Salon
AutorWiadomość
Salon
Trochę za jasny jak na obecne usposobienie Thei. Wystrój można uznać za pamiątkę po starych dobrych czasów albo objaw hipokryzji.
| 13.08
Trzynaście słów na pergaminie zniknęły przekreślone równa linią, nim całość została zmięta i ostatecznie podarta, by znaleźć swoje miejsce w koszu. Smukłe palce uderzały metodycznie o blat biurka w biblioteczce. Pusta przestrzeń świeżo wyciągniętej kartki nie zapisała się jednak magicznie. Nie bez słów, które nie chciały się sformułować w sensowną całość. Nie dlatego, że Findlay nie potrafiła tego zrobić. Gładkie kłamstwo, tym bardziej wysłane listownie, nie było niczym szczególnym. Tym jednak razem nie chodziło o zwykłego adresata.
Findlay nie miała zbyt wielu bliskich osób, które poza rodziną nazwałaby przyjaciółmi. Thea kwalifikowała się w ten uszczuplony krąg. I chociaż nie widywały się często, relacja stanowiła nietuzinkową pewność w zaufanie, na tyle realne, że zdarzało im się obdarzać nawzajem drobiazgami na urodziny. Na ostatnie, otrzymała roślinę. Pykostrąk stanął w biblioteczce przyjemnie rozpraszając kolorem ciemną przestrzeń wypełnioną w dużej mierze wonią ksiąg. A nowość w postaci różowych pędów potraktowała... jak każdy z pergaminów, wypełniający pomieszczeniu. Jak obiekt, który się ogląda, od czasu do czasu sczytując zawarte w nim treści i przecierając. Oczywistość, że magiczna roślina potrzebowała czegoś więcej - umknęła w potoku zajęć. I nim się obejrzała, zastała tylko smutne, opadłe na ziemi, brudno-różowe pędy bez fasolek, w całości przypominając bardziej popełnione samobójstwo, niż długotrwały proces obumierania. Ale kto wiedział, jak magiczna flora potrafiła zakończyć swój depresyjny żywot? Veronica na pewno nie wiedziała. Ale - podobno chochlik tkwił w szczegółach. A w przypadku upadłej rośliny, był to prezent, o który akurat dopytywała się Thea, a która w ramach dalszej, prezentowej pomocy, chciała dzisiejszego dnia zająć się podarowanym kwiatem i ułatwić jego prostą pielęgnację. Cóż.
Zamiast prób kolejnych listów i pomysłów, zdecydowała się na wizytę. Jeśli Findlay miała jej kłamać (jeśli nie wymyśli sensownego wytłumaczenia), to zasługiwała na to, by usłyszeć ją bezpośrednio. Pokrętna filozofia, ale działała, być może też, nieświadomie licząc, że pechowa sytuacja będzie okazją do przyłapania.
Nie unikała miasta i jego centrum. Korzystała z korzyści, jakie dawał jej aktualny status i rejestracja różdżki. Była przecież pełnoprawnym członkiem czystej społeczności czarodziejów. W ciągu dnia poruszała się jasnymi, chociaż nieco opustoszałymi uliczkami, dopiero późniejszą porą podejmując się animagicznej zmiany. Dziś, była po prostu jedną z dobrze urodzonych czarownic, pewnych swej pozycji i poglądów, gdyby przyszło do pytań.
Nie niepokojona, pojawiła się u wejścia do mieszkania przyjaciółki, uderzając lekko w ciemną powierzchnię drzwi. Oczekiwała jej. Umówiły się na dzisiejsze, popołudniowe spotkanie. Veronica jednak liczyła, że pierwotny powód umknie Goyle i zajmą się czymś zgoła lepszym, niż instruktaż pielęgnacji zdehcłej już rośliny.
Trzynaście słów na pergaminie zniknęły przekreślone równa linią, nim całość została zmięta i ostatecznie podarta, by znaleźć swoje miejsce w koszu. Smukłe palce uderzały metodycznie o blat biurka w biblioteczce. Pusta przestrzeń świeżo wyciągniętej kartki nie zapisała się jednak magicznie. Nie bez słów, które nie chciały się sformułować w sensowną całość. Nie dlatego, że Findlay nie potrafiła tego zrobić. Gładkie kłamstwo, tym bardziej wysłane listownie, nie było niczym szczególnym. Tym jednak razem nie chodziło o zwykłego adresata.
Findlay nie miała zbyt wielu bliskich osób, które poza rodziną nazwałaby przyjaciółmi. Thea kwalifikowała się w ten uszczuplony krąg. I chociaż nie widywały się często, relacja stanowiła nietuzinkową pewność w zaufanie, na tyle realne, że zdarzało im się obdarzać nawzajem drobiazgami na urodziny. Na ostatnie, otrzymała roślinę. Pykostrąk stanął w biblioteczce przyjemnie rozpraszając kolorem ciemną przestrzeń wypełnioną w dużej mierze wonią ksiąg. A nowość w postaci różowych pędów potraktowała... jak każdy z pergaminów, wypełniający pomieszczeniu. Jak obiekt, który się ogląda, od czasu do czasu sczytując zawarte w nim treści i przecierając. Oczywistość, że magiczna roślina potrzebowała czegoś więcej - umknęła w potoku zajęć. I nim się obejrzała, zastała tylko smutne, opadłe na ziemi, brudno-różowe pędy bez fasolek, w całości przypominając bardziej popełnione samobójstwo, niż długotrwały proces obumierania. Ale kto wiedział, jak magiczna flora potrafiła zakończyć swój depresyjny żywot? Veronica na pewno nie wiedziała. Ale - podobno chochlik tkwił w szczegółach. A w przypadku upadłej rośliny, był to prezent, o który akurat dopytywała się Thea, a która w ramach dalszej, prezentowej pomocy, chciała dzisiejszego dnia zająć się podarowanym kwiatem i ułatwić jego prostą pielęgnację. Cóż.
Zamiast prób kolejnych listów i pomysłów, zdecydowała się na wizytę. Jeśli Findlay miała jej kłamać (jeśli nie wymyśli sensownego wytłumaczenia), to zasługiwała na to, by usłyszeć ją bezpośrednio. Pokrętna filozofia, ale działała, być może też, nieświadomie licząc, że pechowa sytuacja będzie okazją do przyłapania.
Nie unikała miasta i jego centrum. Korzystała z korzyści, jakie dawał jej aktualny status i rejestracja różdżki. Była przecież pełnoprawnym członkiem czystej społeczności czarodziejów. W ciągu dnia poruszała się jasnymi, chociaż nieco opustoszałymi uliczkami, dopiero późniejszą porą podejmując się animagicznej zmiany. Dziś, była po prostu jedną z dobrze urodzonych czarownic, pewnych swej pozycji i poglądów, gdyby przyszło do pytań.
Nie niepokojona, pojawiła się u wejścia do mieszkania przyjaciółki, uderzając lekko w ciemną powierzchnię drzwi. Oczekiwała jej. Umówiły się na dzisiejsze, popołudniowe spotkanie. Veronica jednak liczyła, że pierwotny powód umknie Goyle i zajmą się czymś zgoła lepszym, niż instruktaż pielęgnacji zdehcłej już rośliny.
As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Salon
Szybka odpowiedź