Icarus Carrow
AutorWiadomość
icarus carrow
Data urodzenia: 3 XII '29
Nazwisko matki: Crouch
Miejsce zamieszkania: Sandal Castle, Yorkshire
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: przed wojną zawodnik międzynarodowych konkursów jeździectwa aetonnego, od niedawna zarządca w jednej ze stadnin Carrowów
Wzrost: 174
Waga: 63
Kolor włosów: kasztanowy
Kolor oczu: ciemne złoto
Znaki szczególne:
Nazwisko matki: Crouch
Miejsce zamieszkania: Sandal Castle, Yorkshire
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: przed wojną zawodnik międzynarodowych konkursów jeździectwa aetonnego, od niedawna zarządca w jednej ze stadnin Carrowów
Wzrost: 174
Waga: 63
Kolor włosów: kasztanowy
Kolor oczu: ciemne złoto
Znaki szczególne:
diastema; odziewa się w snujące się aż do ziemi onyksowe szaty wierzchnie, zdobne w epolety ze srebrzystobiałej taśmy; na przedramieniu prawej ręki perlą się dwie księżycowate blizny po ugryzieniu; Icar niemalże zawsze nosi się tak, jakby zaraz miał wskoczyć na koński grzbiet; ma niezliczoną liczbę bryczesów z najdroższych tkanin; od jeździeckich uniformów w rodowej czerni odcinają się liczne srebrzyste szamerunki; najczęściej obuty jest w oficerki do kolan; stroju dopełniają dwurzędowe kamizelki oraz wysokie kapelusze, zaczarowane w taki sposób, by nie odrywały się od głowy nawet wtedy, gdy jeźdźcowi przyjdzie się siłować z wiatrem; upodobał sobie dyskretne akcenty różane, czy to wygrawerowane w rodowym pierścieniu, czy też wyszywane ledwie widoczną nicią w miękkiej serży kołnierza.
dość sztywną, dziewięciocalową, z drewna platana, z rogiem kozłaga
Beauxbatons (Gryfy)
-
martwe ciało mego pierworodnego
lasem, końskim potem, burzowym niebem i wonią róż
moją żonę, przy nadziei, stojącą tuż obok mnie i uśmiechającą się radośnie
dresażem, hipoterapią, muzyką
czarnym koniom; regularnie obstawiam wyścigi konne
oddaję się salonowym intrygom bądź szukam ciszy pośród chmur Yorkshire
świstu szarpanego na strunach wiatru i pierwszych koncertów skrzypcowych córek
Evgeny'ego Shwartza
in peace, vigilance.
« p a s s a g e »
Le passage est une allure naturelle du cheval, qui consiste en un trot diagonalisé, écourté et raccourci, rassemblé et cadencé. Il est caractérisé par un temps de suspension entre le moment où le cheval soulève deux jambes opposées en diagonale et le moment où il les pose.Wysoko, jeszcze wyżej. Tam, skąd wszystko nabiera nowej perspektywy, gdzie mieścić zaczyna się między prześwitem palców.
Pulchne dłonie wczepiały się w wystające elementy przestrzeni; cały ciężar ciała zawisnąć miał zaraz na pilastrze, lecz chłopiec obuty w zdobne trzewiki poślizgnął się w tym samym momencie, gdy podciągał się na rzeźbę aetonana, wieńczącą masywny filar. Narowisty kamień drgnął, wyciosując zaskoczenie na twarzy Carrowa. Nie zdarzało mu się spadać z aetonnych grzbietów, na które posadzono go wcześniej niż nauczył się chodzić. Już od dziecka zdawało mu się, że dla niego grawitacja nie istnieje. Z każdym kolejnym metrem nad ziemią czuł się pewniej - tłamsił zwątpienie w swoje możliwości, wyzwalając się z pęt niemożliwego. Wspinał się na arkady krużganków okalających dziedziniec Sandal Castle, potem na kolejną kondygnację zamku, aż nie dotarł tam, gdzie ograniczony ludzkimi możliwościami tkwił, z przyspieszonym tchem rozciągającym przyjemnie rozedrgane zmęczeniem ciało; z ustami rozciągniętymi równie szeroko, w uśmiechu bezkresu możliwości, które nie chowały się za żadnym horyzontem.
Te kilka razy, gdy podwinęła mu się noga, pamięta dobrze. Bezwzględnie surowa siła grawitacji przypominała mu o swym istnieniu, w tym samym jednak czasie z jego ciała uwalniał się magiczny pierwiastek, który sprawiał, iż chłopiec zawisał tuż nad ziemią, nie zderzając się z nią brutalnie.
A poczucie bezkarności wzrastało.
Upadał, lecz nigdy nie ponosił tego konsekwencji; śmiało testował więc, co znajdzie się poza zasięgiem jego możliwości. Dokąd nie uda mu się dotrzeć. A kiedy znalazł się i tam, na samym szczycie spadzistego dachu, wyżej wzbić się nie potrafił. Nie sam, w końcu wspomogły go w tym zwierzęce skrzydła. Lecz już wtedy, na najwyższej wieży zamku, niezmiennie zdawał się wciąż spoglądać tylko w górę; nigdy nie interesowało go to, co dostępne dla każdego, na wyciągnięcie ręki, co płożące się u stóp. Przywykł, że może mieć niemal wszystko, czemu więc nie sięgać po więcej. Wyżej.
Nie sposób było przypiąć doń kajdan ziemi, głowę zawsze miał w chmurach - w dosłownym, nie metaforycznym znaczeniu. Bliżej mu do realisty niż marzyciela; pomysły zwykł realizować, a przynajmniej podejmować próbę, by przekonać się, jak owa wypada w zderzeniu z rzeczywistością. Czy rozbije się o nią z hukiem. Koneksje i zasobność rodowego skarbca nauczyły go jednakże, iż nawet niebo to tylko pozorny kres możliwości. On swoje marzenia realizuje właśnie tam - dryfując w stronę Słońca.
« p i a f f e r »
Le piaffer est une allure artificielle issue des allures naturelles du cheval, qui consiste en un trot sur place, relevé, rond, suspendu et majestueux dans lequel le cheval se projette d'un diagonal sur l'autre.Jak greckie Kory matka przechadzała się po zamku z zerwanym z lasu kwiatem w jednej dłoni, w drugiej trzymała rękę któregoś ze swych dzieci. Stateczna, poważna, pozornie zimna. Posąg z terakoty; ale biło w niej serce, w którym ledwie upchnięte mieściły się troski o innych. Z początku obserwował ją najczęściej z oddali, to młodszemu rodzeństwu poświęcać musiała więcej uwagi. W przeciwieństwie do pozostającej wiecznie w ruchu matki, westalki domowego ogniska, ojciec był gnuśniejącą w znieruchomieniu figurą zza ciężkiego biurka, które pokrywały zapełnione drobną pisaniną pergaminy. Pedantycznie układał rzędy liter na kartkach, które odlatywały z sowimi skrzydłami. Kałamarz za kałamarzem, pióro za piórem, tak odmierzał godzinę za godziną - choć obecny w zamku, to wiecznie nieobecny dla rodziny. Ale matka zdawała się nie potrzebować tej obecności, może lubiła, gdy nie było go w pobliżu, mówiła wtedy do swych dzieci w języku, który jest śpiewem przeszłości. Nie domyślał się, co skoślawionymi tajemnicą znakami zapisano w książkach innych niż podtykane mu przez guwernera. Nie był to francuski, po francusku zdarzało się odzywać do niego wyłącznie ojcu, gdy kontrolował podstępy syna. Lecz Icar dowiedział się w końcu, że musiałby przekroczyć granicę czasu, by spotkać ludzi, którzy władali tamtym językiem. Zdało mu się to wówczas celem niemal nierealnym, jak niegdyś sięgnięcie nieba (którego przecież udało mu się w końcu dotknąć). Wymagającym - a przez to prawdziwie interesującym. Z magnetyczną fascynacją przysłuchiwał się melodii dialektu attyckiego, później zaczął wskazywać matce poszczególne przedmioty, kalkując władczy gest wykonywany przez odpytującego go ojca; kąciki jej ust unosiły się ku górze, tak płynnie jak falująca intonacja starogreki.
Okresy euforycznej fascynacji już wtedy wykrzesywały z niego płomienną motywację, ogień ten nie przygasał jednak, zdawał się być silnie podsycany, tlił się w nim długo. Nie potrafił robić czegokolwiek na pół gwizdka; pewnego dnia po prostu zapragnął mówić w języku, który dzielić będzie tylko z matką. Równolegle do jeździectwa stało się to jego kolejną dziecięcą obsesją, więc podporządkował temu rytm swojego dnia.
Lady Carrow jak wyrocznia wieszczyła mu nie przyszłość, a przeszłość. Nie na trójnogu, a na czteronogu. Nie w świątynnej ekstazie, lecz w przyziemnym spokoju. Detalicznie. Bo chciał wiedzieć wszystko. O jej rodzie. O pogrzebanej w historii Elládzie. O palcach, pod którymi wybrzmiewają struny liry, a przez nie i dźwięki przeszłości; zażyczył sobie tego instrumentu, i nim zasiadł do fortepianu, uderzał szylkretowym plektronem w lirę, atrybut już nie Apollina, a dziecięcej zawziętości. Słuchał. Dwugłosu - tłumaczeń w rodzimym języku, tych w starogreckim. Wprawdzie nie powtórzyłby definicji akcentu przeciągłego, ani żadnej z formułek z podręcznika mamy, lecz wcale tego nie potrzebował, by odtworzyć usłyszany rytm. Ów pulsował w jego krwi. Starożytne słowa osiadły na jego ustach, potrafił też najprostsze z nich odczytać; i w końcu - zrozumieć. Matka wiedziała, jak zachęcić go do brnięcia przez zawiłe pismo, w którym brakowało śpiewnej tonacji. Podsunęła mu Ksenofonta.
W Sztuce jeździeckiej krył się pierwiastek mądrości dziadka, zmarłego tuż przed ukończeniem przez Icara dziesiątego roku życia; tego dziadka, od którego dostał skrzydła. Który posadził go na końskim grzebiecie. Który cierpliwie tłumaczył wszystko, co Carrow wiedzieć powinien. To, że gniew osłabia skuteczną komunikację z koniem. Techniki jeździeckie. Wspólnotę dusz między stworzeniem a dosiadającym go jeźdźcem. To, że konie, chyba bardziej niż jakiekolwiek inne stworzenia, są dziełem człowieka - narowiste z natury kształtowane są przez to, co je spotka; nie dostanie się drugiej szansy, jeśli się je uderzy, koń nigdy po czymś takim już nie zaufa. Echa usłyszanych kiedyś słów pobrzmiewały w Peri hippikes, łagodząc tęsknotę, którą Icar odczuwał, wracając myślami do spędzonych z dziadkiem chwil. Wciąż pamiętał ten dzień, w którym lord Carrow podał mu zgrzebło do ręki i poczekał, aż wnuk skończy czesać swojego konia. Uczył go, że nikt inny nie powinien tego robić, że sam ma zadbać o swego aetonana. Nawet sztućce chłopiec dostawał dopiero wtedy, gdy potwierdził, że koń został już przez niego nakarmiony. Nauczył się wówczas, że prawdziwe piękno i prawdziwa przyjaźń, czy to między ludźmi, czy między człowiekiem a zwierzęciem, może być wyłącznie rezultatem dyscypliny, cierpliwości i wyrzeczenia. Był na nie gotów.
« l e v a d e »
Dans ses deux figures, le cheval s'assied sur ses postérieurs qui restent immobiles et lève son avant-main en repliant ses antérieurs.Matka zadbała o wychowanie Icara w nurcie paideii; o rozwój jego ciała i umysłu. Prócz jeździectwa poznał podstawy szermierki, czytano z nim poematy Hezjoda oraz Homera, uczono ledwie dziesięcioletniego chłopca filozofii starożytnych. Choć nie miał talentu do przyswajania ogromu informacji, a nauka nie przychodziła mu z łatwością, to krył się w nim pierwiastek charyzmy, pozwalający zatuszować braki na płaszczyźnie ogromu wymaganej od niego wiedzy.
Z początku niechętnie myślał o tym, że pobierać czarodziejską edukację przyjdzie mu na francuskiej ziemi; nie przywykł do wyrażania jakichkolwiek form nieposłuszeństwa, lecz wszystko buntowało się w nim przeciw decyzji matki, gdy zrozumiał, że Hogwart, w którym byłby u boku starszego brata, nigdy nie przyjmie go w poczet swych uczniów. Miał się szkolić w Akademii Magii Beauxbatons, jedyne pocieszenie znajdując w tym, iż, w przeciwieństwie do szkockiej szkoły, we francuskiej przykładano dużą wagę do hippiki.
Jednak to, co został na miejscu, odbiegało od naiwnych wyobrażeń. Z gniewną niechęcią słuchał pełnych wyższości twierdzeń nauczyciela, niekoniecznie przypadkowo podkreślającego, iż Anglicy wolą dominować nad koniem, miast z nim pracować i zachęcać go do współpracy. Że nie odróżniają kłusaka od inochodźca, a angielski styl jeździecki opiera się wyłącznie na polowaniach. Przestał uczęszczać na dodatkowe zajęcia z jeździectwa, odnajdując ucieczkę w muzyce. Był w końcu Gryfem. Wprawdzie lira została w Yorkshire, lecz poza standardowymi przedmiotami, które poznać powinien każdy czarodziej, w Beauxbatons przykłada się wagę także do szeroko pojętej sztuki. Od dzieciństwa uczono go podstaw tańca balowego, a w szkole miał szansę poznać też klasyczny, równie dobrze czując się w roli tańczącego, jak i tego, który dbał o muzyczną aranżację występów swych rówieśników. Z pomocą nauczającego skomponował swoje pierwsze, proste utwory, by zagrać je później na fortepianie. Uczył się nawet śpiewu; poznawał wszystkie barwy sztuki.
Zatęsknił jednak za tym, co przypominało mu dom najbardziej - za aetonnymi grzbietami, za szeroko rozpiętymi skrzydłami; wraz ze zmianą nauczyciela na doświadczonego jeźdźca z sauts d'école, szkoły nad ziemią, to dresaż stał się jego kolejną wielką pasją, którą później przekuł w sposób na życie, poświęcając się jej w pełni. Zaczęło się od zajęć w grupie, szybko jednak uwaga nauczyciela skupiła się głównie na nim, tak doświadczeniem, jak i talentem odbiegającym znacznie od poziomu pozostałych. Sam Icar nie koncentrował się na szlifowaniu dziedzin magicznych, wolne chwile spędzał gdzieś w pobliżu szkolnego aetonana, budując z nim relację tak, jak niegdyś nakazał mu to dziadek. Upatrzony wierzchowiec szkolony był na długiej wodzy przez lata, nim komukolwiek pozwolono go dosiąść, nie należał do najłatwiejszych w obyciu, lecz Carrow potrafił nawiązać z nim nić porozumienia, z której później mozolnie uszył zaufanie. Gueriniere, nauczyciel, pomógł mu osiągnąć lepszą komunikację ze zwierzęciem, zwracając uwagę nawet na nieznaczne ruchy palca na wodzy czy prosząc o minimalną poprawkę dosiadu. Tak jak dziadek Icara mówił o tym, że nie zawsze chodzi tylko o technikę, uczył, jak wyczuć nastrój aetonana - on i jeździec to przecież dwa serca, które próbują znaleźć równowagę na podniebnej szali. Carrow zostawał po zajęciach grupowych dłużej, ćwicząc trudniejsze manewry - przez lata spędzone w szkole przeszli wspólnie z Gueriniere'em do większych wyzwań klasycznego dresażu. Poznawał tak figury in alto, w powietrzu, jak i a terra, przy ziemi. Tkwiąc w szkolnej ławie myślał tylko o chwili, gdy znajdzie się już przy swoim aetonanie, i pozostawał całkowicie niezainteresowany każdą z dziedzin magicznych, których próbowano go nauczać; nie czuł potrzeby, by ćwiczyć uparcie opornie przyswajane zaklęcia, wiedząc, że poza szkolnymi realiami nikt nie będzie od niego wymagał transmutowania szczura w pucharek. Tych oprószonych szczerym złotem mają w zamku aż nadto. O magiczne rośliny dba służba, a eliksiry przyrządzają dla Carrowów zaufani alchemicy. Nie potrafił - i nie potrzebował - oszlifować niepotrzebnych mu umiejętności do perfekcji. A to do niej zawsze dążył we wszystkim, co robił.
Po ukończeniu Beauxbatons utwierdził się tylko w przekonaniu, że jeździectwu poświęci całe swe życie. Chciał, by wciąż trenował go Francuz, lecz za sugestią nestora zaczął to robić jeden z najbardziej zaufanych pracowników w Sandal Castle, niegdyś zawodnik konkursów aetonnych.
Icarus miał niecałe dwadzieścia lat, gdy miast sięgać tylko nieba, pokusił się o Słońce. Nazwano go złotym dzieckiem, kiedy zaczął zgarniać laury zwycięstwa w pomniejszych konkursach jeździeckich. Z czasem zaczął również występować w międzynarodowych pokazach dresażu; nie nacieszył się powrotem do Wielkiej Brytanii, krążył gdzieś pomiędzy ośrodkami kultywującymi tradycje jeździectwa klasycznego. Pomiędzy Francją, Włochami i Austrią. Goszcząc w rodzinnych stronach skupiał się na treningach. Oddawał się debatom na temat dokładnego kąta ułożenia tylnych nóg konia przy wykonywaniu mających już tysiąc lat manewrów. Uczył się aetonnej i ludzkiej anatomii, wszystkiego, co mogło sprawić, iż osiągnie perfekcję. Wiedział bowiem, że wyłącznie jego własne niedoskonałości ograniczają aetonana. Współczujące oklaski były dźwiękiem, który znienawidził całym swym sercem - pragnął czynić w przestworzach takie rzeczy, jakby nie ulegał prawu ciążenia.
« c a p r i o l a »
Dans la capriole, le cheval au terre-à-terre lève haut l'avant-main, quitte le sol par la détente de ses postérieurs et détache avec force une ruade, postérieurs tendus horizontalement imitant le saut du cabri. Son nom vient de l'italien capriolo, chevreuil.Prawom miłości podlegał bez żalu; na jednym z sabatów poznał młodziutką debiutantkę z rodu Fawley i choć ona sama zdawała się nie przykuwać powszechnej uwagi, jak delikatne światło popielate jedynie odbijając blask błyszczących pewnością dam, to gdy zaczęła śpiewać, nie mógł spojrzeć na nikogo innego. Znalazł ją pośród sennych jezior, dosiadała klaczy, której pęciny obryzgane były kryształami wody, i choć ponownie otaczał ich tłum, on widział tylko tę dziewczynę. A ona w końcu nieśmiało odwzajemniła najpierw jego spojrzenie, później - uczucie. Był pewien, że wyjdzie za mąż z rozsądku, gdy dobije do ćwierćwiecza i nie będzie mógł już dłużej poświęcać się w pełni wyłącznie treningom. Ledwie skończył dwadzieścia jeden, kiedy stanął na ślubnym kobiercu, zachłyśnięty szczęściem. Dotknął w końcu swojego Słońca, lecz dotyk ten nie palił, a jedynie rozgrzewał skórę przyjemnym ciepłem.
Na aetonanach przemierzali razem lasy Yorkshire, rozciągając do wieczności miesiąc miodowy. Wciąż poświęcał się dresażowi, lecz wracał do zamku ochoczo, bo czekała tam na niego. Ona, wkrótce też jego pierworodny, rosnący pod matczynym sercem.
Jego własne rozdarł ogień bólu, gdy wcześniak przyszedł na świat martwy. Mikroskopijnych rozmiarów trumienkę osadzono w kołysce ziemi; i choć o ciąży wiedzieli tylko najbliżsi, pogłoski o pogrzebie dotarły do uszu salonowych lwic, które epatując obłudną troską poniosły wieść dalej. Tamtego dnia, gdy pożegnali swego syna, rozpaczliwy dotyk żony po raz pierwszy parzył. Nie chciał jej karać, lecz nie potrafił się nie zdystansować, próbując poradzić sobie z emocjami kotłującymi się w rozkruszonym stratą wnętrzu.
Katorżnicze treningi poskutkowały formą życia, kolejnymi wygranymi konkursami i chwilowymi tryumfami, smakującymi gorzko jak dziegieć na języku. Obiecał sobie w końcu, że weźmie się w garść, a po powrocie do domu porwie ją w ramiona tak, jak kiedyś. Tęsknił za jej bliskością, za snem, który przychodził, gdy powieki zamykał śpiew żony, za tym, jak było wcześniej.
Druga ciąża także okazała się zagrożona. Od trzeciego miesiąca lady leżała w łożu, pod stałym nadzorem uzdrowiciela Carrowów. Wzmacniana zaklęciami, eliksirami, magią talizmanów i wszystkim, po co tylko można sięgnąć, aby utrzymać stan błogosławiony. Icarus zrobił sobie wówczas na kilka miesięcy przerwę od treningów; zaszył się w zamku, po prostu był obok żony. By zająć czymś myśli, zaczął zgłębiać wiedzę anatomiczną; po raz pierwszy tak naprawdę poczuł potrzebę, by potrafić rzucić zaklęcia, które wykraczają poza poziom absolutnie podstawowy. Dotychczas wyręczano go we wszystkim, do czego mógłby ich używać, ale nie potrafił przestać wyobrażać sobie chwili, w której zostanie z ukochaną sam na sam akurat wtedy, kiedy będzie najbardziej potrzebowała czyjeś pomocy. Nauczył się więc dawkować silniejsze eliksiry lecznicze, a później zaczął czytać o uzdrawianiu magią, podejmując pierwsze nieudane próby rzucenia trudnych zaklęć.
Na świat przyszły dwie malutkie dziewczynki; wkrótce okazało się, że miały oczy w tym samym kolorze, co mama. Ciemnoniebieskie. Jak tafla jeziora, albo niebo, które do niego zagląda. Za niedługo skończą sześć lat; pozwolił, by - zgodnie z tradycją - to jego ojciec posadził je na aetonanach po raz pierwszy; słucha ich koncertów skrzypcowych, słucha promyków śmiechu, wypełniającego zimne mury Sandal Castle. Kocha córki miłością bezkresną i zrobiłby wszystko, by je ochronić.
Ją także; choć nie rozmawiają o wszystkich nieudanych próbach zajścia w ciążę; o tym, że nie powiła mu jeszcze pierworodnego. Grzeje się w blasku jej miłości, tak samo intensywnym i oślepiającym jak niegdyś, acz teraz dostrzega już zwęglone nadzieje o przypalonych skrzydłach.
Z każdym kolejnym rokiem tracił serce do cierniowych treningów, brakło mu tego młodzieńczego zapału; nie potrafił cieszyć się z wygranych tak, jak kiedyś. Mimo skroni przybranej w złote laury wcale nie czuł się spełniony. Coraz częściej rozglądał się za alternatywą, za innym celem, ku któremu mógłby się wznieść.
Odpowiedź znalazł w mądrości starożytnych. Pewien pomysł kiełkował w jego głowie od momentu, w którym natknął się w esejach Sokratesa na wzmiankę o terapii tak ciała, jak i duszy; zbawienny wpływ na człowieka miał mieć kontakt nie tyle z samą naturą, co przede wszystkim z końmi. W starożytnej Grecji nawet nieuleczalnie chorzy dosiadali koni, by powstrzymać sączącą się do duszy truciznę choroby. O hipoterapii usłyszał ponownie w połowie lat pięćdziesiątych, gdy zyskiwała na popularności. Zastanawiał się, jakiego rodzaju czarodziejskie choroby genetyczne można kurować właśnie poprzez wykorzystanie na ten moment jeszcze stosunkowo niekonwencjonalnych metod. A gdy u jednej z jego córek zdiagnozowano dotyk Meduzy, nie czekał już dłużej z realizacją pomysłu. Sięgnął po oręż perswazji w rozmowie z nestorem, do której przygotowywał się przez kilka tygodni. Brat pomógł mu zaznajomić się z podstawami ekonomii, a uzdrowiciel Carrowów zapoznał Icara z badaniami uzdrowicielskimi.
Zaczął zarządzać w jednej z najmniejszych stadnin należących do rodu, gdzie specjalnie wyszkolone aetonany przygotowano do kontaktu również z dziećmi i damami. Pod okiem uzdrowicieli zaczęto pracować ze szlachetnie urodzonymi czarodziejami, cierpiącymi na te choroby genetyczne, których objawy można złagodzić poprzez hipoterapię.
Wciąż przecierają szlaki, testując różne metody, by w przyszłości wykorzystywać jedynie te najbardziej skuteczne. Inwestuje w to cały swój czas i rodowe pieniądze tylko dlatego, że wierzy w ten pomysł.
Ale jest coś jeszcze. Echo niepokoju tłumione przez lata w końcu wybrzmiało. Pośród lasów i chmur Yorkshire, z dala od londyńskich zamieszek, łatwo było udawać, że wojna nigdy nie dotrze na ziemie Carrowów. Lecz w październiku nadszedł w końcu dzień, w którym nawet Icar uznał, iż nie może już dłużej pozostawać całkiem obojętnym na wyniszczający konflikt. Nie, gdy zagrożeni są jego bliscy. Czarodzieje zamieszkujący hrabstwo. Napędzani paniką mugole stali się bowiem niebezpieczni, walcząc o przetrwanie desperacko; strach to najgorszy doradca. Nigdy nie myślał o niewładających magią z pogardą, lecz w jego świecie wszystko podlegało hierarchii. A mugole pozostawali na jej samym dole, najmniej użyteczni. Gdyby jednak nie prowadzona przez Malfoya polityka, stary, odwieczny porządek i ład uznawałby za najlepszy dla ziem jego rodu. Lecz w obecnej sytuacji niemożliwe jest dalsze koegzystowanie mugoli z czarodziejami - a w takim wypadku dla tych pierwszych nie ma już miejsca na ziemiach Yorkshire. By powrócił pokój, powinny zostać oczyszczone.
Po raz pierwszy zwrócił swą uwagę ku tej sztuce, której nigdy jeszcze nie poznawał; nie podejrzewał, że kiedykolwiek będzie musiał się z nią zaznajamiać.
Ze sztuką wojny.
I nawet jeśli tym razem upadnie z wysoka, to i tak będzie próbował zrobić to, co konieczne. Czy słuszne, osądzi czas. I wygrani.
in war, victory?
Patronus: nie udało mu się nigdy wyczarować.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
opcm: | 5 | brak |
zaklęcia i uroki: | 0 | brak |
czarna magia: | 0 | brak |
magia lecznicza: | 10 | +5 (różdżka) |
transmutacja: | 0 | brak |
eliksiry: | 0 | brak |
sprawność: | 15 | brak |
zwinność: | 25 | brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
język ojczysty: angielski | II | 0 |
język francuski | II | 2 |
język grecki klasyczny (dialekt attycki) | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
anatomia | II | 10 |
historia magii | I | 2 |
kokieteria | I | 2 |
onms | I | 2 |
perswazja | II | 10 |
spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
ekonomia | I | 2 |
savoir-vivre | II | - |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
literatura (wiedza) | I | ½ |
malarstwo (wiedza) | I | ½ |
muzyka (gra na fortepianie) | I | ½ |
muzyka (gra na lirze) | I | ½ |
muzyka (śpiew) | I | ½ |
muzyka (wiedza) | I | ½ |
muzyka (tworzenie) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
wspinaczka | I | ½ |
taniec balowy | II | 7 |
taniec klasyczny | I | ½ |
szermierka | I | ½ |
jeździectwo | III | 25 |
Reszta: 0 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
give me a bitter
glory.
Ostatnio zmieniony przez icar carrow dnia 01.02.21 10:20, w całości zmieniany 4 razy
Icar Carrow
Zawód : niosą mnie skrzydła
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sure he fell, but in that glorious moment, as he floated in staunch defiance of heaven's fire, he knew no one had flown higher.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Witamy wśród Morsów
Twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Deirdre Mericourt
[01.02.21] Komponenty (październik/grudzień)
Icarus Carrow
Szybka odpowiedź