Deborah Spencer
Nazwisko matki: Howell
Miejsce zamieszkania: Oaza
Czystość krwi: Mugolska
Wzrost: 132cm
Waga: 28kg
Kolor włosów: Ciemny brąz. Rudzieją w słońcu, ciemnieją z jego brakiem.
Kolor oczu: Zielone
Znaki szczególne: -
Brak
Jeszcze za wcześnie
Jeszcze nie ma
Czarodziej w czarnej pelerynie celujący we mnie różdżką
Pasta do butów, kawa, kocia karma, porzeczki
Mama wyprawia tatę do pracy jak co dzień, a ja siedzę i się temu przyglądam
Opieka nad Landrynką
Nie znam tego sportu
Podwórkowy surwiwal, tresowanie Landrynki
Mruczenie Landrynki
Mackenzie Foy
Kiedy tylko nadarzyła się okazja Elizabeth odsunęła się od toksycznej rodziny i zaczęła życie w powojennym Londynie na własną rękę. Dzieliła niewielkie, wynajmowane mieszkanie z kilkoma przyjaciółkami po to by zaniżyć koszty. Starała się żyć normalnie. To nie był już wieczór, a noc kiedy przypadkiem poznała Charliego. Pracowała jako kelnerka. pewnego dnia jej zmiana się przeciągnęła. Nie wiedziała, że na tym świecie żyją czarodzieje. Że wystarczy kilka prostych zaklęć, by odciąć kawałek Londynu od świat, by wywołać niemałe zamieszanie zmuszające ją do roli światka magicznego starcia z przestępcą. O wszystkim miała jednak zapomnieć, a o to zadbać miał właśnie Charlie - początkujący amnezjator.
To co robił było głupie i niewłaściwe - tak o tym myślał, kiedy zaczął nawiedzać bar w którym pracowała. To tam spotkali się po raz pierwszy drugi już raz. Był czarodziejem mugolskiego pochodzenia. Pierwszym w swej rodzinie od trzech pokoleń. Być może dlatego właśnie jej spojrzenie wywarło na nim tamtego dnia wrażenie, którego nie mógł się pozbyć z głowy - zielone oczy zdawały się rozumieć niedopasowanie i samotność trawiącą jego samego. Ciekawy lub już wtedy zauroczony nie umiał odpuścić. Choć nigdy nie posądzał się o nieśmiałość tak przez wiele dni zamawiał i pił piwo którego nie lubił aż w końcu zdecydował zaprosić się ją na randkę. To był początek.
Pobrali się w tysiąc dziewięćset czterdziestym ósmym. Ślub był cichy i skromny zaś sama para młoda była bardziej otoczona tego dnia przez bliskich przyjaciół niż rodzinę. Zamieszkali wspólnie w skromnej kawalerce w centrum Londynu. Początkowo wynajmowanej, a potem już wspólnej. Charlie jeszcze przez krótki czas pracował w Ministerstwie, lecz przed narodzinami Debby zakończył swoja karierę nim tak właściwie zdążyła się zacząć. Różdżkę zaś złożył do pudełka, które wylądowało w szufladzie biurka. Nie chciał się oszukiwać. Wiedział, ze Elizabeth nie należała do magicznego świata i istniała duża szansa na to, że jego potomstwo również nie będzie. On zaś zawsze balansował na pograniczu. W pewien sposób odczuwał ulgę, że prawdopodobnie odwieczny dylemat dobiegnie końca, a on zazna spokoju.
Debby jeszcze jako kilkulatka potrafiła naprzemiennie śmiać się tak samo głośno co krzyczeć i płakać. Wymagała dużo uwagi, którą zapewniała jej Elizabeth dzieląc czas na wychowywanie swojej pociechy, zajmowaniem się domem i dorabianiem z domowego kąta jako krawcowa. Charlie odnajdywał się w roli pośrednika handlowego w mugolskim świecie. Szykując się do pracy, siedząc przy stoliku w kuchni pastował buty. Stojąca na stole kawa stygła. Elizabeth szykowała mu śniadanie opowiadając o plotkach lub śmiesznych historiach związanych z okolicą, sąsiadami, ich dzieckiem. Wraz z wiekiem Debbie wyczulała się na te poranne dźwięki stanowiące z czasem sygnał, że dzień zaczynał się i dla niej samej. Pół senna maszerowała wówczas do kuchni i tak jak mama szykowała wyprawkę dla taty, tak ona poświęcała uwagę Drynce - kuguharzycy wyratowanej z ulicy przez Charliego będącej dla pozostałych domowników zwykłym kotem. Przed wyjściem ojciec całował mamę w usta, a ją w czółko zawsze pozostawiając na stole niedojedzona słodką przekąskę - przeważnie nadgryzionego tosta z porzeczkową marmoladą. Gdy wychodził Debby z westchnięciem rozkładała ręce. Znów musiała po nim dojadać by się nie zmarnowało.
Była w przedszkolu kiedy to po raz pierwszy zaiskrzyła się wokół niej magia. Miała nieco ponad sześć lat. Sytuacja była dość schematyczna - kłóciła się z Alanem o zabawkę. Właściwie o to, że zabrał jej tą przyniesioną przez nią samą z domu. Nie chciał oddać. Debby zaś nie umiała mu jej odebrać. Nim opiekunka zdążyła zainterweniować zabawkę rozsadziło od środka, a w powietrzu zatańczył plusz. Nie pojawiła się już więcej przedszkolu. Wszystko stało się momentalnie bardziej skomplikowane. Charliego przerażał scenariusz, który właśnie się rozgrywał na jego oczach - jego córka była taka, jak on, była czarownicą. Nie porozmawiał o tym z żoną od razu. Nie miał też okazji odwlekania tego w czasie. Debbie nieświadomie wymusiła to na nim pięć dni później kiedy to rozdrażniona dziwnie napiętą sytuacją miedzy rodzicami wybuchła płaczem, a wraz z tym wybuchać zaczęły drobne kuchenne przedmioty. Charlie nie poszedł tego dnia do pracy. Nie pojawił się w niej też później.
Ich życie się zmieniło, wywróciło do góry nogami, lecz mimo wszystko - trwało nadal. Schowana w szufladzie różdżka ponownie zaczęła gościć w dłoni Charliego zawsze kiedy magia córki niekontrolowanie wyrywała się poza jej małe ciałko. Wychodził z domu dopiero wieczorami, kiedy szła spać. W tym czasie pracował. Znów odwiedzał magiczny świat. Elizabeth dalej wychowywała dziecko jak mogła. Bała się nie córki, lecz o nią. Zrobiła się wręcz bardziej przewrażliwiona. Wyposażenie niewielkiej kawalerki skurczyło się do absolutnego minimum - im mniej rzeczy do wybuchania, tym mniej wybuchów, prawda? Niewiele więcej mogła zrobić. Debbie podświadomie chyba chciała pocieszyć, podnieść na duchu rodziców bo dzielnie znosiła niedogodności bycia zamkniętą na niewielkiej przestrzeni, nie panikowała z czasem przyzwyczajając się do dziwnej rzeczywistości. Zwłaszcza gdy obok był jej tata przy którym było jak gdyby bezpieczniej. Dnie mijały jej więc na koślawym obieraniu ziemniaków w kuchni, doszywaniu guzików pluszakom, szczotkowaniu Landrynki. Kiedy mama była bardziej zajęta tata czytał jej bajki, a gdy się męczył to ona czytała mu. Nauczył ją składać kartki papieru w zwierzęta, układał puzzle. Potem nastały anomalie.
Jakoś supłali koniec z końcem, lecz ten czas, jak i nasilające się antymugolskie represje zaczęły stanowić początek niemającej końca przeprawy. Debbie o ile wcześniej jak przez mgłę dostrzegała, że ona jest przyczyną dziwności wokół siebie tak jako siedmiolatka nie miała co do tego złudzeń. Przytłoczona nie umiała sobie poradzić z bezsilnością inaczej niż płaczem i gniewem. Ogarnięty chaosem Londyn, trudności z dostawami prądu, jak również podstawowych do życia produktów sprawiły, że mało kogo interesowała też chęć nabycia nowej koszuli. Sklepy, bary, restauracje - zamykały się lub przenosiły na obrzeża. Charlie podjął trudną decyzję - po pożarze Ministerstwa, kiedy potrzebowano rąk do pracy postanowił wykorzystać sytuację by podjąć tam urzędniczą posadę zapewniając tym samym rodzinie byt, utrzymanie i jak się łudził - być może nietykalność. Bał się kierunku w jakim zmierzały represje na niemagicznych, brudnych, takich jak on, jego córka, żona. Te ostatnie miesiące kiedy byli razem, nawet po tym, jak anomalie stały się przeszłością pełne były niepewności, milczenia, troski.
To był pierwszy kwietnia. Obudziły ją obce dźwięki. Nagłe, gwałtowne, brutalne. Jej ojciec wpadł do pokoju. Nie wiedziała co się dzieje, czemu jego twarz wykrzywiona była przez strach, dlaczego tak trzęsły mu się ręce, a oczy były wilgotne. Mówił coś. Szeptał jej gorliwie, czule opowieści o tym jak to wszystko będzie dobrze. Nie czuła się jednak spokojnie. Budziła się w niej panika i zdezorientowanie. Sama zaczęła płakać i krzywić się na lustrzane podobieństwo ojca kiedy wziął ją na ramię. Krzyknęła kiedy wyskoczyli oknem. To wtedy przez jego ramie dostrzegła postacie celujące w nich różdżkami i leżące na podłodze ciało matki. Sparaliżowana nie zauważyła kiedy bezpiecznie wylądowali na ziemi. Potem była niesiona. Wszędzie było ciemno. Ojciec ledwie łapał oddech prowadząc ich między opustoszałe alejki. Wymamrotał coś pod nosem, poruszył białym patykiem trzymanym w ręce, a murek z czerwonej cegły w dziwny sposób rozstąpił się odsłaniając coś na wzór niewielkiego ukrytego pomieszczenia. Usadził ją wewnątrz. Mówił coś jeszcze głaskając ją czule, pieszczotliwie. Wszystko wokół jednak huczało zbyt głośno by chwilę później zamilknąć. Zamkną ją w kryjówce. W ciemnej, cichej, bezpiecznej. Początkowo w proteście miotała się, a potem w dziwnym odrętwieniu czekała aż wróci. Bo wróci...?
Nie wrócił. Z kryjówki zabrał ją mężczyzna, którego nie znała. Kiedy wyciągną w jej strone ręce odsunęła się pod samą ścianę. A gdy nachylił się mocniej - ugryzła. Choć stawiała histeryczny opór była z góry skazana na porażkę. Tym sposobem znalazła się pod opieką Cedrica, który zabrał ją do Oazy. Do miejsca w którym miała być bezpieczna. Czy aby jednak na pewno...?
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
spostrzegawczość | I | 2 |
zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
krawiectwo | I | ½ |
literatura | I | ½ |
origami | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 10,5 |
Emocja | k10 | Efekt | |
GNIEW | |||
G N I E W | 1-3 | Magia się nie przebudziła. | |
4 | Trzaskają drzwi, okna i znajdujące się w pobliżu okiennice; zatrzaskują się także zamki, które otworzą się dopiero wtedy, kiedy zechce tego dziecko.* | ||
5 | Siła głosu dziecka zwiększa się, dziecko jest w stanie krzyczeć bardzo głośno, będzie go słychać w całym domu - nie powstrzymają go zaklęcia typu muffiato, co więcej, słowom będzie towarzyszyło silne echo. | ||
6 | W okół dziecka roztacza się fala uderzeniowa, która działa jak zaklęcie expulso. | ||
7 | Dziecko przenosi swoje humorki na najbliżej znajdujący się niższy umysł (zwierzę, magiczne stworzenie), które niekiedy może zaatakować postronną osobę lub sprzeciwić się jej w inny sposób. | ||
8 | Stojący najbliżej przedmiot wybucha w widowiskowy sposób. | ||
9 | Ślina dziecka zamienia się w silny kwas, jest w stanie przeżreć się przez przedmioty lub zostawić na ciele czarodzieja niegroźną ranę (mugole odczują ją mocniej). | ||
10 | Dziecko roztacza wokół siebie specyficzną nieprzyjemną aurę, która skutecznie zniechęca do interakcji z nim większość czarodziejów, zwłaszcza tych obcych. Odbierają dziecko jako dziwne i niepokojące. |
Kuguchar
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Billy Moore