Sypialnia Elviry Multon
AutorWiadomość
Sypialnia Elviry Multon
Pokoje uzdrowicielki Multon znajdują się na samym końcu długiego korytarza, w którym mieszczą się również komnaty gościnne i gabinety. Sypialnia Elviry w Boreham jest znacznie większa niż ta na Pokątnej, wciąż jednak nie dorównuje rozmiarem ani przepychem pokojom przynależnym członkom rodziny Selwyn. Nie przeszkadza jej to, czuje się w pełni zadowolona, mając do dyspozycji duże, wygodne łóżko z granatowym baldachimem, ciemne biurko do pracy biurowej i niewielki balkon, bez miejsc siedzących co prawda, ale doskonały aby nad ranem wymknąć się na fajkę i poobserwować rozległe tereny wokół pałacu. Wąskie drzwi na jednej ze ścian prowadzą do małej, lecz osobistej łazienki. Zarówno kolorystykę jak i ozdoby (skromne, głównie tablice anatomiczne, które dawniej wieszała w Mungu) dobrała sama za zgodą łaskawej lady.
| 18 września
Były na tym świecie rzeczy ważne i ważniejsze, a dla Wendeliny Selwyn oczywiste było, że jej sprawy zaliczały się do tej drugiej kategorii. Dlatego, choć zwykle nie zbliżała się do tych pałacowych komnat, w której mieszkali pracownicy, tak tego dnia po prostu nie była w stanie tego uniknąć. Ubrana wciąż w poranny szlafrok musiała wybrać się do jednej z kobiet, która w tym dniu miała zastąpić Caren. Służka źle się poczuła i inna, starsza i bardziej dojrzała pracownica Selwynów, miała ją zastąpić.
Problem polegał na tym, że owa stara panna nie miała zamiaru zaakceptować, że sprawy lady Selwyn są z tych ważniejszych i najzwyczajniej w świecie zaspała, zmuszając Wendelinę do przebycia długiej drogi do innego pałacowego skrzydła i złożenie jej oficjalnego upomnienia. Z tego, co szlachcianka wiedziała, kobieta miała raczej dobrą opinię, ale gdy dotarła na miejsce okazało się, że pracownica tylko z powodu jakiejś głupiej migreny nie ma zamiaru stawić się do pracy. Na Merlina, jakby nie mieli tutaj uzdrowicieli! Migrena nie była absolutnie żadną wymówką. Przecież nawet ona sama cierpiała na chorobę genetyczną i co? Nigdy, ale to nigdy nie zaniedbała swoich obowiązków! Przynajmniej w tej chwili o tym nie pamiętała. A ta kobieta postanowiła z i g n o r o w a ć kogoś takiego, jak ona. To był, zdaniem Wendy, absolutnie niewybaczalny błąd.
Nie chciała, aby jej prywatna uzdrowicielka przejmowała się kimś, kto nawet nie potrafi zgłosić swojej niezdolności do pracy. Dlatego też pałacowy ogrodnik, który akurat był w pobliżu, obiecał, że wyśle sową prośbę do innego z medyków, aby zajął się kobietą. Myśl jednak o sprawach zdrowotnych sprawiła, ze przechodząc obok pokoju, w którym sypiała panna Multon coś lady Selwyn tknęło. Nie powinna swojej pracownicy nachodzić i właściwie nigdy nie przychodziła do jej pomieszczeń osobiście, ale przecież miała ku temu prawo, a skoro była już po drodze? Nie sądziła, aby poranek był problemem. Panna Multon zawsze była przy niej na czas, a czasem i nawet przed czasem, więc Wendy zakładała, że Elvira najzwyczajniej w świecie po prostu wstaje wcześnie.
Stanęła więc przed drzwiami pomieszczenia, zapukała krótko i stanowczo, po czym czekała, aż uzdrowicielka po prostu otworzy jej drzwi. Albo aż skrzat to zrobi. Bez różnicy.
Były na tym świecie rzeczy ważne i ważniejsze, a dla Wendeliny Selwyn oczywiste było, że jej sprawy zaliczały się do tej drugiej kategorii. Dlatego, choć zwykle nie zbliżała się do tych pałacowych komnat, w której mieszkali pracownicy, tak tego dnia po prostu nie była w stanie tego uniknąć. Ubrana wciąż w poranny szlafrok musiała wybrać się do jednej z kobiet, która w tym dniu miała zastąpić Caren. Służka źle się poczuła i inna, starsza i bardziej dojrzała pracownica Selwynów, miała ją zastąpić.
Problem polegał na tym, że owa stara panna nie miała zamiaru zaakceptować, że sprawy lady Selwyn są z tych ważniejszych i najzwyczajniej w świecie zaspała, zmuszając Wendelinę do przebycia długiej drogi do innego pałacowego skrzydła i złożenie jej oficjalnego upomnienia. Z tego, co szlachcianka wiedziała, kobieta miała raczej dobrą opinię, ale gdy dotarła na miejsce okazało się, że pracownica tylko z powodu jakiejś głupiej migreny nie ma zamiaru stawić się do pracy. Na Merlina, jakby nie mieli tutaj uzdrowicieli! Migrena nie była absolutnie żadną wymówką. Przecież nawet ona sama cierpiała na chorobę genetyczną i co? Nigdy, ale to nigdy nie zaniedbała swoich obowiązków! Przynajmniej w tej chwili o tym nie pamiętała. A ta kobieta postanowiła z i g n o r o w a ć kogoś takiego, jak ona. To był, zdaniem Wendy, absolutnie niewybaczalny błąd.
Nie chciała, aby jej prywatna uzdrowicielka przejmowała się kimś, kto nawet nie potrafi zgłosić swojej niezdolności do pracy. Dlatego też pałacowy ogrodnik, który akurat był w pobliżu, obiecał, że wyśle sową prośbę do innego z medyków, aby zajął się kobietą. Myśl jednak o sprawach zdrowotnych sprawiła, ze przechodząc obok pokoju, w którym sypiała panna Multon coś lady Selwyn tknęło. Nie powinna swojej pracownicy nachodzić i właściwie nigdy nie przychodziła do jej pomieszczeń osobiście, ale przecież miała ku temu prawo, a skoro była już po drodze? Nie sądziła, aby poranek był problemem. Panna Multon zawsze była przy niej na czas, a czasem i nawet przed czasem, więc Wendy zakładała, że Elvira najzwyczajniej w świecie po prostu wstaje wcześnie.
Stanęła więc przed drzwiami pomieszczenia, zapukała krótko i stanowczo, po czym czekała, aż uzdrowicielka po prostu otworzy jej drzwi. Albo aż skrzat to zrobi. Bez różnicy.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Ostatnio zmieniony przez Wendelina Selwyn dnia 13.01.21 13:19, w całości zmieniany 1 raz
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jeżeli kazano by Elvirze wybrać jedną rzecz, która sprawia jej największą satysfakcję w roli uzdrowiciela młodej lady Selwyn, zapewne w czołówce umieściłaby pałacowe wygody. Owszem, pieniądze nigdy nie śmierdziały, zwłaszcza, gdy miała poważne zadania oraz cele na ich wydawanie, kształciła się bowiem w zupełnie nowych dziedzinach magii, a to kształcenie należało później wynagradzać okresami rozkosznego odprężenia. Prestiż pełnionej roli, niepisana pozycja oraz możliwości jakie za nią szły także przyjmowała z otwartymi ramionami. Nie mniejsze korzyści upatrywała jednak w bibliotekach, czytelniach i lordowskich sypialniach. Pokój uzdrowicielki nie był co prawda ani w połowie tak finezyjnie urządzony jak komnaty lady Wendeliny, ale zdaniem Elviry to nawet lepiej - nadmierny przepych działałby już na nerwy, a tu było w sam raz i jeżeli tylko miała czas, by kilka całych dni spędzić poza obszarem Londynu, chętnie z tych luksusów korzystała.
Los chciał, że tego dnia nie było inaczej; wczesnym rankiem, gdy przez uchylone drzwi balkonowe słońce dopiero zaczynało rzucać połyskujące smugi na wypolerowaną podłogę, Elvira gnieździła się jeszcze wygodnie w wielkim łóżku. Zwinięta w kuleczkę pod śliską, cienką kołdrą, wrzesień nie był wszak przesadnie mroźnym miesiącem, a choć przyznać należało, że już nie spała, wciąż pozostawała senna. Na kolanach trzymała przykurzony wolumin, lekką lekturę na spokojny początek dnia, a pod ręką miała zestaw czystych rolek pergaminu, spodziewając się, że gdy już się rozbudzi, napisze kilka zaległych listów, może wykona odręczne notatki. Nie wstydziła się ani swoich swobodnie przerzuconych przez ramię włosów ani krótkiej koszuliny z niskim dekoltem, ani braku bielizny pod spodem. Merlinie złoty, była u siebie, w drugą rękę bez obaw schwycić mogła wąski, wysoki kieliszek z ledwie alkoholowym szampanem, czy co tam innego skrzaty domowe pozwalały pracownikom pijać przed południem. I tak nie spodziewała się żadnych gości, ostatnie dni spędzała w Boreham po to właśnie, by zebrać siły przed kolejnymi wyzwaniami; napatoczyć się mogła co najwyżej Wren, ona lubiła niespodziewane wizyty, lecz skoro spotkały się już wczoraj, dziś lady doyenne zapewne nie wpuściłaby Azjatki za próg.
Służek natomiast się nie obawiała, były od niej niżej w hierarchii i nie miały prawa niczego jej zarzucać. Nie powinny także - choć to akurat była zasada, którą Elvira wymyśliła sama dla siebie - niepokoić jej wczesnym rankiem.
Nosz kurwa, pomyślała, zbierając się z miękkiego materaca, gdy do jej uszu dobiegło delikatne pukanie. Czy one są poważne? Przecież mogłabym teraz pracować, planować przyszłość zdrowotną Wendeliny, dodała w duchu kąśliwie, wsuwając pantofle na bose stopy i rzucając książkę na pościel. Jeszcze tylko ciche brzęknięcie kieliszka na nocnej szafce, ledwie słyszalne człapanie.
Uchylając drzwi nie próbowała kryć ani gniewnie zmarszczonych brwi ani marudnego skrzywienia różowych ust.
- Czego? - burknęła, opierając się o drzwi, w całej swej porannej okazałości; półnaga, z nisko opuszczonym ramiączkiem nocnej koszuli w barwie karminu, z odsłoniętymi obojczykami, blada, piękna i lekko wymięta.
Po pierwszym niepewnym mrugnięciu musiała mocniej schwycić klamkę, by nie zachwiać się nieelegancko z zaskoczenia.
- Lady Selwyn. Przepraszam. Nie spodziewałam się lady tutaj o tej godzinie - mruknęła, przechylając głowę minimalnie pokornej, tak że miękkie włosy przykryły część wściekłego rumieńca, który wychynął na jasnych policzkach. Czy los sobie z niej drwił? - Potrzebuje mnie lady? Jeżeli tak, zaraz się ubiorę - zapewniła, choć wcale nie histerycznie, nie była niczyją służką i wiele wysiłku włożyła w to, by jej głos zachował w pełni profesjonalne brzmienie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Los chciał, że tego dnia nie było inaczej; wczesnym rankiem, gdy przez uchylone drzwi balkonowe słońce dopiero zaczynało rzucać połyskujące smugi na wypolerowaną podłogę, Elvira gnieździła się jeszcze wygodnie w wielkim łóżku. Zwinięta w kuleczkę pod śliską, cienką kołdrą, wrzesień nie był wszak przesadnie mroźnym miesiącem, a choć przyznać należało, że już nie spała, wciąż pozostawała senna. Na kolanach trzymała przykurzony wolumin, lekką lekturę na spokojny początek dnia, a pod ręką miała zestaw czystych rolek pergaminu, spodziewając się, że gdy już się rozbudzi, napisze kilka zaległych listów, może wykona odręczne notatki. Nie wstydziła się ani swoich swobodnie przerzuconych przez ramię włosów ani krótkiej koszuliny z niskim dekoltem, ani braku bielizny pod spodem. Merlinie złoty, była u siebie, w drugą rękę bez obaw schwycić mogła wąski, wysoki kieliszek z ledwie alkoholowym szampanem, czy co tam innego skrzaty domowe pozwalały pracownikom pijać przed południem. I tak nie spodziewała się żadnych gości, ostatnie dni spędzała w Boreham po to właśnie, by zebrać siły przed kolejnymi wyzwaniami; napatoczyć się mogła co najwyżej Wren, ona lubiła niespodziewane wizyty, lecz skoro spotkały się już wczoraj, dziś lady doyenne zapewne nie wpuściłaby Azjatki za próg.
Służek natomiast się nie obawiała, były od niej niżej w hierarchii i nie miały prawa niczego jej zarzucać. Nie powinny także - choć to akurat była zasada, którą Elvira wymyśliła sama dla siebie - niepokoić jej wczesnym rankiem.
Nosz kurwa, pomyślała, zbierając się z miękkiego materaca, gdy do jej uszu dobiegło delikatne pukanie. Czy one są poważne? Przecież mogłabym teraz pracować, planować przyszłość zdrowotną Wendeliny, dodała w duchu kąśliwie, wsuwając pantofle na bose stopy i rzucając książkę na pościel. Jeszcze tylko ciche brzęknięcie kieliszka na nocnej szafce, ledwie słyszalne człapanie.
Uchylając drzwi nie próbowała kryć ani gniewnie zmarszczonych brwi ani marudnego skrzywienia różowych ust.
- Czego? - burknęła, opierając się o drzwi, w całej swej porannej okazałości; półnaga, z nisko opuszczonym ramiączkiem nocnej koszuli w barwie karminu, z odsłoniętymi obojczykami, blada, piękna i lekko wymięta.
Po pierwszym niepewnym mrugnięciu musiała mocniej schwycić klamkę, by nie zachwiać się nieelegancko z zaskoczenia.
- Lady Selwyn. Przepraszam. Nie spodziewałam się lady tutaj o tej godzinie - mruknęła, przechylając głowę minimalnie pokornej, tak że miękkie włosy przykryły część wściekłego rumieńca, który wychynął na jasnych policzkach. Czy los sobie z niej drwił? - Potrzebuje mnie lady? Jeżeli tak, zaraz się ubiorę - zapewniła, choć wcale nie histerycznie, nie była niczyją służką i wiele wysiłku włożyła w to, by jej głos zachował w pełni profesjonalne brzmienie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Zdrowie było najcenniejsza rzeczą, jaką można było posiadać i o jakie należało dbać. Jeśli nie będzie pilnować swojej choroby nigdy nie będzie w stanie urodzić wystarczającej ilości potomków. Nie będzie też mogła pracować naukowo, a na balach będzie tylko obiektem plotek. Dlatego lady Selwyn naprawdę dbała o siebie, starając się zminimalizować wpływy własnej przypadłości. Nie bez powodu zatrudniła pannę Multon. Lepiej było mieć uzdrowiciela w pałacu na własne zawołanie o każdej porze. Tak było znacznie bezpieczniej.
Nie spodziewała się jednak, że Elvira będzie otwierać jej w ten sposób. Na nieszczególnie miłe i nieprzystające dobrze wychowanej damie słowo Wendelina uniosła brwi, następnie obrzucając pannę Multon uważnym spojrzeniem. A jednak się pomyliła. Kobieta wcale nie wstała bladym świtem. Wciąż była w nocnym stroju, z wyraźnie potarganymi włosami. Przez myśl lady Selwyn przemknęło, że właściwie w takim stroju jasnowłosa uzdrowicielka wygląda ładniej, niż zwykle (choć wciąż gorzej, niż ona sama), a jej spojrzenie mimowolnie zahaczyło o wystający obojczyk, jednak już moment później na jej twarzy pojawił się wyraz nagany.
– Niech panna bardziej uważa na słowa. W tym pałacu nie odzywamy się tak do nikogo. Nawet do służby – zwróciła jej uwagę poważnym tonem. Sama wprawdzie nie raz i nie dwa używała względem Caren gorszych słów, ale po pierwsze, w samotności, a po drugie: ona mogła. Była u siebie, na swoich włościach. Panna Multon niestety nie miała takich przywilejów.
Westchnęła, nieco łagodniejąc. Mimo wszystko miała drobną słabość do jasnowłosej uzdrowicielki. To pewnie przez jej skrupulatność. Nie bez znaczenia była też szlachecka krew płynąca w żyłach kobiety i Wendelinie już nie pierwszy raz przyszło na myśl, że jako jej pracodawczyni powinna także zadbać o dobre zamążpójście panny Multon. Niestety, to prawdopodobnie wiązałoby się z gorszą dostępnością Elviry, a na to Wendelina przynajmniej na razie nie mogła sobie pozwolić. Gdyby jednak status Selwynów był lepszy… i gdyby rozpuściła plotkę… Na pewno kolejka do ręki uzdrowicielki byłaby całkiem długa.
– Nie powinnam panny tak nachodzić, ale akurat przechodziłam – wyjaśniła swoją obecność. – Zastanawiałam się, czy nie powinnam zmniejszyć dawek eliksirów? Boję się, czy aby na pewno taka dawka nie zadziała na organizm… uzależniająco. A w ostatnich dniach czuję się zaskakująco dobrze.
Nie spodziewała się jednak, że Elvira będzie otwierać jej w ten sposób. Na nieszczególnie miłe i nieprzystające dobrze wychowanej damie słowo Wendelina uniosła brwi, następnie obrzucając pannę Multon uważnym spojrzeniem. A jednak się pomyliła. Kobieta wcale nie wstała bladym świtem. Wciąż była w nocnym stroju, z wyraźnie potarganymi włosami. Przez myśl lady Selwyn przemknęło, że właściwie w takim stroju jasnowłosa uzdrowicielka wygląda ładniej, niż zwykle (choć wciąż gorzej, niż ona sama), a jej spojrzenie mimowolnie zahaczyło o wystający obojczyk, jednak już moment później na jej twarzy pojawił się wyraz nagany.
– Niech panna bardziej uważa na słowa. W tym pałacu nie odzywamy się tak do nikogo. Nawet do służby – zwróciła jej uwagę poważnym tonem. Sama wprawdzie nie raz i nie dwa używała względem Caren gorszych słów, ale po pierwsze, w samotności, a po drugie: ona mogła. Była u siebie, na swoich włościach. Panna Multon niestety nie miała takich przywilejów.
Westchnęła, nieco łagodniejąc. Mimo wszystko miała drobną słabość do jasnowłosej uzdrowicielki. To pewnie przez jej skrupulatność. Nie bez znaczenia była też szlachecka krew płynąca w żyłach kobiety i Wendelinie już nie pierwszy raz przyszło na myśl, że jako jej pracodawczyni powinna także zadbać o dobre zamążpójście panny Multon. Niestety, to prawdopodobnie wiązałoby się z gorszą dostępnością Elviry, a na to Wendelina przynajmniej na razie nie mogła sobie pozwolić. Gdyby jednak status Selwynów był lepszy… i gdyby rozpuściła plotkę… Na pewno kolejka do ręki uzdrowicielki byłaby całkiem długa.
– Nie powinnam panny tak nachodzić, ale akurat przechodziłam – wyjaśniła swoją obecność. – Zastanawiałam się, czy nie powinnam zmniejszyć dawek eliksirów? Boję się, czy aby na pewno taka dawka nie zadziała na organizm… uzależniająco. A w ostatnich dniach czuję się zaskakująco dobrze.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Była świadoma faktu, że schrzaniła; wielotygodniowy komfort oraz prywatność, na jakie mogła liczyć w zaoferowanej przez szlachetny ród sypialni uśpiły jej czujność i sprawiły, że przestała dbać o najistotniejsze - o pozory. Nie była przecież osobą uprzejmą, nie zależało jej na wszechstronnej sympatii, działanie pod czyjeś dyktando zwykło ją wyczerpywać. Już od czasu Hogwartu wykształciła w sobie umiejętność wchodzenia w role, które mogły zapewniać współmierną korzyść. Nie zawsze przychodziło jej to z łatwością, zazwyczaj wręcz przeciwnie. Dotąd jednak nie doznała tak uderzającej arystokratkę po oczach wpadki, jak dziś - na korytarzach pałacu utrzymywała ciszę oraz wymuszoną uprzejmość, stawiała się na wezwanie, nosiła nawet te pastelowe szmatki, które podrzucały jej służki na polecenie swojej lady. Nienawidziła przyznawać się do błędu, ale teraz popełniła takowy - nie bezczelnym słowem ani złością z powodu przerwanego relaksu, lecz tym, że otworzyła tę kartę osobowości przed Wendeliną ze wszystkich możliwych czarownic.
Z drugiej strony, mogło przecież okazać się gorzej. Na pewno istniał jakiś liczony w setnych ułamka procent szans na to, że po drugiej stronie drzwi stałaby Morgana.
Nie pozwoli sobie więcej na taką nieostrożność.
- Oczywiście, proszę mi wybaczyć - wyrecytowała sucho i bez emocji, w myślach zbywając przyganę, bo nie przyznałaby tu Wendelinie racji za żadne skarby; płomienna lady sama odzywała się do służby po stokroć bezczelniej. Tytuły i przywileje nie miały żadnego znaczenia. - To się więcej nie powtórzy - zapewniła, dodając w myślach; a przynajmniej nie w lady obecności.
Elvira znajdowała się obecnie w gorszej pozycji, lecz jeżeli istniało w coś, w co nigdy nie śmiałaby zwątpić, to była to jej własna uroda. Nawet porankiem, z anielskimi włosami zmierzwionymi odżywczym snem, niedbale zsuniętą z ramion koszulą nocną oraz mętnie zmrużonymi powiekami, przyciągała spojrzenia i sama Selwyn nie zdołała powstrzymać się przed tym, by zawiesić wzrok wzdłuż widocznych na jasnej skórze konturów obojczyka. Niech się napawa, niech wyraża milczący zachwyt. Fakt, że była zmuszona do przeprosin, napawał Elvirę wystarczającym rozdrażnieniem, by w wyobraźni syciła się wizją złapania za finezyjny materiał kołnierza drugiej czarownicy i zerwania go jednym, brutalnym ruchem.
Skinęła głową w milczeniu, uznając, że przytaknięcie zdaniu o nieodpowiednim najściu zakrawałoby o brak szacunku. Zamiast tego skupiła się na tym, co od początku należało do jej roli; wątpliwościach Wendeliny w temacie jej własnego zdrowia.
Rozmowa w drzwiach sypialni nie zapewniała dyskrecji ani wygody, więc cofnęła się niechętnie, aby wpuścić szlachciankę do niewielkiej, acz wygodnej przestrzeni. Poza rozkopaną pościelą oraz pustym kieliszkiem na toaletce, nie zmieniła w sypialni wiele; obce Wendelinie mogły wydać się co najwyżej anatomiczne przeźrocza rozwieszone na ścianach i poukładane luzem na biurku.
- Eliksiry, które lady przyjmuje, nie uzależniają - zaznaczyła, bo istniała różnica między uzależnieniem, a wyrobieniem tolerancji. - Jeżeli jednak choroba przeszła w okres remisji, obciążanie organizmu dodatkowymi dawkami może okazać się zbyteczne. Przeprowadzę badanie, prosiłabym także, aby lady odnotowywała swoje samopoczucie każdego ranka oraz wieczora. Myślę, że tydzień lub dwa takiej obserwacji wystarczą do podjęcia decyzji - Zsunęła niesforne włosy na ramię, odsłaniając więcej szczupłej szyi.
Z drugiej strony, mogło przecież okazać się gorzej. Na pewno istniał jakiś liczony w setnych ułamka procent szans na to, że po drugiej stronie drzwi stałaby Morgana.
Nie pozwoli sobie więcej na taką nieostrożność.
- Oczywiście, proszę mi wybaczyć - wyrecytowała sucho i bez emocji, w myślach zbywając przyganę, bo nie przyznałaby tu Wendelinie racji za żadne skarby; płomienna lady sama odzywała się do służby po stokroć bezczelniej. Tytuły i przywileje nie miały żadnego znaczenia. - To się więcej nie powtórzy - zapewniła, dodając w myślach; a przynajmniej nie w lady obecności.
Elvira znajdowała się obecnie w gorszej pozycji, lecz jeżeli istniało w coś, w co nigdy nie śmiałaby zwątpić, to była to jej własna uroda. Nawet porankiem, z anielskimi włosami zmierzwionymi odżywczym snem, niedbale zsuniętą z ramion koszulą nocną oraz mętnie zmrużonymi powiekami, przyciągała spojrzenia i sama Selwyn nie zdołała powstrzymać się przed tym, by zawiesić wzrok wzdłuż widocznych na jasnej skórze konturów obojczyka. Niech się napawa, niech wyraża milczący zachwyt. Fakt, że była zmuszona do przeprosin, napawał Elvirę wystarczającym rozdrażnieniem, by w wyobraźni syciła się wizją złapania za finezyjny materiał kołnierza drugiej czarownicy i zerwania go jednym, brutalnym ruchem.
Skinęła głową w milczeniu, uznając, że przytaknięcie zdaniu o nieodpowiednim najściu zakrawałoby o brak szacunku. Zamiast tego skupiła się na tym, co od początku należało do jej roli; wątpliwościach Wendeliny w temacie jej własnego zdrowia.
Rozmowa w drzwiach sypialni nie zapewniała dyskrecji ani wygody, więc cofnęła się niechętnie, aby wpuścić szlachciankę do niewielkiej, acz wygodnej przestrzeni. Poza rozkopaną pościelą oraz pustym kieliszkiem na toaletce, nie zmieniła w sypialni wiele; obce Wendelinie mogły wydać się co najwyżej anatomiczne przeźrocza rozwieszone na ścianach i poukładane luzem na biurku.
- Eliksiry, które lady przyjmuje, nie uzależniają - zaznaczyła, bo istniała różnica między uzależnieniem, a wyrobieniem tolerancji. - Jeżeli jednak choroba przeszła w okres remisji, obciążanie organizmu dodatkowymi dawkami może okazać się zbyteczne. Przeprowadzę badanie, prosiłabym także, aby lady odnotowywała swoje samopoczucie każdego ranka oraz wieczora. Myślę, że tydzień lub dwa takiej obserwacji wystarczą do podjęcia decyzji - Zsunęła niesforne włosy na ramię, odsłaniając więcej szczupłej szyi.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Delikatne pukanie przerwało rozmowę prowadzoną pomiędzy Elvirą i Wendeliną. Do pomieszczenia wślizgnęła się Ester, służka Elviry, która od razu skłoniła się obydwu damom, starając się jak najlepiej, aby żadnym gestem czy zachowaniem nie narazić się na naganę. Strój jej był jak zwykle nienaganny, bo chociaż nie mógł równać się nigdy z jakością tego, co zakładały na siebie panny i panie zamieszkujące dwór. Nawet jednak przy tak wczesnej godzinie służba nie mogła się zaniedbywać, bo potrzebowała być gotowa na wezwanie, po to, aby pomóc nawet w najmniejszym problemie czy najdrobniejszej zagwozdce. A Ester bardzo lubiła, kiedy jej pani miała dobry humor, starała się więc, ile mogła, aby spełniać wszystkie wymagania rodzinne. Była zresztą pracowitą dziewczyną, chętnie zajmując się wszystkim, co jej zlecono. I nie zadawała zbędnych pytań, a to zawsze można było cenić.
- Lady Selwyn, jest lady wzywana w rodzinnej sprawie do głównego salonu. – Nie rozwijała się zbyt wiele, ale to też nie tak, że dostała pełne wyjaśnienie. Przekazano jej wiadomość i właśnie ją wystarczyło, szczegółów nie znała, bo nikt nie spodziewał się, aby miała je jakkolwiek poznawać. O ile nie stanowiła tła przy danym spotkaniu, potrzebnym do przyniesienia czegoś albo podania dowolnej potrzebnej rzeczy.
Wydawało się więc, że rozmowa ta ma pozostać bez zakończenia, przynajmniej na ten moment, bo rzucając proste pożegnanie, sugerujące być może kontynuowanie tematu w lepszym momencie, lady Selwyn opuściła sypialnię Elviry, zostawiając ją w towarzystwie jej służki. Ester skłoniła się jeszcze wychodzącej damie, zaraz też dygając w stronę panny Multon, gotowa zrobić cokolwiek, co trzeba było. Na ten moment spodziewała się, że będzie mogła odejść, postanowiła jednak upewnić się, czy jest to możliwe, nie chcąc samowolnie podejmować decyzję za panią, której usługiwała.
- Czy coś jeszcze potrzeba, pani, czy mogę się oddalić? – Pytanie zadane było ostrożnym i spokojnym tonem. Spodziewała się, że mogła chcieć pomocy przy nałożeniu na siebie odpowiedniej sukni, możliwe jednak było, że Elvira uda się jeszcze na spoczynek, stąd pytanie zawisło w powietrzu, a służąca czekała na odpowiedź.
- Lady Selwyn, jest lady wzywana w rodzinnej sprawie do głównego salonu. – Nie rozwijała się zbyt wiele, ale to też nie tak, że dostała pełne wyjaśnienie. Przekazano jej wiadomość i właśnie ją wystarczyło, szczegółów nie znała, bo nikt nie spodziewał się, aby miała je jakkolwiek poznawać. O ile nie stanowiła tła przy danym spotkaniu, potrzebnym do przyniesienia czegoś albo podania dowolnej potrzebnej rzeczy.
Wydawało się więc, że rozmowa ta ma pozostać bez zakończenia, przynajmniej na ten moment, bo rzucając proste pożegnanie, sugerujące być może kontynuowanie tematu w lepszym momencie, lady Selwyn opuściła sypialnię Elviry, zostawiając ją w towarzystwie jej służki. Ester skłoniła się jeszcze wychodzącej damie, zaraz też dygając w stronę panny Multon, gotowa zrobić cokolwiek, co trzeba było. Na ten moment spodziewała się, że będzie mogła odejść, postanowiła jednak upewnić się, czy jest to możliwe, nie chcąc samowolnie podejmować decyzję za panią, której usługiwała.
- Czy coś jeszcze potrzeba, pani, czy mogę się oddalić? – Pytanie zadane było ostrożnym i spokojnym tonem. Spodziewała się, że mogła chcieć pomocy przy nałożeniu na siebie odpowiedniej sukni, możliwe jednak było, że Elvira uda się jeszcze na spoczynek, stąd pytanie zawisło w powietrzu, a służąca czekała na odpowiedź.
I show not your face but your heart's desire
Prowadzenie rozmowy z lady Selwyn w warunkach porannego rozgardiaszu nie było szczytem marzeń Elviry, jak jednak przystało na doświadczonego uzdrowiciela, musiała wykształcić umiejętność szybkiego otrząsania się z senności i pracy w trudnych, niespodziewanych warunkach. Cienka koszula w barwie karminu raz po raz zsuwała jej się ze szczupłych ramion, poprawiała niesforny materiał, aby nie odsłonił więcej niż tylko bladą skórę oraz zarys obojczyków. Wątpliwości Wendeliny były na dobrą sprawę niepotrzebne, ponieważ mogłyby je omówić podczas codziennego spotkania - w ciągu południa, nie rano. Skoro już jednak rościła sobie prawo do całodobowych usług, miała zamiar szybko rozpisać najważniejsze informacje na kawałku pergaminu i odesłać lady uspokojoną. O zaspokojeniu nie było mowy - takich kobiet jak Wendelina nie dało się okiełznać niczym innym niż sznurem i ziołami z dodatkiem środków nasennych.
Jak się jednak wkrótce okazało, istniała jeszcze sprawiedliwość w świecie - teraz to młodą Selwynównę wezwano na dywanik (Elvira miała cichą nadzieję, że będą strofować ją o frywolność lub staropanieństwo), ona tymczasem pozostała sama z Ester. Służka była głupim dziewczęciem, jednym z szeregu zginających kark pod topór i nadstawiających drugi policzek, Elvira nie mogłaby rzec, że darzy ją sympatią, ale jak każda słaba istota, dało się z niej wycisnąć egoistyczny pożytek. Przez wzgląd na jej piękne, rude włosy i charakterystyczny błysk zieleni w tęczówkach, Elvira wyjątkowo umiłowała sobie przynaglanie Ester do asysty. Nie była jej służką w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ jako uzdrowiciel spoza rodziny nie mogła sobie niczego przywłaszczyć na stałe, ale dało się ją zobaczyć w towarzystwie dziewczęcia częściej niż z innymi służącymi.
I teraz też mogła się przydać - po tej nagłej pobudce i chwili wstydu nie sądziła już, by była w stanie znów zasnąć.
- Zostań - zażądała bez emocji, odrzucając na plecy woalę jasnych włosów i leniwym krokiem zbliżając się do lustra. Tam chwyciła w pasie swoją zwiewną koszulę i zdjęła ją przez głowę, odsłaniając perfekcyjne ciało; jeszcze pozbawione blizn, znamion wojny, jeszcze nadal piękne. Łagodne krągłości kobiecych bioder chwytały światło wpadające przez balkon, włosy częściowo osłaniały piersi. - Przygotuj mi odzienie. Tylko bez gorsetu - zaznaczyła, bezwstydnie podziwiając swoje odbicie. - Ubierzesz mnie.
Jak się jednak wkrótce okazało, istniała jeszcze sprawiedliwość w świecie - teraz to młodą Selwynównę wezwano na dywanik (Elvira miała cichą nadzieję, że będą strofować ją o frywolność lub staropanieństwo), ona tymczasem pozostała sama z Ester. Służka była głupim dziewczęciem, jednym z szeregu zginających kark pod topór i nadstawiających drugi policzek, Elvira nie mogłaby rzec, że darzy ją sympatią, ale jak każda słaba istota, dało się z niej wycisnąć egoistyczny pożytek. Przez wzgląd na jej piękne, rude włosy i charakterystyczny błysk zieleni w tęczówkach, Elvira wyjątkowo umiłowała sobie przynaglanie Ester do asysty. Nie była jej służką w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ jako uzdrowiciel spoza rodziny nie mogła sobie niczego przywłaszczyć na stałe, ale dało się ją zobaczyć w towarzystwie dziewczęcia częściej niż z innymi służącymi.
I teraz też mogła się przydać - po tej nagłej pobudce i chwili wstydu nie sądziła już, by była w stanie znów zasnąć.
- Zostań - zażądała bez emocji, odrzucając na plecy woalę jasnych włosów i leniwym krokiem zbliżając się do lustra. Tam chwyciła w pasie swoją zwiewną koszulę i zdjęła ją przez głowę, odsłaniając perfekcyjne ciało; jeszcze pozbawione blizn, znamion wojny, jeszcze nadal piękne. Łagodne krągłości kobiecych bioder chwytały światło wpadające przez balkon, włosy częściowo osłaniały piersi. - Przygotuj mi odzienie. Tylko bez gorsetu - zaznaczyła, bezwstydnie podziwiając swoje odbicie. - Ubierzesz mnie.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Może w czasach, gdy wojna nie toczyła się dookoła, wdzierając się w każdy element codzienności, dwory szlacheckie mogły być jeszcze bardziej wyśrubowane wobec przyjmowanej służby, a sami zainteresowani mieli większą decyzyjność. Teraz jednak nigdzie nie było bezpiecznie, a i ludność Wielkiej Brytanii przerzedziła się na tyle, że ciężko było być wielce wybrednym. Nie znaczyło to, że trzeba było przyjmować każdą osobę z ulicy, bywały jednak osoby mniej lotne. Dopóki jednak spełniali się w swoich zadaniach, wszystko mogło uchodzić za porządne, a jeżeli nie…cóż, Elvira również miała pewnego rodzaju wolną rękę, jeżeli chodziło o wykorzystanie służby, tak również, jak i jej strofowanie. Dopóki, rzecz jasna, nie stawiała siebie nad właścicielami tych włości. Ester nie była więc najmądrzejsza, ale ponieważ się sprawdzała, trzymano ją tutaj, tak aby pomagała przy każdej możliwej rzeczy. Robiła to ochoczo i bez zbędnego ociągania się, nie było więc najczęściej powodu aby ją strofować.
Została tutaj wedle polecenia, delikatnie odbierając od Elviry jej koszulę nocną i ostrożnie odkładając ją na bok. Później na pewno zajmie się ostrożnym jej odłożeniem, dbając, aby nie pobrudziła się ani nie zagniotła, teraz jednak musiała się zająć panną Multon, nie zamierzając zostawiać jej na czekanie bez odzienia. Nałożyła na nią dolną warstwę, wiążąc koszulę z tyłu, tak aby nie nakładać sukni na gołe ciało, zwłaszcza, jeżeli Elvira nie życzyła sobie gorsetu. Pod uwagę trzeba było też wziąć, że nie wybierały pantalonów, a więc najlepiej by było, aby uzdrowicielka nie była narażona na odparzenia albo nieprzyjemne doznania z tkanin. Teraz za to pozostawał przed nimi wybór odpowiedniego stroju, który mógłby dziś zadowolić uzdrowicielkę. Sięgając po suknię z lejącego się zielonego atłasu, zdobionego elegancko, zaprezentowała ją Elwirze jako jedną z propozycji. Drugą opcją była szata z ciemnego jedwabiu, łączonego z nieco jaśniejszą satyną – w tym wypadku nieco bardziej wyszukana krojem niż zdobieniami. Obydwie jednak nie krępowały ruchów, a na celu miały podkreślenie sylwetki noszącej je panny. Ester nieśmiało czekała na decyzję, gotowa przynieść też coś nowego, gdyby tylko się to nie spodobało.
Została tutaj wedle polecenia, delikatnie odbierając od Elviry jej koszulę nocną i ostrożnie odkładając ją na bok. Później na pewno zajmie się ostrożnym jej odłożeniem, dbając, aby nie pobrudziła się ani nie zagniotła, teraz jednak musiała się zająć panną Multon, nie zamierzając zostawiać jej na czekanie bez odzienia. Nałożyła na nią dolną warstwę, wiążąc koszulę z tyłu, tak aby nie nakładać sukni na gołe ciało, zwłaszcza, jeżeli Elvira nie życzyła sobie gorsetu. Pod uwagę trzeba było też wziąć, że nie wybierały pantalonów, a więc najlepiej by było, aby uzdrowicielka nie była narażona na odparzenia albo nieprzyjemne doznania z tkanin. Teraz za to pozostawał przed nimi wybór odpowiedniego stroju, który mógłby dziś zadowolić uzdrowicielkę. Sięgając po suknię z lejącego się zielonego atłasu, zdobionego elegancko, zaprezentowała ją Elwirze jako jedną z propozycji. Drugą opcją była szata z ciemnego jedwabiu, łączonego z nieco jaśniejszą satyną – w tym wypadku nieco bardziej wyszukana krojem niż zdobieniami. Obydwie jednak nie krępowały ruchów, a na celu miały podkreślenie sylwetki noszącej je panny. Ester nieśmiało czekała na decyzję, gotowa przynieść też coś nowego, gdyby tylko się to nie spodobało.
I show not your face but your heart's desire
Leniwe momenty niczym niezakłócanego poranka były tym, dla czego często pozostawała na noce w Boreham. Obszerna biblioteka, miękki materac, satynowe poszewki były wygodne, tak, ale ten luksus i relaks, idący za służbą, która dokonywała za ciebie każdej czynności, która w zwykłych okolicznościach nie cierpiałaby zwłoki... aż zazdrość ściskała wnętrzności, że nie może liczyć na to bez względu na wszystko, sama dla siebie, w każdym miejscu, które wskaże. Spod zmrużonych powiek oglądała swe nagie ciało w obramowanym złotem lustrze, obracając się przed kryształową taflą na czubkach palców, jak baletnica - a jej złote włosy wirowały razem z nią, chwytając światło padające od wschodu. Czy istniał ktoś doskonalszy od niej? Czy jakakolwiek z możnych dam mogła liczyć na tak czystą, perłową skórę, szczupłe uda przypominające portrety wil wiszące w galeriach sztuki? Westchnęła milcząco i posłała sobie uśmiech próżnej satysfakcji. W odbiciu, za plecami, widziała kręcącą się po sypialni Ester i było coś niewypowiedzianie przyjemnego w obnażaniu się przed niewinną istotą.
- Pospiesz się, jest mi chłodno - rzuciła cierpko, choć niezgodnie z prawdą, ponieważ komnaty pałacu były starannie dogrzewane. - Potem uczeszesz mi włosy w warkocza - dodała ciszej, ponieważ, choć była w pełni zdolna uczynić to sama przy pomocy zaklęć, obcy dotyk we włosach zawsze przyprawiał o rozkoszne ciarki... zwłaszcza, gdy czuła mocniejsze pociągnięcia.
Rozłożyła ręce, gdy dziewczyna przywdziała na nią bieliznę i koszulę. Niczego nie utrudniała, bo mimo władczości nie widziała potrzeby w sztucznie złośliwym podejściu, które marnotrawiłoby czas ich obu. Odgarnęła włosy na plecy, by nie plątały się przy ubraniu, a potem obejrzała przez ramię, akurat na prezentację szat. Przez dłuższy moment udawała, że się zastanawia, gdyż nie wypadało okazywać obojętności, od samego początku wiedziała jednak, że wybierze suknię o mniejszej ilości zdobień, za to pięknie skrojoną.
Ciemna, prosta, nie rzucająca się w oczy, a jednak podkreślająca jej wrodzony wdzięk - perfekcyjna. Wskazała na nią krótkim machnięciem ręki, a potem znów spojrzała na lustro.
- Zawiąż ciaśniej sznurki mojej koszuli - zażądała, mając na myśli satynowe paski przy dekolcie, podtrzymujące wiotki materiał.
Podejdź bliżej i zrób to.
- Pospiesz się, jest mi chłodno - rzuciła cierpko, choć niezgodnie z prawdą, ponieważ komnaty pałacu były starannie dogrzewane. - Potem uczeszesz mi włosy w warkocza - dodała ciszej, ponieważ, choć była w pełni zdolna uczynić to sama przy pomocy zaklęć, obcy dotyk we włosach zawsze przyprawiał o rozkoszne ciarki... zwłaszcza, gdy czuła mocniejsze pociągnięcia.
Rozłożyła ręce, gdy dziewczyna przywdziała na nią bieliznę i koszulę. Niczego nie utrudniała, bo mimo władczości nie widziała potrzeby w sztucznie złośliwym podejściu, które marnotrawiłoby czas ich obu. Odgarnęła włosy na plecy, by nie plątały się przy ubraniu, a potem obejrzała przez ramię, akurat na prezentację szat. Przez dłuższy moment udawała, że się zastanawia, gdyż nie wypadało okazywać obojętności, od samego początku wiedziała jednak, że wybierze suknię o mniejszej ilości zdobień, za to pięknie skrojoną.
Ciemna, prosta, nie rzucająca się w oczy, a jednak podkreślająca jej wrodzony wdzięk - perfekcyjna. Wskazała na nią krótkim machnięciem ręki, a potem znów spojrzała na lustro.
- Zawiąż ciaśniej sznurki mojej koszuli - zażądała, mając na myśli satynowe paski przy dekolcie, podtrzymujące wiotki materiał.
Podejdź bliżej i zrób to.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Obydwie widziały dwie strony tej samej monety. Tam, gdzie Elvira skupiała się na obszernej bibliotece, Ester widziała kurz, którym musiała się zająć. Puchowe materace były niezbędne do oczyszczenia i wytrzepania, a poszewki trzeba było kontrolować, czy aby czasem się nie przecierały. Dziwne było, że służba niemagiczna potrafiła sobie dawać z tym jakkolwiek radę, bo przy usługiwaniu lordom każda chwila się liczyła, a wszystko musiało być idealne. Co prawda Elvira nie mogła poszczycić się tytułem, nawet mimo swoich korzeni, wciąż jednak cieszyła się nieco lepszym podejściem do siebie niż reszta służących. Chcąc nie chcąc, uzdrowiciela trzeba było traktować z nieco większym szacunkiem. Może dlatego Ester tak bardzo cieszyła się, że mogła usługiwać pannie Multon? A może to po prostu ta lekka nieświadomość świata? Czy też po prostu podejście, które prezentowała ubierana przez nią dama – bo w końcu nawet jeżeli miała swoje kaprysy, tak nie była jeszcze najbardziej rozkapryszoną. Po prostu trzeba było ją zadowolić.
- Oczywiście, proszę wybaczyć. – Nie chciała, aby Elvira tu marzła, a wiedziała, że późniejsze choroby cięższe mogły być kiedy marudzącej osobie trzeba było usługiwać. Nie każdy uzdrowiciel też leczył się sam. Ale nie był też to czas na rozważanie o niebieskich migdałach, tylko musiała zająć się prawdziwym zadaniem. Młoda służąca podeszła jak najszybciej, starając się jednocześnie nie uszkodzić niczego ani nie ciągnąc za mocno, kiedy pomagała jej przełożyć wszystko jak najsprawniej. Nikt nie chciał kończyć z koszulą trzymaną na głowie. Zwłaszcza bogatsze i bardziej niecierpliwe panny.
- Czy chce panna jedynie warkocz, czy dobierze do tego jeszcze ozdoby? – Pytania Ester były krótkie i rzeczowe, tak aby nie wciągać Elviry w niepotrzebne rozmowy i nie uchodzić za gadatliwą. Odkładając ostrożnie niewybraną przez pannę Multon suknię, wiedziała już o tej wybranej, odwieszając ją jednak, kiedy życzeniem było posiadać drugą suknię.
Na życzenie aby poprawiono jej wstążki, Ester posłusznie podeszła do Elviry, przyklękając lekko przed nią, wiedząc, że stanie wyprostowanej zdecydowanie nie pomoże. Skoro jednak było takie życzenie, nie sprzeciwiała się, ani nie marudziła na niewygodną pozycję, ściaśniając koszulę Elviry i związując sznurki tak, aby wszystko zgrabnie przylegało do jej ciała.
- Oczywiście, proszę wybaczyć. – Nie chciała, aby Elvira tu marzła, a wiedziała, że późniejsze choroby cięższe mogły być kiedy marudzącej osobie trzeba było usługiwać. Nie każdy uzdrowiciel też leczył się sam. Ale nie był też to czas na rozważanie o niebieskich migdałach, tylko musiała zająć się prawdziwym zadaniem. Młoda służąca podeszła jak najszybciej, starając się jednocześnie nie uszkodzić niczego ani nie ciągnąc za mocno, kiedy pomagała jej przełożyć wszystko jak najsprawniej. Nikt nie chciał kończyć z koszulą trzymaną na głowie. Zwłaszcza bogatsze i bardziej niecierpliwe panny.
- Czy chce panna jedynie warkocz, czy dobierze do tego jeszcze ozdoby? – Pytania Ester były krótkie i rzeczowe, tak aby nie wciągać Elviry w niepotrzebne rozmowy i nie uchodzić za gadatliwą. Odkładając ostrożnie niewybraną przez pannę Multon suknię, wiedziała już o tej wybranej, odwieszając ją jednak, kiedy życzeniem było posiadać drugą suknię.
Na życzenie aby poprawiono jej wstążki, Ester posłusznie podeszła do Elviry, przyklękając lekko przed nią, wiedząc, że stanie wyprostowanej zdecydowanie nie pomoże. Skoro jednak było takie życzenie, nie sprzeciwiała się, ani nie marudziła na niewygodną pozycję, ściaśniając koszulę Elviry i związując sznurki tak, aby wszystko zgrabnie przylegało do jej ciała.
I show not your face but your heart's desire
Elvira była arystokratką jedynie w połowie: od strony nieakceptowalnej przez lordów i lady, wstydliwej, skrytej za grubą kotarą z atłasowym wykończeniem - od strony nisko wydanej matki. Była więc brylantem pozbawionym złotego pierścienia, portretem bez ramy, jedwabną zasłoną targaną wiatrem w oknie chaty gdzieś na peryferiach. Mieszańcem, kreaturą, zatrutym owocem mezaliansu. Przynajmniej li nie zakazanego. Niektóre młode kobietki zbyt szybko stawały się starymi pannami, łono ulegało piętnu czasu. Nie było wyjścia, nie było rozwiązania, a Elvira musiała zaakceptować, że została urodzona już w świecie, który z pałacami nie miał wiele wspólnego. Być może wyszła przy tym na dobre; pieniądze i prestiż dało się przecież zdobyć, a raz utracona wolność bywała niemożliwa do odratowania. Czy gdyby wszystko przebiegło inaczej, to teraz, w wieku dwudziestu ośmiu lat, kołysałaby już na kolanach dziecko zapatrzonego w siebie lorda? Pewnie nie pierwsze.
Na szczęście dla Ester nie była matką, żoną ani rozkapryszoną panną. Bywała władcza, zaborcza i wymagająca, ale daleko było jej do humorków Wendeliny. Pozwoliła dziewczynie przygotować sobie ubranie bez wciągania jej w pozbawione sensu dyskusje na temat podwieczorków, bankietów i perłowych naszyjników, o których nie miała bladego pojęcia i mogłaby o nich jedynie pomarzyć. Ester preferowała pracować w ciszy, Elvira podobnie. Nie cierpiała rozkojarzenia, gdy wykonywała swe obowiązki uzdrowicielskie, a choć wiązanie warkoczy i strzepywanie poduch miało się do mistycznej pracy medycznej jak charłak do czarodzieja, nie chciała czynić dziewczynie na złość. Jeszcze nie, jeszcze sobie nie zasłużyła, choć w przyszłości mogła.
- Powinnaś już wiedzieć, że nie lubię pretensjonalnych ozdób - powiedziała cicho, nie mogąc powstrzymać się przed łagodnie kąśliwą uwagą. Nie zmarszczyła jednak brwi ani nie uniosła głosu, odrzucając falę włosów do tyłu i odchylając głowę, aby dziewczyna je zebrała, przeczesała palcami. Fryzurę ułoży jednak dopiero, gdy będzie gotowa i ubrana. - Zwykły warkocz. Podaj mi najpierw suknie - Tego nie musiała przypominać, gdyż służka wszystko już miała przygotowane pod ręką. Elvira wybrała tę, która bardziej pasowała do jej zadań, a potem zmusiła Ester, by zbliżyła się i sięgnęła tymi kruchymi, piegowatymi dłońmi do jej koszuli.
Cały czas, gdy rączki pracowały ze wstążkami, obserwowała dziewczynę spod rzęs, z cieniem uśmiechu na ustach. Zastanawiała się, czy dostrzeże na policzkach ślad rumieńca, czy służka się spłoszy. Kiedy się wreszcie odsunęła, Elvira była już gotowa, stając przed lustrem i gładząc opuszkami palców swoją odsłoniętą szyję.
- Czekam - powiedziała cicho, przygryzając wargę zębami.
Przyjemne poranki, w istocie.
/zt
Na szczęście dla Ester nie była matką, żoną ani rozkapryszoną panną. Bywała władcza, zaborcza i wymagająca, ale daleko było jej do humorków Wendeliny. Pozwoliła dziewczynie przygotować sobie ubranie bez wciągania jej w pozbawione sensu dyskusje na temat podwieczorków, bankietów i perłowych naszyjników, o których nie miała bladego pojęcia i mogłaby o nich jedynie pomarzyć. Ester preferowała pracować w ciszy, Elvira podobnie. Nie cierpiała rozkojarzenia, gdy wykonywała swe obowiązki uzdrowicielskie, a choć wiązanie warkoczy i strzepywanie poduch miało się do mistycznej pracy medycznej jak charłak do czarodzieja, nie chciała czynić dziewczynie na złość. Jeszcze nie, jeszcze sobie nie zasłużyła, choć w przyszłości mogła.
- Powinnaś już wiedzieć, że nie lubię pretensjonalnych ozdób - powiedziała cicho, nie mogąc powstrzymać się przed łagodnie kąśliwą uwagą. Nie zmarszczyła jednak brwi ani nie uniosła głosu, odrzucając falę włosów do tyłu i odchylając głowę, aby dziewczyna je zebrała, przeczesała palcami. Fryzurę ułoży jednak dopiero, gdy będzie gotowa i ubrana. - Zwykły warkocz. Podaj mi najpierw suknie - Tego nie musiała przypominać, gdyż służka wszystko już miała przygotowane pod ręką. Elvira wybrała tę, która bardziej pasowała do jej zadań, a potem zmusiła Ester, by zbliżyła się i sięgnęła tymi kruchymi, piegowatymi dłońmi do jej koszuli.
Cały czas, gdy rączki pracowały ze wstążkami, obserwowała dziewczynę spod rzęs, z cieniem uśmiechu na ustach. Zastanawiała się, czy dostrzeże na policzkach ślad rumieńca, czy służka się spłoszy. Kiedy się wreszcie odsunęła, Elvira była już gotowa, stając przed lustrem i gładząc opuszkami palców swoją odsłoniętą szyję.
- Czekam - powiedziała cicho, przygryzając wargę zębami.
Przyjemne poranki, w istocie.
/zt
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Ester pozbawiona była równie problematycznych wydarzeń i sytuacji życiowych, bo mało kto chciał skupić się na tym, aby pracować dobrze i zarobić na swoje utrzymanie. Perspektywa małżeństwa, chociaż nie będzie pozostawiona na długi czas bez komentarza i przywar społeczeństwa, była dla panien ze średniej klasy mniej surowa. Paradoksalnie więc, mniej obdarzone tytułami panny miały w tej kwestii więcej swobody i wolności niż każda wybitnie urodzona szlachcianka albo i panna czystej krwi z bardziej konserwatywnej rodziny. Istniały w tym jeszcze pojęcia takich kwestii, jak małżeństwo z miłości, co wśród wyższych sfer uznawane było już bardziej za fanaberię niż rozsądek i jakikolwiek pomysł.
Gdyby jednak było to jakimś wyznacznikiem, Ester nie pracowałaby właśnie u rodziny Selwyn, pomagając im we wszystkim, czego potrzebowali oraz znosząc ich humory tak, jakby miało mieć to jakiekolwiek znaczenie. O ile jeszcze Elvira okazjonalnie narzekała, przeważnie podchodząc do wszystkiego spokojniej, tak niektóre szlachcianki potrafiły wpadać w histerię ledwie spojrzały na siebie w lustrze albo zauważyły jakieś pomarszczenie na sukni, które tak naprawdę było grą świateł. Niektóre potrafiły rzucać przedmiotami, w służbie widząc narzędzie, które sprawi, że nie tylko nie będzie to nieskazitelnie czysty pokój gdy wrócą, ale też i uderzenie takiej osoby miałoby być niczym więcej jak zabawą. Arystokratki, niczym koty, polowały często dla zabawy i samej przyjemności, nie dla potrzeby.
- Tak, pani, proszę wybaczyć. – Miała największą ochotę aby nie pokazywać się teraz Elvirze na oczy, ale jeżeli teraz musiała, chciała zniknąć i nie pokazywać się komukolwiek na oczy. Wiedziała jednak, że nie mogła być aż tak drażliwa, dlatego zrobiła wszystko, aby swój błąd naprawić. Teraz zaś ścieśniała każdy sznurek by koszula opinała doskonale smukłe ciało panny Multon. Założona na nią suknia idealnie dopasowała się do jej figury, a szybkie wygładzenie materiału pozbawiło go jakichkolwiek zmarszczek czy niedociągnięć.
Delikatnie sięgnęła po szczotkę, starając się jak najlepiej aby spokojnie rozczesać jedwabiste włosy Elviry, robiąc to sprawnie i szybko. Jej sprawne dłonie szybko zaplotły mocny ale i elegancki warkocz, a rozbudzona przez lady Selwyn Elvira mogła kontynuować dzień z lepszym ubiorem. Czy nastawienie jednak miałoby być lepsze? To się dopiero miało okazać.
| zt
Gdyby jednak było to jakimś wyznacznikiem, Ester nie pracowałaby właśnie u rodziny Selwyn, pomagając im we wszystkim, czego potrzebowali oraz znosząc ich humory tak, jakby miało mieć to jakiekolwiek znaczenie. O ile jeszcze Elvira okazjonalnie narzekała, przeważnie podchodząc do wszystkiego spokojniej, tak niektóre szlachcianki potrafiły wpadać w histerię ledwie spojrzały na siebie w lustrze albo zauważyły jakieś pomarszczenie na sukni, które tak naprawdę było grą świateł. Niektóre potrafiły rzucać przedmiotami, w służbie widząc narzędzie, które sprawi, że nie tylko nie będzie to nieskazitelnie czysty pokój gdy wrócą, ale też i uderzenie takiej osoby miałoby być niczym więcej jak zabawą. Arystokratki, niczym koty, polowały często dla zabawy i samej przyjemności, nie dla potrzeby.
- Tak, pani, proszę wybaczyć. – Miała największą ochotę aby nie pokazywać się teraz Elvirze na oczy, ale jeżeli teraz musiała, chciała zniknąć i nie pokazywać się komukolwiek na oczy. Wiedziała jednak, że nie mogła być aż tak drażliwa, dlatego zrobiła wszystko, aby swój błąd naprawić. Teraz zaś ścieśniała każdy sznurek by koszula opinała doskonale smukłe ciało panny Multon. Założona na nią suknia idealnie dopasowała się do jej figury, a szybkie wygładzenie materiału pozbawiło go jakichkolwiek zmarszczek czy niedociągnięć.
Delikatnie sięgnęła po szczotkę, starając się jak najlepiej aby spokojnie rozczesać jedwabiste włosy Elviry, robiąc to sprawnie i szybko. Jej sprawne dłonie szybko zaplotły mocny ale i elegancki warkocz, a rozbudzona przez lady Selwyn Elvira mogła kontynuować dzień z lepszym ubiorem. Czy nastawienie jednak miałoby być lepsze? To się dopiero miało okazać.
| zt
I show not your face but your heart's desire
Sypialnia Elviry Multon
Szybka odpowiedź