Wydarzenia


Ekipa forum
Zagrody zwierząt
AutorWiadomość
Zagrody zwierząt [odnośnik]18.10.20 18:07
First topic message reminder :

Zagrody zwierząt

★★
Drewniane baraki otoczone wysokimi płotami, w których przetrzymuje się zwierzęta cyrkowe; ponoć ich rodzaj i liczba jest zmienna, jedne się starzeją i odchodzą, inne znów trafiają do cyrku jako świeże. Jego najstarszym mieszkańcem jest rogaty słoń Ollie, który potrafi stać na przednich nogach i ciskać z trąby - zamiast wody - efektem różowego fae feli. Stajnie zapełnione są aetonanami, w mniejszych zagrodach można znaleźć tresowane psidwaki, małe czupakabry i dorastającego zouwu, którego tresura jeszcze nie została ukończona. Niekiedy w klatkach syczą dzikie koty, świergoczą sowy i magiczne papugi o krzykliwym upierzeniu.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:24, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagrody zwierząt - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]09.12.22 11:46
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 87
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagrody zwierząt - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]18.12.22 13:20
Gdy wysokie, skórzane buty brodziły w kałużach, rozrywając na strzępy ich zasiedziałą, znudzoną taflę, nie spodziewałam się niczego, co w jakikolwiek sposób zdołałoby mnie poruszyć. Tylko błoto, drewniane ogrodzenie i krzywe budki pełne kolorowych cudaków, za figury których ludzie gotowi byli płacić. Płacić i tym samym zmazywać grymas głodowy z własnej twarzy. Niepojętne było dla mnie to, że w obliczu tak parszywej rzeczywistości miejsca takie jak to, mdła rozrywka dla biedoty wciąż miała wzięcie. Te wszystkie zwierzęta mogły skończyć lepiej. Istniały lepsze rozwiązania od codziennego wyciągania ich do zajęć, których nie chcą. Istniała szybsza i mniej bolesna śmierć, którą ja mogłabym im zaoferować. Jednak trafiły tutaj. Były pokazem, egzotyczną, ruchliwą rzeźbą, która pozwalała wierzyć, że brało się udział w czymś wyjątkowym. Nie czułam niczego, prócz pogardy, ale nawet ona nie wyrastała na tyle wysoko, by jej jakikolwiek ślad zdołał uwidocznić się na bladej twarzy.
Nie miało wydarzyć się zupełnie nic. Spodziewałam się, że za chwile potwierdzą się moje wcześniejsze teorie i odejdę stąd zupełnie z niczym. To miejsce z każdym krokiem zmniejszało moje oczekiwania. Brud zamalowywany kolorem, nienaturalnym, rażącym. Od jaskrawości wolałam naturę samą w sobie, surową, dokładnie taką, jaką sama siebie uczyniła. Nie próbowałam zrozumieć. Wyprostowana jak struna, sztywna, z poważnym spojrzeniem i pewnym krokiem przebijałam się przez kolejne metry tego… skupiska. Wreszcie fala kojącego chłodu opatuliła mnie jak ramiona drogiej Syberii. A zaraz za nią ujrzałam sprawcę, ojca zimy zjawiającej się nagle w wiosennym Londynie. Stałam w progu zagrody, patrzyłam na człowieka majstrującego przy skrzyni, w której umieszczono zwierzę. Wdzierałam się jak intruz, pociągana przez niewidzialne lodowe łańcuchy, przez widmo futrzastej dzikości zamkniętej w prowizorycznej trumnie. Smród się nasilał, choć ten mężczyzna najpewniej próbował go zniwelować. Trudno jednak było oszukać te zmysły, które wiedziały, czego należało poszukiwać.
– Chcę go zobaczyć – odparłam zupełnie wprost, nie wyrażając najmniejszej uprzejmości. Jedynie konkret. Nigdy nie pieściły mnie cudaczne opowieści i długie wstępy do transakcji. Zapoznanie się z towarem było kluczem do wymiany. Musiałam wiedzieć, czy naprawdę chcę tego, co kryła ta skrzynia. Znałam się na rzeczy. Jeżeli będą próbowali mnie oszukać, dowiem się tego od razu. Chłopak wyglądał na prostego, dość mizernego. Wpasowywał się do miejsca takiego jak to. Miał angielską lekkość. Kimkolwiek był, liczyłam, że trafiłam na właściwą osobę i szybko załatwimy sprawę.
Nie pytałam o śmierć, choć mogłabym go sprawdzić, zweryfikować, czy jego wersja pokryje się z wnioskami z moich własnych oględzin. Te zagrody zdawały się kryć więcej zwierząt. Cyrki były wypchane zwierzętami, które nigdy nie poznały wolności. Umierały w małych klatkach, znały tylko jeden rytm życia. Ich sierść była wyblakła, ich oczy puste. W uprawianej sztuce umiałam jednak odmienić wygląd nawet najbardziej zmarnowanej istoty. Byle czego jednak nie zamierzałam brać.
Przystanęłam przy samej skrzyni. Pulsowała mrozem, wystawiona na to przyjemne uczucie pierś chłonąć chciała tego wrażenia jak najwięcej. Byłam jak ćma, która ujrzała światło. Spragniona, ale jednak nie na tyle bezmyślna, by za to źródło dać się pokroić. Pozycja była odpowiednia. Z bliska będę mogła dobrze ocenić jego stan.
Wyczekująco popatrzyłam na tutejszego pracownika.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]19.12.22 18:40
temperatura obniżona o 20 stopni

Obcy akcent zimnymi głoskami układał się w trzy jedynie słowa, w żądanie kategorycznego poświęcenia uwagi, posłusznego zaprezentowanie towaru; powitania się nie doczekał, ani nawet niedbałego skinienia głową. Emanowała chłodem, tym samym, który zaczął wspinać się po czerwieni koniuszków uszu, po czubkach palców; magia rozkołysała się mocno, sprawiając, że powietrze wokół tygrysa pochłonęło resztki ciepła, otuliło ich mroźnym kożuchem.
Darował sobie wylewność, zwyczajową kurtuazję, niejako dostosowując się do rytmu konwersacji, do zdystansowanego spojrzenia.
Przenikliwość czająca się w zieleni gotowa była na oględziny; skrzynia pozostawała otwarta. Odsunął się od samej głowy, opadłej smętnie, przygniecionej ciężarem życia, a może śmierci; nie było w tym wcale niczego chwalebnego, nie widział w potężnym cielsku tryumfalnego trofeum, którym niektórzy gotowi byli przyozdabiać swe mieszkania. Jakie mogłoby mieć zastosowanie?
Właściwie do tej pory nie zastanawiał się, po co to wszystko; nie o same sykle tu chodziło, nawet nie o galeon albo trzy; tę część rozumiał. Towar, zapłata, transakcja się dokonuje; co jednak dalej - po co komuś cyrkowy tygrys, ten tygrys właśnie, jaki będzie jego dalszy los. Życie po śmierci.
- Proszę się nie krępować - chciała go zobaczyć, ktoś jednak miał odpowiedzieć na to ogłoszenie, wywieszone ledwie wczoraj, gdy stało się już jasne, że podtrzymujące życie zwierzęcia eliksiry nic więcej nie wskórają; przez kilka ostatnich tygodni już na siebie nie zarabiał, nie występował - i chyba wszyscy wiedzieli, że w takim wypadku nie było innej możliwości.
Niż pozwolić mu odejść, przestać próbować wyszarpywać go śmierci - tygrys się jej nie opierał, swymi pazurami pewnie nawet by nie mógł, zbyt małymi - na skutek cyrkowych przystosowań do rzeczywistości, niekoniecznie zakłamanej, a jedynie zniekształconej.
Czy już widziała?
Pręgowata sierść straciła blask dawno temu, ale przecież liczyło się tylko to - dziki element, fascynacja nieznanym, podporządkowanie człowiekowi stworzenia, które żyć powinno daleko, daleko stąd. Kocie ruchy śmierci (za każdym razem ta sama sekwencja, siła nawyku, żelazna tresura, żadnego pobłażania, które skończyć mogłoby się tragicznie). Szeroko rozwarta paszcza w gniewnym pomruku (kto zwróciłby uwagę na to, że zęby zostały wyrwane). Łapa uniesiona posłusznie do góry (pazury spiłowane). Śladów tresury próżno się jednak doszukiwać (treser w eleganckim fraku stał na przeciwko; w jednej ręce różdżka - jedno machnięcie i kara w postaci dyskomfortu, ostrzeżenie psychicznym bólem; w drugiej - kolejny drewniany kijek, jedynie element psychologiczny, by zwierzę zastanawiało się cały czas, czy ukarać go można tak samo tym właśnie przedmiotem, tak, jak i różdżką).
- Wabił się Hoover - to imię nadano mu tutaj, i było w nim sporo prawdy; w latach swej cyrkowej świetności nie dorównywał mu żaden inny tygrys, tylko Hoover wzbijał się tak wysoko w powietrze, z gracją przeskakując przez wyczarowane ogniste koło - zmarł wczoraj, ze starości, po osiemnastu latach spędzonych w naszym cyrku - domyślał się, że trawione chorobą ciało mogłoby nie być tak pożądane przez nabywców - ojcem był tygrys jawajski, matką tygrysica indochińska, a sama krzyżówka powstała w Stanach, w niewoli - przywołanie z pamięci tych nazw nie było problematyczne, rozmawiał o tym ledwie kilkadziesiąt minut temu; nie był jednak pewny, co jeszcze powinien dodać. - Lata trzydzieste w Stanach nazywa się złotym okresem cyrków, wtedy też występowała matka Hoovera, którą traktowano niemalże jak gwiazdę, ona sama urodziła się na wolności - palce, jak i usta, drętwieć zaczęły z zimna; odsunął się nieco od ocenianego eksponatu, samemu także nie potrafiąc powstrzymać się przed ocenianiem; przyglądaniem się uważnie jeszcze nie kobiecie, a dziewczynie przecież.
Śmierć nie zrobiła na niej żadnego wrażenia; a smród zdawał się w ogóle nie przeszkadzać. Nie pierwszy raz patrzyła na truchło, tego był pewien.




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]27.12.22 18:43
W gronie bez imion i metryk, pośród niepojętych akcentów i w groźbie zmanipulowanych historii wymiana informacji musiała być jak najmniejsza. Gdy ja miałam płacić, stawałam się ważniejsza. Ten, kto potrząsał mieszkiem galeonów, dyrygował w tym koncercie. Ja pociągałam za rączki szuflad, by wydobyć z nich wiedzę. Ich zawartość jednak mogła być fałszywa. Przyjmowałam, że będzie fałszywa. W świecie szybkich i wątpliwych transakcji rządziło kłamstwo, ładne oczy i miękkie słowa snujące opowieść o wszystkim, tylko nie o tym, co przedstawione być powinno. Spodziewałam się więc mydlenia mi oczu i entuzjastycznych przechwałek, byleby na rozkładającym się cielsku dało się jeszcze cokolwiek zarobić. Miejsce takie jak to nie szczyciło się poważnym budżetem i już na pewno nie miało hojnych darczyńców. Rozrywka tania, prymitywna, chociaż wymagająca talentów, których raczej nie odkryje w sobie pierwszy lepszy chłop z ulicy. Kojarzyli mi się z topiącymi się we własnej niedoli ludźmi, którzy nie potrafili porządnie wycenić swych zdolności. Prości, a jednak wykonujący z zamkniętymi oczyma salta w powietrzu. Ich sztuka przyciągała mało prestiżowego klienta. Skoro wciąż jednak byli tutaj, godzili się na swój los.
Cokolwiek mówiło się o życiu, ja uważałam, że człowiek zawsze wybór miał większy od zwierzęcia. Jedno i drugie walczyło z losem. Ostatecznie jednak zwyciężał sprytniejszy. Nasze strzały dziurawiły im łby i grzbiety, a później lądowały nam na talerzach. Ich rogi zaś zdobiły nasze bramy jako symbole chwały i dominacji. Wszyscy byliśmy mordercami. Jedni napinali kusze, a drudzy im za to płacili. Ze swojego zajęcia nigdy jednak nie czyniłam wyłącznie pracy. Gdy przyjemnie parowały wypowiadane przez nas słowa, byłam jednak w środku transakcji. Musiałam dobrze ocenić towar, a każdą jego przywarę wykorzystać do zbicia ceny. Albo uznać, że to co mi tutaj pokazywano, warte było propozycji wywieszonej na miejskim słupie.
Pośrednik był cichy. Z ulgą i jednocześnie dozą niepokoju odkrywałam, że wcale nie przypomina typowego sprzedawczyka. Jednak sytuacja, w której właśnie się znalazł, najpewniej nie była dla niego codziennością. Nie to było jego pracą, nie taką rolę pisał mu los. Brak obycia i gadulskiej nuty. Dla mnie to mogła być tylko korzyść.
Przy zasklepionych ustach, oczy wślizgiwały się do wnętrza nasączonej śmiercią skrzyni. Chłód tarł odsłonięte kawałki mojej skóry, ale dla mnie pozostawał bardziej naturalny niż każde ciepłe muśnięcie słońca. Spoglądałam w skupieniu, z kamiennym spojrzeniem. Trudno było szukać w nim krytyki czy ekscytacji wobec prezentowanego towaru. Pierwsze wejrzenia przyniosły odpowiedzi, których potrzebowałam. Widziałam wiek, jakość sierści, czy nawet ułożenie, w jakim go pozostawiono – to wszystko miało znaczenie. Nie każde martwe ciało znajdowało się w stanie zdolnym, by cokolwiek z niego jeszcze uczynić. Dla kogoś, kto ze zwłokami stworzeń pracował od dzieciństwa, wciśnięty w skrzynię tygrys był jak otwarta księga. Fakt, że umarł w miejscu takim jak to, stanowił tylko potwierdzenie. Pod lichym płaszczem z futra kryła się zahartowana batem skóra. Tresowany, ściskany w ciasnocie, zmuszony do posłuszeństwa, wiecznej gotowości i wyrzeczenia się własnych chęci, własnego rozumu. Jak żołnierz, ale bez żadnych honorów. Jedynie ból, krzyk i uciecha widzów – znajdująca  się daleko poza jego pojęciem. Marionetka. Zawsze wolałam, gdy zwierzę pochodziło z bezkresnej wolności. Gdy człowiek nie ingerował w jego życie, po śmierci stawało się piękniejsze.
Jednym uchem tylko, bez ani jednego skrzyżowanego spojrzenia, zagłębiałam się w wypowiedź pracownika. Po pierwsze rozumiałam ją bardzo strzępkowo, pojedyncze słowa, niektóre zwroty. Po drugie nie mógł mi opowiedzieć niczego, czego sama bym już nie zdążyła się dowiedzieć podczas oględzin. Chyba że coś, co kompletnie mnie w tej chwili nie interesowało. Skryta w rękawicy dłoń nacisnęła na futrzastą, zimną masę. Spoczywające na dnie skrzyni ciało było całkiem bezwładne. – Zamknięte stworzenie. Widać. Marne – podsumowałam krótko, w prostych słowach. Wołało całe o swej niedoli, ciasnocie i brutalności tych, którzy zwali się opiekunami. W Rosji bywały jednak tresury bardziej bezduszne – na ludziach, od których wymagano oddania znacznie głębszego niż musiał objawić ten tygrys. Uniosłam łapę, by zajrzeć pod brzuch. Nosił szramy, sierść wypadała widocznie. Jeżeli je wezmę, będzie wymagało dodatkowej pracy. Jednocześnie próżno szukać drugiego takiego okazu w całej Anglii. Bez żadnego oporu wsadziłam mu rękę do paszczy, by ocenić uzębienie. Wiekowy, zmarnowany, liniejący i chorujący tak, że pewnie nawet nie mieli pojęcia. – Są inne? Żywe? – zapytałam, prostując plecy. Do tej pory dość mocno zanurzałam się w skrzyni, by dosięgnąć do zwierzęcia. Mieli tutaj zagrody. Tygrys nie był ich jedynym stworzeniem. W kontekście samego tygrysa moje pytanie nie miało jednak wielkiego znaczenia. Chodziło o coś innego. – Jedzony przez ogień – wyłapałam, mrużąc oczy. Nosił ślady po poparzeniach. Ciągnęli go w ramiona piekła. Byli bezduszni, podli, ale to tylko podsumowanie, które nie wzbudzało we mnie żadnego uczucia.
Bez dnia żałoby zaczęli poszukiwać z jego umęczonych resztek zysku. Był dla nich niczym, choć chłopak, zdaje się, próbował przedstawić jakąś historię. Dali mu imię, nie dali mu śmierci. Byli tak żałośni jak te zwłoki.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]07.01.23 17:10
- Zrodzone w niewoli - uzupełnił; dlatego i zamknięte? - czy wypuszczone na wolność po latach spędzonych w zupełnie innym środowisku miałyby szansę przeżyć? Zaadaptować się? - on nie znał odpowiedzi na to pytanie; wydawało mu się, że nie, bo pewien był, że człowiek zaszczuty w niewoli bzdurnych, okrutnych idei nie miał szans, aby kiedykolwiek odrzucić te pęta i stać się na powrót prawdziwie wolnym. Czy ze zwierzęciem nie byłoby podobnie?
Marny. Widziała.
A jakie miało być to stworzenie; pełne życia?
Stłumił westchnięcie irytacji; klient nasz pan, pamiętaj.
- Pyta panna o inne tygrysy - coś jej nie odpowiadało w tym konkretnym? Zaczął mówić wolniej, wyraźniej, chcąc ułatwić dziewczynie zrozumienie każdego z wyrazów; choć jakaś część niego miała ochotę złośliwe sięgnąć po akcent z rodzinnego Birmingham, po naleciałości dialektu Brummie, i śledzić jej zmagania - czy ogólnie o stworzenia, które występują w cyrku? - dopytał ze zdystansowaną niechęcią, czując jak chłód przeszywający jego ciało rozpełza się po twarzy, mrożąc usta w lekkim grymasie, oczy w uważnym zmrużeniu; oczywistym było, że choć ta zagroda pozostawała pusta, to mieli ich więcej - o co tak naprawdę pytała? - - dodał w końcu, jednocześnie krzyżując lewą rękę na prawej, na wysokości klatki piersiowej; czy dotyk zimna również miał pozostać dla niej całkiem obojętnym bodźcem? On, nawet odsunąwszy się odrobinę, musiał w pełni kontrolować się, by nie zacząć dygotać, mięśnie pozostawały napięte, a szczęka mocniej zaciśnięta, gdy nie mówił - są częścią cyrkowej trupy - na razie szron pokrywał jedynie ich spojrzenia, teraz także słowa oskarżenia - jej, ubrane w dziwną formę, w niechcenie; jego, w defensywną kontrę. - Nie jestem świadom tego, jak powstała ta rana - właściwie oko cyrkowca nie potrafiło żadnej dostrzec; pręgi oparzenia niknęły gdzieś pośród pasiastej mozaiki? Czy chciała wybadać, jak traktowano Hoovera? Albo naprawdę widziała coś, co on sam przegapił?
- Mogę jedynie zapewnić, że w trakcie widowiska tygrysy przeskakują przez płonącą obręcz, na którą rzucane jest Amicus Igni - płomienie wędrujące niemalże po zwierzęcych ciałach mają być jedynie bodźcem wywołującym dyskomfort u obserwujących, katalizatorem emocji pośród widzów; nie ma takiej potrzeby, żeby narażać występujące stworzenia. To zwyczajnie nieopłacalne; ranne zwierzę potrzebowałoby najpewniej czasu, by dojść do siebie, tym samym nie przynosiłoby zysków. Czy jednak w trakcie tresury wykorzystywano ogień? Nie mógł tego wykluczyć; ale to także zdawało się mało prawdopodobne; znał wszystkich treserów i czasem przysłuchiwał się, w jaki sposób pracują. Do tresury wykorzystuje się obiekt wywołujący strach, to on oddziałuje na psychikę stworzenia, zmuszając je do posłuszeństwa w rygorze powtarzalnych ćwiczeń; ale z tego, co słyszał, kara niekoniecznie musi być nieprzyjemnym bodźcem, może nią być choćby brak bodźca pozytywnego. Mattie zwykła wręcz twierdzić, że to dobroć jest biczem używanym do kierowania zwierzętami. - Jego opiekunka uważa, że to dzięki nawykowi zwierzę staje się potulnym uczniem, a strach nie musi być przyczyną uległości - czyż nie brzmi to niemalże kontrowersyjnie teraz, gdy lud trzyma się pod butem reżimu. - Ona woli nagradzać, niż karać. Dzięki jej cierpliwości zwierzęta przyzwyczajają się do robienia ciągle tych samych czynności, a ich nieświadomość własnej potęgi utrzymuje je w stanie podporządkowania - nie byli bezdusznymi potworami, które zmieniały życie zależnych od nich stworzeń w piekło; czuł, że musi to powiedzieć, niejako stając w obronie osób, które przez te wszystkie lata zajmowały się Hooverem. Nawet jeśli sam nie wybrałby takiego życia dla żadnej istoty, to wiedział, że tygrys nie był obojętny pracującym z nim cyrkowcom, prawdziwym pasjonatom (i szaleńcom, pozbawionym instynktu samozachowawczego, ale czy jedno wyklucza drugie?).
- Jest panna zainteresowana transakcją? - jeśli nie, to chyba nie czuł potrzeby, by do czegokolwiek ją przekonywać, pozory należało jednak zachować - czy jest coś, o co chciałaby panna dopytać? - wciąż brzmiał uprzejmie, jego także wytresowano tu dobrze.
Sam miał wiele pytań; żadnego jednak nie powinien werbalizować, wolał także nie znać odpowiedzi na niektóre z nich. Ale nie potrafił przestać się zastanawiać; mówią przecież, że martwy tygrys droższy jest niż żywy. Że za niebotyczne sumy sprzedaje się wszystko. Futro - na dywanik, bądź odzież ze wstawkami skóry. Szpik, w beczkach. Tłuszcz, na maści i ingrediencje. Mięso, parę tygrysich oczu, nawet pojedynczą łapę. Pazury na amulety. Sproszkowane kości.
Na czym zależało jej najbardziej?




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]07.01.23 18:53
Nie rozumiałam, co do mnie mówił, ale nasza sytuacja nie potrzebowała, abym próbowała bardziej zaangażować się w dyskusję. Jakąkolwiek. Było to spotkanie, które miało zaowocować starą jak świat transakcją kupna-sprzedaży. On skory był do rozwijania historii tygrysa, choć ja nie należałam raczej do klientek, które zadawały dużo pytań. Pojmowane przeze mnie cząstki jego – jak mi się wydawało – pytania nie były wystarczające, bym wydobyła z nich właściwy sens. Zrodzić? Środowisko? Zaadaptować?
Kulawa była komunikacja między nami. Nie starałam się specjalnie. To on wyrzucał z siebie coraz więcej zdań, które w większości pomijałam skupiona na własnych kalkulacjach, szybkich oględzinach i ewentualnych niewidzialnych szkicach tego, co miało nadejść. Stworzenia, które mogłam w ten kamienny sposób ożywić. Metody, które ja znałam, jemu zapewne nawet się nie śniły, kiedy analizował mnie, wyszukując odpowiedzi. Przecież chciał wiedzieć, co z nim zrobię. Nie był bezdusznym kupcem, ale o tym wiedziałam już od pierwszego słowa, jakie do mnie skierował. – Je wszystkie – odpowiedziałam krótko, dając mu potrzebną informację i jednocześnie nie dając żadnej. W tej mowie mogłam mówić jedynie ogólnie. Drażniło mnie to upiorne uczucie, kiedy komunikowałam się w sposób, który nie do końca mnie wyrażał. Krótko lubiłam, owszem, ale i dobitnie. Teraz nie dawałam rozmówcy niemal żadnej precyzji. – Nie był twoim bratem – zauważyłam, kiedy w toku dysputy pozwolił mi poczuć, że chociaż wiedział o martwym wiele, nigdy nie nazwałby go kompanem. To jasne, nie on się nim opiekował, nie on go leczył, nie on pielęgnował. Przypadkowy chłopak, choć los zwierzęcia chyba nie był mu tak obojętny.
Znów pełne zdania i moje całkowicie zakryte przed nim rozdrażnienie. Wyprostowałam się, spoglądałam na niego statecznie, słuchałam, jak bronił się przed skazą, którą jako potencjalna zainteresowana mogłam mu zarzucić. Nie obchodziło mnie jednak szczególnie, co robiono tutaj tygrysom. Moje obserwacje i wnioski były chłodne, bez związku ze zmartwieniem czy wzburzeniem. Bez emocji, które zabarwiłyby mój osąd w niewłaściwy sposób. Podsumowywałam wszystko, co widziałam, bo dzięki temu mogłam przewidzieć, co znajdę w środku tygrysa, gdy zacznę ciąć mu brzuch i wyskrobywać przygniłe flaki. Sama skóra mogła być bardzo problematyczna i trudna do odpowiedniej manipulacji, a ja wolałam uprzedzać fakty. – Wszystko można skryć – skomentowałam krótko, po swojemu, prędzej dla siebie niż dla niego. Nie musiał rozumieć. Gdy zaś począł pieczałowicie opowiadać kolejną historię, za którą trudno mi było nadążyć, rozcięłam atmosferę. – Kara jest porządkiem, ostrym i prawdziwym. Nagroda kłamstwem i więzieniem. Co chcesz ty? – Co byś wolał? Żyć w iluzji, która torturuje cię, kiedy ty wierzysz, że to słodycz? Byli, byli bezdusznymi potworami, choć próbowali samych siebie truć baśnią. A baśnie zawsze miały potwora.
– Wiem wszystko – odezwałam się w końcu, maltretując go nieznośnie rozciągnięta ciszą. Zasiane ziarno niepewności mogłoby rozpocząć kiełkowanie. Choćby i w tej uwierającej go zimnicy. – Kupię – oznajmiłam, wsuwając mu w dłoń właściwą wagę monet. Wycenić potrafiłam to zwierzę zdecydowanie lepiej od niego. Jeżeli jednak miał obiekcję, to zawsze mógł rozpocząć negocjację. Pytanie tylko, czy się na to zdobędzie. Bez trudu mogłam wskazać więcej płomiennych szram, skazy i ubytki. Albo chociażby mięso, które nie nadawało się już do niczego.
Chciałam szybko dokończyć, zabrać tygrysa i czym prędzej przystąpić do dzieła. Wystarczyło pierwszej spojrzenie, by ocenić rozmiar prac. Efekt będzie fenomenalny. Stworzenie egzotyczne mogłam sprzedać z dużym zyskiem. Tutaj truchło zawadzało, ale gdzieś dalej mogło stać się spełnieniem czyiś chorobliwych pragnień o bestii jak żywej, która nieporuszona zdobi kąty bogatego domostwa, wywołując dreszcz straszliwy na karku przypadkowego gościa. Wyśmienicie.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]08.01.23 20:37
Zapełniał ciszę dialogiem, zlepkiem słów na pograniczu nerwowości, może rozdrażnienia; zdawało mu się, że padną z jej strony pytania, na które nie będzie znał odpowiedzi, i gdy w końcu pojedyncze się pojawiły, w gruncie rzeczy żadne z nich nie dotyczyło samego tygrysa. Czy naprawdę wystarczyło jej tylko to - powierzchowna ocena? Czy zdarzenia zapisane na futrze w posągowych ciosach czasu to wszystko, co miało znaczenie?
Historia tego stworzenia, którą tak usilnie próbował jej przekazać, zdawała się go nie mieć, przynajmniej nie dla nabywczyni - nie przestawał jednak; może robił to dla samego siebie, a może dla tego tygrysa, który chyba zasługiwał na to, by powiedzieć o nim coś więcej, by nad truchłem pochylić się dłużej.
Je wszystkie.
I co chciałaby zrobić z nimi wszystkimi? Wycenić, ile byłaby w stanie dać za ich skórę, ile kosztować mogłaby śmierć? Kupić żywe, by pozbawić je życia własną różdżką? A może eliksirem, który przyniósłby łaskę znieczulenia? Była tylko pośredniczką, czy tym właśnie się zajmowała? Spieniężaniem martwych ciał?
Ironicznie brzmiało to pytanie w myślach kogoś, kto robił dokładnie to samo.
Czekał, pewien, że po enigmatycznej, zdawkowej odpowiedzi nastąpi kontynuacja; tak się jednak nie stało, zamilknął więc, uznając, że może łatwiej będzie im się komunikowało, jeśli sam ograniczy ofiarowane jej informacje wyłącznie do tego, czym będzie zainteresowana. Na to, że się porozumieją, nawet nie liczył.
Nie był twoim bratem; przygryzł wewnętrzną część policzka, ostatecznie, ponownie, rezygnując z jakiegokolwiek komentarza; była pewna, że miała rację, niewiele się zresztą myliła (nie myliła się wcale?). Nadal jednak chciał okazać temu stworzeniu szacunek, upewnić się, iż ta, która stanie się jego właścicielką, ów szacunek będzie potrafiła mu oddać. Że pozna też żywego, nie tylko martwego.
- Sprawiedliwego sądu - wydukał w zaskoczeniu, nie spodziewając się tego, że po minutach ignorowania go w końcu spojrzy na niego uważniej, inaczej, wreszcie go dostrzeże; w bacznych oczach krył się skrystalizowany chłód, na szklanej wadze przechylała się jedna z szal - dla niej musiała być to kara, wymierzona z oziębłą obojętnością, ze skutą lodem surowością. Jego wychowano jednak inaczej. - Nagrody, gdy się na to zasłuży - i nie miał na myśli dumnych właścicieli orderów pokrytych krwią niewinnych - kary, gdy to konieczne - szale wagi pozostawały równe, szanse wyrównane (pozornie, ale wolał, by tego uczyło doświadczenie, a nie model wychowania).
- To nie do mnie należy ostateczna decyzja - zastrzegł od razu, nie przyjmując zaoferowanej sumy (oszacował jedynie wzrokiem, że ciążyłaby w dłoni przyjemnie; interes dla cyrku mógł to być całkiem dobry). Nie do mnie, ani nie do Ciebie. Roszada sentymentów nie nadejdzie, liczyło się tylko to, czy ugrać dało się coś więcej - ale to wiedziała najlepiej Sadie. - Transakcję sfinalizuje - czy Sadie miała jakiekolwiek nazwisko, czy kiedykolwiek... - panna Abernathy - pociągnął za koralik pamięci, nawlekając go w końcu na właściwy rzemyk; nigdy się tak do niej nie zwracał, w tej sytuacji trudno jednak byłoby posługiwać się samym imieniem - z nią też może panna ustalić wszystkie formalności związane z transportem - jego zadaniem było jedynie zadbanie o to, by przechowano truchło w najdogodniejszych warunkach, również dla powonienia ewentualnych nabywców. Mógł pokazać zawartość skrzyni, powiedzieć kilka słów na temat Hoovera, nic więcej. - Proszę pozwolić, wskażę drogę - jeśli wiedziała wszystko i zdecydowała się na zakup, nie powinna mieć chyba nic przeciwko krótkiemu spacerowi; Sadie najpewniej kręci się już przy pozostałych tygrysach. Kilka z nich wymaga teraz większej uwagi. Zżyta z Hooverem tygrysica wciąż pozostawała dziwnie nieswoja, zdawała się go szukać, wypatrywać. - Kogo powinienem przedstawić? - miała jakieś nazwisko, prawdziwe bądź fałszywe, jakiekolwiek, którym mógłby się posłużyć? Właściwie mógłby się obyć i bez niego, ale nie próbował powstrzymać ciekawości.




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]10.01.23 17:21
Moje oględziny nie były pobieżne, moja ocena nie była płytkim wejrzeniem. Znałam się na zwłokach zwierząt. Magicznych i tych darem magii nieobdarzonych. Po samym ciele można było wywnioskować jego historię. Przedrzeć się przez szlak jego krzywd i pomyślności. Zdawkowych kilka informacji wystarczyło, bym była pewna, czy chcę dokonać transakcji. Ów pracownik nie mógł wiedzieć, jak bardzo zamierzałam się zagłębić w to truchło, gdy tylko stanie się moją własnością. Mięsień po mięśniu, każda tajemnica skryta głęboko w ciemności, pod skórą, w organach. To wszystko wyciągałam do światła, mocząc palce, wyskrobując z resztek istnienia ostatnie jego sekrety. Podejrzewałam, że ten młody mężczyzna nigdy nie dokonywał tak szczegółowego wejrzenia.
Zgodnie z moim przypuszczeniem nasze światopoglądy były dalekie. Choć staliśmy przed sobą, umysły wyznawały odmienne zasady. Gdy w grę wchodziły interesy, nie było potrzeby, byśmy zawierali jakiekolwiek sojusze, byśmy zbaczali na tory poznania. Nie w tym przypadku. Moje niekompletne przetłumaczenie jego brytyjskiej mowy dalej mogło mnie zawodzić, ale pojmowałam główny sens. Kiedy domknął myśl o nagrodach i karach, przeniosłam na niego długie, uważne spojrzenie. Patrzyłam z ciszą na ustach. Nie było powodu, by przeciągać tę część rozmowy. Zostawiłam go z jego własnymi stwierdzeniami. W martwej głuszy.
- Do niej się udam – pokiwałam głową nieco rozczarowana tym, że formalność się przeciąga, a ów pośrednik okazuje się jeszcze większym przypadkiem w sprawie, niż wcześniej zakładałam. – Teraz - dodałam jeszcze, by podkreślić, że wolałabym nie umawiać się na kiedyś, gdy mieliśmy do czynienia z rozkładającymi się zwłokami. Przy mojej pracy czas miał wpływ na efekty rzemiosła. Zabrałam niechętnie wyciągnięta dłoń i wszystkie skryte w niej monety. Proces przeciągał się, ale na szczęście chłopak przeszedł do rzeczy. W tym miejscu czułam się, jak polarny niedźwiedź wypchnięty na pustynię. Kolory drażniły oczy. Kiwnęłam bardzo nieznacznie głową, przystając na jego przewodnictwo. Gdy jednak wykonałam pierwszy za nim krok, zadał kolejne pytanie. Nie podobało mi się to. – Kupca dla tygrysa – odpowiedziałam bezpośrednio, zgodnie z prawdą i zdecydowanie bez informacji, które próbował ze mnie wydobyć. Anglia była taka dokładna, nawet w tak niewymagających miejscach jak ten cyrk. Gdzie indziej nikt nikogo nie pytał o nazwisko. Z mojego byłam dumna, ale niekoniecznie chciałam, aby wiedział, z kim miał do czynienia. W dłoni przecież ściskałam zapłatę, całkiem niezłą. Chcieli dalej pytań, czy może zarobić i wreszcie pozbyć się problemu? – Chodźmy – zasugerowałam pewnym, surowym tonem, ale bez niecierpliwego tonu. Powinien jednak zdawać sobie sprawę, że mogłam się w każdej chwili rozmyślić, a wtedy ta cała panna Abernathy nie byłaby zadowolona ze swojego pracownika.
Odejście od mroźnego kawałka przestrzeni wokół skrzyni przyjęłam z grymasem zamkniętym głęboko w myślach. Jednak zamierzałam zaraz przekazać zapłatę i zabrać stąd tygrysa. Nie chciałam tracić już więcej czasu. Nim stanęłam przed jego szefową, mimowolnie zanotowałam w pamięci wszystko, co udało mi się tutaj zobaczyć. Wracać nie zamierzałam.

zt
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Zagrody zwierząt [odnośnik]12.02.23 17:08
Mogła zgłębiać przeszłość tego stworzenia, przedzierając się do ostatniego włókna historii zapisanej w truchle, lecz fizyczne piętna tworzyły tylko część warstw, reszta przemijała w upływie czasu, w pamięci tych, którzy mieli styczność ze zwierzęciem, nie tylko na widowni, lecz przede wszystkim w klatce cyrkowego zniewolenia.
Gdy zignorowała jego opowieść, zrozumiał. Czego tak naprawdę tu szukała, czym była dla niej ta transakcja, do której podeszła z cynizmem i obojętnością.
- Teraz - powtórzył za nią, zesztywniałymi zimnem wargami artykułując to samo słowo, które ona zaakcentowała tak, jakby spodziewała się propozycji spotkania z datą oddaloną od tego dnia o tydzień albo dwa.
Pochylił się nad cielskiem tygrysa, przesuwając odrobinę w lewo jedną z łap, tak, by nie wykrzywiała się nieznacznie, w niewygodnej pozycji. Jakby to jeszcze miało dla tego zwierzęcia jakiekolwiek znaczenie. Wyglądała tak niepozornie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jednym jej uderzeniem zostałoby zabite małe zwierzę. W niemal trzystukilogramowym ciele kryła się siła, która w uśpieniu pozostawała łatwa do niedocenienia.
Pomyślał o tym, co sam pamiętał. O tym, jak Hoover wybijał się na sam koniec przedstawienia, wieńcząc go czterometrowym skokiem wzwyż (ponoć jego matka wzbijała się niemal na pięć; tak jak i on, bez pomocy magii). O wibrującym pomruku, oddechu nocą słyszanym przez drewniany płot, który sięgał cyrkowych gwiazd.
Nazwisko miało pozostać tajemnicą, nie odniósł się do jej następnych słów w żaden sposób, ruszył przed siebie, kontrolnie nasłuchując dwurytmu kroków.
Nietrudno było znaleźć Sadie, ciężar konwersacji, a przede wszystkim finalizacji transakcji przeniesiony został już na nią. Mógł nieprzesadnie wylewnie pożegnać z kupcem dla tygrysa, po wprowadzeniu współpracownicy w temat.
Po raz ostatni podchwycił zimne spojrzenie, nim nie wycofał się do dalszych obowiązków; do misterium transmutacyjnych złożoności, które przyjdzie mu wykorzystać, by stworzyć najnowsze scenograficzne konstrukcje. Ostatnimi czasy zajmował się nimi wyłącznie sam, odtwarzając zarówno wizję Seamaranusa, jak i własne pomysły.
Tygrysia historia dobiegła końca, choć miał wrażenie, że nie została w pełni opowiedziana.

zt




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Zagrody zwierząt
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach