Wydarzenia


Ekipa forum
Przed kamienicą
AutorWiadomość
Przed kamienicą [odnośnik]01.06.20 1:33

Przed kamienicą

Kamienica przy Flat Street nie należy do tych wzbudzających zachwyt. Budynek należący do pana Boyle jest zaniedbany. Ściany są brudne, odchodzi od nich tynk a okiennice próchnieją od wilgoci, znajdującej się w powietrzu. Panna Burroughs nie znosi tego budnyku oraz zapadających się schodów, nie raz próbując przekonać wuja do napraw. Niestety, to nie przynosi skutku.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Przed kamienicą [odnośnik]01.06.20 2:54
17 maja 1957 roku

Frances doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak podłą dzielnicą była ta, leżąca tuż przy porcie. Od piętnastu lat nienawidziła tego miejsca całym dziewczęcym serduszkiem modląc się, aby w końcu nadszedł dzień, gdy będzie posiadać wystarczająco dużo pieniędzy, aby wyprowadzić się z tego okrutnego otoczenia, jakże niepasującego do delikatnej panny Burroughs. Nie sądziła jednak, że kiedykolwiek nadejdzie dzień, gdy kamienica wujostwa okaże się miejscem niebezpiecznym oraz naruszonym.
Ostrożnie przechodziła znanymi uliczkami tego majowego wieczoru, unikając miejsc, które mogłyby być dla niej niebezpieczne, mając nadzieję, że ten powrót z pracy nie okaże się podobnym do tego z marca, gdy ledwo uszła z życiem. Pospiesznie stawiała kolejne kroki mając nadzieję, że już za chwilę zamknie się w bezpiecznych ścianach swojej niewielkiej kawalerki nie mając pojęcia, że dzisiejszy wieczór będzie inny.
Szaroniebieskie spojrzenie automatycznie odwróciło się na bok, gdy w bramie zamajaczyło jej widmo zimnego truchła. Takie widoki nie były przeznaczone dla eterycznych dziewcząt, uwięzionych w toksycznych rodzinach niczym piękne ptaszęta w paskudnych klatkach. Woda na klatce schodowej sprawiła, że niewinne, dziewczęce serduszko zatrzepotało napędzane strachem. Pierwsze kroki skierowała piętro wyżej, do matczynego mieszkania, by upewnić się, że mama jest cała i zdrowa, o dziwo zastając ją pod opieką dziwnie trzeźwego wuja. Dobrze, chociaż ten problem z głowy.
Smukłe palce zacisnęły się na jasnym drewnie różdżki gdy z sercem na ramieniu Frances zeszła do swojej kawalerki. Ostrożnie minęła wyłamane z zawiasów drzwi, starając się cicho stawiać kroki, w razie gdyby rabusie nadal znajdowali się w pomieszczeniu.
Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło od zniszczenia, do zniszczenia próbując ogarnąć ogrom strat oraz wyrządzonych szkód. Potłuczone doniczki, wybite szyby, wypalone ślady po zaklęciach... Jasnowłosa alchemiczka ruszyła do pracowni w przerobionej garderobie, z ulgą zauważając, że wszystkie specyfiki, kociołki, notesy orazingrediencje zdawały się być na miejscu.
Frances wróciła do kuchni czując, jak łzy zaczynają spływać jej po twarzy. Była zmęczona. Tym miejscem, problemami, kolejnymi komplikacjami w drodze do wyjścia z tej paskudnej dzielnicy... Czy kiedyś to wszystko się skończy? Zapłakana zerknęła w kierunku okna, zauważając mężczyznę idącego z jednym z jej sprzętów. Na Merlina, dlaczego wszyscy, który byli jej przychylni musieli mieszkać tak daleko, od tego podłego miejsca?
Granatowa spódnica tańczyła wokół szczupłych łydek kobiety, gdy ta zbiegała po mokrych, śliskich stopniach wprost na podłą ulicę. Szaroniebieskie spojrzenie niemal od razu odnalazło mężczyznę, z różdżką w dłoni na pierwszy rzut oka przypominającego jej funkcjonariusza magicznej policji. Nie miała pojęcia, skąd w jej głowie pojawiło się to porównanie, zapewne jednak chodziło o fakt, że przypominał jej jednego z funkcjonariuszy patrolujących ulicę przed szpitalem świętego Munga.
- Przepraszam... ja... ja potrzebuję pomocy... - Dłoń dziewczęcia ostrożnie spoczęła na przedramieniu mężczyzny. Zaczerwienione spojrzenie podszyte strachem utkwiło w jego twarzy, z nadal toczącymi się z kącików jej oczu łzami. Wystraszona oraz zapłakana z pewnością odstawała od otoczki, jaką starała się wokół siebie roztaczać. - Ktoś... włamał mi się do mieszkania, zabrali to co mogli, ale widziałam z okna, że ten ktoś poszedł tam... - Drżącą od nadmiaru emocji dłonią wskazała kierunek, w którym szedł rabuś. - Proszę, niech mi pan pomoże... - Wyłkała, a kolejna porcja łez spłynęła po jasnej buzi. Pierwszy raz od dawna działała instynktownie, w desperacji oraz bez większego planu. Pozostawało jej mieć nadzieję, że mężczyzna faktycznie należy do służb porządkowych... Nie będąc wspólnikiem rabusia.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Przed kamienicą [odnośnik]02.06.20 22:00
Każda podróż do Londynu mogła skończyć się dla mnie gorzej niż źle. Aresztowaniem, bądź właściwie śmiercią. Po przejęciu stolicy przez Rycerzy Walpurgii, bo przecież należało nazywać rzeczy po imieniu, Ministerstwo Magii tkwiło w rękach lorda Cronusa Malfoya, a on był zaś jedynie marionetką w rękach Lorda Voldemorta, wyniosłem się z miasta i powracałem tu jedynie po to, by odbywać patrole i pomagać potrzebującym się z niego wydostać. W celach dywersyjnych, jeśli takie wyżsi rangą Zakonnicy powierzyli mi zadanie. Nie miałem najmniejszego zamiaru rejestrować swojej różdżki, dlatego jeśli natrafiłbym na patrol funkcjonariuszy Ministerstwa Magii w pojedynkę - mogło być już po mnie, skoro nie działała teleportacja. Byłem jednak gotów na to ryzyko. Rozmawiając przed miesiącem z Rineheartem, gdy opowiadał mi o Zakonie Feniksa, zobowiązałem się, że stanę na froncie, że nie będę stał z boku, że będę walczył. Do tego właściwie byłem stworzony. Nie potrafiłem siedzieć bezczynnie.
Ten wieczór jak dotąd wydawał się dość spokojny. Razem z innym sojusznikiem Zakonu Feniksa pomagaliśmy znajomej czarownicy wydostać się z Londynu, po czym powróciliśmy do magicznego portu, a konkretniej doków, by patrolować ulice. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy. Ja podążałem jedną z uliczek przy kamienicach mieszkalnych ubrany tak jak zwykle - w ciemnobrązową, schludną i prostą szatę wyprasowaną w kant. Nie tak elegancką jak zwykle. Nie chciałem przyciągać do siebie uwagi. Przeprowadziłem kilka śledztw w magicznym porcie jesienią, dlatego miałem obawy, że mógłbym spotkać na drodze kogoś, kto mnie rozpozna - jako byłego aurora z nielegalnego Biura Aurorów. Liczyłem, że niegolony od tygodni, gęsty zarost utrudni ewentualne rozpoznanie mnie.
Drgnąłem niespokojnie, kiedy nagle, znikąd wyrosła przy mnie dziewczyna. Zaskoczyła mnie, łapiąc za przedramię, kiedy ja przyglądałem się mężczyźnie z dziwnie wielkim pakunkiem pod pachą znikającym za zaułkiem. W pierwszej chwili chciałem ją odepchnąć, lecz dostrzegłem w jakim jest stanie. Zapłakana, załamana, wyraźnie potrzebująca pomocy. W pierwszej chwili pomyślałem, że potrzebuje uciec z Londynu, lecz jej następne słowa rozwiały wątpliwości do stanu w jakim się znalazła. Spotkało ją coś dużo bardziej prozaicznego - kradzież.
- Proszę się uspokoić i powiedzieć co się stało - powiedziałem, lewą dłonią sięgając do kieszeni szaty, by wyciągnąć z niej chusteczkę i podać blondynce. Mój wzrok podążył za jej dłonią, kiedy wskazała kierunek w którym uciekał rabuś. - Chyba go widziałem... - zastanowiłem się. - Pomogę pani, spokojnie, proszę tu zostać, najlepiej schować się na klatce schodowej. Na ulicach nie jest bezpiecznie - poleciłem jej, mój głos przybrał zaś mimowolnie ton, którym zwykle wydawałem polecenia jako auror.
Ponagliłem blondynkę spojrzeniem, gotów, by z wyciągniętą różdżką ruszyć za rabusiem.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed kamienicą Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przed kamienicą [odnośnik]02.06.20 22:00
The member 'Cedric Dearborn' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Przed kamienicą PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed kamienicą Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Przed kamienicą [odnośnik]04.06.20 3:34
Panna Burroughs nie miała najmniejszego pojęcia o polityce. Wiedziała jedynie to, co zasłyszała na szpitalnych korytarzach bądź dowiedziała się od znajomych, pozostałych w Londynie. Każdy z nich zdawał się popierać działania Ministerstwa tłumacząc jej, że chwilowe niedogodności były potrzebne, aby ulice stały się bezpieczne… A eteryczna alchemiczka nie wnikała, mając nadzieję, że to wszystko w końcu się skończy, a ona będzie mogła wynieść się z portu i wieść spokojne oraz bezpieczne życie. Los jednak zdawał się znowu z niej kpić zrzucając kolejne, ciężkie kłody pod jej eleganckie pantofelki.
- Ja… Ja nie mam pojęcia, co się stało, proszę pana… - Zaczęła, łamiącym się głosem, z wdzięcznością przyjmując chusteczkę, którą ostrożnie otarła płynące po jasnych policzkach łzy.- Dziękuję. Wróciłam w pracy, w bramie leżał… - Trup. Lecz to słowo nie przeszło przez gardło wrażliwego dziewczęcia. Może i pracowała w szpitalu, nie zwykła jednak opuszczać alchemicznej pracowni, przez co wszelkie smutki związane ze szpitalnymi korytarzami, jak chociażby trupy, nie były  jej znane. Przechodząc ulicą łatwiej było je zignorować niż wtedy, gdy leżały niemal pod drzwiami. - Cała klatka była zalana, drzwi do mojego mieszkania wyważone… Gdy weszłam do środka zauważyłam wybite szyby, a z mieszkania zniknęło wszystko, co cenne… Z okna widziałam, gdzie idzie… Ja nie mogę zostać bez pieniędzy, mam na barkach chorą mamę i młodsze rodzeństwo… Muszę mieć za co kupić im jedzenie… - Potok słów wydobywał się z jej ust w towarzystwie kolejnego potoku łez. Była tak blisko wyprowadzki w bezpieczniejsze rejony gdy znów wszystko wskazywało na to, że nie będzie to możliwe. Nadal wystraszone, zaczerwienione spojrzenie uważniej przyjrzało się twarzy mężczyzny. - Och naprawdę? - Błysk nadziei pojawił się w jej oczach. Wszak skoro mężczyzna widział, gdzie zmierzał tamten łotr, może będzie w stanie odzyskać chociaż część cennych przedmiotów? Miała nadzieję, że tak się właśnie stanie.
- Ale… - Zaczęła, chcąc dyskutować w tej kwestii. Klatka schodowa nie jawiła się jej jako miejsce bezpiecznie. Chyboczące się schody, całe zalane wodą oraz powybijane szyby stanowiły przeciwieństwo bezpieczeństwa, jednak spojrzenie, jakie jej posłał  skutecznie zniechęciło ją do wszelkich protestów. - No dobrze, proszę na siebie uważać… - Niechętnie puściła ramię mężczyzny, by wycofać się w kierunku klatki schodowej, prowadzącej do jej zdemolowanej kawalerki. Skryła się za drzwiami, przystając przy niewielkim okienku, z którego mogła obserwować poczynania mężczyzny. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wiodło za jego sylwetką, mając nadzieję, że nie będzie musiała tutaj długo czekać. Bała się, nie wiedząc co może czaić się w ciemnościach… Szybko przekonując się, że czekanie z pewnością nie było bezpieczne. Zapijaczony głos wuja oraz kogoś jeszcze sprawił, że dziewczę w przypływie desperacji postanowiła podążyć za Ministralnym policjantem (będąc przekonaną, że to właśnie z kimś takim ma do czynienia). Zaletą tego miejsca był fakt, że doskonale je znała widując ten kawalątek ulicy codziennie z kuchennego okna. Ostrożnie, starając się nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi (co z jej wyglądem nie było do końca możliwe) zrobiła kilka kroków i…
Łyżka.
Niewielki posrebrzany przedmiot ozdobiony delikatnym roślinnym wzorem, który jeszcze kilka godzin temu spoczywał w jednej z niewielkich szuflad. Frances ostrożnie uniosła przedmiot, chowając ją w kieszeni rozpiętego, wiosennego płaszczyka. Spojrzenie dziewczęcia za chwile znalazło kolejną łyżkę, a kilka kolejnych kroków sprawiło, że znalazła widelec. Panna Burroughs ukryła się za niewielkim słupkiem, z bezpiecznej odległości uważnie obserwując mężczyznę i mając nadzieję, że znajdzie kolejne przedmioty z jej mieszkania.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Przed kamienicą [odnośnik]22.06.20 21:34
Łkająca z taką rozpaczą dziewczyna o urodzie anioła w każdym mężczyźnie wzbudziłaby opiekuńcze uczucia, ja zaś nie byłem od tej reguły wyjątkiem, natychmiast zrobiło mi się jej żal. W moich oczach mogła dostrzec szczere współczucie, ale i pewną naganę zarazem.
- Co pani robi w tak niebezpiecznej okolicy? Zwłaszcza teraz? Powinna pani się stąd jak najszybciej wynieść - powiedziałem, kładąc dłoń na jej ramieniu w pocieszającym geście, ale cofnąłem ją szybko, przypuszczając, że może sobie tego nie życzyć. Wydawała się całkiem rozdygotana i przestraszona, a ja byłem dla niej zupełnie obcym mężczyzną.
Wyglądała na dziewczynę porządną, z dobrego domu, dlatego trudno było mi pojąć co robiła w brudnych dokach, które przywodziły mi na myśl przemytników, przestępców i innych złoczyńców spod ciemnej gwiazdy. Właściwie nie dziwiło mnie, że doszło do włamania. Nawet, gdy Londyn nie był opanowany przez czarnoksiężników i zamknięty dla niemagicznej społeczności Wielkiej Brytanii, w tej dzielnicy nie było bezpiecznie. A co dopiero teraz? Nikt nie pilnował już porządku. Magiczna policja nie zajmowała się tym, by strzec bezpieczeństwa mieszkańców, a wyłapywaniem czarodziejów nie do końca czystej krwi i próbami wytropienia rebeliantów. Takich jak ja. Kwitła zatem zbrodnia wszelkiego rodzaju. Na ulicach znajdywałem trupy mugoli, mugolaków, rzekomych "zdrajców krwi" jak to oni określali, lecz cierpieli nie tylko ci, którzy byli dla nowego Ministerstwa Magii niewygodni. Złodzieje, włamywacze, oszuści mieli teraz używanie. Czuli się niemal bezkarni. Panna Burroughs padła ich ofiarą.
Nie wnikałem ile prawdy było w tym co mówiła. W opowieść o chorej matce i rodzeństwie, które musiała sama wykarmić. Sam opiekowałem się własną rodzicielką i młodszą siostrą, dlatego ruszyło to moje sumienie. Byłem gotów jej pomóc.
- To pani niech na siebie uważa - odparłem stanowczym tonem, po czym z wyciągniętą różdżką ruszyłem biegiem w stronę zaułka, w którym zniknął czarodziej jakiego widziałem. Miałem nadzieję, że blondynka posłucha mojego polecenia i schowa się w bezpiecznym miejscu. Nie było pewności, czy złodziej nie miał wspólników, którzy wrócą po inne rzeczy - nieistotne, czy cenne, czy nie. Wszystko byli w stanie przemienić na galeony, a jeśli nie galeony, to chociaż knuty albo sykle.
Nie wiem jak wiele czasu upłynęło od chwili, gdy minąłem tego złodzieja, ale nie mógł się bardzo oddalić. W całej stolicy nie działała teleportacja, a on miał przy sobie sporo ciężkich rzeczy. Przez kilka minut jedynym dźwiękiem mącącym ciszę był stukot moich butów o brukowaną uliczkę, gdy w bladym świetle ulicznych latarni dostrzegłem tę samą barczystą sylwetkę, próbującą upchnąć coś do skrzyni. Nie czekałem, aż mnie zauważy, natychmiast poderwałem do góry różdżkę, celując w jego plecy i wyszeptałem formułę zaklęcia petryfikującego, modląc się w duchu, by w okolicy nie kręcili się jego wspólnicy.
Złodziej, nie spodziewający się ataku, runął na bruk jak długi, z rękami wzdłuż ciała. Podbiegłem do niego i pierwsze co zrobiłem, to zabrałem mu różdżkę i złamałem na pół, bo to była najpewniejsza opcja, że nawet jeśli się wybudzi, to odzyskawszy ją nie będzie w stanie mi zagrozić. Teraz pozostawała jedynie kwestia tego jak miałem zabrać to wszystko z powrotem do blondynki, bo zajrzawszy do skrzyni przekonałem się, że to był już złodzieja drugi, abo i nawet trzeci kurs z kamienicy do swojej kryjówki.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed kamienicą Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przed kamienicą [odnośnik]24.06.20 2:43
Z ust dziewczęcia wyrwało się ciche westchnienie.
- Może mi pan wierzyć, że gdybym tylko posiadała taką sposobność, już dawno wyniosłabym się z tej parszywej okolicy. - Niechęć wybrzmiewała w zrozpaczonym głosie panny Burroughs. Nie znosiła portowej okolicy swoim całym, dziewczęcym sercem, do tej pory jednak zawsze brakowało jej czegoś, aby móc się stąd wynieść. Zwykle, od tej możliwości dzieliło ją kilka galeonów.
Nigdy nie pasowała do tego otoczenia, do tej pory jednak, nawet jeśli raz próbowano ją napaść na jednej z ulic, nikt nie zakłócił spokoju jej domu. Starała się przekazać policjantowi wszystkie, najważniejsze informacje (a może i te mniej ważne również, nie zauważała w tym momencie różnicy) byleby tylko ten nie zignorował jej oraz pomógł odzyskać chociaż niewielką część rzeczy.
Na szczęście mężczyzna zdawał się być skory do pomocy.
- Dobrze. - Kiwnęła głową w potwierdzeniu swoich słów, chcąc zapewnić policjanta, że będzie uważać chociaż… Nie miała pojęcia, gdzie mogłaby teraz pójść, aby poczuć się bezpiecznie. Ciemność oraz głosy, zwiastujące jeszcze większe kłopoty skutecznie wypłoszyły ją z kamienicy.
Przez większość drogi sama nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, na co się zdecydowała. Serce dziewczęcia nieprzyjemnie próbowało wyrwać się z jej piersi, gdy podążała za policjantem, uznając to za najbezpieczniejsze okoliczności.  Z częścią zastawy w dłoni obserwowała jak policjant staje oko w oko ze złodziejem wyciągając różdżkę…
Reszty nie przyszło jej oglądać, gdyż jasnowłose dziewczę schowało się za niewielkim słupkiem, jednocześnie zatykając uszy, by jakiekolwiek dźwięki potyczki przypadkiem do nich nie dotarły.
Frances czuła, że nie będzie w stanie więcej znieść. Nie dziś. I zapewne nie w ciągu kilku kolejnych godzin. Nie wiedziała ile czasu tak stała, obserwując przybrudzone cegły jednego z budynków, próbując zapanować nad rozszalałym ze strachu sercem. Dopiero po dłuższej chwili, ostrożnie opuściła dłonie, by równie ostrożnie wyjrzeć zza niewielkiego słupka. Szaroniebieskie spojrzenie zatrzymało się na policjancie, starając się nie patrzyć na ziemię i to, co ewentualnie mogło na niej leżeć. Widok jednego trupa z pewnością przyprawił ją o nocne koszmary podczas najbliższego miesiąca.
Powoli wyszła z ukrycia, uważnie stawiając kolejne kroki, wzrok ciągle ogniskując na stojącym niedaleko mężczyźnie.
- Udało się panu, prawda? - Zapytała nadal łamiącym się tonem, po takiej ilości wrażeń nie będąc w stanie w pełni nad nim zapanować. - Słyszałam jakąś kłótnię w kaminicy. Nie chciałam ryzykować. - Niemal od razu wytłumaczyła, czemu podążyła jego śladem… A raczej śladem swojej zastawy. Ostrożnie podeszła do skrzyni, aby powieść spojrzeniem po jej zawartości. Widziała swoją zastawę, kilka sprzętów oraz rzeczy, które dla złodzieja zapewne wyglądały na cenne. Pośród nich jednak było jeszcze kilka innych rzeczy. Alchemiczka zacisnęła mocniej poły płaszcza, chcąc uchronić się przed chłodnym wiatrem.
- Nie wszystko jest moje, widocznie sąsiedzi również padli ich ofiarą. Ten słonik to ulubiona figurka synka mojej sąsiadki… - Wystraszone, szaroniebieskie tęczówki wróciły do twarzy policjanta, uważnie się jej przyglądając. - Naprawdę nie wiem, jak panu dziękować! - Wdzięczność wymalowała się na jasnej buzi dziewczęcia. Mogłaby rzec, że ten dzielny policjant spadł jej z nieba w momencie, w którym najbardziej go potrzebowała.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Przed kamienicą [odnośnik]12.07.20 15:42
Z jednym w pełni bym się zgodził. Elegancka blondynka zupełnie nie pasowała do tego otoczenia. Brudnych, cuchnących doków, gdzie zbrodnia i nierząd były na porządku dziennym. Biedna dzielnica, w której niektórzy żyli z przymusu, dla innych zaś przestępczość była sposobem na życie. Choć jej słowa potwierdziły, że należy do pierwszej grupy, to na pierwszy rzut oka tak nie wyglądała.
- Później opowie mi pani co stoi na przeszkodzie - rzuciłem szybko.
Najlepiej byłoby, gdyby w ogóle wyniosła się z Londynu, przynajmniej do czasu, kiedy nie odbijemy go z rąk sługusów Lorda Voldemorta.
Sądziłem, że zapłakana blondynka mnie posłucha, nie wyglądała na taką, która miała odwagę, by sama stanąć oko w oko z rabusiami, ale byłem w błędzie.
Usłyszawszy kroku za swoim plecami odwróciłem się natychmiast, na pięcie, sądząc, że to współpracownicy spetryfikowanego złodzieja, który leżał nieruchomo na mokrym bruku, inni rabusie, chcący dać mi nauczkę, dlatego poderwałem różdżkę znów do góry, ale... Okazało się, że celuję nią nie w bandytę, a delikatną blondynkę, która padła ofiarą unieruchomionego złodzieja.
- Prosiłem, by pozostała pani w kamienicy - syknąłem, podirytowany tym zachowaniem, bo idąc za mną mogła udaremnić próbę odzyskania skradzionych rzeczy i narazić się na niebezpieczeństwo. A gdybym miał wybierać pomiędzy uratowaniem jej, a cennych przedmiotów, to wybór był da mnie oczywisty i padłby na nią. Słysząc jednak jej łamiący się głos, w którym tak wyraźnie rozbrzmiewał strach przed awanturą w kamienicy, pokręciłem jedynie głową, rezygnując z dalszej reprymendy i opuściłem różdżkę. Gestem zaprosiłem jasnowłosą czarownicę bliżej, by podeszła do skrzyni i sprawdziła, czy coś z jej zawartości należy do niej. To było więcej, niż pewne, skoro śledziłem złodzieja prawie od jej domu, ale zawsze istniał margines błędu i możliwość pomyłki. Włamywaczy w tej dzielnicy na pewno nie brakowało. Także i ja poczułem ulgę, kiedy blondynka potwierdziła, że znalazła swoją własność, a także rzeczy należące do sąsiadów.
- Najwyraźniej obrabowali całą kamienicę... - mruknąłem. - Trzeba to będzie zabrać z powrotem. I to szybko, bo może w okolicy kręcą się jego koledzy - zasugerowałem. Machnąłem różdżką, sprawiając, że wieko skrzyni się zamknęło i zaczęło lewitować. Przynajmniej rozwiązał się problem tego, które z tych rzeczy zabrać i w jaki sposób. - Podziękuje mi pani później. Powinniśmy jak najszybciej wracać.
Niepotrzebne były mi wylewne podziękowania, nie liczyłem na nic, wystarczyło poczucie dobrze spełnionego obowiązku, ale to nie był na to czas. W rzeczywistości bardziej obawiałem się magicznego patrolu Ministerstwa Magii niż rabusiów, ale o tym nie zamierzałem dziewczyny informować. Chyba brała mnie za policjanta, bądź innego funkcjonariusza, nieświadoma jak bardzo - i nie bardzo, bo przecież wciąż byłem aurorem - się myliła. - Niech się pani trzyma blisko mnie - poleciłem, manewrując różdżką tak, by skrzynia lewitowała przed nami, kiedy ruszyłem żwawym krokiem w drogę powrotną.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed kamienicą Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przed kamienicą [odnośnik]12.07.20 23:46
Ten wieczór pełen był niespodziewanych obrotów wydarzeń. Wpierw trup zastany w bramie, później zalana klatka schodowa… Zdemolowane mieszkanie oraz spotkany funkcjonariusz magipolicji…. Zapewne gdyby nie przerażenie które zawładnęło jej ciałem zauważyłaby, że znalazła mężczyznę zbyt szybko jak na okolicę, w której przyszło jej żyć. W końcu zwykle ciężko było znaleźć funkcjonariuszy na portowych ulicach, a zwłaszcza tu, w dokach. Zwykle z resztą nie pchała się w kierunku niebezpieczeństw szczególnie, gdy dziewczęce serce przesiąknięte było strachem. Dziś jednak… Dziś obawiała się, co może wpaść do głowy współpracownikom podłego wuja pod wpływem alkoholu oraz nerwów spowodowanych wydarzeniami z dzisiejszego dnia. Podążanie kilka kroków za funkcjonariuszem wydawało jej się bezpieczniejszym wyjściem, zapewne przez fakt, że przerażenie zaburzało zwykle silny proces logiczny dziewczęcia.
Szaroniebieskie spojrzenie ponownie zaszkliło się, gdy w głosie policjanta usłyszała poirytowanie. Nie była jednak pewna, czy to przez negatywne brzmienie jego słów, czy może ogólny zarys dzisiejszego wieczoru. Frances czuła, jak powoli kieruje się na skraj swojej wytrzymałości, mając nadzieję, że już nic złego dziś się nie wydarzy - tego mogłaby nie przeżyć.
- Na to wygląda, w zasadzie bardzo by mnie to nie zdziwiło… Wie pan, wszędzie były ślady zaklęć, klatka była zalana wodą… Kto wie, jakich szkód jeszcze wyrządzili. - Odpowiedziała nieśmiało, tak naprawdę nie chcąc o tym myśleć. Samo splądrowanie jej domu zdawało jej się być czymś okrutnym, wykraczającym po za wytrzymałość wrażliwego dziewczęcia. Zapewne nie zdawała sobie również sprawy z tego, że nadal są narażeni na atak możliwych wspólników, jakich mógł mieć spetryfikowany złodziej.
Blondynka kiwnęła jedynie głową, nie mając najmniejszego zamiaru, aby dyskutować z przedstawicielem ramienia sprawiedliwości. Pełne niepokoju szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po otoczeniu, gdy dziewczę, z palcami zaciśniętymi na zastawie stołowej, kroczyło blisko policjanta. Na tyle blisko, że co jakiś czas przypadkiem ocierała się ramieniem o męskie ramię, za każdym razem posyłając mężczyźnie przepraszające spojrzenie. Nie chciała wyjść na niegrzeczną, jednocześnie będąc zbyt wystraszoną wizją kolegów złodzieja, by trzymać się dalej niż dwa, trzy kroki od dzisiejszego wybawcy.
Panna Burroughs przez większą część drogi milczała, nie wiedząc co mogłaby powiedzieć po za gorącymi podziękowaniami jednocześnie obawiając się, że jej cichy głos mógłby zwrócić na nich niepożądaną uwagę.
Odezwała się dopiero kiedy podeszli pod kamienicę, a mężczyzna upewnił się, że nic im nie zagraża.
- Naprawdę nie wiem, jak panu dziękować! - Zaczęła, z wyraźną wdzięcznością wypisaną na twarzy. - Proszę mi powiedzieć, czy mogę się Panu jakoś odwdzięczyć? Potrzebuje pan opatrunku bądź filiżanki gorącej herbaty? - Zapytała. Dorastanie w dokach odcisnęło na niej jedynie jedną rzecz - świadomość, że nic nigdy nie przychodzi za darmo, a zwłaszcza pomoc w takich miejscach, jak to.



Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Przed kamienicą [odnośnik]14.07.20 21:23
- Dobrze, już, rozumiem - odpowiedziałem już spokojniej. Nie mogłem przecież winić młodej dziewczyny o to, że się bała, że nie chciała zostać sama w takim miejscu tuż po tym jak włamano się do jej mieszkania i okradziono ją z wszystkiego, co miała. - Proszę wybaczyć - mruknąłem, czując lekkie ukłucie winy, że tak się do niej odezwałem, lecz i ja w Londynie byłem spięty, poddenerwowany. Cały czas musiałem pozostać czujny, mieć się na baczności, uważać na wszystkich wokoło. Właściwie nie miałem w tym miejscu żadnych sprzymierzeńców poza garstką aurorów, którzy tak jak ja nielegalnie patrolowali miasto i starali się pomóc potrzebującym pomocy, prowadzili działania partyzanckie.
Podczas drogi powrotnej ja także milczałem. To nie była odpowiednia chwila na towarzyskie pogawędki. Inni rabusie, bądź patrol magicznej policji mógł kręcić się w pobliżu, ja zaś nie mogłem rzucić zaklęcia wykrywającego ludzką obecność, nie przerywając jednocześnie lewitacji skrzyni. Skupiałem się na tym, by nasłuchiwać i obserwować otoczenie, czy aby przypadkiem jakiś cień nie czai się w pobliżu, czy nie leci ku nam niewerbalnie rzucone zaklęcie. Na całe szczęście udało nam się powrócić pod kamienicę, w której mieszkała dziewczyna, bez większych przeszkód. Tam, przed przejściem, pozostawiłem skrzynię.
- Proszę tu zostać na chwilę, sprawdzę, czy jest bezpiecznie - zasugerowałem cicho, po czym z uniesioną różdżką wkroczyłem na klatkę schodową. Po kilku minutach wróciłem do blondynki i znów uniosłem skrzynię, gotów, by przelewitować ją do jej mieszkania, skoro i tak proponowała mi herbatę w ramach wdzięczności.
- Najmilszym podziękowaniem będzie, jeśli obieca pani na siebie bardziej uważać i pozwoli mi nałożyć na swoje mieszkanie zaklęcie ochronne, bo domyślam się, że sama tego nie zrobiła. To zapobiegnie podobnym włamaniom - odparłem. Naprawdę nie oczekiwałem od niej niczego. Ani herbaty, ani wylewnych słów podziękowania, ani innych gestów. Wystarczyły te uprzejme słowa, wystarczyło, że czuła wdzięczność i werbalnie ją wyraziła. Ja czułem, że pomoc kobiecie jest moim obowiązkiem. Pomoc słabszym w ogóle - i walka z przestępczością. Zazwyczaj ścigałem czarnoksiężników, drobnych rzezimieszków i włamywaczy pozostawiając magicznej policji, lecz na nich nie można było w tej sytuacji liczyć. - Przynajmniej do czasu, kiedy będzie mogła się pani stąd wynieść. Oby jak najszybciej - zasugerowałem. W Londynie nie było bezpiecznie, tym bardziej w dokach, musiała mieć czystą krew, skoro nie bała się tu zostać, pewnie zarejestrowała różdżkę. Dlatego na wszelki wypadek nie proponowałem jej, że pomogę się jej wydostać z miasta. Brała mnie za stróża prawa i lepiej, by tak pozostało.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed kamienicą Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przed kamienicą [odnośnik]15.07.20 2:04
Panna Burroughs skinęła delikatnie głową, gdy mężczyzna uznał, ze sprawdzi czy kamienica jest bezpieczna. W zasadzie, nie można było być pewnym, czego się spodziewać. Nie przywykła jeszcze do myśli, że to miejsce nie było już bezpieczne. Wiedziała również, że jej wuj będący pod wpływem nie tylko alkoholu ale i emocji mógł być… Co najmniej nieprzewidywalny. Na Merlina, że też nie przyrządziła zapasu Wiecznego Ognia! Blondynka nerwowo przestępowała z nogi na nogę rozglądając się po znajomej okolicy nerwowym wzrokiem. Parszywy Pasażer stojący naprzeciwko kamienicy zdawał się być nienaturalnie cichy. A może to już naszła pora, gdy cała parszywa klientela opuściła progi tawerny? Nie wiedziała. Dzisiejszy wieczór zdawał się nieprzyjemnie rozciągnąć na miliony długich lat. Podobnie czas oczekiwania na powrót funkcjonariusza rozciągał się, ponownie rozniecając w niej niepokój.
Odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna powrócił cały, zdrowy i co najważniejsze, chyba spokojny w kwestii ich bezpieczeństwa. Dobrze, bardzo dobrze.
Delikatny uśmiech z towarzyszącym, nadal odrobinę przestraszonym spojrzeniem ponownie powrócił na jasną twarz dziewczęcia. Ach, że też w tym mieście nie było więcej takich mężnych  szlachetnych czarodziejów!
- Akurat to mogę panu obiecać. - Zaczęła. Nigdy nie była osobą, która pchałaby się w kłopoty, skrupulatnie starając się ich unikać. - Rzeczywiście nie zabezpieczałam mieszkania. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt biegła z zaklęciach, zajmuję się zupełnie inną dziedziną, jeśli jednak to pana uspokoi, nie widzę problemu, aby nałożyć jakieś pułapki na mieszkanie. Proszę… - Ruchem dłoni wskazała drzwi na klatkę schodową, by samej powoli ruszyć w tamtym kierunku licząc, że mężczyzna pomoże jej z wniesieniem skrzyni najróżniejszych skarbów, które jutro będzie musiała rozdać po sąsiadach.
- Może to się wydać zabawne, ale od kilku tygodni intensywnie szukam nowego mieszkania, do którego mogłabym się przeprowadzić. Wie pan jednak, jak to jest… Praca, dom, obowiązki, brak odpowiedniej wiedzy… Teraz mam wrażenie, że zwlekałam zbyt długo. - Wyjaśniła ze smutkiem w głosie, gdy wspinali po schodach do jej niewielkiej kawalerki. Frances ostrożnie  otworzyła drzwi z wielką dziurą po środku. Co prawda zapraszanie nieznajomych do mieszkania z pewnością było nierozsądne, miała jednak wrażenie, że ma do czynienia ze stróżem prawa. A w ich moralność wierzyła naprawdę mocno, również za sprawą płomiennych zapewnień pewnego pracownika Ministerstwa, że nic złego w mieście się nie dzieje.
- Musi mi pan wybaczyć ten nieporządek. - Rzekła z przepraszającym tonem głosu gdy znaleźli się w mieszkaniu razem ze skrzynią. Tym co najbardziej rzucało się w oczy był brak okna, nie zliczona ilość doniczek z których niektóre były rozbite oraz wszędzie walające się książki. - Napije się pan herbaty? - Spytała, wyciągając z jednej z szafek magiczny zestaw herbaciany.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Przed kamienicą [odnośnik]10.08.20 20:07
Dobrze było słyszeć, że czarownica była w trakcie intensywnych poszukiwań nowego mieszkania. Doki w londyńskim, magicznym porcie to nieodpowiednie miejsce dla tak młodej dziewczyny. Mogło to brzmieć seksistowsko, lecz zwłaszcza tak urodziwej dziewczyny. Wyróżniała się spośród tutejszych mieszkańców anielską urodą, niewinnym licem, pełnymi wdzięku ruchami. Zapewne zwracała ich uwagę, a próżno było szukać tutaj dżentelmenów. Niestety. Marynarze nieczęsto mogli pochwalić się dobrymi manierami.
- Zdecydowanie zbyt długo pani zwlekała. Bezpieczeństwo powinno być priorytetem. Inaczej nie będzie już ani obowiązków, ani pracy - przyznałem z lekką przyganą w głosie. Nie zamierzałem głaskać jej po głowie. Teraz pewnie lepiej zdawała sobie z tego sprawę. Włamanie mogło być jak kubeł zimnej wody wylany na głowę. - Oby znalazła pani jak najszybciej odpowiednie lokum. Włamanie i kradzież to nie jest najgorsze, co może tu panią spotkać - powiedziałem ponurym tonem. Może zabrzmiało to złowieszczo i brutalnie, lecz może zmotywuje czarownicę do jeszcze intensywniejszych poszukiwań. Z jej słów wynikało, że mieszkała sama i do tego miała jeszcze pod opieką chorą matkę i rodzeństwo. Do tego jak sama przyznawała - zajmowała się innymi dziedzinami magii, które nie pozwalały na to, by mogła sama rzucić zaklęcia ochronne. Do tego najwyraźniej nie miała nikogo, kto mógłby to zrobić za nią, skoro mieszkanie pozostawało niezabezpieczone w takich czasach. Trudno się nie zorientować trudna sytuacja panowała w Londynie. Nie chciałem jej straszyć, już i tak wydawała się roztrzęsiona, lecz kłamstwo, że wszystko będzie dobrze i nic jej nie już nie grozi, nie przeszłoby mi przez usta. To nie tak, że nigdy nie kłamałem, stroniłem od tego, ale czasami łgałem, jeśli wydawało mi się, że tak będzie lepiej - nie tym razem jednak.
- A czym się pani zajmuje? - zapytałem z ciekawością. - Będę miał nieco lżejsze sumienie, zostawiając tu panią - odparłem uprzejmym tonem. Tyle zmartwień i trosk nosiłem na barkach, że twarz młodej czarownicy pewnie prędko zniknie z moich myśli, lecz przynajmniej odchodząc będę czuł się spokojniejszy ze świadomością, że szanse na włamanie będą dużo mniejsze.
Odpowiednim czarem uniosłem znów skrzynię z rzeczami blondynki i podążyłem za nią, po schodach prowadzących do niewielkiej kawalerki.
- Nie ma czego wybaczać. To nie pani wina - mruknąłem, rozglądając się po mieszkaniu uważnie, jakby mimo wszystko ktoś wciąż czaił się w sąsiedniej komnacie. Skrzynia wylądowała cichutko na podłodze, a ja potrząsnąłem głową. - To bardzo uprzejmie z pani strony, lecz dziękuję. Obowiązki wzywają - odpowiedziałem, starając się wciąż brzmieć uprzejmie. Niezaplanowany przystanek i poszukiwanie złodzieja zajęły mi czas, którego wszystkim nam brakowało.
Bez zbędnej zwłoki uniosłem różdżkę. Licznym gestom prawej dłoni towarzyszyły liczne, ciche inkantacja mamrotane pod nosem. Na salon niewielkiej kawalerki nałożyłem Bubonem, Cave Inimicum oraz Oczobłysk.
- Jeśli przez te drzwi - wskazałem na drzwi wejściowe - przejdzie ktoś nieupoważniony, będzie pani o tym wiedziała, a on sam zostanie oślepiony. To powinno dać pani czas na ucieczkę, bądź wezwanie pomocy - wyjaśniłem czarownicy. Skoro nie potrafiła sama nałożyć zabezpieczeń, pewnie nie kojarzyła wypowiadanych przeze mnie inkantacji. - Na mnie już czas. Oby znalazła pani bezpieczną przystań. Proszę na siebie uważać - powiedziałem na pożegnanie, kierując się w stronę przed chwilą wskazanych drzwi. Obdarzyłem ją na koniec bladym uśmiechem, po czym zdecydowanym krokiem ruszyłem po schodach na dół, by kontynuować patrol.

ZT.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed kamienicą Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Przed kamienicą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach