Elizabeth Cornelia “Lizzie” Dearborn
Nazwisko matki: Fenwick
Miejsce zamieszkania: Chata w Oazie Harolda
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: uzdrowicielka na zlecenie, dorabia jako opiekunka do dzieci, pomaga w schronisku dla magicznych stworzeń
Wzrost: 163 cm
Waga: 56 kg
Kolor włosów: brązowy
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: czerwone znamię na lewej łydce, tuż pod kolanem, przypominające malinkę; kilka pieprzyków na prawej łopatce układających się niemal identycznie jak gwiazdozbiór Andromedy; górne jedynki trochę dłuższe niż reszta zębów
Olcha, łuska remory, 9 cali, raczej sztywna.
Gryffindor
Welsh Corgi Pembroke
ciała bliskich bez życia
bzem, kompotem z rabarbaru, ciastem do tarty i olejkiem różanym
rodzinę w komplecie, mama jest w pełni zdrowa, tata żyje, a Cedric trzyma pod ramię Allyę, zaś na rękach ich córeczkę
graniem na pianinie, śpiewem, wypiekaniem ciasteczek, czytaniem każdego wychodzącego nowego harlekina, ale pomagam również w schronisku dla magicznych stworzeń
Harpiom z Holyhead!
różnorodna aktywność pozwalająca pozostać w formie
najchętniej jazzowego pianina
Sasha Kichigina
Pamiętam jak mama opowiadała mi o mojej zielonej sukience w białe kropeczki. Ubierała mnie w nią tylko, kiedy jechaliśmy w odwiedziny do przyjaciół rodziny. Pamiętam też ten jeden dzień, gdy wszyscy szykowaliśmy się do wyjścia. Cedric miał muchę pod szyją i nowe pantofelki, mama najładniejszą spódnicę, a tata… Cóż, po prostu był. I ja miałam moją piękną, zieloną sukieneczkę. Może to była moja wina, może nieopatrzności mamy, choć zarzekała się, że odwróciła się jedynie na chwilę. W każdym razie właśnie tego dnia kubek z niedopitą kawą, czarną jak węgiel, wydał mi się bardzo ciekawym przedmiotem, a w małej główce zaświeciło się, że przecież nigdy nie piłam kawy, a mamusia robi to ciągle. Na pewno musi być przepyszna.
O jak się bardzo pomyliłam.
Ledwie zanurzenie ust w zimnym już naparze sprawiło, że wszystko splunęłam prosto na swoją piękną sukienkę w zielone groszki. Tata był zły, nakrzyczał na mnie wtedy, bo przedłużałam przygotowania do wyjścia. Uciekłam do ogrodu, chowając się pośród liści przekwitniętego bzu, płacząc z żalu. Nie dość, że kawa była niedobra, to tata mnie skrzyczał. Może właśnie ten ogrom żalu i chęć zmiany tego co się stało, sprawił, że magia ukazała się pierwszy raz. I zupełnie wysprzątała czarne plamy z mojej sukienki.
Gdyby zawsze moja dziecięca magia była tak dobra w sprzątaniu, byłoby naprawdę cudownie! Aczkolwiek moja mama mówiła, że to był początek prawdziwej katastrofy.
Zawsze byłam bardzo energicznym dzieckiem. Trudno było mnie utrzymać w jednym miejscu. Mama specjalnie skracała mi wszystkie sukienki i spódniczki do połowy łydki, żebym nie ciągnęła ich po ziemi i nie brudziła materiału. Niewiele to dawało, bo choć rzeczywiście, nie ciągnęły się po ziemi, to potrafiłam stworzyć z nich dzieło sztuki tarzając się w trawie lub błocie. I zawsze biegałam za Cedriciem, nawet kiedy nie chciał. Uwielbiałam słuchać jak opowiadał, gdzie kiedyś pojedzie, jakie miejsca zobaczy i jak wyobraża sobie wielkie piramidy, odległe pustynie i zagubione ruiny. On chciał być taki jak tata, a ja… Dla mnie wzorem była mama. On wymyślał, czego to nie zwiedzi w życiu, a ja wymyślałam zabawy w naszym domowym zaciszu. Latem chodziliśmy pływać nad staw, a zimą w tym samym miejscu kręciłam kółeczka na łyżwach.
Nie nawiązałam z tatą takiej więzi jak z matką. On był zawsze daleko, a z nią wieczorami wycinałam ciasteczka foremkami w różnych kształtach, brudziłam buzię mąką, pomagałam wyszywać inicjały na szatach szkolnych Cedrica. Lubiłam słuchać o jej krótkiej, ale bardzo owocnej karierze uzdrowicielskiej w Świętym Mungu. Kiedy tata wracał z podróży i zabierał swojego syna na wszystkie te ojciec-syn zabawy, mama zabierała mnie do babci. Babcia zaś grała na pianinie walijskie piosenki, do których rytmu jej druty dziergały nam szaliki i swetry, których później Cedric nie chciał nosić. I to babcia obudziła we mnie pasję do muzyki. Jako mała dziewczynka siadałam obok niej i prosiłam, by nauczyła mnie grać - ona pokazywała mi jak czytać nuty, jak grać zaczynając od gamy i prostych kolęd. Na dziewiąte urodziny zażyczyłam sobie pianino. Nie byliśmy bogaci, choć właściwie w domu nigdy niczego nie brakowało, więc ten prezent mógł być dla rodziców ogromnym wyzwaniem. Jednak któregoś grudniowego dnia ojciec wraz z kolegami przyniósł do domu bardzo stary, wręcz zabytkowy instrument, który wymagał renowacji i naprawy. Po kilku fachowych wizytach, mogłam zacząć grać codziennie. Pianino stało się moją rutyną, uczyłam się go od strojenia aż po skomplikowane utwory prosto z opery.
Kiedy miałam dziesięć lat, odszedł nasz tata. Cała rodzina przeszła do bardzo ciężko. Święta tego roku były bardzo ciche, spokojne, wydawały się puste. W końcu on zawsze zjeżdzał ze swoich podróży właśnie na nie. Mama już nigdy nie uśmiechała się w ten sam sposób. Pamiętam wiele nieprzespanych nocy, podczas których mama przytulała mnie i płakała w rękaw piżamy. Potrzebowała, bym była przy niej.
Entuzjastycznie przyjęłam wyjazd do szkoły magii. Wiedziałam, że będę tęsknić za mamą i za naszą codzienną rutyną. Zawsze byłam bardzo kontaktowym i otwartym dzieckiem, jeszcze przed ceremonią przydziału poznałam grupę ludzi, którzy pomimo przydzielenia do innych domów stali się moimi przyjaciółmi na cały czas nauki. Tiara tego dnia wybrała dla mnie barwy złota i czerwieni, zupełnie inaczej niż mojemu bratu. Najwyraźniej ta czapka dostrzegła prawdziwie lwią lojalność i sprawiedliwość w moim charakterze.
Lata w Hogwarcie wspominam bardzo dobrze. Nigdy nie byłam orłem w nauce, ale mama nie denerwowała się, gdy moje oceny oscylowały na poziomie Zadowalającego. Pamiętam, że raz dostałam Trolla z Transmutacji (kto by pomyślał, że zmiana ziemi w ruchome piaski będzie tak trudna), wtedy, rzeczywiście, mama wysłała mi wyjca. Na szczęście aż tak niskich ocen też nie miałam często. Starałam się. Chodziłam też na chór, zawsze lubiłam śpiewać, a pod okiem nauczycielki bardzo się rozwinęłam. Kiedy byłam młodsza nawet miałam ciche marzenia, że może zostanę znaną artystką, znaną ze swojego głosu. Od trzeciego roku grałam też w Quidditcha, tak dla zachowania formy. I byłam całkiem niezłym szukającym.
Z Hogwartu najwięcej wyciągnęłam relacji. Miałam mnóstwo znajomych, z którymi się zaprzyjaźniłam i którzy nadal są dla mnie ważni.
Po zakończeniu szkoły, nie opuściłam domu rodzinnego w Dolinie Godryka. Gdy ja i Cedric uczyliśmy się oboje, mama często spędzała miesiące w domu babci, zapewne ze strachu przed samotnością. Gdy wróciłam, już nie musiała. Byłyśmy razem, w swoim małym azylu. Już w szkole zaczęłam, jednak po niej już w pełni zaczęłam zgłębiać tajniki magii leczniczej. Chciałam być taka jak mama. Bardzo szybko wybrałam się na kurs. Wybrałam Magiczne Pogotowie Ratunkowe. Przez lata z marzenia o zostaniu śpiewaczką i muzykiem, zmieniły się na pragnienie pomagania innym. Byłam pewna tego, co chcę robić.
Ale stan mamy nagle zaczął się pogarszać.
Dokładnie pamiętam kiedy to się zaczęło. Wracałam z kursu, gdy znalazłam ją na podłodze, z rozbitym czołem. Gdy się przebudziła, powiedziała mi, że noga ją zawiodła. Nigdy nie była osobą, która się skarżyła na jakiekolwiek dolegliwości, ale tamtego dnia wyznała mi, że trudno jej się skoncentrować i czasami nie pamięta co miała robić. I czuła się coraz słabiej. Odwiedzilłyśmy uzdrowicieli w Świętym Mungu, jednak nawet oni nie wiedzieli jaka choroba dręczy moją mamę. Niektóre eliksiry pomagały, ale tylko doraźnie. A ja miałam osiemnaście lat, przed sobą całe życie… Jednak musiałam zostać w domu, przy mamie. Nie wymagała ona jednak ciągłego przebywania kogoś w domu, chociaż by nie ryzykować często odprowadzałam ją do cioci, gdy sama szłam do pracy. Finansowo pomagał nam Cedric. Kupowanie gotowych eliksirów wcale nie było tanie. Niektórzy liczyli sobie… Jak za złoto.
Próbowałam nie stracić swojego zabieganego życia. Zawsze trudno było zatrzymać mnie w miejscu, więc każdą wolną chwilę starałam się najlepiej spożytkować. Niestety wiele znajomości z Hogwartu rozpadło się przez to, jak wiele czasu poświęcałam mamie, jak mało miałam go na spotykanie się ze znajomymi. Uwielbiałam pomagać w schronisku, chodziłam tam w każdy wolny dzień. Gdy tylko miałam dodatkowo wolny wieczór, chodziłam na spotkania artystów, do teatrów. Czasami zabierałam ze sobą mamę. Ale nawet najpiękniejszy spektakl nie sprawił nam tyle radości co pewna ceremonia…
Cedric znalazł kobietę swojego życia. Bardzo lubiłam Allyę, była całkiem skromna, urocza, miła, choć, oczywiście, ja i mama musiałyśmy ją najpierw dokładnie przesłuchać. Szybko jednak ją zaakceptowaliśmy i pokochałyśmy jak rodzinę. Tym bardziej łamiące serce było to, gdy przyjeżdżała do nas zapłakana. Cedrica poświęcała praca, a ona czuła się samotna. Starała się nam wynagradzać swoje wizyty i narzekanie, pomagając przy mamie, ale ja bardzo chciałam jej pomóc. Ale nie wiedziałam jak wpłynąć na Cedrica. Widziałam tylko jak coraz bardziej skupia się na pracy, chociaż nadal nam pomagał, coraz rzadziej tak po prostu nad odwiedzał. I przegapiłam moment, gdy całkiem oddalił się od nas wszystkich. Od Allyi, mamy i ode mnie.
Kocham mojego brata, jednak dzień śmierci jego żony był dniem, który na zawsze nas zmienił. Nadal zrobiłabym wszystko, by był szczęśliwy i skoczyłabym w ogień, gdyby tylko mnie o to poprosił, jednak w rozmowach, ruchach, objęciach nie było już dawnego ciepła. Nie obwiniałam go, na pogrzebie trzymałam go za dłoń, choć wydawało mi się, że nawet tego nie zauważył, pogrążony we własnych myślach.
Wpadłam w swoją małą rutynę i wybudziła mnie z niej wojna.Kilka ostatnich lat było praktycznie ciągłą pracą i powrotem do domu, dzięki czemu bardzo się rozwinęłam - zarówno w pogotowiu jak i przy pomocy mojej mamie, musiałam być bardzo dobrym uzdrowicielem, dlatego właśnie na tym się skupiałam.
Pierwszy kwietnia obecnego roku był przedziwny. Chociaż okropności bitew wydawały się omijać moją głowę, po prostu robiłam wszystko tak jak zawsze, tego dnia nie mogłam już patrzeć na stosy trupów. I na rannych pracowników, których kazano mi opatrzeć, choć wiedziałam, że to ludzie, którzy podnieśli różdżkę na aurorów… Na mojego brata. Po zmianie tego dnia wzięłam bardzo długą kąpiel w olejku różanym, próbując zmyć z siebie poczucie winy. Następnie wysłałam jeden list, w którym jasno powiedziałam, że nie pojawię się już na żadnej służbie. Nie dla ludzi, którzy dokonali masakry.
Spakowałyśmy walizki i z pomocą Cedrica w czerwcu przeniosłyśmy się do Oazy Harolda, gdzie zajmujemy sąsiadujące chatki. I po tym zaczęło robić się… Trudno. Coraz trudniej. Wiem, że Cedric pewnie coś podejrzewa, widząc, że wychodzę z domu późno i znikam na kilka godzin, a później nie pytam go o pieniądze. Wymykam się, by w Londynie leczyć za kilka galeonów tych, którzy nie mogą zwrócić się ani do Świętego Munga ani nie zapuszczają się w okolice Nokturnu. Najczęściej chłopaków z bojówki. Dzięki nim musiałam nauczyć się przemykać niezauważona. Przyznaję, że jestem w tym coraz lepsza. Może nawet Ced nie zauważy, gdy znowu wymknę się do schroniska. Akurat o tych wypadach wie… I choć przymyka na nie oko, nie wydaje się z nich zadowolony.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 10 | 0 | |
Uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 25 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 5 | Brak | |
Zwinność: | 6 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
angielski | II | 0 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | III | 25 | |
Kłamstwo | I | 2 | |
Numerologia | I | 2 | |
ONMS | I | 2 | |
Perswazja | I | 2 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Skradanie | II | 10 | |
Zielarstwo | I | 2 | |
Zręczne ręce | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Wytrzymałość Fizyczna | I | 2 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Rozpoznawalność | I | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Gotowanie | I | 0.5 | |
Muzyka (gra na pianinie) | II | 7 | |
Muzyka (śpiew) | II | 7 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Krawiectwo | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0.5 | |
Quidditch | I | 0.5 | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Taniec współczesny | I | 0.5 | |
Jazda konna | I | 0.5 | |
Jazda na łyżwach | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 0,5 |
I would already have you up under my arms
Ostatnio zmieniony przez Lizzie Dearborn dnia 05.10.20 19:11, w całości zmieniany 1 raz
czterech stron świata
gdyż piąta z nich
znajduje się w naszym sercu
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Deirdre Mericourt
[17.12.20] Komponenty (lipiec/wrzesień)
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 0,5 PB
[22.01.21] Aktualizacja postaci
[28.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): +30 PD
[02.03.21] Darmowa zmiana wizerunku
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +7 PD