Wydarzenia


Ekipa forum
Planetarium
AutorWiadomość
Planetarium [odnośnik]15.09.20 3:08

Planetarium

Planetarium to miejsce, w którym, dzięki całej gamie odpowiednich zaklęć nałożonych na sufit, prezentowane są pokazy astronomiczne. Opowiadają zwyczajowo o wielkości i budowie Wszechświata, opisują najbardziej popularne gwiazdozbiory na niebie, przybliżają tajemnice planet i galaktyk, a to wszystko w zmysłowo nastrojowej atmosferze. Leżąc na wygodnych fotelach można mieć wrażenie, że ciało czarodzieja styka się z miękką trawą, a podczas pokazu umysł wędruje po międzygalaktycznych obszarach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Planetarium Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Planetarium [odnośnik]21.02.21 1:18
Para nr 15

Po ugryzieniu zaklętego ciastka padliście ofiarą niechcianej teleportacji – a po krótkiej chwili wylądowaliście tutaj: postać A na puszystym pufie po jednej stronie planetarium, postać B – po drugiej tuż obok wejścia. Całkowite ciemności początkowo utrudniają wam dostrzeżenie czegokolwiek. Możecie się tylko słyszeć, wystarczy jednak zaklęcie Lumos maxima, by rozgonić mrok. Przynajmniej jedno z was musi pokonać cienie, by ruszyć ku sobie.

Gdy tylko wasze spojrzenia się spotkają, ogarną was silne emocje, do złudzenia przypominające miłość: będziecie mieć wrażenie, że dla drugiej osoby zrobicie absolutnie wszystko, poczujecie oddanie, szczęście i tęsknotę do czegoś, czego nie będziecie potrafili określić; wyda wam się najpiękniejsza na świecie; będziecie gotowi poświęcić wiele, by spędzić z nią resztę życia.

Zanim do siebie dotarliście, na samym środku planetarium zmaterializował się duch w długiej powiewnej szacie i z lunaskopem pod pachą. - Któż to zakłóca moje badania?! - zawołał, szukając winnych, ale gdy tylko natrafił na was spojrzeniem, najwyraźniej zrozumiał, co się działo. Odchrząknął z niejakim zawstydzeniem i bąknął coś pod nosem o przeniesieniu się gdzie indziej. Tuż przed tym jak zniknął, nad waszymi głowami rozświetliło się zaczarowane niebo pełne gwiazd. W kojącym półmroku planetarium mogliście spędzić czas, nie martwiąc się już niczyim niespodziewanym najściem.


Rzut kością
W dowolnym momencie trwania wątku możecie wykonać rzut na dodatkowe zdarzenie kością podpisaną jako Kupidynek.

Konsekwencje
Efekty zjedzenia zaklętego ciastka ustąpią następnego dnia, wraz ze wschodem słońca; po romantycznej schadzce pozostaną wam wspomnienia i potężny ból głowy, który ustąpi dopiero po 24 godzinach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Planetarium Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Planetarium [odnośnik]21.02.21 14:40
31 X


Tej nocy duchy triumfowały, ale triumfowały także prastare tradycje, wobec których pośród szumu liści w lasach Lancashire niósł się śpiew. Śpiew niskich, męskich głosów, zmieszanych z wyższymi, kobiecymi tonami. Śpiewałam także i ja, wirując wokół ogniska, gdzieś na granicy między światem materialnym, a onirycznym, popadając w coraz większą ekstazę, mimo, że krwiobieg był wolny od substancji odurzających. Już sama atmosfera Samhain pozwalała oderwać stopy od powierzchni, unieść kilka cali ponad leśną pospółkę, porzucić na chwilę ziemskie życie i zderzyć się z tymi, którzy odeszli już na zawsze. Rytmiczne dudnienie bębnów i gardłowy ryk stanowiły pomost do zaświatów. Niektórzy uważali, że tego dnia takie wytrychy były wystarczające, by nawiązać nić porozumienia z przodkami - lub z tymi, których obecność zbyt szybko zgasła. Jednak bez względu na to jak bardzo chciałabym znów ujrzeć Solasa, w głębi serca nie wierzyłam, by wyszedł mi naprzeciw - nawet dziś.
Dzień dopiero się zaczął, wraz ze słońcem, które ukryło się za tarczą horyzontu, ostatnimi snopami światła całując ziemię, pokrytą uschniętymi liśćmi i połamanymi gałęziami. Była tu cała moja rodzina, byli także i inni nasi przyjaciele, szczególnie wielu Burroughsów, świętując na przekrór trwającej wojnie. Obłożony pułapkami las stanowił fortecę, miejsce zapomniane na mapie, azyl, do którego wstęp uzyskali wyłącznie zaufani. Ciepło ogniska przyjemnie łaskotało moje policzki, a cząstki dymu przenikały w głąb szat, dziś wyjątkowo kobiecych, zwiewnych, odsłaniających kawałek wytatuowanych pleców i dłoni, przyozdobionych biżuterią, która dźwięczała w rytm ruchu bioder i kolejnych obrotów. I choć z każdym kolejnym krew w moich żyłach stawała się coraz bardziej gorętsza, w końcu odeszłam od ogniska, zmuszona złapać oddech - po drodze sięgając po apetycznie wyglądającą tartaletkę dyniową. Jej zapach przywodził na myśl najlepsze wspomnienia - ziemię po deszczu, która kojarzyła mi się z rodzinny domem; palo santo i szałwię białą, dwa plony natury, którymi pachniał dom mój i Solasa, a także jego skóra i moja skóra za każdym razem, kiedy nasze ciała spajały się w jedno; w końcu - anyż, najlepsze lata spędzone u jego boku podczas podróży wokół basenu Morza Śródziemnego, kiedy jeszcze pełna niewinności chciałam udowadniać mu, że chcę zostać kimś więcej niż jego uczennicą. Apetyczna dawka wspomnień skusiła mnie na kęs, ale zanim jeszcze zdążyłam rozsmakować się w miękkiej strukturze rozpływającej się po języku, poczułam nieprzyjemne szarpnięcie, jednoznacznie kojarzące się z teleportacją.
Świat zawirował, a z otulonego złotym blaskiem ogniska lasu trafiłam w całkowitą ciemność, lądując na czymś miękkim, co zdawało się zasysać mnie do głębi, jednak całkiem nienachalnie i przyjemnie. Zapach dalej mi towarzyszył, a siza i nicość uspokajały, jakby brał mnie za rękę i szeptały prosto do ucha nie bój się. Skądś dobiegał dźwięk, wyostrzając zmysły i ostrzegając, że nie jestem tu sama. Serce zabiło mi mocniej; pomyślałam, że być może moje zwątpienie w moc prastarych pieśni było niewłaściwe, a z ciemności miał wyłonić się ten, do którego tak tęskniłam. Te zapachy, wspomnienia, które dotknęły mnie chwilę przed tym, jak nastąpiła teleportacja - to nie mógł być przypadek. Z drżącym sercem uniosłam się z pufy, próbując przejrzeć przez gęstą ciemność - ta jednak nie ustępowała. - Słyszę cię. - Wypowiedziałam ostro. Nie wiedziałam już, czy podświadomość ze mnie drwi, czy może to wszystko dzieje się naprawdę. Słowa jednak zakotwiczyły mnie w rzeczywistości, czyniąc moment realnym. Nagle zmaterializowała się przede mną sylwetka ducha - ale ta wcale nie należała do Solasa; cofnęłam się o krok, zatrzymując w połowie marszu w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Świetlista postać na chwilę rozświetliła blaskiem pomieszczenie, ale zniknęła po chwili, pozostawiając mnie w otchłani. Dopiero wtedy dostrzegam rozgwieżdżony firmament wirujący nad moją głową. To musiało być planetarium. Nic z tego nie rozumiałam. - Lumos maxima - wyszeptałam, a na moje żądanie blask różdżki rozgonił ciemność, ukazując zarys męskiej sylwetki w drugim końcu pomieszczenia. Serce biło mi w piersi z mocą, która wywoływała drżenie dłoni i kolan. To był on.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Planetarium [odnośnik]25.02.21 22:22
Miał wrażenie, że dni upływają mu za szybko, uciekają przez palce nie wiadomo kiedy i gdzie, a spokój odludzia w którym mieszkał, tylko temu sprzyjał. Mimo to nie ciągnęło go do miasta, nie ciągnęło do ludzi, którzy nie oferowali nic poza szarganiem nerwów, które od paru dni jakby stały się mniej wytrzymałe. Nagłe ruchy go niepokoiły, zbyt długa obecność drugiej osoby denerwowała i nie potrafił zrobić nic, aby cokolwiek uległo poprawie, a wręcz przeciwnie czuł się stopniowo gorzej. Nawet ciemniejące niebo nie niosło spokoju, wzbudzało za to bezsenność bądź obietnice koszmarów związanych z podziemiami banku, krótkim powrotem do tego, co jego umysł zdawał się odtwarzać jak niekończący się film. Odnajdywanie ukojenia w używkach zbawienne jeszcze we wrześniu, okazało się za drogim interesem w kolejnych tygodniach i nawet jego znajomości nie sprawiały, że łatwiej było dostać ognistą, bądź kilka paczek papierosów. Wykorzystywał, więc to co miał, a później nadchodził moment przemęczenia, oczekiwania na kolejny moment, gdy coś lepszego trafiało w jego ręce. Siadając na schodkach werandy, spojrzał na rozgwieżdżone niebo. Z daleka od innych domów, pośrodku lasu widok był oszałamiający i za to ponad wszystko uwielbiał ów miejsce. Poczucie bycia samemu, odcięcia od otoczenia dominowało w codzienności i jedynym towarzystwem okazywała się wszelka leśna fauna. Przesuwając papierosa w kącik ust, zerknął na ścianę lasu, wsłuchując się w dźwięki typowe dla otoczenia. Znajome do bólu, dziś o dziwo pozbawione tych konkretnych, będących dla świata powarkiwaniem i wyciem, lecz w jego uszach układających się w słowa. Najwyraźniej dzisiejszej nocy psowate znalazły sobie inne miejsce, zaburzając pewien rytm, lecz nie miał im tego za złe. Wygasił niedopałek o schodek i dźwignął się na nogi, by wrócić do środka. Mijające miesiące i zmieniająca się pogoda, przestawała zachęcać do przesiadywania na werandzie, temperatury stopniowo leciały w dół, zapowiadając zimę. Nie wiedział czego się spodziewać, zwykle podobny okres spędzając w o wiele cieplejszych krajach i słabo pamiętając jakie spadki temperatury mogły być na Wyspach. Wziął szybki prysznic, przebrał w wygodniejsze ubrania i wrócił do salonu, zamierzając jeszcze dziś sprawdzić jakie listy ostatnio zalegały na parapecie oraz odpisać na to co musiał. Zatrzymał się na moment przy komodzie, zauważając leżącą na niej tartaletkę, którą zaraz zgarnął. Nie miał pojęcia skąd się tu wzięła, ale jego rozkojarzenie w ostatnich dniach mogło być temu winne. Przyjemny zapach, wzbudził chęć spróbowała, co też zrobił, nie przejmując się konsekwencjami. Chyba łudził się, że nic złego nie mogło się stać. Znajome już szarpnięcie, było zapowiedzią, co miało miejsce wraz z ugryzieniem ciastka. Dominująca wokół ciemność utrudniała stwierdzenie, gdzie właśnie się znalazł i kto mógł tu być poza nim lub ktokolwiek był. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nadal nie widział nic na czym mógłby zatrzymać spojrzenie na dłużej. Odwrócił głowę w stronę skąd nagle dobiegł go kobiecy głos, ulotny i tajemniczy, rozbudzający wyobraźnię jak mogła wyglądać właścicielka takowej barwy. Spokojnym krokiem zamierzał pokonać odległość od niej, pozostając jednak cichy, nie odpowiadając jej. Zerknął przelotnie na ducha, którego sylwetka pojawiła się na jego drodze ku nieznajomej. Znajoma inkantacja rozbrzmiała w mroku, chwilę później zalewając wnętrze światłem. Osłonił dłonią oczy i zamrugał, zanim przyzwyczaił wzrok do jasności przywołanej za pomocą Lumos, by od razu zatrzymać błękitne tęczówki na kobiecie.- Widzę Cię.- skontrował do jej słów, pokonując ostatnie metry. Zatrzymując się przed nią, w dziwnym odruchu uniósł dłoń, aby dotknąć kobiecego policzka, musnąć łabędzią szyję.- To Ty.- mruknął miękko, przyglądając się jej ślicznej twarzy. Jakim cholernym cudem dotąd nie zauważył, jak wyjątkowo piękna była Sykes, jak mógł ignorować ją podczas tych niewielu spotkań. Zerknął w górę na niebo, które pojawiło się ponad nimi.- Przyćmiewasz je wszystkie.- szepnął, powracając do niej z pełną uwagą, której nie chciał skupiać na czymkolwiek innym, a już zwłaszcza nie na gwiazdach, gdy przed sobą miał właśnie .


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Planetarium [odnośnik]26.07.21 17:53
wykonywanie zawodu12 lutego
- Dziś chciałbym opowiedzieć wam o przyszłości. O nas. O tym, gdzie stoją granice człowieczeństwa.
Jego uczniowie leżeli spokojnie na rozłożystych, miękkich fotelach wpatrując się w zaczarowany sufit, który zmieniał i miał się zmieniać pod wpływem profesorskich słów. Planował te zajęcia od dłuższego czasu, lecz znalezienie odpowiedniego terminu, gdzie planetarium zgodziło się zachować jedynie dla Hogwartu, było ciężkie. Szczególnie w czasach niepokoju i niepewności. Jayden jednak był uparty i chciał zapewniać dzieciom, przyszłemu pokoleniu jasność. Naukę, wiedzę. Chciał, aby przyszli czarodzieje i czarownice wiedzieli. Aby rozumieli. Aby dostrzegali wartość zapisaną nie tylko w podręcznikach, lecz w samych obserwacjach rzeczywistości. Rzeczywistości, która nie była niczym innym, jak rozumowaniem i myśleniem. Która przynosiła coś więcej niż ślepe posłuszeństwo. Która pozwalała wziąć własny umysł do rąk i zacząć nim operować samoistnie. Bez niczyjej interwencji. Patrząc na grupki rozłożone po całym planetarium, uczennice wpatrzone w światła ponad głowami i chłopców szturchających się wzajemnie, profesor chciał dla nich jak najlepiej. Czy gdyby mógł, umiałby ich poskromić? Wiedział, że mógłby. Bo szli za nim, szanowali go. Znali go. Bo nie oszukiwał ani nie bał się odpowiadać na trudne pytania. Nie bał się też mówić nie wiem. Tak, jak dzisiaj, gdy temat, jaki wybrał, był czymś z pogranicza filozofii, astronomii, a abstrakcji. I żadna z tych dziedzin się nie wykluczała. Zaklęciem przygasił ostatnie ze świateł, pozwalając, by jedynie swoim blaskiem świeciły gwiazdy, mgławice, planety i galaktyki. To wszak od nich mieli zacząć i na nich skończyć. Gdy wszystko było gotowe, spojrzał w górę i zaczął opowiadać, chodząc wolno między uczniami. - Czy są granice, których nigdy nie przekroczymy? Czy są miejsca, których nigdy nie dosięgniemy, nieważne ile będziemy próbować? Czy istnieją zagadnienia, na które nie odpowiemy? - Chciał rozruszać ich wyobraźnię i sprawić, by poszli dalej niż wytyczone im i narzucone schematy. - Okazuje się, że są. Nawet z najsilniejszymi zaklęciami, jesteśmy uwięzieni, w naszym pudełku we Wszechświecie. Jak to możliwe, że nie możemy uciec? I jeśli już — to jak daleko możemy dotrzeć? Na skraj jutra? Kawałek poza horyzont? A może tam, gdzie nigdy nie ma końca? Ani też początku? - Umilkł na chwilę, pozwalając na to, by magia rozszerzyła i ukazała na suficie ich galaktykę. - Żyjemy w spokojnym ramieniu Drogi Mlecznej, spiralnej galaktyki przeciętnego rozmiaru o średnicy około stu tysięcy lat świetlnych, składającej się z miliardów gwiazd, chmur gazu, ciemnej materii, czarnych dziur, gwiazd neutronowych i planet, z supermasywną czarną dziurą w centrum galaktyki. O tym już wiecie zresztą, że sercem każdej galaktyki jest czarna dziura. Dzięki niej jest możliwy obrót i podróż. Ale wracając... Z daleka, nasza galaktyka wydaje się gęsta, lecz w rzeczywistości składa się głównie z pustej przestrzeni. Myśląc abstrakcyjnie, wysłanie ludzi do najbliższej gwiazdy zajęłoby tysiące lat. Oznacza to więc, że nasza galaktyka jest całkiem duża. Droga Mleczna nie jest jednak sama. Razem z galaktyką Andromedy i ponad pięćdziesięcioma galaktykami karłowatymi, jest częścią Grupy Lokalnej, rejonu przestrzeni, o średnicy długości około dziesięciu milionów lat świetlnych. Jest jedną z setek grup galaktyk w Supergromadzie Laniakei, która sama w sobie jest tylko jedną z milionów supergromad, które tworzą obserwowalny wszechświat. Teraz, przyjmijmy na chwilę, że czeka nas wspaniała przyszłość. Ludzkość zostaje cywilizacją typu trzeciego, o czym już rozmawialiśmy w zeszłym roku. Jest więc cywilizacją zdolną do wykorzystania zasobów energii całej galaktyki. Władamy galaktyką, energię czerpiemy z milionów gwiazd, a także gwiazd neutronowych i czarnych dziur. Rozwijamy się do poziomu podróży międzygwiezdnej, opartej na naszym aktualnym zrozumieniu praw fizyki. W tym najlepszym scenariuszu, jak daleko moglibyśmy zajść? Cóż, Grupa Lokalna. To największa struktura, której ludzkość kiedykolwiek będzie częścią. Podczas gdy z pewnością jest ona ogromna, grupa lokalna to jedynie dziesięć do minus trzynastej potęgi obserwowalnego wszechświata. - Szemrana fala niezrozumienia i zdumienia poniosła się po planetarium, a Jayden zrozumiał, że przez chwilę musiał zatrzymać się przy numerologicznym znaczniku, o którym właśnie opowiadał. Był gotowy na taką ewentualność, dlatego też nie pędził z materiałem dalej, ale wyjaśnił. - Poświęćmy chwilę, aby w pełni zrozumieć tę liczbę. Jesteśmy ograniczeni do miliardowych części procenta obserwowalnego wszechświata. Sam fakt, że mamy swój limit i jest tyle Wszechświata, którego nigdy nie będziemy w stanie dosięgnąć, jest trochę przerażający. Czemu nie możemy sięgnąć dalej? Czemu nie możemy zrobić maksymalnej ilości kroków plus jeden? I kolejny? I następny? Cóż, to wszystko ma związek z naturą niczego. Nic, czyli pusta przestrzeń, nie jest pusta, lecz wypełniona przenikającą przez nią energią. Tak zwaną fluktuację kwantową. W najmniejszej skali, mamy ciągłą akcję. Cząsteczki materii i antymaterii, pojawiające się i niszczące siebie wzajemnie. Możecie wyobrazić sobie tę kwantową próżnię, jako kocioł z bulgoczącą cieczą o mniej i bardziej gęstych regionach. Jak na alchemii. Teraz, wróćmy do okresu sprzed trzynastu miliardów lat, kiedy przestrzeń składała się z absolutnie niczego. Na początku wszystkiego. Tuż po Wielkim Wybuchu, w wydarzeniu zwanym inflacją kosmologiczną, obserwowalny Wszechświat rozszerzył się z rozmiaru jednej bilionowej części kropki na końcu książkowego zdania, do bilionów kilometrów w ciągu ułamka sekundy. To nagłe rozszerzanie się Wszechświata było tak szybkie, że wszystkie te fluktuacje kwantowe również zostały rozciągnięte a odległości atomowe, stały się odległościami galaktycznymi, z bardziej i mniej gęstymi regionami. Po rozszerzeniu grawitacja zaczęła ściągać wszystko z powrotem. W większej skali, inflacja była zbyt szybka i zbyt silna do przezwyciężenia, lecz w mniejszej skali to grawitacja wygrała. Więc, po pewnym czasie, gęstsze rejony Wszechświata stały się grupami galaktyk takich jak ta, w której żyjemy. - Kolejna cisza przerwana, aby profesor mógł opłukać gardło specjalnie przygotowaną herbata z miodem. - Tylko rzeczy w naszej Grupie Lokalnej, są do nas przywiązane grawitacyjnie. Więc? W czym problem? Dlaczego nie możemy po prostu przelecieć z naszej grupy do następnej? Ciemna energia wszystko komplikuje. Około sześć miliardów lat temu, ciemna energia wygrała. To niewidzialna siła, lub efekt, który powoduje i przyśpiesza rozszerzanie się Wszechświata. Nie wiemy czemu, ani czym jest ciemna energia, ale możemy wyraźnie obserwować jej efekt. We wczesnym Wszechświecie, dookoła lokalnej grupy znajdowały się duże zimne miejsca, które stały się dużymi gromadami z tysiącami galaktyk. Jesteśmy otoczeni wieloma rzeczami, lecz żadna z tych struktur poza naszą grupą lokalną nie jest do nas przywiązana grawitacyjnie, więc im bardziej wszechświat się rozszerza, tym większe stają się odległości pomiędzy nami a innymi grawitacyjnymi skupiskami. Z czasem, ciemna energia odepchnie od nas resztę Wszechświata, sprawiając, że inne gromady, galaktyki i grupy będą dla nas nieosiągalne. Najbliższa grupa galaktyk już jest odległa o miliony lat świetlnych, ale wszystkie oddalają się od nas z prędkościami, których nigdy nie będziemy w stanie osiągnąć. Moglibyśmy opuścić grupę lokalną i polecieć w ciemną przestrzeń międzygalaktyczną, ale nigdy byśmy nigdzie nie dolecieli. - Kolejna przerwa, podczas której nad głowami zgromadzonych pojawiła się wizualizacja przyszłości ukrytej w zdaniach. - Podczas gdy będziemy stawać się coraz bardziej opuszczeni, lokalna grupa zewrze się ciasno i połączy się, aby uformować jedną, wielką galaktykę eliptyczną o nieoryginalnym imieniu Milkdromeda w ciągu paru miliardów lat. Owo zderzenie dwóch galaktyk możemy obserowac już teraz. Ale to jeszcze nie koniec wieści z końca świata. W pewnym momencie, galaktyki poza grupą lokalną będą tak daleko, że staną się zbyt ciemne, by je wykryć. A te kilka fotonów, które do nas dolecą, będą miały tak dużą długość fal, że staną się niewykrywalne. Gdy do tego dojdzie, żadna informacja spoza Grupy Lokalnej nie będzie mogła do nas dotrzeć. Wszechświat przestanie być widoczny. Będzie wydawał się ciemny i pusty. We wszystkich kierunkach. Na zawsze. Istoty urodzone w dalekiej przyszłości w Milkdromedzie, będą sądziły, że w całym Wszechświecie nie ma nic poza ich własną galaktyką. Gdy spojrzą daleko w pustą przestrzeń, zobaczą jedynie więcej pustki i ciemności. Bez gwiazd, bez Słońca. Bez Księżyca. Nie będą w stanie dostrzec promieniowania tła, ani dowiedzieć się o Wielkim Wybuchu. Nie będą miały żadnego sposobu, aby dowiedzieć się tego, co wiemy my. O naturze rozszerzającego się Wszechświata, kiedy wszystko się zaczęło, ani jak się skończy. Będą myślały, że Wszechświat jest stały i wieczny. Jednolity. Milkdromeda będzie wyspą w ciemności, powoli stającą się coraz ciemniejszą. Mimo wszystko ze swoim bilionem gwiazd Grupa Lokalna jest z pewnością wystarczająco duża dla ludzkości. W końcu nadal nie wiemy jak opuścić nasz Układ Słoneczny, a mamy miliardy lat na odkrywanie naszej galaktyki. Mamy niesamowite szczęście, że żyjemy w odpowiednim czasie, żeby zobaczyć nie tylko naszą przyszłość, ale również najodleglejszą przeszłość. Mimo tego jak odizolowana i odległa jest nasza Grupa Lokalna, możemy obserwować wielki i spektakularny wszechświat w całej swojej okazałości. Żyjemy w czasach zmierzchu Wszechświata — nie zmarnujmy go.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Planetarium [odnośnik]13.04.22 22:20
15 IV 1958

Nawet nie sądziła, że głos Billego może być dla niej taki pocieszający i dodający otuchy. Jego rozmową z Jaydenem okazała się całkiem owocna, gdyż ten właśnie jegomość, pragnął pomocy domowej do swej gromadki dzieci. Aurelia lubiła dzieci, a patrząc na jej stan portfela, to warto brać fuchę, taką jaka akurat podchodzi. Dlatego też ucieszyła się, choć jak ma być szczera to nie do końca pamiętała jego twarz. To nie tak, że zapomniała czy coś, po prostu nie widywała go za często, może dlatego, że jej znajomość kończyła się na tym, iż widziała go jedynie z widzenia?
Ubrała się jedną z niewielu ładniejszych sukienek jaką posiadała w swojej szafie. Dzisiejsze spotkanie na swój sposób było dla niej wyjątkowe. Jako krawcowa miała na tyle dobrze, że mogła sama coś uszyć, ale i to miało swoje minusy, gdyż potrafiła jedynie uczyć się na własnych błędach, co czasami kończyło się zmarnowanym potencjałem jakiegoś materiału. Nie ma co się załamywać, następnym razem będzie lepiej, takie podejście jest jednym z niewielu, które podtrzymuje jej pogodną naturę w ryzach.
Przyszła na spotkanie mniej więcej pół godziny wcześniej, tak by miała spokój ducha. Weszła do Planetarium wolnym krokiem i dłonią przejechała po materiale swojej sukienki. Czy się denerwowała? Być może, choć nie wiedziała, czy bardziej pracą, czy samą rozmową w sobie. Zasiadła na jednym z najbliższych kanap, a następnie jej wzrok powędrował ku górze. Przez chwilę obserwowała sufit, a potem planety [o ile były wyświetlane w danej chwili]. Trzeba przyznać, że co jakiś czas ze zdenerwowania jej wzrok uciekał gdzieś na bok jakby w oczekiwaniu na gością. Nie lubiła za specjalnie tego samego momentu oczekiwania, bo czuła normalnie jak żołądek jej się skurczył, choć tak naprawdę nie powinien, bo go przecież znała. Z widzenia, ale jednak. Gdyby była na spotkaniu towarzyskim to zachowywałaby się inaczej, a czuła sie niemal jak na rozmowie o pracę, bo zapewne tak będzie. I to chyba najbardziej ją nękało, bo czas w tej chwili zwalniał i wydłużał się w nieskończoność, a jej głowa zajęła się jakimiś przelotnymi mało znaczącymi myślami.


Mowa - #755353
Aurelia Moore
Aurelia Moore
Zawód : Uzdrowicielka
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Wytrwałością i systematycznością dotrzesz wszędzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11106-aurelia-moore-w-budowie#342158 https://www.morsmordre.net/t11119-elmar#342436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11121-skrytka-bankowa-nr-2431#342440 https://www.morsmordre.net/t11120-aurelia-moore#342438
Re: Planetarium [odnośnik]16.04.22 9:55
Aurelia & Jayden

15 kwietnia 1958

« Aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska »
Nie spodziewał się podobnego obrotu sprawy. Przypadkowości krótkiego zdania i odpowiedzi, jaka mogła rozwinąć takową kwestię. W końcu nie oczekiwał niczego, spisując parę słów do Williama — jedynie odpisywał na poruszaną przez Moore'a kwestię. Wyprowadzka Roselyn z Melanie oraz opuszczenie przez Sheltę Theach Fáel równało się z odcięciem dodatkowych rąk, które były zaangażowane w pomoc przy trojaczkach. I chociaż jego kuzynka pozostawała bardziej lokatorką aniżeli faktycznie zaangażowaną mieszkanką, niekiedy jej wsparcie okazywało się jedynym, jakie astronom posiadał w przypadku chłopców. Aktualnie jednak zważając na zdrowie nie tylko fizyczne, ale także psychiczne Shelty, Vane zdecydował się odesłać kuzynkę do Rumunii, gdzie znajomy numerolog przeprowadzał kolejne ze swoich badań i mógł wdrożyć młodą, aspirującą czarownicę. W bezpiecznym, przystępnym dla niej środowisku. Jayden wiedział, że mógł mu zaufać. Relacja obu mężczyzn nigdy nie zgasła, odkąd tylko się poznali, a jedynie umocniła się, gdy spotkali się w lutym w Genewie na Konferencji Magiastronomicznej. Zamfir nie był ślepym aspiratorem dla idei, jaką starano się wpoić nie tylko Wielkiej Brytanii, ale także i całej Europie, wspierał młodych naukowców i widział — podobnie jak profesor z Hogwartu — istotę krzewienia świadomości w społeczeństwie. Dlatego też odnalezienie wspólnego języka nie było dla panów większym problemem. Shelta była więc bezpieczna. To z rozstaniem z Roselyn Jayden miał większy problem. Nie tylko dlatego, że to, co działo się między kobietą a profesorem, sprawiało, że astronom odczuwał brak przyjaciółki silniej aniżeli kiedykolwiek, ale dlatego, że potrafiła opanować chaos, jakim często bywali jego synowie. I robiła to niezauważenie. Idealnie wyczuwała potrzeby nie tylko dzieci, ale także samego mężczyzny — wiedziała, kiedy potrzebował oddechu od niemowląt i kiedy mogła go zastąpić. Była niczym cicha, uspakajająca wszystko woda, obmywająca brzegi swoją cierpliwością oraz umiejętnością. A przecież Wright nie należała do przesadnie spokojnych — także miała swoje słabości, jednak ze współpracy z wieloletnim przyjacielem pozostawała niesamowitym wsparciem. Jej wyprowadzka wraz z córką była jednak nieunikniona i Vane doskonale sobie z tego zdawała sprawę. Nie spodziewał się jednak, że jej zniknięcia pozostawi aż taką lukę.
Dlatego też zamierzał rozejrzeć się za zaufaną pomocą. Powierzchownie myślał o jednej z dawnych uczennic, które z uwagi na sytuację w Szkole Magii i Czarodziejstwa nie mogły kontynuować nauki, a wiedział, że potrzebowały wsparcia finansowego. Słowa Billyego i możliwość pojawienia się jego siostry w Theach Fáel jednak nie sprawiały, iż profesor miał pozostawić potrzebujących studentów w potrzebie. Miał wielu innych zaprzyjaźnionych przedsiębiorców, którym takowa pomoc nie miała zaszkodzić. Wiedział, iż ciąg dalszy spisywania listów czekał go za progiem, a biorąc pod uwagę ilość obowiązków, jakie osiadały na ramionach profesora, wsparcie — nie zaś zastąpienie — przy chłopcach miało być wyjątkowym ułatwieniem. Szczególnie pochodzące od kogoś, kogo znał. Przynajmniej w rodzinnych koligacjach. Nie pamiętał wszak dokładnie siostry Williama. Była zbyt mała, by spotkali się w szkole i zbyt oddalona w życiowym doświadczeniu, aby było im dane przeciąć wspólne ścieżki. Jayden nie kłamał, gdy pisał w liście, iż mógł nie widzieć Aurelii od zakończenia przez nią Hogwartu, jednak tamte czasy zdawały się być po prostu innym życiem. Całkowicie innym. Nienależącym do niego.
Zjawiając się więc w planetarium tego konkretnego dnia, nie wiedział, kogo miał tak naprawdę napotkać. Spotkanie Królewskiego Stowarzyszenia Astronomicznego, którego był częścią, pozwoliło mu na jakiś czas odciąć się od tych rozmyślań, jednak gdy temat zebrania zdawał się być mniej angażujący, myśli profesora samoistnie uciekały w kierunku figury panny Moore. A może była już mężatką? Billy wspominał, że mieszkała z nimi i w normalnych okolicznościach wydawałoby się oczywistością, iż pozostawała w stanie panieńskim, w stanie wojny nic nie było oczywiste. Sam Vane gościł wszak pod swym dachem do niedawna trzy niezamężne czarownice, oferując im schronienie. Nic nie było już takie jak wcześniej. Gdy konsul ogłosił zamknięcie obrad, astronom wiedział, że właśnie rozpoczynało się dla niego kolejne ze spotkań. Nie czekał więc, tylko ruszył na poszukiwania Aurelii. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia irlandzkiego planetarium, wyszukiwał spojrzeniem twarzy, która przypominałaby mu rysy Williama, a przy okazji wyglądała na kogoś, kto oczekiwał. Sam astronom doskonale zdawał sobie sprawę, iż jego sylwetka była wystarczająco odmienna. Czarny, elegancki garnitur w białe prążki odznaczał się na tle typowej dla czarodziejów garderoby składającej się z szat, wprowadzając modernistyczną nutę, lecz przecież z tego też był znany — z wyszukanej estetyczności w nowym wydaniu. Nie tylko jako najmłodszy profesor w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zrewolucjonizował własne podejście do nauczania oraz edukacji na zamku, wprowadzał powiew świeżości również w inne spektra. Ale czym innym mógł odznaczać się patrzący poza horyzont odkrywca?
Finalnie jednak odnalazł chyba poszukiwaną czarownicę. Siedziała w centralnym pomieszczeniu planetarium ukryta pod osłoną delikatnie stonowanych świateł. Nie przeszkadzając innym odwiedzającym — których notabene i tak była garstka — podszedł do kobiety, by przystanąć dwa kroki od niej. - Aurelia? - Wypowiedzenie znanego imienia może nie było najlepszym sposobem na rozpoczęcie dalekiej, ale w normalnych warunkach starczyłoby panna Moore. Nie mieli normalnych czasów i, mimo że planetarium było względnie bezpieczne, wolał nie kusić losu i zwracać zbędnej uwagi na pochodzenie rudowłosej. - Jayden Vane - przedstawił się, skłoniwszy głowę, widząc, iż czarownica zareagowała poprawnie na jego głos. - Proponuję przejść w bardziej komfortowe miejsce - zasugerował od razu spokojnie i cicho, wskazując równocześnie dłonią koniec sali, gdzie znajdowała się zamknięta loża do spotkań dostępna jedynie dla astronomów. Ich konwersacja powinna w całości mieć miejsce za zamkniętymi drzwiami.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Planetarium [odnośnik]16.04.22 10:54
Oczekiwanie było dla niej w pewien sposób uciążliwe, ale nie jakoś mocno. W pewien sposób przywykła do tego typu spotkań, ale jej ciało wciąż reagowało spinając mięśnie ze zdenerwowanie, to całkiem ludzka reakcja, prawda? Zamknęła na chwilę oczy próbując się zrelaksować i zacząć myśleć o czymś bardziej przyjemnym, na przykład... o szyciu ubrań, pieczeniu domowego ciasta bądź chleba albo granie na gitarze klasycznej czy też taniec. Az na jej uśmiech wskoczył uśmiech zadowolenia.
Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła jednak w tym miejscu za wiele osób nie było. Dla niej to był dobry znak, przynajmniej dość szybko będzie mogła dostrzec Jaydena. Kciukiem lewej dłoni przejeżdżała po wewnętrznej części prawej dłoni zastanawiając się, czy nie przyszła aby za wcześnie na spotkanie.
Wyprostowała swoje plecy, a potem dostrzegła jego osobę, a potem ubiór. Dopiero po chwili, usłyszała własne imię. Uniosła brwi ku górze ze zdziwienia. Podniosła się z siedziska mimowolnie.
- Tak to ja - odrzekła dość krótko. Na jej ustach zawitał na chwilę dość niepewny uśmiech mówiący o tym, że poczuła się nieco skrępowana, jednak miała nadzieję, że to uczucie po jakimś czasie odejdzie, oby.
- Miło mi Pana poznać - odrzekła i skinęła głową lekko. Po twarzy mogła rozpoznać, że jest w wieku Volansa, może odrobinę starszy? W sumie, nie miało to wielkiego znaczenia. Był starszy na tyle, że ich drogi, zapewne w normalnych warunkach nie miały prawa się przeciąć. A jednak. Dzisiejszego dnia było inaczej.
- Prowadź proszę, nie znam tego miejsca - dodała po chwili skrępowana. Splotła swoje dłonie na wysokości swojego brzucha i widać, że pocierała je trochę w nerwowy sposób. Może gdyby klimat dzisiejszego spotkania był inny, to jej zachowanie również byłoby zgoła inne. Jednak w aktualnej chwili wolała się skupić na tej osobie, która stała przed nią.
Planetarium to nie jest miejsce, do którego uczęszcza się codziennie, a tym bardziej nie znała rozmieszczeń pokoi w tym miejscu. Zapewne sama zgubiła się w trzy sekundy, choć czasami mapki pomagają się w tym wszystkim odnaleźć, to jest lek na jej zlęknione serce.


Mowa - #755353
Aurelia Moore
Aurelia Moore
Zawód : Uzdrowicielka
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Wytrwałością i systematycznością dotrzesz wszędzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11106-aurelia-moore-w-budowie#342158 https://www.morsmordre.net/t11119-elmar#342436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11121-skrytka-bankowa-nr-2431#342440 https://www.morsmordre.net/t11120-aurelia-moore#342438
Re: Planetarium [odnośnik]17.04.22 12:53
« Aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska »
Twarz czarownicy w wielu miejscach przypominała tę należącą do brata i chociaż pozostała smukła i damska, nie dało się odmówić podobieństwa. Zarys wyraźniejszej linii szczękowej, prosta nasada nosa oraz delikatność rudawych kosmyków — u Williama o wiele lżejsze, u Aurelii wybijały się na pierwszy plan. Irlandzkie naleciałości były aż nadto widoczne wśród Moore'ów, którzy — chociaż pochodzili z tych samych ziem, co Vane'owie — pozostawali od swoich starszych braci różni. Jaśniejszy odcień skóry, płomienne kosmyki oraz drobna budowa kontrastowały z ciemnowłosymi, wysokimi potomkami Diarmuida. Poza ojczyzną łączyły ich rodziny również wspólne wydarzenia, jakie zaprowadziły do sojuszu utrzymującego się od ponad stu lat. I chociaż wiek był krótkim odcinkiem czasu w stosunku do całości ludzkiej egzystencji, więzi wciąż istniały i wciąż były utrzymywane. Czy to w zwyczajnej pomocy uzdrowicielskiej, jaka miała miejsce między ojcem Jaydena a matką Williama i jego rodzeństwa, pomocy w odbudowie domu, jaka zachodziła między Billym a astronomem, a teraz także kolejnej możliwości, jaka otworzyła się przed nimi. Przed samym spotkaniem profesor próbował uplasować młodą Moore w określonym wieku, by przynajmniej przeanalizować pobieżnie, czy byłaby w stanie poradzić sobie z jego chłopcami. Wykształcenie uzdrowicielskie zdecydowanie podwyższało jej status oraz kompetencje, które zdecydowanie uważał za spory plus. Wszak Roselyn również je posiadała i chociaż na co dzień nie zajmowała się samymi dziećmi, mając więcej do czynienia z dorosłymi, wiedziała, co działo się w procesie rośnięcia. I jak należało taką małą istotkę pielęgnować. Posiadać więc mógł więcej wiary w pomyślność podobnego zatrudnienia, aniżeli w to, które należałoby do młodej i niedoświadczonej czarownicy. Oczywiście był pełen świadomości, iż Aurelia musiała na jego przychylność zapracować. Odkąd najbliższe otoczenie odarło profesora z cnoty zaufania, uważał przy każdym. Był ostrożny i wyjątkowo analityczny.
W ciszy przeszli do odpowiedniego pomieszczenia, które mimo odizolowania od reszty głównego planetarium posiadało równie wygodne fotele oraz zaczarowane sklepienie. Z tą zasadniczą różnicą, iż magiczny stolik zawsze dbał o ulubioną herbatę w przebywających, a przyjemna łuna księżyca pozwalała na swobodne konwersacje w przytłumionym, lecz wciąż przejrzystym jak za dnia świetle. Jayden wpierw odsunął delikatnie fotel dla czarownicy, spojrzeniem zachęcając ją do zajęcia miejsca, a gdy to zrobiła, wsunął go za nią. Zanim sam usiadł naprzeciw kobiety, odpiął guzik marynarki, by móc swobodnie operować ciałem i nie czuć napięcia materiału. Czuł po ubraniach, że nadchodził czas, by skierować się do krawca na poprawki — odkąd na nowo zaczął dbać o sylwetkę, ta także ulegała zmianom. I tak jak zawsze — w imbryku przed Aurelią zaparzona została samoistnie jej ulubiona herbata, a w tym przed nim jego. Vane jednak nie sięgnął po nią od razu, tylko odchylił się na oparcie i spojrzał na rudowłosą uważnie. - Proszę się częstować, panno Moore. - Wrócił do oficjalnej, właściwej wersji, nie zauważając wcześniej obrączki na kobiecym palcu. Nie była także wdową z tego, co zdążył zaobserwować. A może się mylił? Miała okazję, by go poprawić. - Zanim zaczniemy — czy pański brat przybliżył pannie kwestię, która jest podstawą tego spotkania? - Pytał po prostu o to, co wiedziała i dlaczego znajdowała się właśnie w tym miejscu. Z nim na rozmowie. Jayden podejrzewał, że miała oczywiste pojęcie o jego potrzebie pomocy przy dzieciach, ale czy Billy powiedział coś więcej? I jeśli tak, to co takiego? Astronom nie lubił błądzić w niewiedzy i chciał ją aktualnie wymazać. Nie mógł być pewny czy William mówił cokolwiek o żonie Vane'a, jednak chciał wierzyć w to, że nie. Szanował własną prywatność i preferował, aby inni również to honorowali.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Planetarium [odnośnik]17.04.22 15:17
Aurelia poszła za panem Jaydenem rozglądając się na boki. Nie bywała tutaj często dlatego też wolała się nie zgubić, ale dzięki wskazówkom mężczyzny, dotarli na miejsce bez większych przeszkód.
Jej zachowanie było dość zachowawcze jeżeli o dzisiejsze spotkanie, może przez to, że czuła się zestresowana i nie za bardzo wiedziała co ze sobą począć. Gdy zostało jej odsunięte krzesło, zasiadła na nim i jej wzrok na krótki moment zapadł na herbatkę, która się przed nim pojawiła. Lecz zanim zaczęła ją pić, jej wzrok skupił się na twarz samego zainteresowanego.
- Dziękuję, Panie Jayden - odrzekła, lecz nie miała póki co odwagi, by to zrobić. Na zadane przez zainteresowanego pytania, Aurelia wzięła głębszy wdech by dodać samej sobie otuchy i odwagi zarazem.
- Wspomniał, że potrzebuje pan dodatkowej pary rąk do opieki nad dziećmi, dodatkowo spytał się mnie czy nie byłabym zainteresowana w tym przedsięwzięciu. Zgodziłam się na to. Tego się dowiedziałam od brata - odrzekła spokojnym tonem głosu. Nie za bardzo też chciała poznawać szczegóły drugiej osoby, w końcu ta mogłaby sobie tego nie życzyć i to też jest okej. Dlatego też skupiła się na najważniejszej części wypowiedzi czyli na pracy, a nie to dlaczego jej potrzebuje. Istnieje zawsze opcja, że oboje rodziców chce pracować i potrzebują kogoś do pomocy, by ktoś został z dziećmi.
Obserwowała posturę mężczyzny, zastanawiając się jakiej odpowiedzi od niej oczekuje i czy ta podana przez dziewczynę go odpowiednio zadowala.
Objęła dłońmi filiżankę bądź inny rodzaj szkła, dopiero teraz jej wzrok zauważył, że przed jej oczami pojawiła herbata z mięty. Lubiła tą dziko rosnącą, tą zbierana własnoręcznie miała wyjątkowy zapach jak i smak. Jej kącik ust delikatnie uniósł się ku górze. Jego ubranie pokazywało jej jego status społeczny. Z jednej strony była zdziwiona jego ubiorem, a z drugiej... Podziwiała na swoje sposób krój oraz to w jaki sposób został zszyty. Miała maszynę do szycia, jednak była ona z drugiej czy nawet trzeciej ręki, więc już swoje przeszła. Maszyna jednak działa bez zarzutu. Gdyby może miała odpowiedni typ materiału też umiałaby coś takiego skroić, a następnie wyszyć. Potrzebowałaby jedynie dobry szkic i rozrysować sobie wszystko na brudnopisie.
- Nie wiem czy nie ma pan innych chętnych do tej pracy, jednak... Byłabym zainteresowana - Jej głos pod koniec nieco się zawahał, jednak miała nadzieję, że ta rozmowa przejdzie całkiem pozytywnie. Nawet jeśli nie dostanie tej pracy to też będzie okej, będzie szukać dalej.


Mowa - #755353
Aurelia Moore
Aurelia Moore
Zawód : Uzdrowicielka
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Wytrwałością i systematycznością dotrzesz wszędzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11106-aurelia-moore-w-budowie#342158 https://www.morsmordre.net/t11119-elmar#342436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11121-skrytka-bankowa-nr-2431#342440 https://www.morsmordre.net/t11120-aurelia-moore#342438
Re: Planetarium [odnośnik]24.04.22 10:31
« Aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska »
Wydawało się to ciekawe — ich wspólna interakcja. W końcu łączył ich jedynie Billy oraz świadomość znajomości rodziców. Historia rodzin była osobnym faktem, lecz zarówno Jayden, jak i Aurelia nie mieli większej możliwości do operowania w tym samym środowisku. Nawet jeżeli wiele elementów mogło wskazywać na inną rzeczywistość, naprawdę nie mieli przestrzeni, w której mogło dojść do zawiązania relacji. Nie takiej, jak z jej starszym bratem. Czy miało się to zmienić w najbliższym czasie — nie potrafił powiedzieć. Miał jedynie nadzieję, że czarownica przed nim była w stanie poradzić sobie z zadaniem, jakie dla niej posiadał. Chciał jednak przed tym wszystkim się z nią zapoznać. Dlatego przez dość długi okres czasu po prostu milczał, słuchając wypowiedzi czarownicy oraz po prostu ją obserwując. Widział różnicę w ich ubiorze lub właściwie w jakości materiałów. Mimo tego, że jednak jej nie znajdowały się na tej samej półce, co te należące do niego, były starannie zacerowane, długie rękawy pozostawały czyste, a sznurki zawiązane z odpowiednią dokładnością. Długie, kręcone włosy miała zadbane, a twarz wyjątkowo... Otwartą. Oczywiście, że dostrzegał w niej zdenerwowanie nową sytuacją, ale Jayden absolutnie się jej nie dziwił. Nie w czasach, w których przyszło im żyć. Do tego takimi sprawami — domem, dziećmi, rozmowami z pracownikami — w ich społeczeństwie oraz przypisanemu profesorowi statusowi społecznemu zajmowały się kobiety. Matki, żony głów rodzin. Tutaj robił to on sam z uwagi na brak kobiecego pierwiastka w Theach Fáel. Nie licząc ducha jego nieżyjącej przodkini, jednak Alannah już dawno nie grała roli gospodyni. - Cenię sobie prywatność, panno Moore - przyznał w końcu, gdy wzięła w dłonie herbatę. Chociaż nie było to żadne wyznanie, a informacja, na której miała opierać się ich — możliwa — przyszła współpraca. Nie było czego ukrywać pod tym względem — nieważne jak surrealistycznie to brzmiało w podobnej formie. Mimo wszystko nie chciał, aby pozostało to w aspektach domysłów czy nierozwiązanych kwestii. - Nie będę udawał także, że praca, którą oferuję, nie będzie łatwa. - Bo nie była. Wiedział o tym z własnego doświadczenia, które rzuciło go od razu na głęboką wodę i to w samotnym rodzicielstwie, gdzie rola matki była tak istotna. I nie chodziło wcale o zrzucenie na kobietę całego ciężaru wychowania, lecz Pomona nawet ani razu nie nakarmiła swoich synów. Zrobił to Jayden starając się znaleźć odpowiednią formułę mleczną, gdzie krowie mleko mieszał z odrobiną mąki. - Tak naprawdę powinny ją wykonywać minimum dwie osoby, ale nie udawajmy, że sytuacja geopolityczna jest uporządkowana. - Nie była. Doskonale o tym wiedziała — reperkusje były wszak wymierzone dokładnie w jej grupę. W jej pochodzenie. - Arden, Samuel i Cassian mają dziewięć miesięcy. - Dzień wcześniej minął dokładnie ten okres. - Gotowaniem, sprzątaniem oraz innymi zajęciami dnia codziennego zajmuje się kto inny. Byłaby panna odpowiedzialna jedynie za moich synów. Może się to wydawać mało, ale ich charaktery są... Bardzo różne. Pracuję od poniedziałku do środy — zarówno w ciągu dnia, jak i nocą, stąd — proponuję dla wygody — aby przez te dni mieszkała panna w moim domu. Od środy w południe aż do poniedziałkowego poranka miałaby panna wolne. W przypadkach gdy muszę odbyć całodniową konferencję, najczęściej posiadam informację z dużym wyprzedzeniem. - Przerwał, pozostawiając miejsce na jej wątpliwości czy pytania. Chciał także wiedzieć, że nie było wątpliwości co do realiów pracy — mogła się w tym momencie wycofać, jeżeli było to dla niej za dużo.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Planetarium [odnośnik]24.04.22 12:40
Aurelia ceniła w sobie to, co lubiła najbardziej, czyli zawodową zaradność. Potrafiła uszyć coś skromnego i prostego, tak jak tę sukienkę na sobie, nie była idealna, ale robiona jej własnymi rękami. Jakość materiału pozostawiała dużo do życzenia, jednak nie było co się porównywać do Pana Jaydena, gdyż ta różnica na swój sposób wydawała jej się za wielka. Co nie zmieniało faktu, że była z siebie dumna, nawet jeśli rodzaj ubrania, jaki nosiła na sobie, tego nie pokazywał. Westchnęła ciężko i dość cicho pod własnym nosem. Gdy wspomniał o prywatności, uniosła jedną brew ku górze, najpierw ze zdziwienia, a po chwili skinęła głową na znak, że rozumie. Nie każdy chce się dzielić swoją prywatnością i to jest jak najbardziej okej, może dlatego też Aurelia nie naciskała na Billy'ego, pytając o więcej szczegółów. Chciała wiedzieć, tylko to, co jest jej niezbędne. Czasami minimalizm ma swoje plusy.
Praca z dzieckiem nigdy nie było łatwą pracą, czy to było jedno, dwoje, czy też trojga. Była ona trudna na swój własny sposób, być może dlatego traktuje Aidana jak dziecko, choć już dawno przestał nim być, przynajmniej fizycznie.
- Wiem o tym Panie Jayden, dlatego też chce się jej podjąć - Na twarzy kobiety, na chwilę zagościł niepewny uśmiech. Ujęła filiżankę, bądź inny rodzaj szkła w dłonie i upiła niewielki łyk gorącego napoju, starając się nie oparzyć. Co też było swego rodzaju wyzwaniem.
- Arden, Samuel i Cassian - Powtórzyła cichutko pod swoim nosem imiona dzieci. Wyglądało na to, że nie tylko będzie się opiekować tymi dziećmi, ale i... spać w jego domu?! I to przez trzy dni?! Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że chwilowo Aurelia miała laga mózgu i po prostu spoglądała na Jaydena zdziwiona jego słowami. Dopiero po chwili dotarły jego słowa jakby z lekkim opóźnieniem, nie minęło zapewne więcej niż pięć bić serca, a mimo to, poczuła się dość niezręcznie słysząc o tym. Przynajmniej gotowanie oraz sprzątanie miała z głowy, to ułatwiało jej zrobić harmonogram całego dnia. Dzięki temu mogła skupić się tylko i wyłącznie nad opieką dzieci.
- Panie Jayden jest mi niezmiernie miło, że mogłabym zamieszkać w pańskim domu, ale czy to aby nie za dużo? Znaczy... - Tutaj ewidentnie Aurelia poczuła się zmieszana i niepewna czy to dobra opcja. Choć z drugiej strony patrząc na wiek dzieci, miały one mniej niż rok, a takie brzdące potrzebowały jednak opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Co z drugiej strony miało bardzo wielki sens i jej serce kobiece bardzo się z tym zgadzało, na co mózg, zaprzeczał ile tylko się dało.
- Jest mi po prostu trochę głupio tak mieszkać u kogoś przez trzy dni - Najciekawsze było to, że nie przeszkadzał jej fakt opiekowania się dziećmi, ale przeszkadzał jej juz fakt mieszkania z obcym facetem, u którego będzie pracować. Trochę śmieszne, ale tak jest.
- A co do dni pracy, to mi pasują jak najbardziej. - odrzekła, aby uspokoić swój umysł, zaczęła pić herbatę, która stała przed nią. Po tej rozmowie pozostanie tylko przekazać informacje Billemu i Aidanowi, ciekawiła się jaka będzie ich reakcja na te wieści. Zadowoleni raczej nie będą, choć z drugiej strony nie ma co zgadywać.
- Z pewnością potrzebuje więcej informacji na temat rozmieszczenia pokoi w pańskim domu. Oraz to gdzie znajduje się pokój chłopców, ich ubrania, pieluchy tetrowe, skąd mogę wziąć dla nich jedzenie bądź wrzucić brudne ubrania do prania - Tak naprawdę, były to pierwsze informacje, jakie wpadły jej do głowy, ale na pewno z czasem tych pytań będzie więcej. W końcu nie chciałaby chodzić po cudzym domu samopas, to byłoby mniej niż niegrzeczne. A tak przynajmniej będzie miała wiedzę, co i gdzie się znajduję, tak dużo łatwiej się odnajdzie, nawet jeśli na samym początku wszystko będzie robione w chaosie. Być może z czasem się do tego przyzwyczai, o ile, do tego czasu będzie pracować.


Mowa - #755353
Aurelia Moore
Aurelia Moore
Zawód : Uzdrowicielka
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Wytrwałością i systematycznością dotrzesz wszędzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11106-aurelia-moore-w-budowie#342158 https://www.morsmordre.net/t11119-elmar#342436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11121-skrytka-bankowa-nr-2431#342440 https://www.morsmordre.net/t11120-aurelia-moore#342438
Re: Planetarium [odnośnik]29.04.22 12:51
« Aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska »
Zaradność była cechą, jakiej nie posiadała większa część społeczeństwa lub szczędziła czasu na szlifowanie ukrytych w nich potencjałów. Jayden dostrzegał to często wśród uczniów, którzy od urodzenia nie byli zachęcani przez bliskich do sięgania dalej, do rozwijania się oraz poszerzania własnych możliwości. Nie do wszystkich mógł dotrzeć, lecz ci studenci, z którymi złapał relację, przyjmowali w mniejszym lub większym stopniu jego rady. Oczywiście nigdy nie chciał, by zachowywali się w określony przez niego sposób — nie. Chciał, aby sami doszli dzięki rozumowi i logice do Prawdy. Do Prawdy, na której straży stali od pokoleń Vane'owie. Zanurzeni w swoim przeznaczeniu, które naznaczyło ich tragedią już na samym początku. Ale służyli. Służyli nie światu, a Prawdzie, która miała nadać właściwy kształt temu, co istniało. Patrząc po aktualnej sytuacji oraz wspominając pierwszokwietniowe wydarzenie ze stolicy Anglii, Jayden nie musiał specjalnie tego analizować, aby wiedzieć, że ludzkość już dawno się zagubiła. Radość z cierpienia oraz czynienie zła dla samego zła umykało jego racjonalizacji — jego zrozumienia intencji. Bezrefleksyjność, monizm prowadzący ku hedonizmowi, a hedonizm ku egoizmowi były aż nadto widoczne. I zbyt zaawansowane, aby być w stanie przeprowadzić logiczną rozmowę z tymi, którzy byli zbyt zaślepieni własną stroną patrzenia, aby rozumieć prawdę.
Wiedział, że był uprzywilejowany. Jego czystość, jego prestiż, jego wiedza, jego urodzenie dały mu przewagę na rynku, który okazał się akurat cenić te cechy. Mógł to odrzucić lub mógł próbować wykorzystać, by wprowadzić zmianę. By ją zapoczątkować i podać impuls do działania innym — ale jeżeli miał być w tym sam, nic to nie miało zmienić. Wszak w pewnym sensie zawsze był sam. Patrząc nawet po fakcie samotnego rodzicielstwa, kiedy to Pomona nie uniosła ciężaru wspólnego życia. Wybrała ścieżkę, łatwiejszą ścieżkę własnych pobudek i własnego zrozumienia, nie licząc się w tym wszystkim ze zdaniem oraz dobrem męża i dzieci. Dlatego właśnie wszystko skierowało się ku aktualnemu momentowi. Do spotkania z Aurelią, a fakt jej pochodzenia skutkował sporą dozą ostrożności, której musieli się podjąć przy spotkaniu. Nie musieliby jednak tego czynić, gdyby nie chęć władzy innych. Pomona, jego samotność, kobieta naprzeciwko — wszystko złączone w nieprzerwanej harmonii brutalnego łańcucha zaślepienia.
Słuchał cierpliwie, odnotowując kolejne zgłoski wychodzące z ust czarownicy i zapisując je we własnym umyśle, nieustannie je przetwarzając. Odczekał, aż skończy i dopiero wówczas sam zabrał głos. - Panno Moore. Nie proponuję tego z uprzejmości - odparł nieurażony, odwołując się do swoich słów o nocach w Theach Fáel. Wiedział, że Moore'owie nie byli na tyle majętni, by móc sobie pozwolić na guwernantki czy nianie we wczesnym okresie dorastania. A te zwyczajowo pomieszkiwały w domu swoich pracodawców, by wraz z początkiem weekendu udać się do swoich. Po wypełnieniu obowiązków. - Nietypowe godziny, sama natura obowiązków oraz możliwe komplikacje z pani powrotem do miejsca pracy w godzinach nocnych są powodami. Pani nieobecność będzie rzutowała na moją nieobecność w Hogwarcie, a na to mnie nie stać. A nie oszukujmy się — aktualne podróże, w jakiejkolwiek formie mogą skutkować wieloma problemami. Od północy do drugiej w nocy wykładam w szkole, stąd obecność panny musiałaby oscylować między godziną jedenastą a drugą trzydzieści. W najlepszym wypadku. Codzienna teleportacja, podróż świstoklikiem. Zwykłe przemęczenie, zaspanie. Nie. - Jeśli nie zostawałaby, oznaczałoby to poruszanie się nocą między dwoma skrajami Irlandii, podczas gdy możliwość zostania w Theach Fáel pozwalała jej nawet przespać do rana. O ile chłopcy nie budzili się wraz z wyjściem ojca. Zresztą... Naprawdę musiał jej to tłumaczyć, skoro chciał ją zatrudnić do opieki nad swoimi dziećmi? - Nie stać mnie na takie ryzyko. - Oczywiście nie był tyranem i nie uważał, że nadwyrężanie komfortu młodej czarownicy było konieczne, ale w tym przypadku nie mógł być jej stuprocentowo pewny. Do tego jeżeli sądziła, iż działał jedynie, kierując się poprzez kurtuazję, oznaczało, że wciąż pozostawała w niej naiwność, której, aby przeżyć, musiała się szybko pozbyć. - Nie zamierzam się panią interesować w żaden sposób niezwiązany z pracą. - Nie. Nie umknęła mu możliwość podobnych domniemań, które nieprzyjemnie wykręciły mu żołądek. - Dom pozna pani wraz z rozpoczęciem pracy — proszę się o to nie martwić. - Nie zamierzał rzucać jej w bezkres własnego domostwa, ale na pewno nie zamierzał współdzielić się informacjami o rozkładzie pomieszczeń z kimś, kto być może — po przeanalizowaniu za i przeciw — nigdy nie miał się tam pojawić. Nic zresztą by to jej aktualnie nie dało, gdyby przedstawić pełną szczegółów listę pomieszczeń. Jego dłoń przemknęła przez włosy, gdy przez dłuższą chwilę panowała między nimi cisza. - Możliwe, że w panny mniemaniu to, co właśnie powiedziałem, jest niewłaściwe. Zapewne wina leży w niewiedzy i nieznajomości pracy oraz jej sfery, jakie proponuję. Nie musi mi pani wierzyć na słowo, iż kobiety wykonujące takowe obowiązki pozostają w domach pracodawców. Oscylują one jednak wokół zajęcia się dziećmi, gdy pozostaję zajęty. Przez wskazane dni właśnie tak będzie. - Nie mówiąc więcej, wstał od stolika, by zapiąć rozpiętą wcześniej marynarkę i spojrzeć na rudowłosą. - Nie zamierzam jednak ingerować w pani komfort. Daję pani dwa dni na podjęcie ostatecznej decyzji. Żałuję, ale nie stać mnie na dłuższy czas oczekiwania. Proszę spokojnie cieszyć się herbatą, panno Moore. - Uśmiechnął się nikło, gotowy do wyjścia. Jeśli nie miała nic więcej do dodania, mogli się rozejść. A jemu pozostało czekać na odpowiedź.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Planetarium [odnośnik]29.04.22 14:54
Niania, która śpi w domu gospodarza, to brzmi jak coś co jest dla niej całkowicie nowego i z którym się do tej pory się nie spotkała. Więc nic dziwnego, że było to dla niej nowe i nieznane jednocześnie. Patrząc z perspektywy Jaydena to miało to sens, że podróżowanie między jedną a drugim miejsca to po pierwsze same problemy, a po drugie zajmowało to dużo czasu. A pomiędzy tymi wszystkimi istniały pewnie problemy, na które nie miała żadnego wpływu.
- Cóż ma Pan rację, to dla mnie całkiem nowa sytuacja dlatego też czuje się zmieszana - odezwała się marszcząc brwi. Po chwili upiła łyk herbaty. Wyglądało na to, że w wyższych progach takie rzeczy są codziennością, co dla niej jest nowością. Znaczy to nie tak, że o tym nie słyszała, bo słyszała, ale mimo to w praktyce, nigdy do tego nie doszło.
- Rozumiem, nigdy też w ten sposób nie pomyślałam, na brodę Merlina! Chce tylko pracować - odrzekła z dziwną skruchą w głosie. Nawet nie przeszło jej to przez myśl. Więc dziwiła się słowami Jaydena. Była ledwo skromną uzdrowicielką, więc nie pomyślała o tym, by podrywać swojego pracodawcę.
- No w porządku takie coś mi pasuje - Po części dom jako tako poznać powinna skoro chciała tam pracować, potrzebowała tego, by dobrze wykonywać swoją pracę. Na niczym innym w tej chwili jej nie zależało, nawet na atencji Jaydena, był dla niej trochę za stary.
- Dziękuję, przemyślę to lepiej gdy będę w domu i w dodatku porozmawiam z moimi braćmi na ten temat - dodała po chwili, na tą chwilę nie miała więcej pytań, nic więcej nie wymyśliła. To na co jej zależało, to mówiła na bieżąco oraz o tym co jej od razu wpadało do głowy. Aktualnie, mogła się cieszyć z tego, że dostała pracę, której dość mocno wyczekiwała i tylko to sie liczyło. Teraz pozostaje tylko kwestia porozmawiania z jej braćmi, ich reakcja może być... ciekawa jeżeli dowiedzą się więcej na temat tej pracy oraz samej tej propozycji. Z jednej strony się cieszyła na tą rozmowę, a z drugiej czuła się niepewnie.


Mowa - #755353
Aurelia Moore
Aurelia Moore
Zawód : Uzdrowicielka
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Wytrwałością i systematycznością dotrzesz wszędzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11106-aurelia-moore-w-budowie#342158 https://www.morsmordre.net/t11119-elmar#342436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11121-skrytka-bankowa-nr-2431#342440 https://www.morsmordre.net/t11120-aurelia-moore#342438
Re: Planetarium [odnośnik]29.04.22 16:49
« Aby życie było mądre, najważniejsza jest dobrze pojęta troska »
Wiedział, że ktokolwiek miał przyjąć tę pracę, miał mierzyć się z ogromnym wyzwaniem. Nie tylko fizycznym, ale także psychicznym. Jego synowie raz mogli żyć w harmonii ze swoim opiekunem, by za minutę sporządzić mu prawdziwe piekło. Jedno dziecko było wyzwaniem — przecież pamiętał doskonale, jak Roselyn urodziła Melanie — a co dopiero mówić o trójce? Co prawda z uwagi na trojaczą ciążę chłopcy byli stosunkowo niewielkich gabarytów, jednak nie można było ich przez to lekceważyć. Siła, która czaiła się w tych małych ciałkach, nie raz zaskakiwała profesora. Gdy prężyli się i wyginali w swoich dziecięcych ruchach, parokrotnie sądził, że nie da im rady. Czasami jednak odpuszczali, gdy ich ojciec odpowiednio zinterpretował niemowlęce potrzeby. Nie było ich wiele, ale lista dość szybko się rozszerzała. Kiedyś chodziło wszak tylko o sen, czystą pieluchę i jedzenie. Aktualnie dochodziły konwersacje, siłowanie się, zabawki oraz ekspresję samych siebie. I chociaż Arden miał najwięcej do powiedzenia, Samuel nie zostawał daleko za nim. Jedynie Cassian przez większą część czasu pozostawał cichy oraz spokojny, nie płacząc bez przyczyny. A mimo to każda rozpacz sprawiała, że Jaydenowi kruszało serce. Podczas ich ząbkowania i niepohamowanego, związanego z tym bólu; podczas początkowych dni, gdy był w stanie całkowitego marazmu i stagnacji i nie wiedział, co się wydarzyło; podczas tygodnia, gdy nie było wokół Melanie, która tak często przy nich była i dopieszczała ich na tyle, w jakim stopniu siedmiolatka była w stanie. Roselyn także brakowało. Nie tylko chłopcy zresztą za nią tęsknili. Zarówno uzdrowicielka jak i astronom wybrali swoje ścieżki i mieli się ich aktualnie trzymać, obserwując i mając pod kontrolą to, co się rodziło między nimi. We własnych przemyśleniach mężczyzna wciąż przetwarzał wszystkie zdarzenia oraz sytuacje, jednak spotkanie z dnia poprzedniego zostawiło go w spokoju ducha — że byli na dobrej drodze i podjęli właściwe decyzje.
Aktualnie jednak nawet jeśli uwaga na moment uciekła w stronę uzdrowicielki, szybko wróciła do rudowłosej i tego, o czym i jak mówiła. Język oraz styl wypowiedzi pozostawiały wiele do życzenia, lecz nie tych wartości poszukiwał w przyszłej pracownicy. Najważniejsza była zdolność podołania jego wymaganiom. Oraz wymaganiom chłopców. Nie spytała o finanse, lecz Vane podejrzewał, iż były to zwyczajnie zaaferowanie oraz zdenerwowanie. Cała jej postawa oraz zachowanie wszak wyraźnie mówiły, iż nie była przyzwyczajona do podobnych konwersacji. I nie dziwił się jej wcale. Biorąc pod uwagę efekt wojenny, jej dezorientacja oraz zagubienie były jak najbardziej umotywowane. Nie zamierzał jej też już dłużej torturować. Wydawała się aż nad przebodźcowana jego obecnością. Zapewne zasłużenie — już dawno przestał przypominać tego roześmianego chłopca, jaki pojawiał się w jej domu.
Gdy zgodziła się na termin udzielenia odpowiedzi, a on wstał ze swojego miejsca, oboje wiedzieli, iż spotkanie się kończyło. O wszelkich dodatkowych kwestiach — również wynagrodzenia — mieli porozmawiać później. W tym momencie Jayden nie chciał rzucać konkretnymi kwotami, licząc, iż właśnie konkretna liczba miała mieć wpływ na decyzję rudowłosej. Jeżeli chciała u niego pracować, musiała za tym iść inna motywacja aniżeli jedynie pieniężna. Oczywiście praca nie miała być charytatywna i Vane doskonale to wiedział. Wiedział również, że dobrych pracowników odpowiednio należało wynagradzać. Wpierw jednak wolał pozostawić tę kwestię niedopowiedzianą. Na ten moment jednak skończyli. - Życzę udanego wieczoru. Panno Moore. - Skłonił się czarownicy z należytym szacunkiem oraz zasadami, po czym opuścił pomieszczenie, dopilnowując, by jeden z pracowników planetarium odprowadził kobietę do wyjścia po zakończeniu przez niej herbaty. Nie chciał jej zostawiać całkiem samej, szczególnie że wspominała o własnym zagubieniu. Cóż... Ciekawe co zatem miałaby powiedzieć o jego domu...

zt x2


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Planetarium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach