'Cause I never loved someone like you
AutorWiadomość
Zaproszenie z Ludlow Castle pojawiło się zupełnie nagle. Relacje między Rosierami i rodem Avery nie były nadzwyczajnie pozytywne, ale z grzeczności wielkie i znaczące Rody miały na uwadze opinię publiczną. A to w zasadzie miało największe znaczenie. Lady Callista Avery miała przeżyć swój debiut w najznamienitszym gronie. Młoda panna na wydaniu, zapewne szukają dla niej odpowiedniej partii na męża. Kojarzył to młode dziewczę, typowa kobieta od Averych, jasno włosy, zimne spojrzenie... Mięli się pewnie kilkukrotnie na korytarzach Beauxbatons. Niemniej jednak, od tego czasu minęło już trochę, więc niewiele pamiętał. Z zaproszenia oczywiście miał zamiar skorzystać, tego wymagało dobre wychowanie i to miało znaczenie. Rosier został wychowany w tradycyjny sposób i nie zamierzał tego zmieniać.
Dzień nadszedł szybko, a przygotowania trwały ekspresowo. Młody Lord ubrał się w wybitnie dopasowany do niego garnitur, szyty na miarę, z symbolami odpowiednimi dla jego pochodzenia. Błysk w oku, tajemniczy uśmiech na twarzy i pojawił się w Ludlow o wyznaczonej porze. Zamek jak zawsze potrafił zachwycić, przygotowany był w wykwintnym stylu, zapewne dopasowany do pragnień młodej Lady, która miała królować tego wieczoru. Jej debiut był czymś wyjątkowym, a Rosier szczerze mówiąc... nie przywiązywał do tego większej uwagi. Był tu, bo tego od niego wymagano i w zasadzie nic więcej nie planował z siebie wykrzesać.
Stanął gdzieś na uboczu, z lampką szampana w dłoni i wdał się niechętnie w rozmowę ze starszą kobietą. Ona zaczepiła jego, nawet nie do końca był pewien kim była. Jego lakoniczne podejście do tematu nie było żadną nowością, ale przywykł. Udawał grzecznego, sympatycznego młodego mężczyznę, skupiając się średnio na rozmowie. Czekał, aż wszystko się zacznie, a raczej jak najszybciej skończy. Młoda Lady pojawiła się w końcu u szczytu schodów i musiał przyznać, że wyglądała zjawiskowo. Starsza pani klepnęła w jego brodę, żeby zamknął usta... najwyraźniej mimowolnie walnął "karpika", zaskoczony młodą kobietą i oczarowany jej wyglądem. Lady Callista Avery nie była drobną szarą myszką, była piękną młodą kobietą, zachwycała i sunęła po schodach z gracją. Wszystkie oczy zwróciły się ku niej... nic dziwnego. Było na co popatrzeć.
Obserwował ją długo, nadal trzymając się na uboczu. Tańczyła z wyśmienitymi Lordami, śmiała się, żartowała. Ciekawe czy to maska czy naprawdę była tak wyjątkowo zabawna. Musiał naprawdę poprawić swój... zasób odwagi kilkoma lampkami, zanim postanowił podejść do niej.
- Lady Avery. Wyglądasz zjawiskowo. - rzekł kłaniając się i całując wierzch jej dłoni, aby zaraz porwać ją do tańca. No cóż, raz się żyje.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
La Douleur Exquise
Procedura w swojej naturze była dość standardowa. Można to było nawet nazwać zwyczajem, że kiedy córa któregoś ze szlachetnych, czystokrwistych rodów osiągała odpowiedni wiek, wyprawiano przyjęcie mające oficjalnie zaprezentować ją jako potencjalną kandydatkę na małżonkę. Oczywiście podczas gdy rówieśniczki Callisty dokładały wszelkich możliwych starań by w tym specjalnym dniu wypaść jak najlepiej, jej całe zamieszanie jawiło się jako kolejna aukcja na targu niewolników. Kawalerowie z całego kraju ściągali do Ludlow by oceniać jej urodę, talenta oraz przybliżony zysk, jaki mogli wynieść z ewentualnego mariażu. Na sam koniec zainteresowani zgłaszali się do kupca, przepraszam, jej ojca, aby złożyć swoją ofertę. Wiekowy limit oczywiście nie miał racji bytu. Lady Avery była pewna, że kilkoro z zebranych Lordów wiekiem odpowiadało jej rodzicom, a innym mleko nadal stygło pod nosem. Większość z nich znała. Świat arystokracji nie był w końcu tak szeroki. Co rusz w tłumie wyłapywała znajome twarze braci, kuzynów oraz wujów swoich przyjaciółek. Tych samych, za którymi w dzieciństwie zwykła ganiać w berka. Dziewczyna nie miała wyboru jak tylko pogodzić się z tym, że za jakiś czas z którymś z nich być może stanie na ślubnym kobiercu.
Faworytów było kilku, wskazanych osobiście przez nestora. Nazwiska Black, Malfoy, Flint czy Burke nie stanowiły dla nikogo zaskoczenia, bo pozytywne stosunki z rodem Avery stawiały ich na pierwszym miejscu. Sama Callista została wyraźnie poinstruowana przez matkę komu konkretnie winna poświęcić najwięcej uwagi. Wybór nigdy nie miał należeć do niej. Mimo wszystko pozostając odpowiedzialną córką, a przede wszystkim Lady, przywdziała na siebie jasną suknię, mającą symbolizować jej czystość, pozwoliła ułożyć sobie włosy w elegancki splot i z odrobiną makijażu oraz skropiona najlepszymi perfumami rozdawała fałszywe uśmiechy na lewo i prawo, pozwalając się obłapiać każdemu wystarczająco odważnemu by poprosić ją do tańca. Czarownica odnosiła dziwne wrażenie, że dla Panów było to niczym próbny lot na miotle, którą zamierzali w najbliższym czasie nabyć.
Jeśli o Rosierów chodzi, stawili się tłumnie w liczbie dwóch, jednak tylko młodszy z nich, Mathieu, zdobył się na porwanie głównej gwiazdy całego przyjęcia do tańca. Widocznie za nic miał fakt, że jeszcze przed minutą blondynka pogrążona była w rozmowie z jednym z braci Burke, aktualnie oczekując jego powrotu z obiecaną lampką szampana.
- Lordzie Rosier - dygnęła, obrzucając kawalera szybkim taksującym spojrzeniem. Oczywiście widywała go już wcześniej, na korytarzach akademii Beauxbatons. Wtedy jednak nigdy nie zdobył się na rozmowę z młodszym od siebie o pięć lat podlotkiem. Cóż, być może czekał aż wystarczająco dojrzeje i urosną jej piersi. Niestety jego nazwiska brakowało na liście sporządzonej przez rodziców dziewczyny, nie mogła mu więc poświęcić zbyt wiele czasu. Z drugiej strony, ze względu na dość neutralne stosunki pomiędzy ich rodami, nie mogła też potraktować go zbyt oschle. Przypominało to grę w towarzyskie szachy, a Callista już wpadła na swój kolejny ruch.
- Muszę się Lordowi do czegoś skrycie przyznać - zaszczebiotała, blade palce zaciskając na jego ramieniu jak gdyby obawiała się, że straci siły lub ugną się pod nią kolana - Od tych wszystkich tańców kręci mi się w głowie i zaczyna brakować tchu - była pewna, że o jej genetycznej przypadłości wiedzieli wszyscy zebrani w Ludlow goście. Chorobę oczywiście kazano jej maskować, ale chyba mogła ją wykorzystać by zniechęcić do siebie niewskazanego zalotnika, prawda?
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Urocza młoda dama, która właśnie wchodziła w dorosłość. Bycie szlachcianką to trudne zadanie, a Callista miała zauroczyć chłopców, zapewne wybranych przez jej rodziców, z nadzieją na szybki ożenek. Polityka... Zabawne, ale jego to wszystko omijało. Żadna z dam, których "kandydatem" był do zamążpójścia nie zainteresowała go dostatecznie, aby wykrzesał z siebie coś więcej niż grzecznościowe zwroty. W kwestii przyszłej partnerki Rosier stawiał wymagania. Nie mogła być jałowa i "płaska", musiała mieć charakter silny i pewny, aby nigdy nie wahała się pójść za mężem, którąkolwiek stronę wybierze. Powinna trwać u jego boku i nie zadawać zbyt wielu pytań, jednocześnie lśniąc jak diament. Kobieta silna i niezależna, a jednocześnie poddana woli męża. Miał wrażenie, że większość dam była "zgaszona", wyuczona komend jak piesek i nie robiąca nic więcej poza rozkazami. Jak pacynka czy kukiełka, którą każdy mógł sterować jak chciał. Wystarczyło jedno spojrzenie na Callistę Avery i wiedział, że to nie ten typ kobiety. Miała klasę i biło od niej coś, czego... nie rozumiał. Niemniej jednak, nie spodziewał się, że jej rodzina brała go pod uwagę, wszak Rosierów i Averych łączyły raczej neutralne stosunki.
Zasadniczo nie przepadał za tego typu imprezami i spotkaniami towarzyskimi, ale jeśli miał okazję zainteresować młodą kobietę zrobi to z miłą chęcią. Szansy czasem mogły ulec zmianie, podobnie jak polityczne relacje między rodami. To, że nie miał raczej szans w dzisiejszym starciu nie znaczyło, że to się nie zmieni, a wolał pozostawić po sobie pozytywne wrażenie. Ledwo zaczęli tańczyć, a Callista chciała już to przerwać... uniósł lekko brew ku górze. Raczej nie interesowały go choroby młodych pokoleń, na szczęście sam nie był dotknięty żadnym przykrym obciążeniem.
- W takim razie grzecznym byłoby dotrzymanie towarzystwa na świeżym powietrzu... Jeśli Lady pozwoli. - zaproponował, wskazując w stronę tarasu. Skoro brakowało jej tchu... Rosier raczej był skromną osobą i nie sądził, że to z jego powodu. Wiele razy słyszał, że jest przystojnym Lordem, ale bez przesady. Traktował to raczej jako grzeczności. Tutaj raczej pokusił się o stwierdzenie, że dzisiejszy wieczór był dla Lady Avery niezwykle emocjonujący i pewnym momencie rzeczywiście mogłoby jej zabraknąć tchu. Niemniej jednak, liczył, że będzie chciała odkryć choć trochę tajemniczego, milczącego Lorda Mathieu Rosiera, skoro już pokusił się o ten krok w jej stronę.
Zasadniczo nie przepadał za tego typu imprezami i spotkaniami towarzyskimi, ale jeśli miał okazję zainteresować młodą kobietę zrobi to z miłą chęcią. Szansy czasem mogły ulec zmianie, podobnie jak polityczne relacje między rodami. To, że nie miał raczej szans w dzisiejszym starciu nie znaczyło, że to się nie zmieni, a wolał pozostawić po sobie pozytywne wrażenie. Ledwo zaczęli tańczyć, a Callista chciała już to przerwać... uniósł lekko brew ku górze. Raczej nie interesowały go choroby młodych pokoleń, na szczęście sam nie był dotknięty żadnym przykrym obciążeniem.
- W takim razie grzecznym byłoby dotrzymanie towarzystwa na świeżym powietrzu... Jeśli Lady pozwoli. - zaproponował, wskazując w stronę tarasu. Skoro brakowało jej tchu... Rosier raczej był skromną osobą i nie sądził, że to z jego powodu. Wiele razy słyszał, że jest przystojnym Lordem, ale bez przesady. Traktował to raczej jako grzeczności. Tutaj raczej pokusił się o stwierdzenie, że dzisiejszy wieczór był dla Lady Avery niezwykle emocjonujący i pewnym momencie rzeczywiście mogłoby jej zabraknąć tchu. Niemniej jednak, liczył, że będzie chciała odkryć choć trochę tajemniczego, milczącego Lorda Mathieu Rosiera, skoro już pokusił się o ten krok w jej stronę.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Genetyczna pula niestety zdawała się kurczyć z każdym rokiem. Zdrady, śmierć, magiczne wypadki. Do tego genetyczne choroby zagrażające ciążom. Sama Callista wiedziała, że jeśli kiedykolwiek powije potomka, z pewnością będzie on pierwszym i ostatnim jej dzieckiem, bez względu na to czy straci życie w trakcie całego procesu czy nie. Właśnie dlatego musiała starać się podwójnie by zwrócić uwagę odpowiedniego kawalera. Zasady były proste, olśnić go urodą, ale nie przyćmić inteligencją; zabawiać rozmową, ale nie kwestionować opinii. W praktyce oznaczało to sporo przytakiwania, trzepotania rzęsami i najważniejsze, śmiania się z każdego marnego żartu. Czystokrwiści lubili żony ciche oraz posłuszne, dodające kilka punktów do ich rozbujałych ego. Jeśli Mathieu faktycznie zaś poszukiwał kobiety z charakterem, z pewnością pozostawał w mniejszości. Być może też był jedynym, który dostrzegł nutę fałszu w wyuczonych gestach blondynki. Ta nie powiedziała jednak jeszcze ostatniego słowa. To był najważniejszy wieczór w jej życiu, nie zamierzała się wychylać, szczególnie gdy na szali stała opinia zarówno jej jak i całego rodu Averych.
Poza tym była też pewna, iż jej mały komentarz załatwi problem z Rosierem. Niestety ciemnooki szybko znalazł remedium na jej przypadłość, po raz kolejny oferując swoje towarzystwo. Jeszcze przez chwilę Callista grała na czas, w tłumie gości usiłując odnaleźć Lorda Burke, z którym rozmawiała wcześniej, lub rodziców. Na kilka chwil udało jej się nawet przykuć uwagę matki, niestety ta zamiast ruszyć jej z pomocą, jedynie obrzuciła bruneta taksującym spojrzeniem, po czym odwróciła wzrok. Świetnie, a więc młoda Avery zdana była wyłącznie na siebie.
- Prawdziwy gentleman - przytaknęła, wsuwając dłoń pod jego ramię. Nie miała nic do stracenia, o jej losie i tak ostatecznie zadecydować mieli rodzice. Chwila rozmowy z Rosierem z pewnością nie zaszkodzi, szczególnie, że z bliska okazał się jeszcze przystojniejszy. Na pogawędkę w cztery oczy, rzecz jasna, nie mieli co liczyć. Na szczęście na tarasie majaczyło wystarczająco dużo osób, aby krewni nie czuli potrzeby wysyłania za nastoletnią czarownicą przyzwoitki. Ta została w środku, obserwując wszystko zza szyb.
- Jeśli wolno zapytać, jak Lord ocenia przyjęcie? Czy bawicie się ze swoim szanownym Kuzynem wystarczająco dobrze? Mury Ludlow niestety nie są najbardziej gościnne.. - młoda Lady rozsądnie postawiła na dość neutralny temat, chcąc wcześniej nieco poznać swojego przeciwnika. Mathieu wydawał się bowiem raczej skryty i na pewno oszczędny w swoich słowach - .. w przeciwieństwie do serc ich właścicieli - dodała blondynka, dorzucając mały, zalotny uśmiech. Rozdawała je wszystkim, Rosier nie stanowił wyjątku.
Poza tym była też pewna, iż jej mały komentarz załatwi problem z Rosierem. Niestety ciemnooki szybko znalazł remedium na jej przypadłość, po raz kolejny oferując swoje towarzystwo. Jeszcze przez chwilę Callista grała na czas, w tłumie gości usiłując odnaleźć Lorda Burke, z którym rozmawiała wcześniej, lub rodziców. Na kilka chwil udało jej się nawet przykuć uwagę matki, niestety ta zamiast ruszyć jej z pomocą, jedynie obrzuciła bruneta taksującym spojrzeniem, po czym odwróciła wzrok. Świetnie, a więc młoda Avery zdana była wyłącznie na siebie.
- Prawdziwy gentleman - przytaknęła, wsuwając dłoń pod jego ramię. Nie miała nic do stracenia, o jej losie i tak ostatecznie zadecydować mieli rodzice. Chwila rozmowy z Rosierem z pewnością nie zaszkodzi, szczególnie, że z bliska okazał się jeszcze przystojniejszy. Na pogawędkę w cztery oczy, rzecz jasna, nie mieli co liczyć. Na szczęście na tarasie majaczyło wystarczająco dużo osób, aby krewni nie czuli potrzeby wysyłania za nastoletnią czarownicą przyzwoitki. Ta została w środku, obserwując wszystko zza szyb.
- Jeśli wolno zapytać, jak Lord ocenia przyjęcie? Czy bawicie się ze swoim szanownym Kuzynem wystarczająco dobrze? Mury Ludlow niestety nie są najbardziej gościnne.. - młoda Lady rozsądnie postawiła na dość neutralny temat, chcąc wcześniej nieco poznać swojego przeciwnika. Mathieu wydawał się bowiem raczej skryty i na pewno oszczędny w swoich słowach - .. w przeciwieństwie do serc ich właścicieli - dodała blondynka, dorzucając mały, zalotny uśmiech. Rozdawała je wszystkim, Rosier nie stanowił wyjątku.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Pojawianie się na debiutach tego pokroju należało do tradycji, a te winno się pielęgnować i troskliwie dbać o każdy szczegół. Debiutantka odziana w piękną suknię, z idealną fryzurą i dodatkami dopracowanymi w każdym calu miała lśnić na salonach i swoją niebywałą urodą omamić niejednego młodego mężczyznę. Wielkie Rody zawsze rywalizowały ze sobą. Bycie Lordem miało swoje przywileje, nawet jeśli żonę miał wybrać Nestor, a ślub miał być jedynie kolejnym punktem na długiej liście zadań i powinności wobec krwi. Mathieu zapewne nie leżał w kręgu zainteresować Callisty Avery, ale ona właśnie wkroczyła na nią z głową dumnie uniesioną ku górze. Zainteresowała go. Jej uśmiech nie był sztuczny i wymuszony, chociaż prowadząc rozmowę z nim zdawała się zbyć go za wszelką cenę. Widział różnice, od zawsze był spostrzegawczy i potrafił sobie poradzić z analizą faktów bezbłędnie. Pewnie matka nakazała jej rozmawiać z wybranymi przez nich Lordami i to właśnie im wdzięczyć się, oczarować, kokietować i spróbować wkraść się w łaski. Typowe i naturalne, nie obwiniał jej za to. Nie uważał też, że zachowała się nietaktownie wobec niego, wręcz przeciwnie, wprawnie lawirowała między słowami, chcąc wyjść z tego wszystkiego obronną ręką. Intrygująca kobieta. Niestety, trafiła na kogoś kto nie przepadał za stereotypami i chciał ją nieco... sprawdzić. Zobaczyć jak zachowa się w sytuacji, w której ją postawił. Nie przeszkadzało mu ani spojrzenie jej matki, ani spojrzenia innych. Był Różą i każdy doskonale wiedział kim są Rosierowie i co potrafią, a już na pewno... że zawsze dostają to, co chcą.
- Przyjęcie jest wspaniałe, dopracowane w każdym szczególe. Zupełnie jak kreacji Lady, w której wyglądasz olśniewająco. - odparł na jej pytanie. Nie do końca wiedział jak się bawi Tristan, nie miał zwyczaju stać obok niego i wsłuchiwać się w rozmowy. Nie był dzieckiem we mgle, które należało prowadzić za rękę. Zapewne też bawił się dobrze, w końcu pamiętał, że między jego kuzynek, a kuzynką Callisty również istniała nić porozumienia i miało dojść do sojuszu. Niemniej jednak, nie byli tu po to, aby wspominać dawne czasy i decyzje. - Ludlow Castle to imponująca twierdza, z pewnością skrywa liczne tajemnice. A gościnność Lady jest niebywała. Mam nadzieję, że na świeżym powietrzu samopoczucie się poprawiło. - dodał jeszcze z lekkim subtelnym uśmiechem. - A jak Lady ocenia przyjęcia? Mam nadzieję, że młodzi Lordowie nie są tak męczący jak ja. - spytał patrząc jej w oczy. Przecież wiedział, że nie chciała tu z nim być... wolała wykonywać zadania matki. Czyżby była kolejną posłuszną damą, która zawsze robi to, co każe jej starszyzna?
- Przyjęcie jest wspaniałe, dopracowane w każdym szczególe. Zupełnie jak kreacji Lady, w której wyglądasz olśniewająco. - odparł na jej pytanie. Nie do końca wiedział jak się bawi Tristan, nie miał zwyczaju stać obok niego i wsłuchiwać się w rozmowy. Nie był dzieckiem we mgle, które należało prowadzić za rękę. Zapewne też bawił się dobrze, w końcu pamiętał, że między jego kuzynek, a kuzynką Callisty również istniała nić porozumienia i miało dojść do sojuszu. Niemniej jednak, nie byli tu po to, aby wspominać dawne czasy i decyzje. - Ludlow Castle to imponująca twierdza, z pewnością skrywa liczne tajemnice. A gościnność Lady jest niebywała. Mam nadzieję, że na świeżym powietrzu samopoczucie się poprawiło. - dodał jeszcze z lekkim subtelnym uśmiechem. - A jak Lady ocenia przyjęcia? Mam nadzieję, że młodzi Lordowie nie są tak męczący jak ja. - spytał patrząc jej w oczy. Przecież wiedział, że nie chciała tu z nim być... wolała wykonywać zadania matki. Czyżby była kolejną posłuszną damą, która zawsze robi to, co każe jej starszyzna?
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Tradycja tradycją, dla niektórych i tak chodziło tylko o okazję do wymienienia się plotkami, sprawdzenie konkurencji czy darmowe przysmaki oraz alkohol. Nie zmieniało o to oczywiście faktu, iż wszyscy zebrani zjawili się w Ludlow by ocenić najstarszą latorośl rodu Avery. Uroda, elokwencja, dodatkowe talenty, kategorii było mnóstwo. Dla Callisty oraz jej rodziny był to swoisty test tego jak wychowali córkę. Nic dziwnego, że przez większość jej życia przygotowywali ją własnie na ten moment. Miała lśnić najjaśniej jak potrafiła, a jednocześnie nie na tyle jasno by przyćmić któregoś z potencjalnych kawalerów. Zadanie dość męczące i wymagające sporo taktu, szczególnie przy silnym charakterze Czarownicy. Była zmuszona pilnować właściwie każdego słowa, aby przypadkiem jej cięty język nie wyprzedził wyważonych myśli. Nie mogła też pozwolić, aby młody Lord uśpił jej czujność, nawet jeśli jego słowa były słodkie jak miód. Wystarczyło jedno spojrzenie w ciemne oczy mężczyzny i już wiedziała, iż nie powinna go lekceważyć. Gdyby zaś miała jego wzrok określić jednym słowem, postawiła by na 'magnetyzujący'. Dostrzegała w nim wyzwanie, aczkolwiek jeszcze nie była pewna czy powinna je podjąć. W swoich rozważaniach zapomniała nawet zatrzepotać nieśmiało rzęsami w odpowiedzi na bezpośredni komplement, dodając tylko spóźnione i mało skromne - Merci.
Cóż, Lord w końcu wcale się nie mylił. Włożyła wiele wysiłku oraz myśli w odpowiednią prezentację. Oczywiście musiała też zgodzić się na kilka kompromisów, ale ostatecznie nawet głębszy dekolt sukni udało się blondynce wywalczyć. Mimo wszystko oczy Mathieu nigdy nie opuszczały jej bladej twarzy, próbując dostrzec więcej niż chciała pokazać, jednocześnie zachowując własny całun tajemnicy.
- Nie zmęczyło mnie towarzystwo Lorda, a ekscesywne tańce - przypomniała, gdy przekręcił jej wcześniejsze słowa. Kolejne potknięcie, na które nie wiedzieć czemu młoda Czarownica pozwoliła sobie w towarzystwie Anglika. Wprowadzał w jej głowie lekki zamęt albo faktycznie cierpiała z powodu niedotleniona. Tak czy siak spieszno jej było by naprawić błąd. Podważanie słów mężczyzny mogło zostać przecież odebrane jako krnąbrność - Takie towarzystwo to wręcz czysta przyjemność, Monsieur, ale obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu. Muszę przygotować się do swojego małego recitalu. Czy Lord gra na jakimś instrumencie? Akompaniament byłby mile widziany.
Cóż, Lord w końcu wcale się nie mylił. Włożyła wiele wysiłku oraz myśli w odpowiednią prezentację. Oczywiście musiała też zgodzić się na kilka kompromisów, ale ostatecznie nawet głębszy dekolt sukni udało się blondynce wywalczyć. Mimo wszystko oczy Mathieu nigdy nie opuszczały jej bladej twarzy, próbując dostrzec więcej niż chciała pokazać, jednocześnie zachowując własny całun tajemnicy.
- Nie zmęczyło mnie towarzystwo Lorda, a ekscesywne tańce - przypomniała, gdy przekręcił jej wcześniejsze słowa. Kolejne potknięcie, na które nie wiedzieć czemu młoda Czarownica pozwoliła sobie w towarzystwie Anglika. Wprowadzał w jej głowie lekki zamęt albo faktycznie cierpiała z powodu niedotleniona. Tak czy siak spieszno jej było by naprawić błąd. Podważanie słów mężczyzny mogło zostać przecież odebrane jako krnąbrność - Takie towarzystwo to wręcz czysta przyjemność, Monsieur, ale obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu. Muszę przygotować się do swojego małego recitalu. Czy Lord gra na jakimś instrumencie? Akompaniament byłby mile widziany.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Mogła ukrywać swoje prawdziwe ja pod woalem pięknych słów i wyuczonych gestów. Kobiety coraz częściej miały coś więcej do powiedzenia, coraz częściej mogły śmiało wkraczać w świat zdominowany przez mężczyzn. Przenikliwe spojrzenie młodego Lorda wyszukiwało w niej czegoś więcej niż posłusznego wykonywania zadań powierzonych przez rodzinę, czegoś więcej niż odegranie pięknej roli na tym przyjęciu. Była piękna, potrafiła zauroczyć jednym gestem i słowem, miała wiele do zaoferowania i przejrzał ją niemal od razu. A może i ona tego właśnie potrzebowała. Nakaz rozmowy z konkretnymi kawalerami był jak wykonanie kolejnego zadania, seria gestów, słodkich słów, mająca jedno proste zadanie - skłonić ich do rozważenia jej jako kandydatki na żonę. Niezbyt chciała podjąć rozmowy z Rosierem, na szczęście akurat on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak przebiega wprowadzanie młodej Lady na salony i jakie zostają powierzone jej zadania. Miał kuzynki i to nie kwestia jednej rozmowy, a długotrwałego przygotowania. Zapewne nie na rękę było jej rozmawianie z Rosierem, ale on zrobi wszystko, aby zapamięta te magnetyzujące spojrzenie na długi czas.
- Jestem niemal pewien, że to była próba ucieczki. - szepnął, nachylając się w jej stronę, prosto do jej ucha. Rozmowy z kobietami przychodziły mu niełatwo, a Callista zaczęła stanowić solidne wyzwanie. Nie nazwałby się Rosierem, jeśli nie podjąłby go i zwyczajnie odpuścić. Przecież wszyscy wiedzieli jak gorąca i nieprzewidywalna krew płynie w ich żyłach, jak róże potrafią pokazać swe kolce. Gestu nie uznał również za niestosowny, nie przekroczył granicy, ani nie złamał zasad. Za to odsunął się od niej ponownie zaszczycając młodą Lady wyrazem twarzy pozbawionym jakiejkolwiek mimiki, może jedynie zdradzały go oczy, w których pojawiło się zaciekawienie.
- Recital? Uzdolnienia muzyczne Lady będą z pewnością niezwykle imponujące... Niestety nie gram na żadnym instrumencie i nie będę mógł Lady towarzyszyć, nad czym niezmiernie ubolewam. - odparł na jej słowa, a przenikliwe spojrzenie dokładnie obserwowało jej tęczówki. Czy to kolejna próba odsunięcia go od siebie i pozostawienia samotnego? Recital brzmiał całkiem intrygująco, choć sam nie wystąpiłby przed tak licznym zgromadzeniem. Wybrała coś, co w rzeczywistości dawało jej możliwość pozostawienia go zaciekawionego, z lekkim niedosytem. Czyżby wiedziała o nim więcej niż sam mógłby się spodziewać? Nie sądził, był przecież nieprzeniknioną twierdzą, do której jeszcze nikomu nie udało się dostać.
- Jestem niemal pewien, że to była próba ucieczki. - szepnął, nachylając się w jej stronę, prosto do jej ucha. Rozmowy z kobietami przychodziły mu niełatwo, a Callista zaczęła stanowić solidne wyzwanie. Nie nazwałby się Rosierem, jeśli nie podjąłby go i zwyczajnie odpuścić. Przecież wszyscy wiedzieli jak gorąca i nieprzewidywalna krew płynie w ich żyłach, jak róże potrafią pokazać swe kolce. Gestu nie uznał również za niestosowny, nie przekroczył granicy, ani nie złamał zasad. Za to odsunął się od niej ponownie zaszczycając młodą Lady wyrazem twarzy pozbawionym jakiejkolwiek mimiki, może jedynie zdradzały go oczy, w których pojawiło się zaciekawienie.
- Recital? Uzdolnienia muzyczne Lady będą z pewnością niezwykle imponujące... Niestety nie gram na żadnym instrumencie i nie będę mógł Lady towarzyszyć, nad czym niezmiernie ubolewam. - odparł na jej słowa, a przenikliwe spojrzenie dokładnie obserwowało jej tęczówki. Czy to kolejna próba odsunięcia go od siebie i pozostawienia samotnego? Recital brzmiał całkiem intrygująco, choć sam nie wystąpiłby przed tak licznym zgromadzeniem. Wybrała coś, co w rzeczywistości dawało jej możliwość pozostawienia go zaciekawionego, z lekkim niedosytem. Czyżby wiedziała o nim więcej niż sam mógłby się spodziewać? Nie sądził, był przecież nieprzeniknioną twierdzą, do której jeszcze nikomu nie udało się dostać.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Bardzo możliwe, że Callista nadal była za młoda by mieć cokolwiek do powiedzenia. Poza tym już przygotowywano ją na dzień, w którym spod opieki ojca zostanie przekazana w ręce męża, umowę pieczętując obrączką. Jedynym co mogło ją od tego odwieść były śmierć lub zdrada nazwiska i żadna z tych opcji nie wchodziła w grę. To logiczne, że w tym wypadku chciała jak najlepiej ustawić się na przyszłość i odpowiedni mężczyzna na miejscu jej męża skutecznie jej to gwarantował. Oczywiście tylko najlepsze partie zyskiwały przywilej przebierania w ofertach, więc to ich uwagę powinna była zwrócić. Jak? To dziecinne proste. Udając najposłuszniejsza małżonkę na świecie, rzecz jasna. Urodziwą, wyrozumiałą i dobroduszną, dokładnie w takiej kolejności. Najlepiej też głupszą od swojego wybranka, by nie czuł się zagrożony. Bardzo niewielu kawalerów rozglądało się za prawdziwym wyzwaniem damskiego charakteru.
Co kierowało Rosierem? Nie miała pojęcia. Los co jakiś czas zdawał się pchać przedstawicieli obu ich rodzin ku sobie, tworząc mariaże trwałe, aczkolwiek czasem wybuchowe. Gdyby nie jego nazwisko, Lady Avery być może nawet byłaby zainteresowana tym, co skrywały mahoniowe tęczówki poskramiacza smoków. Miał wiele swoich fanek wśród jej rówieśniczek. Pamiętała wzdychające do Mathieu starsze koleżanki w czasach, kiedy oboje pobierali nauki w Beauxbatons. Wątpiła więc, by brakowało zainteresowanych kandydatek. Szczególnie, że odwagi młodemu Lordowi też nie brakowało. Gdy pochylił się nad solenizantką, spojrzenie Callisty na krótką chwilę skrzyżowało się ze wzrokiem obserwującej ich ze środka przyzwoitki. Skłamałaby twierdząc, że nie poczuła przez to dreszczyku emocji, tym bardziej, iż została przyłapana na kłamstwie.
- Bacz Lordzie na słowa, my Avery nie lubimy, gdy kwestionuje się naszą odwagę albo zarzuca nam fałsz - zdołała wymówić, z lekkimi wypiekami na policzkach - Nie postrzegam też Lorda jako wroga, żebym musiała przed nim uciekać - prowokował, wywołując u blondynki dokładnie taką samą reakcję. Oby tylko nie był to test. Być może nawet Mathieu po przyjacielsku postanowił sprawdzić jej morale na prośbę innego, zainteresowanego jej ręką przyjaciela. Świat wyższych sfer bywał bardzo przewrotny, ale nie tak przewrotny jak Callista.
- W istocie, dłonie Lorda nie zostały stworzone do gry na instrumencie - zauważyła Czarownica, jak zawsze spostrzegawcza - Ufam za to, że z wprawą radzą sobie z niepokornymi smokami.
Co kierowało Rosierem? Nie miała pojęcia. Los co jakiś czas zdawał się pchać przedstawicieli obu ich rodzin ku sobie, tworząc mariaże trwałe, aczkolwiek czasem wybuchowe. Gdyby nie jego nazwisko, Lady Avery być może nawet byłaby zainteresowana tym, co skrywały mahoniowe tęczówki poskramiacza smoków. Miał wiele swoich fanek wśród jej rówieśniczek. Pamiętała wzdychające do Mathieu starsze koleżanki w czasach, kiedy oboje pobierali nauki w Beauxbatons. Wątpiła więc, by brakowało zainteresowanych kandydatek. Szczególnie, że odwagi młodemu Lordowi też nie brakowało. Gdy pochylił się nad solenizantką, spojrzenie Callisty na krótką chwilę skrzyżowało się ze wzrokiem obserwującej ich ze środka przyzwoitki. Skłamałaby twierdząc, że nie poczuła przez to dreszczyku emocji, tym bardziej, iż została przyłapana na kłamstwie.
- Bacz Lordzie na słowa, my Avery nie lubimy, gdy kwestionuje się naszą odwagę albo zarzuca nam fałsz - zdołała wymówić, z lekkimi wypiekami na policzkach - Nie postrzegam też Lorda jako wroga, żebym musiała przed nim uciekać - prowokował, wywołując u blondynki dokładnie taką samą reakcję. Oby tylko nie był to test. Być może nawet Mathieu po przyjacielsku postanowił sprawdzić jej morale na prośbę innego, zainteresowanego jej ręką przyjaciela. Świat wyższych sfer bywał bardzo przewrotny, ale nie tak przewrotny jak Callista.
- W istocie, dłonie Lorda nie zostały stworzone do gry na instrumencie - zauważyła Czarownica, jak zawsze spostrzegawcza - Ufam za to, że z wprawą radzą sobie z niepokornymi smokami.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Nie chciał rzecz jasna urazić młodej Lady, była piękna i inteligentna, więc wątpił, że da się tak łatwo zwieźć. Czy to był test? Powinna sama sobie odpowiedzieć na to pytanie. Życie towarzyskie arystokracji nie było łatwe, to świat pełen intryg i działań, które miały doprowadzić do siły i wielkości potężnych rodów. Rosierowie byli znani w całym towarzystwie, każdy wiedział kim są i do czego są zdolni. Nikt nie wątpił w ich rosnącą potęgę i pozycję w świecie. Zarówno on, jak i Tristan mieli niełatwe zadanie. Przyszło im reprezentować Ród, byli męskimi potomkami, na których barkach spoczywało rozszerzanie ich wpływów i zdobywanie nowych sojuszy. Niemniej jednak, wszystko było polityczną grą, kolejnymi decyzjami budowali solidne posadowienie swojej potęgi. Mathieu różnił się od kuzyna, był bardziej wolny i na jego barkach nie spoczywały takie obowiązki, nie przychodziła mu świadomość, że kiedyś zostanie Nestorem Rodu, to nie jego los, nie jego przeznaczenie. Mógł sobie pozwolić na więcej, od dziecka miał więcej swobody niż kuzyn. Niemniej jednak, Lady Avery powinna być przygotowana na każdą ewentualność, nawet jeśli ktoś taki jak Mathieu Rosier próbował ją zaskoczyć.
- Nie umniejszam Lady ani odwagi, ani nie zarzucam fałszu. - odparł swobodnie, choć nieco zbyt lekko. Nie chciał jej urazić, ani umniejszać jej charakterowi. Wszyscy wiedzieli jak bezwzględni potrafili być ludzie z rodu Avery i jak zdolni byli. Nie wątpił nawet przez moment, że Lady Callista godnie reprezentuje wartości przekazywane od pokoleń.
Zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Próbowała go oczarować, miękki głos, spojrzenie, którym potrafiła go obdarować. Nie chciała go, a jednak... być może mimowolnym gestem próbowała go sobie zjednać. Nie mógł oderwać wzroku od jej oczu przez dłuższą chwilę, zaskoczony faktem jak kusiła go swoją osobą. Robiła to celowo? Chciała pokazać mu do czego jest zdolna? Zmierzało to w złym kierunku, a on nie mógł dać się zwieść ani jej urodzie, ani wprawnemu używaniu słów. Kilka osób zerknęło w ich kierunku, nic dziwnego, Rosier miał wrażenie, że iskry pomiędzy nimi przeskakują zbyt gwałtownie i są widoczne gołym okiem dla każdego. Stanowiła wyzwanie, które zapragnął podjąć. Nie odpuści, choćby miało go to kosztować odrobinę więcej niż standardowo przyjmował.
- Nie tylko z niepokornymi smokami, Lady Avery. - odparł nie spuszczając wzroku z jej tęczówek. Ujął jej dłoń delikatnie i złożył pocałunek na jej wierzchu, cały czas patrząc jej głęboko w oczy. Kim była ta młoda kobieta, od której nie mógł oderwać wzroku. Co w ciągu tych kilku chwil zrobiła z jego umysłem, który tak usilnie chronił od lat. Wdarła się w jego myśli i z pewnością nie zniknie z nich na długi czas. - Recital z pewnością będzie zachwycający. - szepnął jeszcze na pożegnanie po czym odwrócił się znikając w tłumie. Nic więc dziwnego, że jego spojrzenie co chwila uciekało w jej stronę, aż do końca magicznego wieczoru.
- Nie umniejszam Lady ani odwagi, ani nie zarzucam fałszu. - odparł swobodnie, choć nieco zbyt lekko. Nie chciał jej urazić, ani umniejszać jej charakterowi. Wszyscy wiedzieli jak bezwzględni potrafili być ludzie z rodu Avery i jak zdolni byli. Nie wątpił nawet przez moment, że Lady Callista godnie reprezentuje wartości przekazywane od pokoleń.
Zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Próbowała go oczarować, miękki głos, spojrzenie, którym potrafiła go obdarować. Nie chciała go, a jednak... być może mimowolnym gestem próbowała go sobie zjednać. Nie mógł oderwać wzroku od jej oczu przez dłuższą chwilę, zaskoczony faktem jak kusiła go swoją osobą. Robiła to celowo? Chciała pokazać mu do czego jest zdolna? Zmierzało to w złym kierunku, a on nie mógł dać się zwieść ani jej urodzie, ani wprawnemu używaniu słów. Kilka osób zerknęło w ich kierunku, nic dziwnego, Rosier miał wrażenie, że iskry pomiędzy nimi przeskakują zbyt gwałtownie i są widoczne gołym okiem dla każdego. Stanowiła wyzwanie, które zapragnął podjąć. Nie odpuści, choćby miało go to kosztować odrobinę więcej niż standardowo przyjmował.
- Nie tylko z niepokornymi smokami, Lady Avery. - odparł nie spuszczając wzroku z jej tęczówek. Ujął jej dłoń delikatnie i złożył pocałunek na jej wierzchu, cały czas patrząc jej głęboko w oczy. Kim była ta młoda kobieta, od której nie mógł oderwać wzroku. Co w ciągu tych kilku chwil zrobiła z jego umysłem, który tak usilnie chronił od lat. Wdarła się w jego myśli i z pewnością nie zniknie z nich na długi czas. - Recital z pewnością będzie zachwycający. - szepnął jeszcze na pożegnanie po czym odwrócił się znikając w tłumie. Nic więc dziwnego, że jego spojrzenie co chwila uciekało w jej stronę, aż do końca magicznego wieczoru.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
W ich świecie zaufanie przychodziło niestety z trudem. Troszcząc się o przyszłość przyszłych magicznych pokoleń, Czystokrwiści pozostawali dość samolubni i skupieni głównie na sobie. Samotność stanowiła spory problem, szczególnie gdy rodzice gotowi byli wyrzec się własnych pociech w każdym, dowolnym momencie jeśli tylko odkryto by, że zdradziły tradycyjne wartości. Siostry zazdrościły sobie nawzajem urody oraz mężów, rodzeni bracia walczyli o względy Nestorów rodu. Zdarzało się, że nawet bliscy przyjaciele wbijali jeden drugiemu nóż w plecy. Callista pozostawała więc czujna i nieufna, bo tego nauczyło ją życie wyższych sfer. Młody Rosier powinien to rozumieć doskonale. Osobiście o jego rodzie miała dobre zdanie, choć nie znała aż tak wielu jego członków. Skoro jednak na co dzień ludzie Ci zajmowali się poskramianiem smoków, odwaga to coś czego z pewnością nie mogło im brakować. Duma zapewne była na drugim miejscu, bo Mathieu poczynał sobie dość śmiało. Choć nie była mu pisana, zagarnął dla siebie gwiazdę całego wieczoru na dłuższą chwilę i zdawało się, że wypuści ją niechętnie. To tylko dodawało Lady Avery pewności w tym, że być może szukał w kobietach czegoś więcej niż ładnej buzi i milczących ust.
- Tym lepiej - odparła blondynka, wytrzymując spojrzenie mężczyzny. Myśli kryjące się za ciemnymi tęczówkami ciekawiły ją coraz bardziej. Szczególnie, gdy dołączyły do nich miękkie usta przez krótką chwilę pieszczące bladą skórę jej dłoni. Pozornie drobny gest sprawił, że wstrzymała mimowolnie oddech. I jasne, było wielu śmiałków witających ją tego wieczora w ten sam sposób, żaden z nich nie wydawał się jednak równie szarmancki co Rosier.
Kiedy odszedł znikając w tłumie, Czarownica żałowała, że nie mogli porozmawiać ze sobą dłużej. Wiedziała, że udało jej się uchylić jedynie rąbka tajemnicy, jaką stanowił młody Lord, na szczęście z powrotem na ziemię sprowadziła ją przyzwoitka, która zbliżyła się by przypomnieć o planowanym koncercie. Choć oryginalnie był to pomysł jej matki, Callista przystała na niego pod warunkiem, że sama będzie mogła zadecydować o swoim repertuarze. Gdy nadszedł czas, odpowiednio rozgrzana i przy akompaniamencie powróciła do salonu, gdzie przygotowano kilka rzędów krzeseł dla gości. Mathieu odszukała wzrokiem jeszcze zanim padły pierwsze dźwięki utworu. "La vie en rose" Edith Piaf było dla niej wyborem oczywistym, nawet jeśli oryginalnej wykonawczyni nie dorastała do pięt. Mimo wszystko Lady Avery miała przyjemny, dźwięczny głos, który nie sfałszował ani jednej nuty, gdy śpiewała o tajemniczym mężczyźnie, który wkroczył do jej serca i onieśmielił jednym spojrzeniem.
-the end -
- Tym lepiej - odparła blondynka, wytrzymując spojrzenie mężczyzny. Myśli kryjące się za ciemnymi tęczówkami ciekawiły ją coraz bardziej. Szczególnie, gdy dołączyły do nich miękkie usta przez krótką chwilę pieszczące bladą skórę jej dłoni. Pozornie drobny gest sprawił, że wstrzymała mimowolnie oddech. I jasne, było wielu śmiałków witających ją tego wieczora w ten sam sposób, żaden z nich nie wydawał się jednak równie szarmancki co Rosier.
Kiedy odszedł znikając w tłumie, Czarownica żałowała, że nie mogli porozmawiać ze sobą dłużej. Wiedziała, że udało jej się uchylić jedynie rąbka tajemnicy, jaką stanowił młody Lord, na szczęście z powrotem na ziemię sprowadziła ją przyzwoitka, która zbliżyła się by przypomnieć o planowanym koncercie. Choć oryginalnie był to pomysł jej matki, Callista przystała na niego pod warunkiem, że sama będzie mogła zadecydować o swoim repertuarze. Gdy nadszedł czas, odpowiednio rozgrzana i przy akompaniamencie powróciła do salonu, gdzie przygotowano kilka rzędów krzeseł dla gości. Mathieu odszukała wzrokiem jeszcze zanim padły pierwsze dźwięki utworu. "La vie en rose" Edith Piaf było dla niej wyborem oczywistym, nawet jeśli oryginalnej wykonawczyni nie dorastała do pięt. Mimo wszystko Lady Avery miała przyjemny, dźwięczny głos, który nie sfałszował ani jednej nuty, gdy śpiewała o tajemniczym mężczyźnie, który wkroczył do jej serca i onieśmielił jednym spojrzeniem.
-the end -
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
'Cause I never loved someone like you
Szybka odpowiedź