Safiya Marie Shacklebolt
Nazwisko matki: Shacklebolt
Miejsce zamieszkania: posiadłość rodu w Sussex
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: wytwórczyni magicznych talizmanów, nielicencjonowana alchemiczka, początkująca zaklinaczka przedmiotów
Wzrost: 163 cm
Waga: 61 kg
Kolor włosów: ciemnobrązowy
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: leworęczność; pieprzyk na opuszce środkowego palca u prawej dłoni; biżuteria; nieposkromione, gęste i zazwyczaj kręcone włosy; ciemna karnacja podkreślana kreacjami i chustami w wyrazistych barwach lub wzorach
8 cali, dąb szypułkowy, sierść bagnowyja
Slytherin
brak
druzgotki
orientalnymi kadzidłami, ziołami, rzemieniami
siebie jako potężną mambo
magią, szeroko pojętą kulturą
brak
moczę stopy w strumieniu, czytam, tworzę talizmany, ważę eliksiry, zagłębiam się w tajniki voodoo
klasycznej
tia rolph
Wiele osób nie pamięta swojego dzieciństwa lub zapamiętuje jedynie przebłyski poszczególnych historii i sytuacji, które dopiero po pewnym czasie dają pełny obraz na te kilka lat wstecz. Safiya swoje dzieciństwo pamięta całkiem nieźle. Urodziła się jako czwarte dziecko utalentowanej alchemiczki i poważanego w społeczeństwie Minsterialnego urzędnika do spraw przestrzegania prawa, z daleka od angielskiego zgiełku. Zatopiona od dziecka w jamajskiej kulturze od pierwszych godzin życia, wychowywała się w duchu i tradycji rodu, odbierała przekazywane jej nauki, nie tylko te związane z etykietą, ale i wykazując się nadzwyczajną jak na dziecko ciekawością i wygadaniem, asystowała każdemu członkowi rodziny w codziennych obowiązkach. Znacznie bardziej interesowała ją roślinność, zwierzęta i przebywanie z rodzeństwem, niż nauka pisania, czytania i języka angielskiego, jednak jedno spojrzenie babci wystarczało, by sprowadzić ją na ziemię. Od małego matka próbowała wpoić zarówno córce, jak i reszcie, zamiłowanie do tworzenia skomplikowanych mikstur i rzeźbienia pięknych rytualnych figurek, paradoksalnie natomiast to ojciec rozprawiał więcej na temat odpowiedniego zachowania wśród ludzi, wprowadzając w tajniki kręgu, w jakim się obracali; kręgu, którego nie spotykała w swoim kraju, poza rodzinnym domem. Chociaż z zafascynowaniem chłonęła zarówno jedno, jak i drugie, za swój największy autorytet w wychowaniu uważała babcię. To właśnie ona była świadkiem pierwszego lewitowania dziewczynki pod wpływem emocji, jak i to dzięki niej posiadłość rodziny Shackleboltów była zawsze pełna ludzi. Babcia, jako kapłanka voodoo, wprawdzie nie pozwalała dzieciom uczestniczyć w pracy, jednak chętnie o niej opowiadała wtedy, kiedy już nikt nie potrzebował pomocy. Historie opowiadane przez babkę Marie były wciągające i trzymające w napięciu, podobnie jak rzeczy, które oglądane w jej pokoju zapamiętała na zawsze: od figurek, kadzideł, przepiękne ręcznie plecionych talizmanów, po barwne stroje, stopione świece, czy laleczki, reprezentujące duchy Loa. Już wtedy uczuliła wnuczkę, że wbrew powszechnym opiniom o ich rytualnej magii jako czemuś do wyrządzania krzywdy, voodoo służyło również dobrym celom, i Safia nie miała powodów, by jej nie wierzyć. Widziała zadowolone twarze ludzi, którzy korzystali z usług babci, była przy podziękowaniach i płaczu, choć tak naprawdę nie miała pewności, że Marie praktykowała tylko i wyłącznie białe rytuały. O tym drugim aspekcie nie lubiła rozmawiać, jak mantrę powtarzając, że jest na to za młoda, jednak ciekawość zaspakajały opowieści starszego rodzeństwa, które po kryjomu wprowadzało młodszą siostrę w mroczniejsze rejony rytualnych czarów. Jako rezolutna ośmiolatka, Safia była za to pewna jednej rzeczy – tego, że w przyszłości chciałaby przejąć obowiązki babci, posiąść jej mądrość i doświadczenie, uczyć się tej sztuki pod jej czujnym okiem.
Na kilka dni przed dziewiątymi urodzinami życie małej lady zawaliło się jednak po raz pierwszy i już w tak młodym wieku okrutnie zweryfikowało dziecięce marzenia. Wyrwana z naturalnego środowiska i tego, co dotychczas znała, długo nie rozumiała powodów przeprowadzki z ciepłego kraju do miejsca, które znienawidziła jeszcze przed postawieniem na ziemi swoich stóp, ani tego, że przyczyną podobnego stanu rzeczy nie tyle był sam awans ojca na wyższe stanowisko, lecz chęć wprowadzenia świeżej krwi w reprezentację rodu pośród brytyjskiej arystokracji. Nie rozumiała też do końca zwyczajów obowiązujących tutaj, w Anglii, wkładanych do głowy przez wynajęte guwernantki całkowicie inne, niż te zapamiętane z Jamajki, ciasnych strojów, drażniących jej skórę wciskanych przed każdym salonowym spotkaniem – co na szczęście zostało odrzucone w hołdzie tradycyjnym ubiorom i rodowej niezależności – nie rozumiała też służek obierających sobie za punkt honoru rozczesywanie drobnych, gęstych loczków, każdorazowo siłując się nie tyle z włosami, co z nią samą i jej wrzaskiem, z niepokojem zauważając, że zasłyszane w rodzinnym kraju stereotypy bardzo szybko okazywały się rzeczywistością. Anglia i jej przedstawiciele jawili się w głowie dziewczynki jako największy koszmar, i w tej kwestii przez bardzo długi czas nie zmieniało się nic. Była nieszczęśliwa, ale czy nie było to niewygórowaną ceną w zamian za możliwość pielęgnowania korzeni i praktykowania przekazywanych przez kapłankę nauk podczas przerw od szkoły, czegoś, o czym pozostałe dzieci mogłyby tylko pomarzyć? Miała cel i motywację, by chociaż podjąć próbę zaaklimatyzowania się na wyspach, ale też wykazania chęci wobec obcych zwyczajów i nauk, które wkrótce miały zostać jej przekazane w szkole.
Wyjazd do Hogwartu napawał młodą szlachciankę stresem, nie ze względu na zajęcia, których była nawet ciekawa, ale z powodu świadomości, że była najpewniej jednym z nielicznych – o ile nie jedynym – ciemnoskórych uczniów, dodatkowo wyróżniających się barwnymi strojami, i tego, że swoją naukę starodawnej sztuki voodoo musiała ograniczyć do minimum. Jeśli miała wierzyć opowieściom, brytyjscy uczniowie nie byli zbytnio tolerancyjni i przyjaźni w obyciu: swój wyjazd do szkoły, jako człowiek z natury towarzyski, traktowała więc jako próbę charakteru. Po kilku dniach jednak okazało się, że łatwością dostosowała się do towarzystwa Domu Węża, chociaż wcale nie ukrywała, że zdecydowanie lepiej czuła się sama pośród zakurzonych i ciemnych komnat, w których bez przeszkód mogła zaczytywać się w przywiezionych ze sobą księgach. Na co dzień była bezproblemową i przykładną uczennicą, starającą się rozkładać zainteresowanie po równo na każdy z przedmiotów, zgodnie z obietnicami składanymi listownie Marie. Chociaż jako Shacklebolt z krwi i kości zyskała zapisany w genach talent do warzenia eliksirów i odczytywania skomplikowanych runicznych zapisów, okazało się, że całkiem nieźle radziła sobie także z zielarstwem, transmutacją, opieką nad magicznymi stworzeniami i astronomią, za to prawie w ogóle z zaklęciami i obroną przed czarną magią, niespecjalnie zresztą przejmując się swoimi brakami; wiedziała bowiem, że nie potrzebowała żadnej z tych dwóch dziedzin do życia codziennego, skoro jednocześnie nabierała siły i wprawy w praktykowaniu innego rodzaju magii i piastowała posadę damy, której te umiejętności nie były szczególnie przydatne. Przez lata nauki dostrzegała także ignorancki stosunek reszty uczniów do wielu kwestii, lecz nie starała się nawet dociekać, skąd się on brał. Pomimo zauważalnych różnic pomiędzy sobą a resztą, nieskromnie uważała, że jako odmieniec posiadała więcej ogłady od pozostałych, dzięki temu swoją towarzyskość ograniczając mimo wszystko do minimum. Nie była z tego powodu zbytnio zadowolona. Przyzwyczajona do jamajskiej życzliwości, niezobowiązujących rozmów i uśmiechu ze strony nieznajomych, długo nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie mogła zostać przy rodzinie na Jamajce. Poza tym równie mocno interesowała się literaturą i malarstwem, lecz Hogwart nie oferował zbyt wiele w przypadku tej drugiej dziedziny, ale także tworzeniem przeróżnego rodzaju splotów, węzłów, z czasem przypominających talizmany widywane w dzieciństwie w rodzinnym kraju. Zręczne palce wraz z umiejętnością skupienia się na wykonywanej czynności były niezwykle przydatne; w pleceniu odnajdywała spokój i chwilę wytchnienia od prób zaklinania wyszywanych laleczek, które za przekazywaną przez rodzinę wiedzą, mogły pomagać, jeśli tego chciała. Wraz z rozwojem i pielęgnowaniem rodzinnej tradycji, po długim czasie zaczęła doceniać naukę przekazywaną w szkole i dostrzegać analogie pomiędzy niektórymi dziedzinami a praktykowaną potajemnie przez nią dziedziną, jak chociażby to, że nie tylko alchemia potrafiła opanować umysł i usidlać zmysły, a nawet pokonać śmierć. Potężne mambo, kapłanki i królowe voodoo, potrafiły dokonywać tego samego po odprawieniu odpowiedniego rytuału.
W relacjach międzyludzkich Safia była ostrożna – kierowała się niechęcią wobec wplątywania się w plotki, czy podchody międzyludzkie, których nie potrafiła zrozumieć – przebiegła i bystra, uważając na to, kogo wpuszcza w swoje życie. Być może przez to osoby z zewnątrz, nie znające jej, postrzegały ją jako złośliwą, dziwną, jednak nie przejmowała się tym; za ważniejsze uważała zdanie bliskich, którym dała poznać swoją prawdziwą twarz. Ale cierpliwość również czasami zawodziła i ją, przez co zdarzało się, że niechcący wplątywała się w słowne potyczki i złośliwe groźby, w których zarzekała się, że wystarczy jeden włos dla zemszczenia się bez pozostawienia śladów. Niespecjalnie też interesowała się polityką, wiedząc, że to nie jest temat, który powinien zaprzątać głowę kobiety. Orientowała się w aktualnej sytuacji, znała historię magii, historię swojego rodu i tradycję, którą pielęgnowała, ale w przypadku tych dwóch pierwszych jedynie w granicach zdrowego rozsądku. Wobec szlam posiadała dystans i wrodzoną niechęć, nie traktowała ich jednak jawnie wrogo, nie mając ku temu specjalnych okazji. Koniec Hogwartu przyjęła z ulgą, nie wiedząc, że był on tylko zwiastunem problemów, które niosło za sobą szlacheckie życie na terenie Anglii, a szkołę ukończyła z bardzo dobrymi wynikami w większości dziedzin.
Pierwszy sabat wspomina z rozbawieniem, już wtedy niespecjalnie przejmując się swoją odmiennością, a właściwie traktując ją za mocną cechę. Chociaż wydarzenie nie było dla niej szczególnie ważne, jak było w przypadku brytyjskiej arystokracji, pierwszy raz od dawna poczuła, że wreszcie zarówno towarzyska dusza, jak i cierpliwa, wieloletnia obserwacja na coś się zdały. Nie tylko potrafiła dyskutować na dowolny temat, ale także w końcu nauczyła się trzymać nerwy i myśli na wodzy. Cierpliwie słuchała, obserwowała i wyciągała wnioski, nie odzywała się, gdy nie było sensu, nie bujała także w obłokach, swoich myśli nie kierując w stronę rzeczy, które sprawiały jej prawdziwą przyjemność. A kiedy już wdawała się w rozmowę, potrafiła zarazić wszechświat entuzjazmem, zyskując przychylność rozmówcy. Przywiązywała wagę do samodzielności i zawsze wyznaczała sobie wygórowane cele, szczególnie w tradycyjnych czarach, w których nabywała każdego dnia wprawy. W porównaniu z poznanymi damami, jej twarz promieniała na ogół radością i dziwnym, niespotykanym spokojem. Jako ród inny od pozostałych, cieszyła się, że żadne z jej rodziców nie okazało się tyranem, nakazującym zaraz po przyjeździe na Wyspy zmienić swoje zachowanie. W domu pozwalano im mieć swoje zdanie i opinię, jednak miało to swoją cenę – o ile było się posłusznym woli ojca, pamiętało się o swoim miejscu i powinnościach, których stała się w pełni świadoma dopiero w połowie szkoły, o tyle otrzymywało się wsparcie ze strony bliskich. Wychowani w szklanej bańce, oddzielającej od prawdziwego i nieszlacheckiego życia, nawet nie myśleli o jakichkolwiek przejawach buntu, zwłaszcza w kraju, za którym niespecjalnie przepadali. Dzięki temu bez przeszkód – a nawet z pomocą i błogosławieństwem – dalej rozwijała się w sztuce alchemii, z czasem ważąc o wiele bardziej skomplikowane mikstury, praktykowała voodoo w głębi swoich komnat sięgające już zdecydowanie głębiej, po nakładanie pierwszych drobnych klątw, ale też nieustannie wyplatała coraz nowsze talizmany, które z początku przy pomocy odpowiednich osób nosiły miano magicznych. Dopiero po jakimś czasie samodzielnie podjęła się umagiczniania talizmanów, nie tylko dzięki magii poznanej podczas nauki w Hogwarcie, ale wykorzystując do tego rodowe czary. Potrafiła sprawić, że talizman poza ładnym wyglądem w niewielkim stopniu ochraniał, przynosił szczęście i w drugą stronę, mógł zaszkodzić.
Siłą rzeczy, wyrwana ze swojego naturalnego środowiska, starała się żyć teraźniejszością, każdą możliwą okazję do spędzenia czasu na Jamajce, czy w Afryce, przeżywając najmocniej jak się dało. Październik 1956 roku przyniósł jednak niespecjalnie zaskakujący zwrot w życiu – wiedziała, że prędzej czy później z kilkorga rodzeństwa jej czas nadejdzie, chociaż nie sądziła, że stanie się to tak szybko i podczas politycznego szczytu. Pogodzona z decyzją nestora – w zasadzie postawiona przed faktem dokonanym – przy wsparciu duchowym ze strony rodziców i rodzeństwa, wieść o bliskich zaręczynach przyjęła zupełnie beznamiętnie. Ku swojej uciesze, jej przyszły małżonek nie okazał się gburowatym starcem, lecz niewiele starszym mężczyzną o szlachetnej postawie i chłodnym usposobieniu, ale uciecha i zapoznawcze spotkania nie trwały zbyt długo. Listopad przyniósł za sobą nieoczekiwane, przykre wieści, które wstrząsnęły całą rodziną. Żałoba po śmierci najmłodszej siostry, zabranej w wyniku nagłego ataku choroby genetycznej, jak na ironię losu, dała Safii pół roku pozornej wolności, spędzonej poza granicami Anglii, na odległej i ciepłej Jamajce.
Pierwszy miesiąc bolał zdecydowanie najbardziej i to właśnie ten okres odebrał jej część naturalnego optymizmu, który posiadała. Przesypiała niemal całe dnie, nie jadła i nieszczególnie miała ochotę na widzenie się z kimkolwiek, do momentu, w którym Marie utraciła resztki cierpliwości wobec podobnej postawy. O ile początkowe próby wyciągnięcia jej z pokoju pod pozorem nauki nie sprawdziły się, o tyle skusiła ją możliwość ponownego wzięcia udziału w rytualnym spotkaniu, już jako prawa ręka babki, nie zaś obserwator i niewiele znaczący pomocnik. Przez następne pięć miesięcy świat vodoun stał przed nią otworem bardziej, niż zwykle i nie próżnowała, traktując to za ostatnią szansę skorygowania popełnianych błędów, uczenia się nowych rzeczy, klątw i rytuałów, wszak nie miała pewności, że po powrocie do Anglii i zmianie stanu panieńskiego dalej będzie mogła kształcić się w tym kierunku. Kształciła się również dalej w ważeniu eliksirów, nie zapominając przekazywanych przez matkę nauk.
Do Wielkiej Brytanii wróciła początkiem kwietnia, bogatsza o nowe doświadczenia, wiedzę i siłę, podobną do tej sprzed lat, gdy stanęła na angielskiej ziemi po raz pierwszy.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 0 | 0 | |
Zaklęcia i uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 10 | 1 (różdżka) | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 5 | 0 | |
Eliksiry: | 20 | 4 (różdżka) | |
Sprawność: | 3 | - | |
Zwinność: | 7 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Jamajski | II | 0 | |
Angielski | II | 2 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Astronomia | II | 10 | |
Historia Magii | I | 2 | |
ONMS | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Numerologia | I | 2 | |
Starożytne Runy | II | 10 | |
Spostrzegawczość | II | 10 | |
Zielarstwo | II | 10 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
savoir vivre | II | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Rozpoznawalność (arystokratka) | II | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | II | 7 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 | |
Rzeźbiarstwo (tworzenie) | I | 0.5 | |
Jubilerstwo | I | 0.5 | |
Krawiectwo | I | 0.5 | |
Voodoo | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Taniec balowy | I | 0.5 | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 10,5 |
sowa, różdżka
[bylobrzydkobedzieladnie]
goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Ostatnio zmieniony przez Safia Shacklebolt dnia 09.06.20 23:15, w całości zmieniany 6 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzała: Justine Tonks
bezoar, łuska smoka, róg dwurożca, żądło mantykory, lawa wulkaniczna, złoto, tantal, ołów x2, lapis lazuili, róża piaskowa, kobalt, labradoryt , srebro, księżycowy pył, woda królewska, kamień słoneczny, korzeń ciemiernika, halit
[28.06.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[29.09.20] Komponenty (lipiec/wrzesień)
[28.01.21] Komponenty (październik/grudzień)
[11.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-maj-czerwiec): + 1 PB do reszty
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 1 PB
[11.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-maj-czerwiec): +60 PD, + 1 PB
[09.10.20 Rozwój postaci: zakup kobalt, labradoryt -70PD
[24.01.21] Aktualizacja postaci
[27.01.21] Zdobycie osiągnięcia: Hep!; +60 PD
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 60 PD