Wydarzenia


Ekipa forum
Przed domem
AutorWiadomość
Przed domem [odnośnik]08.09.20 0:09
First topic message reminder :

Przed domem

Niewielką chatę o numerze 30, jeszcze nie noszącą żadnej nazwy jak większość brytyjskich domów, zbudowano tak jak większość w Oazie z drewna. Składa się z kilku maleńkich pomieszczeń i poddasza. Teren wokół, należący również do niej, nie jest duży, lecz w pełni wystarcza jako ogród. To też wiele powiedziane, bo nikt nie zasadził tu ni kwiatów, ni warzyw, ni owoców. Za ogród służy połać skoszonej trawy i kilka drzew liściastych i sosen. Blisko kamiennej ścieżki prowadzącej do domu znalazło się miejsce na ognisko otoczone pniakami i kłodami, na których można usiąść.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed domem - Page 2 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054

Re: Przed domem [odnośnik]18.10.20 19:24
12 lipca

Słońce zachodziło nad Oazą, a Michael był gotowy udać się do domu po dniu pełnym pracy. Pomagał urządzić się tutaj kilkunastu mugolskim uchodźcom - cierpliwie tłumaczył im, że tak, sam jest tacy jak oni, magię odkrył dopiero w wieku jedenastu lat (to było lekkim nagięciem prawdy, Justine i Gabriel zaczęli broić z magią dziecięcą jeszcze zanim przebudziła się w samym Michaelu), nie, nie trzeba się bać czarodziejów, tak, naprawdę mogę naprawić te meble za pomocą zaklęcia... Pomoc sprawiała satysfakcję, ale była nieco wyczerpująca. Przywykł do walki różdżką i pięścią, a nie do oratorskich popisów i czasochłonnych Reparo.
W sumie - napiłby się. Ostatnio Kerstin zerkała na niego jakoś dziwnie gdy tylko (rzadko!) sięgał po alkohol - czyżby usłyszała o tym, co wyczyniał na weselu Macmillanów? Może zdąży wrócić do Somerset zanim siostra skończy dyżur, wypije spokojnie piwo, a potem wcześniej pójdzie spać...
...Zanim jednak w ogóle wyszedł z Oazy, jego wzrok przykuła beczka. Beczka whiskey, wnioskując po tym, co (mgliście) pamiętał z wesela Anthony'ego. Uniósł brwi, a potem z satysfakcją rozpoznał chatkę Cedrika i samego Dearborna. Nie planował odwiedzać dziś przyjaciela, po prostu pracował w chatach niedaleko.  Może to przeznaczenie, whiskey spadająca mu z nieba? - pomyślał z rozbawieniem, a potem podszedł do zebranych panów. Z Cedrikiem znał się od zawsze, Rineheartowi zaoferował dach nad głową, nie będzie chyba problemem wprosić się na jedną kolejkę.
-Co ja widzę, panowie! - zagaił, przystając nad beczką. -Czy to jest to, co ja myślę? Mało wam po konkursie u Macmillanów? - uśmiechnął się wilczo, spoglądając wprost na Vincenta, a potem zerknął pytająco na Dearborna.
-Mogę się dosiąść na jedną szklaneczkę? - zapytał, a potem zwrócił się w stronę nieznajomego młodziana, nieświadom, że ten przysiadł się tutaj zaledwie chwilę wcześniej. Nie znał go, ale zakładał, że Cedric koleguje się z fajnymi ludźmi. -Michael Tonks, pracuję z Cedrikiem. - przedstawił się konkretnie, wyciągając do Billy'ego rękę na powitanie.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przed domem - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przed domem [odnośnik]18.10.20 20:12
- Tak, powiedzmy, że nieźle - zaśmiałem się w odpowiedzi na ten komplement, który odebrałem jako nieco ironiczny. Chata w leśnej okolicy, zbudowana z drewna, może i wyglądała na solidną, w rzeczywistości była jednak maleńka i nawet jednej osobie mogło być w niej dość ciasno, co dopiero mnie z toną moich książek i bardzo żywą ośmiolatką, której wszędzie było pełno. Nie narzekałem na to jednak, cieszyłem się, że mogłem się tu przenieść. Spałem ze spokojną głową o bezpieczeństwo moich bliskich - matki, siostry i Debbie. W Oazie nic im nie zagrażało. Za to mogłem dumę schować do kieszeni. Tęskniłem niekiedy za dużym domem z ogrodem, w jakim się wychowałem, w jakim mieszkałem z Allyą, ale po jej śmierci okazał się za duży i pusty. A może wiązało się z nim zbyt wiele wspomnień. Przeniosłem się do niewielkiego mieszkania w Londynie i przywykłem do ciasnoty.
- Dobrze wiesz co mam na myśli - odparłem, powstrzymując przewrócenie oczyma na tę wymijającą odpowiedź Vincenta; umyślnie potraktował moje pytanie zbyt dosłownie, aby uniknąć prawdy. Nie szkodzi, wieczór dopiero się zaczynał, a ja zamierzałem się tego dowiedzieć. - Kto powiedział ci o Zakonie? - sprecyzowałem pytanie, aby nie mógł zrobić tego po raz wtóry.
Kieran, czy ktoś inny? Na miejscu młodego Rinehearta byłbym dumny z ojca, który przysłużył się zarówno w Biurze Aurorów i został jego szefem, jak i w Zakonie Feniksa, jego pozycji Gwardzisty. Pamiętałem jednak z lat szkolnych, że łączyły ich niełatwe relacje. Jeśli jednak nie Kieran, to kto? Jackie od dawien dawna nie widziałem i słyszałem, że nie było z nią żadnego kontaktu.
Od rozmowy oderwał mnie Billy na horyzoncie, który podszedł, kiedy zwróciłem na nas jego uwagę.
- Skąd! Jasne, że nie - żachnąłem się, kiedy z ust mojego sąsiada padło takie pytanie. Gdyby miał przeszkadzać, to nie zapraszałbym go przecież, by usiadł z nami. Przez te kilka tygodni, które minęły odkąd zaczęliśmy być sąsiadami, zdążyłem go polubić. Nie tylko przez wzgląd na to, że grał w mojej ulubionej drużynie quidditcha - po prostu jako człowieka. Na samym początku nie połączyłem go z osobą Lydii, nazwisko Moore było wszak dość popularne, nie musieli być ze sobą spokrewnieni... Ale świat był mały, a los złośliwy, musiałem więc zamieszkać w sąsiedztwie i polubić nikogo innego jak brata byłej kochanki. Wydawał się o tym nie wiedzieć, więc i ja milczałem, choć nierzadko czułem się dość niezręcznie. I czasami miałem wrażenie - jak kilka dni wcześniej, gdy zabezpieczaliśmy sklep Hannah - że coś wie, ale może było mylne.
- Mam coś lżejszego, Vincent, mam sok dyniowy. Co prawda miał być dla Debbie, ale jeśli się upierasz... - odparłem z przekąsem na pytanie Vincenta, patrząc na niego uśmieszkiem. Oczywiście, że pamiętałem jak schlał się na weselu Macmillana (w sumie sam nie skończyłem lepiej), ale w przeciągu dwóch miesięcy chyba zdążył już wytrzeźwieć. - Nie martw się. Mam na piecu trochę zupy, jeśli będziesz potrzebował - dodałem, wyciągając rękę, aby przyjacielskim gestem poklepać Rinehearta po ramieniu. Zwróciłem wzrok na Williama i potrząsnąłem głową. - To żadna szczególna okazja. Chcieliśmy po prostu posiedzieć i poro...
Urwałem w pół słowa, gdy na horyzoncie, jakby znikąd, pojawiła się jeszcze jedna męska sylwetka, tego głosu zaś nie mogłem pomylić z nikim innym. Wstałem, aby podać Michaelowi rękę.
- Jasne, Michael, siadaj z nami - powiedziałem, wyczarowując jeszcze jedno krzesło, które zniknęło z kuchni, a pojawiło się przy Tonksie, gdy przywitał się już z Billym i Vincentem. - Oto i odpowiedź, Billy. W maju lord Anthony Macmillan zaprosił nas na swój ślub z uroczą Rią Weasley. Wiedziałeś, że w ich stronach jedną z weselnych zabaw jest pojedynek na picie? Nie spodziewałbym się czegoś takiego u arystokracji, a jednak. Chociaż właściwie to nie są tacy typowi szlachcice... Z miotłą w tyłku mówiąc brzydko - wyjaśniłem Williamowi, który jako jedyny z naszej czwórki nie był obecny na tej ceremonii, choć gdyby był wtedy w kraju, to i on mógłby wziąć w niej udział. Macmillanowie zaprosili cały Zakon Feniksa. - Niezapomniane doświadczenie patrzeć jak nasze urocze towarzyszki niedoli w Zakonie Feniksa piją whisky jak mężczyźni. Hannah Wright to ma twardą głowę, muszę to przyznać. Twoja siostra Justine też, Mike - dodałem.
A skoro już mowa o alkoholu, to machnąłem różdżką jeszcze raz, a w szklankach, które już mieliśmy pojawiła się wspomniana ognista whisky Macmillanów.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed domem - Page 2 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przed domem [odnośnik]18.10.20 23:50
Uśmiechnął się lekko na dźwięk rozbawionej reakcji towarzysza. W żadnym wypadku nie przemawiała przez niego złośliwa ironia, czy nietaktowny przytyk. Sam, dopiero co finalizował transakcję dotyczącą kupna pewnej nieruchomości. Przez pond pół roku tułał się po brudnych noclegowniach, zawracał głowę kurtuazyjnym znajomym, którzy nie mieli serca odmówić użyczenia kawałka podłogi. Dostosowywał się, nie narzekał, starał się być jak najlepszym współlokatorem na tym olbrzymim ziemskim padole. Ogromnie cenił elementy zbudowane z sercem, własnymi rękami. Chata choć niewielka, prawdopodobnie nie spełniająca wszystkich wymagań jakie stawiał sobie gospodarz, dawała schronienie, ciepło, dach nad głową. Miał przy sobie najbliższe osoby, o które troszczył się z największą starannością. Znajomych, przyjaciół, specjalistów spieszących z pomocą o każdej porze dnia. Wokół roztaczała się ogromna, niezagospodarowana przestrzeń. Mógł zrobić z nią dosłownie wszystko! Oaza była wyjątkowa i coraz bardziej się o tym przekonywał.
Grzebiąc w skwierczącym palenisku sądził, iż mężczyzna zostawi temat, nie pociągnie go za język – mylił się. Nie był zbytnio wylewny. Niektóre informacje wolał zachować tylko dla siebie. Może bał się, że wyleje przy tym zbyt wiele niekontrolowanych emocji? Spojrzał na niego kątem oka i westchnął ciężko. Starał się utrzymać dość niewzruszony ton, kiedy rozniecone wnętrze robiło zupełnie coś innego: – Justine. – wyrzucił podnosząc się do pionu i ocierając przybrudzoną dłoń o skrawek spodni. Kontrolował reakcję: – To ona mnie w to wciągnęła. A ja się zgodziłem. – uzupełnił unosząc kącik ust w bladym uśmiechu i wzruszył ramionami. Nie wspomniał o okolicznościach przekazania informacji. Burzliwe, uczuciowe, rozedrgane spotkanie przyniosło ze sobą wiele pytań, przemyśleń, późniejszych konsekwencji. I choć prawdziwe poglądy odbiegały od wizji buntowniczego ugrupowania, znalazł swój cel. Zamierzał go realizować, bezwzględnie. Ojciec nie miał z tym nic wspólnego i niech tak zostanie.
Odwrócił się słysząc posuwiste kroki nieznajomego przybysza. Odszedł od ogniska czekając aż odpowiednio zachęcony podejdzie nieco bliżej. Przyglądał mu się uważnie próbując skojarzyć rysy twarzy, znajome wyróżniki. Czy to możliwe, aby widział go w jakiejś gazecie? Mieli przecież czas na nietaktowne pytania. Kiedy przedstawił mu się uprzejmie, uścisnął dłoń i odpowiedział: - Vincent… – żeby po chwili dodać: – Vincent Rineheart. – zagaił niepewnie zaciekawiony reakcją tutejszego mieszkańca. Czy on też stanowił człon Zakonu? Jak dobrze znał jego rodzinę? Westchnął krótko i zawtórował zaraz po Cedricu: – Oczywiście, zobacz ile mamy miejsca! – wskazał ręką przestrzeń przy rozbuchanym ognisku. Wracając na swoje miejsce, przesunął krzesło odrobinę w prawo, aby przybysz mógł usadowić się wygodnie między dwiema sylwetkami. Znów pogrzebał w palenisku utrzymując intensywność żaru, lecz niewinny żarcik puszczony w jego stronę wywołał konsternację i lekkie rozbawienie: – Zostaw go sobie na jutro Dearborn, kiedy będziesz leczył potwornego kaca leżąc nieżywy na swojej kanapie. Przyda się. – nie pozostawał dłużny. Wstydliwe sceny eleganckiego wesela co jakiś czas stawały mu przed oczami. Było mu naprawdę wstyd. Dlaczego nikt go nie powstrzymał, nie przemówił do rozsądku? Był wtedy w okropnym stanie emocjonalnym, ale tego nikt nie musiał wiedzieć, prawda? – Ty ją gotowałeś? Jeśli tak to dzięki, boję się, że się otruję. – łypnął na niego spode łba, reagując na kolejną zaczepkę. Rówieśnik wydawał się nadzwyczaj wyluzowany szczycąc tłum zabawnymi anegdotkami. Czyżby spożywał coś już wcześniej? To już czas, aby zamoczyć usta w bursztynowym płynie.
Kolejna, tym razem znajoma postać dołączyła do męskiego grona. Uśmiechnął się na widok starszego Tonksa podając mu rękę. – Cześć Michael, zawsze wczujesz się w porę chłopie. – powitał zaczepnie, klepiąc go po ramieniu. Zasiadając na miejscu wsłuchał się w wyjaśnienia dotyczące wesela. Kiwał głową twierdząco uzupełniając: – Żebyś tylko zobaczył jak wygląda ich posiadłość. Niesamowite. Nigdy czegoś takiego nie widziałem i przy okazji nie byłem na takim weselu. – z resztą w swoim życiu, uczestniczył może w trzech ceremoniach? Niewielka rodzina, nieznani krewni, ogromna tragedia zamknęła możliwości. Przez cały okres dorastania przez dom przewijała się jedynie ciotka Sara. Podnosząc napełnioną szklankę, uniósł ją do góry proponując toast: - To za co pijemy panowie? - zaczął ukrywając gorzkie wspomnienie, a gdy Cedric dodał nieznany mu fakt, uniósł brew i zaciekawiony zapytał: – Jak to, to one wygrały? – kobiety prześcignęły mężczyzn w ich prawie, że wyuczonym hobby? Niemożliwe. – Byłem pewny, że pamiętam nieco więcej. – zakończył smutnym westchnieniem upijając pokaźny łyk stuletniej whisky kiedy zaproponowali intencję toastu. Jakież to cholerstwo było mocne!



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Przed domem [odnośnik]26.12.20 21:17
Nie dawał się prosić długo – słysząc zapewnienie padające z ust Cedrica, posłał mu szczery uśmiech, pokonując ostatni metr dystansu dzielącego go od rozstawionych wokół ogniska krzeseł. Znajome nazwisko Vincenta wyłapał od razu, w pierwszej chwili zastanawiając się po prostu, czy to możliwe, by był krewnym Kierana i Jackie – a później łącząc ze sobą w całość elementy rozsypanej układanki. To nie mógł być przypadek – wiedział doskonale, że Jackie miała starszego brata, choć jego postać znał głównie ze szczątkowych opowieści; nie kojarzył, by kiedykolwiek odwiedzał jej mieszkanie na Hartlake Road, a przynajmniej nie w czasach, w których on sam mieszkał za ścianą. Niewypowiedziane pytanie zatańczyło mu na ustach, ale zanim zdążyłby je zadać, na horyzoncie pojawił się kolejny czarodziej – a po powitaniu, jakie otrzymał, domyślił się, że był jedynym, który jeszcze go nie znał. – Billy Moore – odpowiedział, nie pozostając Michaelowi dłużny i również się przedstawiając.
Jako jedyny nieobecny na wspomnianym już weselu u Macmillanów, początkowo nie do końca nadążał za tokiem rozmowy, nie wyłapując wzajemnych przytyków ukrytych pomiędzy wierszami, starał się jednak nie pozostawać zbyt mocno w tyle, uzupełniając brakujące informacje w miarę wsłuchiwania się w kolejne padające zdania. – Zaraz, zaraz – Hannah wygrała p-po-pojedynek na picie? – powtórzył unosząc wyżej brwi; coś w tym obrazku mocno mu zgrzytało, ale z drugiej strony – może wcale nie powinien się temu dziwić; wiedział, jak dużo potrafił wypić Joseph – istniało spore prawdopodobieństwo, że wysoka tolerancja na alkohol była u Wrightów rodzinna. Choć wciąż trudno było mu wyobrazić sobie Hannah upijającą się w sztok. – Zaczynam żałować, że mnie tam nie b-b-było – dodał szczerze, choć nie było w tym nic dziwnego; wrócił do kraju dopiero w kwietniu, przez pierwsze tygodnie głównie próbując odnaleźć się na nowo w zmienionej wojną rzeczywistości. Nie było to łatwe, jego mieszkanie w Londynie przepadło, a doprowadzenie do stanu używalności chaty w Oazie zajęło mu sporo czasu, początkowo stanowiąc dla niego priorytet: nie chciał siedzieć Penny na głowie w nieskończoność, poza tym – potrzebował miejsca, w którym Amelia będzie bezpieczna. W innym wypadku nigdy nie zdecydowałby się na ściągnięcie jej z powrotem do Wielkiej Brytanii. – Jesteś bratem Justine, t-t-tak? – zapytał Michaela, wyłapując tę informację ze słów Cedrica. Gdy Dearborn raczej otwarcie wspomniał o Zakonie Feniksa, w pierwszej chwili posłał mu zaskoczone spojrzenie, dopiero po paru sekundach łącząc ze sobą poszczególnie kropki – auror nie był lekkomyślny, musiało to więc oznaczać, że zarówno Michael, jak i Vincent, działali w szeregach organizacji – a on nie wiedział o tym tylko dlatego, że na długi czas sam pozostawał poza obiegiem. Właściwie, gdy teraz o tym myślał, miało to sens – i wyjaśniało ich obecność na arystokratycznym weselu; w końcu Anthony, oprócz tego, że był lordem, był również członkiem Zakonu Feniksa – i wyglądało na to, że przyjaźnie cenił sobie wyżej niż obyczaje.
Uniósł swoją szklankę w ślad za Vincentem, ale nie miał pomysłu na toast, wciąż czując się odrobinę nieswojo; zaczekał więc, aż głos zabierze Michael lub Cedric, nim przechylił naczynie, żeby upić łyk bursztynowego płynu.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Przed domem [odnośnik]28.12.20 23:50
-Jeśli Vincent odmówi, albo starczy dla nas wszystkich, to ja chętnie poczęstuję się zupą. Pamiętam jak przez mgłę, że po ognistej bardzo mu jej zazdrościłem. - Michael z rozbawieniem wyszczerzył zęby, a potem sięgnął ochoczo po szklaneczkę ognistej. -Czemu Dearborn miałby mieć trującą zupę? Daj spokój, Vince, to odpowiedzialny człowiek z dzieckiem w kuchni. No i na pewno pamięta, jak ją gotował. - przewrócił oczyma, nie mogąc oprzeć się kolejnemu przytykowi. Perypetie Vincenta na pijackim konkursie były zbyt zabawne, by puścić je w niepamięć.
-Może dzisiaj też w coś zagramy? - zaproponował, zawsze piło się wtedy milej. A w tych czasach okazja do zabawy nieczęsto się zdarzała, więc nie zamierzał się hamować. Był zmęczony, a ta spontaniczna popijawa przed chatką Cedrika była naprawdę miłą niespodzianką. -Na przykład, w "nigdy nie..." - zerknął na Cedrika z łobuzerskim błyskiem w oku, bo już przed laty proponował mu tą grę. Gdy jeszcze byli kawalerami! -...w sensie, opowiadamy sobie czego nigdy nie robiliśmy i osoba, która już to zrobiła, pije szklaneczkę. To prawie jak pojedynek na picie, choć musimy ustalić czy wygrywa najtrzeźwiejszy czy ten o najbarwniejszym żywocie! - zapalony własnym pomysłem, uniósł wzrok na Billy'ego, który mógł usłyszeć jak Michael objaśnia zabawę.
-Mhm, niestety nie pamiętam jak dokładnie wygrała, ale Hannah ma równie mocną głowę jak Justine... i reszta Tonksów. Przegrałem tylko z powodu chwilowej niedyspozycji, zmachałem się tym całym szukaniem skarbów - potwierdził, rozbawiony zaskoczeniem Billy'ego. Do własnej przegranej przyznał się z wyraźną niechęcią, nie mogąc przeboleć, że przepiła go własna siostra. Za to wzmiankę o Hani głos mu jakoś złagodniał, wypowiedział jej imię cieplejszym tonem. Serdecznie uścisnął dłoń Moore'a, koledzy Cedrika byli wszak jego kolegami. -Tak, jestem bratem Just we własnej osobie. - potwierdził z uśmiechem.
Billy wydawał się jakiś speszony, więc to Michael pierwszy uniósł szklaneczkę.
-Za naszego gospodarza i jego beczkę whiskey! Nigdy nie miałem w domu beczki whiskey. - wychylił szklaneczkę w ramach toastu, a potem spojrzał wymownie na Cedrika, który powinien się napić dwa razy.

kto ile wypił, zaczynamy kolejkę I:
Michael - 1 szklaneczka ognistej
Cedric
Vincent
Billy



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przed domem - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przed domem [odnośnik]04.02.21 22:16
Na twarzy Vincenta skupiłem badawcze spojrzenia, kiedy odpowiedział wreszcie kto wtajemniczył go w działalność Zakonu Feniksa. Lekko uniósł kącik ust w uśmiechu, gdy o tym mówił.
- A to niespodzianka - mruknąłem, nie przestając mu się przyglądać. Tyle pytań nasuwało mi się na język. - Skąd się znacie? - spytałem lekkim tonem, z uprzejmą ciekawością. Skąd znali się na tyle dobrze, by obdarzyła go takim zaufaniem? Na kilka chwil od tej zagadki, którą zamierzałem rozwikłać - nie tylko wszak czarownice bywały ciekawskie - moja uwagę oderwało pojawienie się Williama. Cieszyłem się, że zdecydował się usiąść razem z nami, a po chwili pojawił się także i Michael Tonks. Od dawna nie było takiej okazji, by po prostu spędzić trochę czasu w kameralnym gronie, na beztroskiej rozmowie. Nie zamierzałem poruszać tematów trudnych, rozmawiać o tym co się działo i co jeszcze się stanie; musiałem oderwać od tego myśli. Zrelaksować się choć na moment. Poczuć normalnie. Kilka szklaneczek whisky w towarzystwie kolegów wydawało się doskonałą ku temu okazją.
- Zamierzamy wypić całą tę beczkę? - zaśmiałem się, kiedy Rineheart zasugerował, że nazajutrz będę leżał nieżywy na swojej kanapie lecząc kaca mordercę. Sporo było w tym przesady. - Niestety tak. Debbie już zdążyła wylać swoją porcję do wiadra na odpadki - westchnąłem ciężko, przyznając się do kucharskiej porażki, lecz chyba nikt z obecnych nie uwierzyłby mi, że ugotowałem zjadliwą zupę. - Ale jak to mówiła moja świętej pamięci babcia - jak człowiek głodny, to i szczawiu zje, więc jeśli tylko będziesz miał ochotę, Mike... - w uśmiechu wyszczerzyłem do Tonksa zęby, co zdarzało mi się raczej rzadko. Owszem, miałem pod opieką dziecko, lecz od niedawna. Nie byłem na to przygotowany i brakowało mi czasu, by stać nad garnkami i nauczyć się przyrządzać coś zjadliwego. Od lat żywiłem się tym, co wpadło mi w ręce i zdążyłem do tego przywyknąć.
- Och, tak, wygrała. Właściwie to była trzeźwiejsza od nas dwóch, wstyd się przyznać, ale tak było - odpowiedziałem na pytanie Billa. Nie tylko Vincent był zmieszany, kiedy wspominało się ten nieszczęsny alkoholowy pojedynek. Co się jednak stało, to się nie odstanie - po takim czasie pozostawało nam jedynie śmiać się z tego.
Na propozycję Michaela, by i dzisiaj w coś zagrać, zamiast po prostu posiedzieć przy ognisku i się napić, zareagowałem lekkim uniesieniem brwi. W pierwszej chwili sądziłem, że ma na myśli karty albo kości i gotów byłem na to przystać, bo od dawna tego nie robiłem - i chyba trochę było mi za tym tęskno.
- Niech będzie, jeśli i Vincent i Billy nie mają nic przeciwko - zgodziłem się ostrożnie. Gdy Tonks wzniósł za mnie toast odpowiedziałem mu uśmiechem i rzeczywiście pociągnąłem ze szklanki zdrowo aż dwukrotnie. W końcu miałem beczkę ognistej whisky w domu. I to nie byle jakiej, bo od Macmillanów.
- Nigdy nie tańczyłem z półwilą. Podczas ostatniego sylwestra w Dolinie Godryka chyba padłem ofiarą czaru jednej i poprosiłem ją do tańca, ale uciekła jakby zobaczyła dementora - powiedziałem, wzruszając przy tym ramionami; cóż, szkoda.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed domem - Page 2 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Przed domem [odnośnik]04.04.21 20:36
Starał się utrzymać niewzruszoną postawę, dość poważny wyraz twarzy. Nietypowa tematyka, która wypełniła wieczorną, letnią powierzchnię wprowadziła go w lekkie, wewnętrzne zakłopotanie. Temat blondwłosej Gwardzistki był dość chwiejny, niezbadany, niepewny nawet dla niego. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy co dokładnie działo się między ich dwójką. Badał teren, przez cały czas konfrontował się ze skrajnymi odczuciami, popełniał błędy, za które pokutował do dnia dzisiejszego. Patyk poruszał się w iskrzącym palenisku, gdy serce zagrzechotało intensywniej. Specyficzny dźwięk igrającego ognia wypełnił niedaleką przestrzeń, a znajomy zapach gryzącego dymu podrażnił wrażliwe nozdrza. Przemieszał popiół koniuszkiem drewienka nie patrząc na sylwetkę gospodarza, w którego głosie usłyszał nutę wyraźnego zaskoczenia:
– Przyjaźni się z moją siostrą. Bywała u nas na wakacje. – odpowiedział zgodnie z prawdą marszcząc brwi w subtelnym geście. Sięgnął pamięcią do tak odległych chwil przywołując specyficzne obrazy. Spędzali wspólnie bardzo dużo czasu ślęcząc nad opasłymi tomiszczami, popijając gorącą, świeżo zaparzoną herbatą. Kącik ust powędrował do góry gdy kontynuował wzdychając: – No i ze szkoły. Była Krukonką, jak my. – poinformował wzruszając lekko ramionami. Miał nadzieję, iż zaspokoił ciekawość towarzysza, który nie spuszczał z niego podejrzliwego, przenikliwego wzroku; niczego ze mnie nie wyciągniesz przyjacielu. Kolejne jednostki zaszczycały swą obecnością. Pierwszy, nieznajomy mężczyzna przedstawił się słyszanym już dotąd nazwiskiem.
– Bardzo mi miło. – zdążył jeszcze wyrzucić, gdy z bezpiecznym uśmiechem na spierzchniętych wargach, poznawał uprzejmego sąsiada. Witając również najstarszego przedstawiciela rodziny Tonks, ponownie opadł na krzesło lustrując każdego z tu obecnych. Zerknął na Dearborna z ukosa ściągając brwi w zdziwieniu. Czyżby wątpił w ich możliwości? – Ja nic nie sugeruję, ale wieczór może potoczyć się w różne strony. – odparł beznamiętnie, jakby ów fakt był rzeczą oczywistą. Dywagacje o zupie puścił mimo uszu. Przekręcił oczami i pokręcił głową z dezaprobatą. Faktycznie, po ostatnich wydarzeniach posiadał pewien uraz do gorących, aromatycznych cieczy. Tym razem nie zamierzał ryzykować. Wzmianka o wylaniu popisowej potrawy do wiadra a odpadki wywołała chrapliwy, pojedynczy chichot. – No widzisz… – rzucił do Michaela, który jeszcze kilka sekund temu karcił go za zlekceważenie wybornego dania. On sam nie potrafił gotować. Opierał się na prostych, niewymagających konstrukcjach. Nie miał czasu, aby skupiać się na jedzeniu. – Szczaw to bardzo wartościowa roślina… – podłapał temat wyodrębniając specyficzną część wypowiedzi. Gdy reszta zgromadzonych nie podzieliła zainteresowania ów tematem, nie kontynuował opowieści o leczniczych walorach zielonych, kwaskowatych liści. Weselne perypetie powróciły na języki współtowarzyszy. Nie był skory do otwartych wspominek, lecz niektóre informacje pozostawały jawne. Przegrali z hukiem, a on doprowadził się do niezapomnianej kompromitacji. Uśmiechnął się blado i skierował sylaby w stronę nowo poznanego blondyna: – Jest czego żałować. – odparł trochę niepewnie, lecz całość wyjątkowej i znamienitej uroczystości zrobiła na nim ogromne wrażenie. Z uwagą wysłuchał propozycji aurora, która wydawała się interesująca. Nie przepadał za takimi rozrywkami, chyba nie do końca dowierzał w swe towarzyskie możliwości, lecz tym razem postanowił się zgodzić. Odczekał aż wszyscy zajmą miejsce, a szklaneczki wypełnią się bursztynowym płynem. – W porządku, zagrajmy. – powiedział jeszcze ku potwierdzeniu wznosząc jeden z toastów. Pierwsze wyznania zapełniały wspólny teren. Wsłuchiwał się uważnie interpretując słowa. Dwukrotnie upił pokaźne łyki rozgrzewającego płynu. Nigdy nie posiadał beczki alkoholu w swojej piwnicy. Nigdy nie zatańczył z półwilą; nie był przekonany czy kiedykolwiek trafił na takową kobietę. Gdy przyszła jego kolej zastanawiał się przez chwilę. Czy miał w zanadrzu jakieś ciekawe anegdotki: – Nigdy nie brałem udziału w Festiwalu Lata. – niewiele typowych imprez udało mu się zaliczyć przez długi okres nieobecności na macierzystych terenach kraju. Może warto było to zmienić?



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Przed domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach