Wydarzenia


Ekipa forum
Taras
AutorWiadomość
Taras [odnośnik]10.07.20 23:55

Taras

Z salonu przez drzwi balkonowe można udać się wprost na niewielki taras. Drewniany podest skryty jest przed nadmiernym słońcem koronami wysokich drzew, zapewniając odrobinę cienia, w sam raz do popołudniowej herbatki. O ile drewniane meble są dziełem poprzedniego właściciela, tak panna Burroughs dodała odrobinę swojej ręki w postaci ręcznie szytych, miękkich poduch oraz kilku kocy w wypadku zimnego wieczoru. Czasem gdy pogoda dopisuje czarownica zamienia zestaw wypoczynkowy na stół jadalniany z kilkoma krzesłami, by móc zjeść obiad na powietrzu - zwykle w czyimś towarzystwie.
Nałożone zabezpieczenia: Cave Inicum, Zawierucha, Oczobłysk, Muffliatio, Tenuistis (aportacja)

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Frances Wroński dnia 05.04.21 22:49, w całości zmieniany 1 raz
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]22.08.20 0:55
14 Lipca 1957 roku

Ciepłe promienie słońca muskały jasną skórę, wprowadzając pannę Burroughs w przyjemny stan błogości. Pogoda zdawała się być obojętną na niestabilną sytuację czarodziejskiego świata, rozpieszczając zmęczonych czarodziejów wysokimi temperaturami oraz bezchmurnym niebem. Odkąd zakupiła nowy dom, Frances miała coraz więcej okazji do cieszenia się cudowną pogodą - wystarczyło przekroczyć próg kuchni by znaleźć się na tarasie i dalej w ogrodzie. Bezpiecznych, pozbawionych podłych marynarzy i jeszcze podlejszych uliczek. Od przeprowadzki po za portowe doki minął ledwie miesiąc, a eteryczna alchemiczka wyraźnie odrzyła, prezentując nową, spokojniejszą wersję siebie, bez spojrzenia podszytego wiecznym strachem.
Ciemnoniebieski materiał delikatnie zatańczył wokół smukłych nóg, gdy przemierzała kilka metrów do białej furtki, aby wpuścić na teren jej domu swojego gościa.
- Dzień dobry, Drew. - Rzekła z uśmiechem, na jedną chwilę owijając się ramionami wokół jego szyi, by delikatnie musnąć ustami jego policzek w geście powitania. Nie uznała tego jednak za przekroczenie jakiejś bariery. Po dniu, w którym ten zdecydował się udawać jej brata (co zapewne miało miejsce nie raz) miała wrażenie, że pewne bariery odrobinę się zatarły. - Przyjemniej tu niż w dokach, prawda? - Pytanie zdawało się być tym, z kategorii retorycznych, gdyż podły port nie mógł chociażby konkurować z nowym otoczeniem dziewczęcia. Odosobnionym lecz przytulnym, będącym ostoją jego właścicielki.
Frances delikatnie ujęła Drew pod ramię, powoli prowadząc go przez przepełniony kwiatami ogród, nie wiedząc od czego powinna zacząć. Pochwalić się osiągnięciami? Zadać kilka, niewielkich acz istotnych pytań? A może przejść wprost do lekcji? - Ostatnio tyle się działo, że nie wiem, czy byś mi uwierzył we wszystkie opowieści. - Finalnie tylko te słowa opuściły jej usta podczas drogi do przytulnego tarasu. Na stoliku czekało już kilka rolek pergaminu, kałamarz, pióro oraz schłodzony napój, nawet jeśli była niemal pewna, że ten wzgardzi każdym napojem, który nie zawierał w sobie żadnych, zdradliwych procentów... A przynajmniej dla niej jawiły się jako wyjątkowo zdradliwe oraz nieprzewidywalne. Dłonią wskazała udawanemu bratu miejsce, samej zasiadając na fotelu znajdującym się naprzeciw. Założyła nogę na nogę, w zwykłym dla siebie od ruchu poprawiając smukłymi palcami materiał sukienki, marszczący się na jej udzie.
- Od czego zaczynamy? Krótkiej aktualizacji czy lekcji? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew. Dzisiejszego dnia to jej przyszło wejść w buty uczennicy, chcąc zrozumieć wiedzę, która zadawała się nie mieć najmniejszych tajemnic przed jej towarzyszem. Naturalnym więc dla niej było, że to jej nauczyciel przejmie pałeczkę, jeśli chodzi o przebieg dzisiejszego spotkania i tak będąc pewną, że dowie się tego, czego chciała się dowiedzieć.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]09.09.20 1:33
Zaproszenie od Frances nieszczególnie go zdziwiło, bowiem w ostatnich miesiącach widywali się znacznie częściej niżeli na przestrzeni ostatnich lat. Zastanowił go jednak sam dobór miejsca, bowiem zamiast nazwy lokalu dostrzegł nowy adres, który nijak miał się do portowych okolic. Czyżby zgodnie z planem zakupiła mieszkanie? Wcześniej nie brał nader poważnie jej słów, gdyż nie widział większego sensu w płaceniu fortuny za świeże cztery kąty, ale najwyraźniej dziewczyna zapragnęła wcielić marzenie w życie i oddać górę galeonów za ucieczkę od dokowego smrodu. Nie do końca to rozumiał, pewnie po głębszej analizie nawet by nie popierał – w końcu nic jej nie groziło ze strony lokalnych rzezimieszków – jednakże była to jej decyzja, której nie zamierzał w żaden sposób analizować, a przede wszystkim podważać.
Teleportował się na Szafirowe Wzgórze chwilę przed umówioną godziną, lecz Panna Burroughs najwyraźniej była przygotowana na jego wcześniejsze przybycie, bowiem nim zdążył przekroczyć progi domu ta już spieszyła mu z przywitaniem. -Oczekiwałaś mnie w oknie, czy masz jakiś tajemniczy artefakt informujący o nieproszonych gościach?- zaśmiał się pod nosem odwzajemniając gest. -Cóż nie pasowało Ci w dokach, że postanowiłaś zmienić je na równie spokojne otoczenie? Dziwi mnie, iż jeszcze żyjesz, bo ja dawno bym już umarł z nudów- dodał idąc wzdłuż okazałego ogrodu, którego bujna roślinność mogłaby wywołać palpitację u zagorzałego miłośnika flory. Jako, że on sam nieszczególnie przykładał wagę do jakichkolwiek badyli, to bardziej skupił się na swej rozmówczyni i jej ramieniu, które nie pozwoliło mu choć na moment zmienić wytyczonej trasy.
Widok przygotowanego pergaminu oraz kałamarzu wzbudził w nim znacznie większy entuzjazm, niżeli napój w żaden sposób nie przypominający jego ulubionego. Czyżby chciała go zaskoczyć i dodała tam czegoś innego jak ognistej whisky? Taką żywił nadzieję, w końcu chyba nie sądziła, że będzie szkolił ją o suchym pysku. -Zaskocz mnie- odpowiedział z nutą ciekawości w głosie, po czym rozsiadł się na fotelu i sięgnął dłonią po paczkę Stibbonsów. Wysunąwszy papierosa odrzucił ją na blat stolika, a następnie potarł palcami kraniec bibułki i zaciągnął się nikotynowym dymem.
-Liczę, że opowiesz mi jaką trucizną napiłaś Dudleya- wtrącił jeszcze z kpiącym uśmieszkiem.





The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Taras [odnośnik]10.09.20 0:54
Niewinny, wręcz anielski uśmiech wykwitł na buzi eterycznej alchemiczki.
- Gdybyś był niechcianym gościem, nie dałbyś rady przejść przez furtkę, mój drogi. - Odpowiedziała swobodnie, jakoby rozmawiali o pogodzie. - Byłam akurat w ogrodzie. - Dodała wzruszając wątłymi ramionami. Od przeprowadzki jeśli nie zamykała się w pracowni to przesiadywała w ogrodzie, otoczona wielobarwnymi kwiatami w towarzystwie nieśmiałka.
Brew panny Burroughs w niemym zaskoczeniu powędrowała ku górze, gdy pytanie dotyczące motywacji skrytej za przeprowadzką opuściło usta Drew.
- Wszystko. Pod koniec marca mnie napadnięto i gdyby nie fakt, że mój przyjaciel akurat był w okolicy, pewnie by mnie już tutaj nie było.  A później było jeszcze gorzej.W maju włamano mi się do mieszkania. Wybili mi okna,drzwi, zabrali co się dało... a moja rodzina nie ruszyła nawet palcem. Dodaj do tego wieczne zarzucanie mnie ich problemami oraz strofowanie, że zamiast eliksirami powinnam zająć się szukaniem męża i masz cały obrazek. - Odrobina irytacji wkradła się w głos Frances, gdy streściła najważniejsze powody,  będące fundamentami jej decyzji dotyczącej wyprowadzki. Musiała uciec, odpocząć od toksycznej rodziny by w końcu móc zacząć żyć własnym życiem. - Miałam dość, musiałam coś zrobić, żeby to piekło się skończyło. - Wyznała jeszcze, na chwilę przenosząc szaroniebieskie spojrzenie na twarz Macnaira. Nie zwykła opowiadać na prawo i lewo o nieciekawej, rodzinnej sytuacji była jednak pewna, że
Drew podczas ich znajomości zdążył co nieco zauważyć.
Gdy podeszli do stolika szaroniebieskie spojrzenie uważnie przejechało po znajdujących się na nim przedmiotach upewniając się, że jest na nim wszystko, co powinno. I już, już miała rozpocząć opowieść, gdy Drew napomniał o Sheridanie. Zaciekawienie błysnęło w jej spojrzeniu, nawet jeśli obecnie była niezmiernie zła na czarodzieja.
- Zaszedł Ci czymś za skórę? - Spytała pamiętając, że przecież umawiali się na jakiś pojedynek. - Ostatnim razem gdy się z nim widziałam byliśmy na spacerze. Musiałam zebrać kilka ingrediencji, a nie miałam ochoty tego dźwigać. Dudley zszedł ze ścieżki i zaatakował nas wilk... Po wszystkim nakrzyczał na mnie, że wystraszyłam się tej włochatej bestii i obwiniał mnie o to, że nie chciało mu wyjść Lamino. - Poskarżyła się Drew, uznając zachowanie Sheridana w tamtej chwili za co najmniej nieodpowiednie. Nie było tajemnicą, że wilki napawały ją przerażeniem, a podnoszenie na nią głosu wyjątkowo się jej nie podobało. - Nadal mnie nie przeprosił, więc w ostatnim czasie nie rozmawiałam z nim. Nie mniej, jest przydatny przy moim nowym hobby, oszczędziłam więc mu trucizn. - Wzruszyła delikatnie ramionami. Co prawda lubiła Dudleya, w ostatnim jednak czasie wiele wątpliwości dotyczących tej znajomości pojawiło się w jej głowie, wolała więc przedstawić ją z innej, prostszej perspektywy. Bo przydatności Sheridanowi nie mogła odmówić. Frances sięgnęła dłonią do niewielkiej szafki, by wyjąć z niej szklankę oraz butelkę anyżówki, jaka ostała się jej po Scalettowej nauce picia, by postawić je przed Drew.
- Widzisz, w ostatnim czasie zabrałam się za zgłębienie tej naukowej części eliksirotwórstwa. Udało mi się stworzyć dwa eliksiry oraz sprawdzić ich działanie na pewnych... ochotnikach. Dudley był jednym z nich. Pierwsza mikstura wywołuje zaufanie u osoby spożywającej eliksir względem podającego eliksir. Testy były fascynujące, jedna osoba, zwykle zamknięta w sobie i małomówna, po odpowiednim nakierowaniu rozmowy zaczęła mi się zwierzać. - Frances pokręciła delikatnie głową, jakby nadal nie była w stanie uwierzyć w to, co przyszło jej wtedy usłyszeć. Ostrożnie nalała sobie schłodzonego napoju stwierdzając, że procenty nie są dziś dla niej wskazane. - Druga mikstura sprawia, że wspomnienia nie zapisują się w pamięci. Od momentu wypicia eliksiru, testujący nie pamiętali niczego, co wydarzyło się w przeciągu kolejnych dwudziestu, do trzydziestu minut. Powiązane są z nią pewne skutki uboczne u spożywającego... Ale pewnie doskonale wiesz, jaka użyteczność się z tym wiąże. Teraz pracuję nad środkiem leczniczym, planuję jednak niedługo zabrać się za coś nowego. - Delikatny uśmiech pojawił się na buzi panny Burroughs. Doskonale wiedziała, że Drew z pewnością wpadnie sam na wszelkie możliwości, chociażby przez fakt, zamawianych przez niego mikstur. Przez chwilę wahanie pojawiło się na buzi panny Burroughs. Chciała opowiedzieć coś jeszcze, nie była jednak pewna, czy powinna to powiedzieć. Z drugiej jednak strony, jeśli nie Drew, to komu? Zdawał jej się kimś, kto mógłby mieć w tej materii kilka interesujących spostrzeżeń.
- Ostatnio miałam okazję przeprowadzić pewien... Eksperyment na mugolach. Chciałam sprawdzić działanie eliksirów na ich organizm, nie wszystko jednak poszło pomyślnie. Jeden obiekt próbował mnie zaatakować, drugi wykrwawił się na moją ulubioną sukienkę. - Frances skrzywiła się na wspomnienie tamtych wydarzeń, czas jednak skutecznie leczył rany. Alchemiczka nabrała dystansu do wydarzenia, zwłaszcza podług kolejnych planów jakie snuła z Wren. - Niestety, aby dojść do konkretnego wniosku, musiałabym przeprowadzić setki podobnych badań. - Dodała wzruszając ramionami. Kto wie, może kiedyś dojdą w końcu do momentu, gdy zgromadzą odpowiednią ilość materiałów, aby wysnuć odpowiednie wnioski. Do tego jednak potrzeba było sporej ilości mugoli, odpowiedniego miejsca oraz jeszcze kilku, organizacyjnych szczegółów. Szaroniebieskie tęczówki miękko spoczęły na buzi towarzyszącego jej czarodzieja, ciekawa co też sądzi o tych wszystkich rewelacjach.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]01.10.20 0:45
Zaśmiał się pod nosem na jej słowa, po czym wolno pokiwał głową. -Czyżbyś zadbała o kilka pułapek dla niechcianych gości?- uniósł brew pytająco rozglądając się nieco zapobiegawczo. Nie sądził, aby chciała wpakować go w sidła jednej z nich, ale ciekaw był czy uda mu się wypatrzyć choć jedną. Z pewnością były dobrze ukryte, bowiem nie poznał jej ze strony lekceważącej swe bezpieczeństwo, a nowe miejsce zamieszkania tylko potwierdzało owe przekonanie.
Wsłuchując się w jej słowa wyraźnie zmarszczył brwi i wbił w nią dość ostre spojrzenie. -Dlaczego nic mi o tym nie wiadomo?- spytał z nutą urazy w głosie, choć co do zasady nie interesował się życiem innym. Frances była mu jednak potrzebna, podobnie jak jej umiejętności i nie wyobrażał sobie stracić tak dobrego kontaktu na skutek ataku portowych moczymord, którzy zapewne rano nawet nie pamiętali co zrobili. Włam nieszczególnie go zaskoczył, bowiem okolicy daleko było do bezpiecznej. -Wiesz kto to zrobił?- spojrzał na nią wyraźnie oczekując szczerej odpowiedzi. -W zasadzie pytam o jedno i drugie- dodał, jakby wiedząc, że zaraz zapyta o co konkretnie mu chodziło.
Nie znał jej rodziny, a tym bardziej jej poglądów, lecz z parciem na zamążpójście spotkał się już niejednokrotnie, więc nieszczególnie go to zaskoczyło. Była w odpowiednim wieku i zapewne to było głównym powodem powielania trudnego dla dziewczyny tematu. W końcu nietypowym było, aby płeć piękna oddawała się pracy zamiast ognisku domowemu i choć on sam nie miał o tym zdania, to nie zamierzał wnikać w rodzinne konszachty. Każdy miał swoje priorytety, stawiał na jednostki, a ona właśnie takową była.
-I skończyło?- spytał zaciskając palce na szklaneczce wypełnionej anyżówką. Nie był przekonany, czy aby na pewno ucieczka była dobrym sposobem na zakończenie pewnego etapu oraz uwolnieniem się od naporu bliskich, ale wierzył, iż przyjdzie jej zaznać oczekiwanego spokoju.
Słuchając w ciszy krótkiej opowieści o Dudley kilkukrotnie o mało o zaniósł się śmiechem. Nie liczył na taką odpowiedź, jednakże tylko utrwaliła ona w nim przekonanie, że młodzian jeszcze wiele musiał się nauczyć, a przede wszystkim… dorosnąć. -Długo kręcisz się w jego towarzystwie? Dziwne, że nie poprosił cię jeszcze o zgodę na papierze, a po całej sytuacji z wilkiem nie nakazał spisać raportu- wykrzywił wargi w ironicznym wyrazie, po czym zaciągnął się papierosem. Zastanawiał się jak wytrzymywała w jego towarzystwie – może na dłuższą metę nie był równie irytujący?
-Co do zajścia za skórę- zrobił krótką, celową pauzę. -Nie, jakby to zrobił już by nie żył- dodał bez większych skrupułów. Nie lekceważył żadnego przeciwnika, bowiem było to iście mylące i często powodujące największe błędy, jednakże wierzył w swe umiejętności, a przede wszystkim zawziętość, która nie pozwoliłaby mu odpuścić.
Z uwagą słuchał o nowych dokonaniach dziewczyny. Mogła bez trudu dostrzec na jego twarzy uznanie, bowiem cenił sobie ludzi wkładających mnóstwo pracy we własny rozwój oraz umiejętności. Jak na swój wiek osiągnęła już naprawdę wiele i był przekonany, że za kilka lat usłyszy o niej większa część społeczeństwa. -Brzmi ciekawie, choć jestem totalnie zielony w eliksirach. Wiem jak wygląda kociołek oraz znam sposób na rozniecenie pod nim ognia. Czy to się liczy?- zaśmiał się pod nosem, a następnie upił trunku, który choć nie należał do jego ulubionych smakował całkiem znośnie.
-Będziesz musiała mi podrzucić nowe próbki. Podoba mi się to cacko od szczerości- pokiwał wolno głową kojarząc go z mniej  drastyczną wersją śnieżnobiałego płynu, jaki uzyskał od Quentina i dość szybko… wykorzystał. -Środki lecznicze to już w ogóle nie moja bajka. Myślę, że nawet przy jasnej instrukcji i tak bym bardziej nim sobie zaszkodził jak pomógł. Chyba, że masz coś na kaca to jestem w stanie zaryzykować- uniósł kpiąco kącik ust, po czym przeniósł na moment wzrok na kałamarz. Do czego potrzebne jej były starożytne runy skoro tak wiele energii i czasu wkładała w badania nad nowymi miksturami? Czyżby w mądrej główce zrodził się nowy pomysł?
Słowa odnośnie testowaniu nowych możliwości na mugolu momentalnie wywołały na jego twarzy przebiegły uśmiech. Zwieszając ponownie wzrok na wysokości jej tęczówek mogła bez trudu dostrzec, że wydał się nad wyraz zainteresowany, a nawet zaintrygowany jej poczynaniami. Sądził, że magia od razu zabija osoby pozbawione jej choć śladu, lecz najwyraźniej sprawa z podawaniem eliksirów miała się inaczej. Oparłszy dłoń na brodzie przesunął wzdłuż niej dłonią w zastanowieniu. -Musisz zacząć ćwiczyć na szlamach. Myślę, że rezultaty będą znacznie lepsze, a przede wszystkim ciekawsze- stwierdził dość otwarcie mówiąc o swych poglądach, które z resztą nie były jej obce. -Nie zniechęcaj się, masz jeszcze mnóstwo czasu, a ochotników- zaśmiał się pod nosem na ostatnie słowo -znajdę ci bez problemu.
Odstawiwszy szkło sięgnął dłonią po pergamin, który rozciągnął wzdłuż stolika, a następnie przysunął  dziewczynie kałamarz chcąc wpierw poznać jej poziom umiejętności. -Widzę, że mamy sporo do omówienia, więc nim to zrobimy zajmijmy się celem wizyty. Po pijaku ciężej wchodzi nauka- rzucił uśmiechając się szelmowsko. -Znasz jakiekolwiek starożytne runy? Potrafisz je nakreślić i omówić ogólne znaczenie?- zaczął być może z dość wysokiego pułapu, choć w zasadzie były to podstawy podstaw.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Taras [odnośnik]02.10.20 3:08
Tajemniczy uśmieszek pojawił się na malinowych usteczkach alchemiczki.
- Oczywiście. Spreparowałam eliksilarnie sadzonki roślin, gdy pojawi się ktoś niechciany wypuszczają z siebie silne stężenie eliksiru nasennego. - Odpowiedziała, wzruszając delikatnie ramionami. Po włamaniu do niewielkiej kawalerki w dokach nie chciała ryzykować powtórką. Nie była biegła w samoobronie, sięgnęła więc po coś, co było jej doskonale znane; coś czemu mogła zaufać.
Delikatny rumieniec pojawił się na buzi kobietki, gdy kolejne pytanie opuściło jego usta. Nie zwykła do zainteresowania jej osobą, nie zwykła do chociażby zalążków troski kierowanych w jej stronę.
- Och, nie sądziłam, że Cię to zainteresuje… - Mruknęła z odrobiną zakłopotania w głosie. Zapewne skontaktowanie się z Drew w takich okolicznościach rozwiązałoby znaczną część powstałych po drodze problemów.  Frances zmrużyła na chwilę szaroniebieskie oczy, próbując przypomnieć sobie szczegóły związane z ludźmi, o których pytał Macnair.
- Napadł mnie Willy, wieprz który większość czasu spędza w Parszywym. Jeden ze złodziei nazywał się Royce, mieli kryjówkę w piwnicy kamienicy na rogu Hatfields Street i Tench Street. Nic więcej mi nie wiadomo. - Wyjawiła mężczyźnie wszystkie informacje, nie widząc najmniejszego powodu, aby je ukrywać. W znacznym stopniu ufała Drew i jeśli chciał wiedzieć, kto stał za jej ostatnimi problemami, z pewnością miał ku temu odpowiedni powód.
- Na razie tak, nie mam kontaktu z rodziną ale chociaż mogę w spokoju pracować, a w tej okolicy nic mi nie zagraża. - Wyznała wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. Została sama na tym wielkim świecie, gdy odsunęła się od toksycznej rodziny. Powoli przywykła do spokoju oraz samotności, przerywanej sporadycznymi spotkaniami z niewielką garstką znajomych.
Eteryczna alchemiczna pokręciła przecząco głową, słysząc kolejne pytanie jakie opuściło męskie usta. Historia jej relacji ze wspomnianym czarodziejem nie należała do długich, w ostatnim czasie również nie należąc do tych, posiadających wielkie szanse na kontynuację. Czuła się urażona słowami, jakie Dudley wypowiedział na trzęsawisku, a ostatnia rozmowa z panną Chang jedynie utwierdzała ją w wątpliwościach.
- Znam go od połowy lutego, moja mama umówiła mnie z nim na randkę w ciemno. - Zażenowanie pojawiło się na jej twarzy. Zawsze odznaczała się nieśmiałością, płeć przeciwna zdawała się nią nie interesować, a panna Burroughs była o wiele bardziej zainteresowana książkami, zniechęcana brakiem pewności siebie.  - Na początku miło mi się z nim rozmawiało ale teraz… Och, coraz bardziej działa mi na nerwy. Wyobrażasz sobie, że próbował przekonać mnie, żebym się z Tobą nie widywała? - Złote pukle zatańczyły wokół jej twarzy, gdy pokręciła głową w niedowierzaniu. Nie była głupią dziewczynką, która potrzebowała wytycznych odnośnie dobieranych znajomych. Smukła dłoń uniosła szklankę z zimnym napojem, aby upić z niej kilka łyków. - Tak też sądziłam. - Odpowiedziała obojętnym głosem. Nie znała Drew od dziś, wiedziała jakie specyfiki u niej zamawiał. Domyślała się, że nie należał do grzecznych bądź niepodejrzanych, nie miała jednak zamiaru wnikać w jego zajęcia, uznając, że ta wiedza nie jest jej potrzebna w tej znajomości. I nie był pierwszym, którego oceniała w podobny sposób, odsuwając elementy, które mogłyby być nie wygodne.
Dźwięczny śmiech wyrwał się z malinowych ust, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystym rozbawieniem.
- Z takimi umiejętnościami nadajesz się na całkiem niezłego asystenta. - Odpowiedziała z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Eliksirotwórstwo było dziedziną złożoną oraz skomplikowaną, której nie dało się w pełni pojąć podczas jednego popołudnia. Była jednak pewna, że Drew doskonale nadałby się na asystenta podającego ingrediencje oraz robiącego herbatkę.
- Nie szczerość, mój drogi lecz zaufanie. Jeśli dolejesz ją wrogowi, przez pewien wycinek czasu zacznie postrzegać Cię jako przyjaciela. - Doprecyzowała, nie chcąc, by przypadkiem Drew wplątał się w kłopoty przez nieodpowiednie zrozumienie jej słów. Istniała znaczna różnica między szczerością, a zaufaniem. I miała nadzieję, że mężczyzna doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - Wyślę Ci kilka próbek, jeśli ich użyjesz, napisz mi proszę jak zadziałały. Na kaca nic nie mam, ale pomyślę nad tym. - Dodała, zapisując w pamięci aby w wolnej chwili pochylić się nad problemem Drew, gdy już skończy pracę nad środkiem leczniczym, opracowywanym z pomocą panny Blythe.
Brew dziewczyny powędrowała ku górze, gdy zauważyła przebiegły uśmiech na jego ustach. Zainteresowanie oraz zaintrygowanie w jego oczach w pewien specyficzny sposób schlebiało pannie Burroughs.
- Och nie, szlamy się nie nadają. Widzisz, szlamy posiadają umiejętność posługiwania się magią, eliksiry działają na nich podobnie jak na czarodziejów. - Zaczęła, pewna swoich słów. Jeszcze ze szkolnych czasów znała kilka… szlam. I widziała, jak działają na nich eliksiry. - Ja chcę sprawdzić jak eliksiry działają na niemagicznych, odnaleźć wzory i sprawdzić, czy dałoby się przygotować eliksir działający jedynie na mugoli… Rusz wyobraźnią Drew i domyśl się, do czego można byłoby go wykorzystać. - Rozwiązanie pozostawiała mężczyźnie, pewna, że domyśli się co miała na myśli, zależnie od tego, jak zapatrywał się na całą sprawę. - Jeśli i takich ochotników byłbyś w stanie znaleźć, z pewnością nie odmówię. - Dodała, wzruszając wątłymi ramionami. Miały dziewczęta należące do Wren, wartość ich krwi była jednak zbyt wielka, aby marnować je na eksperymenty. Potrzebowały obiektów pozbawionych wartości, których śmierć nie będzie wiązała się ze stratami w skrytce przyjaciółki.
Szaroniebieskie spojrzenie uważnie przyjrzało się pergaminowi, a zawstydzenie pojawiło się na jasnej twarzy. Nigdy wcześniej nie miała okazji zapoznać się z nauką dotyczącą run, w szkole skupiając się na tym, co potrzebne jej było do zawodu alchemika.
- Wstyd przyznać, lecz nigdy nie miałam żadnej styczności z runami. Musisz wytłumaczyć mi wszystko od samego początku, mój drogi. - Wyznała, a rumieniec przyozdobił jasne policzki. Miała nadzieję, że dla Drew nie będzie to większym problemem. Panna Burroughs oparła głowę na złożonych dłoniach, wlepiając spojrzenie w Macnaira, by spijać wiedzę z jego ust.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]15.10.20 0:50
Zaśmiał się pod nosem, kiedy nie pomylił się odnośnie pułapek. Jak widać Frances lubiła czuć komfort i spać z otwartymi drzwiami – cóż w tej sytuacji z pewnością mogła, bowiem jej eliksir powaliłby nawet dziesiątki rzezimieszków pragnących wynieść co do ostatniego galeona. -Czyli teraz każdego ranka wyglądasz przez okno i patrzysz, czy nie masz nowych obiektów badawczych na swym chodniku? To wcale nie jest głupie rozwiązanie, bowiem w końcu sami prosili się, aby wpaść w twoje szpony- zażartował kręcąc głową w rozbawieniu. Nie był w stanie wyobrazić sobie jak ciągnie nieprzytomne ciała do domu i robi sobie z nich przedmioty testów, jednakże po jej ostatnich słowach nie mógł wykluczyć takiej opcji. Musiał mieć się na baczności, bowiem za powłoką słodkiej, niewinnej alchemiczki krył się istny diabeł dążący do swoich celów dosłownie po trupach.
-Wiesz jak wyglądają?- spytał, choć nie była to szczególnie istotna kwestia. Doki były mu bliskie – choć nie równie mocno co Śmiertelny Nokturn – miał tam dużo kontaktów, a nawet jeśli nikt nie będzie kojarzyć wspomnianego rabusia to przecież Goyle miał wszystkich tamtejszych w garści. Gość musiałby zapaść się pod ziemię, aby uniknąć z nim spotkania. Biorąc jednak pod uwagę, że zwykle nie byli to czarodzieje nader bystrzy i zapobiegawczy to istniało prawdopodobieństwo, że już pierwszego wieczora uda mu się go dorwać. Był gotów wykonać odwet za Frances, bowiem jej umiejętności należało doceniać.
Skinął głową, gdy wspomniała o rodzinie. Wyraz jej twarzy jasno wyrażał, iż nie chciała drążyć tematu, co uszanował. Z resztą jej korzenia były mu obce, nie znał żadnej persony o tym samym nazwisku, dlatego dalsze pytania nie miały większego sensu.
Kiedy powiedziała mu jak naprawdę poznała Dudleya ściągnął wargi nie chcąc wybuchnąć śmiechem. Cóż za urocza opowiastka – randka w ciemno, kwiaty, wino i zapewne pismo do ojca o możliwość dalszego bałamucenia jego córki. Otulając dłonią szkło uniósł je ku górze i upił sporej ilości nie chcąc dawać po sobie poznać, że bliski był kolejnej, ironicznej uwadze. Dopiero kiedy wspomniała, że był tematem ich rozmów ściągnął brwi i uniósł na nią krytyczny wzrok. -Co odpowiedziałaś?- nieszczególnie był tym zaskoczony, bowiem po sytuacji w piwnicy Dudley z pewnością będzie robić wszystko, aby unikać go szerokim łukiem. Dał ładny pokaz; Drew do tej pory skręcało na same wspomnienie własnej – poniekąd – naiwności wobec chłopca, który okazał się zwykłym służbistą i tchórzem. Całe szczęście, że zaplanował mały test nim opowiedział o nim reszcie Rycerzy Walpurgii, bo tylko najadłby się jeszcze większego wstydu. -Myślę, że znów będę musiał uciąć z nim małą pogawędkę- odparł będąc nieco poirytowanym negatywnym nastawieniem Frances. Po co w ogóle się w to mieszał? Chciał ją chronić? Niby przed czym? Póki grali w jednej drużynie nie był dla dziewczyny zagrożeniem, a nawet sam deklarował pomoc w wielu przypadkach. Czyżby gość trząsł portkami na każdego faceta, który nie daje sobie w kaszę dmuchać i szuka sprawiedliwości? Ryzykuje życie dla wolnego Londynu? Przestraszył go widok krwi? Padający mugolak? Nawet tego nie komentował, nie było najmniejszego sensu.
-Z chęcią kiedyś popatrzę jak tam mieszasz w tym kociołku. Może czegoś się nauczę i przestanę psuć bazy?- zaśmiał się pod nosem, choć kiedy marnował ingrediencje daleko było mu do równie dobrego nastroju. Zwykle robił to w najgorszym momencie – kiedy ktoś patrzył, tudzież czas naglił. -To może wleje ją twojemu kochasiowi? Chociaż przez chwilę zobaczy we mnie kumpla- nie powstrzymał się od drobnej zgryźliwości. Frances mogła być pewna, że jeszcze wiele miesięcy będzie mu go wypominać.
-Nie widzę ku temu przeszkód- skinął głową rozumiejąc jej naukową ciekawość. Z pewnością eliksiry były dziedziną złożoną i w niektórych przypadkach mogły nastąpić komplikacje, których nie była w stanie przewidzieć. Przyda mu się kilka nowych specyfików – koniecznie dobrze podpisanych, bo jeszcze pomyli fiolkę czegoś wzmacniającego z trucizną – bowiem w końcu od przybytku głowa nie boli. Wielokrotnie przekonał już się jak wielką wartość miały i jak wiele potrafiły pomóc chociażby na placu boju.
Wiedział, że płyn o magicznych właściwościach działał na mugolaków, jednakże liczył, że przy tej znacznie subtelniejszej okazji uda jej się uśmiercić kilka z nich. Dobra szlama, to martwa szlama – proste i klarowne stwierdzenie. -Wiem, wiem- wtrącił się w jej słowa, lecz nim zdążył dodać coś więcej ta już nakierowała jego myśli na coś zupełnie innego. Czyżby szukała środka na nieco większą skalę? Uniósł kącik ust, a jego oczy rozbłysnęły złowieszczo. -Nie poddawaj się nawet jeśli będą to bardzo długie i żmudne badania. Cel uświęca środki- zwieńczył wiedząc, że prędzej czy później poradzi sobie z tym tematem.
Kiedy w końcu przeszli do głównego aspektu dzisiejszego spotkania uzmysłowiła mu, że była kompletnie zielona w kwestii run. Rozumiał to i nie był szczególnie zaskoczony – nauka o nich była niezwykle rozległa, trudna i pochłaniała mnóstwo czasu, dlatego przy tak dużej ilości zajęć było to praktycznie niemożliwe. Z resztą uczenie się fundamentów na własną rękę było nader wielkim ryzykiem, więc rad był, iż poprosiła go o pomoc. -W takim razie zacznijmy od początku- stwierdził, a następnie nakreślił na pergaminie podstawowe runy i podał jej pióro. -Pierwszą, którą widzisz nazywamy Fehu, jest to runa porządku- rzucił unosząc na nią wzrok. -Ma wiele znaczeń dodatkowych, które oczywiście wykorzystuje się w zależności od tego co pragniemy osiągnąć. Symbolizuje przede wszystkim bogactwo nie tylko w majątku ale i kwestii duchowej. Spróbuj ją narysować- odparł wiedząc, że nie było sensu bardziej zagłębiać się w jej magiczne odzwierciedlenie. Samo wykorzystywanie znaków, łączenie je i rozpisywanie wymagało długiej, i mozolnej nauki, a bez poznania podstawowych tylko namąciłby jej w głowie. Następnie omówił kilka kolejnych licząc, że cokolwiek przyjdzie jej z tego zapamiętać. Notowała, co było niezbędne, bowiem wychodziło na to, iż poważnie podchodziła do tematu.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Taras [odnośnik]16.10.20 19:35
Rozbawienie zatańczyło na jasnej twarzy alchemiczki. Wizja, jaką nakreślił Drew wydawała jej się niezwykle zabawna, chociażby przez fakt, że czarownica nie przepadała za przemocą, a same pojedynki napawały ją zwykłym, czystym przerażeniem.
- Rzadko miewam niezapowiedzianych gości, Drew. Wolę jednak dmuchać na zimne, niż ponownie przechodzić przez rabunki. - Odparła, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. Mieszkała w na tyle odludnym miejscu, że do tej pory nie miała przypadku z niezapowiedzianym gościem. Zabezpieczenie domu wydawało jej się jednak pomysłem rozsądnym, zwłaszcza po przeszłych wydarzeniach.
- Wiem, jak wygląda Willy. Paskudny, obleśny typ o świńskich oczkach. Złodziei nie widziałam. - Odpowiedź była szczera, nie widziała sensu by ukrywać przed Drew takie informacje. I jeśli chciał dać czarodziejom nauczkę za krzywdy, jakie jej wyrządzili… Cóż, zapewne gdyby jej o tym powiedział, dostałby kilka przydatnych mikstur na drogę.
Szaroniebieskie oczy wywróciły się, na widok wyrazu twarzy jej towarzysza. Doskonale wiedziała, jak żałośnie mogła zabrzmieć jej opowiastka. Nie było jednak tajemnicą, że Frances należy do nieśmiałych czarownic, a jej matka wyjątkowo chciałaby, by obrączka zalśniła na palcu córki. Na to jednak, w najbliższym czasie się nie zanosiło. Ciepły uśmiech przystroił jej buzię.
- A jak sądzisz, braciszku? - Odrobinę niegrzecznie odpowiedziała pytaniem na pytanie, unosząc brew w rozbawieniu. - Nie jestem głupia, mam swój rozum. Gdybym uznała, że nie jesteś odpowiednim towarzystwem, z pewnością już dawno nie mielibyśmy kontaktu. - Szczerość ponownie wybrzmiała w delikatnym głosie panny Burroughs. Postać Drew nie jawiła jej się w czarnych barwach. Ba! Śmiało mogłaby rzec, że lubi czarodzieja, nawet jeśli zamawiane przez niego mikstury mogły nakierować na pewne fakty.
Nie odpowiedziała, na słowa dotyczące pogawędki. Jeśli Drew życzył sobie, aby poruszyć z Scheridanem jakieś tematy, nie miała zamiaru w to ingerować. Byli dorośli, powinni być w stanie się dogadać… A w jaki sposób to zrobią, cóż, nie chciała wiedzieć. Ignorowanie rzeczywistości wychodziło jej całkiem nieźle, pozwalając widzieć świat w takich barwach, w jakich chciała.
- Zapraszam, chętnie wytłumaczę Ci podstawy. - Złożyła propozycję z uśmiechem na ustach. Alchemia była jej pasją oraz życiową przygodą. Jeśli Drew potrzebował paru lekcji, nie widziała chociażby jednego przeciwwskazania, aby jej udzielić. Kolejne jego słowa sprawiły, że delikatnie, po przyjacielsku pacnęła go dłonią w ramię. - Och przestań, po za paroma spotkaniami nic między nami nie było. Ale jeśli chcesz się z nim zakumplować, proszę bardzo. Chociaż, może wolisz dolać mu amortencji? - Odpowiedziała, pytanie zawarte w wypowiedzi naznaczając żartobliwością.
- Wspaniale! Niedługo będę szykować kilka fiolek dla Cilliana, przygotuję więc również kilka dla Ciebie. - Nie wiedziała, czy Drew wiedział o jej znajomości z jego kuzynem. Znała jednak drugiego Macnaira na tyle długo, iż ta znajomość jawiła jej się jako oczywista.
Błysk w jego oku upewnił ją, iż mężczyzna zrozumiał o co mogło jej chodzić, wywołując na jej buzi uśmiech przepełniony satysfakcją. Wiedziała, że dojście do odpowiedniego rozwiązania zajmie sporo czasu, uznawała to jednak za ciekawą, naukową odskocznię… Kto wie, co z tego wyjdzie. Nabierała coraz większej wprawy w tworzeniu mikstur, a to otwierało przed nią coraz większe możliwości. Miała nadzieję, że już niedługo przyjdzie jej zabrać się za większe, bardziej wymagające projekty.
A gdy lekcja rozpoczęła się, pełnia uwagi panny Burroughs skupiła się na słowach, uciekających z ust przyjaciela. Wiedziała, że te informacje mogą się jej przydać w przyszłości, postanowiła więc popracować nad nimi już teraz, aby móc na spokojnie zgłębić ich tajniki.
Ostrożnie ujęła ołówek w szczupłe palce, by z największą uwagą nakreślić napisaną przez mężczyznę runę, chwilę później rozpoczynając sporządzanie odpowiednich notatek. Zgrabnym, eleganckim pismem zapisywała wszystkie słowa, jakie ulatywały z jego ust, nie chcąc pominąć żadnej, chociażby najmniejszej informacji, jaka mogłaby być przydatna. Lata pilnej nauki sprawiły, że panna Burroughs osiągnęła niemal mistrzostwo w przygotowaniu odpowiednich dla niej notatek. Żądne wiedzy spojrzenie wodziło między twarzą Drew a kartkami pergminu, gdy kreślił kolejne znaki.
W skupieniu zapisała kolejne runy, o jakich opowiadał Macnair, dokładnie zapisując ich znaczenie. Nie przerywała mu, nie zadawała zbędnych pytań wpierw chcąc poznać całokształt teorii, by później móc wypytać o rzeczy, które po krótkiej analizie mogłaby uznać za nie jasne.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]31.10.20 20:14
Mieszkał w najpodlejszej dzielnicy Londynu, a i tak – niestety – nie miał niezapowiedzianych gości. Był przekonany, że rabusie musieli dłużej śledzić Frances i wywnioskować, iż pozostawała w domu sama, bowiem w innym wypadku mogli wtopić zważywszy na rejon. Doki nie były bezpieczne i choć wciąż cieszyły się nieco lepszą sławą niżeli Śmiertelny Nokturn, to można było oberwać w zęby bez żadnego powodu. -Zrobimy z nimi porządek- stwierdził bez cienia zawahania. Nagrzmocone rzezimieszki nie budziły w nim większych obaw; zwykle ciężko było im utrzymać różdżkę, o równowadze nie wspominając, dlatego sprawę szło załatwić w bardzo szybko sposób.
Uniósł kącik ust na widok jej uśmiechu. Wspomnienie miny Dudleya, kiedy dowiedział się, że jest jej bratem była bezcenna, podobnie jak późniejsze grzecznościowe zwroty. Szkoda chłopaka, oby nie zmarnował swego potencjału. Był jeszcze młody, ewidentnie nie wiedział czego chciał.
-Cóż mogę mieć wątpliwości. W końcu wyglądaliście jak dwa gołąbeczki- zaśmiał się pod nosem na pamiętne kwiaty, kolacje oraz wino. Kompletnie nie przykładał wagi do małego faux pas Frances, choć młodym z pewnością o wiele trudniej było to przełknąć. -Nie widzę żadnych przeciwskazań. Sympatyczny, wyrozumiały, altruistyczny i przede wszystkim kochany- wzruszył ramionami próbując zachować poważny wyraz twarzy, choć nie było to prostym zadaniem. Posiadał kompletnie przeciwne do wymienionych cech, o czym z pewnością dziewczyna zdążyła się niejednokrotnie przekonać. Nigdy nie działał bez korzyści dla siebie i nawet wówczas widział w krótkiej lekcji przyszłościowe korzyści. Była wprawiona w umiejętności, jakich mu brakowało – potrafiła warzyć eliksiry bojowe oraz trucizny, których często potrzebował.
-Daj spokój od czego mam Ciebie?- uniósł wymownie brew, po czym sięgnął po szklaneczkę i upił z niej spory łyk trunku. -Jeszcze zrobi Ci się konkurencja- przeciągnął ostatnie słowo z wyraźną ironią w głosie. Potrzebowałby wielu lat, aby w jakikolwiek sposób jej zagrozić, choć zważywszy na fakt, że nieustannie się rozwijała brzmiało to jak misja niemożliwa. Eliksiry nigdy nie były czymś co go fascynowało; nie miał do nich ręki.
Zaśmiał się pod nosem zerkając na nią spod byka. Nigdy więcej nie chciał mieć do czynienia z amortencją, a tym bardziej jeśli celem był mężczyzna. -Żebyś wydrapała mi oczy z zazdrości? Chyba podziękuję- wzruszył ramionami nie chcąc mierzyć się z jej złością, kiedy okaże się, że to w jego drzwiach Dudley będzie czekał z badylami w dłoni. -Myślę, że musiałbym być mocno nagrzany, żeby wytrzymywać to ciągłe biadolenie o papierach- rzucił z wyraźną nonszalancją. Wspomnienie wydarzeń z piwnicy karczmy nieustannie go irytowało, bowiem zamiast skupić się na celu musiał powtarzać, że dokumenty nie były niczym istotnym. Młodzian ewidentnie nie zrozumiał jego wcześniejszych słów lub co gorsza nie brał ich na poważnie.
Słysząc imię Cilliana zamilknął na moment, po czym ponownie upił alkoholu. Znali się? Nie widział go nigdy u niej, oni sami także nie raczyli wspomnieć o podobnej znajomości, dlatego ściągnął brwi w zastanowieniu. -Nie wiedziałem, że się znacie- powiedział spoglądając w jej kierunku.
-Zapewne męczy cię ten burak- zaśmiał się pod nosem kręcąc głową. Kuzyn dopiero co powrócił w granice Londynu, a już tak poszerzył swe kontakty? -Jakie specyfiki od ciebie bierze?- spytał z ciekawością w głosie. Wychodził z założenia, że raczej stronił od trucizn, choć najwyraźniej mógł go jeszcze czymś zaskoczyć. Pozbywał się w ten sposób niewygodnych klientów, wrogów, czy kobiet, którym zaszedł za skórę?
Skupiwszy się na pergaminie upewniał się, czy aby na pewno poprawnie kreśli zapisywane przez niego runy. Wiedział, że była nieugięta i zmotywowana, więc w miarę szybko przyjdzie jej przyswoić podstawową wiedzę. Bez niej nie było sensu zagłębiać się w dalsze tajniki tej starożytnej sztuki.
-To teraz od początku, po kolei każda- zasugerował, kiedy skończył opowiadać o ostatnim ze znaków. -Musisz je kreślić z niebywałą starannością. Wierz mi, że czasem jedno omsknięcie może być parszywe w skutkach- dodał mając w pamięci kilka własnych niepowodzeń. Rozpisywanie runicznych inskrypcji na szybko było najgorszym z możliwych i czasem nawet dla wprawionego w tej sztuce kończyło się fatalnie. -Fundamenty pozwolą ci czytać i rozumieć znaczenie, a to jest najważniejsze, przynajmniej na początku- skwitował sięgając po szklaneczkę z trunkiem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Taras [odnośnik]03.11.20 19:21
Delikatny uśmiech wyrysował się na buzi panny Burroughs.
- Dziękuję, to… bardzo miłe z twojej strony. - Odpowiedziała z wyraźną wdzięcznością w głosie. Nie mieszkała już w portowym otoczeniu, wolała jednak dmuchać na zimne. Skoro Drew był w stanie załatwić jej sprawy i uświadomić niektórym, iż nie powinni się na nią czaić, Frances będzie mogła czuć się odrobinę bezpieczniej gdy przyjdzie jej odwiedzać zakątki Londynu. A w ostatnich czasach bezpieczeństwo jawiło jej się jako niezwykle istotna rzecz.
Eteryczne dziewczę wywróciło rozbawionymi, szaroniebieskimi oczami. Domyślała się, że Drew pewnie prędko nie da jej w tej kwestii spokoju. - A ja widzę. Mój ojciec nie żyje, mój prawdziwy brat ma gdzieś to czy żyję… Wychodzi na to, że Dudley powinien prosić ciebie o zgodę, a z tego co mi wiadomo tego nie zrobił, braciszku. A jako najlepsza siostra jaką posiadasz, nie mogę więc robić czegokolwiek, co mogłoby zburzyć moją reputację i przynieść ci wstyd, czyż nie? - Odpowiedziała z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Nie miała wielkiego pojęcia o tym, jak rysują się relacje rodzinne Drew, słowa jednak wypowiedziała w stuprocentowym żarcie. I jedynie odrobinę uznając smutnym fakt, iż jakby na to nie spojrzeć, Macnair był dla niej lepszy od rodzonego brata. - Nieskromnie stwierdzę, że jestem najlepszym alchemikiem jakiego znasz. Zrobienie mi konkurencji nie będzie łatwe. - Ciepły uśmiech zagościł na delikatnej buzi panny Burroughs. W tej jednej kwestii pewności siebie jej nie brakowało. Miała ledwie dwadzieścia jeden lat, a już wkroczyła na drogę alchemicznych odkryć. I była pewna, że jeśli nadal będzie sumiennie pracować nad swoim rozwojem, z pewnością spełni swoje marzenia o wielkich odkryciach.
- Kobiety takie jak ja nie wydrapują oczu, mój drogi. - Rzuciła mu dłuższe spojrzenie, by wzruszyć delikatnie ramionami. Pojedynki pannę Burroughs przerażały, sama nie była osobą, która dobrze znosiłaby choć oglądanie przemocy, jednocześnie uwielbiając poczucie elegancji. Podobne problemy zwykła rozwiązywać inaczej. Słowa dotyczące dokumentów skomentowała jedynie krótkim parsknięciem cichego śmiechu. Kolejny temat był o wiele ciekawszy od wszelkich papierów, jakie mogły znajdować się w Ministerstwie.
- Och, znamy się od dawna. Cilly zaopatruje mnie w niektóre ingrediencje od lat. - Fakt, iż znajomość dopiero niedawno miała okazję przenieść się z listów do realnego świata postanowiła przemiliczeć, nie uznając go za istotny.
- Cilly nie jest burakiem. Bywa specyficzny, ale nawet go lubię. - Dodała jeszcze z rozbawieniem w delikatnym głosie. Panna Burroughs nie była osobą, która chętnie wysuwała by podobne określenia względem znanych jej czarodziejów, zwłaszcza gdy darzyła ich sympatią. A drugi Macnair jawił się jej jako przyjaciel. Specyficzny, czasem irytujący, nadal jednak przyjaciel. - Najróżniejsze. Zwykle to eliksiry bojowe bądź takie, które mogą pomóc mu w pracy. - Dokładna lista byłaby niezwykle długa, gdyż Frances chętnie pomagała znajomym swoimi umiejętnościami. Nie raz również sama podsunęła mu jakieś fiolki, gdy uważała, że dany specyfik może okazać się przydatny.
Uwaga panny Burroughs skupiła się na znakach, jakie przyszło im kreślić oraz wykonywaniu dokładnych notatek, by w późniejszym czasie móc na ich podstawie utrwalać wiedzę. Wiedziała, że przed nią długa droga, czuła jednak, że dodatkowa wiedza z pewnością jej się przyda. Zwłaszcza przy pomysłach, jakie pojawiały się w jej głowie.
- Och, doskonale wiem, że staranność jest potrzebna. W alchemii jeden zły gest może zakończyć się wybuchem… - Odpowiedziała, delikatnie unosząc kąciki ust, by następnie rozpocząć uważne kreślenie kolejnych znaków. Każdy z nich starała się nakreślić z charakterystyczną dla niej perfekcyjnością, przy każdym powtarzając opis, jaki przedstawił jej Drew, chcąc utrwalić przekazane wiadomości w głowie. Szaroniebieskie spojrzenie wędrowało między pergaminem a buzią towarzysza, szukając w niej potwierdzenia, że wszystko zapamiętała dokładnie tak, jak powinna.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]11.11.20 1:38
Uniósł nieznacznie szklankę w geście toastu, po czym upił trunku do dna licząc, że zapraszając go w swe progi miała butelkę w zanadrzu. Nie było sensu wdawać się w dalsze szczegóły rabunku; wszystko co wiedziała zdawała się powiedzieć i pozostało mu działać unikając przy tym ewidentnie przykrego dla niej tematu. Była jeszcze młoda, nie powinna podobnych rzeczy doświadczać, choć mieszkając w tak niebezpiecznych okolicach należało brać taką możliwość pod uwagę. Nie analizował jej początkowej decyzji, co do wyboru dzielnicy – być może nie mogła pozwolić sobie na nic więcej tudzież chciała wyjątkowo dobrze ukryć się przed rodziną. Opcji było wiele.
Zaśmiał się pod nosem na jej słowa, bowiem brzmiały iście abstrakcyjnie. Wiedział, że żartowała nie mniej jednak nie wyobrażał sobie mieć jakiejkolwiek odpowiedzialności za czyjąś codzienność na swych barkach. -Doskonale wiesz, co jest dla Ciebie najlepsze i liczę, iż nie będziesz przy pewnych wyborach oglądać się za siebie- skwitował z pewnością w głosie.
-Tak właśnie myślałem- westchnął z teatralnym zawodem malującym się na twarzy. Nigdy nie zamierzał tego robić, mieszanie w kociołku nie przynosiło mu żadnej satysfakcji, a tym bardziej nie stawiało wyzwań. Każdego fascynowały inne rzeczy, dlatego liczne, zadbane kontakty miały niezwykle wielką wartość – nie tylko merytoryczną. Uzupełniali się, oddawali drobne przysługi tudzież pobierali sawkę galeonów za większe zlecenia i tym samym wszyscy mieli pewność, że robota została wykonana z należytą starannością. -Zatem co robią? Karmią trucizną?- kącik jego ust zadrżał w lekkim, ironicznym wyrazie, a w oku pojawił się błysk. To właśnie te mikstury budziły w nim największe zainteresowanie, bowiem stanowiły najcichszą broń. Przeszło dwa lata temu głównie w ten sposób pozbywał się niewygodnych kontrahentów tudzież konkurentów mających odwagę stanąć mu na drodze. Nigdy nie doceniano jego możliwości, choć on sam odbiegał od górnolotnej opinii na własny temat, dzięki czemu zyskiwał niezwykle istotny element zaskoczenia. Określanie go przez pryzmat biednego gnojka stanowił istny as w rękawie. Nie posiadał wielkich umiejętności, lecz cechował go spryt, który potrafił wykorzystać.
Przewrócił oczami słysząc same komplementy na temat Cilliana. Zastanawiał się jaki był prawdziwy powód jego pragnienia wyjechania za granice Londynu. Czyżby kłamał? Wodził chcąc uzyskać odpowiedzi na niezadane pytania? -Pracy powiadasz- mruknął bardziej do siebie uderzając wolno palcami w szklane naczynie. -Ciekawe- dodał nie chcąc zagłębiać się w ich relacje. Szanował swego kuzyna, ucieszyła go jego finalna – samodzielna – decyzja, jednakże liczył, iż w końcu uda mu się poznać prawdziwe motywy. Odkąd rozdzieliło ich tysiące mil znacznie mniej ze sobą rozmawiali i tym samym oddalili od siebie nie mając pojęcia o wzajemnej codzienności.
-Jeśli chcesz użyczę Ci kilku manuskryptów- zaproponował pamiętając, że wciąż miał w swej kolekcji kilka nieskomplikowanych treści, które mogły nieco rozjaśnić jej pewne kwestie. -Nie są one nader trudne do odczytu- dodał wiedząc, że na pierwszy rzut oka mogło się to wydawać nierealne. -Wpierw pisownia, fundamentalne znaczenie, dopiero później zagłębiaj się w ich strukturę i możliwości.- kontynuował nieco się powtarzając, lecz znając jej ambicje obawiał się, że nader szybko będzie chciała podnieść poziom trudności. -Tylko nie próbuj kreślić ich w pozycji odwróconej- uniósł wymownie brew rozrysowując jedną z run na papierze dla zwykłego przykładu. -W ten sposób tworzy się klątwy- istniało niskie prawdopodobieństwo, że z podstawową wiedzą była w stanie utkać najbanalniejsze przekleństwo, aczkolwiek wolał ją uprzedzić. -Określasz ich działanie i finalnie wieńczysz skrypt najmocniejszym ze znaków, który najbardziej oddaje charakter tego cholerstwa- wygiął wargi czując się jak ryba w wodzie, kiedy prawił o uwielbianej przez siebie mocy starożytnych run.





The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Taras [odnośnik]13.11.20 15:53
Wybór poprzedniej dzielnicy nie był od niej zależny. Panna Burroughs zmuszona była zamieszkać w porcie w wieku ledwie sześciu lat po tragicznej śmierci ojca. Nigdy nie lubiła tamtych uliczek, do czerwca jednak nie było ją stać na zmianę miejsca zamieszkania. Teraz jednak, mogła cieszyć się spokojną okolicą, brakiem jakichkolwiek sąsiadów oraz spokojem, którego potrzebowała od dawna.
Zamyślenie przez chwilę przemknęło przez jasne lico dziewczyny, gdy kolejne słowa opuściły jej usta.
- Chyba… Dopiero powoli odkrywam, co jest dla mnie najlepsze. Moja rodzina jest dość toksyczna i odsunięcie się od niej… Cóż, otwiera oczy w pewnych kwestiach. - Głos Frances był odrobinę niepewny. Dopiero rozpoczynała życie na własny rachunek, nieprzepełnione widmem rodzinnych obowiązków oraz toksycznych komentarzy. Zapewne odnalezienie tego, co będzie dla niej najlepsze zajmie jej odrobinę czasu. Miała jedynie nadzieję, iż nie przeoczy oczywistości, chwilowo skupiając się głównie na pracy.
Tajemniczy uśmiech ponownie przyozdobił usta eterycznego dziewczęcia.
- Może… Nie zdradzam takich tajemnic ot tak, musisz bardziej się postarać. - Odpowiedziała, unosząc szklankę z sokiem do malinowych ust.  Lubiła go, nie miała jednak zamiaru wyznawać mu wszystkiego jak na talerzu… Zwłaszcza takich informacji. Wiedział, że doskonale radziła sobie ze szkodliwymi miksturami, nie posiadając najmniejszych problemów z ich przyrządzeniem. Nie było to jednak jedyną opcją odpowiedniego odwdzięczenia się za nieprzyjemności, choćby przez fakt, iż Frances należała do osób odrobinę strachliwych oraz nie lubiących brudzić sobie dłoni.
- Jeśli cię to interesuje, powinieneś chyba spytać o to Cilliana. - Delikatnie wzruszyła wątłymi ramionami.  Nie chciała wyjawić czegoś, za co drugi Macnair mógłby się na nią gniewać. Nie chciała również wchodzić między dwóch kuzynów, nie czując się z tym w pełni komfortowo.
- Och, byłoby cudownie! - Odpowiedziała, na chwilę odrywając spojrzenie od notatek. - Jeśli byłbyś tak miły, z chęcią je od ciebie pożyczę. Miałam zamiar udać się do biblioteki w poszukiwaniu odpowiednich materiałów do ćwiczenia, ale skoro je masz… Z pewnością są odpowiedniejsze, niż to co mogłabym znaleźć. - Tego akurat była pewna. Przekopywanie regałów biblioteki nie należało do najprostszych zadań, a księgi z runami często zawierały bardziej zaawansowane manuskrypty, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Panna Burroughs czuła, że bez odpowiedniej pomocy z pewnością opanowanie podstaw nie przyszłoby jej ani łatwo, ani sprawnie.
Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu, gdy mężczyzna wspomniał o klątwach. Nie raz o nich słyszała, nigdy jednak nie miała z nimi jakiejkolwiek styczności.
- Znasz się na klątwach? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. - Ja nigdy nie miałam z nimi styczności, czytałam jednak, że aby zrozumieć ich istotę, należy znać czarną magię. Czy to prawda? - Jej pytania były natury wyłącznie akademickiej, napędzane zwykłą niemal naukową ciekawością. A Drew wyglądał na kogoś, komu czarne, podłe sztuki nie są obce. Frances, nie licząc jednego przypadkowego pokazu oraz kilku wzmianek w księgach, nie miała jakiejkolwiek styczności z plugawą magią. Co zresztą nie powinno być niczym dziwnym w momencie, gdy przerażały ją zwykłe pojedynki podczas lekcji uroków. Temat naukowo ciekawił, kilka teorii prosiło się aby je rozwiać a eteryczna alchemiczka była pewna, że jej cudowny pan Wroński nie macza palców w klątwach, mimo posługiwania się czarną magią.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]23.11.20 22:09
W myślach przyznał racje dziewczynie, kiedy wspomniała, że odsunięcie się od rodziny otwiera oczy. Przeżył to na własnej skórze w chwili podjęcia decyzji o wyjeździe na wschodnie ziemie, bowiem dopiero tam  mógł złapać głęboki oddech. Odseparowanie się od toksycznych relacji było najlepszym z możliwych rozwiązań i nigdy mu nie przyszło żałować finalnego trzaśnięcia drzwiami nokturnowskiej klity. Zmarnował tam i tak nader wiele cennego czasu.
-Przeszkody trzeba pokonywać bez względu na wysokość kosztów- skwitował temat nie chcąc bardziej drążyć jej pobudek. Miał ją za mądrą czarownicę i jeśli wybrała taką drogę to pozostało jedynie liczyć, że nie przyjdzie jej szybko spotkać się z rozdrożem bez dobrego wyjścia.
Westchnął przez moment udając naburmuszonego, po czym sięgnął dłonią po szklaneczkę i upił z niej łyk trunku. -Zatem co mam uczynić, aby te karty zostały przede mną odkryte?-rzucił z błyskiem w oku, choć przez słowa przedzierała się typowa dla niego ironia. Nie zależało mu na odpowiedziach, choć w przypadku Frances mógł przypuścić, że właśnie taki tor obierały sprawy. W końcu znała się na rzeczy i bez większego wysiłku potrafiła uwarzyć truciznę szkodzącą dosłownie każdemu kto ją wypije. Z drugiej strony nie przypominała osoby lubującej się w ofensywnie, bardziej posądziłby ją o działania z ukrycia; rękoma innego czarodzieja. Opłacała zlecenia? Kto wie, czasem pozory potrafiły naprawę mylić i nauczył się, aby nie czerpać z nich nader rzetelnych opinii na czyiś temat.
-Pewnie wkrótce nadarzy się okazja i sam mi powie, tudzież Ty zrobisz się mniej tajemnicza- odparł z lekkim uśmiechem. Był cwany, to ich łączyło, dlatego nie zdziwiłby się jakoś szczególnie, gdyby zjawiał się u progów domu Frances po podobne specyfiki. Prowadził wiele nielegalnych interesów, w końcu na nich zbił nie lada galeonów, a w tego typu biznesach trudno o uczciwe zasady gry.  
Skinął głową na entuzjastyczne podejście dziewczyny i powrócił wzrokiem do zapisków. -W bibliotekach nie znajdziesz tego typu materiałów. Najlepsze zawsze były w rękach kolekcjonerów, a wierz mi, że takich nie brakuje. Niektóre kolekcje są warte fortunę- odparł zgodnie z własną wiedzą i doświadczeniem. Sam posiadał kilka perełek, których nie zamierzał sprzedać za żadną kwotę – no chyba, że faktycznie otworzyłby się przed nim skarbiec. Publiczne miejsca miały ciekawe zasoby, jednakże były powszechnie dostępne i służyły głownie laikom do fundamentalnej nauki. Z pewnością wiele by jej pomogły, szczególnie w opanowaniu podstaw, jednak skoro miał je pod ręką to mogła zaoszczędzić czas na szukaniu tudzież marnowaniu kolejnych dni na wertowaniu czegoś nieco bardziej zaawansowanego i tym samym niezrozumiałego.
Uśmiechnął się na jej kolejne pytanie, po czym dopił trunku i odstawił puste szkło na blat drewnianego stolika. -Nie zdradzam takich tajemnic ot tak, musisz się bardziej postarać- rzucił mając w pamięci jej słowa odnośnie trucizn. Dość jasnym było, że posiadał szerokie pojęcie na temat klątw, jednakże nie zamierzał mówić tego wprost. Nie miało to żadnego związku z brakiem pewnego rodzaju zaufania, a czystej złośliwości. -Na mnie już czas, przy następnej okazji przyniosę manuskrypty- skwitował celowo ignorując pytanie o czarną magię, a następnie wstał z krzesła.
-Bym zapomniał, mam coś dla Ciebie- zrehabilitował się przypominając sobie o ingrediencjach, które przyniósł jej w ramach podziękowania za eliksiry. -Mam nadzieję, że Ci się przydadzą i przy okazji przygotujesz mi kilka niezbędnych baz- dodał nie precyzując do czego były mu potrzebne. Zaraz po tym skinął jej głową z lekkim uśmiechem i zmienił się w kłąb czarnego dymu wzbijając się wysoko ku górze, by finalnie obrać kierunek na centrum Londynu.  

|przekazuję Frances: jaja widłowęża, korzeń ciemiernika, róg garboroga x2, włosie akromantuli x3, włosie buchorożca, wydzielina korniczaka;
krew x2, gałka oczna x2, szpik kostny x2, włókno z ludzkiego serca x2


/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Taras [odnośnik]25.11.20 21:45
21 lipca 1957 roku

Ambicje panny Burroughs nie pozwały jej, aby zatrzymać się w rozwoju. Doskonale wiedziała, że aby osiągnąć to, o czym przyszło jej od dawna marzyć, musiała również zgłębić inne dziedziny po za alchemią oraz astronomią. Alchemia była dziedziną niezmiernie skomplikowaną, wymagającą znajomości również innych dziedzin, aby można było w pełni korzystać z jej dobrodziejstw. A ona chciała posiąść wszystkie, nawet najmniejsze tajemnice, jakie były powiązane z ukochaną dziedziną.
Nic więc też dziwnego, że wolne chwile wykorzystywała na powiększanie swoich umiejętności. Ledwie kilka dni temu Drew zapoznał ją z podstawami starożytnych run. Poznała alfabet, poznała sposób w jaki powinna odczytywać znaki oraz kilka przestróg dotyczących tego, czego nie powinna z nimi robić. Macnair okazał się być na tyle cudownym, że dostarczył jej również kilka manuskryptów, dzięki którym mogła praktyczniej doskonalić sztukę rozumienia starożytnych run. Eterycznej alchemiczce pozostawało jedynie przyswoić przekazane dane oraz szkolić się w praktyce, aby zrozumieć podstawy sztuki, jaką były starożytne runy.
Pogoda sprzyjała, Frances udało się wcześniej skończyć pracę w szpitalu, a to oznaczało, że dziewczyna mogła poświęcić kilka kolejnych godzin na zgłębianie wiedzy. W towarzystwie notatek, zimnego napoju oraz ciekawskiego nieśmiałka eteryczna alchemiczka udała się na taras, chcąc skorzystać z promieni słońca przebijających się przez ciężkie chmury. Uważnie rozłożyła swoje notatki, aby przystąpić do nauki.
Wpierw zaczęła od utrwalenia wiedzy, jaką zdobyła podczas spotkania z Drew. Uważnie przesuwała szaroniebieskim spojrzeniem po zapisanych przez siebie notatkach, bazujących na wiedzy jej przyjaciela. Powtarzała znaczenie każdej, kolejnej runy, nawet nie zauważając, że w tym wszystkim przyszło jej cichutko mówić do samej siebie. Doskonale wiedziała, że znaczenie run jest rzeczą najistotniejszą oraz najważniejszą w zrozumieniu ich działania. Bez ich zrozumienia, delikatne dziewczę nie będzie w stanie zrozumieć sposobu, w jaki się je łączy bądź tego, jak mogła tę wiedzę wykorzystać w swojej pracy. A była niemal pewna, iż nadejdzie dzień, gdzie znajomość starożytnych run z pewnością się jej przyda.
Eteryczna alchemiczka spędziła dobrą godzinę na przeglądaniu swoich notatek, powtarzaniu wiedzy przekazanej przez przyjaciela oraz utrwalaniu w głowie znaczenia kolejnych run. I miała wrażenie, że szło jej całkiem nieźle. Kto wie, może jednak runy nie były tak skomplikowane, jak do tej pory przyszło jej sądzić? Nie wiedziała jeszcze, z czym wiążą się wyższe etapy znajomości tej dziedziny, na razie jednak, patrzyła na wszystko pozytywnie, całkiem optymistycznym okiem. Dawno nie przyszło jej uczyć się czegoś od zupełnych podstaw i takie działania z pewnością były miłą odmianą.
Panna Burroughs upiła łyk zimnego napoju ze swojej szklanki, na chwilę przenosząc szaroniebieskie spojrzenie na grządki z kolorowymi kwiatami. Umysł potrzebował chwili wytchnienia, nim dziewczyna będzie mogła przystąpić do kolejnych części, zaplanowanych przez siebie działań. Ciche westchnienie uleciało z dziewczęcej piersi. Miała nadzieję, iż jest na odpowiedniej drodze. Sposoby sporządzania notatek posiadała opanowane od lat, w taki sposób aby uczyć się w sposób najbardziej efektowny. Za każdym jednak razem gdy uczyła się czegoś nowego, posiadała tę samą obawę przed porażką. A przecież nie mogła jej ponieść. Nie teraz, gdy wielkie odkrycia zdawały się być coraz bliżej.
Kilka chwil później blondynka ujęła w smukłe palce pióro, wcześniej rozkładając przed siebie kawałek pergaminu. Ostrożnie rozpoczęła kreślenie run, według wzoru, jaki okazał jej Drew. Pamiętała jego upomnienia, aby przykładać się do ich kreślenia oraz to, jak ważnym jest aby kreślone były w sposób idealny oraz perfekcyjny - taki, jaki zwykła sobie najbardziej upodobać.  Ćwiczyła więc zapisywanie każdej z kolejnych run, aby mieć pewność iż osiągnie w tej kwestii odpowiednią perfekcję; że kreślone przez nią runy nie będą niczym się różnić od tych, jakie wcześniej zapisał na pergaminie jej przyjaciel. I nie widziała innego sposobu aby nad tym zapanować, niż odpowiednie ćwiczenia. Kilkadziesiąt minut później, wszystkie rysowane przez nią znaki wyglądały dokładnie tak samo, jak te zapisane przez Macnaira, co wywołało na ustach eterycznego dziewczęcia uśmiech pełen zadowolenia.
Dopiero teraz panna Burroughs zyskała pewność, że może przejść do manuskryptów, jakie pożyczył jej przyjaciel. Na szelki wypadek odstawiła szklankę kawałek w bok, by przypadkiem jej nie przeszkadzała, po czym ujęła w dłonie manuskrypt, od którego Drew poradził jej zacząć. Uważnie przejechała szaroniebieskim spojrzeniem po zapisanych runach, w pierwszej chwili czując przepływ niepewności. Czy uda jej się go odczytać? Musiała spróbować, aby wiedzieć. Ostrożnie rozpoczęła spisywanie znaczeń poszczególnych run, znajdujących się w zapiskach. Powoli, posiłkując się zapisanymi przez nią notatkami, próbowała przebrnąć przez manuskrypt, próbując poznać jego znaczenie. Z początku szło jej mozolnie, aby poznać znaczenie czegoś, co ona odbierała za słowo potrzebowała kilkunastu długich minut, poświęconych na wypisywanie znaczenia wszystkich znaków oraz powolnemu złożeniu tych znaczeń w logiczną całość. Frances nie sądziła, że początki będą tak skomplikowane. Uparcie jednak parła do przodu, próbując sprostać zadaniu, jakie przed sobą wyznaczyła. Nie poddawała się i już po kilkunastu minutach zauważyła, że praca idzie jej odrobinę sprawniej. Jej prędkość przekładania run na angielski nie była zachwycająca, eteryczna alchemiczka miała jednak wrażenie, że idzie jej to odrobinę płynniej oraz, że poświęca odrobinę mniej czasu na wybranie odpowiedniego znaczenia oraz odpowiednią interpretacje.
Dopiero gdzieś w połowie manuskryptu poczuła się odrobinę pewniej, jakby faktycznie wiedziała, co też przyszło jej robić. Samo to uczucie przyprawiło ją o odrobinę zadowolenia oraz zwykłej satysfakcji. Materiał, który wcześniej wydawał jej się nierozumiany powoli odkrywał przed nią swoje tajemnice, pozwalając zrozumieć słowa zaklęte w starożytnych runach. Doznanie wspaniałe oraz zaskakujące, napawające eteryczne dziewczę chęcią poznania więcej sztuk, które do tej pory były jej nieznane.
Dopiero po kilku godzinach, gdy niebo powoli rozpoczynało przybieranie ciemnej barwy, panna Burroughs mogła  z dumą stwierdzić, iż udało jej się przetłumaczyć cały, krótki manuskrypt. Pismo miało jedynie jedną stronę, lecz rozszyfrowanie zapisanych na nim run tak, iż była w stanie zrozumieć jego treść oraz zaznajomić się z techniką odczytywania starożytnego pisma przyprawiło eteryczne dziewczę o ogromną porcję zadowolenia oraz satysfakcji.
Frances z zadowoleniem przesunęła szaroniebieskim spojrzeniem po zapisanych przez siebie słowach, by później przyjrzeć się samemu manuskryptowi. Uważnie, ostatni raz przeanalizowała cały tekst, jaki podarował jej Drew, starając zapamiętać się niektóre połączenia, które wydawały jej się niezwykle istotne. Następnie uważnie wczytała się w przetłumaczone słowa, czasem przesuwając spojrzenie na manuskrypt, by upewnić się, że nie popełniła żadnego, chociażby najmniejszego błędu. Z ulgą zauważyła, że według niej nie było w nim żadnych błędów... Nie zwykła jednak ufać przeczuciom. Na świeżym kawałku pergaminu Frances zapisała po raz drugi tłumaczenie, po czym na innej kartce spisała kilka słów, by wysłać przetłumaczony kawałek manuskryptu Drew, aby mógł sprawdzić czy przypadkiem nie popełniła jakiegoś błędu. Miała możliwość zasięgnąć porady specjalisty w tej dziedzinie i nie miała zamiaru rezygnować z takiej okazji.
A gdy to było gotowe, panna Burroughs ostatni raz przeczytała swoje zapiski z poprzedniej lekcji, manuskrypt oraz jego tłumaczenie, jakie wykonała spokojnie utrwalając zdobytą wiedzę. A gdy uznała, że już nic z dzisiejszego dnia nie wyciśnie, eteryczna alchemiczka uporządkowała swoje notatki, aby odnieść je do pracowni, mieszczącej większość jej zapisków. Następnie wręczyła liścik swojej sowie, by ta dostarczyła ją pod odpowiedni adres. Krótkie spojrzenie na godzinę sprawiło, że Frances musiała rozpocząć przygotowywania do kolejnego dnia pracy w paskudnym szpitalu Świetego Munga. I mimo coraz większej niechęci do pracy, eteryczne dziewczę czuło zadowolenie z tego, co udało jej sie dokonać dzisiejszego dnia. Runy powoli zaczynały otwierać przed nią swoje tajemnice.

|zt.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Taras [odnośnik]25.11.20 22:49
| 18 sierpnia

Fatalny, sierpniowy upał nieznośnie dobierał się do ciała. Za oknem męcząca duchota i ciemnawe chmury, jakby Matka Natura albo inna metafizyczna siła chciała dziś ukarać nikczemną ludzkość za popełniane grzechy. Zaraz miała chyba rzucać stekiem piorunów, grzmiąc przy tym nieprzyjemnie głośno, bezwstydnie siejąc spustoszenie w ziemskiej atmosferze. Mogło lunąć chłodnym deszczykiem, mogła rozszaleć się groźna burza, ale i bez tego nie było spokojnie - gdzieś niedaleko pewnie waliły się mury, jakiś mugol rozrywany był na strzępy, któryś odważny buntownik ryzykował życiem. On jednak kisił się teraz w letniej dzisiejszości - zagubiony i zdezorientowany. Bynajmniej nie z powodu frustracji obrazem przyziemnej niesprawiedliwości, bynajmniej nie z powodu wojennego kryzysu. Coś mu dolegało, już zresztą od dawna; męczyło ducha i umysł, ciało pozostawiwszy nienaruszonym. Choć nieprzejęty był politycznym chaosem, coś wzbudziło w nim te nietypowe wyrzuty sumienia, jak gdyby ocknął się z tego niemoralnego snu na jawie. Przeżywał załamanie dotychczasowych autorytetów, tych do tej pory niepodważalnych, wyznaczonych przez stabilną skorupę gorzkiego cynizmu. Wcale jednak nie dążył do pokutnego odkupienia win, wciąż przecież tkwił w tej niekonsekwencji własnych działań - w palące gorącem południe sprytnie wyławiał z tłumu ofiary, pozbawiał ich tych kilku marnych groszy, później podliczał wszystko z dziwną zadumą. Niegdyś robił to wszystko bezrefleksyjnie, choć jeszcze nie było to automatyczne; fanty zbierał z satysfakcją, pieniądze gromadził z zadowoleniem, drwiąco patrząc na tych wszystkich nieuważnych chłystków, co to dali złapać się w jego sidła. Teraz raczej była to forma walki o przetrwanie, swego rodzaju ostateczność; nie brzydził się tych haniebnych aktów, nie brzydził się samego siebie, ale coraz to częściej skłonny był do powątpiewania. Być może to przez te nadęte rozprawy o filozofii, które czytywał (i z których i tak niewiele rozumiał), być może też dlatego, że palił za dużo tego ścierwa.
Zerknął przez okno swojej ciasnej klitki, szybko jednak uznał, że nie ma na co patrzeć; wzrok przeniósł z powrotem na ściskaną w ręku szklaną lufkę, palcem zdążył dopchać ostatki suszu. Zaraz u wylotu znalazł się ogień, potem parę szybkich machów, znamienny kaszel palacza. A przede wszystkim rozluźniony do granic możliwości mózg, pełen durnych pomysłów i nietypowej szczerości. Spojrzał na tego paskudnego sierściucha, dopalił do końca zawartość fifki, polazł do kuchni po wodę, po jaraniu zawsze cholernie chciało mu się pić. Zaraz wrócił do saloniku, pokręcił się trochę po wszystkich kątach, czując na sobie wzrok tego małego skurwysyna. Wiecznie go oceniał, tylko gapił się z milczeniem, po cichu wydając swe krytyczne osądy. Chyba wariował.
- Zajmij się sobą, chuju - nakazał z irytacją, patrząc przenikliwie na nieznośnego kocura. Aż w końcu wstał energicznie z sofy, gdzieś po drodze do wyjścia łapiąc za różdżkę i prawie pustą paczkę fajek. - Idę się przejść - oznajmił jeszcze na wychodne, jak gdyby futrzak faktycznie dbał o to, co zamierza Scaletta. W istocie interesowała go tylko miska pełna karmy, ewentualnie jeszcze kotka Alex - Atena, która od czasu do czasu pojawiała się w mieszkaniu, zresztą i tak nie rozumiał zbyt wiele z tego całego bajdurzenia.
Ciężkie powietrze uderzyło twarz, zza rogu kamienicy wybrzmiał jakiś hałas. Po co on właściwie wyszedł? Cholera wie, w każdym razie ani myślał siedzieć dłużej w tej samotni, nawet jeśli jego umysł nie funkcjonował teraz z poczuciem rozsądku i nie powinien był opuszczać czterech ścian swojej kawalerki. Do głowy przyszedł mu zresztą niegłupi pomysł (chociaż w obliczu minionego miesiąca pojawił się ze zdecydowanym opóźnieniem), bo właściwie dlaczego nie miałby odwiedzić swojej dobrej kumpeli? Spalony łeb chwilowo zapomniał chyba o imprezowym uniesieniu, po którym zapadła niezręczna cisza w komunikacji. Bowiem od tamtej pory nie słyszał od niej żadnej nowiny, nie widział jej wcale, nie dostał listu; zupełnie jakby przepadła gdzieś w otchłani tego zwodniczego stawu albo - co naturalne - czekała na jakiś odzew z jego strony. Zwłaszcza, że to on z ich dwójki był tym ledwie co rozweselonym od gorzkiej wódeczki; nie posądzałby jej jednak o niepamięć i dręczącą lukę w linii wydarzeń, bo wbrew pozorom zdawała się przecież być w pełni świadoma swoich czynów. Cholera, przecież gdyby sama nie prowokowała, na pewno do niczego by nie doszło. Nie żeby żałował, po prostu był to jakiś wyraz nieodpowiedzialnej spontaniczności, a tych raczej nie tolerował - zwłaszcza, gdy nie mógł tak po prostu usprawiedliwić się nietrzeźwością umysłu. Powinien był odezwać się wcześniej, jakoś o tym wszystkim z nią porozmawiać, ale najwyraźniej wolał w spokoju zlekceważyć problem, tak jak każdy inny. Być może prostolinijność uderzyła mu do głowy wraz ze spalonym zielskiem, choć momentalnie zdawał się zupełnie zapomnieć o sprawie; być może gdzieś w podświadomości czuł jednak, że zbyt długo odkładał już tę rozmowę, że zbyt mocno nadszarpnął już jej wrażliwość. Nie chciał się obwiniać, nie czuł też, że faktycznie powinien przyjąć taką postawę, choć w istocie spieprzył parę kwestii. Ale on dobrze o tym wiedział. Czyżby przylazł tu dla refleksji? A może tylko po to, by usłyszeć jak strasznym jest dupkiem? Dla niego i tak bez różnicy, niewiele rzeczy teraz ogarniał.
Zapukał beztrosko w drzwi, z nieoczywistym zadowoleniem oparł się o framugę, zmęczonym wzrokiem wypatrywał jej progu. Jak gdyby nigdy nic.
Bo przecież dawno się nie widzieliśmy.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Taras
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach