Pokój Freyi
AutorWiadomość
Pokój Freyi
Jedno z najbardziej nasłoniecznionych miejsc w całym mieszkaniu przez wzgląd na szerokie okna pozbawione grubych zasłon. Zdecydowaną dominacją odznacza się biel, ale jest ona załamana przez dodatki w cieplejszych kolorach, dzięki czemu miałoby sprawiać wrażenie przytulniejszego niż w rzeczywistości. Znajduje się tu spora rozmiarów szafa mogąca swobodnie pomieścić wszystkie ubrania, komoda, fotel przykryty niezwykle ciepłym futerkiem oraz kanapa obita aksamitnym materiałem, na których może przyjmować mniej lub bardziej spodziewanych gości. W kącie pokoju, na stole z wytartym blatem, stoją rzeźby nie przekraczające wielkością domowe bibeloty.
Gość
Gość
11 V 1957
W dzień przyjścia Frances nie mogła pozbyć się uczucia ekscytacji i strachu jednocześnie. Nawet z pomocą zaklęcia mogła przez przypadek zrobić krzywdę sobie lub komuś innemu, jakby igła chciała udowodnić swoją wyższość. Materiał, z którego miały zostać wykonane spodnie, kupiła rankiem w najbliższym sklepie - przez niepewność sączącą się z ruchów pomiędzy belkami przeróżnych tkanin była wyjątkowo nieznośnym klientem. Dopytywała sprzedawczynie choćby o najmniej znaczące szczegóły. Musiała mieć pewność, że kupno nie okaże się fiaskiem i nie będzie musiała przyjść tu jeszcze raz.
Kolejnym wyzwaniem okazało się przygotowanie pokoju. Mimo drobnej pomocy różdżki nadal walały się tu różnorodnej maści kartony, niektóre z nich puste, a niektóre wypełnione do połowy ciuchami i bibelotami z poprzedniego mieszkania. Dojście do ładu przez Freyę oznaczało niemal niewykonalne zadanie, dlatego odkładała je na późniejszy termin z największą przyjemnością. Miłym zaskoczeniem było doprowadzenie całości do porządku w czasie krótszym niż zakładała. Po ubraniu się w mniej formalny strój ułożyła zawiniątko z zakupem na stoliczku kawowym i przeszła do łazienki, mając chwilę na nałożenie delikatnego makijażu. Nie chciała przesadzać - nie wybierała się na randkę, ale na spotkanie z znajomą, więc musiała zakryć choć ledwo widoczne niedoskonałości. Po spojrzeniu w lustro uznała się za względnie przygotowaną, dlatego wróciła do sypialni i padła na łóżko, nieobecna duchem spoglądając w sufit. Nie mogła powiedzieć, że ostatnie dni były spokojne - z jakiegoś powodu dyrektor galerii popadł w melancholię i każde słowo wypowiedziane nieodpowiednim tonem wytrącało go z równowagi.
W spotkaniu z Fran upatrywała chwili na odpoczynek. Z trudem zwlekając się do pozycji pionowej przemaszerowała do kuchni po przygotowany poczęstunek, na który składała się szarlotka, talerz z owocami i dzbanek z sokiem jabłkowym.
W dzień przyjścia Frances nie mogła pozbyć się uczucia ekscytacji i strachu jednocześnie. Nawet z pomocą zaklęcia mogła przez przypadek zrobić krzywdę sobie lub komuś innemu, jakby igła chciała udowodnić swoją wyższość. Materiał, z którego miały zostać wykonane spodnie, kupiła rankiem w najbliższym sklepie - przez niepewność sączącą się z ruchów pomiędzy belkami przeróżnych tkanin była wyjątkowo nieznośnym klientem. Dopytywała sprzedawczynie choćby o najmniej znaczące szczegóły. Musiała mieć pewność, że kupno nie okaże się fiaskiem i nie będzie musiała przyjść tu jeszcze raz.
Kolejnym wyzwaniem okazało się przygotowanie pokoju. Mimo drobnej pomocy różdżki nadal walały się tu różnorodnej maści kartony, niektóre z nich puste, a niektóre wypełnione do połowy ciuchami i bibelotami z poprzedniego mieszkania. Dojście do ładu przez Freyę oznaczało niemal niewykonalne zadanie, dlatego odkładała je na późniejszy termin z największą przyjemnością. Miłym zaskoczeniem było doprowadzenie całości do porządku w czasie krótszym niż zakładała. Po ubraniu się w mniej formalny strój ułożyła zawiniątko z zakupem na stoliczku kawowym i przeszła do łazienki, mając chwilę na nałożenie delikatnego makijażu. Nie chciała przesadzać - nie wybierała się na randkę, ale na spotkanie z znajomą, więc musiała zakryć choć ledwo widoczne niedoskonałości. Po spojrzeniu w lustro uznała się za względnie przygotowaną, dlatego wróciła do sypialni i padła na łóżko, nieobecna duchem spoglądając w sufit. Nie mogła powiedzieć, że ostatnie dni były spokojne - z jakiegoś powodu dyrektor galerii popadł w melancholię i każde słowo wypowiedziane nieodpowiednim tonem wytrącało go z równowagi.
W spotkaniu z Fran upatrywała chwili na odpoczynek. Z trudem zwlekając się do pozycji pionowej przemaszerowała do kuchni po przygotowany poczęstunek, na który składała się szarlotka, talerz z owocami i dzbanek z sokiem jabłkowym.
Gość
Gość
Mięśnie nadal boleśnie przypominały jej o istnieniu. Wczorajsza lekcja jazdy konnej przypominała jej, że powinna popracować nad swoją kondycją która, przez siedzący tryb pracy znacznie ucierpiała. Tak, z pewnością powinna nad tym popracować… Kiedyś, gdy skończy już prace nad eliksirami, kombinowanie nad awansem oraz całą masę innych, jakże istotnych spraw.
Dzisiejsze zajęcie miało być czymś przyjemnym. Czymś co sprawi, że ona oraz panna Prince będą mogły odpocząć… Przynajmniej fizycznie, gdyż ich umysły będą pewnie pracować, aby wykroje się udały zamieniając się w piękne stroje, jakie zapewne przyjdzie im założyć.
Panna Burroughs udała się do mieszkania przyjaciółki zaraz po pracy, zaopatrzona w stosik równiutko ułożonych materiałów, jakie posiadała w swoim mieszkaniu - a tych zawsze było kilka, gdyż nie zawsze było ją stać na zakupy w drogich butikach. Zabrała ze sobą również igły, nici, szpilki, miarki oraz wszelkie inne bibeloty, które miały im się dziś przydać, by równo o umówionej godzinie, zapukać do odpowiednich drzwi.
- Dzień dobry, Freyo! Jak się masz? - Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach tuż po tym, jak spotkały się z delikatną skórą przyjaciółki w subtelnym powitaniu. Nieśmiało weszła do środka mieszkanka, zsunęła pantofelki na obcasie ze zmęczonych stóp po czym podążyła za Freyą w kierunku jej pokoju. Szaroniebieskie spojrzenie nienachalne powiodło po pomieszczeniu, by zatrzymać się na znajomej buzi. - Ładnie tu urządziłaś. - Pokój Freyi w niczym nie przypominał zastawionej milionami doniczek kawalerki panny Burroughs. Dziewczę zajęło miejsce na jednym z krzeseł, odstawiając płócienną torbę na podłogę obok. - Gotowa na szycie? Zabrałam ze sobą potrzebne rzeczy. - To mówiąc, jasnowłosa alchemiczka rozpoczęła wyjmowanie przyborów. Pudełeczko ze szpilkami, osobne opakowanie z igłami, centymetr, kawałek mydełka do rysowania po materiale oraz złożony szary papier, będący krawiecką formą. -Pokażesz mi materiał, jaki kupiłaś? Musimy dopasować wykrój do nitki, idącej przez materiał, aby spodnie dobrze się układały. - Wiedziała, że panna Prince nie ma najmniejszego pojęcia w kwestii szycia, dlatego Frances chciała upewnić się, że materiał nie będzie sprawiał dodatkowych problemów. Nie widziała również sensu, aby zwlekać z lekcją, jakże przydatnej umiejętności.
Dzisiejsze zajęcie miało być czymś przyjemnym. Czymś co sprawi, że ona oraz panna Prince będą mogły odpocząć… Przynajmniej fizycznie, gdyż ich umysły będą pewnie pracować, aby wykroje się udały zamieniając się w piękne stroje, jakie zapewne przyjdzie im założyć.
Panna Burroughs udała się do mieszkania przyjaciółki zaraz po pracy, zaopatrzona w stosik równiutko ułożonych materiałów, jakie posiadała w swoim mieszkaniu - a tych zawsze było kilka, gdyż nie zawsze było ją stać na zakupy w drogich butikach. Zabrała ze sobą również igły, nici, szpilki, miarki oraz wszelkie inne bibeloty, które miały im się dziś przydać, by równo o umówionej godzinie, zapukać do odpowiednich drzwi.
- Dzień dobry, Freyo! Jak się masz? - Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach tuż po tym, jak spotkały się z delikatną skórą przyjaciółki w subtelnym powitaniu. Nieśmiało weszła do środka mieszkanka, zsunęła pantofelki na obcasie ze zmęczonych stóp po czym podążyła za Freyą w kierunku jej pokoju. Szaroniebieskie spojrzenie nienachalne powiodło po pomieszczeniu, by zatrzymać się na znajomej buzi. - Ładnie tu urządziłaś. - Pokój Freyi w niczym nie przypominał zastawionej milionami doniczek kawalerki panny Burroughs. Dziewczę zajęło miejsce na jednym z krzeseł, odstawiając płócienną torbę na podłogę obok. - Gotowa na szycie? Zabrałam ze sobą potrzebne rzeczy. - To mówiąc, jasnowłosa alchemiczka rozpoczęła wyjmowanie przyborów. Pudełeczko ze szpilkami, osobne opakowanie z igłami, centymetr, kawałek mydełka do rysowania po materiale oraz złożony szary papier, będący krawiecką formą. -Pokażesz mi materiał, jaki kupiłaś? Musimy dopasować wykrój do nitki, idącej przez materiał, aby spodnie dobrze się układały. - Wiedziała, że panna Prince nie ma najmniejszego pojęcia w kwestii szycia, dlatego Frances chciała upewnić się, że materiał nie będzie sprawiał dodatkowych problemów. Nie widziała również sensu, aby zwlekać z lekcją, jakże przydatnej umiejętności.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pojawienie się Frances - jak już zdążyła to kilkakrotnie nazwać w myślach - oznaczało wyrwanie się z natrętnych myśli biegnących wokół pracy i zmęczenia siostry bliźniaczki, ponieważ ciążąca na jej barkach odpowiedzialność oznaczała o wiele więcej zmartwień niż rzeźbienie w drewnie. Tuż po pojawieniu się przed progiem mieszkania z uśmiechem przepuściła ją przez drzwi i po słowach przywitania uścisnęła mocno, jakby nie widziały się przynajmniej dwa tygodnie! Nie sądziła, że po miesiącach dystansowania się od większego grona znajomych będzie w stanie odnosić się do kogoś aż tak przyjaźnie.
— Jest... w porządku. Cieszę się, że przynajmniej na razie wszystko wokół mnie jest dość stabilne i nie zanosi się na gwałtowne zmiany — uśmiechnęła się delikatnie, z nieznaną sobie dotąd dozą ostrożności, jakby tak naprawdę bała się o każde jutro. Po zostawieniu butów przez towarzyszkę zaprowadziła ją do sypialni - nie ukrywała, że panujący w niej porządek jest wynikiem porannego mocowania się z każdą drobinką kurzu. Nawet wysłużenie się odpowiednimi zaklęciami nie mogło znieść ogólnego poczucia niezadowolenia z konieczności ich używania. — Dziękuję! Starałam się uciec od nieco ponurego wystroju biura galerii, dlatego skupiłam się na bieli oraz niebieskich i żółtych akcentach.
Szare ściany galerii przetykane wymyślnymi rzeźbami i obrazami zbudowanymi poprzez feerię barw były nadzwyczaj... nudne. Zadowolenie Fran potwierdziło trafność wyborów względem wyposażenia. Słysząc o szyciu niemal niezauważalnie się przygarbiła, ponieważ zetknięcie się z igłą gromadziło w niej irracjonalny lęk. Skoro przyjaciółka dała radę wsiąść na aetona i przetrwać pierwszą lekcję, sama zdoła w jakiś sposób wyczarować zdatne do noszenia spodnie. W odpowiedzi mogła jedynie wzruszyć ramionami. Obserwując przybory wyłaniające się z torby delikatnie uniosła brwi, ponieważ nie sądziła, że aż tyle rzeczy jest do tego potrzebnych!
— Oczywiście... — mruknęła nieco speszona, nagle nie będąc pewna, czy rankiem dokonała trafnego wyboru. Po otworzeniu szafy sięgnęła po złożony kawałek ciemnobrązowego, gładkiego materiału, moment później pokazując go głównej zainteresowanej. — Mam nadzieję, że będzie się nadawał. Sprzedawczynie starały się pomóc mi w wyborze, ale nie jestem go do końca pewna. Co o nim sądzisz?
Przekrzywiając delikatnie głowę w wyrazie zaciekawienia spoglądała na Frances w oczekiwaniu na ostateczny wyrok.
— Jest... w porządku. Cieszę się, że przynajmniej na razie wszystko wokół mnie jest dość stabilne i nie zanosi się na gwałtowne zmiany — uśmiechnęła się delikatnie, z nieznaną sobie dotąd dozą ostrożności, jakby tak naprawdę bała się o każde jutro. Po zostawieniu butów przez towarzyszkę zaprowadziła ją do sypialni - nie ukrywała, że panujący w niej porządek jest wynikiem porannego mocowania się z każdą drobinką kurzu. Nawet wysłużenie się odpowiednimi zaklęciami nie mogło znieść ogólnego poczucia niezadowolenia z konieczności ich używania. — Dziękuję! Starałam się uciec od nieco ponurego wystroju biura galerii, dlatego skupiłam się na bieli oraz niebieskich i żółtych akcentach.
Szare ściany galerii przetykane wymyślnymi rzeźbami i obrazami zbudowanymi poprzez feerię barw były nadzwyczaj... nudne. Zadowolenie Fran potwierdziło trafność wyborów względem wyposażenia. Słysząc o szyciu niemal niezauważalnie się przygarbiła, ponieważ zetknięcie się z igłą gromadziło w niej irracjonalny lęk. Skoro przyjaciółka dała radę wsiąść na aetona i przetrwać pierwszą lekcję, sama zdoła w jakiś sposób wyczarować zdatne do noszenia spodnie. W odpowiedzi mogła jedynie wzruszyć ramionami. Obserwując przybory wyłaniające się z torby delikatnie uniosła brwi, ponieważ nie sądziła, że aż tyle rzeczy jest do tego potrzebnych!
— Oczywiście... — mruknęła nieco speszona, nagle nie będąc pewna, czy rankiem dokonała trafnego wyboru. Po otworzeniu szafy sięgnęła po złożony kawałek ciemnobrązowego, gładkiego materiału, moment później pokazując go głównej zainteresowanej. — Mam nadzieję, że będzie się nadawał. Sprzedawczynie starały się pomóc mi w wyborze, ale nie jestem go do końca pewna. Co o nim sądzisz?
Przekrzywiając delikatnie głowę w wyrazie zaciekawienia spoglądała na Frances w oczekiwaniu na ostateczny wyrok.
Gość
Gość
Delikatny uśmiech pojawił się na ustach jasnowłosego dziewczęcia. Obawy dotyczące dnia następnego były jej doskonale znane - mimo długich lat spędzonych w portowych dokach, każdego kolejnego dnia odczuwała podobne obawy. Teraz, odkąd w mieście panował otwarty konflikt, obawy te zdawały się jedynie pogłębiać. W szaroniebieskim spojrzeniu pojawiło się zrozumienie oraz swego rodzaju ulga wynikająca z zapewnienia o bezpieczeństwie znajomej twarzy.
-To dobrze, nawet bardzo dobrze. - Odparła odrobinę zazdroszcząc pannie Prince spokoju, o którym ona, w obecnej chwili mogła jedynie marzyć. Miała jednak nadzieję, że wkrótce ta kwestia w jej życiu ulegnie zmianie, a myśli szybko skierowały się w zupełnie inną stronę.
-Och, nie dziwię się. Całe dnie spędzam w ciemnych pracowniach i jasne wnętrza są miłą odskocznią. - Przytaknęła. Co prawda jej niewielka kawalerka cała była zastawiona wszelakimi doniczkami, gdyby jednak miała mieć większą przestrzeń, w całości przeznaczoną dla niej z pewnością byłoby to miejsce jasne. Oraz doskonale uporządkowane, gdyż Frances skłaniała się ku pedantyzmowi, ze swoim umiłowaniem do porządku. Wszystko wszak musiało mieć swoje miejsce.
Szaroniebieskie tęczówki uważnie spoczęły na materiale, zakupionym przez Freyę by po chwili alchemiczka ujęła jego kawałek w palce, uważając to za najbardziej prawdomówny test.
- Wydaje mi się, że dokonałaś naprawdę dobrego zakupu. Materiał nie jest ani za długi, ani za cienki, nie rozłazi się i czuć, że jest dobrej jakości. - Odpowiedziała z uśmiechem na ustach i odrobiną dumy w głosie. Nawet jeśli zakup był zrobiony z pomocą sprzedawcy, z pewnością był dobry!
Frances rozłożyła materiał płasko na podłodze, następnie ujęła w dłonie miarkę i podeszła do Freyi.
- Najpierw musimy Cię zmierzyć. - Zaczęła, by owinąć biodra dziewczęcia centymetrem. - Biodra mierzy się w najszerszym ich miejscu, inaczej nie dałabyś rady ich założyć. Musimy również zmierzyć długość nogawki, oraz długość wewnętrzną nogawki od kroku do stopy. - Z tymi słowami na ustach zdjęła odpowiednie miary, dokładnie prezentując pannie Prince jak się to robi by następnie zapisać numery na kartce.
- A teraz forma, mam wykrój na spodnie dla mnie, dla Ciebie będziemy musiały odrobinę go zmodyfikować, ale po kolei. Widzisz tę nić? To nić osnowy, aby spodnie ładnie się układały, należy skroić je odrobinę po skosie… - Frances ułożyła formę w odpowiedni sposób. - O tak. Jeśli zaś o sam wykrój chodzi… - Frances rozpoczęła tłumaczenia. Krok po kroku przedstawiała każdą linię czy podkrój uważnie, w prostych słowach tłumacząc czemu on odpowiada oraz jak powinien wyglądać, by spodnie prezentowały się należycie, jednocześnie odrobinę poprawiając wykrój tak, aby pasował do figury panny Prince, która różniła się od figury alchemiczki, dokładnie przy tym tłumacząc, jak winno się to robić.
- Wszystko jasne? - Upewniła się, nim przeszła dalej.
-To dobrze, nawet bardzo dobrze. - Odparła odrobinę zazdroszcząc pannie Prince spokoju, o którym ona, w obecnej chwili mogła jedynie marzyć. Miała jednak nadzieję, że wkrótce ta kwestia w jej życiu ulegnie zmianie, a myśli szybko skierowały się w zupełnie inną stronę.
-Och, nie dziwię się. Całe dnie spędzam w ciemnych pracowniach i jasne wnętrza są miłą odskocznią. - Przytaknęła. Co prawda jej niewielka kawalerka cała była zastawiona wszelakimi doniczkami, gdyby jednak miała mieć większą przestrzeń, w całości przeznaczoną dla niej z pewnością byłoby to miejsce jasne. Oraz doskonale uporządkowane, gdyż Frances skłaniała się ku pedantyzmowi, ze swoim umiłowaniem do porządku. Wszystko wszak musiało mieć swoje miejsce.
Szaroniebieskie tęczówki uważnie spoczęły na materiale, zakupionym przez Freyę by po chwili alchemiczka ujęła jego kawałek w palce, uważając to za najbardziej prawdomówny test.
- Wydaje mi się, że dokonałaś naprawdę dobrego zakupu. Materiał nie jest ani za długi, ani za cienki, nie rozłazi się i czuć, że jest dobrej jakości. - Odpowiedziała z uśmiechem na ustach i odrobiną dumy w głosie. Nawet jeśli zakup był zrobiony z pomocą sprzedawcy, z pewnością był dobry!
Frances rozłożyła materiał płasko na podłodze, następnie ujęła w dłonie miarkę i podeszła do Freyi.
- Najpierw musimy Cię zmierzyć. - Zaczęła, by owinąć biodra dziewczęcia centymetrem. - Biodra mierzy się w najszerszym ich miejscu, inaczej nie dałabyś rady ich założyć. Musimy również zmierzyć długość nogawki, oraz długość wewnętrzną nogawki od kroku do stopy. - Z tymi słowami na ustach zdjęła odpowiednie miary, dokładnie prezentując pannie Prince jak się to robi by następnie zapisać numery na kartce.
- A teraz forma, mam wykrój na spodnie dla mnie, dla Ciebie będziemy musiały odrobinę go zmodyfikować, ale po kolei. Widzisz tę nić? To nić osnowy, aby spodnie ładnie się układały, należy skroić je odrobinę po skosie… - Frances ułożyła formę w odpowiedni sposób. - O tak. Jeśli zaś o sam wykrój chodzi… - Frances rozpoczęła tłumaczenia. Krok po kroku przedstawiała każdą linię czy podkrój uważnie, w prostych słowach tłumacząc czemu on odpowiada oraz jak powinien wyglądać, by spodnie prezentowały się należycie, jednocześnie odrobinę poprawiając wykrój tak, aby pasował do figury panny Prince, która różniła się od figury alchemiczki, dokładnie przy tym tłumacząc, jak winno się to robić.
- Wszystko jasne? - Upewniła się, nim przeszła dalej.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Freya cieszyła się, że Frances dotarła tu cała i zdrowa. Co prawda w okolicy nie zdarzały się incydenty grożące uszczerbkiem na zdrowiu, jednak w obecnych czasach praktycznie niczego nie mogła być pewna - włącznie z bezproblemowym dotarciem do mieszkania. Być może dlatego nie potrafiła powstrzymać się przed serdecznym uściskaniem przyjaciółki, jednocześnie mając okazję sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
— Przynajmniej tyle. Przyznam, że nie narzekam na brak pracy w galerii i zamówienia od indywidualnych klientów — uśmiechnęła się pokrzepiająco, choć na myśl o powrocie na statek lorda Traversa czuła ukłucie zdenerwowania połączone z satysfakcją, ponieważ bardzo rzadko miała okazję spotkać czarodzieja w pełni doceniającego jej wysiłki. Delikatnie potrząsając głową pozbyła się myśli dotyczących mężczyzny - resztę dnia miała w pełni poświęcić stojącej obok dziewczynie.
— Próbowałam namówić dyrektora galerii na odświeżenie wnętrz, ale na razie moje prośby nadal są prośbami. Najwyraźniej do sesji terapeutycznych musi mi wystarczyć mój własny pokój — parsknęła śmiechem, dla dodatkowego podkreślenia ironii przewracając oczami. Nawet dodanie kilku jasnych, niezbyt krzykliwych ozdób mogło przyciągnąć uwagę potencjalnego kupca, aczkolwiek w rozmowach z przełożonych czuła się, jakby została zmuszona rzucać grochem o ścianę. Rozglądając się po pokoju odczuwała spełnienie nie tylko ze względu na trafny dobór kolorystyki, ale i żywych roślin, których jeszcze nie zasuszyła.
W napięciu towarzyszącym najlepszej książce grozy oczekiwała werdyktu względem zakupionego materiału. Mimo to na twarzy Freyi na próżno było doszukiwać się czystego strachu, ponieważ błysk w kącikach niebieskich oczu jednoznacznie sugerowało rozbawienie - wspomnienie wyczerpanych min pracownic zmuszonych odpowiadać na kolejne pytania dotyczące faktury lub ostatecznego przeznaczenia produktu zapamięta na długo.
— Rany, Frances, właśnie spadł mi kamień z serca! Cały czas bałam się, że dokonałam złego wyboru i będę musiała niepotrzebnie fatygować Cię do sklepu — rzuciła bez chwili na oddech przykładając dłoń do miejsca, pod którym biło serce. Chwilowy triumf prędko zszedł na drugi plan, ponieważ przyjaciółka przymierzała się przedstawienia jej pierwszych kroków do posiadania nowych spodni do jazdy konnej. Cierpliwie poczekała, aż zdejmie miarę, jednocześnie starannie zapamiętując każde słowo i odpowiedni sposób zapisu. Biodra, długość nogawki, wewnętrzna długość nogawki... Cóż, nie oczekiwała prostego zadania, ale odtworzenie starannych i pewnych ruchów będzie trudniejsze niż spodziewała się na początku.
Kolejne instrukcje również nie wydawały się czymś, co nie przerastało jej możliwości manualnych.
— Tak! Jestem zdumiona, że nawet teoria jest dość... zrozumiała? Zobaczymy, jak pójdzie mi w praktyce — mrugnęła porozumiewawczo, jakby pomimo wrodzonej pewności siebie i szczerego - aż do bólu - optymizmu nie była pewna efektu końcowego.
— Przynajmniej tyle. Przyznam, że nie narzekam na brak pracy w galerii i zamówienia od indywidualnych klientów — uśmiechnęła się pokrzepiająco, choć na myśl o powrocie na statek lorda Traversa czuła ukłucie zdenerwowania połączone z satysfakcją, ponieważ bardzo rzadko miała okazję spotkać czarodzieja w pełni doceniającego jej wysiłki. Delikatnie potrząsając głową pozbyła się myśli dotyczących mężczyzny - resztę dnia miała w pełni poświęcić stojącej obok dziewczynie.
— Próbowałam namówić dyrektora galerii na odświeżenie wnętrz, ale na razie moje prośby nadal są prośbami. Najwyraźniej do sesji terapeutycznych musi mi wystarczyć mój własny pokój — parsknęła śmiechem, dla dodatkowego podkreślenia ironii przewracając oczami. Nawet dodanie kilku jasnych, niezbyt krzykliwych ozdób mogło przyciągnąć uwagę potencjalnego kupca, aczkolwiek w rozmowach z przełożonych czuła się, jakby została zmuszona rzucać grochem o ścianę. Rozglądając się po pokoju odczuwała spełnienie nie tylko ze względu na trafny dobór kolorystyki, ale i żywych roślin, których jeszcze nie zasuszyła.
W napięciu towarzyszącym najlepszej książce grozy oczekiwała werdyktu względem zakupionego materiału. Mimo to na twarzy Freyi na próżno było doszukiwać się czystego strachu, ponieważ błysk w kącikach niebieskich oczu jednoznacznie sugerowało rozbawienie - wspomnienie wyczerpanych min pracownic zmuszonych odpowiadać na kolejne pytania dotyczące faktury lub ostatecznego przeznaczenia produktu zapamięta na długo.
— Rany, Frances, właśnie spadł mi kamień z serca! Cały czas bałam się, że dokonałam złego wyboru i będę musiała niepotrzebnie fatygować Cię do sklepu — rzuciła bez chwili na oddech przykładając dłoń do miejsca, pod którym biło serce. Chwilowy triumf prędko zszedł na drugi plan, ponieważ przyjaciółka przymierzała się przedstawienia jej pierwszych kroków do posiadania nowych spodni do jazdy konnej. Cierpliwie poczekała, aż zdejmie miarę, jednocześnie starannie zapamiętując każde słowo i odpowiedni sposób zapisu. Biodra, długość nogawki, wewnętrzna długość nogawki... Cóż, nie oczekiwała prostego zadania, ale odtworzenie starannych i pewnych ruchów będzie trudniejsze niż spodziewała się na początku.
Kolejne instrukcje również nie wydawały się czymś, co nie przerastało jej możliwości manualnych.
— Tak! Jestem zdumiona, że nawet teoria jest dość... zrozumiała? Zobaczymy, jak pójdzie mi w praktyce — mrugnęła porozumiewawczo, jakby pomimo wrodzonej pewności siebie i szczerego - aż do bólu - optymizmu nie była pewna efektu końcowego.
Gość
Gość
Słowa przyjaciółki dotyczące jej pracy nieco zadziwiły eteryczną blondynkę. W końcu ponoć w mieście trwała wojna, patrole przechadzały się ulicami, a takie miejsca jak port stawały się jeszcze bardziej niebezpieczne. W obecnej sytuacji ciężko było jej wyobrazić sobie, by ktoś spokojnie przechadzał się po galerii poszukując dzieł sztuk. Panna Burroughs nie miała jednak większego pojęcia o życiu normalnych, stabilnych oraz kochających się rodzin. Kto wie, może rodziny których nie rozbiła śmierć, były w stanie pozwolić sobie na odrobinę więcej? Nie wiedziała.
Ciepły uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy kolejne słowa opuściły usta Freyi - nie wnikała jednak w temat, chcąc odsunąć myśli od obowiązków zawodowych które powoli przestawały ją satysfakcjonować. Frances czuła, że posiada wiedzę o wiele większą, od innych alchemików, pracujących na jej stanowisku. I z pewnością nie chciała dziś o tym myśleć.
- Och, nie musiałabym iść do sklepu. Przezornie zabrałam ze sobą trochę materiałów, ot tak, na wszelki wypadek. - W końcu przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie? Nie mogła wymagać od Freyi doskonałej znajomości wszelkich materiałów oraz tajników krawieckich, w momencie, gdy dziewczyna miała z nimi styczność po raz pierwszy.
Uśmiech pojawił się na ustach dziewczęcia, gdy posiadały już zdjętą miarę oraz odpowiednio przygotowany wykrój, spokojnie mogąc uznać, że połowa pracy była już za nimi.
- Jeśli załapiesz podstawy nie powinnaś mieć z niczym większych problemów, moja droga. - Oznajmiła z uśmiechem stwierdzając, że spokojnie mogą przejść do kolejnej części, związanej z pozszywaniem.
Wpierw wycięła jednak narysowane części, aby mogły zabrać się za zszywanie przygotowanych spodni.
- Jeśli już wytniesz wykrój, musisz wiedzieć, jak go poprawnie zszyć. Ta strona - Tu Frances pokazała ładniejszą stronę materiału. - Będzie na zewnątrz spodni, wiec podczas zszywania powinna być w środku. Wpierw zszywasz boki, później ten, oraz ten szew, będące z przodu oraz z tyłu. Podczas zszywania ich, możesz przejechać już przez krok. Na koniec zszywasz wewnętrzne strony nogawek. W tym momencie możesz je przymierzyć i sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. Na końcu wykańczasz pasek oraz nogawki. - Krótkiej instrukcji towarzyszyło dokładnie pokazywanie palcem przez Frances odpowiednich szwów. Następnie dziewczyna wyjęła jedną z igieł z niewielkiego opakowania oraz nawlekła na nią nić.
- Możesz zszyć to w tradycyjny sposób, wtedy musisz dbać aby szwy były równiej długości. Trzeba je również później odpowiednio zabezpieczyć… Ale możesz również użyć do tego magii. Patrz. - Frances wyjęła z kieszeni swoją różdżkę, by wycelować nią w nawleczoną igłę. Następnie wykonała odpowiedni ruch nadgarstkiem wypowiadając odpowiednią inkantację: - Aiguille - Padło z jej ust, a igła zaczęła sama przeszywać materiał w miejscach, na które panna Burroughs nakierowała swoją różdżkę.
Ciepły uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy kolejne słowa opuściły usta Freyi - nie wnikała jednak w temat, chcąc odsunąć myśli od obowiązków zawodowych które powoli przestawały ją satysfakcjonować. Frances czuła, że posiada wiedzę o wiele większą, od innych alchemików, pracujących na jej stanowisku. I z pewnością nie chciała dziś o tym myśleć.
- Och, nie musiałabym iść do sklepu. Przezornie zabrałam ze sobą trochę materiałów, ot tak, na wszelki wypadek. - W końcu przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie? Nie mogła wymagać od Freyi doskonałej znajomości wszelkich materiałów oraz tajników krawieckich, w momencie, gdy dziewczyna miała z nimi styczność po raz pierwszy.
Uśmiech pojawił się na ustach dziewczęcia, gdy posiadały już zdjętą miarę oraz odpowiednio przygotowany wykrój, spokojnie mogąc uznać, że połowa pracy była już za nimi.
- Jeśli załapiesz podstawy nie powinnaś mieć z niczym większych problemów, moja droga. - Oznajmiła z uśmiechem stwierdzając, że spokojnie mogą przejść do kolejnej części, związanej z pozszywaniem.
Wpierw wycięła jednak narysowane części, aby mogły zabrać się za zszywanie przygotowanych spodni.
- Jeśli już wytniesz wykrój, musisz wiedzieć, jak go poprawnie zszyć. Ta strona - Tu Frances pokazała ładniejszą stronę materiału. - Będzie na zewnątrz spodni, wiec podczas zszywania powinna być w środku. Wpierw zszywasz boki, później ten, oraz ten szew, będące z przodu oraz z tyłu. Podczas zszywania ich, możesz przejechać już przez krok. Na koniec zszywasz wewnętrzne strony nogawek. W tym momencie możesz je przymierzyć i sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. Na końcu wykańczasz pasek oraz nogawki. - Krótkiej instrukcji towarzyszyło dokładnie pokazywanie palcem przez Frances odpowiednich szwów. Następnie dziewczyna wyjęła jedną z igieł z niewielkiego opakowania oraz nawlekła na nią nić.
- Możesz zszyć to w tradycyjny sposób, wtedy musisz dbać aby szwy były równiej długości. Trzeba je również później odpowiednio zabezpieczyć… Ale możesz również użyć do tego magii. Patrz. - Frances wyjęła z kieszeni swoją różdżkę, by wycelować nią w nawleczoną igłę. Następnie wykonała odpowiedni ruch nadgarstkiem wypowiadając odpowiednią inkantację: - Aiguille - Padło z jej ust, a igła zaczęła sama przeszywać materiał w miejscach, na które panna Burroughs nakierowała swoją różdżkę.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Frances byłaby zdziwiona, że od początku tego... wszystkiego ruch w galerii nie ustał, a ona sama nie mogła mieć wyrzutów z powodu spływających zleceń czekających tylko na to, żeby poinformować potencjalnego klienta o dacie rozpoczęcia prac. Dla Freyi rzucenie się w wir obowiązków mimo strachu o własną skórę było sposobem odreagowania na myśli, które od jakiegoś czasu coraz częściej pojawiały się w jej głowie mimo usilnej chęci rzucenia ich w przepastną otchłań. Borykała się z nimi sama, ponieważ nie chciała niepotrzebnie martwić przyszywanej siostry bliźniaczki i przyjaciółki, skoro miały zdecydowanie zbyt dużo własnych problemów.
Wbrew pozorom z cichą ulgą wymalowaną smagnięciem błysku w oczach przyjęła zakończenie kwestii związanej z przykrościami miejsca pracy. W ogóle nie powinna zaczynać związanego z tym tematu, ale koniec końców wydawał się błahy w stosunku do zdarzeń mających miejsce na ulicach miasta. Jednak zdecydowanie bardziej wolała skupić się na przyjemności z możliwości wspólnego spędzenia czasu, nie kłopocząc się zmartwieniami powszedniego dnia.
— Cieszę się, że przewidziałaś taką ewentualność — mrugnęła do niej porozumiewawczo, tym samym dziękując za zachowanie zapobiegliwości. Nie ulegało wątpliwości, że kolejna wycieczka do sklepu oznaczałaby odniesienie porażki i niepotrzebne marnowanie minut na wybór odpowiedniego materiału.
Z zaciekawieniem przyglądała się pracy zgrabnych dłoni Fran. W każdych wyważonym ruchu było widać niebagatelne doświadczenie profesjonalnej krawcowej, która uszyła już niejedne spodnie, ba, niejedną obłędną suknię! Freya miała nadzieję, że kiedyś zdarzy się okazja na zamówienie takowej i założenie jej w lepszych czasach.
— Na pewno oszczędziłabym dzięki temu na ubraniach. Co prawda materiały mają różne ceny, ale przy odrobinie szczęścia zawsze uda się znaleźć coś fajnego — przytaknęła ochoczo. Nie mogła się doczekać, aż w ciszy domowego lokum znajdzie moment na ćwiczenie wspomnianych podstaw. Przypatrywać się to jedno, a wykorzystać posiadaną wiedzę w praktyce to drugie.
Instrukcje dotyczące zszycia wykroju okazały się bardziej skomplikowane niż to, co robiła chwilę wcześniej. Dokładne zapamiętanie wszystkiego mimo wskazywania było trudne, dlatego poprosiła o ponowne wytłumaczenie wszystkiego od początku. Wykorzystanie magii - jak i w innych przypadkach - zdecydowanie ułatwiało posługiwanie się igłą. Z błyszczącymi od zainteresowania oczyma śledziła ruch przedmiotu podążającego za wskazaniem różdżki.
— Mam dwadzieścia siedem lat na karku, a magia każdego dnia cieszy mnie tak, jakbym nadal miała dziesięć — parsknęła rozbawiona, zwierzając się przyjaciółce z osobliwego stosunku do drzemiącego w nich talentu.
Wbrew pozorom z cichą ulgą wymalowaną smagnięciem błysku w oczach przyjęła zakończenie kwestii związanej z przykrościami miejsca pracy. W ogóle nie powinna zaczynać związanego z tym tematu, ale koniec końców wydawał się błahy w stosunku do zdarzeń mających miejsce na ulicach miasta. Jednak zdecydowanie bardziej wolała skupić się na przyjemności z możliwości wspólnego spędzenia czasu, nie kłopocząc się zmartwieniami powszedniego dnia.
— Cieszę się, że przewidziałaś taką ewentualność — mrugnęła do niej porozumiewawczo, tym samym dziękując za zachowanie zapobiegliwości. Nie ulegało wątpliwości, że kolejna wycieczka do sklepu oznaczałaby odniesienie porażki i niepotrzebne marnowanie minut na wybór odpowiedniego materiału.
Z zaciekawieniem przyglądała się pracy zgrabnych dłoni Fran. W każdych wyważonym ruchu było widać niebagatelne doświadczenie profesjonalnej krawcowej, która uszyła już niejedne spodnie, ba, niejedną obłędną suknię! Freya miała nadzieję, że kiedyś zdarzy się okazja na zamówienie takowej i założenie jej w lepszych czasach.
— Na pewno oszczędziłabym dzięki temu na ubraniach. Co prawda materiały mają różne ceny, ale przy odrobinie szczęścia zawsze uda się znaleźć coś fajnego — przytaknęła ochoczo. Nie mogła się doczekać, aż w ciszy domowego lokum znajdzie moment na ćwiczenie wspomnianych podstaw. Przypatrywać się to jedno, a wykorzystać posiadaną wiedzę w praktyce to drugie.
Instrukcje dotyczące zszycia wykroju okazały się bardziej skomplikowane niż to, co robiła chwilę wcześniej. Dokładne zapamiętanie wszystkiego mimo wskazywania było trudne, dlatego poprosiła o ponowne wytłumaczenie wszystkiego od początku. Wykorzystanie magii - jak i w innych przypadkach - zdecydowanie ułatwiało posługiwanie się igłą. Z błyszczącymi od zainteresowania oczyma śledziła ruch przedmiotu podążającego za wskazaniem różdżki.
— Mam dwadzieścia siedem lat na karku, a magia każdego dnia cieszy mnie tak, jakbym nadal miała dziesięć — parsknęła rozbawiona, zwierzając się przyjaciółce z osobliwego stosunku do drzemiącego w nich talentu.
Gość
Gość
Panna Burroughs zdawała się naturalnie wyczuwać moment, w którym należało zmienić temat na inny, by nie zabierać komfortu rozmówcy. Mimo wrodzonej nieśmiałości, coraz lepiej czuła się w lawirowaniu słowami oraz odpowiednim dobieraniu tematów do rozmów, zapewne za sprawą tego, iż w ostatnim czasie coraz częściej zdarzało się jej rozmawiać z ludźmi oraz dokonywać z nimi interakcji.
Uśmiechnęła się ciepło, gdy przyjaciółka wyraziła zadowolenie, co do jej zapobiegliwości. Frances należała do osób uporządkowanych, podejmujących się głównie doskonale zaplanowanych działań przez co zabranie dodatkowych kilku kawałków materiału wydawało jej się ruchem oczywistym.
- Jak już nauczymy Cię podstaw, mogę pokazać Ci parę sztuczek, jak przerabiać stare ubrania, aby wyglądały na nowe. - Zaproponowała i w tym widząc możliwość do oszczędzenia kilku galeonów. - Często z mamą robiłyśmy tak z ciuchami, dla młodszego rodzeństwa. Wiesz, dzieciaki bardzo szybko wyrastają z ubrań, a nas nie zawsze było stać na nowe. - Delikatnie wzruszyła ramionami, mając jednak nadzieję, że nie zgłębią się bardziej w temat jej rodziny. Nie lubiła o nich mówić i chyba nigdy nie polubi. Zwłaszcza teraz, gdy z każdym dniem czuła się przez nich coraz mocniej ignorowana oraz nie rozumiana.
Frances miała zadatki na dobrego nauczyciela. Dokładnie tłumaczyła pannie Prince wszystko, co powinna wiedzieć, nie mając większego problemu, aby pokazać jej daną czynność kilka razy, gdy nie miała pewności, że Freya ją przyswoiła. A gdy przyjaciółka poprosiła ją o powtórzenie jeszcze raz wszystkiego, co było związane z pozszywaniem spodni, z uśmiechem na ustach panna Burroughs rozpoczęła swój niewielki wykład od nowa, jeszcze raz przedstawiając jej co powinno być zszyte z czym, oraz zapoznając z odpowiednim zaklęciem, które umożliwiało szycie.
- Tak, magia cały czas wydaje się być fascynująca, zwłaszcza jeśli zaczniesz się w nią zagłębiać. Byłam pewna, że eliksiry nie mają przede mną tajemnic, dopiero jednak gdy zaczęłam tworzyć własne receptury zauważyłam, że tak naprawdę wiele jeszcze o nich nie wiem. - Odpowiedziała z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Była pewna, że gdyby zgłębić się w to proste zaklęcie którym przeszywała spodnie z pewnością byłby w stanie dostrzeć coś zaskakującego i zdumiewającego.
- Dobrze, teraz Twoja kolej. Spróbuj przeszyć drugi bok. - Zadecydowała, chcąc zobaczyć, jak jej towarzyszka poradzi sobie z zadaniem oraz czy powinna wytłumaczyć jej jeszcze jakąś kwestię, czy też nie.
Uśmiechnęła się ciepło, gdy przyjaciółka wyraziła zadowolenie, co do jej zapobiegliwości. Frances należała do osób uporządkowanych, podejmujących się głównie doskonale zaplanowanych działań przez co zabranie dodatkowych kilku kawałków materiału wydawało jej się ruchem oczywistym.
- Jak już nauczymy Cię podstaw, mogę pokazać Ci parę sztuczek, jak przerabiać stare ubrania, aby wyglądały na nowe. - Zaproponowała i w tym widząc możliwość do oszczędzenia kilku galeonów. - Często z mamą robiłyśmy tak z ciuchami, dla młodszego rodzeństwa. Wiesz, dzieciaki bardzo szybko wyrastają z ubrań, a nas nie zawsze było stać na nowe. - Delikatnie wzruszyła ramionami, mając jednak nadzieję, że nie zgłębią się bardziej w temat jej rodziny. Nie lubiła o nich mówić i chyba nigdy nie polubi. Zwłaszcza teraz, gdy z każdym dniem czuła się przez nich coraz mocniej ignorowana oraz nie rozumiana.
Frances miała zadatki na dobrego nauczyciela. Dokładnie tłumaczyła pannie Prince wszystko, co powinna wiedzieć, nie mając większego problemu, aby pokazać jej daną czynność kilka razy, gdy nie miała pewności, że Freya ją przyswoiła. A gdy przyjaciółka poprosiła ją o powtórzenie jeszcze raz wszystkiego, co było związane z pozszywaniem spodni, z uśmiechem na ustach panna Burroughs rozpoczęła swój niewielki wykład od nowa, jeszcze raz przedstawiając jej co powinno być zszyte z czym, oraz zapoznając z odpowiednim zaklęciem, które umożliwiało szycie.
- Tak, magia cały czas wydaje się być fascynująca, zwłaszcza jeśli zaczniesz się w nią zagłębiać. Byłam pewna, że eliksiry nie mają przede mną tajemnic, dopiero jednak gdy zaczęłam tworzyć własne receptury zauważyłam, że tak naprawdę wiele jeszcze o nich nie wiem. - Odpowiedziała z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Była pewna, że gdyby zgłębić się w to proste zaklęcie którym przeszywała spodnie z pewnością byłby w stanie dostrzeć coś zaskakującego i zdumiewającego.
- Dobrze, teraz Twoja kolej. Spróbuj przeszyć drugi bok. - Zadecydowała, chcąc zobaczyć, jak jej towarzyszka poradzi sobie z zadaniem oraz czy powinna wytłumaczyć jej jeszcze jakąś kwestię, czy też nie.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Lekcję przerwało ciche pukanie do frontowych drzwi. Lolys Lyon nie zdawała sobie sprawy, że przeszkadza - w swym zwyczajowym roztrzepaniu pomyliła godziny, była święcie przekonana, że właśnie teraz umówiła się z sąsiadką na plotki przy świeżo upieczonych ciasteczkach. Tym razem wyszły zjadliwie, ba, nawet całkiem przepysznie, trening wszakże czyni mistrza! Z półmiskiem przystrojonym piernikowymi kształtami oczekiwała zatem aż gospodyni uchyli przed nią drzwi i zaprosi do środka, a tam, za progiem, klapki nieporozumienia opadły i pucołowata twarz pokryła się zawstydzonym rumieńcem.
- Och, wybacz, Freyo, podczas pieczenia musiało mi umknąć kilka godzin... Masz gościa? - spytała nagle, dostrzegając parę nieznanych jej ubrań w korytarzu, z radością przyjęła także możliwość przejścia dalej do mieszkania, do nasłonecznionego pokoju panny Prince, gdzie jej oczom ukazało się krawieckie królestwo i nieznana, złotowłosa kobieta oczekująca powrotu swojej uczennicy. Czarownica uśmiechnęła się szeroko, uroczo, podeszła do niej i uwolniła spod półmiska jedną dłoń, by uścisnąć tę należącą do alchemiczki. - Teraz muszę przeprosić was obie, czyż nie? Tak okropnie przeszkodziłam! Lolys, Lolys Lyon - przedstawiła się uprzejmie i odwróciła spojrzenie na kolorowe nici zalegające nieopodal. - Szyjecie, moje drogie? Merlin ma mnie w swej opiece, czy mogłabym się do was przyłączyć? Nie dajcie się prosić, to moje marzenie - spojrzenie zielonych oczu pomknęło do Freyi i Frances, a gdy obie wyraziły zgodę, kobieta odstawiła tackę z ciasteczkami blisko, na wypadek gdyby zdecydowały się sięgnąć po smakołyki w tracie lekcji, potem z ekscytacją klasnęła w dłonie. - Cudownie, cudownie, bardzo wam dziękuję - zasiadła zatem obok sąsiadki i jej znajomej, dobywając wolnego skrawka materiału i potrzebnych narzędzi. Z kieszeni szaty wyciągnęła swą różdżkę i wysłuchała z uwagą ponownego tłumaczenia podstaw przez pannę Burroughs, po czym zaintonowała odpowiednie zaklęcie i igła rozpoczęła swoją pracę, machinalnie powołana do prostego życia. Tworzyła splot na materiale, ale jego oczka były odrobinę za szerokie, za luźne, Lolys zmrużyła więc oczy i przerwała urok, powtarzając go ponownie. - Czy dobrze to robię, panienko Burroughs? - spytała po kilku minutach intensywnego nadzoru pracy narzędzia. Niebawem przeszły do łączenia materiału - i to było zdecydowanie trudniejsze. Lolys przysłuchiwała się wyjaśnieniom mnogości rodzajów szwów, poprosiła Freyę o kartkę i nawet narysowała sobie niektóre z nich, by lepiej zrozumieć ich złożoność. Do tej pory była przekonana, że to proste zajęcie - ale w rzeczywistości prostym wcale nie było. Raz musiała rozpruć materiał i zacząć od nowa, kiedy zorientowała się, że igła zszywała spodnie w złym miejscu, niemal odwrotnie niż powinna. - Ma panienka tak dużo cierpliwości, że aż mi wstyd - przyznała po upływie godziny spędzonej we wspólnym towarzystwie; w tym czasie przyuważyła, że Freya z zadaniem radzi sobie wspaniale, pozazdrościła jej więc i nie poddawała się ani na moment. - Bardzo, bardzo dziękuję za tę lekcję! A teraz nalegam, zjedzmy ciasteczka, przynajmniej w tym jestem już nieco bieglejsza...
- Och, wybacz, Freyo, podczas pieczenia musiało mi umknąć kilka godzin... Masz gościa? - spytała nagle, dostrzegając parę nieznanych jej ubrań w korytarzu, z radością przyjęła także możliwość przejścia dalej do mieszkania, do nasłonecznionego pokoju panny Prince, gdzie jej oczom ukazało się krawieckie królestwo i nieznana, złotowłosa kobieta oczekująca powrotu swojej uczennicy. Czarownica uśmiechnęła się szeroko, uroczo, podeszła do niej i uwolniła spod półmiska jedną dłoń, by uścisnąć tę należącą do alchemiczki. - Teraz muszę przeprosić was obie, czyż nie? Tak okropnie przeszkodziłam! Lolys, Lolys Lyon - przedstawiła się uprzejmie i odwróciła spojrzenie na kolorowe nici zalegające nieopodal. - Szyjecie, moje drogie? Merlin ma mnie w swej opiece, czy mogłabym się do was przyłączyć? Nie dajcie się prosić, to moje marzenie - spojrzenie zielonych oczu pomknęło do Freyi i Frances, a gdy obie wyraziły zgodę, kobieta odstawiła tackę z ciasteczkami blisko, na wypadek gdyby zdecydowały się sięgnąć po smakołyki w tracie lekcji, potem z ekscytacją klasnęła w dłonie. - Cudownie, cudownie, bardzo wam dziękuję - zasiadła zatem obok sąsiadki i jej znajomej, dobywając wolnego skrawka materiału i potrzebnych narzędzi. Z kieszeni szaty wyciągnęła swą różdżkę i wysłuchała z uwagą ponownego tłumaczenia podstaw przez pannę Burroughs, po czym zaintonowała odpowiednie zaklęcie i igła rozpoczęła swoją pracę, machinalnie powołana do prostego życia. Tworzyła splot na materiale, ale jego oczka były odrobinę za szerokie, za luźne, Lolys zmrużyła więc oczy i przerwała urok, powtarzając go ponownie. - Czy dobrze to robię, panienko Burroughs? - spytała po kilku minutach intensywnego nadzoru pracy narzędzia. Niebawem przeszły do łączenia materiału - i to było zdecydowanie trudniejsze. Lolys przysłuchiwała się wyjaśnieniom mnogości rodzajów szwów, poprosiła Freyę o kartkę i nawet narysowała sobie niektóre z nich, by lepiej zrozumieć ich złożoność. Do tej pory była przekonana, że to proste zajęcie - ale w rzeczywistości prostym wcale nie było. Raz musiała rozpruć materiał i zacząć od nowa, kiedy zorientowała się, że igła zszywała spodnie w złym miejscu, niemal odwrotnie niż powinna. - Ma panienka tak dużo cierpliwości, że aż mi wstyd - przyznała po upływie godziny spędzonej we wspólnym towarzystwie; w tym czasie przyuważyła, że Freya z zadaniem radzi sobie wspaniale, pozazdrościła jej więc i nie poddawała się ani na moment. - Bardzo, bardzo dziękuję za tę lekcję! A teraz nalegam, zjedzmy ciasteczka, przynajmniej w tym jestem już nieco bieglejsza...
I show not your face but your heart's desire
Szaroniebieskie spojrzenie zaciekawieniem powędrowało w kierunku dochodzących z przejścia hałasów. Była przekonana, że miały odpowiednią ilość czasu aby dokończyć pracę nad nowymi spodniami panny Price, nie czuła się jednak urażona przybyciem sąsiadki. Uśmiech pojawił się na malinowych ustach, gdy czarownica weszła do pomieszczenia.
- Frances Burroughs, miło mi Cię poznać. - Odpowiedziała, z zaciekawieniem obserwując roztargnioną sąsiadkę swojej dobrej znajomej. - Och, oczywiście! Siadaj, proszę bardzo, zaraz nadrobimy wszystkie informacje. - Entuzjazm wybrzmiał w głosie eterycznego dziewczęcia. Lubiła szyć zwłaszcza w miłym, kobiecym gronie. Bez większego problemu wróciła do początku lekcji. Ponownie wyjaśniła podstawy sporządzania wykrojów oraz niedawno wypowiedzianą lekcję dotyczącą odpowiedniego przeszywania. Spokojnie, rzeczowo, co jakiś czas upewniając się, że dziewczęta wszystko rozumieją oraz nie popełniają błędów.
Szaroniebieskie tęczówki uważnie przyjrzały się pracy Lolys wyszukując w niej niedoskonałości. - Och, odrobinę się pogubiłaś. Już to naprawiamy… - Ciepły uśmiech zarysował się na malinowych ustach alchemiczki. Panna Burroughs zwróciła uwagę na jeden z niepewnych szwów doradzając jego sprucie oraz przeszycie od nowa. Dokładnie wsłuchała się w inkantację oraz ruchy wykonywane przez sąsiadkę panny Price. Skorygowała je, uspokajając narwane szarpnięcia jakie wykonywała. Tę samą czynność panna Burroughs wykonała z Freyą. Sprawdziła szwy, poprawiła niewielkie błędy w prowadzeniu igły przy pomocy magii.
Czas upływał zaskakująco szybko. Panna Burroughs nie zauważyła nawet, jak na szyciu w towarzystwie panny Prince, oraz później jej sąsiadki, minęło jej pół dnia. Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy usłyszała komplement w jej kierunku. Cierpliwość zawsze była cechą ściśle z nią powiązaną. - Och, kwestia zawodu. Ale nie martw się ani nie smuć droga Lolys, odrobina ćwiczeń i z pewnością nabierzesz wprawy. - Słowa równie ciepłe, co jej uśmiech wydobyły się z ust eterycznego dziewczęcia. Nie chciała, aby przypadkowa uczennica zniechęciła się do dalszej praktyki. Zgodnie uzgodniły chwilę przerwy na ciasteczka, podczas której Frances przyszło odpowiadać na pytania dotyczące krawieckich sztuczek.
| zt.x2
- Frances Burroughs, miło mi Cię poznać. - Odpowiedziała, z zaciekawieniem obserwując roztargnioną sąsiadkę swojej dobrej znajomej. - Och, oczywiście! Siadaj, proszę bardzo, zaraz nadrobimy wszystkie informacje. - Entuzjazm wybrzmiał w głosie eterycznego dziewczęcia. Lubiła szyć zwłaszcza w miłym, kobiecym gronie. Bez większego problemu wróciła do początku lekcji. Ponownie wyjaśniła podstawy sporządzania wykrojów oraz niedawno wypowiedzianą lekcję dotyczącą odpowiedniego przeszywania. Spokojnie, rzeczowo, co jakiś czas upewniając się, że dziewczęta wszystko rozumieją oraz nie popełniają błędów.
Szaroniebieskie tęczówki uważnie przyjrzały się pracy Lolys wyszukując w niej niedoskonałości. - Och, odrobinę się pogubiłaś. Już to naprawiamy… - Ciepły uśmiech zarysował się na malinowych ustach alchemiczki. Panna Burroughs zwróciła uwagę na jeden z niepewnych szwów doradzając jego sprucie oraz przeszycie od nowa. Dokładnie wsłuchała się w inkantację oraz ruchy wykonywane przez sąsiadkę panny Price. Skorygowała je, uspokajając narwane szarpnięcia jakie wykonywała. Tę samą czynność panna Burroughs wykonała z Freyą. Sprawdziła szwy, poprawiła niewielkie błędy w prowadzeniu igły przy pomocy magii.
Czas upływał zaskakująco szybko. Panna Burroughs nie zauważyła nawet, jak na szyciu w towarzystwie panny Prince, oraz później jej sąsiadki, minęło jej pół dnia. Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy usłyszała komplement w jej kierunku. Cierpliwość zawsze była cechą ściśle z nią powiązaną. - Och, kwestia zawodu. Ale nie martw się ani nie smuć droga Lolys, odrobina ćwiczeń i z pewnością nabierzesz wprawy. - Słowa równie ciepłe, co jej uśmiech wydobyły się z ust eterycznego dziewczęcia. Nie chciała, aby przypadkowa uczennica zniechęciła się do dalszej praktyki. Zgodnie uzgodniły chwilę przerwy na ciasteczka, podczas której Frances przyszło odpowiadać na pytania dotyczące krawieckich sztuczek.
| zt.x2
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pokój Freyi
Szybka odpowiedź