Salon
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Salon
Jeśli po przekroczeniu progu domu, skręci się w prawo, przechodząc pod łukiem drzwiowym trafi się do niewielkiego salonu. Pomieszczenie sprawia wrażenie odrobinę surowego, pannie Burroughs zdaje się to jednak nie przeszkadzać. Miejsce to ma służyć do relaksu, właścicielka ceni więc neutralne barwy, nie męczące i tak zmęczonych już oczu. Dziewczyna zadbała o nowe nowe meble (kwadratowy puf jest jej faworytem), zasłony oraz kilka drobnych dekoracji, które nie będą odrywać uwagi od możliwych rozmów, jednocześnie nadając salonowi odrobinę jej charakteru. Znajduje się tutaj również kominek, zapewniający w domu przyjemnie ciepło podczas chłodniejszych dni.
Nałożone zabezpieczenia: Cave Inicum, Zawierucha, Oczobłysk, Muffliatio, Tenuistis (aportacja), Szklane Domy[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Frances Wroński dnia 05.04.21 22:48, w całości zmieniany 1 raz
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
17 czerwca 1957 roku
Sukcesy odnoszone na drodze tworzenia mikstur pchnęły pannę Burrroughs do rozmyślań nad kolejną miksturą, jaką mogłaby przyrządzić. Równie szybko jej myśli pomknęły w kierunku pracy. Marzył jej się awans oraz piastowanie jakiegoś poważniejszego stanowiska, gdzie alchemicy, posiadający mniejszą od niej wiedzę nie będą mogli ją pomiatać bądź podważać jej wartości. I chyba nawet wiedziała, jaki środek mogłaby przyrządzić. Częste odwiedziny na oddziale zatruć oraz kilka okazji do pracy ze stażystami sprawiły, że pomysł pojawił się w jej głowie. Do jego wykonania potrzebowała jednak pomocy w postaci uzdrowiciela, o większej wiedzy anatomicznej niż ta którą posiadała.
Frances poprawiła błękitną sukienkę w oczekiwaniu na przyjaciółkę. Miała nadzieję, że zgodzi się ona wyciągnąć ku niej pomocną dłoń. Kto wie, może obie będą mogły na tym zyskać więcej, niż uznanie? Alchemiczka żywiła co do tego wielkie nadzieje. Z uśmiechem powitała Belvinę w progach swojego nowego domu, by zamienić z nią kilka przyjaznych konwenansów. Po tym pokierowała ciemnowłosą do salonu, by po chwili dołączyć do niej z tacą, na której stały filiżanki, imbryk z herbatą oraz pudełko ciastek.
- Wspominałam Ci już, że w ostatnim czasie rozpoczęłam pracę, nad tworzeniem nowych mikstur? - Zapytała, rozkładając przyniesione rzeczy, by po chwili zająć miejsce na kanapie tuż obok panny Blythe. - Udało mi się przyrządzić dwie mikstury, jedną wzbudzającą zaufanie, drugą sprawiającą, że wspomnienia nie zapisują się w pamięci. Zajęło mi to trochę czasu, ale całkiem spodobało mi się to zajęcie. - Panna Burroughs założyła nogę na nogę, delikatnie poprawiając palcami materiał sukienki, a na jej buzi zarysował się delikatny uśmiech. - Mam pomysł, na kolejną miksturę. Widzisz, zauważyłam, że odpowiednia diagnoza w przypadku zatruć wszelakich zajmuje całkiem sporo czasu, jednocześnie nie będąc dokładną. Pomyślałam więc, że można by stworzyć miksturę, która wykrywałaby podłoże zatrucia. - Jasnowłose dziewczę uniosło filiżankę do ust, aby upić z niej kilka łyków gorącego naparu, tym samym dając Belvinie czas, na przyswojenie wiadomości. - Potrzebuję jednak pomocy kogoś, kto trochę mocniej zna się na anatomii. Opracowałam wstępny plan badań oraz istotnych kwestii... - Frances sięgnęła po plik kartek, by wręczyć go kobiecie. Umiałabyś i przede wszystkim, chciałabyś może mi pomóc? - Nadzieja oraz zainteresowanie pojawiły się w dziewczęcych oczach, nie będąc pewną, czy jakikolwiek inny uzdrowiciel byłby chętny, aby z nią współpracować, a przyrządzenie mikstury mogło otworzyć przed nimi wyższe stanowiska w szpitalu Świętego Munga. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie przyglądało się Belvinie, w oczekiwaniu na odpowiedź.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Chociaż od ostatniego spotkana z Frances minęło dużo czasu, nie spodziewała się tego dnia wiadomości od niej, a tym bardziej zaproszenia na herbatę i oszczędnej prośby o pomoc, której szczegóły miała poznać dopiero na miejscu. Nie wiedziała, czego może oczekiwać od niej młoda alchemiczka, ale jeśli tylko było to coś z jej zakresu umiejętności, nie zamierzała się wahać ani tym bardziej jej odmówić.
Dostanie się poza Londyn, było odrobinę upierdliwe jak zawsze, lecz tym razem przemierzała ulice nie zastanawiając się nad minusami obecnej sytuacji. Pogrążona w myślach, skupiała się wobec istotniejszych kwestii, jakie ostatnim czasy zaprzątały jej głowę. Docierając na miejsce, przywitała się z dziewczyną i podążyła za nią do salonu. Nowe miejsce zamieszkania Frances było bez wątpienia urokliwe i Blythe w duchu cieszyła się, że dziewczyna zdołała uciec z doków, gdzie jak sama twierdziła, nie pasowała. Tutaj musiało być jej lepiej.
Usiadła na kanapie, czekając, aż panna Burroughs dołączy do niej i wtajemniczy ją w sprawę, jaką miała do niej.
- Chyba nie wspomniałaś o tym.- potwierdziła z delikatnym uśmiechem. Podczas ostatniej rozmowy poruszyły kilka tematów, lecz tego konkretnego najwyraźniej nie, a mimo to nie zaskakiwało jej, że młoda i zdolna alchemiczka w końcu wzięła się za badania prowadzone na własną rękę. Miała ku temu zdecydowany potencjał i Belvinie nie pozostawało nic innego jak trzymać za nią kciuki.
- Ciekawie i ambitnie – przyznała, słysząc co takiego stworzyła dotąd dziewczyna. Obie mikstury brzmiały interesująco i mogły mieć szeroki zakres użyteczności.
Słuchała jej z zaciekawieniem, gdy wspomniała o kolejnej miksturze, tym razem zdecydowanie ułatwiającą pracę uzdrowicieli, jeśli docelowo miałaby trafić do nich. Miała rację, że diagnoza trwała długo i nie rzadko bywała błędna przez wzgląd na różnorodność czynników, które mogły wywołać dane objawy.
- Bardzo praktyczny pomysł i zdecydowanie pomocny.- odparła, odbierając od niej plik kartek, który zaczęła przeglądać praktycznie od razu. Istotne kwestie, które wyciągnęła Frances, faktycznie wymagały większej i bardziej fachowej wiedzy, którą nabierało się w praktyce i z pomocą opasłych ksiąg, których studiowanie było już zdecydowanie cięższe. Wertując kolejne kartki, miała już względny pogląd na to, jaki dokładnie zakres wiedzy będzie potrzebny w tym przypadku. Wpływ magii na organizm był specyficzną względną, jednak nie musiał być kwestią indywidualną, dzięki temu w końcu eliksiry, których używali uzdrowiciele miały zastosowanie do każdego pacjenta, a dobieranie ich zależało jedynie od objawów. Wiedziała, że będzie musiała pochylić się jeszcze nie raz nad całym planem oraz samym tematem wpływu. Zamierzała dostarczyć alchemiczce jak najdokładniejsze dane, aby wykluczyć kwestie niepożądane.
Uniosła spojrzenie na dziewczynę, orientując się, że zamilkła na zdecydowanie dłuższy czas.
- Wybacz. Rozumiem już, skąd potrzeba angażowania w te badania uzdrowiciela, wiedza, której potrzebujesz jest bardziej zaawansowana.- uśmiechnęła się delikatnie.- Ale jestem w stanie ci pomóc, zajmę się tym jak najszybciej i dostarczę solidne notatki.- wyjaśniła.
| pierwsza analiza wpływu magii na organizm czarodzieja, anatomia III, bonus +60
Dostanie się poza Londyn, było odrobinę upierdliwe jak zawsze, lecz tym razem przemierzała ulice nie zastanawiając się nad minusami obecnej sytuacji. Pogrążona w myślach, skupiała się wobec istotniejszych kwestii, jakie ostatnim czasy zaprzątały jej głowę. Docierając na miejsce, przywitała się z dziewczyną i podążyła za nią do salonu. Nowe miejsce zamieszkania Frances było bez wątpienia urokliwe i Blythe w duchu cieszyła się, że dziewczyna zdołała uciec z doków, gdzie jak sama twierdziła, nie pasowała. Tutaj musiało być jej lepiej.
Usiadła na kanapie, czekając, aż panna Burroughs dołączy do niej i wtajemniczy ją w sprawę, jaką miała do niej.
- Chyba nie wspomniałaś o tym.- potwierdziła z delikatnym uśmiechem. Podczas ostatniej rozmowy poruszyły kilka tematów, lecz tego konkretnego najwyraźniej nie, a mimo to nie zaskakiwało jej, że młoda i zdolna alchemiczka w końcu wzięła się za badania prowadzone na własną rękę. Miała ku temu zdecydowany potencjał i Belvinie nie pozostawało nic innego jak trzymać za nią kciuki.
- Ciekawie i ambitnie – przyznała, słysząc co takiego stworzyła dotąd dziewczyna. Obie mikstury brzmiały interesująco i mogły mieć szeroki zakres użyteczności.
Słuchała jej z zaciekawieniem, gdy wspomniała o kolejnej miksturze, tym razem zdecydowanie ułatwiającą pracę uzdrowicieli, jeśli docelowo miałaby trafić do nich. Miała rację, że diagnoza trwała długo i nie rzadko bywała błędna przez wzgląd na różnorodność czynników, które mogły wywołać dane objawy.
- Bardzo praktyczny pomysł i zdecydowanie pomocny.- odparła, odbierając od niej plik kartek, który zaczęła przeglądać praktycznie od razu. Istotne kwestie, które wyciągnęła Frances, faktycznie wymagały większej i bardziej fachowej wiedzy, którą nabierało się w praktyce i z pomocą opasłych ksiąg, których studiowanie było już zdecydowanie cięższe. Wertując kolejne kartki, miała już względny pogląd na to, jaki dokładnie zakres wiedzy będzie potrzebny w tym przypadku. Wpływ magii na organizm był specyficzną względną, jednak nie musiał być kwestią indywidualną, dzięki temu w końcu eliksiry, których używali uzdrowiciele miały zastosowanie do każdego pacjenta, a dobieranie ich zależało jedynie od objawów. Wiedziała, że będzie musiała pochylić się jeszcze nie raz nad całym planem oraz samym tematem wpływu. Zamierzała dostarczyć alchemiczce jak najdokładniejsze dane, aby wykluczyć kwestie niepożądane.
Uniosła spojrzenie na dziewczynę, orientując się, że zamilkła na zdecydowanie dłuższy czas.
- Wybacz. Rozumiem już, skąd potrzeba angażowania w te badania uzdrowiciela, wiedza, której potrzebujesz jest bardziej zaawansowana.- uśmiechnęła się delikatnie.- Ale jestem w stanie ci pomóc, zajmę się tym jak najszybciej i dostarczę solidne notatki.- wyjaśniła.
| pierwsza analiza wpływu magii na organizm czarodzieja, anatomia III, bonus +60
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
- Och, musiało mi wylecieć z głowy. - Przepraszający uśmiech powędrował w kierunku Belviny. Wiedziała, że czarownica z pewnością doceni jej pracę oraz chęć dążenia do rozwoju w przeciwieństwie do jej rodziny. I naprawdę chciała podzielić się z nią tymi wszystkimi rewelacjami, zwyczajnie jednak wypadło jej to z głowy w natłoku zdarzeń. Badania, włamanie, przeprowadzka oraz cała masa innych, mniejszych rzeczy skutecznie zaprzątnęła głowę jasnowłosego dziewczęcia w ostatnich czasach. Teraz jednak mogła odetchnąć i w szybkich słowach przybliżyć przyjaciółce to, czego nie powiedziała jej wcześniej.
- Och, to nic takiego, dopiero zaczynam. - Odpowiedziała na komplement, machając ręką, jakby stworzone przez nią mikstury nie były jeszcze czymś wielkim. Panna Burroughs czuła, że wielkie odkrycia, za które winno się ją chwalić są jeszcze przed nią. Potrzebowała wprawy oraz większej wiedzy, aby móc ich dokonać. Nie patrzyła jednak na to jak na co, niemożliwego.
- Cieszę się, mam nadzieję, że notatki trzymają się kupy… - Po tych słowach zamilkła, pozwalając Belvinie na spokojnie zapoznać się z przyrządzonymi przez nią, wstępnymi informacjami dotyczącymi tematu oraz mniej więcej sposobu w jaki chciała przeprowadzić pracę naukową. Nie pospieszała jej mimo napięcia niepewności, jakie nawiedziło jej mięśnie. Nikt inny nie przychodził jej na myśl, jeśli chodzi o długotrwałą współpracę, zwłaszcza w takiej kwestii. Powoli popijała herbatę, oczekując wyroku znajomej uzdrowicielki licząc się z tym, że może ona nie podzielać jej naukowych zapędów i nie chcieć zaangażować się w projekt.
- Nic się nie stało. - Odparła krótko, by zamienić się w słuch. A z każdym, kolejnym słowem wypowiedzianym przez pannę Blythe uśmiech na jej twarzy powiększał się. Ach, jakże wspaniale było słyszeć takie wiadomości! Zgoda przyjaciółki oznaczała kolejny projekt, jaki mogła wprowadzić w życie. - Wspaniale! Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że się zgodziłaś! Widzisz, po za tym informacjami, będziemy musiały również przetestować eliksir, aby sprawdzić jak zadziała w praktyce… Nie do końca wiem, jak to zorganizować, chciałabym jednak przetestować go na osobie zatrutej eliksirem… - Zrobiła krótką przerwę, aby upić łyk herbaty.-… Aby sprawdzić, czy przypadkiem nie zaburzy to jego działania. Eliksiry bywają wrażliwe, na inne mikstury. Drugi przypadek mógłby być innym zatruciem pochodzenia magicznego. I z tym chyba będzie odrobinę większy problem… No, ale na pewno coś wymyślimy. - Ekscytacja wybrzmiewała w głosie eterycznej alchemiczki. Nie mogła doczekać się momentu, gdy po raz pierwszy będą mogły podać pacjentowi przyrządzone przez nie mikstury oraz sprawdzić, jak specyfik się zachowa. Nie mogła również doczekać się momentu, gdy miny jej współpracowników zrzedną - była pewna, że żaden z tych podłych typów nie był w stanie stworzyć własnej, niepowtarzalnej receptury.
- Och, to nic takiego, dopiero zaczynam. - Odpowiedziała na komplement, machając ręką, jakby stworzone przez nią mikstury nie były jeszcze czymś wielkim. Panna Burroughs czuła, że wielkie odkrycia, za które winno się ją chwalić są jeszcze przed nią. Potrzebowała wprawy oraz większej wiedzy, aby móc ich dokonać. Nie patrzyła jednak na to jak na co, niemożliwego.
- Cieszę się, mam nadzieję, że notatki trzymają się kupy… - Po tych słowach zamilkła, pozwalając Belvinie na spokojnie zapoznać się z przyrządzonymi przez nią, wstępnymi informacjami dotyczącymi tematu oraz mniej więcej sposobu w jaki chciała przeprowadzić pracę naukową. Nie pospieszała jej mimo napięcia niepewności, jakie nawiedziło jej mięśnie. Nikt inny nie przychodził jej na myśl, jeśli chodzi o długotrwałą współpracę, zwłaszcza w takiej kwestii. Powoli popijała herbatę, oczekując wyroku znajomej uzdrowicielki licząc się z tym, że może ona nie podzielać jej naukowych zapędów i nie chcieć zaangażować się w projekt.
- Nic się nie stało. - Odparła krótko, by zamienić się w słuch. A z każdym, kolejnym słowem wypowiedzianym przez pannę Blythe uśmiech na jej twarzy powiększał się. Ach, jakże wspaniale było słyszeć takie wiadomości! Zgoda przyjaciółki oznaczała kolejny projekt, jaki mogła wprowadzić w życie. - Wspaniale! Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że się zgodziłaś! Widzisz, po za tym informacjami, będziemy musiały również przetestować eliksir, aby sprawdzić jak zadziała w praktyce… Nie do końca wiem, jak to zorganizować, chciałabym jednak przetestować go na osobie zatrutej eliksirem… - Zrobiła krótką przerwę, aby upić łyk herbaty.-… Aby sprawdzić, czy przypadkiem nie zaburzy to jego działania. Eliksiry bywają wrażliwe, na inne mikstury. Drugi przypadek mógłby być innym zatruciem pochodzenia magicznego. I z tym chyba będzie odrobinę większy problem… No, ale na pewno coś wymyślimy. - Ekscytacja wybrzmiewała w głosie eterycznej alchemiczki. Nie mogła doczekać się momentu, gdy po raz pierwszy będą mogły podać pacjentowi przyrządzone przez nie mikstury oraz sprawdzić, jak specyfik się zachowa. Nie mogła również doczekać się momentu, gdy miny jej współpracowników zrzedną - była pewna, że żaden z tych podłych typów nie był w stanie stworzyć własnej, niepowtarzalnej receptury.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Odpowiedziała jej delikatnym uśmiechem, łagodnym i kojącym, bo nie miała za złe młodej alchemicznce, że pewien temat został pominięty w ostatniej rozmowie. Wiedziała, że Frances robiła wiele, brała na siebie ogrom pracy, ale nie dziwiła się. Łatwo było dać się pochłonąć, gdy coś okazywało się pasją życia. Z tego też powodu miała pewność, że nawet jeśli coś ją omijało, panna Burroughs w pewnym momencie wtajemniczy ją w kolejne swe osiągnięcia. Była gotowa wysłuchać wszystkiego czym Frances chciała się podzielić, pozostając niezmienni osobą, dopingującą alchemiczkę w dalszym rozwoju. Posiadała wszelkie predyspozycje, aby brnąć w to, co uwielbiała i zyskać dzięki temu sławę.
- Powinnaś nauczyć się przyjmować komplementy, moja droga.- odparła z wyraźnym rozbawieniem, gdy dziewczę machnęło ręką. Skromność, którą pod tym względem posiadała Burroughs, była zaskakująca, ale przywykła już do tego, jakie podejście ma koleżanka.
Czuła na sobie wyczekujące spojrzenie, gdy wertowała notatki, ale ignorowała to umiejętnie, aby przeglądając to, co prezentowały zapiski. Podobało jej się, ale poza tym, mikstura miała szanse okazać się nad wyraz przydatna w pracy. Musiała pamiętać, aby w chwili, gdy zakończą ewentualną współpracę nad eliksirem, dopytać alchemiczkę, w jakim stopniu zamierza udostępnić swoją pracę dla uzdrowicieli. Póki co nie skupiała się na tej kwestii, a pozostałych, znacznie istotniejszych.
Kąciki jej ust uniosły się wyraźnie, gdy obserwowała reakcję przyjaciółki na swoją opinię względem tego, co zostało jej przedstawione.
- Cieszy mnie, twój entuzjazm.- pogodność, jaką prezentowana przez dziewczynę, zdecydowanie jej się udzielała.- Testowanie eliksiru może być najłatwiejszą częścią, pamiętaj w końcu, że szpital jest pełen pacjentów z różnymi problemami, a wciągnięcie jakiegoś specyficznego przypadku w prywatne badania, wcale nie jest problematyczne. Mam również wielu znajomych, którzy uwielbiają pakować się w kłopoty, wiec może akurat, któreś jakoś zatruje się eliksirem.- wzruszyła lekko ramionami. Nie wykluczała takiej opcji, znając umiejętności pewnego grona osób i faktu, z jakimi dolegliwościami trafiali do niej. Niespodziewane zatrucie eliksirem było w granicach ich możliwości.- Poradzimy sobie z tym.- zapewniła, słysząc o innym zatruciu pochodzenia magicznego. Miała w sumie już na to jakiś pomysł, ale musiałaby to sprawdzić, co również nie było kłopotem, lecz zamierzała o tym wspomnieć dopiero później, gdy sama będzie pewna.
- Powinnaś nauczyć się przyjmować komplementy, moja droga.- odparła z wyraźnym rozbawieniem, gdy dziewczę machnęło ręką. Skromność, którą pod tym względem posiadała Burroughs, była zaskakująca, ale przywykła już do tego, jakie podejście ma koleżanka.
Czuła na sobie wyczekujące spojrzenie, gdy wertowała notatki, ale ignorowała to umiejętnie, aby przeglądając to, co prezentowały zapiski. Podobało jej się, ale poza tym, mikstura miała szanse okazać się nad wyraz przydatna w pracy. Musiała pamiętać, aby w chwili, gdy zakończą ewentualną współpracę nad eliksirem, dopytać alchemiczkę, w jakim stopniu zamierza udostępnić swoją pracę dla uzdrowicieli. Póki co nie skupiała się na tej kwestii, a pozostałych, znacznie istotniejszych.
Kąciki jej ust uniosły się wyraźnie, gdy obserwowała reakcję przyjaciółki na swoją opinię względem tego, co zostało jej przedstawione.
- Cieszy mnie, twój entuzjazm.- pogodność, jaką prezentowana przez dziewczynę, zdecydowanie jej się udzielała.- Testowanie eliksiru może być najłatwiejszą częścią, pamiętaj w końcu, że szpital jest pełen pacjentów z różnymi problemami, a wciągnięcie jakiegoś specyficznego przypadku w prywatne badania, wcale nie jest problematyczne. Mam również wielu znajomych, którzy uwielbiają pakować się w kłopoty, wiec może akurat, któreś jakoś zatruje się eliksirem.- wzruszyła lekko ramionami. Nie wykluczała takiej opcji, znając umiejętności pewnego grona osób i faktu, z jakimi dolegliwościami trafiali do niej. Niespodziewane zatrucie eliksirem było w granicach ich możliwości.- Poradzimy sobie z tym.- zapewniła, słysząc o innym zatruciu pochodzenia magicznego. Miała w sumie już na to jakiś pomysł, ale musiałaby to sprawdzić, co również nie było kłopotem, lecz zamierzała o tym wspomnieć dopiero później, gdy sama będzie pewna.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Rumieniec pojawił się na buzi panny Burroughs, gdy słowa opuściły usta towarzyszki. Panna Burroughs była przekonana, iż skromność w podobnej materii jest kwestią istotną. Nie dało się osiągnąć czegoś wielkiego, zachwycając się nad każdym, nawet najmniejszym osiągnięciem. Ambicje nie pozwalały jej, aby spocząć na laurach. Chciała więcej. O wiele więcej, niż można by było oczekiwać od młodej panny. Chciała poznać wszystkie, nawet najbardziej skryte tajemnice eliksirów, aby osiągnąć coś, co zapisze jej nazwisko na kartach historii.
- Och, ale to naprawdę nic wielkiego. To dopiero pierwsze kroki, które mają przybliżyć mnie do czegoś większego. Nie chcę wpadać w zachwyt nad czymś drobnym, aby nie odciągnęło mnie to od większych, bardziej zaawansowanych planów. - Odpowiedziała, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. W szerszej perspektywie była pewna, że o tych osiągnięciach komuś przyjdzie zapomnieć. Zwłaszcza, gdy w końcu uda się jej odnaleźć coś większego oraz bardziej znaczącego. Pozostawało mieć nadzieję, że faktycznie uda jej się dokonać czegoś wielkiego.
- Och, wolałabym nie narażać się przełożonym w szpitalu… Ale również znam kilka osób, które zapewne chętnie pomogłyby przy realizacji projektu… Świadomie, bądź też nie. - Niewinny uśmiech zagościł na buzi eterycznego dziewczęcia. Wiedziała jak dolewać mikstury do napojów w sposób, który nie wzbudziłby żadnych podejrzeń. Nie raz miała okazję praktykować tę sztukę jeszcze gdy przyszło jej pracować w paskudnym Parszywym Pasażerze, mając trucizny jako jedyną obronę przed paskudnymi, obleśnymi marynarzami, jacy pojawiali się w tawernie wuja.
- Mam taką nadzieję, wiele spraw jest do zaplanowania. Żywię jednak nadzieję, że całość przyjdzie nam sprawnie. Mam już pewien pomysł, jak wywołać odpowiednie działanie… Widzisz, zastanawiam się nad użyciem czynnika magicznego powiązanego z transmutacją. Wtedy, jeśli odpowiednio opracuję obliczenia oraz składniki, eliksir mógłby powodować zmianę koloru jakiejś części ciała, w celu ukazania wyniku… Co o tym sądzisz? Będzie to przydatne? - Spytała, z zaciekawieniem unosząc brew ku górze. Nie posiadała doświadczenia w dziedzinie uzdrawiania oraz faktycznej pracy z pacjentami, przez co potrzebowała kilku rad kogoś, kto był bardziej biegły w tej dziedzinie.
- Och, ale to naprawdę nic wielkiego. To dopiero pierwsze kroki, które mają przybliżyć mnie do czegoś większego. Nie chcę wpadać w zachwyt nad czymś drobnym, aby nie odciągnęło mnie to od większych, bardziej zaawansowanych planów. - Odpowiedziała, wzruszając delikatnie wątłymi ramionami. W szerszej perspektywie była pewna, że o tych osiągnięciach komuś przyjdzie zapomnieć. Zwłaszcza, gdy w końcu uda się jej odnaleźć coś większego oraz bardziej znaczącego. Pozostawało mieć nadzieję, że faktycznie uda jej się dokonać czegoś wielkiego.
- Och, wolałabym nie narażać się przełożonym w szpitalu… Ale również znam kilka osób, które zapewne chętnie pomogłyby przy realizacji projektu… Świadomie, bądź też nie. - Niewinny uśmiech zagościł na buzi eterycznego dziewczęcia. Wiedziała jak dolewać mikstury do napojów w sposób, który nie wzbudziłby żadnych podejrzeń. Nie raz miała okazję praktykować tę sztukę jeszcze gdy przyszło jej pracować w paskudnym Parszywym Pasażerze, mając trucizny jako jedyną obronę przed paskudnymi, obleśnymi marynarzami, jacy pojawiali się w tawernie wuja.
- Mam taką nadzieję, wiele spraw jest do zaplanowania. Żywię jednak nadzieję, że całość przyjdzie nam sprawnie. Mam już pewien pomysł, jak wywołać odpowiednie działanie… Widzisz, zastanawiam się nad użyciem czynnika magicznego powiązanego z transmutacją. Wtedy, jeśli odpowiednio opracuję obliczenia oraz składniki, eliksir mógłby powodować zmianę koloru jakiejś części ciała, w celu ukazania wyniku… Co o tym sądzisz? Będzie to przydatne? - Spytała, z zaciekawieniem unosząc brew ku górze. Nie posiadała doświadczenia w dziedzinie uzdrawiania oraz faktycznej pracy z pacjentami, przez co potrzebowała kilku rad kogoś, kto był bardziej biegły w tej dziedzinie.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zdecydowanie nikt nie kazałby jej spocząć na laurach, a faktyczne docenianie swoich postępów, miało inne zastosowanie. Skromność, chociaż była uroczą cechą, potrafiła ograniczać, a przynajmniej zdaniem Belviny. Może była to jednak różnica charakterów, innych ambicji i celów. W pracy uzdrowiciela każdy drobny sukces był istotny, bo ratował życie, zauważalnie naprawiał szkody wyrządzone w organizmie.
- Jesteś w tym urocza, Fran.- mruknęła, a w głosie nadal pobrzmiewało rozbawienie, lecz nie było prześmiewcze. Ceniła ją jako alchemika, jak osobę, jako przyjaciółkę.- Jak zawsze trzymam kciuki, aby udało ci się osiągnąć wszystko, co planujesz, zwłaszcza gdy słyszę o czymś znacznie większym i ważniejszym? – przechyliła delikatnie głowę, przyglądając się uważniej młodej dziewczynie. Zamierzała ja wspierać, jak tylko będzie mogła, coraz częściej spoglądając na pannę Burroughs niczym na krewniaczkę, młodszą siostrę. Takowej w sumie od zawsze brakowało w jej życiu, bo los chciał, że wychowała się wśród mężczyzn, a matka poza nią powiła tylko synów.
- Spokojnie, nie będziesz musiała się narażać. W razie czego wezmę to na siebie.- odparła, unosząc kąciki ust w przewrotnym uśmiechu. Uniosła lekko brew, słysząc o osobach chętnych do pomocy, lecz bardziej skupiając swą uwagę na tych, które mogłoby pomóc nieświadomie.- Cóż ja słyszę? Twa niewinność i delikatność, nie są tak bezgraniczne? – zaśmiała się cicho. Nie znała jej od tej strony, ale wzbudziło to zainteresowanie.
Upiła trochę herbaty, która zdążyła już wyraźnie przestygnąć, ale niekoniecznie jej to przeszkadzało. Nie mogła zliczyć wieczorów, gdy zasiadała do pewnych lektur i pergaminów w towarzystwie filiżanki gorącej kawy bądź herbaty, aby koniec końców wypić napój kompletnie zimny.
Zastanowiła się nad kwestią, która została poruszona.
- Sądzę, że to bardzo dobry pomysł i jak najbardziej przydatny. Proponowałabym jednak na wybór części ciała, nie decydować się na te widoczne na pierwszy rzut oka. Ewentualnie doprowadzić do tego, aby działanie mikstury dość szybko ustępowało. Pacjenci potrafią być przewrażliwieni, więc wyjaśnienie im, że ów nienaturalny kolor zniknie nim opuszczą mury szpitala, może być dość ciężkie.- poradziła, wiedząc z doświadczenia, jak uciążliwi mogli być niektórzy pacjenci. Oczywiście nie było tak zawsze, każdy przypadek był inny, lecz w tym teraz, wolała dość mocno generalizować czarodziejów.
- Jesteś w tym urocza, Fran.- mruknęła, a w głosie nadal pobrzmiewało rozbawienie, lecz nie było prześmiewcze. Ceniła ją jako alchemika, jak osobę, jako przyjaciółkę.- Jak zawsze trzymam kciuki, aby udało ci się osiągnąć wszystko, co planujesz, zwłaszcza gdy słyszę o czymś znacznie większym i ważniejszym? – przechyliła delikatnie głowę, przyglądając się uważniej młodej dziewczynie. Zamierzała ja wspierać, jak tylko będzie mogła, coraz częściej spoglądając na pannę Burroughs niczym na krewniaczkę, młodszą siostrę. Takowej w sumie od zawsze brakowało w jej życiu, bo los chciał, że wychowała się wśród mężczyzn, a matka poza nią powiła tylko synów.
- Spokojnie, nie będziesz musiała się narażać. W razie czego wezmę to na siebie.- odparła, unosząc kąciki ust w przewrotnym uśmiechu. Uniosła lekko brew, słysząc o osobach chętnych do pomocy, lecz bardziej skupiając swą uwagę na tych, które mogłoby pomóc nieświadomie.- Cóż ja słyszę? Twa niewinność i delikatność, nie są tak bezgraniczne? – zaśmiała się cicho. Nie znała jej od tej strony, ale wzbudziło to zainteresowanie.
Upiła trochę herbaty, która zdążyła już wyraźnie przestygnąć, ale niekoniecznie jej to przeszkadzało. Nie mogła zliczyć wieczorów, gdy zasiadała do pewnych lektur i pergaminów w towarzystwie filiżanki gorącej kawy bądź herbaty, aby koniec końców wypić napój kompletnie zimny.
Zastanowiła się nad kwestią, która została poruszona.
- Sądzę, że to bardzo dobry pomysł i jak najbardziej przydatny. Proponowałabym jednak na wybór części ciała, nie decydować się na te widoczne na pierwszy rzut oka. Ewentualnie doprowadzić do tego, aby działanie mikstury dość szybko ustępowało. Pacjenci potrafią być przewrażliwieni, więc wyjaśnienie im, że ów nienaturalny kolor zniknie nim opuszczą mury szpitala, może być dość ciężkie.- poradziła, wiedząc z doświadczenia, jak uciążliwi mogli być niektórzy pacjenci. Oczywiście nie było tak zawsze, każdy przypadek był inny, lecz w tym teraz, wolała dość mocno generalizować czarodziejów.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Delikatny rumieniec pojawił się na buzi eterycznej alchemiczki. Nie zwykła do komplementów, zwłaszcza odnoszących się do jej rzekomego uroku. Z pewnością zbyt wiele godzin spędziła z nosem w książkach, zamiast na wyjściach z kawalerami, jak większość jej rówieśniczek.
Kolejne pytanie sprawiło, że na delikatnej buzi alchemiczki pojawiło się wahanie. Nie wiedziała, czy powinna zdradzić się z wielkimi zapędami, jakie jawiły się w jej głowie… Z drugiej jednak strony, jeśli nie Belvinie, to komu? Przez chwilę rozważała wszystkie za oraz przeciw wyjawieniu tajemnicy.
- Musisz mi obiecać, że nic nikomu nie powiesz… - Zaczęła, z błyskiem w szaroniebieskim spojrzeniu. - Marzą mi się wielkie odkrycia, Belvino. Mam głowę pełną najróżniejszych specyfików. Od trucizn, przez mikstury mieszające w umyśle lub pozwalające nim manipulować… Chciałabym również stworzyć mój własny Kamień Filozoficzny, nawet jeśli wiem, iż do tego czasu minie jeszcze wiele czasu, a mi brakuje jeszcze więcej wiedzy… - Wyznała z błyskiem w szaroniebieskim spojrzeniu. Och, naprawdę chciała dokonać wielkich odkryć, jakie zapisałyby jej nazwisko na kartach historii. Chciała udowodnić wszystkim wokół oraz sobie samej, że jest warta o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wiedziała, że pewnego dnia osiągnie swój sukces, nawet jeśli miałaby pracować nad nim przez kolejne dekady.
Kiwnęła głową z uśmiechem, gdy Belvina wypowiedziała kolejne słowa. Panna Burroughs nie posiadała najlepszych kontaktów z innymi alchemikami, dogadując się jedynie z jednym przełożonym. Większość uznawała ją za mniej zdolną przez fakt noszenia spódnicy.
Delikatny uśmiech pojawił się na buzi eterycznego dziewczęcia. ,
- Nauka czasem wymaga poświęceń… - Stwierdziła lekko, jakoby rozmawiały o pogodzie. Kilka razy już przyszło jej sprawdzać działanie eliksiru na niczego nieświadomych czarodziejach. Nie uważała tego za posunięcie złe, nie zagrażała w żaden sposób ich zdrowiu bądź życiu. Ot, jedynie odrobina tajemnic doleciała do jej uszu.
Panna Burroughs przygryzła delikatnie dolną wargę malinowych ust, zastanawiając się nad słowami uzdrowicielki. Jej uwaga była niezwykle trafna i warga głębszego zastanowienia.
- Myślę, że jeśli wszystko dobrze obliczę, byłabym w stanie ściśle określić czas, przez który zabarwienie byłoby widoczne. Nie może ono zniknąć za szybko, nie może również trwać zbyt długo… A gdyby tak, eliksir barwił dłonie? Wiesz, łatwe do dostrzeżenia, nawet jeśli coś jeszcze dolegałoby pacjentowi, jednocześnie, jeśli efekt utrzymywał się odrobinę dłużej, można zwyczajnie założyć rękawiczki i nie będzie on widoczny… - Wyrzucała z siebie kolejne propozycje z zamyśleniem widniejącym na delikatnej buzi alchemiczki. Miała wrażenie, że myśli całkiem dobrze. Dłonie wydawały się najlepszym możliwym miejscem do ukazania wyniku eliksiru - dobrze widoczne i łatwe do możliwego ukrycia.
Kolejne pytanie sprawiło, że na delikatnej buzi alchemiczki pojawiło się wahanie. Nie wiedziała, czy powinna zdradzić się z wielkimi zapędami, jakie jawiły się w jej głowie… Z drugiej jednak strony, jeśli nie Belvinie, to komu? Przez chwilę rozważała wszystkie za oraz przeciw wyjawieniu tajemnicy.
- Musisz mi obiecać, że nic nikomu nie powiesz… - Zaczęła, z błyskiem w szaroniebieskim spojrzeniu. - Marzą mi się wielkie odkrycia, Belvino. Mam głowę pełną najróżniejszych specyfików. Od trucizn, przez mikstury mieszające w umyśle lub pozwalające nim manipulować… Chciałabym również stworzyć mój własny Kamień Filozoficzny, nawet jeśli wiem, iż do tego czasu minie jeszcze wiele czasu, a mi brakuje jeszcze więcej wiedzy… - Wyznała z błyskiem w szaroniebieskim spojrzeniu. Och, naprawdę chciała dokonać wielkich odkryć, jakie zapisałyby jej nazwisko na kartach historii. Chciała udowodnić wszystkim wokół oraz sobie samej, że jest warta o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wiedziała, że pewnego dnia osiągnie swój sukces, nawet jeśli miałaby pracować nad nim przez kolejne dekady.
Kiwnęła głową z uśmiechem, gdy Belvina wypowiedziała kolejne słowa. Panna Burroughs nie posiadała najlepszych kontaktów z innymi alchemikami, dogadując się jedynie z jednym przełożonym. Większość uznawała ją za mniej zdolną przez fakt noszenia spódnicy.
Delikatny uśmiech pojawił się na buzi eterycznego dziewczęcia. ,
- Nauka czasem wymaga poświęceń… - Stwierdziła lekko, jakoby rozmawiały o pogodzie. Kilka razy już przyszło jej sprawdzać działanie eliksiru na niczego nieświadomych czarodziejach. Nie uważała tego za posunięcie złe, nie zagrażała w żaden sposób ich zdrowiu bądź życiu. Ot, jedynie odrobina tajemnic doleciała do jej uszu.
Panna Burroughs przygryzła delikatnie dolną wargę malinowych ust, zastanawiając się nad słowami uzdrowicielki. Jej uwaga była niezwykle trafna i warga głębszego zastanowienia.
- Myślę, że jeśli wszystko dobrze obliczę, byłabym w stanie ściśle określić czas, przez który zabarwienie byłoby widoczne. Nie może ono zniknąć za szybko, nie może również trwać zbyt długo… A gdyby tak, eliksir barwił dłonie? Wiesz, łatwe do dostrzeżenia, nawet jeśli coś jeszcze dolegałoby pacjentowi, jednocześnie, jeśli efekt utrzymywał się odrobinę dłużej, można zwyczajnie założyć rękawiczki i nie będzie on widoczny… - Wyrzucała z siebie kolejne propozycje z zamyśleniem widniejącym na delikatnej buzi alchemiczki. Miała wrażenie, że myśli całkiem dobrze. Dłonie wydawały się najlepszym możliwym miejscem do ukazania wyniku eliksiru - dobrze widoczne i łatwe do możliwego ukrycia.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Reakcje Frances jasno mówiły, że na co dzień nie spotykała się ze zbyt wieloma komplementami, ale to nic. Miała jeszcze czas, aby do nich przywyknąć, bo nawet jeśli nie miałyby padać z powodu urody to z racji osiągnięć. Co prawda względem pierwszego zamierzała w pewnym momencie wyrwać dziewczynę z otoczenia ksiąg oraz towarzystwa kociołka, nakłonić ją, aby zadbała również o samą siebie i skorzystała z trochę innych aspektów życia. Nie można było poświęcić całego życia nauce i dobrze o tym wiedziała, popełniając ten błąd przez krótki moment. Na całe szczęście ją, miał kto oderwać od tego i to samo chciała zrobić dla panny Burroughs.
Przechyliła delikatnie głowę, słysząc wstęp, jaki zafundowała młoda alchemiczka, ale zaraz pokiwała głową.- Oczywiście. Cokolwiek powiesz, zostanie między nami.- zapewniła. Nie zamierzała rozpowiadać czegoś, co dziewczyna wyraźnie chciała zachować dla siebie lub w zaufanym gronie, skoro decydowała się powiedzieć cokolwiek. W ciemnych tęczówkach wyraźnie odbił się szok, gdy usłyszała jakie plany miała dziewczyna, ile chciała osiągnąć w swej ukochanej dziedzinie.- Wyjątkowo ambitne plany, Frances.- skomentowała z uśmiechem, a w głosie odbił się delikatny podziw, że w tym wieku snuła już takie wizje osiągnięć.- Jestem pewna, że uda ci się to osiągnąć. Masz ku temu solidne podstawy, zważywszy na badania, które już prowadzisz.- dodała. Chciała to obserwować, spoglądać na tą utalentowaną alchemiczkę, gdy będzie się rozwijała i osiągała coraz więcej i więcej.
Uśmiechnęła się wyraźniej, odpowiadając na uniesienie kącików ust przez towarzyszkę. Zgadzała się z nią w tej kwestii, nauka wymagała wszelakich poświęceń i nie można było żałować niczego, jeśli stał za tym konkretny cel, a jeśli nie szkodziło się drugiej osoby, tym bardziej nie należało wzbraniać się przed niezbyt czystymi zagraniami.- Bez wątpienia.- szepnęła jedynie, pozostawiając ów temat na tej specyficznej lekkości wypowiedzi.
Pokiwała powoli głową, kiedy Frances wzięła pod uwagę jej słowa.
- W takim przypadku, owszem, przestaje to być problemem.- zgodziła się z nią, bo znając dokładny czas trwania zabarwienia, uzdrowiciele mieliby łatwiej wyjaśnić ów nietypowy kolor i w razie czego uspokoić zdenerwowanego pacjenta. Niestety specyfika pracy była taka, że nie jedynie obrażeniami fizycznymi bądź psychicznymi, trzeba było się przejmować. Wiele czynników pojawiało się niespodziewanie i uzdrowiciele musieli móc reagować na nie odpowiednio. Nerwowość pacjenta była jednym z nich, a co gorsze miało to miejsce częściej niż powinno, zwłaszcza w ostatnim czasie.- Tak, musi pozostać dość długo, aby w razie konieczności móc skonsultować przypadek z innym oddziałem, a czasami trwa to o wiele dłuższą chwilę.- w tej kwestii nie było wątpliwości. Zastanowiła się nad dłońmi; dla uzdrowiciela wygodne, dla pacjenta mniej, lecz przy znanym czasie działania można było przetrzymać osobę dłużej na oddziale i wypuścić dopiero, gdy kolor ustąpi.- To doby pomysł.- potwierdziła w końcu, nie przedłużając ciszy jaka zapadła od niej.
Przechyliła delikatnie głowę, słysząc wstęp, jaki zafundowała młoda alchemiczka, ale zaraz pokiwała głową.- Oczywiście. Cokolwiek powiesz, zostanie między nami.- zapewniła. Nie zamierzała rozpowiadać czegoś, co dziewczyna wyraźnie chciała zachować dla siebie lub w zaufanym gronie, skoro decydowała się powiedzieć cokolwiek. W ciemnych tęczówkach wyraźnie odbił się szok, gdy usłyszała jakie plany miała dziewczyna, ile chciała osiągnąć w swej ukochanej dziedzinie.- Wyjątkowo ambitne plany, Frances.- skomentowała z uśmiechem, a w głosie odbił się delikatny podziw, że w tym wieku snuła już takie wizje osiągnięć.- Jestem pewna, że uda ci się to osiągnąć. Masz ku temu solidne podstawy, zważywszy na badania, które już prowadzisz.- dodała. Chciała to obserwować, spoglądać na tą utalentowaną alchemiczkę, gdy będzie się rozwijała i osiągała coraz więcej i więcej.
Uśmiechnęła się wyraźniej, odpowiadając na uniesienie kącików ust przez towarzyszkę. Zgadzała się z nią w tej kwestii, nauka wymagała wszelakich poświęceń i nie można było żałować niczego, jeśli stał za tym konkretny cel, a jeśli nie szkodziło się drugiej osoby, tym bardziej nie należało wzbraniać się przed niezbyt czystymi zagraniami.- Bez wątpienia.- szepnęła jedynie, pozostawiając ów temat na tej specyficznej lekkości wypowiedzi.
Pokiwała powoli głową, kiedy Frances wzięła pod uwagę jej słowa.
- W takim przypadku, owszem, przestaje to być problemem.- zgodziła się z nią, bo znając dokładny czas trwania zabarwienia, uzdrowiciele mieliby łatwiej wyjaśnić ów nietypowy kolor i w razie czego uspokoić zdenerwowanego pacjenta. Niestety specyfika pracy była taka, że nie jedynie obrażeniami fizycznymi bądź psychicznymi, trzeba było się przejmować. Wiele czynników pojawiało się niespodziewanie i uzdrowiciele musieli móc reagować na nie odpowiednio. Nerwowość pacjenta była jednym z nich, a co gorsze miało to miejsce częściej niż powinno, zwłaszcza w ostatnim czasie.- Tak, musi pozostać dość długo, aby w razie konieczności móc skonsultować przypadek z innym oddziałem, a czasami trwa to o wiele dłuższą chwilę.- w tej kwestii nie było wątpliwości. Zastanowiła się nad dłońmi; dla uzdrowiciela wygodne, dla pacjenta mniej, lecz przy znanym czasie działania można było przetrzymać osobę dłużej na oddziale i wypuścić dopiero, gdy kolor ustąpi.- To doby pomysł.- potwierdziła w końcu, nie przedłużając ciszy jaka zapadła od niej.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pasja błyszczała w szaroniebieskim spojrzeniu, gdy eteryczna alchemiczka opowiadała o swoich wielkich planach oraz marzeniach, jakie snuła już od dzieciństwa. Frances chciała, aby jej nazwisko zapisało się na kartach historii; chciała osiągnąć coś, co udowodniłoby jej oraz wszystkim dookoła, że jest czegoś warta. Delikatny uśmiech wyrysował się na buzi eterycznego dziewczęcia. - Ponoć należy mierzyć wysoko. - Odpowiedziała lekko, jakby rozmawiały o kupieniu nowej kreacji, a nie rewolucjonizowaniu dziedziny alchemii. Wiedziała, że nie będzie lekko, miała jednak nadzieję, iż uda jej się kiedyś osiągnąć to, co sobie wyznaczyła.
- Dziękuję, również mam nadzieję, że kiedyś mi się uda. - W głosie i spojrzeniu panny Burroughs pojawiła się odrobina dziwnego wzruszenia. Nie otrzymywała wiele wsparcia w dążeniu do spełnienia swoich marzeń. Matka zwykle wytykała jej, iż najpierw powinna znaleźć odpowiedniego męża, zamiast zatapiać się w kolejne księgi oraz idee.
Eteryczne dziewczę pokiwało głową, po czym wzięło w dłonie kawałek pergaminu oraz pióra, aby zapisać pomysł oraz wstępne dane, które przyszły jej do głowy. Zgrabnym pismem zapisała kilka linijek danych oraz kluczowych słów, które miały się przydać, by wrócić spojrzeniem do swojej towarzyszki.
- Dobrze, postaram się odpowiednio to opracować. Jak skończysz pracę z danymi anatomicznymi wyślij mi proszę sowę. Ja przeanalizuję działanie trucizn i spróbuję wybrać wstępne składniki. Jak już będę miała Twoje notatki, opracuję całą, dokładną recepturę… Prześlę Ci również gotowe dane, dotyczące działania barwiącego. Wtedy mogłabyś je przejrzeć i dać mi znać, czy wszystko będzie pasowało do pracy uzdrowiciela… Co o tym sądzisz? - Z zamyśleniem wypisanym na delikatnej twarzy panna Burroughs powoli wyjaśniła przyjaciółce wstępny plan działania, pewna, że jeśli po drodze pojawią się jakieś komplikacje, z pewnością będą mogły opracować je na bieżąco.
- A jak wszystko będzie gotowe, przeprowadzimy testy. - Dodała, wieńcząc swoją myśl. Wszystko było dokładnie zaplanowane, a to oznaczało, że pozostało im jedynie przystąpić do działania… I mieć nadzieję, że pomysł nie okaże się niewypałem.
- Dziękuję, również mam nadzieję, że kiedyś mi się uda. - W głosie i spojrzeniu panny Burroughs pojawiła się odrobina dziwnego wzruszenia. Nie otrzymywała wiele wsparcia w dążeniu do spełnienia swoich marzeń. Matka zwykle wytykała jej, iż najpierw powinna znaleźć odpowiedniego męża, zamiast zatapiać się w kolejne księgi oraz idee.
Eteryczne dziewczę pokiwało głową, po czym wzięło w dłonie kawałek pergaminu oraz pióra, aby zapisać pomysł oraz wstępne dane, które przyszły jej do głowy. Zgrabnym pismem zapisała kilka linijek danych oraz kluczowych słów, które miały się przydać, by wrócić spojrzeniem do swojej towarzyszki.
- Dobrze, postaram się odpowiednio to opracować. Jak skończysz pracę z danymi anatomicznymi wyślij mi proszę sowę. Ja przeanalizuję działanie trucizn i spróbuję wybrać wstępne składniki. Jak już będę miała Twoje notatki, opracuję całą, dokładną recepturę… Prześlę Ci również gotowe dane, dotyczące działania barwiącego. Wtedy mogłabyś je przejrzeć i dać mi znać, czy wszystko będzie pasowało do pracy uzdrowiciela… Co o tym sądzisz? - Z zamyśleniem wypisanym na delikatnej twarzy panna Burroughs powoli wyjaśniła przyjaciółce wstępny plan działania, pewna, że jeśli po drodze pojawią się jakieś komplikacje, z pewnością będą mogły opracować je na bieżąco.
- A jak wszystko będzie gotowe, przeprowadzimy testy. - Dodała, wieńcząc swoją myśl. Wszystko było dokładnie zaplanowane, a to oznaczało, że pozostało im jedynie przystąpić do działania… I mieć nadzieję, że pomysł nie okaże się niewypałem.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Widziała ekscytację, prawdziwą pasję w oczach dziewczyny. To, co robiła musiało sprawiać jej radość i nie wątpiła w ten fakt, gdy raz po raz rozmawiały, a chcąc nie chcąc schodziły na tematy alchemii, która znajdowała się w kręgu zainteresowania obu. Już dawno wróżyła Frances przyszłość, gdy jej nazwisko będzie znane i znajdzie się na talii.
- Bez wątpienia, należy mierzyć wysoko. Ambicja w odpowiednich dawkach to odpowiednia siła napędowa, aby osiągnąć wielkie cele.- bawiło ją, że w takim lekkim tonie potrafiły rozmawiać o temacie jakże istotnym dla młodej dziewczyny. Obie jednak rozumiały dobrze znaczenia takiej wymiany zdań, póki co nieznaczącej, ale za parę lat może powrócą do tematu w zdecydowanie innych okolicznościach.- Nie dziękuj, nie musisz za tak niewiele.- odparła. Podziękowanie za wsparcie było straszne, ale wiedziała, skąd się to bierze, gdy sama przechodziła przez podobny etap w życiu. Brak wsparcia w bliskich był okropny, lecz jej pomagali inny, nie pozwalali się poddać i dopingowali raz za razem, gdy zaczynała wątpić.
Uśmiechnęła się, kiedy Frances zapisała na pergaminie to, co właśnie omawiały. Czuła, że współpraca między nimi będzie udana i bezproblemowa, umiały się dogadać, więc i teraz nie powinien powstać żaden kłopot.- Dobrze. Wyślę Senu z wiadomościami, gdy tylko opracuję wstępne dane. Powinno udać mi się to w przeciągu najbliższych dni, dlatego spodziewaj się sowy dość szybko.- tę kwestię chciała załatwić najszybciej, jak się da, bo to kolejne mogły zabrać o wiele więcej czasu i uwagi.- Nie widzę żadnego problemu.- dodała pogodnie. Skontrolowanie gotowych danych, będzie najpewniej jedynie formalnością, bo była pewna, że Frances nie popełni błędów w opracowaniu, ale może faktycznie dobrze, aby spojrzała na nie z punktu widzenia uzdrowiciela.
Przeniosła spojrzenie na zegar, zaskoczona upływem czasu, ale czegóż innego mogła się spodziewać. Godziny uwielbiały uciekać w świetnym towarzystwie.- Muszę już iść, zaraz znów się spóźnię.- westchnęła, podnosząc się i sięgając po torbę, którą wcześniej porzuciła na fotelu.- Ale zanim zniknę.- podjęła jeszcze, wyciągając z torby zabezpieczone ingrediencje, by ułożyć wszystkie na ławie.- Ostatnio przeglądałam swój nieduży zapas składników alchemicznych i tobie zdecydowanie bardziej się przydadzą.- stwierdziła, nie wątpiąc, że alchemiczce będą potrzebne.
| przekazuję: Łuska smoka, płatki ciemiernika x2, włosie buchorożca x2, figa abisyńska, piołun, waleriana, pnącze diabelskiego sidła
zt x2
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Bez wątpienia, należy mierzyć wysoko. Ambicja w odpowiednich dawkach to odpowiednia siła napędowa, aby osiągnąć wielkie cele.- bawiło ją, że w takim lekkim tonie potrafiły rozmawiać o temacie jakże istotnym dla młodej dziewczyny. Obie jednak rozumiały dobrze znaczenia takiej wymiany zdań, póki co nieznaczącej, ale za parę lat może powrócą do tematu w zdecydowanie innych okolicznościach.- Nie dziękuj, nie musisz za tak niewiele.- odparła. Podziękowanie za wsparcie było straszne, ale wiedziała, skąd się to bierze, gdy sama przechodziła przez podobny etap w życiu. Brak wsparcia w bliskich był okropny, lecz jej pomagali inny, nie pozwalali się poddać i dopingowali raz za razem, gdy zaczynała wątpić.
Uśmiechnęła się, kiedy Frances zapisała na pergaminie to, co właśnie omawiały. Czuła, że współpraca między nimi będzie udana i bezproblemowa, umiały się dogadać, więc i teraz nie powinien powstać żaden kłopot.- Dobrze. Wyślę Senu z wiadomościami, gdy tylko opracuję wstępne dane. Powinno udać mi się to w przeciągu najbliższych dni, dlatego spodziewaj się sowy dość szybko.- tę kwestię chciała załatwić najszybciej, jak się da, bo to kolejne mogły zabrać o wiele więcej czasu i uwagi.- Nie widzę żadnego problemu.- dodała pogodnie. Skontrolowanie gotowych danych, będzie najpewniej jedynie formalnością, bo była pewna, że Frances nie popełni błędów w opracowaniu, ale może faktycznie dobrze, aby spojrzała na nie z punktu widzenia uzdrowiciela.
Przeniosła spojrzenie na zegar, zaskoczona upływem czasu, ale czegóż innego mogła się spodziewać. Godziny uwielbiały uciekać w świetnym towarzystwie.- Muszę już iść, zaraz znów się spóźnię.- westchnęła, podnosząc się i sięgając po torbę, którą wcześniej porzuciła na fotelu.- Ale zanim zniknę.- podjęła jeszcze, wyciągając z torby zabezpieczone ingrediencje, by ułożyć wszystkie na ławie.- Ostatnio przeglądałam swój nieduży zapas składników alchemicznych i tobie zdecydowanie bardziej się przydadzą.- stwierdziła, nie wątpiąc, że alchemiczce będą potrzebne.
| przekazuję: Łuska smoka, płatki ciemiernika x2, włosie buchorożca x2, figa abisyńska, piołun, waleriana, pnącze diabelskiego sidła
zt x2
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 21.01.21 21:00, w całości zmieniany 1 raz
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
To całe Surrey nie było wcale tak daleko od Londynu jak się zdawało na pierwszy rzut oka. Jedna z barmanek w Parszywym Pasażerze gdy Hagrid spytał o drogę popukała się tylko w głowie i mówiła, że to szmat czasu. Bzdura, spacer zajął mu zaledwie 4 godziny, a miło było rozprostować kości po nocach pełnych pracy. Pani Boyle nie kręciła szczególnie nosem na prośbę o dzień wolny, w niedzielne przedpołudnia było zdecydowanie mniej gości niż w sobotnie noce, a Hagridowi widocznie szło całkiem nieźle w robocie, bo nikt na niego nie narzekał. Przynajmniej póki co.
Nie czuł się jeszcze zbyt bezpiecznie poruszając się po mieście, ale tym razem udało się uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Dobra jego, przecież nie chciałby pokazać się tej miłej Francis w jakimś pokaleczonym stanie, głupio tak. Wyjście poza granice miasta nie należało do najprostszych rzeczy, ale czasem udało się znaleźć jakieś przejście (chociaż te zwykle bywały ciasne). Do knajpy przychodziło sporo dziwnych typów, Hagrid im nie ufał, ale co usłyszał i podsłuchał to jego. Teraz się udało wyjść, niewiadomo czy uda się wrócić, ale tym będzie się przejmował potem.
Domek Francis wyglądał podobnie do tych pod Keswick, ale był jakby ładniejszy. Ogród porośnięty szafirkami pachniał lepiej niż trupy i ryby w londyńskim porcie, chociaż jakby się tak głębiej zastanowić, to wszystko pachniało lepiej. Ludzi na ulicach też jakby mniej. Miejsce wydawało się zdecydowanie przyjemniejsze do życia niż stolica, a Hagridowi kojarzyło się po prostu z domowym ciepłem za którym przecież tęsknił. Strach i trema przed odwiedzinami u przyjaciółki paliły od środka, nie chciał przecież narobić wstydu ani sobie ani tym bardziej jej przed jakimiś sąsiadami. Zasługiwała na lepiej po tym co dla niego zrobiła.
Zastukał trzy razy do drzwi najdelikatniej jak potrafił co by nie wystraszyć Nicolasa swoją wizytą. Ostatnio nieśmiałek zafascynował się jego brodą, więc na tę okazję Rubeus pozbierał z sufitu sali głównej w Parszywym Pasażerze korniki i schował je głęboko w brodzie, licząc, że nie wypadną w czasie wędrówki.
- Frances! - uśmiechnął się szeroko na widok kobiety. - Bardzo ja Ci dziękuję, że Ty mnie tu zaprosiłaś. Na pewno to nie problem jest, że ja tu?
Ostatnie czego chciał to sprawiać jej problemy.
No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Zapowiedź spotkania z jakże przyjaznym półolbrzymem, którego niedawno przyszło jej poznać, niezmiernie ucieszyła eteryczne dziewczę. Było w Rubeusie coś poczciwego, co przywoływało uśmiech na twarz. Ledwie w kilkanaście minut udało mu się zauroczyć Nicolasa oraz jego właścicielkę, a to nie zdarzało się często.
Już z samego rana, korzystając z rzadko spotykanego, wolnego dnia eteryczne dziewczę rozpoczęło przygotowania. Niewielki domek utrzymywała w pedantycznym niemal porządku, chciała jednak przygotować coś do herbaty, uważając to za obowiązek przykładnej pani domu. Takiej, jak ona. Uważnie więc mieszała odpowiednie proporcje składników ciasta dbając, aby przygotować odpowiednio dużą porcję szarlotki. Przygotowaną masę musiała rozlać na dwie, największe blachy jakie tylko posiadała, by ułożyć na niej pokrojone w plasterki jabłka i wsunąć do piekarnika.
W oczekiwaniu otworzyła podręcznik do zaawansowanej Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. O ile nieśmiałek pozostawał istotką prostą w opiece, panna Burroughs chciała poszerzyć swoją wiedzę w tej materii, by móc lepiej wykorzystać ingrediencje pochodzenia zwierzęcego. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po zapisanych na pożółkłych stronicach słowach, wyłapując z nich najważniejsze informacje, by przenieść je na kawałek pergaminu.
Trwała tak do momentu, gdy piekarnik wydał dźwięk wskazujący na zakończenie pieczenia. Ostrożnie wysunęła blachy, by ustawić je na jednej z szafek. Właśnie wtedy do jej uszu dotarł dźwięk cichego pukania do drzwi. Frances ruszyła w kierunku drzwi, po drodze na chwilę zatrzymując się przy lustrze, aby poprawić pasma jasnych włosów okalających jej buzię, chcąc prezentować się należycie. A gdy otworzyła drzwi, malinowe usta ułożyły się w ciepły uśmiech.
- Dzień dobry, Hagridzie! - Rzuciła wesoło, by wyciągnąć ramiona w jego kierunku, chcąc powitać go tak, jak winno witać się przyjaciół. Z boku zapewne sytuacja wyglądała dość zabawnie, gdyż niziutka czarownica wyglądała niczym mała dziewczynka, wyciągająca ręce w kierunku rosłego ojca. - Och, nie masz za co dziękować! I nie martw się, z pewnością Twoja wizyta nie jest dla mnie problemem. - Odparła, kiwając przy tym delikatnie głową, chcąc potwierdzić swe słowa. Chwilę później szaroniebieskie spojrzenie skierowało się na drzwi, sięgające gdzieś do Hagriowej piersi. Zamyślenie pojawiło się na jej twarzy, gdy wzrokiem powróciła do mężczyzny. - Wybacz mi to pytanie, lecz wygodniej będzie Ci w środku czy na tarasie? - Spytała odrobinę nieśmiało, chcąc jak najlepiej ugościć swojego towarzysza.
Już z samego rana, korzystając z rzadko spotykanego, wolnego dnia eteryczne dziewczę rozpoczęło przygotowania. Niewielki domek utrzymywała w pedantycznym niemal porządku, chciała jednak przygotować coś do herbaty, uważając to za obowiązek przykładnej pani domu. Takiej, jak ona. Uważnie więc mieszała odpowiednie proporcje składników ciasta dbając, aby przygotować odpowiednio dużą porcję szarlotki. Przygotowaną masę musiała rozlać na dwie, największe blachy jakie tylko posiadała, by ułożyć na niej pokrojone w plasterki jabłka i wsunąć do piekarnika.
W oczekiwaniu otworzyła podręcznik do zaawansowanej Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. O ile nieśmiałek pozostawał istotką prostą w opiece, panna Burroughs chciała poszerzyć swoją wiedzę w tej materii, by móc lepiej wykorzystać ingrediencje pochodzenia zwierzęcego. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po zapisanych na pożółkłych stronicach słowach, wyłapując z nich najważniejsze informacje, by przenieść je na kawałek pergaminu.
Trwała tak do momentu, gdy piekarnik wydał dźwięk wskazujący na zakończenie pieczenia. Ostrożnie wysunęła blachy, by ustawić je na jednej z szafek. Właśnie wtedy do jej uszu dotarł dźwięk cichego pukania do drzwi. Frances ruszyła w kierunku drzwi, po drodze na chwilę zatrzymując się przy lustrze, aby poprawić pasma jasnych włosów okalających jej buzię, chcąc prezentować się należycie. A gdy otworzyła drzwi, malinowe usta ułożyły się w ciepły uśmiech.
- Dzień dobry, Hagridzie! - Rzuciła wesoło, by wyciągnąć ramiona w jego kierunku, chcąc powitać go tak, jak winno witać się przyjaciół. Z boku zapewne sytuacja wyglądała dość zabawnie, gdyż niziutka czarownica wyglądała niczym mała dziewczynka, wyciągająca ręce w kierunku rosłego ojca. - Och, nie masz za co dziękować! I nie martw się, z pewnością Twoja wizyta nie jest dla mnie problemem. - Odparła, kiwając przy tym delikatnie głową, chcąc potwierdzić swe słowa. Chwilę później szaroniebieskie spojrzenie skierowało się na drzwi, sięgające gdzieś do Hagriowej piersi. Zamyślenie pojawiło się na jej twarzy, gdy wzrokiem powróciła do mężczyzny. - Wybacz mi to pytanie, lecz wygodniej będzie Ci w środku czy na tarasie? - Spytała odrobinę nieśmiało, chcąc jak najlepiej ugościć swojego towarzysza.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z domu Frances unosił się przyjemny zapach ciasta, a ten kojarzył się przede wszystkim z domem. Hagrid niemal nie pamiętał tego zapachu, wiele lat minęło od kiedy opuścił przybytek wujostwa by samotnie wędrować po kraju. Nawet ciasteczka które piekł w zaciszu własnego mieszkanka nie pachniały tak dobrze jak to ciasto. Frances musiała być bardzo utalentowana. Uśmiech który przybrał od kiedy tylko zobaczył kobietę niemal nie schodził mu z twarzy. Myśl o tym jak wielkie szczęście miał, że spotkał właśnie ją, i to w na drugim końcu Anglii, rozpierała od środka. Przez chwilę, w trakcie tego spaceru, zastanawiał się czy to aby nie za duże szczęście, czy aby na pewno był to tylko łut losu.
- Dobrze jest Cie widzieć, żem uwierzyć nie mógł, że tak blisko mieszkasz - odetchnął głęboko. - Se krótki spacerek zrobiłem, fajno tak kości rozprostować. Ale z Londynu to wyjść ciężko, kimiś kanałami trza.
Spojrzał jeszcze na przykrótkie drzwi wejściowe do domu Burroughs. Przyzwyczajony był, że się nie mieści i że wszędzie musi głowę kulić. Nie przewidzieli budowniczowie półolbrzymów w domach, co się zresztą dziwić. Takich jak on na świecie było mało, bo i który olbrzym bratał się z czarodziejami? Co innego tatko Hagrida, ten odwagę miał.
- Zmieszczę się - powiedział schylając nisko głowę by przejść przez małe drzwi.
Oczywiście musiał przejść bokiem co by albo futryny nie wybić albo sobie łokci nie poobijać, ale dostał się do środka, mijając malutką Frances.
- Ładnie tu się urządziłaś - rozglądał się dookoła podziwiając domek. - Bardzo ładnie nawet, nie wiem czy ja kiedyś w podobnie ładnym domu byłem - chyba nie był. - A jak pachnie tu...
Jak wiele by dał by samemu taki dom posiadać. W ogródku może jakiegoś pieska albo smoczka, pare grządek i taki piekarnik co by działał. Frances wydawała się tu szczęśliwa, ale może to ze względu na pogodną urodę kobiety Rubeus w taki sposób o niej myślał. W końcu jak ktoś o tak łagodnym spojrzeniu i delikatnym uśmiechu mógł być nieszczęśliwy? Przez chwilę zapatrzył się na jej uśmiech i sam uniósł do góry kąciki ust dopóki nie zorientował się, że w wewnętrznej kieszeni płaszcza coś ciążyło. Hagrid nieostrożnie wyciągnął z niej zapakowany w szary papier prezent, omal nie upuszczając go na ziemię i tłukąc.
- Dostałem to na takim targu jednym w porcie. Dziwny czarodziej tym handlował, jakby przygłupi nieco, ale machnął różdżką i zaczarował to tak, że teraz w środku więcej miejsca - nie mógł się opanować by nie zdradzić zawartości paczki. - Nicolasek może się bawić w marynarza - powiedział z nieukrywaną dumą.
Zaczarowana butelka z ukrytym w środku statkiem, według słów handlarza, powiększona była tak by pomieścić takiego nieśmiałka bez problemu. Przy okazji, przynajmniej według opinii Hagrida, bardzo ładnie by na półce wyglądała.
- Ten Londyn to inaczej żem zapamiętał, Frances - zamyślił się przypominając sobie krew na ulicach. - Ja nie dziw, żeś się wyniosła. Syf tam jest - i niezbyt bezpiecznie.
- Dobrze jest Cie widzieć, żem uwierzyć nie mógł, że tak blisko mieszkasz - odetchnął głęboko. - Se krótki spacerek zrobiłem, fajno tak kości rozprostować. Ale z Londynu to wyjść ciężko, kimiś kanałami trza.
Spojrzał jeszcze na przykrótkie drzwi wejściowe do domu Burroughs. Przyzwyczajony był, że się nie mieści i że wszędzie musi głowę kulić. Nie przewidzieli budowniczowie półolbrzymów w domach, co się zresztą dziwić. Takich jak on na świecie było mało, bo i który olbrzym bratał się z czarodziejami? Co innego tatko Hagrida, ten odwagę miał.
- Zmieszczę się - powiedział schylając nisko głowę by przejść przez małe drzwi.
Oczywiście musiał przejść bokiem co by albo futryny nie wybić albo sobie łokci nie poobijać, ale dostał się do środka, mijając malutką Frances.
- Ładnie tu się urządziłaś - rozglądał się dookoła podziwiając domek. - Bardzo ładnie nawet, nie wiem czy ja kiedyś w podobnie ładnym domu byłem - chyba nie był. - A jak pachnie tu...
Jak wiele by dał by samemu taki dom posiadać. W ogródku może jakiegoś pieska albo smoczka, pare grządek i taki piekarnik co by działał. Frances wydawała się tu szczęśliwa, ale może to ze względu na pogodną urodę kobiety Rubeus w taki sposób o niej myślał. W końcu jak ktoś o tak łagodnym spojrzeniu i delikatnym uśmiechu mógł być nieszczęśliwy? Przez chwilę zapatrzył się na jej uśmiech i sam uniósł do góry kąciki ust dopóki nie zorientował się, że w wewnętrznej kieszeni płaszcza coś ciążyło. Hagrid nieostrożnie wyciągnął z niej zapakowany w szary papier prezent, omal nie upuszczając go na ziemię i tłukąc.
- Dostałem to na takim targu jednym w porcie. Dziwny czarodziej tym handlował, jakby przygłupi nieco, ale machnął różdżką i zaczarował to tak, że teraz w środku więcej miejsca - nie mógł się opanować by nie zdradzić zawartości paczki. - Nicolasek może się bawić w marynarza - powiedział z nieukrywaną dumą.
Zaczarowana butelka z ukrytym w środku statkiem, według słów handlarza, powiększona była tak by pomieścić takiego nieśmiałka bez problemu. Przy okazji, przynajmniej według opinii Hagrida, bardzo ładnie by na półce wyglądała.
- Ten Londyn to inaczej żem zapamiętał, Frances - zamyślił się przypominając sobie krew na ulicach. - Ja nie dziw, żeś się wyniosła. Syf tam jest - i niezbyt bezpiecznie.
No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Salon
Szybka odpowiedź