Wydarzenia


Ekipa forum
Cornelia A. Wilde
AutorWiadomość
Cornelia A. Wilde [odnośnik]27.06.20 17:20

Cornelia A. Wilde

Data urodzenia: 23 VI 1930
Nazwisko matki: Wilde
Miejsce zamieszkania: Kornwalia, okolice St Austell
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Uzdrowiciel na zlecenie
Wzrost: 173 centymetry
Waga: 57 kilogramów
Kolor włosów: Ciemnokasztanowe
Kolor oczu: Jasny brąz
Znaki szczególne: Wysoki wzrost, zacięty wyraz twarzy


W 1935 roku, w nocy z 23 na 24 czerwca w niewielkim zagajniku nieopodal położonego w południowej części Kornwalii St Austell zjawiają się trzy postacie. Najstarsza z nich - Leonia Wilde trzyma za obie ręce dwójkę pięcioletnich dziewczynek - Titanię i Cornelię. Zjawiają się tam co roku,  przez wiele następnych lat, zawsze ubrane w odświętne ubrania, z naręczem polnych kwiatów, które składają na wkomponowany w wyrwę między skałami nagrobek Prospero Fancourt.

Nazwisko tego mężczyzny może kojarzyć ci się jedynie w przypadku jeśli lubujesz się w sztuce astronomii, lub przykładałeś się wyjątkowo do lekcji owej dziedziny nauki w Hogwarcie. W takim przypadku musiałeś usłyszeć o niezwykle utalentowanej osobie Perpetuy Fancourt, odpowiedzialnej za wynalezienie lunoskopu. Prospero Fancourt nigdy nie zyskał podobnej do jego krewnej rozpoznawalności. Co najwyżej imię to mogło ci się obić o uszy w wydaniu lokalnej gazety pamiętnego dnia cztery lata wcześniej, kiedy to popełnił samobójstwo skacząc z wieży pobliskiego obserwatorium. Piastował tam wówczas stanowisko głównego astronoma, które starał się równoważyć z przygotowaniami do ślubu z wybranką swojego serca, a także próbą wcielenia się w rolę ojca bliźniaczek, co było procesem o tyle skomplikowanym, iż Prospero był od zawsze naukowcem. Odkąd tylko znalazł się jako dziesięciolatek na peronie 9 i 3/4 wiedział, że taki właśnie los został mu przeznaczony. Po latach wytężonej pracy miał zostać astronomem, jak jego ojciec oraz dziadek, w najgorszym przypadku - numerologiem jak wuj Albert, ale o nim nie mówiło się zbyt często przy rodzinnym stole. Patrzył na gwiazdy praktycznie tak długo jak umiał czytać czy pisać i z całkowitą pewnością wierzył, że odpowiednie, naukowe podejście sprawi, że gwiazdy powiedzą mu wszystko. Najwyraźniej nie przewidziały jednak, że już jako doskonale zapowiadający się kandydat na profesora astronomii, spotka na swojej drodze młodą uzdrowicielkę - Leonię Wilde, poznaną podczas wakacyjnych wypraw szlakiem angielskich obserwatorium. Pierwszy raz w całym swoim życiu zainteresowanie Prospero przyciągnęło coś innego niż grube woluminy i naukowe rozprawy. I nie był to byle kto, ale rezolutna młoda kobieta pracująca w lecznicy pobliskiego miasteczka. Jej serdeczny, prosty charakter zauroczyły młodego mężczyznę, nie wystarczył jednak by oczarować resztę rodziny Fancourt, która nie przywykła do gwałtownych reakcji, wyjątkowo żywo zareagowała na oświadczenie o spodziewanych się potomkach ich najstarszego syna, a także planie ożenku Prospero z mugolską czarownicą. Tylko wuj Albert wydawał się zadowolony z takiego obrotu sytuacji, przysłał nawet młodej parze elegancką zastawę porcelany w ręcznie malowane kwiatki, która dotąd spoczywa w salonowym kredensie. Takim o to sposobem właśnie, pewnej czerwcowej nocy na świat przyszła Cornelia, a zaraz potem Titania i chociaż imiona ich nie były spełnieniem marzeń dla Leonii, to już ich ojciec wniebowzięty był okazją do pozostawienia dla potomnych chociaż szczypty życiowej pasji.

Leonia zapytana przez córki o okoliczności śmierci swojego narzeczonego odpowiedziała tylko raz, sadzając je na swoich kolanach i opowiadając legendę Hellawes, której nie zrozumiały do końca jeszcze przez długie lata. Tymczasem obie dziewczynki rosły jak na drożdżach, od maleńkości pomagając matce w hodowli ziół niezbędnych do warzenia zamawianych wywarów, pływając w pobliskim jeziorze, jak przystało na dwie dobrze zapowiadające się czarownice.  Razem również doświadczyły pierwszego użycia magii, zmieniając sobie nawzajem kolory włosów. Dopiero w okolicach ich siódmych urodzin zaczęto zauważać, że bliźniaczki różniły się od siebie nie tylko wyglądam, ale i charakterem. Cornelia stroniła od towarzystwa obcych, większa uwagę poświęcała pomocy matce, tylko ją ciągnęło również do małego gabineciku Prospero na strychu, przepełnionego niewyraźnymi notatkami, z których większość słów nie potrafiła przeczytać, a co dopiero zrozumieć. Nigdy niepoznany ojciec wydawał się dla jej dziecięcego umysłu tą tajemniczą postacią - klucz, która z pewnością kryła wiele odpowiedzi na męczące ją pytania. Od pewnego czasu bowiem Cornelia doświadczała niepokojących wizji i kiedy Tito smacznie już spała w swoim łóżku, ona sama niezdolna do wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku, w zamarciu obserwowała przebieg dziejących się w jej głowie wydarzeń. Będąc ich częścią zawsze stała po środku rozgrywającej się sceny, nie mogła mówić ani poruszać się na dalszy odcinek niż skręcenie szyi w którąkolwiek ze stron. Występujących postaci najczęściej nie potrafiła rozpoznać, a każda ich interakcja była męką dla umysły i obfitowała w uczucie zbliżone do zanurzenia głowy w strumieniu lodowatej głowy. Jednego razu czynności, których była niemym świadkiem, Cornelia mogła prześledzić co do sekundy, wręcz w zwolnionym tempie, natomiast kolejnego już masa informacji przewijała się przed oczami dziewczynki z niewyobrażalną prędkością, by zaraz potem na zawsze zniknąć. Budziła się wówczas szybko, niespodziewanie, a dotychczas bezwładne ciało przepełniał tępy ból. Sekret tego dziwnego daru skrywała głęboko w sobie, nie dzieląc się nim z nikim, nawet z własną siostrą, której wcześniej nie bała się wyjawić żadnego sekretu.

Kiedy we dwójkę machały z odjeżdżającego pociągu do stojącej za szybą matki różnice między nimi potrafił wskazać nawet ślepy. Cornelia, chociaż z wyglądu przypominała Leonię, charakterem odzwierciedlają kojarzone z Fancourtami zacięcie, oraz zdystansowany chłód, bynajmniej nieprzysparzający jej znajomych. Titania z kolei promieniowała delikatną urodą Prospero, oraz łagodnym usposobieniem jego ukochanej. Nic więc dziwnego, że Tiara Przydziału bez wahania skierowała ją do stołu Gryfonów, Cornelię natomiast pozostawiając na stołku wyjątkowo długo. Z pewnością ma ambicję, szeptał chrapliwy głos leciwego nakrycia głowy, pragnienie wiedzy bardzo silne jak ojciec, ale ta idea… Tak, czysta Wilde. Dźwięk słowa Hufflepuff rozbrzmiewał w uszach Cornelii jeszcze długo po tym gdy prefekci odprowadzili ich do dormitorium. Ciężko było dziewczynie zdecydować w co bardziej nie potrafiła uwierzyć. To, że nie dostała się do wymarzonego Ravenclaw jak zrobił to ojciec i pokolenia Fancourtów przed nim, czy niezrozumiała pogadanka na temat idei, zbytnio kojarzącą się z matczynym motto zdobiącym drewniany strop ich domu:


Diligere ex toto corde, et in tota anima
Miłować z całego serca i z całej duszy

Świeżo upieczonej Puchonce nie pozostało jednak nic innego niż pogodzenie się z osądem i ruszenie ku upragnionej karierze naukowca. Podczas lekcji radziła sobie zatem doskonale, szczególnie dobre rezultaty osiągając w numerologii (wuj Albert byłby bardzo dumny) i astronomii. Gorzej sprawy miały się jeśli chodziło o nawiązywanie nowych przyjaźni. Chociaż Puchonom nie można było odmówić w większości łagodnych charakterów, to wielu odnosiło się z rezerwą do plotek słyszanych w pokoju wspólnym. A mówiono o Cornelii częściej niż wolała przyznać. Paraliż senny pogarszał się z roku na rok, wizje stawały bardziej dokuczliwe. Teraz potrafiła wybudzić się krzycząc pełną piersią, a nawet co jakiś czas lunatykować, potykając o rozstawione w komnacie meble. W większości opowieści te budziły strach wymieszany z ciekawością, na pewno jednak nie zachęcały do zawierania bliższych znajomości. W przeciwieństwie do Titanii, Cornelia nie cieszyła się ogólną popularnością, co zauważalnie poróżniło wybranie młodszej z nich do gryfońskiej drużyny Quidditcha na drugim roku nauki. Inaczej sprawa wyglądała na polu osiągnięć w nauce, która Neli szła znacznie lepiej jak przystało na potomka Fancourt. Ta cicha rywalizacja między nimi osiągnęła prawdopodobnie swój szczyt podczas wakacji po trzecim roku, w trakcie którego Cornelia dołączyła do Klubu Pojedynków, dając upust skrywanym frustracjom podczas przyjacielskich starć, a nawet znajdując dla siebie wąskie grono zaufanych znajomych. Właśnie po wakacyjnym powrocie do domu, podczas jednej z rutynowych już kłótni Leonia, dotychczas w milczeniu przyglądająca się swoim córkom, niespodziewanie osunęła się zemdlona na ziemię. Odpoczywając w swoim łóżku wyjawiła wreszcie prawdę, o swoim darze jasnowidzenia, który konsekwentnie ukrywała przed światem przez wszystkie te lata, nie chcąc w żaden sposób narazić żadną z nich na niebezpieczeństwo. Wstrzymywana magia naturalna dała wreszcie upust w sposób gwałtowny pozbawiając kobietę wszelkich sił. Słowo kojarzone z podręczników do eliksirów: Serpentyna. Nagle wszystko stało się jasne. Częste krwotoki z nosa, wieczne osłabienie matki, wszystko to co dotychczas Cornelia uważała za przejaw słabości rodzicielki, teraz nabrało sensu. Bliźniacza ciąża mogąca ją zabić, śmierć ukochanego na którego ich wspólna miłość sprowadziła śmierć, nie mógł bowiem znieść możliwości ich rozłąki… Leonia nie robiła tego dla siebie, ale dla innych. Dla nich. Niezależnie od tego jak silna była niszcząca moc magii, jej moc była silniejsza, ponieważ sięgała do być może największej magii tego świata - matczynej miłości.

Titania nie mogła wiedzieć. Matka była dla niej wszystkim, a świadomość tego, że zniszczyła ją choroba i dar, który dzieliła z Cornelią zniszczyłaby ją, na pewno już doszczętnie niszcząc most między siostrami. Na łożu śmierci Leonii Nelia złożyła zatem przysięgę, że nigdy nie wyjawi powierzonego przez nią sekretu. Chociaż obie urodziły się praktycznie w tym samym momencie, od tego momentu to ona miała pełnić rolę starszej siostry i chronić jedyną pozostałą jej rodzinę za wszelką cenę. Do Hogwartu wróciły już jako sieroty, oddane pod opiekę znanego już śledzącym tę historię, wuja Alberta, jak możecie się domyślić, nieszczególnie usatysfakcjonowanego takowym stanem rzeczy, a już na pewno niegotowego do pełnienia roli opiekuna dwóch nastoletnich czarownic, ledwo bowiem opiekował się swoim wiekowym kugucharem. Wydarzenia minionego lata ogromnie zmieniły obie panny Wilde. Gdy pojawiły się podczas corocznej wizyty w 1945 nad grobem, teraz obojga ich rodziców, Cornelia dzierżyła już stanowisko prefekta Hufflepuffu, a także jasne plany zostania po ukończeniu szkoły uzdrowicielem, do których dążyła przez minione dwa lata. Poprawiła wcześniej kulejące oceny ze starożytnych run i opieki nad magicznymi zwierzętami, oraz po ogromnych staraniach nauczyła się dzięki ćwiczeniu wróżbiarstwa, poniekąd ujarzmić swoje umiejętności jasnowidzenia. Wielokrotne przeżywanie cudzych tragedii i szczęść pod postaciami wizji, nauczyły ją zauważać w ludziach więcej, niż skłonni byli wyjawić. Można się spierać, czy chodziło tutaj o jasnowidztwo, a może zwykłą spostrzegawczość, ale rówieśnicy chętniej wyjawiali Cornelii swoje troski wiedząc, że nie doświadczą z jej strony krytycznej oceny swoich czynów. Ostatecznie bardzo dobre wyniki z SUM-ów przyczyniły się nawet do zaproszenia Wilde do grona Klubu Ślimaka, gdzie na własne oczy mogła doświadczyć jak wielkie różnice klasowe reprezentowała, w większości czystokrwista, śmietanka towarzystwa, zgromadzona przez profesora Slughorna.

Śmierć jednej z uczennic na drugim roku tylko utwierdzał Nelię w przekonaniu, że wcześniej tak ukochany przez nią świat logiki i tradycji, w gruncie rzeczy rządził się zupełnie innymi prawami, a były one wyjątkowo bezwzględne. Mimo tego, odpowiednie zdanie owutemów umożliwiło jej podjęcie kursu uzdrowicielskiego, a chociaż Wojna Czarodziejów zdążyła już rozgorzeć na dobre, Cornelia głęboko wierzyła w to, że chwila porozumienia między stronami nadejdzie, prędzej czy później. Na własne oczy widziała jak konflikt zbierał swoje żniwa na salach szpitalnych Św. Munga, kiedy to przez trzy lata, wycieńczona zarwanymi nocami i przemykającymi przed oczami obrazami wojny zszywała więc rany, łączyła kończyny i łagodziła oparzenia, wszystko to z niewzruszonym spokojem na twarzy. Dopiero wracając do londyńskiego mieszkania wuja Alberta kładła się na zaścielonym łóżku, pozwalając emocjom wypłynąć z pełną siłą. Nie mogła uwierzyć, że nienawiść do kogoś mogła wynikać tylko i wyłącznie z tego jak daleko sięgała linia genealogicznego czyichś przodków, a ta niedorzeczna odraza niszczyła całe rodziny dokładnie w ten sam sposób jak zrobiła to z ich własną.

Przez te lata siostrzana więź z Tito praktycznie przestała istnieć. Kiedy tamta podróżowała po całej Europie w sprawach zawodowych, raz na kilka miesięcy łaskawie wymieniały się listami. Nelia wiedziała przynajmniej, że siostra jest bezpieczna, a świadomość ta musiała wystarczyć jeszcze przez dwa lata, gdy zajęta była realizowaniem swojej specjalizacji w zakażeniach magicznych. Wiedziała, że nie znajdzie z pewnością sposobu na wyleczenie przypadłości jaka pokonała jej matkę, ale mogła zaoferować swoje umiejętności tym, dla których istniała jeszcze szansa na ratunek.W stosunku do pacjentów zawsze potrafiła odnaleźć odpowiednie podejście, które koiło ich nierzadko rozpalone bólem i strachem zmysły. Być może właśnie ta umiejętność zabezpieczyła jej posadę na tak długo, a po opuszczeniu jej umożliwiła uruchomienie dawnych kontaktów i oferowanie usług uzdrowicielskich jako wolny strzelec. Na polu życia osobistego nie mogła niestety pochwalić się podobnym wyczuciem emocjonalnym. Podczas gdy znajomi przeżywali swoje pierwsze poważniejsze uniesienia miłosne, co pewniejsi brali śluby, ona wieczory zwykła spędzać czytając przy bladym świetle nocnej lampy, lub pisząc listy. Listy, w których to nieudolnie próbowała zawrzeć swoje przemyślenia, wyrzucić kłębiące się uczucia. Głównie żalu do tego jak bardzo perfekcyjny obraz życia w społeczeństwie jako uznany naukowiec i uzdrowiciel różnił się od muru rodzinnych koneksji i antymugolskich nastrojów, który w żaden sposób nie potrafiła pokonać mimo wielokrotnych prób. Poznani w Klubie Ślimaka uczniowie rozeszli się po swoich drogach i chociaż Cornelia dbała by niektóre znajomości pozostawały wciąż żywe dla jej prywatnych korzyści, to oczywistym dla czarownicy było, że mało którą z tych relacji nazwać można przyjaźnią.

Wybuch anomalii w maju 1956 roku zastał Cornelię na jednym z jej ostatnich nocnych dyżurów, kiedy to fala magii wybiła okna z szyb i rzuciła kobietę na kolana swoją obezwładniającą siłą. Pełnię świadomości odzyskała dopiero kilka tygodni później, a razem z nią nadeszła wieść o niepokojących zjawiskach mających miejsce w całym Londynie. Nie opuściły one miasta przez następne miesiące, podczas których z niedowierzaniem obserwowała rozwój wydarzeń zgoła niemożliwych, ale jednak dziejących się na jej oczach. Życie w stolicy stawało się coraz trudniejsze dla osób niemogących pochwalić się nieskazitelnym rodowodem, a szepty pogardy i wątpliwości towarzyszyły każdej kolejnej wizycie w Mungu. Czystokrwista rodzina ojca, nie mogła w końcu ukryć faktu, iż nosiła nazwisko pochodzące od czarodziejów mugolskich. Co więcej, sama Cornelia nauczyła się je po wielu latach nosić z dumą, nigdy wcześniej lepiej nie rozumiejąc tego co kiedyś pragnęła wpoić im matka.

Z początkiem 1957 roku, kiedy to została dyscyplinarnie zwolniona ze swojego stanowiska w szpitalu, Wilde złamała zatem rodzinną tradycję czerwcowych wizyt i udała się na grób rodziców dużo wcześniej. Od miesięcy nie miała kontaktu z Titanią, tylko dzięki swoim kontaktom dowiadując się, że siostra najprawdopodobniej żyje. Codziennie błagała o wizję, która uspokoiłaby jej nerwy i wyjawiła chociaż odrobinę informacji na jej temat. Większość swojego dzieciństwa spędziła pragnąc samotności, chcąc poświęcić się nauce, być zupełnie kimś innym. Teraz jednak, Cornelia była samotna tak jak nigdy i tak jak nigdy rozumiała co znaczy być kobietą Wilde, kochać z całego serca i z całej duszy.



Patronus: Przywoławszy wspomnienie ich trójki: matki, swojej siostry i jej samej, Cornelia ma w pamięci wspólne godziny które spędzały na oglądaniu starych dokumentów ojca, oraz czasy gdy wraz z Titanią bawiły się jego licznymi przyborami astronomicznymi. Strumień światła wystrzelony z koniuszka różdżki formułuje postać głuptaka. Niefortunną nazwęptaki te zawdzięczają czasom gdy stanowiły obiekt polowań myśliwych. Ich troska o potomstwo jest tak silna, że ptaki te nie uciekają przed ludźmi, chroniąc gniazda dopóki nie zostaną zabite, co w doskonały sposób ukazuje ich wytrwałość i odwagę.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 10 1 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki: 0 Brak
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 25 4 (różdżka)
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 0 Brak
Zwinność: 5 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaIII25
AstronomiaI2
Historia MagiiI2
NumerologiaIII25
Starożytne RunyI2
SpostrzegawczośćII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Brak
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
WróżbiarstwoI½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI½
PływanieI½
GenetykaWartośćWydane punkty
Jasnowidz-2,5 (+5)
Reszta: 0

Wyposażenie

Różdżka, sowa


[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Cornelia A. Wilde [odnośnik]28.06.20 17:12
Gotowe do sprawdzenia :pwease:
Gość
Anonymous
Gość
Cornelia A. Wilde
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach