł w końcu na nią niepewne spojrzenie.
-Przemyślę to wszystko, przekażę poddanym. Porozmawiamy później. - obiecał. -I... dziękuję. - uśmiechnął się smutno na wspomnienie tego, jak bardzo niegdyś pragnął daru, który właśnie mu ofiarowała.
Późniejsza rozmowa była jedną, jedyną obietnica dla Frances, której nigdy nie dotrzymał. Likantropi byli wdzięczni za zaoferowany dar i ich reprezentant szybko udał się do Śnieżnej Królowej, aby przedyskutować warunki współpracy, obiecać stałą pomoc w patrolowaniu lasu i dostarczaniu ingrediencji, przekazać kto pragnie powrotu do normalności. Tyle, że tym reprezentantem nie był już Michael, a nowy Alfa (już nie Wilczy Władca- podobnie jak większość poddanych, po kilku miesiącach zdecydował się na powrót do człowieczeństwa).
Wilk znany niegdyś pod ludzkim imieniem Michaela zniknął, gdy tylko upewnił się, że wataha przetrwa. Podobno czasem widziano go w lesie - przyjaznego dla poddanych Śnieżnej Królowej i okrutnego dla wrogów. Nigdy nie widziała go jednak sama Frances, żyjąc w niepewności, czy naprawdę opiekuje się z daleka jej królestwem - czy też został tylko kolejną, smutną legendą.
/zt x 2
Can I not save one
from the pitiless wave?
[SEN] Jeśli nie chcesz mojej zguby
Szybka odpowiedź