Sypialnia
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia
Kolorystycznie najchłodniejsze i najbardziej minimalistyczne pomieszczenie w całym domu, mówiące tak naprawdę wszystko o właścicielu. Sypialnia mieści się na piętrze, zajmując całą powierzchnię poddasza. Mała ilość światła jaka dociera do wnętrza dodaje mu ponurości, co nie przeszkadza w żaden sposób. Duże łóżko i jedna szafka nocna z lampką, dłuższy czas stanowiły całość wyposażenia, ale z biegiem tygodni pojawiły się inne meble i wiele przedmiotów zdradzających, że ktoś zajmuje to pomieszczenie.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Starał się nie myśleć o tym, że jego brat, bliźniak, którego strata tak zabolała, nadal w pewnym sensie żyje. Miał mu za złe, że nie pojawił się przez tak długi czasu, że pozwolił mu żyć w przekonaniu, że stracił część siebie. Nie gdybał czy stałby się inny, wiedząc, że Caleb jest gdzieś obok nadal, że egzystuje pod postacią ducha. Nie czuł się źle z tym w jakim miejscu w swoim życiu znajdował się obecnie. Robił to, co uwielbiał, a nawet więcej. Szedł zgodnie ze swoimi poglądami, przyczyniał się do czegoś, co jeszcze parę miesięcy temu wydawało mu się śmieszne i bezsensowne w długoterminowym pojęciu. Nie wierzył w ludzi, nie ufał podobnym zrywom, a teraz był gotów poświęcić wiele. Minęło kilka dni od wydarzeń w katedrze, a widok rozlanej po posadce posoki powracał do niego, jak przyjemne wspomnienie, chociaż z nieprzyjemnym bólem w klatce piersiowej. Pomoc uzdrowiciela pomogła tylko po części, ale zrastające się żebra nie sprawiały, że gotów był usiąść na tyłku i dać sobie chwilę. Pracował, gdy mógł, dokańczał zlecenia i wybierał nowe, kiedy nadarzała się okazja. Nie zamierzał zwalniać tempa, zbyt wiele poświęcając pracy, stanowiącą niegasnącą pasję. Od wczorajszego poranka nie zawitał w domu, chacie pozostawionej w środku lasu. Wiedział, że nikt mądry tam nie wejdzie, nie mając powodów. Złodzieje mogli się rozczarować, ciekawscy wpakować w kłopoty, kiedy dowie się o niechcianych odwiedzinach. Przekraczając próg, obejrzał się jeszcze przez ramię na polanę przed domem. Las jednak spowijała cisza, żadnego ujadania psowatych, które mogło powiedzieć mu cokolwiek. Żadnego śpiewu ptaków, którego i tak nie doceniał jakoś wyjątkowo.
Skopał z nóg buty, kurtkę porzucił na fotelu w salonie. Szybkie rozejrzenie się po domu, zerknięcie na parapet, gdzie mogły pojawić się jakieś listy. Nie było niczego i całe szczęście. Wdrapując się po schodach, podciągnął rękaw koszulki, zerkając na drobne skaleczenie na przegubie. Nic strasznego, nawet nie wiedział, gdzie to się stało. Kolejna drobna blizna do pokaźnej kolekcji, która nabył przez lata. Zatrzymał się w wejściu do sypialni, kiedy uwagę przykuła wpół przeźroczysta sylwetka na łóżku. Takich odwiedzin nie spodziewał się dziś.
- Rzuciłbym w Ciebie czymś, ale co to za frajda, skoro nie poczujesz.- burknął na wstępie, a krzywy uśmiech pojawił się na ustach.- Czemu zawdzięczam tą wizytę? – spytał, podchodząc na komody, z której wyjął świeżą koszulkę. Przebrał się, ignorując przez moment obecność brata.- Co jest, Caleb? – dopytał jeszcze, bardziej neutralnie. Tylko jemu potrafił okazać dość zainteresowania, prawdziwego, jakiego nie żywił wobec nikogo innego.
Skopał z nóg buty, kurtkę porzucił na fotelu w salonie. Szybkie rozejrzenie się po domu, zerknięcie na parapet, gdzie mogły pojawić się jakieś listy. Nie było niczego i całe szczęście. Wdrapując się po schodach, podciągnął rękaw koszulki, zerkając na drobne skaleczenie na przegubie. Nic strasznego, nawet nie wiedział, gdzie to się stało. Kolejna drobna blizna do pokaźnej kolekcji, która nabył przez lata. Zatrzymał się w wejściu do sypialni, kiedy uwagę przykuła wpół przeźroczysta sylwetka na łóżku. Takich odwiedzin nie spodziewał się dziś.
- Rzuciłbym w Ciebie czymś, ale co to za frajda, skoro nie poczujesz.- burknął na wstępie, a krzywy uśmiech pojawił się na ustach.- Czemu zawdzięczam tą wizytę? – spytał, podchodząc na komody, z której wyjął świeżą koszulkę. Przebrał się, ignorując przez moment obecność brata.- Co jest, Caleb? – dopytał jeszcze, bardziej neutralnie. Tylko jemu potrafił okazać dość zainteresowania, prawdziwego, jakiego nie żywił wobec nikogo innego.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Cillian mógł mieć mu za złe co tylko zechciał - Caleb zdawał sobie sprawę z własnych błędów i decyzji podjętych w oparciu o tchórzliwe lęki, ale pamiętał też wszystko to co poróżniło ich niedługo przed ich ostateczną wspólną podróżą. Pamiętał złość, pamiętał nienawiść - pamiętał też sadystyczną przyjemność jaką brat czerpał z torturowania bliskich człowieka, który odpowiadał za jego śmierć. Nie powinien być mu za to wdzięczny, nie chciał. Choć byli bliźniakami, różniło ich tak wiele, z całą mocą powróciło to do niego, gdy na nowo spotkał ukochaną.
A jednak - a jednak nie odczuwał tych emocji tak silnie jak wiedział, że odczuwałby, gdyby wciąż posiadał bijące serce, ciało i umysł, który nie jest zawieszony w pustce. Nie gniewał się tak ogniście jak niegdyś, nie czuł też równie paraliżującego smutku. Przede wszystkim z olbrzymią łatwością przyszło mu unikanie brata przez te wszystkie lata. Lata, które dla niego minęły niczym jedno mgnienie piór jastrzębia.
Powinien go przeprosić. Powinien, powinien, powinien.
Nie chciał.
Po prawdzie nie wiedział nawet, czy chce go tutaj odwiedzać, ale przyciągnęła go do Cranham jakaś zewnętrzna siła, decyzja podjęta w porywie chwili i nie mająca żadnych znamion trzeźwych, przemyślanych działań. Po prostu tu przyszedł, wszedł niczym do własnego domu jak zwykł robić to dawniej - jakby nadal miał do tego prawo. Mogło by się zdawać, że nie zmieniło się nic, nawet jeżeli zmieniło się wszystko. Dlaczego czuł się tak swobodnie w tych obcych pokojach, sypialni nigdy nie należącej do niego? Może to właśnie ten dom i towarzystwo Cilliana zapewniało mu choć cień prawdziwych uczuć, wspomnienie utraconego życia.
Bo przecież gdy Cillian przyszedł, naprawdę wyglądało to tak jakby czas się cofnął i zatrzymał. Zero zaskoczenia, zero złości, swoboda, ciśnięta w bok koszula. I tylko słowa o tym, że trafienie w niego przedmiotem nic by nie dało, przypominały o tym, że nadal jest bezcielesny, choć wszystko inne zdawało się temu zaprzeczać.
- Tracisz rozum, Cill, przecież mnie tu nie ma - wymruczał leniwie, przeciągając się i rzucając bratu zaczepny uśmieszek. Cillian. Cill. - Umarłem, nie pamiętasz? Przestań gadać do siebie, wariacie. - Skoro już wczuli się w rolę zwyczajnych bliźniaków, mógł się trochę zabawić, podroczyć się z bratem tak jak zwykł to robić dawniej. Z ledwością powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu na widok jego miny, to zepsułoby żart. - No chyba, że potrzebujesz się wygadać. To mów. Słyszałem, że żadna rozmowa nie jest tak inteligentna jak rozmowa z samym sobą.
A jednak - a jednak nie odczuwał tych emocji tak silnie jak wiedział, że odczuwałby, gdyby wciąż posiadał bijące serce, ciało i umysł, który nie jest zawieszony w pustce. Nie gniewał się tak ogniście jak niegdyś, nie czuł też równie paraliżującego smutku. Przede wszystkim z olbrzymią łatwością przyszło mu unikanie brata przez te wszystkie lata. Lata, które dla niego minęły niczym jedno mgnienie piór jastrzębia.
Powinien go przeprosić. Powinien, powinien, powinien.
Nie chciał.
Po prawdzie nie wiedział nawet, czy chce go tutaj odwiedzać, ale przyciągnęła go do Cranham jakaś zewnętrzna siła, decyzja podjęta w porywie chwili i nie mająca żadnych znamion trzeźwych, przemyślanych działań. Po prostu tu przyszedł, wszedł niczym do własnego domu jak zwykł robić to dawniej - jakby nadal miał do tego prawo. Mogło by się zdawać, że nie zmieniło się nic, nawet jeżeli zmieniło się wszystko. Dlaczego czuł się tak swobodnie w tych obcych pokojach, sypialni nigdy nie należącej do niego? Może to właśnie ten dom i towarzystwo Cilliana zapewniało mu choć cień prawdziwych uczuć, wspomnienie utraconego życia.
Bo przecież gdy Cillian przyszedł, naprawdę wyglądało to tak jakby czas się cofnął i zatrzymał. Zero zaskoczenia, zero złości, swoboda, ciśnięta w bok koszula. I tylko słowa o tym, że trafienie w niego przedmiotem nic by nie dało, przypominały o tym, że nadal jest bezcielesny, choć wszystko inne zdawało się temu zaprzeczać.
- Tracisz rozum, Cill, przecież mnie tu nie ma - wymruczał leniwie, przeciągając się i rzucając bratu zaczepny uśmieszek. Cillian. Cill. - Umarłem, nie pamiętasz? Przestań gadać do siebie, wariacie. - Skoro już wczuli się w rolę zwyczajnych bliźniaków, mógł się trochę zabawić, podroczyć się z bratem tak jak zwykł to robić dawniej. Z ledwością powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu na widok jego miny, to zepsułoby żart. - No chyba, że potrzebujesz się wygadać. To mów. Słyszałem, że żadna rozmowa nie jest tak inteligentna jak rozmowa z samym sobą.
Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Było wiele słów, które powinny paść między nimi. Może nie miały już takiego znaczenia, gdy jeden był martwy, a drugi codziennie wstając z łóżka, prosił się o to, by dołączyć do bliźniaka. Mimo wszystko przez łączącą ich więź, która teraz sprawiała, że Cillian czuł się dziwnie zagubiony. Miał go przecież obok, wystarczyło częściej odwiedzić cmentarz albo poprosić, aby Caleb pojawiał się tak, jak teraz, jak dziś. Nie potrafił zmusić się jednak do takich słów ani swojej obecności. Nie był dumny z wielu własnych decyzji, ale nie zwykł oceniać swoich działań krytycznie. Robił to, co musiał i co okazywało się niezbędne w danej chwili. Nie żałował tego, jak rozprawił się z dawnym przyjacielem, przeklętym zdrajcą. Zrobiłby to jeszcze raz, zawsze tak samo, a może gorzej dając wydźwięk najgorszej stronie swojej natury. Tamten człowiek nie zasłużył na nic lepszego, przyczyniając się do wydarzeń, które wyszarpnęły z niego resztki dobroci i pozostawiły ranę, która nigdy się nie zaleczyła. Nikt o tym nie wiedział i tak miało pozostać. Nie potrzebował współczucia ani słów otuchy, zachęt, by się zmienić. Teraz natomiast wystarczyła świadomość, że drugi Macnair, łudząco podobny, nie przepadł do końca z dniem swej śmierci.
Pamiętał dni, dawno temu, kiedy osiedli na moment w Anglii, w tym domu. Towarzystwo brata mu nie przeszkadzało, nawet kiedy częściej niż on chodził nawalony i niechętny, by podzielić się dręczącymi go kwestiami. Z perspektywy czasu nie dziwił się, wtedy nie chciał słuchać o nieszczęśliwej miłości bliźniaka. Temat zamknął raz, skutecznie rozdzielając tę dwójkę, zanim rodzina mogła zainteresować się wyczynami Caleba. Nie troszczył się o nikogo poza nim. Patrząc teraz na wyciągniętego na łóżku Caleba, wracały wspomnienia dni, kiedy tak jak dziś, wchodził do sypialni, by się przebrać i zaraz zająć czymś innym. Kiedy zastawał go tutaj na pozór znudzonego, ale naprawdę szukającego zaczepki, a później powodu, by iść gdziekolwiek z nim. To były przyjemne wspomnienia, może dlatego kącik jego ust drgnął lekko w uśmiechu, który finalnie nie pojawił się na ustach.
- Racja, umarłeś, ale to najwyraźniej nie oznacza, że mam spokój od Ciebie.- odparł i parsknął zaraz, było w tym więcej swobody, niż mógł okazać komukolwiek innemu.- Wariacie? Świat chyba by tego nie dźwignął.- był trudny, a gdyby okazał się jeszcze szalony? – Mówisz z doświadczenia? Ile rozmów przeprowadziłeś ze sobą? Za życia i później? – przeszedł się po sypialni, zabierając kilka potrzebnych rzeczy, które zalegały na komodzie i parapecie.
Pamiętał dni, dawno temu, kiedy osiedli na moment w Anglii, w tym domu. Towarzystwo brata mu nie przeszkadzało, nawet kiedy częściej niż on chodził nawalony i niechętny, by podzielić się dręczącymi go kwestiami. Z perspektywy czasu nie dziwił się, wtedy nie chciał słuchać o nieszczęśliwej miłości bliźniaka. Temat zamknął raz, skutecznie rozdzielając tę dwójkę, zanim rodzina mogła zainteresować się wyczynami Caleba. Nie troszczył się o nikogo poza nim. Patrząc teraz na wyciągniętego na łóżku Caleba, wracały wspomnienia dni, kiedy tak jak dziś, wchodził do sypialni, by się przebrać i zaraz zająć czymś innym. Kiedy zastawał go tutaj na pozór znudzonego, ale naprawdę szukającego zaczepki, a później powodu, by iść gdziekolwiek z nim. To były przyjemne wspomnienia, może dlatego kącik jego ust drgnął lekko w uśmiechu, który finalnie nie pojawił się na ustach.
- Racja, umarłeś, ale to najwyraźniej nie oznacza, że mam spokój od Ciebie.- odparł i parsknął zaraz, było w tym więcej swobody, niż mógł okazać komukolwiek innemu.- Wariacie? Świat chyba by tego nie dźwignął.- był trudny, a gdyby okazał się jeszcze szalony? – Mówisz z doświadczenia? Ile rozmów przeprowadziłeś ze sobą? Za życia i później? – przeszedł się po sypialni, zabierając kilka potrzebnych rzeczy, które zalegały na komodzie i parapecie.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Odkąd los splótł ich ścieżki po raz kolejny drogą braterskiego przeznaczenia Caleb niejednokrotnie zastanawiał się nad tym, dlaczego Cillian nie odwiedzał go w miejscu jego pochówku, nie próbował wymusić na nim ponownego kontaktu. Nie żeby po tych wszystkich latach miał prawo tego od niego oczekiwać - byłby to najwyższy przejaw hipokryzji - ale byłoby coś pokrzepiającego w myśli, że powrót z martwych brata bliźniaka coś dla Cilliana znaczył. Pełna sprzeczności dusza Caleba była wyczerpana wątpliwościami - może to właśnie dlatego zdecydował się przybyć do Cranham? Bo to było lepsze niż morderca odwiedzający Dolinę Godryka? Bo chciał wykonać pierwszy ruch po tym jak przez lata zawodził? (Ale nie mógł zapomnieć, nie mógł, ta najgorsza część jego świadomości wciąż syczała, warczała, przypominała, że morderca nie zasługuje na współczucie).
Zasłużył jednak na życie; i widać mógł z nim zrobić co chciał, nawet je zaprzepaścić. Czy chciał po raz kolejny trzymać się nadziei, że zdoła sprowadzić Cilliana z powrotem na drogę poczciwości? Brat przecież zawsze był agresywny i ile jeszcze sił miał marnować Caleb na jego wybuchy gniewu - za życia i po śmierci?
Zamiast domniemywać, lepiej było zaczepić się rzeczywistości, jednej z chwil, które tak często wydawały mu się zbyt szybkie, mgliste. Po prostu droczyć się z bratem i nie myśleć o tym, że nie mają już dwudziestu lat i nie szykują się do następnej wielkiej i pełnej przygód wyprawy.
- Mówisz jakby ci przeszkadzało, że możesz popatrzeć na to jaki przystojny byłeś dziesięć lat temu - Uniósł wysoko brwi i uśmiechnął się, stając na krótką chwilę bardziej materialny, bardziej... ludzki. Przewrócił oczami, gdy brat wykręcił się od swojego wcale nie tak nieprawdopodobnego wariactwa, a potem podniósł się do siadu, prawie pozorując oparcie dłoni na pościeli, gdyby tylko ta nie zapadła się kilka cali w materiał. - Może i mówię. Dopiero po śmierci człowiek zdaje sobie sprawę jak bardzo jest inteligentny i ilu problemów by uniknął, gdyby był tak mądry za życia - Zmarszczył nos, rozbawiony, dopóki nie uświadomił sobie jak niefortunny był dobór jego słów. Kiedy ostatnim razem pozwolił sobie na taką frywolność? Natychmiast zamilkł, zażenowany, winny. - Mógłbym ci na przykład odpuścić w Hogwarcie i przestać cię bronić po bójkach, wtedy musiałbyś odrabiać te wszystkie darowane szlabany i może coś by ci zostało we łbie - dodał szybko i potrząsnął głową. - Dobra, dobra, przestań się krzątać. Wiem, że jesteś syfiarzem, nie musisz sprzątać na pokaz.
Zasłużył jednak na życie; i widać mógł z nim zrobić co chciał, nawet je zaprzepaścić. Czy chciał po raz kolejny trzymać się nadziei, że zdoła sprowadzić Cilliana z powrotem na drogę poczciwości? Brat przecież zawsze był agresywny i ile jeszcze sił miał marnować Caleb na jego wybuchy gniewu - za życia i po śmierci?
Zamiast domniemywać, lepiej było zaczepić się rzeczywistości, jednej z chwil, które tak często wydawały mu się zbyt szybkie, mgliste. Po prostu droczyć się z bratem i nie myśleć o tym, że nie mają już dwudziestu lat i nie szykują się do następnej wielkiej i pełnej przygód wyprawy.
- Mówisz jakby ci przeszkadzało, że możesz popatrzeć na to jaki przystojny byłeś dziesięć lat temu - Uniósł wysoko brwi i uśmiechnął się, stając na krótką chwilę bardziej materialny, bardziej... ludzki. Przewrócił oczami, gdy brat wykręcił się od swojego wcale nie tak nieprawdopodobnego wariactwa, a potem podniósł się do siadu, prawie pozorując oparcie dłoni na pościeli, gdyby tylko ta nie zapadła się kilka cali w materiał. - Może i mówię. Dopiero po śmierci człowiek zdaje sobie sprawę jak bardzo jest inteligentny i ilu problemów by uniknął, gdyby był tak mądry za życia - Zmarszczył nos, rozbawiony, dopóki nie uświadomił sobie jak niefortunny był dobór jego słów. Kiedy ostatnim razem pozwolił sobie na taką frywolność? Natychmiast zamilkł, zażenowany, winny. - Mógłbym ci na przykład odpuścić w Hogwarcie i przestać cię bronić po bójkach, wtedy musiałbyś odrabiać te wszystkie darowane szlabany i może coś by ci zostało we łbie - dodał szybko i potrząsnął głową. - Dobra, dobra, przestań się krzątać. Wiem, że jesteś syfiarzem, nie musisz sprzątać na pokaz.
Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Nie raz zastanawiał się, czy to na pewno, właśnie On powinien przeżyć. Może lepiej dla wszystkich byłoby, aby to drugi z bliźniaków wygrał walkę o życie? Ten, który częściej wzbudzał sympatię, który potrafił jednać sobie ludzi. Nigdy nie był gotów do poświęceń, ale za brata, za swego bliźniaka nie zawahałby się. Mimo to wtedy coś przesądziło, że uległ uporowi, jaki zdradził Caleb. Zacisnął palce na różdżce, która podporządkowała się lata temu bliźniakowi. Może właśnie to podobieństwo sprawiło, że zaakceptowała i jego żądanie, próbę ucieczki stamtąd, lecz równie szybko pokazała swój temperament. Nie zamierzał znów rozmyślać nad tamtym czasem, wystarczająco długo czuł się winny, ale nigdy nie zamierzał kajać przed innymi.
Stracony czas wynagradzał taki moment jak teraz. Chociaż spodziewał się kolejnych spotkań na cmentarzu, który obiecał sobie odwiedzać częściej, gdy wiedział już, że Caleb błąkał się po tym świecie. Wyszło mu to średnio, ale ponad wszystko nie przypuszczał, że zastanie go w swojej sypialni.
- Średnio, zawsze w końcu byłem przystojniejszy od Ciebie.- odparł, nie dając się zirytować taką zaczepką. Póki ten żył, byli do siebie bardzo podobni i często myleni do momentu, aż padały pierwsze słowa z ust jednego czy drugiego. Nacechowane tą szczeniacką radością z życia lub chłodną pogardą w zależności od tego, na którego trafiało.- A teraz ty zostałeś tym chłystkiem sprzed dziesięciu lat, a mi się udało wyglądać jeszcze lepiej.- dodał i rozłożył lekko ręce, jakby chciał się zaprezentować. W jego towarzystwie łatwiej było żartować, dogryzać sobie w sposób, który pozostawał zarezerwowany tylko dla tego palanta, który rozłożył się na jego łóżku.
- Zawsze jest się mądrym po czasie, to żadna nowość.- przykra była to prawda, ale nauczył się tego w końcu, wyciągając z każdej porażki czy sukcesu dodatkowe wnioski.
Obejrzał się na niego przez ramię, a usta wygięły się w wilczym uśmiechu na krótką chwilę.
- Mogłeś, ale tego nie zrobiłeś.- nigdy nie chciał, aby brat go bronił przed konsekwencjami. Pozornie był na nie gotowy, ale w praktyce po paru latach, wiedział, że tamta agresja i duma były pozorne i chwilowe. Póki działała adrenalina, a nerwy pozostały naruszone, był gotów wziąć na siebie wszystko.- Ale pocieszę Cię, to jeszcze do mnie wróci.- dodał, chociaż nie raczył wyjaśnić pod jaką postacią ani co tak naprawdę.
- Sam byłeś syfiarzem, wszędzie zawsze walały się twoje rzeczy.- odburknął, może i nie był pedantyczny, ale w tym chaosie była metoda.- Poza tym, nie sprzątam, tylko zabieram parę rzeczy i idę zniszczyć komuś życie.- rzucił lekkim tonem, jakby co najmniej opowiadał o pogodzie za oknem. Tak naprawdę, wcale nie zamierzał, jednak nie mógł sobie darować, wiedząc, że to zirytuje Caleba.
Stracony czas wynagradzał taki moment jak teraz. Chociaż spodziewał się kolejnych spotkań na cmentarzu, który obiecał sobie odwiedzać częściej, gdy wiedział już, że Caleb błąkał się po tym świecie. Wyszło mu to średnio, ale ponad wszystko nie przypuszczał, że zastanie go w swojej sypialni.
- Średnio, zawsze w końcu byłem przystojniejszy od Ciebie.- odparł, nie dając się zirytować taką zaczepką. Póki ten żył, byli do siebie bardzo podobni i często myleni do momentu, aż padały pierwsze słowa z ust jednego czy drugiego. Nacechowane tą szczeniacką radością z życia lub chłodną pogardą w zależności od tego, na którego trafiało.- A teraz ty zostałeś tym chłystkiem sprzed dziesięciu lat, a mi się udało wyglądać jeszcze lepiej.- dodał i rozłożył lekko ręce, jakby chciał się zaprezentować. W jego towarzystwie łatwiej było żartować, dogryzać sobie w sposób, który pozostawał zarezerwowany tylko dla tego palanta, który rozłożył się na jego łóżku.
- Zawsze jest się mądrym po czasie, to żadna nowość.- przykra była to prawda, ale nauczył się tego w końcu, wyciągając z każdej porażki czy sukcesu dodatkowe wnioski.
Obejrzał się na niego przez ramię, a usta wygięły się w wilczym uśmiechu na krótką chwilę.
- Mogłeś, ale tego nie zrobiłeś.- nigdy nie chciał, aby brat go bronił przed konsekwencjami. Pozornie był na nie gotowy, ale w praktyce po paru latach, wiedział, że tamta agresja i duma były pozorne i chwilowe. Póki działała adrenalina, a nerwy pozostały naruszone, był gotów wziąć na siebie wszystko.- Ale pocieszę Cię, to jeszcze do mnie wróci.- dodał, chociaż nie raczył wyjaśnić pod jaką postacią ani co tak naprawdę.
- Sam byłeś syfiarzem, wszędzie zawsze walały się twoje rzeczy.- odburknął, może i nie był pedantyczny, ale w tym chaosie była metoda.- Poza tym, nie sprzątam, tylko zabieram parę rzeczy i idę zniszczyć komuś życie.- rzucił lekkim tonem, jakby co najmniej opowiadał o pogodzie za oknem. Tak naprawdę, wcale nie zamierzał, jednak nie mógł sobie darować, wiedząc, że to zirytuje Caleba.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Osoba postronna mogłaby uznać za ironiczne, że wiecznie uparty i unikający odpowiedzialności Cillian wreszcie posłuchał polecenia brata dopiero wtedy, gdy poleceniem tym był rozkaz pozostawienia go na pewną śmierć. Gorzej nawet niż śmierć - odebranie duszy, bo wtedy przecież Cillian nie wiedział jeszcze o tym, że Caleb przygotował się na każdego rodzaju niebezpieczeństwo i schował w połach płaszcza fiolkę błyskawicznie działającej trucizny. Dementorom najwyraźniej nie w smak było siłować się z martwym ciałem - duszy w nim nie było, zdążyła ulecieć, uciec. I w ten sposób zaczęła się ta tułaczka.
Łatwo - właściwie najłatwiej - byłoby mu uznać, że Cillian jest egoistą, który zupełnie nie żałuje tego, że go zostawił, że może nawet było mu to na rękę. Za dobrze jednak znał bliźniaka, by podczas ostatniego spotkania nie wyczytać z jego postawy, słów i wyrazu twarzy, że prawda była zupełnie inna.
- Wiesz, że byliśmy identyczni, co? Chyba ci ten szczegół nie umknął? - zapytał z rozbawieniem, nie czując wcale ani odrobiny urazy. Może ducha ciężej było obrazić, a może zwyczajnie przyzwyczaił się do ciętego języka Cilliana; na swój sposób Caleb też taką cechę przejawiał. - Zobaczymy, czy będziesz też taki zadowolony jak posiwiejesz, wypadną ci włosy, a skóra pomarszczy się jak u wyschniętej śliwki. Swoją drogą, dalej mieszkasz sam? Zegar tyka, bracie, w przeciwieństwie do mnie nie młodniejesz. - Dobrze było sobie dogryzać, nawet jeśli w zupełnie czarny sposób wykorzystywał do żartów własną śmierć.
Wywrócił oczami i machnął ręką, słysząc komentarz odnoszący się do ich szkolnego paktu załatwiania wzajem swoich spraw - Caleb łagodził spory z nauczycielami, Cillian rozwiązywał spory z innymi uczniami. A jeśli czasem przymykał oko na to, w jaki sposób brat to robił, nie czuł już z tego powodu wyrzutu sumienia. Miał znacznie więcej prawdziwych powodów do smutku.
- Co takiego do ciebie wróci? - zapytał ze szczerą ciekawością i niewielką nutą obawy.
Podświadomie chyba nadal skrywał w sobie tego nastolatka, który frustruje się tym co bliźniakowi znowu strzeli do głowy.
- Pamięć ci gaśnie - Usiadł i rozejrzał się sceptycznie po sypialni brata. Zaraz jednak enigmatyczne słowa Cilliana trafiły dokładnie tam, gdzie trafić miały, sprawiając, ze Caleb zerwał się z łóżka i podszedł do bliźniaka tak szybko, jakby miał zamiar przez niego przejść. Należałoby mu się.
- Może przejdziemy się razem - rzucił wyzywająco i z nutą gniewu, krzyżując ramiona na piersi.
Łatwo - właściwie najłatwiej - byłoby mu uznać, że Cillian jest egoistą, który zupełnie nie żałuje tego, że go zostawił, że może nawet było mu to na rękę. Za dobrze jednak znał bliźniaka, by podczas ostatniego spotkania nie wyczytać z jego postawy, słów i wyrazu twarzy, że prawda była zupełnie inna.
- Wiesz, że byliśmy identyczni, co? Chyba ci ten szczegół nie umknął? - zapytał z rozbawieniem, nie czując wcale ani odrobiny urazy. Może ducha ciężej było obrazić, a może zwyczajnie przyzwyczaił się do ciętego języka Cilliana; na swój sposób Caleb też taką cechę przejawiał. - Zobaczymy, czy będziesz też taki zadowolony jak posiwiejesz, wypadną ci włosy, a skóra pomarszczy się jak u wyschniętej śliwki. Swoją drogą, dalej mieszkasz sam? Zegar tyka, bracie, w przeciwieństwie do mnie nie młodniejesz. - Dobrze było sobie dogryzać, nawet jeśli w zupełnie czarny sposób wykorzystywał do żartów własną śmierć.
Wywrócił oczami i machnął ręką, słysząc komentarz odnoszący się do ich szkolnego paktu załatwiania wzajem swoich spraw - Caleb łagodził spory z nauczycielami, Cillian rozwiązywał spory z innymi uczniami. A jeśli czasem przymykał oko na to, w jaki sposób brat to robił, nie czuł już z tego powodu wyrzutu sumienia. Miał znacznie więcej prawdziwych powodów do smutku.
- Co takiego do ciebie wróci? - zapytał ze szczerą ciekawością i niewielką nutą obawy.
Podświadomie chyba nadal skrywał w sobie tego nastolatka, który frustruje się tym co bliźniakowi znowu strzeli do głowy.
- Pamięć ci gaśnie - Usiadł i rozejrzał się sceptycznie po sypialni brata. Zaraz jednak enigmatyczne słowa Cilliana trafiły dokładnie tam, gdzie trafić miały, sprawiając, ze Caleb zerwał się z łóżka i podszedł do bliźniaka tak szybko, jakby miał zamiar przez niego przejść. Należałoby mu się.
- Może przejdziemy się razem - rzucił wyzywająco i z nutą gniewu, krzyżując ramiona na piersi.
Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Jak mógłby nie wiedzieć, ile przecież żartów wywijali ludziom, którzy upierali się, że ich rozróżniają. Ile razy pojawiali się na lekcjach, podszywając pod siebie, aż nauczyciele w Hogwarcie wyciągnęli wobec nich konsekwencje. Był jednak pewny, że do samego końca edukacji, żaden profesor nie miał do końca pewności z którym ma do czynienia tak naprawdę. Byli, jak odbicia lustrzane, które różniło jedynie spojrzenie, bo błękitne oczy zdradzały wszystkie emocje, gdy ktoś wiedział czego w nich szukać.
- Umknął, przecież to do mnie wzdychało więcej panienek.- odparł, nie rezygnując z kąśliwości. Nie do końca tak było, obaj mogli w podobnym stopniu wybierać w trzpiotkach. Tylko on zyskiwał nieco więcej przychylności, jako ten zły bliźniak. W końcu, jaka nastolatka nie oglądała się za złymi chłopcami.- Tylko nie mów, że tego nie zauważyłeś nigdy.- spojrzał na brata z uniesioną brwią, ale i w tonie i oczach kryła się ta specyficzna kpina.
- Daj spokój, wiesz równie dobrze, jak ja, że mam marną szansę dożyć tego momentu.- starość i wszelkie jej konsekwencje, były najpewniej poza jego zasięgiem. Trochę jak luksusowy towar na który go nie stać, którego nigdy nie dostanie. Wątpił, aby przyszło mu dożyć chociaż czterdziestki, która gdzieś tam daleko na horyzoncie migała. Osiem lat to niedużo, a jednak nie nastawiał się, że tyle pożyje. Wykończy go praca albo nadstawianie karku, jako Rycerz Walpurgii. Jeszcze rok temu nie sądził, że mógłby ucierpieć jakkolwiek za idee, ale teraz to wcale nie było tak nierealne. Ostatnie miesiące zmieniały jego podejście, zmieniały mentalność, chociaż nadal pozostawał egoistyczny, a oportunizmu za mocno współgrał z charakterem i nastawieniem do codzienności.- Nie sądziłem, że będziesz tym, który zacznie zachęcać mnie do unieszczęśliwienia, jakiejś kobiety.- stwierdził, właśnie tak postrzegając ewentualne małżeństwo. Nie potrzebował tego, czegoś, co uwiąże go w jednym miejscu i sprawi, że jakaś panna stanie się częścią jego życia. Po co? Było dobrze tak jak teraz.
Obejrzał się na brata, kiedy usłyszał ciekawość w jego głosie.
- Wystarczy ci wiedzieć, że jeden z palantów, który wiecznie dostawał manto w szkole, jakimś cudem teraz się wyrobił. Więc pozostaje mi czekać, czy z wiekiem w tym beznadziejnym charakterze wytworzyła się również chęć odwetu.- wyjaśnił, ale nie zamierzał wdawać się w szczegóły. To był jego problem, którym i tak nie przejmował się na co dzień. Narobił sobie wystarczająco wielu wrogów przez ostatnie dziesięć lat, by przestać zwracać na to uwagę.
Złość Caleba wzbudziła rozbawienie, bo nie przypuszczał, że zagranie na nerwach ducha będzie tak banalnie proste.- A co, chcesz popatrzeć? – spytał z jawną prowokacją.- Nadal przejmujesz się innymi? Po co? – przecież był martwy, mógł całkowicie olać żywych.
- Umknął, przecież to do mnie wzdychało więcej panienek.- odparł, nie rezygnując z kąśliwości. Nie do końca tak było, obaj mogli w podobnym stopniu wybierać w trzpiotkach. Tylko on zyskiwał nieco więcej przychylności, jako ten zły bliźniak. W końcu, jaka nastolatka nie oglądała się za złymi chłopcami.- Tylko nie mów, że tego nie zauważyłeś nigdy.- spojrzał na brata z uniesioną brwią, ale i w tonie i oczach kryła się ta specyficzna kpina.
- Daj spokój, wiesz równie dobrze, jak ja, że mam marną szansę dożyć tego momentu.- starość i wszelkie jej konsekwencje, były najpewniej poza jego zasięgiem. Trochę jak luksusowy towar na który go nie stać, którego nigdy nie dostanie. Wątpił, aby przyszło mu dożyć chociaż czterdziestki, która gdzieś tam daleko na horyzoncie migała. Osiem lat to niedużo, a jednak nie nastawiał się, że tyle pożyje. Wykończy go praca albo nadstawianie karku, jako Rycerz Walpurgii. Jeszcze rok temu nie sądził, że mógłby ucierpieć jakkolwiek za idee, ale teraz to wcale nie było tak nierealne. Ostatnie miesiące zmieniały jego podejście, zmieniały mentalność, chociaż nadal pozostawał egoistyczny, a oportunizmu za mocno współgrał z charakterem i nastawieniem do codzienności.- Nie sądziłem, że będziesz tym, który zacznie zachęcać mnie do unieszczęśliwienia, jakiejś kobiety.- stwierdził, właśnie tak postrzegając ewentualne małżeństwo. Nie potrzebował tego, czegoś, co uwiąże go w jednym miejscu i sprawi, że jakaś panna stanie się częścią jego życia. Po co? Było dobrze tak jak teraz.
Obejrzał się na brata, kiedy usłyszał ciekawość w jego głosie.
- Wystarczy ci wiedzieć, że jeden z palantów, który wiecznie dostawał manto w szkole, jakimś cudem teraz się wyrobił. Więc pozostaje mi czekać, czy z wiekiem w tym beznadziejnym charakterze wytworzyła się również chęć odwetu.- wyjaśnił, ale nie zamierzał wdawać się w szczegóły. To był jego problem, którym i tak nie przejmował się na co dzień. Narobił sobie wystarczająco wielu wrogów przez ostatnie dziesięć lat, by przestać zwracać na to uwagę.
Złość Caleba wzbudziła rozbawienie, bo nie przypuszczał, że zagranie na nerwach ducha będzie tak banalnie proste.- A co, chcesz popatrzeć? – spytał z jawną prowokacją.- Nadal przejmujesz się innymi? Po co? – przecież był martwy, mógł całkowicie olać żywych.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Tym co różniło go z Cillianem były przede wszystkim wartości, ideały i plany na przyszłość, gdyż nawet ich charaktery splatały się ze sobą, uzupełniając i dopasowując przez szwy na krawędziach. Oboje byli tak samo uparci, tak samo pewni siebie w sytuacjach, gdy nie było to wskazane, z równą zażartością dążyli do tego, by inni ludzie postrzegali ich w sposób jakiego oczekiwali. Wykorzystywali swoje fizyczne podobieństwo do tego, by chodzić za siebie na zajęcia po czwartym roku, potrafili kopiować swoją mimikę, tembr głosu i gestykulację. Jedyne, czego nigdy nie udało im się oddać w pełni to instynktowne reakcje na cudzą krzywdę. Najbliżsi z ich przyjaciół potrafili ich rozpoznać po sposobie, w jaki wyrażali się o innych ludziach - coś takiego trudno było zainscenizować.
- Tylko dlatego, że ja byłem bardziej stały w uczuciach - rzucił lekko, wcale zresztą nie żartując. Już zanim poznał swoją prawdziwą miłość zwykł trzymać się jednej dziewczyny, zabierać ją do Hogsmeade i rozpieszczać przez kilka miesięcy zanim ten czy inny nastoletni dramat rozplótł ich ścieżki. I zawsze potrzebował trochę czasu nim związał się na nowo. Wywrócił oczami i westchnął, bo z kolejnymi słowami Cilliana trudno byłoby się nie zgodzić. Jego brat mimo upływających lat wciąż pozostawał tak samo nieodpowiedzialny, może nawet bardziej, teraz, gdy rozwinął swój magiczny potencjał i poczuł się na tyle odważny, by stanąć na froncie toczącej się wojny.
Przenikające Caleba lodowate zimno wydawało się na tę myśl pogłębiać, zaostrzać. Nie powinien się nad tym zastanawiać teraz, wiedział, że Cillian go przejrzy, zauważy nagłą niechęć głosu i ponure spojrzenie, ale przecież nie mogli wiecznie unikać tego tematu, niezależnie od tego jak przyjemnie udawało się, że wszystko jest po staremu.
- Mam nadzieję, że umrzesz zanim zdążysz popełnić więcej błędów - powiedział zimno, może nawet zbyt zimno, tak bez emocji jak odezwać mógł się tylko duch. - Może nawet zostaniesz duchem tak jak ja i będziemy tułać się przez wieczność razem. - Wzruszył ramieniem. Jakaś jego część egoistycznie tego pragnęła, swoistej ochrony przed samotnością i czuł z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie powinien skazywać Cilliana na tak marną imitację życia. Chciał, żeby brat zaznał kiedyś wreszcie spokoju. - No popatrz, a ja myślałem, że przez ostatnie lata wydoroślałeś dość, by zacząć kobiety szanować. Jak tam ta twoja... jak jej było... Francesca? - Był ciekawy, trochę też się obawiał. Skrzyżował ramiona na piersi, gdy Cillian wspomniał o palancie, usilnie próbując powiązać rozmazujące się w pamięci wspomnienia z obecnymi czasami. Niestety, nie miał wystarczająco wiele informacji, a może zwyczajnie jego umysł nie pracował tak dobrze jak za życia. - Który? - Poddał się więc i zadał pytanie, licząc na to, że brzmiał dość poważnie, by Cillian wziął to na serio. Mógł mu przecież pomóc.
Kiedy wstał, kiedy zacisnął widmowe pięści i z trudem powstrzymał przypływ mocy, od którego mogłyby zatrząść się przedmioty w sypialni, Cillian już odpowiadał atakiem na atak, nie dając Calebowi nawet przez chwilę uwierzyć w to, że coś w ciągu ostatnich miesięcy mogło się zmienić.
- Już się napatrzyłem. Nie myśl, że nie miałem okazji obserwować twoich grzechów - wypluł z pogardą, której nie chciał czuć, ale która przebijała się na powierzchnię w momentach takich jak ten, gdy brat nie tylko nie czuł skruchy, ale też jawnie go prowokował. - Może dlatego właśnie zostałem duchem. Może takie dostałem zadanie. Ostatnie dziesięć lat spędziłem zastanawiając się nad tym, dlaczego śmierć nie zechciała zabrać mnie na dobre i może chodzi właśnie o to, że muszę odpokutować za wszystkie twoje morderstwa i zbrodnie. Brzmi tak samo sensownie jak wszystko inne. - Nie chciał w to wierzyć, chciał sądzić, że za jego obecne istnienie odpowiadała miłość i troska, nie nienawiść... jak jednak inaczej miał przemówić Cillianowi do rozsądku, jeżeli nie zadając cios za ciosem? Tylko to rozumiał. Tylko ból i krzywdę.
- Tylko dlatego, że ja byłem bardziej stały w uczuciach - rzucił lekko, wcale zresztą nie żartując. Już zanim poznał swoją prawdziwą miłość zwykł trzymać się jednej dziewczyny, zabierać ją do Hogsmeade i rozpieszczać przez kilka miesięcy zanim ten czy inny nastoletni dramat rozplótł ich ścieżki. I zawsze potrzebował trochę czasu nim związał się na nowo. Wywrócił oczami i westchnął, bo z kolejnymi słowami Cilliana trudno byłoby się nie zgodzić. Jego brat mimo upływających lat wciąż pozostawał tak samo nieodpowiedzialny, może nawet bardziej, teraz, gdy rozwinął swój magiczny potencjał i poczuł się na tyle odważny, by stanąć na froncie toczącej się wojny.
Przenikające Caleba lodowate zimno wydawało się na tę myśl pogłębiać, zaostrzać. Nie powinien się nad tym zastanawiać teraz, wiedział, że Cillian go przejrzy, zauważy nagłą niechęć głosu i ponure spojrzenie, ale przecież nie mogli wiecznie unikać tego tematu, niezależnie od tego jak przyjemnie udawało się, że wszystko jest po staremu.
- Mam nadzieję, że umrzesz zanim zdążysz popełnić więcej błędów - powiedział zimno, może nawet zbyt zimno, tak bez emocji jak odezwać mógł się tylko duch. - Może nawet zostaniesz duchem tak jak ja i będziemy tułać się przez wieczność razem. - Wzruszył ramieniem. Jakaś jego część egoistycznie tego pragnęła, swoistej ochrony przed samotnością i czuł z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie powinien skazywać Cilliana na tak marną imitację życia. Chciał, żeby brat zaznał kiedyś wreszcie spokoju. - No popatrz, a ja myślałem, że przez ostatnie lata wydoroślałeś dość, by zacząć kobiety szanować. Jak tam ta twoja... jak jej było... Francesca? - Był ciekawy, trochę też się obawiał. Skrzyżował ramiona na piersi, gdy Cillian wspomniał o palancie, usilnie próbując powiązać rozmazujące się w pamięci wspomnienia z obecnymi czasami. Niestety, nie miał wystarczająco wiele informacji, a może zwyczajnie jego umysł nie pracował tak dobrze jak za życia. - Który? - Poddał się więc i zadał pytanie, licząc na to, że brzmiał dość poważnie, by Cillian wziął to na serio. Mógł mu przecież pomóc.
Kiedy wstał, kiedy zacisnął widmowe pięści i z trudem powstrzymał przypływ mocy, od którego mogłyby zatrząść się przedmioty w sypialni, Cillian już odpowiadał atakiem na atak, nie dając Calebowi nawet przez chwilę uwierzyć w to, że coś w ciągu ostatnich miesięcy mogło się zmienić.
- Już się napatrzyłem. Nie myśl, że nie miałem okazji obserwować twoich grzechów - wypluł z pogardą, której nie chciał czuć, ale która przebijała się na powierzchnię w momentach takich jak ten, gdy brat nie tylko nie czuł skruchy, ale też jawnie go prowokował. - Może dlatego właśnie zostałem duchem. Może takie dostałem zadanie. Ostatnie dziesięć lat spędziłem zastanawiając się nad tym, dlaczego śmierć nie zechciała zabrać mnie na dobre i może chodzi właśnie o to, że muszę odpokutować za wszystkie twoje morderstwa i zbrodnie. Brzmi tak samo sensownie jak wszystko inne. - Nie chciał w to wierzyć, chciał sądzić, że za jego obecne istnienie odpowiadała miłość i troska, nie nienawiść... jak jednak inaczej miał przemówić Cillianowi do rozsądku, jeżeli nie zadając cios za ciosem? Tylko to rozumiał. Tylko ból i krzywdę.
Umrzeć, usnąć? Śnić może?
Bowiem sny owe, które mogą nadejść pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, zmieniając życie w klęskę...
Nie kłócił się z bratem, bo oczywistym było od najmłodszych lat, kiedy płeć przeciwna zaczęła ich interesować, że to cechą Caleba okazała się stałość. Przebierał w pannach, gdy tylko mógł, nie kryjąc się z tym w żadnym stopniu, aż pojawiła się Ona, ta która na kilka miesięcy zagarnęła dla siebie całą jego uwagę. Jednak i to nie okazało się dość trwałe w normalnym tego słowa znaczeniu. Z drugiej strony, jak mógł stworzyć związek, żyjąc w przekonaniu, że wcale nikogo nie potrzebował. Teraz tym bardziej było mu to nie na rękę, kiedy codzienność opierała się na z pozoru egoistycznych celach, gdzie miejsce było dla towarzyszy, lecz nie kogoś, kto mógłby zatrzymać go w miejscu.
Widział reakcję brata, a nawet gdyby stał do niego plecami, był w stanie się domyślić. Pewne odruchy, które nabył z wiekiem Caleb, wcale nie zniknęły po śmierci. Trochę go to rozbawiło, ale nie na tyle, aby jakakolwiek emocja odbiła się w jego mimice czy spojrzeniu. Lodowate słowa brata, również nie zrobiły na nim wrażenia. Kogoś innego może i by zraniły, ale w jego przypadku nie trafiły w żaden czuły punkt.
- Więcej błędów? Tak widzisz wszystko, co robię? – spytał z samej ciekawości, bo nie tak postrzegał swoje decyzje i czyny.- Poza tym, gdy już je popełniam z każdego wyciągam wniosek, więc powinieneś się cieszyć.- dodał, ale wiedział dobrze, że to wcale nie zadowoli bliźniaka. Pewnie nie tak widział naukę na błędach, jednak nie miał w sobie tej dobroci, która w całości przypadła Calebowi w ich duecie.
- To nie byłoby takie złe. Potrafisz opętać kogoś? Słyszałem kiedyś, że duchy naprawdę to potrafią.- nigdy nie interesował się zbłąkanymi duszami, a przynajmniej nic ponad to, czego dowiedział się w Hogwarcie i gdzieś przypadkiem podczas wielu podróży. Opętywanie irytujących osób, mogło być ciekawą rozrywką, gdy czas przestawał grać główną rolę i miało się wieczność na wszystko.
Rozłożył lekko ręce, podkreślając kłamliwą bezradność wobec zarzutów.
- Nie wszystkie na to zasługują, ale wydoroślałem, dlatego tym bardziej świadomie nie pcham się tam, gdzie nie potrzebuję.- był dupkiem pod tym względem, ale wcale się tym nie przejmował. Taki już był, taką miał naturę i nie było sensu z tym walczyć. Pewne kobiety zyskiwały w jego oczach, zasługiwały na szacunek z różnych powodów, ale większość była nijaka, bezbarwna. Nigdy nie był sztucznie uprzejmy, bo tak wypadało. Dobry humor prysł, kiedy padło imię kobiety, która stała się już tylko przeszłością. Spoważniał wyraźnie, milcząc dłuższą chwilę.
- Moja? – rzucił ostrzej, krzyżując ręce na torsie.- Nie była moja, a teraz niech robi co chce. To przeszłość, tylko i wyłącznie.- dodał, mając nadzieję, że temat się urwie, że nie będzie dociekania dalej.
Nie miał już humoru na droczenie się z nim, chciał zająć się swoimi sprawami. Miał ich trochę, dlatego coraz bardziej chciał, aby brat zniknął stąd.- Nie twój interes, Cal.- nie zamierzał wprowadzać go w szczegóły. Zwłaszcza że szybko pojawiłyby się kolejne pytania i znając jego jakaś durna decyzja, która finalnie sprowadziłaby więcej kłopotów niż pożytku.
Słuchał w ciszy ostrych słów, obojętność biła z jego sylwetki i spojrzenia. Była jednak tylko powierzchowna, wewnątrz poczuł niepokój. Co mógł widzieć? Gdzie leżała granica między prawdziwymi grzechami, rzeczami jakich dopuścił się przez dziesięć lat, a tym co tylko w oczach Caleba było tak złe. Chciał spytać o tamten dzień, ten jeden konkretny, gdy otulony gniewem, szukał zemsty. Czy to widział? Był tego świadkiem? Milczał, czując, że to wcale nie jest dobre pytanie.
- Skończyłeś? – oschły ton, zamaskował wszelkie inne emocje. Jasne spojrzenie błądziło po twarzy bliźniaka.- Spytałbym czy masz czas, ale chyba sobie daruję.- nie chciał się wybielać w jego oczach, zapewniać, że ta brutalność wczesnych lat była już tylko wspomnieniem. Wcale tak nie było.- Chodź, poznasz kogoś i jestem prawie pewny, że się polubicie.- rzucił, zabierając to, co chciał i wychodząc z sypialni.- Tylko się nie ociągaj, bo w przeciwieństwie do ciebie... mój czas jest nadal ograniczony.- cierpkość pozostała w głosie, kiedy schodził na dół.
| zt x2
Widział reakcję brata, a nawet gdyby stał do niego plecami, był w stanie się domyślić. Pewne odruchy, które nabył z wiekiem Caleb, wcale nie zniknęły po śmierci. Trochę go to rozbawiło, ale nie na tyle, aby jakakolwiek emocja odbiła się w jego mimice czy spojrzeniu. Lodowate słowa brata, również nie zrobiły na nim wrażenia. Kogoś innego może i by zraniły, ale w jego przypadku nie trafiły w żaden czuły punkt.
- Więcej błędów? Tak widzisz wszystko, co robię? – spytał z samej ciekawości, bo nie tak postrzegał swoje decyzje i czyny.- Poza tym, gdy już je popełniam z każdego wyciągam wniosek, więc powinieneś się cieszyć.- dodał, ale wiedział dobrze, że to wcale nie zadowoli bliźniaka. Pewnie nie tak widział naukę na błędach, jednak nie miał w sobie tej dobroci, która w całości przypadła Calebowi w ich duecie.
- To nie byłoby takie złe. Potrafisz opętać kogoś? Słyszałem kiedyś, że duchy naprawdę to potrafią.- nigdy nie interesował się zbłąkanymi duszami, a przynajmniej nic ponad to, czego dowiedział się w Hogwarcie i gdzieś przypadkiem podczas wielu podróży. Opętywanie irytujących osób, mogło być ciekawą rozrywką, gdy czas przestawał grać główną rolę i miało się wieczność na wszystko.
Rozłożył lekko ręce, podkreślając kłamliwą bezradność wobec zarzutów.
- Nie wszystkie na to zasługują, ale wydoroślałem, dlatego tym bardziej świadomie nie pcham się tam, gdzie nie potrzebuję.- był dupkiem pod tym względem, ale wcale się tym nie przejmował. Taki już był, taką miał naturę i nie było sensu z tym walczyć. Pewne kobiety zyskiwały w jego oczach, zasługiwały na szacunek z różnych powodów, ale większość była nijaka, bezbarwna. Nigdy nie był sztucznie uprzejmy, bo tak wypadało. Dobry humor prysł, kiedy padło imię kobiety, która stała się już tylko przeszłością. Spoważniał wyraźnie, milcząc dłuższą chwilę.
- Moja? – rzucił ostrzej, krzyżując ręce na torsie.- Nie była moja, a teraz niech robi co chce. To przeszłość, tylko i wyłącznie.- dodał, mając nadzieję, że temat się urwie, że nie będzie dociekania dalej.
Nie miał już humoru na droczenie się z nim, chciał zająć się swoimi sprawami. Miał ich trochę, dlatego coraz bardziej chciał, aby brat zniknął stąd.- Nie twój interes, Cal.- nie zamierzał wprowadzać go w szczegóły. Zwłaszcza że szybko pojawiłyby się kolejne pytania i znając jego jakaś durna decyzja, która finalnie sprowadziłaby więcej kłopotów niż pożytku.
Słuchał w ciszy ostrych słów, obojętność biła z jego sylwetki i spojrzenia. Była jednak tylko powierzchowna, wewnątrz poczuł niepokój. Co mógł widzieć? Gdzie leżała granica między prawdziwymi grzechami, rzeczami jakich dopuścił się przez dziesięć lat, a tym co tylko w oczach Caleba było tak złe. Chciał spytać o tamten dzień, ten jeden konkretny, gdy otulony gniewem, szukał zemsty. Czy to widział? Był tego świadkiem? Milczał, czując, że to wcale nie jest dobre pytanie.
- Skończyłeś? – oschły ton, zamaskował wszelkie inne emocje. Jasne spojrzenie błądziło po twarzy bliźniaka.- Spytałbym czy masz czas, ale chyba sobie daruję.- nie chciał się wybielać w jego oczach, zapewniać, że ta brutalność wczesnych lat była już tylko wspomnieniem. Wcale tak nie było.- Chodź, poznasz kogoś i jestem prawie pewny, że się polubicie.- rzucił, zabierając to, co chciał i wychodząc z sypialni.- Tylko się nie ociągaj, bo w przeciwieństwie do ciebie... mój czas jest nadal ograniczony.- cierpkość pozostała w głosie, kiedy schodził na dół.
| zt x2
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sypialnia
Szybka odpowiedź