Brona Morrigan Fletcher
Nazwisko matki: Sheridan
Miejsce zamieszkania: Nokturn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Uczennica wiedźmy
Wzrost: 158
Waga: 47
Kolor włosów: Jasny blond
Kolor oczu: Szaro-niebieskie
Znaki szczególne: Drobne blizny na palcach (od krojenia składników eliksirów), znacznie większe blizny na udach i plecach (od ojcowskiego pasa). Zgarbione ramiona, niemal bezszelestny krok. Rzadko patrzy ludziom prosto w oczy. Często towarzyszy jej zapach ziół. Pod wpływem silnych emocji, wyraźniej słychać jej akcent. Srebrna obrączka na wskazującym palcu lewej dłoni.
8 cali Drzewo sandałowe Popiół feniksa
Hogwart, Ravenclaw
-
Zawsze w ojca - czasem z paskiem, czasem tylko z podniesioną ręką
Rumiankiem, morską bryzą zaraz po sztormie i kurzem na bibliotecznych półkach
Ja w kitlu uzdrowiciela w szpitalu św. Munga
Literaturą, magiczną medycyną, eliksirami i odrobinę historią magii
nikomu
Pływam, spaceruję, opowiadam bajki
ciszy
Darya Dogusheva
Give me the darkness to heal my pain,
Give me the knife to draw blood.
Give me your blessing, Great Queen!
Brona oznacza smutek. Nigdy nie lubiła tego imienia. Było jak samospełniająca się przepowiednia dotycząca jej życia - wszystko co ją czeka to smutek. Wolała drugie imię, nadane jej na cześć jakiejś odległej krewnej. Morrigan. Imię bogini. I to nie byle jakiej! Wrona wojny, królowa koszmarów - kobieta, która w oczach młodej Brony nigdy nie musiała obawiać się nikogo i niczego. A już zwłaszcza mężczyzny. Jej matka była silnie związana ze swoją rodzinną Irlandią. Pierwszym językiem, w którym porozumiewała się Brona był właśnie irlandzki, na angielski czas przyszedł dużo później. Pani Fletcher otaczała córkę kokonem utkanym z baśni i legend Zielonej Wyspy. Być może łudziła się, że w ten sposób uchroni ją przed ponurą rzeczywistością w jakiej przyszło im żyć.
Opowieści snute przez matkę pozostają jedynymi wspomnieniami do których Brona wraca z uśmiechem, nawet jeśli nie mogły ochronić jej przed prawdą wymalowaną siniakami na jej skórze.
Nigdy nie dowiedziała się dlaczego jej rodzice byli razem. Czy kiedyś się kochali? Czy był moment, w którym świadomie zdecydowali się pójść razem przez życie? Odpowiedzi na te pytania przepadły wraz z jej matką. Ojca nie odważyłaby się przecież o to zapytać. To stało w sprzeczności z jej podstawową zasadą, by nie zwracać na siebie jego uwagi jeśli nie jest to absolutnie konieczne.
Pan Fletcher był stanowczym człowiekiem, który ponad wszystko umiłował zasady. Role w ich rodzinie były bardzo wyraźnie wyznaczone, a jakiekolwiek wykroczenie było surowo karane. Robię to dla Twojego dobra. - powtarzał jej wielokrotnie, owijając jednocześnie pasek wokół dłoni. - Kiedy dorośniesz, będziesz mi za to dziękować. Jego gniew nie przejawiał się w pełnych emocji wybuchach. Nie był ogniem, a jego przeciwieństwem; czymś zimnym i metodycznym. Jak kolejny obowiązek do wykonania. Jakby faktycznie postawił sobie za cel wychować ją na porządną kobietę. Wyplenić z niej wszystko co uważał za niewłaściwe dla swojej córki. Są chwile, w których wciąż przychodzi jej do głowy, że może to faktycznie było coś na co zasłużyła? Wina za którą należało zapłacić. Musi się bardzo wysilić żeby przypomnieć sobie błysk satysfakcji w jego oczach, mściwy uśmieszek czający się na ustach. Powtarza sobie, że to on był w błędzie. To on był winny. Za każdym razem zajmuje jej to kilka sekund mniej i to daje jej powód do dumy.
Jedno trzeba było przyznać panu Fletcherowi - umiał zapewnić swojej rodzinie materialny byt. Jego praca była dochodowa, choć nikt tak na prawdę nie wiedział czym się zajmował. Pojawiał się i znikał o nieregularnych porach i nigdy nie mówił kiedy należy się go spodziewać z powrotem. Godziny jego nieobecności były czasem spędzanym wspólnie przez matkę i córkę na nauce, obowiązkach domowych i - jeśli nieobecność pana domu się przedłużała - zabawie. Matka była świadkiem jej pierwszych przejawów magicznych umiejętności, jedyną opiekunką i pociechą. Innych ludzi widywały tylko wtedy, gdy udawały się po sprawunki do najbliższego miasteczka, a i to nie wydarzało się zbyt często. Brona szybko nauczyła się czytać i książki stały się jej ucieczką od samotności i często przykrej codzienności. Drugą dozwoloną przyjemnością były spacery. Latem potrafiła godzinami przesiadywać na pobliskiej plaży wpatrzona w ocean, który nigdy nie zamierał. W tych krótkich momentach wydawało jej się, że jest na tyle szczęśliwa na ile potrafi być ktoś od urodzenia naznaczony smutkiem.
Jak przystało na magiczne dziecko doczekała się swojego wymarzonego listu z Hogwartu. Początek szkoły był dla niej jednocześnie trudny i cudowny. Tiara Przydziału bez większego zastanowienia przydzieliła ją do domu Roweny, w którym po kilku miesiącach aklimatyzacji odnalazła się stosunkowo dobrze. Była oszołomiona ilością ludzi, którzy codziennie mijali ją na szkolnych korytarzach, w Pokoju Wspólnym i w Wielkiej Sali. Tyle twarzy, tyle imion, tyle głosów! Nieustannie zaskakiwało ją jak różnorodni są jej rówieśnicy. Nie wszyscy byli dla niej mili (najwyraźniej młode pokolenie drapieżników szybko wyczuwało w niej ofiarę, którą uczynił ją ojciec), ale znalazła też kilka koleżanek, które w razie potrzeby były gotowe stawać w jej obronie. Nauka sprzyjała jej przyjemność, a nagła wolność od nieustannej kontroli ojca była czymś czego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Wciąż była cicha, przesadnie ostrożna i mimowolnie wypatrywała w dorosłych zagrożenia, ale Hogwart stał się dla niej spokojną przystanią, którą do końca życia będzie wspominać jako najlepsze lata swojego życia.
Matkę po raz ostatni zobaczyła w czasie przerwy świątecznej na drugim roku nauki. Z tamtych kilku dni spędzonych w rodzinnym domu pamięta teraz tylko bardziej niż zwykle napiętą atmosferę i dziwną desperację w oczach swojej rodzicielki. Jakby zbierała się w sobie na jakiś niemożliwy czyn. Czy planowała odejść od męża? Tego Brona nigdy się nie dowiedziała. Miała tylko swoje przypuszczenia i pełne żalu A co by było gdyby..?
Dwa tygodnie po powrocie do szkoły otrzymała suchy list od ojca informujący ją o nieszczęśliwym wypadku i śmierci matki. Domyślała się o jaki wypadek mogło chodzić. I wiedziała, że nikt jej nie uwierzy. Że nie będzie sprawiedliwości ani kary. Zawsze były przecież bezsilne wobec ojca. Najwyraźniej nie tylko ich życie, ale i śmierć należały do niego. Panicznie bała się powrotu do domu, bycia z nim sam na sam przez całe wakacje. Ale jej lęki okazały się bezpodstawne - kiedy wróciła do domu nie byli sami, bo miejsce jej matki zajęła już nowa pani Fletcher.
Początkowo zarówno ona jak i macocha robiły wszystko by nie wchodzić sobie w drogę. Ojciec zachwycony nową małżonką, nie poświęcał córce najmniejszej uwagi (co przyjmowała z ogromną ulgą). Marzyła, że może już tak zostanie - wolałaby być niewidzialna dla ojca aż do ukończenia szkoły. Oczywiście los nie był dla niej tak łaskawy. Po kilku latach sytuacja zaczęła wracać na znane jej tory. W tym czasie przybyło jej młodszego rodzeństwa i razem z macochą zawiązały ciche porozumienie, by w miarę możliwości chronić maluchy przed ich ojcem. Brona przypominała sobie wszystkie opowieści matki, które kiedyś były dla niej ucieczką od rzeczywistości. I choć kochała swoje przyrodnie rodzeństwo, a w macosze znalazła niespodziewaną przyjaciółkę, wiedziała, że jedyną drogą dla niej jest ucieczka. Musiała tylko skończyć Hogwart. A kto wie? Jeśli jej się powiedzie może zdoła ich również wyrwać z tego piekła?
Szybko zrozumiała, że magiczna medycyna jest tym co interesuje ją najbardziej i postanowiła rozwijać się w tym kierunku. Jakby nie było miała już sporo doświadczenie w opatrywaniu tak swoich jak i cudzych obrażeń. Widok krwi nie był jej straszny. Poświęciła się więc nauce, swojej drodze do wolności.
Ten jeden raz w jej życiu wszystko poszło zgodnie z planem. Egzaminy zdała śpiewająco i zakwalifikowała się na kurs uzdrowicielski. Jedna ze starszych koleżanek zgodziła się gościć ją w swoim pokoju na Pokątnej przez pierwszy miesiąc, póki nie znajdzie pracy i własnego kąta. Jeśli ojciec jej szukał, to nie udało mu się jej znaleźć. Była pod tym względem bardzo ostrożna - o tym gdzie mieszka i pracuje mówiła tylko najbardziej zaufanym, a było to grono niezwykle wąskie. Dla kogoś innego klitka na skraju mugolskiego Londynu i kiepsko płatna praca pewnie nie byłyby szczytem marzeń, ale ona była zachwycona. Po raz pierwszy w życiu była przecież wolna.
Rok 1955 obfitował jednak w wiele niefortunnych wypadków, które odbiły się również na niej. Godzenie nauki z pracą przestało być takie proste. Kurs wymagał wiele zaangażowania, na które ona nie zawsze mogła sobie pozwolić jeśli chciała mieć co jeść i gdzie spać. Po drugim semestrze jeden z wykładowców uprzejmie zaproponował jej przerwę od nauki - co było łagodną próbą przekazania jej, że oblała większość egzaminów. Wróć do domu, odpocznij i spróbuj za rok. - poradził jej jeszcze, a ona niemal wybuchnęła mu śmiechem w twarz. Wróć do domu, dobre sobie! Została w Londynie i dalej pracowała, obiecując sobie, że odłoży dość pieniędzy, by wrócić na kurs.
W tym czasie sytuacja w kraju robiła się coraz trudniejsza. Nawet z jej statusem krwi, trudno było znaleźć gdzieś pracę na dłużej. Oszczędność zamiast przybywać ubywało. Do tego każda kolejna kontrola niosła za sobą ryzyko, że ktoś postanowi zweryfikować słowa o jej czystym rodowodzie u źródła - czyli u ojca, któremu wtedy nie zdołałaby się już ponownie wyrwać. Podejrzewała, że jeśli udałoby mu się ją teraz dopaść to zdarzyłby się kolejny nieszczęśliwy wypadek. O to nie jest przecież trudno w czasie wojny.
Była coraz bardziej przerażona i zdesperowana. Owa desperacja zaniosła ją w miejsce, którego dotąd unikała - Nokturn. Ale tam też odsyłano ją z kwitkiem. Nikt nie chciał nieznanej dziewczyn do pracy. Tutaj chyba bardziej niż gdziekolwiek indziej liczyły się znajomości. Wreszcie ulitowała się nad nią czarownica w obskurnym sklepiku z eliksirami. Słyszałam, że Cassandra szuka kogoś do pomocy. - powiedziała i wskazała jej drogę.
Stając przed drzwiami Nokturnowej uzdrowicielki nie liczyła na wiele. Zapadał już zmrok, Nokturn z każdą minutą przerażał ją coraz bardziej i kusiło ją żeby uciec. Spróbować znowu poszukać na Pokątnej, może akurat coś się zwolniło? Mimo wszystko zapukała i drżąc czekała na odpowiedź. Kiedy drzwi wreszcie się otwarły, mimowolnie skuliła się pod przenikliwym spojrzeniem swojej przyszłej nauczycielki.
- Słyszałam, że szukasz kogoś do pomocy w lecznicy. Nazywam się Morrigan.
Brona oznacza smutek. Ale Brona umarła w chwili, gdy Morrigan przekroczyła próg lecznicy na Nokturnie. Może Wrona wreszcie wysłuchała cichych modlitw swojej imienniczki?
My anger, sent out as a poison dart.
My vengeance unstoppable from the start.
Give me your blessing, Great Queen!
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 8 | 0 | |
Uroki: | 7 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 11 | 5 (rożdżka) | |
Transmutacja: | 3 | 0 | |
Eliksiry: | 6 | 0 | |
Sprawność: | 0 | Brak | |
Zwinność: | 5 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Irlandzki | II | 0 | |
Angielski | II | 2 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | II | 10 | |
Astronomia | I | 2 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
ONMS | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Ukrywanie się | I | 2 | |
Zielarstwo | II | 10 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Szczęście | I | 5 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Neutralny | Neutralny | ||
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | II | 7 | |
Gotowanie | II | 7 | |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0.5 | |
Pływanie | II | 7 | |
Taniec współczesny | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 8.5 |
Ostatnio zmieniony przez Morrigan Fletcher dnia 29.08.20 19:11, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier