Urien Reginald Weasley
Nazwisko matki: Scamander
Miejsce zamieszkania: Devon, okolice Plymouth, Krecia Nora
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: ubogi
Zawód: wszystko mniej i bardziej sprecyzowane dające przychód
Wzrost: 176
Waga: 74
Kolor włosów: rudy
Kolor oczu: o miodowym odcieniu z zielonymi plamkami
Znaki szczególne: rozsypane po twarzy piegi, szerokie ramiona
12 i pół cala araukaria, włos curupiry
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Gryffindor
owca Dalesbred
szyszymora
rześkie powietrze po deszczu, imbirowe traszki, sosnowy syrop
własne biurko w Kwaterze Głównej Aurorów
jedzenie, życie na krawędzi
Harpie z Holyhead
wyścigi na miotłach, bijatyki
Elvis Presley i Zamiatacze
Shaun White
Było to dwie wiosny po przełomowej publikacji Newtona Skamandera, kiedy rodzina Weasley powiększyła się o jedną, piegowatą twarzyczkę więcej. Nikt nie spodziewał się żadnych odstępstw od normy, którą były rude włosy odciągające uwagę od skierowanych ku górze kącików ust. Maleńki czarodziej, którego energia każdego dnia dorównywała tej matczynej pasji latania po boisku, nie pozwalał nikomu choćby na chwilę odpocząć, co nie raz powodowało, że był częstym gościem u dziadków. To właśnie podczas jednego z takich dni, kiedy przebywał u rodziców mamy, znudzony czekaniem na obiad zauważył kurę. Nie była to zwyczajna kura, ponieważ nic w gospodarstwie dziadków nie było takie typowe, a przynajmniej w taki sposób jak postrzegał to pięcioletni ruchliwy młokos. Obserwując, jak stworzenie zajada się rozrzuconymi po podłodze ziarnami, poczuł potężne rozbawienie spowodowane widokiem jej ruchów, jednak prawdziwym bohaterem wydawał mu się być dziadek sprawujący pieczę nad zapewnianiem stworzeniom tyle zabawy! Obserwując precyzyjne ruchy mężczyzny, Urien odczuł potrzebę naśladowania krewniaka w sposób nieco zbyt dosłowny — przemieniając swoją twarz w imitację jego lekko posiwiałych brwi, ostrego nosa i mocnego łuku brwiowego, który podczas skupienia marszczył w bardzo charakterystyczny sposób. Nie trzeba było czekać zbyt długo na kolejne sytuacje, w których mały, impulsywny Weasley przedstawiał swoje zdolności poprzez zmiany poszczególnych części ciała.
Niedługo potem okazało się, że jego kompania domowa powiększyła się o kolejnego rudzielca. Młodsza siostrzyczka z początku nie była podstawowym priorytetem, przy którym Urien chciał spędzać dużo czasu. Towarzystwo kuzynostwa w pełni mu wystarczało, co też po ‘poważnej’ rozmowie z rzadko bywającym w domu autorytetem w postaci ojca zmieniło się niemalże o sto osiemdziesiąt stopni. Właśnie wtedy zrozumiał, jak istotnym było zajęcie się Rigantoną, która w rzeczywistości była też całkiem ciekawym celem jego nieco uszczypliwych dowcipów. Jakimże strasznym bratem byłby młody metamorfomag, gdyby nie wykorzystywał swoich zdolności do jeszcze głębszego bujania huśtawką nastrojów siostrzyczki? Wszystko naturalnie wynagradzał jej poprzez wspólne zabawy oraz naukę jazdy na miotle, do której pałała równie dużą pasją, jak on.
Wiosny mijały, a wraz z nimi zbliżał się czas nadejścia listu ze szkoły nazywanej Hogwartem. Przez swoją ciekawość, a może nawet i wścibskość już jako dziewięciolatek, chodząc na rodzinne zakupy po Pokątnej, zaczepiał przechodniów, wypytując o tym, co wiedzą na temat uczelni dla magicznie uzdolnionych. Ciężkie tomiszcza nie były dla niego źródłem wiedzy godnym zaufania, choć była to bardzo niezgrabna próba odciągnięcia uwagi od faktu, że książki nie były w stanie przykuć uwagi młodzieńca w jednym miejscu dłużej niż na kilka minut. Większość swoich słów czerpał z otoczenia, obserwacji, a nawet bezczelnego dociekania, jednak kto byłby w stanie oprzeć się urokowi szczerbatego rudzielca?
Wychowany w zgodzie z mugolami, mugolakami, czarodziejami półkrwi, a nawet czystokrwistymi nie potrafił zrozumieć podziału, który zauważył już w pociągu. W żadnym stopniu nie przykuwał uwagi do jakichś dziwacznych zasad i prawa, które było dla niego jedynie skomplikowanymi wyrazami. Zamiast wdawać się w dysputy o zmianach w Ministerstwie, wolał debatować na temat Zamiataczy lub Komet, których sportowe broszury wręcz zmuszały do fantazjowania. Znalazłszy sobie odpowiednie towarzystwo równie ognistych zapaleńców, nie zwracał uwagi na początek światowej wojny dwóch nie tak odległych od siebie światów. Niezależnie od dnia dzień w dzień starał się trenować jazdę na miotle chcąc również dołączyć do prestiżowej, domowej grupy sportowców Quidditcha.
Nikogo zdziwieniem była potężna fascynacja Uriena dotycząca zajęć transmutacyjnych. Od pierwszych zajęć był przekonany, że jako osoba posiadająca dosyć nietypowe zdolności bliskie transmutacyjnym przemianom, będzie najlepszy. Niestety nie przeszło mu przez myśl, że zajęcia będą wymagały regularnego odrabiania prac domowych oraz czytania książek. Przygaszony młodzian rozpoczął więc walkę z konwencją, w pełni poświęcając się towarzyskim urokom życia, które spożytkował, ścigając się na miotle po błoniach z innymi Gryfonami. Pierwszym prawdziwym wstrząsem, dzięki któremu otworzył oczy na sytuację związaną z całym światem magicznym, było otwarcie Komnaty Tajemnic. Częściowo ze strachu, a trochę nawet przez własne szczątki roztropności zaczął poważnie trenować Obronę Przed Czarną Magią, odgórnie uznając, że zdoła odnaleźć i pokonać bestię, na której myśl trzęsły mu się portki. Wiedziony bardziej swoją lekkomyślnością i zdecydowanie zbyt ciekawskim przeczuciem stał się jednym ze śmiałków, którzy odważyli się mówić o szukaniu komnaty. Pomimo przerażenia, jakie odczuwał podczas odwiedzin jednego z kolegów, których spotkał nieszczęsny los petryfikacji, chęć pozbycia się stwora przeważała nad nieco spaczonym instynktem przetrwania. Dopiero śmierć Marty Warren poruszyła światem nastolatka, który miał w zwyczaju brać wszystko z dużym nieco wręcz niepoprawnym dystansem. Powoli zaczynał rozumieć, o czym mówił ojciec parający się pracą aurora w sprawach dotyczących bezpieczeństwa.
Zamknięcie komnaty w żaden sposób nie przytrzasnęło wścibskiego nosa Uriena, który to obierając sobie za punkt honoru, postanowił dotrzeć do prawdy jako pierwszy spośród wszystkich zainteresowanych potworzyskiem rówieśników. W przeciwieństwie do stojących miesiącami w miejscu poszukiwań efekty pracy włożonej podczas zajęć z Obrony Przed Czarną Magią zaczynały przynosić owoce. Z czasem obsesja dotycząca komnaty poddała się na rzecz przyjemności życiowych, jakimi były mecze Quidditcha, ćwiczenia magiczne, a nawet rozmyślanie nad kierunkiem własnej kariery. W czasie, kiedy już nawet najwięksi leserzy odczuwali pewien stres dotyczący SUMów, lawina niespodziewanych rozpędziła się niczym wystrzelone gacie Merlina z procy. Pojedynek profesora Dumbledore’a z Gellertem Grindlewaldem, śmierć Hogwardzkiego wykładowcy i dotarcie Wojny Czarodziejów do Anglii. Bardzo możliwe, że te znaczące rozpraszacze dziejące się poza murami miały pewien wpływ na wyniki egzaminów chłopaka, który chcąc naśladować ojca, chciał spełnić się w roli aurora. Niestety wyniki, jakie uzyskał podczas egzaminów z eliksirów, nie pozwoliły mu na kontynuację niektórych przedmiotów wymaganych do kształcenia się w wymarzonym zawodzie. Starając się odnaleźć cokolwiek powiązanego z elitarną grupą aurorów, dowiedział się o alternatywie w postaci Wiedźmiej Straży, która stała się jego następnym celem. Dwa lata porządnych ćwiczeń nad swoimi zdolnościami metamorfomagicznymi oraz samą zdolnością kamuflażu próbował połączyć z chwilami słabości, kiedy to adrenalina od czasu do czasu musiała ujść w towarzystwie rozlanej krwi w trakcie koleżeńskich potyczek na pięści.
Pomimo młodzieńczego wieku tuż po ukończeniu szkoły rozpoczął siedmioletnie szkolenie, na którym miał okazję kontynuować nieukończone scysje szkolne. Starając się sprostać uzupełnienia obrazu poprawnego syna, brata i obywatela, starał się wykonywać wszystkie obowiązki stuprocentowo. Coraz częstszym efektem stawały się rzadkie wizyty w rodzinnym domu, a nawet sam kontakt z najbliższą rodziną. W pełni poświęcać się szkoleniu nieraz zdarzyło mu się przysnąć na wersalce jednego z kolegów po fachu, którzy to zajmowali się zagadnieniami z kursu po godzinach. Sesje odbywające się poza zasięgiem nieproszonych uszu i oczu związane były nie tylko z powierzonymi im zadaniami, ale również samymi sposobami na sprawną ucieczkę poprzez fizyczne konfrontacje. Weasley wykazywał potężną potrzebę wykazania się jako ktoś więcej niż zwyczajny członek kursu, szczególnie kiedy usłyszał o przejęciu posady dyrektora przez Gellerta Grindelwalda w czasie, kiedy jego młodsza siostra była na ostatnim roku szkolnej edukacji. Świadom swojej niemocy starał się odciągnąć własną uwagę jeszcze większym zaangażowaniem w tematy otaczające pracę. Wynajdując swój mocny punkt w elastyczności własnego wizażu, rozpoczął pewnego rodzaju podwójne życie skupiające się na wyrywkowej obecności w nieco brudniejszych i mało przyjaznych dzielnicach Londynu. Z początku pojawiał się tam jedynie jako przechodnia, na każdym kroku poddając pod test swoje zdolności metamorfomagiczne pod wpływem stresu. Chęć bycia najlepszym pchała go w odmęty skrajności, za których niegodziwości lata wcześniej potrafił ciągnąć konflikty latami. Im częściej pojawiał się jako konkretnie wykreowane postacie w określonych obszarach, tym więcej zyskiwał obycia w różnorakim towarzystwie. Niestety nauka na własnych błędach czasem bywa nieunikniona i zdecydowanie zbyt bolesna.
Podczas jednego z wieczorów, który Weasley spędzał w dzielnicy portowej, nabywając nieco wiedzy z zakresu czysto fizycznych przyjemności z relacji oko-pięść, przeciwnik upodobał sobie rozkwaszenie jego twarzy na szarej kostce brukowej. Pomimo pewnego doświadczenia w bitkach Urien nie był w stanie znaleźć słabszego punktu przeciwnika, który po odpowiednim udekorowaniu jego twarzy oraz włosów szkarłatem niezbyt różniącym się od jego rzeczywistego kolorytu włosów, zostawił go na pastwę losu. Nikogo dziwić nie powinno, że szemrane dzielnice miały swoje uroki, których raczej powinno się unikać. Tego dnia to Weasley padł ofiarą brutalnego systemu przetrwania, którym rządziły się odwiedzane przez niego okolice. Kierowany wręcz autopilotem zdołał dotrzeć do mieszkania kolegi z kursu, który sprowadził pomoc i wtedy właśnie stracił nie tylko grunt pod nogami, ale również głowę.
Zawirowania splątanych myśli wydawały się tańczyć w takt walca, pozwalając zatracać się w zbawieniu, które widział w ciepłych jak promień słońca tęczówkach. Nie miał pojęcia, czy jego ozdrowienie spowodowane było obecnością niewiasty, która inkantowała nieznane mu zaklęcia, czy też zwyczajnym faktem, że będąc nieco zamroczonym miał przed oczami najczystsze i najpiękniejsze stworzenie, jakie widział magiczny świat przywodzące na myśl nieskazitelność jednorożca. Niedługo potem zdarzyła się okazja, kiedy ponownie spotkał swoją wybawicielkę, będąc w stanie agonalnym, który powoli zaczynał być pewną normą. Sam Weasley nie był w stanie określić, czy każda następna potyczka, w której przegrywał, była intencjonalna. Do dnia, kiedy udało mu się poznać postać znaną mu z niezbyt wyraźnych powrotów po nieco zbyt intensywnych wizytach na dzielnicy portowej.
Niedługo potem wydarzenia zdawały się dziać zbyt szybko, żeby mógł w rzeczywistości reagować na czas. Początkowo spędził rok na zalotach do swojej prywatnej wybawczyni poprzedzanych coraz to poważniejsze fuchy wywiadowcze. Dodatkowo cały swój grafik zawsze musiał wpisać zawody młodszej siostry, która godnie reprezentowała ich nazwisko pośród Harpii z Holyhead. Oczywiście grzechem byłoby również nie znaleźć czasu na rodzinne obiady, podczas których starał się oderwać myśli od coraz częściej pojawiającego się mienia Czarnego Pana. Bardzo prawdopodobne, że to szerzące się plotki były początkiem jego ‘korepetycji’ ze stażystką ze Świętego Munga, a nie jego szczeniackim, jednostronnym zauroczeniu, które zdawało się wyrywać mu żołądek i serce z korpusu, kiedy tylko przypominał sobie ich pierwsze spotkanie. Pomimo dosyć żałosnych prób nikt nie był w stanie powiedzieć, że się nie starał, choć ewidentnie uzdrawianie nie było jedną z jego mocnych stron. Właśnie wtedy, pośród chaosu spowodowanego atakiem na Sabacie 1955 roku, pojawiła się szansa Weasley’a, który niemalże w trybie natychmiastowym został zmuszony do wyjazdu wraz z jednym ze starszych Strażników.
Zobligowany do śledzenia kroków jednego z podejrzanych o współpracę na zamach czystokrwistych Urien w pełni poświęcił się zadaniu, odcinając kontakt od rodziny i swojego życia w Brytanii w obawie przed odkryciem. Jedynie kątem oka śledził wydarzenia z Wysp Brytyjskich, starając się nie myśleć, w jak potężnym niebezpieczeństwie mogą znaleźć się sympatycy mugoli w ciągu najbliższej doby. Ten jeden jedyny raz poruszając się po mugolskich ulicach Oslo, Weasley cieszył się z faktu posiadania nazwiska figurującego na sławetnej liście rodów czystokrwistych, co domyślnie zapewniało jego rodzinie i najbliższym pewien azyl, a przynajmniej trzymał się takiej nadziei.
Śledztwo pomimo pomocy ze strony Skandynawskiego urzędu wywiadowczego nie było zbyt owocne, choć z każdym dniem zbliżali się coraz bliżej cienia, który mężczyzna za sobą pozostawiał. Niestety wystarczyła sekunda, żeby w punkcie kulminacyjnym zawalić całą pracę włożoną przez dziesiątki dni. Zanim rudowłosy zdążył spostrzec przełożony, leżał zwinięty na podłodze, nie starając się nawet tłumić krzyków. Działając pod wpływem impulsu, Urien postanowił interweniować, gwałcąc przy tym możliwie wszystkie przepisy, których latami starał się skrupulatnie przestrzegać. Obserwował, jak życie powoli uchodzi ze zmaltretowanego ciała mężczyzny, który przetransportowany do magicznego szpitala nie był w stanie powiedzieć mu co dalej. Był to 30 kwietnia 1956 roku, dzień godzien zapamiętania do końca życia.
Najbliższe godziny wypełniania raportu w zagranicznym urzędzie nijak sprawiały mu przyjemność, jednakże był gotów wykrzesać z siebie ostatki energii, napędzanej przez obraz piegowatych twarzy czekających na niego w domu. Z potężnym poczuciem winy i ulgi wysłał sowy kolejno do Ministerstwa Magii oraz Ottery St. Catchpole, które jednak nigdy nie dotarły do miejsca przeznaczenia. Tego samego wieczoru, skierował się w stronę pubu, zapijając wszelkie smutki, co oczywiście zostało przerwane przez kilka nietrafionych komentarzy jakiegoś Norwega. Nie rozumiejąc języka na tyle sprawnie, żeby móc swobodnie rozmawiać Weasley wręcz tradycyjnie sięgnął do swoich pierwotnych instynktów, czyli zaciśniętej prawej i lewej pięści. Niestety posiadanie statutu imigranta posiada swoje wady w postaci braku przyjaznego środowiska, w które się wstępuje i obraża, dlatego nikogo nie dziwiło, że rudzielec po raz kolejny wylądował zbity na bruku ulicy. Nie odczuwając potrzeby sprzeciwiania się swoim przeciwnikom przyjmował każdy cios jako wymiar sprawiedliwości za jego niepowodzenie w misji oraz śmierć Strażnika. Dawno już przestał rejestrować, kiedy jego twarz okryła jego krew lepiąc do siebie brud z uliczki, a promieniujący ból okiełznał całe jego ciało. Nie trzeba było czekać zbyt długo, żeby zasnął na bruku jednego z chodników w mugolskiej części Oslo, gdzie wszyscy zdawali się patrzyć na niego wilkiem.
Wydawałoby się, że historia po raz kolejny zataczała koło. Weasley ponownie obudził się w nieznanym sobie środowisku z damską postacią pochylającą się nad jego posiniaczonym ciałem. Zanim zdążył w pełni otworzyć oczy zorientował się, że ma pomiędzy zębami jakiś przedmiot. Nieco spanikowany próbował gwałtownie się podnieść chcąc rozprawić się z kolejnym oprawcom, który...zabrał go do swojego domu? Nagłe ściśnięcie mięśni spowodowało tylko większy ból, na który zareagował jedynie nieokreślonym dźwiękiem wyrwanym z gardła. W polu jego zasięgu pojawiła się kobieta, która była jedną z barmanek w odwiedzonym przez niego mugolskim pubie. Decydując się na przyjęcie jej pomocy pozwolił sobie na odczuwanie pełnego spektrum bólu zadanego w trakcie bójki w trakcie kiedy nastawiała mu stopę. Starając się oddać mugolskim sposobom leczenia, w pewien sposób torturując samego siebie za popełnione błędy, rudowłosy zaczął powoli poznawać świat mugolski. Jednym z powodów, dla którego nie był w stanie sobie sam pomóc pomimo małej znajomości uzdrawiających zaklęć była jego złamana różdżka. Miesiącami pozostawał w towarzystwie kolejnej wybawicielki, która wydawała się nie mieć przeszkód w życiu z pasożytem, co też Urien starał się nadrobić na każdym kroku. Początkowo uchodził za kurę domową, głównie ze względu na potłuczenia, których doznał, jednakże z czasem starał się odciążyć Norweżkę od innych rutynowych zajęć jak chociażby zakupy. Dopiero po kilku miesiącach, które w większości spożytkował na korzystaniu z możliwości przebywania w towarzystwie barmanki, która zajęła się jego ranami, dowiedział się, że w Wielkiej Brytanii zaczęły występować anomalie. Porzucając dalsze plany podboju serca mugolskiej wybawicielki postanowił wrócić do rodzimego kraju, uprzednio decydując się jeszcze na zakup nowej różdżki w Oslo. Przeprawa oraz związane z nią wydatki wprowadziły niemałe zamieszanie do arsenału jego galeonów, jednak finalnie udało mu się zacumować do Londyńskiego portu.
Miesiące mijały, a Ministralne stanowisko zaczęło przechodzić większe rotacje niż kubki skrywające magiczne żetony, z którymi zapoznawał się na porządku dziennym w okolicach portów. Próbując wiązać koniec z końcem pod przykrywką i różnymi znanymi sobie twarzami, parał się różnorakimi czynnościami zarobkowymi. Nie był w stanie zmusić się do narażenia kogokolwiek ze swojego środowiska na niebezpieczeństwo, dlatego też postanowił utrzymać zerowy kontakt, co chwilowo wydawało się najbezpieczniejszym. Po raz kolejny był zbyt wolny. Granice miasta zostały zamknięte, ulice wzburzyły się w jawnym bojkocie, a on siedział w samym środku jednego z największych bagien, z którego łowiono owieczki. Jedynym co mu pozostało, to trzymanie się nadziei, że kolejna doba nie będzie jego ostatnią.
Najczęściej pojawiającym się w jego umyśle wspomnieniem jest jeden z rutynowych obiadów w Ottery St. Catchpole, gdzie przewijają się twarze najbliższych mu osób. Ze względu na dosyć specyficzne podejście do pozytywnych odczuć Weasley potrafi czasem przywołać na myśl jeden z obrazów jego początków na porcie, kiedy w końcu wpasował się w parszywy obraz brudnych kamienic. Nieraz przewinęło mu się już myśleć o swoich jednostronnych amorach, które w swojej czystości intencji były bardzo silnym, pozytywnym przeżyciem. Zdarza się nawet, że samo wspomnienie zdanych owutemów, czy awansu powoduje pojawienie się stworzenia z raciczkami, co jest ekwiwalentne do poczucia spełnienia. Najczęściej jednak sukcesem pojawienia się stworzenia jest myśl o wspólnocie, której zarówno Weasley, jak i muflon potrzebują każdego dnia.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 25 | +2 (różdżka) | |
Uroki: | 0 | - | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 1 | +1 (różdżka) | |
Transmutacja: | 13 | +2 (różdżka) | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 13 | +3 czarna perła | |
Zwinność: | 11 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
norweski | I | 1 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | II | 10 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Skradanie | II | 10 | |
Zręczne ręce | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | Ekonomia | I | 2 |
Odporność magiczna | - | 5 (+6) | |
Mugoloznawstwo | I | 5 | |
Wytrzymałość Fizyczna | II | 5 | |
Savoir-vivre | I | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Zakon Feniksa | I | 6 | |
Rozpoznawalność | I | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | II | 7 | |
Walka wręcz | II | 7 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Metamorfomagia | - | 15(+30) | |
Reszta: 3 |
Dusza
Ostatnio zmieniony przez Regi Weasley dnia 30.11.20 14:19, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
[10.12.20] Kryształ (lipiec/wrzesień)
[29.01.21] Komponenty (październik/grudzień)
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): +3 PB
[29.01.21] Zapominanie biegłości: savoir-vivre (II -> I)
[17.05.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +3PB do reszty
[24.06.21] Wytrzymałość fizyczna (I na II): -3 PB
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): +120 PD
[29.01.21] Wykonywanie zawodu (lipiec-wrzesień): +20 PD
[01.02.21] Rejestracja różdżki
[02.02.21] [G] Zakupy: Tęgoskór Żelaznozęby (10 szt.), Wróżkowy pył (5 szt.), Widły (5 sztuk), Czarodziejska kusza, Krwawa pieczęć (czarnomagiczny); -285 PM
[27.02.21] Zakupy: Smocza kość, ołów, + 2 pkt zwinności; -215 PD
[11.03.21] Osiągnięcia (Człowiek bez twarzy, Wór ziół, Do wyboru, do koloru): +110 PD
[17.05.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +120 PD
[11.06.21] Otrzymanie od Phillipy czarnej perły
[24.06.21] [G] Zakupy: chatka <30m2
[01.07.21] - 220 PD; zdobyto: księżycowy pył x3, magiczny zegar, amulet wyciszenia
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +119 PD, +3 PB organizacji
[03.08.21] Osiągnięcia: Nieugięty, Wilk z Pokątnej Street, Lekką ręką, Władca lochów, Mały pędzibimber, Obieżyświat, Światło w ciemnościach, Ostrożny sprzymierzeniec; +300 PD
[15.08.21] Rozwój postaci; + 4 pkt transmutacji, + 3 pkt opcm, + 1 pkt zwinności, + 1 pkt sprawności; - 720 PD
[18.08.21] Osiągnięcia (Wielki głód): +30 PD
[19.08.21] Przekazanie Philippie amuletu wyciszenia
[02.09.21] Rozwój postaci: +1 OPCM; -80 PD
[17.09.21] Aktualizacja zdolności; +2 do sprawności
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +150 PD; +3 PB organizacji