Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk
Church Street, Cromer
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Church Street
Cromer jest niewielkim miastem portowym, zamieszkiwanym przez zaledwie kilka tysięcy mieszkańców, zarówno mugolskich, jak i magicznych. Church Street jest zaś jedną z jego głównych ulic: dość wąską i wiecznie zatłoczoną, zwłaszcza w sezonie letnim, gdy do miasteczka zjeżdżają się nieliczni turyści. Swoją nazwę ulica zawdzięcza znajdującemu się przy niej kościołowi pod wezwaniem świętego Piotra i Pawła, otoczonego przez niewielki, lecz wiekowy cmentarz. Wieża tego zabytkowego budynku jest najwyższą budowlą w mieście i widać ją już z oddali.
Świat mugolski miesza się tu z magicznym. Niektóre sklepy oraz kamienice ukryte są przed wzrokiem tych, którzy nie władają czarami. Na tyłach kościoła znajduje się nawet niewidoczne dla mugoli pomieszczenie: można do niego wejść, przechodząc przez cmentarz. Zostało ono wykupione lata temu przez czarodzieja imieniem Joseph. Mężczyzna w jego wnętrzu urządził niewielką, prywatną bibliotekę, z której mogą korzystać wszyscy czarodzieje i czarownice z okolicy. Jest to wiedza dość powszechna dla mieszkańców Cromer, jednak rzadko kiedy jest przekazywana magicznym z innych miejscowości.
Świat mugolski miesza się tu z magicznym. Niektóre sklepy oraz kamienice ukryte są przed wzrokiem tych, którzy nie władają czarami. Na tyłach kościoła znajduje się nawet niewidoczne dla mugoli pomieszczenie: można do niego wejść, przechodząc przez cmentarz. Zostało ono wykupione lata temu przez czarodzieja imieniem Joseph. Mężczyzna w jego wnętrzu urządził niewielką, prywatną bibliotekę, z której mogą korzystać wszyscy czarodzieje i czarownice z okolicy. Jest to wiedza dość powszechna dla mieszkańców Cromer, jednak rzadko kiedy jest przekazywana magicznym z innych miejscowości.
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 1, 5, 7, 7, 8, 8
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 1, 5, 7, 7, 8, 8
little dark age
późne popłudnie, 22 VII 58
późne popłudnie, 22 VII 58
Bywa, że im umniejszają. Kłęby niezrozumienia rozbrzmiewają pod idealnie ułożonymi czuprynami - odbierają, co dano; nadają, co przypływem kaprysów domysłów było. Upraszczają istotę rzeczy na tyle, by tkwiły w martwym punkcie niemożności - ponoć, ponoć - wysnuwając zza masek obojętności cienie własności; tudzież intelektualnych, co innych zdolności, których nie mogły. Niekiedy tylko odważą się mówić, otwarcie i prawdziwie, z twarzami zbyt ładnymi i zbyt brzydkimi, z niezrozumieniem w oczach obserwatorów, bo kolej rzeczy nieustępliwie tkwiła przy abstrakcyjnej wizji świata.
Bunt miał wiele twarzy, wiele w istocie. Tą jedną znała doskonale, czasami jedna brew miewała rudawe przebarwienia, niekiedy włosy lśniły sienną paloną u nasady. Wyciągała dłoń, służka od siedmiu boleści, zarzucając na głowę kaptur domysłów. Ten jeden bunt był jej, zawarty w wypowiedzianej wiele miesięcy wcześniej umowie. Kompromisy - zwykła mawiać - nie zadawalają żadnej strony, bywają jednak domeną łagodności, której potrzebował objęty wojną kraj. Od podnóża, po sprawczość, wszędzie prócz wewnętrznych dysput, powinni dążyć do mediacji. Ponoć, gdyby to kobieca ręka sprawowała władzę, to świat objęłyby kaprysy momentów i wieczna destabilizacja. One tkwiły jednak w sprawczości, które wypracowały rozmową. Dłońmi splecionymi w uścisku zrozumienia, szacunku i dobra wspólnego, w którym obie upatrywały cel - nie bacząc na podziały, na krwawą granicę dwóch stronnictw. Ufały, honorowo.
Imogen doskonale wiedziała, że ryzykuje, a jednak podjęła się tego, gdy kroczyła pomniejszymi uliczkami Cromer. W pobliżu Church Street, a jednak w bezpiecznej odległości od nagminnych spojrzeń. W cieniu jasnej koszuli i rozkloszowanej, zielonej spódnicy do kostek. Kok związany ściśle przy głowe, pantofelki ze skóry podobnej do tej kopertówki, w której jeszcze przed chwilą tkwiło ofiarowane jedzenie. Prostota, która nie miała razić po oczach napotykanych mieszkańców. Skromność wobec czynów, wyczucie sytuacji, w której zwykła zauważać obok głodujących, dłoń w jedwabnej rękawiczce. Obleczona złotem, napompowana przepychem. Nieodpowiednia.
- Nie wiem nic nowego, wydaje mi się, że przycichli. Dobrze dla nas obu. - Półszept trafił tylko do kobiety obok. Tej, która przyprawiała rogi mężczyznom pracującym dla jej rodu; tej, której w istocie znać nie powinna, a jednak wyciągnięta dłoń porozumienia tkwiła niezmiennie, wykazując swojego rodzaju podziw. Stanowiła port, do którego uciekała w potrzebie, a jednak pod jej naturalnym, rudym odcieniem włosów kryła się wyspecjalizowana osoba, której wiedza były zarówno pożądane, jak i przytłaczające. Były jednak siebie pewne - w niezrozumiały na pozór sposób, a jednak tak prozaiczny, gdy do gry dochodził język emocji i umysłów, które zamiast przyjmować narzucane prawdy, analizowały je. W tej sierocie spod ciemnej gwiazdy, tkwiła kobieta, której winna umniejszać w opinii publicznej; zakryć nosek, odejść o krok w głębokim niezrozumieniu działających na świecie praw. Ale szła pewnie, aksamitnym głosem pozwalając sobie na rozmowę, której morały utwierdzały młody umysł we własnym zdaniu - posiadaniu go, ponad przytakiwanie na głos z góry. Nie potrzebowała buntu w sobie, nie widziała potrzeby ani sensu, potrzebowała jej, by cel uświęcał środki. By uzyskać upatrzoną górę bez syzyfowej pracy, w której przebicie bańki mydlanej stanowiło najcięży z problemów.
- To już tutaj, w tym domu? - Wskazała na jeden z pomniejszych lokali, dłonią zakrywając złociste refleksy słońca, zachłannie dobierające się do oczu. Głos Cromer, przekupa wieńcząca obraz miasteczka. Matka wszystkich dzieci, źródło informacji na tyle istotnych, co wyjętych z ust swojego rodzaju autorytetu. Nie była tu na pokaz, była tu dla nich, z pewnością tego, co może uczynić w swojej pozycji na tym obskórnym, acz jedynym możliwym dla nich świecie.
ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Neutralni
Życie chyba jeszcze nie ugryzło jej na tyle, by była w stanie oprzeć się pokusie skorzystania z tej sytuacji. Co prawda chwila zwątpienia zadziała się w jej umyśle, pojawiło się coś, czego nie umiała do końca zrozumieć, czy też nawet chyba nie próbowała, ale ostatecznie postawiła jeden krok, potem drugi, potem o wiele więcej i tak skończyła się sytuacja, w której nie mogła powiedzieć sobie, że teraz powinna odpuścić. Dom dawał jej bezpieczeństwo, pozwalał nie myśleć o tym, jak niebezpiecznie mogło być gdzieś, gdzie tylko wystarczyło się obrócić, dlaczego więc miała tutaj rezygnować z tego i odsunąć się od tego, co dzieje się na świecie. Wiedziała jednak, że nie mogła tego zrobić i nie mogła też odpuścić sobie tego jednego momentu. Świat który dotyczył statków najczęściej w niczym nie był jej dłużny, dlatego też musiała zdecydować się, czy chce podążać tą drogą czy jednak nie.
I teraz, gdy przyszła do niej prośba, gdy sytuacja wyszła od więcej, niż jednej ze stron, wiedziała, że nie mogła tego zostawić. Chęć pilnowania takich osób oraz pomocy w tym wszystkim sprawiały, że nie zamierzała tego zostawić od tak sobie, nawet, jeżeli konsekwencje mogły przygnieść jej ramiona, innych zostawiając w bezpiecznym miejscu. Parę oddechów zebrała na samą zmianę, od dawna nie zastanawiając się nad innym spojrzeniem niż to, które potrafiły sprzedać jej błękitne, pełne zmęczenia oczy. Rude loki zostały zastąpione przez mysie, cienkie włosy, a chmurne spojrzenie wypełnione zostało przez zielone tęczówki. Dopiero wtedy, ubrana jak zwykła kobieta której miejsce było w porcie, wyruszyła na nieznane bądź znane terytorium, spotykając się w miejscu, w którym być może dojdzie się do jakiegoś porozumienia, bądź rozstaną się z niczym, tak jakby to nie jedno życie, a parę z nich było przynajmniej na wadze.
- Wchodźcie, wchodźcie… - starsza kobieta otworzyła niecierpliwie drzwi, pozwalając jednej i drugiej wejść do środka. Czekając, bardziej z przyzwoitości niż z rozważania nad czymkolwiek, przepuściła w drzwiach swoją towarzyszkę, wsuwając się do środka jakby teraz miała z ostrożnością postępować przez całe miasto, nawet jeżeli to skromne pomieszczenie znajdujące się przed nimi, wyposażone jedynie w proste meble które dawały skromny komfort, ciemną zasłonę oraz gryzący zapach ziół suszonych nad wyraz (chociaż czy cokolwiek do jedzenia było teraz nad wyraz). Siadając ostrożnie, spojrzała na swoją towarzyszkę, stukając palcami o prosty blat stolika i nie będąc pewna, jak mogła przerwać tę niezręczną ciszę.
- Nie wiem, na ile ci wiadoma ta ostatnia sprawa…albo czy są jakieś plany, co do tego co dalej z tą nieszczęsna kobietą. Ale jeżeli mam opowiedzieć, nakreślę sytuację.
I teraz, gdy przyszła do niej prośba, gdy sytuacja wyszła od więcej, niż jednej ze stron, wiedziała, że nie mogła tego zostawić. Chęć pilnowania takich osób oraz pomocy w tym wszystkim sprawiały, że nie zamierzała tego zostawić od tak sobie, nawet, jeżeli konsekwencje mogły przygnieść jej ramiona, innych zostawiając w bezpiecznym miejscu. Parę oddechów zebrała na samą zmianę, od dawna nie zastanawiając się nad innym spojrzeniem niż to, które potrafiły sprzedać jej błękitne, pełne zmęczenia oczy. Rude loki zostały zastąpione przez mysie, cienkie włosy, a chmurne spojrzenie wypełnione zostało przez zielone tęczówki. Dopiero wtedy, ubrana jak zwykła kobieta której miejsce było w porcie, wyruszyła na nieznane bądź znane terytorium, spotykając się w miejscu, w którym być może dojdzie się do jakiegoś porozumienia, bądź rozstaną się z niczym, tak jakby to nie jedno życie, a parę z nich było przynajmniej na wadze.
- Wchodźcie, wchodźcie… - starsza kobieta otworzyła niecierpliwie drzwi, pozwalając jednej i drugiej wejść do środka. Czekając, bardziej z przyzwoitości niż z rozważania nad czymkolwiek, przepuściła w drzwiach swoją towarzyszkę, wsuwając się do środka jakby teraz miała z ostrożnością postępować przez całe miasto, nawet jeżeli to skromne pomieszczenie znajdujące się przed nimi, wyposażone jedynie w proste meble które dawały skromny komfort, ciemną zasłonę oraz gryzący zapach ziół suszonych nad wyraz (chociaż czy cokolwiek do jedzenia było teraz nad wyraz). Siadając ostrożnie, spojrzała na swoją towarzyszkę, stukając palcami o prosty blat stolika i nie będąc pewna, jak mogła przerwać tę niezręczną ciszę.
- Nie wiem, na ile ci wiadoma ta ostatnia sprawa…albo czy są jakieś plany, co do tego co dalej z tą nieszczęsna kobietą. Ale jeżeli mam opowiedzieć, nakreślę sytuację.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Church Street, Cromer
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk