Pracownia alchemiczna
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia alchemiczna
Dla rodu zajmującego się produkcja fajerwerków pracownia alchemiczna jest jednym z kluczowych miejsc w pałacu. Znajduje się w jego północnej części, na parterze, ze wspaniałym widokiem na ogród. Pomieszczenie jest dość przestronne, choć wręcz roi się tu od półek i półeczek przepełnionych składnikami i gotowymi specyfikami. Stanowisk do warzenia jest kilka, a przy jednej ze ścian stoi wygodna sofa ze stolikiem oraz niewielki regał z książkami, tak aby w razie czego móc wygodnie odświeżyć swoją wiedzę. Podobno niegdyś któryś z członków rodu zaczarował pomieszczenie tak, aby nie mogło spłonąć, bądź też płonęło znacznie wolniej, chociaż dziś już nikt nie wie, czy jest to prawda. Zaklęcia mogły zaniknąć lata temu.
Oczywistym było, że nie mogła zawieść się na swoich umiejętnościach. Szczególnie, że niedawno kupiony złoty kociołek nie tylko był wybitnie wytrzymały, ale także lepiej trzymał ciepło. Rozkładał je równomierniej, sprawiając, że warzone eliksiry po prostu lepiej funkcjonowały. Uśmiechnęła się więc do siebie, gdy specyfik przybrał niebieski kolor, a w pomieszczeniu uniósł się zapach pięknych, kobiecych perfum. Och, chyba będzie musiała go kiedyś wypić, choćby po to, by sprawdzić, czy naprawdę smakuje tak wybornie, jak świadczyłby o tym jego zapach.
Uśmiechając się sama do siebie, chwyciła dwie fiolki i przelała do nich obydwie porcje eliksiru. Zamknęła je starannie i ostrożnie odłożyła na miejsce, po czym podała kociołek Caren:
– Powąchaj tylko! Czyż to nie zapach kwiatów rosnących na polanie nocą? – spytała śpiewnym tonem. Służka spojrzała na swoją panią nieco dziwnie, przytakując. Wendy nie zwracała na nią jednak większej uwagi, nucąc coś cicho pod nosem. Fałszowała przy tym, ale nikt nigdy nie zwracał jej na to uwagi. I dobrze. Lady Selwyn zdawała sobie sprawę z braku talentu muzycznego, dlatego w towarzystwie nigdy tego nie robiła, ale przecież Caren nie miała prawy jej w tym względzie upominać lub obgadywać. Obydwie doskonale o tym wiedziały.
Gdy służka starannie myła złoty kociołek, Wendy podeszła do okna, wpatrując się w nocne niebo i przypominając sobie zawarte w księgach opisy konstelacji gwiazd. Wodziła wzrokiem za znajomymi kształtami, czując niezmierny podziw do kosmosu, który napełniał jeństwa czarodziejów magiczna mocą. Przynajmniej jej własnym, osobistym zdaniem. W końcu jednak, gdy Caren wykonała swoje zadanie, stanęła znów na stanowisku.
Tym razem postanowiła przygotować eliksir brzemienności. Nie był zbyt prosty, ale lady Selwyn uważała, że dobrze mieć go pod ręką. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzebny, a przecież dzieci to najcenniejsze, co mogło przytrafić się szlachetnie urodzonym. Caren podała jej piołun i włos jednorożca. Wendelina wrzuciła składniki do kociołka, po czym zaczęła je dokładnie mieszać i dodawać kolejne ingrediencje: gotowane buraki, korę lipy oraz róg byka.
Uśmiechając się sama do siebie, chwyciła dwie fiolki i przelała do nich obydwie porcje eliksiru. Zamknęła je starannie i ostrożnie odłożyła na miejsce, po czym podała kociołek Caren:
– Powąchaj tylko! Czyż to nie zapach kwiatów rosnących na polanie nocą? – spytała śpiewnym tonem. Służka spojrzała na swoją panią nieco dziwnie, przytakując. Wendy nie zwracała na nią jednak większej uwagi, nucąc coś cicho pod nosem. Fałszowała przy tym, ale nikt nigdy nie zwracał jej na to uwagi. I dobrze. Lady Selwyn zdawała sobie sprawę z braku talentu muzycznego, dlatego w towarzystwie nigdy tego nie robiła, ale przecież Caren nie miała prawy jej w tym względzie upominać lub obgadywać. Obydwie doskonale o tym wiedziały.
Gdy służka starannie myła złoty kociołek, Wendy podeszła do okna, wpatrując się w nocne niebo i przypominając sobie zawarte w księgach opisy konstelacji gwiazd. Wodziła wzrokiem za znajomymi kształtami, czując niezmierny podziw do kosmosu, który napełniał jeństwa czarodziejów magiczna mocą. Przynajmniej jej własnym, osobistym zdaniem. W końcu jednak, gdy Caren wykonała swoje zadanie, stanęła znów na stanowisku.
Tym razem postanowiła przygotować eliksir brzemienności. Nie był zbyt prosty, ale lady Selwyn uważała, że dobrze mieć go pod ręką. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzebny, a przecież dzieci to najcenniejsze, co mogło przytrafić się szlachetnie urodzonym. Caren podała jej piołun i włos jednorożca. Wendelina wrzuciła składniki do kociołka, po czym zaczęła je dokładnie mieszać i dodawać kolejne ingrediencje: gotowane buraki, korę lipy oraz róg byka.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Eliksir wyszedł nader dobrze. Lady Selwyn uśmiechnęła się, widząc efekt własnej pracy. Być może był to trudny eliksir, ale cóż z tego! Jej talent nie miał granic i specyfik bulgotał tak, że aż zrobiło się jej miło. Wzdychając i kręcąc z zadowoleniem głową, mieszała w nim jeszcze przez chwilę, wpatrując się z dumą w płyn, a następnie wyjęła fiolki. Powoli, stopniowo, zaczęła przelewać go do mniejszego pojemniczka, a gdy skończyła, ponownie odsunęła się od miejsca pracy, by Caren mogła posprzątać. Ona, jako lady, nie miała zamiaru tym się zajmować. Wystarczy, że zmuszali ją do tego w szkole.
Znów spoglądała przez okno, myśląc o tym, że… chyba wystarczy. Spróbuje uwarzyć coś jeszcze, a później pójdzie spać. Uwielbiała tworzyć w nocy, jak z resztą na prawdziwą wielbicielkę astronomii przystało, ale to nie znaczyło, że chciała mieć rankiem podkrążone oczy. Była damą. Zawsze musiała wyglądać absolutnie nienagannie, a sińce pod oczami nie były raczej dobrym wizerunkiem.
W końcu podeszła ku stanowisku, stając nad błyszczącym kociołkiem. Pozwoliła sobie na chwilę zachwytu nad jego proporcjami. Był ręcznie wykonany i najzwyczajniej w świecie piękny. Skromny i użytkowy, ale z niewielkimi zdobieniami, które świadczyły o mistrzostwie w fachu jego twórcy. Och, uwielbiała ten kociołek, naprawdę go uwielbiała. A to był duży komplement. Lady Selwyn rzadko bywała tak wylewna.
Skoro przed chwilą stworzyła coś, co mogło uratować życie dla zachowania równowagi w przyrodzie teraz postanowiła stworzyć coś, co miało pełne prawo je odebrać. Eliksir Trutka był czymś, co po prostu musiała uwarzyć, toteż nie wahała się ani chwili. Zerkając do jednej z otwartych ksiąg, na którą przed chwilą skapnęła kropelka wosku (tym się nie przejęła, Caren wyczyści podręcznik) przypomniała sobie recepturę i zabrała się za warzenie.
Korzeń diabelskiego sidła, sproszkowane kły węża oraz kręgosłup skolopendry już po chwili znalazły się w kociołku, tworząc w powietrzu nienaturalny, groźny zapach. O to chodziło! Dodała wiec jeszcze belladonę dla efektu oraz jaja bahanki i zaczęła delikatnie mieszać, pilnując, aby nic nie wpadło do żrącego, niebezpiecznego eliksiru.
| zt, jeśli nie ma wybuchu.
Znów spoglądała przez okno, myśląc o tym, że… chyba wystarczy. Spróbuje uwarzyć coś jeszcze, a później pójdzie spać. Uwielbiała tworzyć w nocy, jak z resztą na prawdziwą wielbicielkę astronomii przystało, ale to nie znaczyło, że chciała mieć rankiem podkrążone oczy. Była damą. Zawsze musiała wyglądać absolutnie nienagannie, a sińce pod oczami nie były raczej dobrym wizerunkiem.
W końcu podeszła ku stanowisku, stając nad błyszczącym kociołkiem. Pozwoliła sobie na chwilę zachwytu nad jego proporcjami. Był ręcznie wykonany i najzwyczajniej w świecie piękny. Skromny i użytkowy, ale z niewielkimi zdobieniami, które świadczyły o mistrzostwie w fachu jego twórcy. Och, uwielbiała ten kociołek, naprawdę go uwielbiała. A to był duży komplement. Lady Selwyn rzadko bywała tak wylewna.
Skoro przed chwilą stworzyła coś, co mogło uratować życie dla zachowania równowagi w przyrodzie teraz postanowiła stworzyć coś, co miało pełne prawo je odebrać. Eliksir Trutka był czymś, co po prostu musiała uwarzyć, toteż nie wahała się ani chwili. Zerkając do jednej z otwartych ksiąg, na którą przed chwilą skapnęła kropelka wosku (tym się nie przejęła, Caren wyczyści podręcznik) przypomniała sobie recepturę i zabrała się za warzenie.
Korzeń diabelskiego sidła, sproszkowane kły węża oraz kręgosłup skolopendry już po chwili znalazły się w kociołku, tworząc w powietrzu nienaturalny, groźny zapach. O to chodziło! Dodała wiec jeszcze belladonę dla efektu oraz jaja bahanki i zaczęła delikatnie mieszać, pilnując, aby nic nie wpadło do żrącego, niebezpiecznego eliksiru.
| zt, jeśli nie ma wybuchu.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 2, 2, 6, 6, 8
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 2, 2, 6, 6, 8
| 3 sierpnia
Skoro poczuła się lepiej, Wendelina postanowiła, że zakasa rękawy do pracy i zabierze się do pracy. Nie miała ostatnio niestety szczególnych zgłoszeń, jeśli chodziło o eliksiry dla najbliższych, jednakże wystarczyło podpytać, by okazało się, że jej praca ponownie może być przydatna. Okazało się wszakże, że w Muzeum Magicznej Pirotechniki zabrakło specjalisty, który przygotowywał różne specyfiki na pokazy dla zwiedzających i właściwie naprawdę przydałoby się, gdyby ktoś przygotował zapas migotka. Fiolki rozbijane w odpowiedniej odległości od zwiedzających były dodatkowym elementem w trakcie pokazów, co Wendelina uznawała wprawdzie za marnotrawstwo, ale skoro była taka potrzeba, oczywiście miała zamiar wesprzeć krewnego. Wszak to rodzina była najważniejsza.
Gdy zostały dostarczone jej odpowiednie ingrediencje – sama ich nie miała, jako że w ostatnim czasie naprawdę nie łatwo było wiele z nich zdobyć – zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Przybyła do pracowni wraz z księgą pod pachą, krzywiąc się na równie krzywe spojrzenie mijającego ją kuzyna, któremu chyba nie podobało się, że Wendelina będzie warzyć coś, ryzykując wybuch. Im była starsza i mniej zamężna tym bliscy z mniejszym entuzjazmem podchodzili do jej największych pasji, co za każdym razem było dla lady Selwyn niczym nóż wbijany sam w środek serca. Odegnała jednak złe myśli, siadając wraz z księgą w pracowni. Nie warzyła od jakiegoś czasu, toteż wolała najpierw dokładnie przypomnieć sobie sposób na stworzenie migotka. Ograniczona liczba składników sprawiała, że nie mogła ryzykować, że w trakcie ważenia coś pójdzie nie tak.
Czytając kolejne strony księgi i analizując wpływ dzisiejszego układu gwiazd na moc światła, którą wytworzą fiolki, przygryzła wargę, myśląc o tym, że brakuje w jej otoczeniu kogoś, z kim mogłaby na ten temat porozmawiać. W końcu, o ile łatwiej by jej było, gdyby po prostu mogła się spytać, czy ktoś wie, gdzie znajdzie informacje o najlepszych składnikach współtworzących migotka, zamiast samodzielnie szukać ich w bibliotece!
Nie miała jednak takiej osoby i niestety, w tym momencie nie mogła pozwolić sobie na zbyt długie gdybanie na ten temat, bo przecież należało uwarzyć fiolki wypełnione migotkiem.
Chwyciła więc sporą fiolkę ze skorupkami smoczych jaj – drogi, choć wbrew pozorom nie aż tak trudny do zdobycia składnik, jeśli znało się odpowiednie osoby – położyła go w dogodnym miejscu i zaczęła rozpalać ogień pod kociołkiem, stopniowo przygotowując miksturę. Przygotowała trzy dodatkowe składniki pochodzenia zwierzęcego oraz jedną roślinnego. Rozłożyła je w odpowiednich proporcjach przy kociołku. Gdy ten osiągnął idealną temperaturę, zaczęła powoli i stopniowo dodając je do środka, mieszając według przepisu przeczytanego chwilę wcześniej w księdze. Nie dało się ukryć, że lady Selwyn miała dobrą pamięć do czytanego tekstu, dzięki czemu nie musiała wcale zaglądać do jej wnętrza. Zwłaszcza że nie była przecież amatorem, jeśli chodzi o alchemię.
Powoli eliksir zaczął nabierać odpowiedni kolor i zapach. Wendelina uśmiechnęła się z dumą w stronę kociołka, tak jakby właśnie powstały płyn był jej nowo narodzonym dzieckiem, a nie powodującym wybuchy światła specyfikiem, po czym odsunęła się na chwilę, pozwalając mu odpocząć.
W tym czasie zabrała się za przygotowywanie fiolek, do których mogła przelać migotka. Miała ich odpowiedni zapas, toteż również wyłożyła je na blacie razem z rękawiczkami ochronnymi i chochelką, dzięki której przelanie eliksiru powinno być proste. Płyn wymagał jeszcze jednak chwili na dojście do siebie i nabranie odpowiedniej mocy, toteż bezustannie patrząc na zegarek, lady Selwyn zajęła miejsce przy stoliku, przy którym czytała książkę i na chwilę zatopiła się we własnych myślach.
W rodzinie powinna czuć się jak w… rodzinie, jak w domu, prawda? A jednak ostatnio czuła, że narasta w niej irytacja, rozdrażnienie całą sytuacją. Nie była już chciana w pałacu, wszyscy oczekiwali jej rychłych zaręczyn. Choć robiła wszystko, by spełniać swoje obowiązki, to wciąż było za mało dla jej bliskich, co wcale nie pomagało w trakcie żadnych spotkań z arystokracją. Rozdrażniona, zbyt często traciła uśmiech i pozwalała sobie na ostre słowa, niemile widziane na salonach. Nie widziała jednak w tym momencie znacznych szans na zamążpójście. Nie chciała zaś przy tym rezygnować ze swoich pasji i zignorować miłość do alchemii i astronomii, bo te dziedziny były jednymi z niewielu, które przynosiły jej ukojenie. Brakowało jej jednak miejsca, w którym w pełni bezpiecznie mogłaby tworzyć i uczyć się, bez obaw o krzywe spojrzenia innych dam.
A gdyby tak stworzyć… stworzyć miejsce? Właśnie d l a n i c h? Tych pięknych i utalentowanych kobiet, którym wiecznie było zbyt mało? Wendelina miała wpływy, które mogłyby jej na to pozwolić, choć nie dało się ukryć, że dopóki na jej dłoni nie pojawi się pierścionek, te będą znacznie ograniczone. Brakowało jej takiego miejsca w magicznym świecie, w którym panie w odpowiednim towarzystwie mogłyby się prawdziwie spełniać i robić coś dla dobra nauki oraz magii. Przecież miały tak wielkie możliwości, a jednak często były sprowadzane wyłącznie do funkcji rodzących dzieci. Jakby jedno drugiemu zaprzeczało!
Taka instytucja mogłaby zaś być mile widziana, jako że przecież byłaby działalnością charytatywną. Może wspólnie udałoby się im znaleźć leki na choroby genetyczne, które nękają czarodziejów? Albo wyleczyć ten… no tam, głód, który bez wątpienia trawił amerykańskie dzieci?
Lady Selwyn zdawała sobie sprawę z tego, że to jednak nie byłoby wcale proste. Nie znała się na działalnościach, nie miała pojęcia na temat ekonomii i bez wsparcia innych bez wątpienia takie przedsięwzięcie nie mogłoby się udać, a nie dało się ukryć, że nie mogła o nim rozmawiać z tymi, którym nie ufała. Westchnęła więc przeciągle, zamykając księgę, po której wodziła palcami i wstała z miejsca, ruszając ku kociołkowi.
Pomysł jednak zakiełkował w głowie lady Selwyn, która poczuła się niespodziewanie niczym zbawczyni wszystkich czarownic, które dzięki niej mogłyby naprawdę wykorzystać swoją moc i umiejętności. Wciąż rozmarzona, chwyciła za pierwszą fiolkę i na chwilę przymknęła oczy.
Teraz musiała oczyścić głowę. Migotek może miał całkiem uroczo brzmiącą nazwę, ale mógł ją przecież oślepić, gdyby stracił stabilizację, a na to nie mogła pozwolić. Dopiero wówczas zorientowała się, że zapomniała o ochronnych rękawiczkach, które założyła na swoje dłonie i ostrożnie zabrała się do przelewania specyfiku do buteleczek.
Wypełniła każdą z nich płynem, następnie odkładając je do przygotowanego stojaka. Gdy kociołek został opróżniony, wyciągnęła różdżkę i oczyściła go zaklęciem, tak by pozostałe na brzegach resztki nie wpadły na pomysł samodzielnej detonacji. Gdy skończyła, spojrzała ponownie na fiolki i chwyciła tasiemkę. Napisała na niej kilkukrotnie nazwę eliksiru, pocięła je i przykleiła na przygotowane porcje, wraz z datą ważenia, tak aby nikt się nie pomylił, sięgając po płyn.
Ponownie spojrzała na swoją pracę z dumą i uśmiechem. Tak, to zdecydowanie był dobrze uwarzony eliksir, który przyda się w muzeum. To jednak nie było wszystko, co pozostało do wykonania.
W końcu eliksir jakoś trzeba do muzeum dostarczyć. Wendelina znalazła odpowiednie pudełka wypełnione miękkim ozdobnym siankiem barwionym na kolory rodowe, które miało chronić szkło. Lady Selwyn nie lubiła z nim pracować, uznając, że kontrakt z nim, nawet mimo wcześniejszego spreparowania, powinni mieć wyłącznie stajenni (zdecydowanie bardziej preferowała krew mugolskich dziewic oraz nerki salamander), ale nie dało się ukryć, że w obecnych ekonomicznych warunkach to był najłatwiej dostępny środek ochronny. Zaczęła układać fiolki tak, aby nie potłukły się o siebie nawzajem.
Nie dało się ukryć, że gdyby miała prawdziwie własną pracownię, nie powinna się tym zajmować. Opisywać i pakować eliksiry powinien ktoś inny. Musiała jednak przyznać przed sobą, że czasem w tak prostych pracach, zwłaszcza związanych z eliksirami, było coś niezwykle kojącego.
Gdy wszystko było gotowe, lady Selwyn schowała kociołek oraz chochelkę na miejsce, książkę odłożyła na półkę i zawołała jednego z rodzinnych skrzatów, przekazując mu ostrożnie pojemniczki i informując, gdzie ma je dostarczyć.
| zt
Skoro poczuła się lepiej, Wendelina postanowiła, że zakasa rękawy do pracy i zabierze się do pracy. Nie miała ostatnio niestety szczególnych zgłoszeń, jeśli chodziło o eliksiry dla najbliższych, jednakże wystarczyło podpytać, by okazało się, że jej praca ponownie może być przydatna. Okazało się wszakże, że w Muzeum Magicznej Pirotechniki zabrakło specjalisty, który przygotowywał różne specyfiki na pokazy dla zwiedzających i właściwie naprawdę przydałoby się, gdyby ktoś przygotował zapas migotka. Fiolki rozbijane w odpowiedniej odległości od zwiedzających były dodatkowym elementem w trakcie pokazów, co Wendelina uznawała wprawdzie za marnotrawstwo, ale skoro była taka potrzeba, oczywiście miała zamiar wesprzeć krewnego. Wszak to rodzina była najważniejsza.
Gdy zostały dostarczone jej odpowiednie ingrediencje – sama ich nie miała, jako że w ostatnim czasie naprawdę nie łatwo było wiele z nich zdobyć – zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Przybyła do pracowni wraz z księgą pod pachą, krzywiąc się na równie krzywe spojrzenie mijającego ją kuzyna, któremu chyba nie podobało się, że Wendelina będzie warzyć coś, ryzykując wybuch. Im była starsza i mniej zamężna tym bliscy z mniejszym entuzjazmem podchodzili do jej największych pasji, co za każdym razem było dla lady Selwyn niczym nóż wbijany sam w środek serca. Odegnała jednak złe myśli, siadając wraz z księgą w pracowni. Nie warzyła od jakiegoś czasu, toteż wolała najpierw dokładnie przypomnieć sobie sposób na stworzenie migotka. Ograniczona liczba składników sprawiała, że nie mogła ryzykować, że w trakcie ważenia coś pójdzie nie tak.
Czytając kolejne strony księgi i analizując wpływ dzisiejszego układu gwiazd na moc światła, którą wytworzą fiolki, przygryzła wargę, myśląc o tym, że brakuje w jej otoczeniu kogoś, z kim mogłaby na ten temat porozmawiać. W końcu, o ile łatwiej by jej było, gdyby po prostu mogła się spytać, czy ktoś wie, gdzie znajdzie informacje o najlepszych składnikach współtworzących migotka, zamiast samodzielnie szukać ich w bibliotece!
Nie miała jednak takiej osoby i niestety, w tym momencie nie mogła pozwolić sobie na zbyt długie gdybanie na ten temat, bo przecież należało uwarzyć fiolki wypełnione migotkiem.
Chwyciła więc sporą fiolkę ze skorupkami smoczych jaj – drogi, choć wbrew pozorom nie aż tak trudny do zdobycia składnik, jeśli znało się odpowiednie osoby – położyła go w dogodnym miejscu i zaczęła rozpalać ogień pod kociołkiem, stopniowo przygotowując miksturę. Przygotowała trzy dodatkowe składniki pochodzenia zwierzęcego oraz jedną roślinnego. Rozłożyła je w odpowiednich proporcjach przy kociołku. Gdy ten osiągnął idealną temperaturę, zaczęła powoli i stopniowo dodając je do środka, mieszając według przepisu przeczytanego chwilę wcześniej w księdze. Nie dało się ukryć, że lady Selwyn miała dobrą pamięć do czytanego tekstu, dzięki czemu nie musiała wcale zaglądać do jej wnętrza. Zwłaszcza że nie była przecież amatorem, jeśli chodzi o alchemię.
Powoli eliksir zaczął nabierać odpowiedni kolor i zapach. Wendelina uśmiechnęła się z dumą w stronę kociołka, tak jakby właśnie powstały płyn był jej nowo narodzonym dzieckiem, a nie powodującym wybuchy światła specyfikiem, po czym odsunęła się na chwilę, pozwalając mu odpocząć.
W tym czasie zabrała się za przygotowywanie fiolek, do których mogła przelać migotka. Miała ich odpowiedni zapas, toteż również wyłożyła je na blacie razem z rękawiczkami ochronnymi i chochelką, dzięki której przelanie eliksiru powinno być proste. Płyn wymagał jeszcze jednak chwili na dojście do siebie i nabranie odpowiedniej mocy, toteż bezustannie patrząc na zegarek, lady Selwyn zajęła miejsce przy stoliku, przy którym czytała książkę i na chwilę zatopiła się we własnych myślach.
W rodzinie powinna czuć się jak w… rodzinie, jak w domu, prawda? A jednak ostatnio czuła, że narasta w niej irytacja, rozdrażnienie całą sytuacją. Nie była już chciana w pałacu, wszyscy oczekiwali jej rychłych zaręczyn. Choć robiła wszystko, by spełniać swoje obowiązki, to wciąż było za mało dla jej bliskich, co wcale nie pomagało w trakcie żadnych spotkań z arystokracją. Rozdrażniona, zbyt często traciła uśmiech i pozwalała sobie na ostre słowa, niemile widziane na salonach. Nie widziała jednak w tym momencie znacznych szans na zamążpójście. Nie chciała zaś przy tym rezygnować ze swoich pasji i zignorować miłość do alchemii i astronomii, bo te dziedziny były jednymi z niewielu, które przynosiły jej ukojenie. Brakowało jej jednak miejsca, w którym w pełni bezpiecznie mogłaby tworzyć i uczyć się, bez obaw o krzywe spojrzenia innych dam.
A gdyby tak stworzyć… stworzyć miejsce? Właśnie d l a n i c h? Tych pięknych i utalentowanych kobiet, którym wiecznie było zbyt mało? Wendelina miała wpływy, które mogłyby jej na to pozwolić, choć nie dało się ukryć, że dopóki na jej dłoni nie pojawi się pierścionek, te będą znacznie ograniczone. Brakowało jej takiego miejsca w magicznym świecie, w którym panie w odpowiednim towarzystwie mogłyby się prawdziwie spełniać i robić coś dla dobra nauki oraz magii. Przecież miały tak wielkie możliwości, a jednak często były sprowadzane wyłącznie do funkcji rodzących dzieci. Jakby jedno drugiemu zaprzeczało!
Taka instytucja mogłaby zaś być mile widziana, jako że przecież byłaby działalnością charytatywną. Może wspólnie udałoby się im znaleźć leki na choroby genetyczne, które nękają czarodziejów? Albo wyleczyć ten… no tam, głód, który bez wątpienia trawił amerykańskie dzieci?
Lady Selwyn zdawała sobie sprawę z tego, że to jednak nie byłoby wcale proste. Nie znała się na działalnościach, nie miała pojęcia na temat ekonomii i bez wsparcia innych bez wątpienia takie przedsięwzięcie nie mogłoby się udać, a nie dało się ukryć, że nie mogła o nim rozmawiać z tymi, którym nie ufała. Westchnęła więc przeciągle, zamykając księgę, po której wodziła palcami i wstała z miejsca, ruszając ku kociołkowi.
Pomysł jednak zakiełkował w głowie lady Selwyn, która poczuła się niespodziewanie niczym zbawczyni wszystkich czarownic, które dzięki niej mogłyby naprawdę wykorzystać swoją moc i umiejętności. Wciąż rozmarzona, chwyciła za pierwszą fiolkę i na chwilę przymknęła oczy.
Teraz musiała oczyścić głowę. Migotek może miał całkiem uroczo brzmiącą nazwę, ale mógł ją przecież oślepić, gdyby stracił stabilizację, a na to nie mogła pozwolić. Dopiero wówczas zorientowała się, że zapomniała o ochronnych rękawiczkach, które założyła na swoje dłonie i ostrożnie zabrała się do przelewania specyfiku do buteleczek.
Wypełniła każdą z nich płynem, następnie odkładając je do przygotowanego stojaka. Gdy kociołek został opróżniony, wyciągnęła różdżkę i oczyściła go zaklęciem, tak by pozostałe na brzegach resztki nie wpadły na pomysł samodzielnej detonacji. Gdy skończyła, spojrzała ponownie na fiolki i chwyciła tasiemkę. Napisała na niej kilkukrotnie nazwę eliksiru, pocięła je i przykleiła na przygotowane porcje, wraz z datą ważenia, tak aby nikt się nie pomylił, sięgając po płyn.
Ponownie spojrzała na swoją pracę z dumą i uśmiechem. Tak, to zdecydowanie był dobrze uwarzony eliksir, który przyda się w muzeum. To jednak nie było wszystko, co pozostało do wykonania.
W końcu eliksir jakoś trzeba do muzeum dostarczyć. Wendelina znalazła odpowiednie pudełka wypełnione miękkim ozdobnym siankiem barwionym na kolory rodowe, które miało chronić szkło. Lady Selwyn nie lubiła z nim pracować, uznając, że kontrakt z nim, nawet mimo wcześniejszego spreparowania, powinni mieć wyłącznie stajenni (zdecydowanie bardziej preferowała krew mugolskich dziewic oraz nerki salamander), ale nie dało się ukryć, że w obecnych ekonomicznych warunkach to był najłatwiej dostępny środek ochronny. Zaczęła układać fiolki tak, aby nie potłukły się o siebie nawzajem.
Nie dało się ukryć, że gdyby miała prawdziwie własną pracownię, nie powinna się tym zajmować. Opisywać i pakować eliksiry powinien ktoś inny. Musiała jednak przyznać przed sobą, że czasem w tak prostych pracach, zwłaszcza związanych z eliksirami, było coś niezwykle kojącego.
Gdy wszystko było gotowe, lady Selwyn schowała kociołek oraz chochelkę na miejsce, książkę odłożyła na półkę i zawołała jednego z rodzinnych skrzatów, przekazując mu ostrożnie pojemniczki i informując, gdzie ma je dostarczyć.
| zt
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 7 sierpnia
Lady Wendelinie Selwyn zdecydowanie brakowało ostatnio czasu na realizacje swojej największej z pasji. Od kiedy poczuła się lepiej, rodzina bezustannie wymuszała na niej bardziej i mniej publiczne wyjścia, co sprawiało, że nie miała nawet dnia spokoju na to, aby pomyśleć i zaplanować eliksiry, które mogłaby stworzyć. Brakowało jej też czasu na studiowanie ksiąg, choć tu należało nadmienić, że ostatnie kilka miesięcy spędziła z nosem w takowych, więc mogła uznać, że pod tym względem nie miała akurat żadnych zaległości.
Od kiedy pięć dni temu uwarzyła eliksiry dla Muzeum, nie miała chwili, aby stanąć nad kociołkiem. Dlatego mimo zmęczenia całym dniem, przebrała się w roboczy strój i powędrowała do pracowni alchemicznej i zaczęła przygotowywać kociołek. Jej służka, która zwykle pomagała jej w czynnościach, była przeziębiona, toteż nie mogła stawić się wraz z lady w jej pracowni — Wendelina wlała nie ryzykować, że kichaniem mogłaby zniszczyć jakiś z jej eliksirów. Choć nie uśmiechało jej się wcale samodzielne czyszczenie kociołka, poszła więc sama, nie mając innej wystarczająco utalentowanej i sprawdzonej osoby, aby wpuścić ją do pracowni.
Miedzianowłosa zaczęła więc samodzielnie przygotowywać stanowisko pracy. Kociołek na szczęście był czysty i gotowy. Wystarczyło jedynie przygotować składniki. Gdy zajrzała do szuflady odkryła jednak, że części ingrediencji jej brakuje, w związku z czym nie mogła stworzyć eliksirów, które zaplanowała. Inne składniki jednak czekały na Wendelinę, która tego dnia nie miała zamiaru wybrzydzać. Po prostu chciała coś przygotować; czy zaś specyfiki się przydadzą, czy nie, to już nie było jej zmartwienie. Starała się ich zwykle wprawdzie nie marnować, ale ceniła sobie też doświadczenie zdobywane w trakcie oraz sam proces przygotowywania eliksirów, który odprężał ją jak mało co.
W szufladzie znajdowały się jeszcze dwie łodygi ciemiernika. Postanowiła więc, że zacznie od czegoś łatwego. Mikstura rannego byka nie należała do najbardziej użytecznych dla niej specyfików, ale być może warto było przygotować ją choćby po to, aby spróbować wykonać eksperymenty i zastanowić się, czy trucizna działa wyłącznie po podaniu, czy być może na przykład nałożona na rany również pomagałaby w zapobiegnięciu gojenia się ich.
Zaczęła podgrzewać kociołek, dodając do niego łodygę ciemiernika, a następnie brakujące składniki: jeden roślinny oraz trzy zwierzęce. W kociołku znalazła się łodyga tulipana, a także pióro kukułki, żądło osy oraz kieł węża. Zgodnie z wiedzą lady Selwyn, takie połączenie winno stworzyć mocną truciznę na bazie łodygi, którą będzie mogła w przyszłości wykorzystać. Czy jednak na pewno wykonała wszystkie kroki prawidłowo?
| k100 na miksturę rannego byka; st. 40, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
Lady Wendelinie Selwyn zdecydowanie brakowało ostatnio czasu na realizacje swojej największej z pasji. Od kiedy poczuła się lepiej, rodzina bezustannie wymuszała na niej bardziej i mniej publiczne wyjścia, co sprawiało, że nie miała nawet dnia spokoju na to, aby pomyśleć i zaplanować eliksiry, które mogłaby stworzyć. Brakowało jej też czasu na studiowanie ksiąg, choć tu należało nadmienić, że ostatnie kilka miesięcy spędziła z nosem w takowych, więc mogła uznać, że pod tym względem nie miała akurat żadnych zaległości.
Od kiedy pięć dni temu uwarzyła eliksiry dla Muzeum, nie miała chwili, aby stanąć nad kociołkiem. Dlatego mimo zmęczenia całym dniem, przebrała się w roboczy strój i powędrowała do pracowni alchemicznej i zaczęła przygotowywać kociołek. Jej służka, która zwykle pomagała jej w czynnościach, była przeziębiona, toteż nie mogła stawić się wraz z lady w jej pracowni — Wendelina wlała nie ryzykować, że kichaniem mogłaby zniszczyć jakiś z jej eliksirów. Choć nie uśmiechało jej się wcale samodzielne czyszczenie kociołka, poszła więc sama, nie mając innej wystarczająco utalentowanej i sprawdzonej osoby, aby wpuścić ją do pracowni.
Miedzianowłosa zaczęła więc samodzielnie przygotowywać stanowisko pracy. Kociołek na szczęście był czysty i gotowy. Wystarczyło jedynie przygotować składniki. Gdy zajrzała do szuflady odkryła jednak, że części ingrediencji jej brakuje, w związku z czym nie mogła stworzyć eliksirów, które zaplanowała. Inne składniki jednak czekały na Wendelinę, która tego dnia nie miała zamiaru wybrzydzać. Po prostu chciała coś przygotować; czy zaś specyfiki się przydadzą, czy nie, to już nie było jej zmartwienie. Starała się ich zwykle wprawdzie nie marnować, ale ceniła sobie też doświadczenie zdobywane w trakcie oraz sam proces przygotowywania eliksirów, który odprężał ją jak mało co.
W szufladzie znajdowały się jeszcze dwie łodygi ciemiernika. Postanowiła więc, że zacznie od czegoś łatwego. Mikstura rannego byka nie należała do najbardziej użytecznych dla niej specyfików, ale być może warto było przygotować ją choćby po to, aby spróbować wykonać eksperymenty i zastanowić się, czy trucizna działa wyłącznie po podaniu, czy być może na przykład nałożona na rany również pomagałaby w zapobiegnięciu gojenia się ich.
Zaczęła podgrzewać kociołek, dodając do niego łodygę ciemiernika, a następnie brakujące składniki: jeden roślinny oraz trzy zwierzęce. W kociołku znalazła się łodyga tulipana, a także pióro kukułki, żądło osy oraz kieł węża. Zgodnie z wiedzą lady Selwyn, takie połączenie winno stworzyć mocną truciznę na bazie łodygi, którą będzie mogła w przyszłości wykorzystać. Czy jednak na pewno wykonała wszystkie kroki prawidłowo?
| k100 na miksturę rannego byka; st. 40, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Lady Selwyn skrzywiła się, widząc, że specyfik nie wyszedł tak, jakby sobie tego życzyła. Masa w kociołku zabulgotała i wydała z siebie nieprzyjemny odór, sugerujący, że eliksir nie wyszedł odpowiednio. Specyfik być może jednak pachniał nieodpowiednio, ale nie wyglądał wcale aż tak źle; może więc będzie dało się coś jeszcze z niego uratować? Choć nie miała wcale ochoty na zajmowanie się śmierdzącymi płynami (dlatego właśnie preferowała pomoc służby, jeśli mogła sobie na to pozwolić), postanowiła, że spróbuje przelać specyfik do fiolek. Być może jeszcze do czegoś się przyda. Kto wie, może pałacowy ogrodnik mógłby go wykorzystać do wypalenia chwastów? Ponadto Wendelina dobrze wiedziała, że czasem nawet pozornie nieudany eliksir z czasem może nabrać odpowiednich właściwości.
Dlatego też zaczekała chwilę, aż kociołek ostygnie. Nie miała zamiaru przecież się oparzyć. Dopiero po jakimś czasie ostrożnie i z wyczuciem zaczęła przelewać płyn do przygotowanych wcześniej fiolek.
Przeanalizowała dokładnie krok po kroku cały proces, próbując znaleźć błąd i w końcu chyba się go doszukała — zamiast cebulki tulipana dodała jego łodygę, która jednakże nie miała szczególnych alchemicznych właściwości. A przynajmniej lady Selwyn nic o takowych nie wiedziała. Wzięła głęboki oddech. Nie powinna popełniać takich błędów. To pewnie jednak zmęczenie i roztargnienie… Nie powinna stresować się takimi bzdurami. Przecież to tylko testy, tylko próby, prawda?
Wyczyściła dokładnie kociołek, używając do tego różdżki (przecież nie miała zamiaru brudzić rąk do takich czynności!), a następnie znów zabrała się do pracy. Tym razem ostrożniej dobrała składniki, ponownie chcąc przygotować miksturę rannego byka. Dodała do kociołka łdygę ciemiernika, cebulkę tulipana, pióro kukułki, żądło osy oraz kieł węża. Tym razem zaczęła mieszać całość zdecydowanie ostrożniej, skupiając się na tym, co robi. To nie był wszak wcale skomplikowany przepis; całość powinna jej wyjść już za pierwszym razem, gdyby nie głupi błąd…
Obserwowała, jak specyfiki scalają się w jedno, tworząc jednolitą masę. Wendelina wiedziała jednak, że taki eliksir może jeszcze zmienić swój kolor i zacząć cuchnąć, sugerując, że i tym razem coś poszło nie tak. Dlatego też nie miała zamiaru dzielić skóry na wciąż żywej sarnie. Czy jak to ojciec czasem zwykł mówić po powrocie z polowania.
| k100 na miksturę rannego byka; st. 40, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
Dlatego też zaczekała chwilę, aż kociołek ostygnie. Nie miała zamiaru przecież się oparzyć. Dopiero po jakimś czasie ostrożnie i z wyczuciem zaczęła przelewać płyn do przygotowanych wcześniej fiolek.
Przeanalizowała dokładnie krok po kroku cały proces, próbując znaleźć błąd i w końcu chyba się go doszukała — zamiast cebulki tulipana dodała jego łodygę, która jednakże nie miała szczególnych alchemicznych właściwości. A przynajmniej lady Selwyn nic o takowych nie wiedziała. Wzięła głęboki oddech. Nie powinna popełniać takich błędów. To pewnie jednak zmęczenie i roztargnienie… Nie powinna stresować się takimi bzdurami. Przecież to tylko testy, tylko próby, prawda?
Wyczyściła dokładnie kociołek, używając do tego różdżki (przecież nie miała zamiaru brudzić rąk do takich czynności!), a następnie znów zabrała się do pracy. Tym razem ostrożniej dobrała składniki, ponownie chcąc przygotować miksturę rannego byka. Dodała do kociołka łdygę ciemiernika, cebulkę tulipana, pióro kukułki, żądło osy oraz kieł węża. Tym razem zaczęła mieszać całość zdecydowanie ostrożniej, skupiając się na tym, co robi. To nie był wszak wcale skomplikowany przepis; całość powinna jej wyjść już za pierwszym razem, gdyby nie głupi błąd…
Obserwowała, jak specyfiki scalają się w jedno, tworząc jednolitą masę. Wendelina wiedziała jednak, że taki eliksir może jeszcze zmienić swój kolor i zacząć cuchnąć, sugerując, że i tym razem coś poszło nie tak. Dlatego też nie miała zamiaru dzielić skóry na wciąż żywej sarnie. Czy jak to ojciec czasem zwykł mówić po powrocie z polowania.
| k100 na miksturę rannego byka; st. 40, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Eliksir wyglądał i pachniał dokładnie tak, jak powinien. Czyli zdecydowanie winna była łodyga. Pokręciła głową z lekkim rozbawieniem. Och, naprawdę musiała po prostu się skupiać na tym, co robiła! Teraz należało jedynie zaczekać, aż eliksir trochę ostygnie i będzie mogła przelać go do odpowiednich fiolek.
W oczekiwaniu na to przysiadła przy znajdującym się bliżej okna stoliku, na którym leżała książka o wpływie jesiennego nieboskłonu na właściwości eliksirów. Przysiadła, na chwilę oddając się lekturze. To opracowanie naukowe nie należało wprawdzie do najbardziej odkrywczych, jednak już wkrótce przecież przyjdzie jesień i warto było przypomnieć sobie, jakie eliksiry w tym czasie najlepiej ważyć. Ponadto Wendelina powoli zaczynała mieć dosyć upalnego lata i z chęcią przenosiła się myślą do chłodniejszej, kolorowej jesieni, kiedy to barwy jej rodziny zaczynały otaczać cały pałac. Wszędobylska zieleń zdecydowanie nie pasowała do Selwynów; jesień zaś zawsze wydawała jej się ich czasem.
Po dłuższej chwili wstała, wracając do kociołka. Przelała specyfik do fiolek, wyczyściła go i ponownie przeanalizowała, co mogłaby w tej chwili stworzyć. Znalazła również piołun, w dość dużych ilościach. Przygryzła na chwilę wargi, po czym zdecydowała, że może wykorzystać go do stworzenia eliksiru Rue. Ten specyfik był zdecydowanie trudniejszy do wykonania od poprzedniego, ale lady Selwyn była przecież utalentowana w swojej dziedzinie i nie powinno sprawić jej to aż tak dużej trudności. Ponadto uważała, że warto mieć go w swoich zapasach. Oczywiście nie sądziła, aby sama kiedykolwiek go potrzebowała (ponadto przez chorobę nawet nie mogła liczyć na jego pomoc), ale nie mogła powiedzieć tego o służbie czy o niektórych swoich krewnych…
Dla pewności sięgnęła do jednej z półek z książkami, wyciągając pozycję poświęconą tylko temu specyfikowi. Przewertowała kartki, powtarzając kluczowe informacje, po czym zaczęła z namaszczeniem przygotowywać składniki.
Poza piołunem wykorzystała również cykorię, kieł węża, suszone pająki oraz kość gnoma. Całość zaczęła powoli mieszać w czystym kociołku, mając nadzieję, że eliksir okaże się sukcesem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio przygotowywała Rue, dlatego nie była wcale taka pewna efektu. Jeśli jednak się uda, naprawdę nie będzie narzekać na posiadanie go w swojej prywatnej kolekcji eliksirów. Lepiej było go mieć, niż nie mieć, prawda?
| k100 na eliksir rue; st. 80, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
W oczekiwaniu na to przysiadła przy znajdującym się bliżej okna stoliku, na którym leżała książka o wpływie jesiennego nieboskłonu na właściwości eliksirów. Przysiadła, na chwilę oddając się lekturze. To opracowanie naukowe nie należało wprawdzie do najbardziej odkrywczych, jednak już wkrótce przecież przyjdzie jesień i warto było przypomnieć sobie, jakie eliksiry w tym czasie najlepiej ważyć. Ponadto Wendelina powoli zaczynała mieć dosyć upalnego lata i z chęcią przenosiła się myślą do chłodniejszej, kolorowej jesieni, kiedy to barwy jej rodziny zaczynały otaczać cały pałac. Wszędobylska zieleń zdecydowanie nie pasowała do Selwynów; jesień zaś zawsze wydawała jej się ich czasem.
Po dłuższej chwili wstała, wracając do kociołka. Przelała specyfik do fiolek, wyczyściła go i ponownie przeanalizowała, co mogłaby w tej chwili stworzyć. Znalazła również piołun, w dość dużych ilościach. Przygryzła na chwilę wargi, po czym zdecydowała, że może wykorzystać go do stworzenia eliksiru Rue. Ten specyfik był zdecydowanie trudniejszy do wykonania od poprzedniego, ale lady Selwyn była przecież utalentowana w swojej dziedzinie i nie powinno sprawić jej to aż tak dużej trudności. Ponadto uważała, że warto mieć go w swoich zapasach. Oczywiście nie sądziła, aby sama kiedykolwiek go potrzebowała (ponadto przez chorobę nawet nie mogła liczyć na jego pomoc), ale nie mogła powiedzieć tego o służbie czy o niektórych swoich krewnych…
Dla pewności sięgnęła do jednej z półek z książkami, wyciągając pozycję poświęconą tylko temu specyfikowi. Przewertowała kartki, powtarzając kluczowe informacje, po czym zaczęła z namaszczeniem przygotowywać składniki.
Poza piołunem wykorzystała również cykorię, kieł węża, suszone pająki oraz kość gnoma. Całość zaczęła powoli mieszać w czystym kociołku, mając nadzieję, że eliksir okaże się sukcesem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio przygotowywała Rue, dlatego nie była wcale taka pewna efektu. Jeśli jednak się uda, naprawdę nie będzie narzekać na posiadanie go w swojej prywatnej kolekcji eliksirów. Lepiej było go mieć, niż nie mieć, prawda?
| k100 na eliksir rue; st. 80, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
O ile pierwsza mikstura miała szansę się jeszcze do czegoś przydać, o tyle przygotowany przez Wendelinę Rue po prostu nie wyszedł. Wyraźnie świadczył o tym zarówno nieprawidłowy kolor, jak i zapach; eliksir po prostu cuchnął.
To jednak był zdecydowanie trudniejszy specyfik, którego nie przygotowywała naprawdę od dawna, toteż nie miała zamiaru się na siebie wściekać. Miała jeszcze wystarczający zapas piołunu, aby przygotować go ponownie. Dlatego też postanowiła dać sobie chwilę. Ponownie chwyciła książkę, siadając przy stoliku. Otworzyła księgę na stronie z dokładnym opisem doboru ingrediencji. Miała przeczucie, że to właśnie w tym względzie mogło pójść nie tak, zważając na to, że wcześniej pomyliła się co do tulipana. Lektura stopniowo zaczęła utwierdzać ją w przekonaniu, że chyba faktycznie miała racje. Cykoria nie miała odpowiedniego balansu kwasowości do eliksiru Rue i to ona mogła wpłynąć na stworzenie wadliwego wywaru. Lady Selwyn czytała księgę jeszcze przez chwilę, dochodząc do wniosku, że chyba musi znaleźć nauczyciela, który poszerzy jej wiedzę w tym względzie. Zdecydowanie zbyt mało wiedziała o ingrediencjach, zarówno roślinnych, jak i zwierzęcych i to mogło sprawiać, że tak często popełniała błędy.
Wróciła na stanowisko, ponownie dokładnie oczyszczając kociołek. Tym razem nie miała najmniejszego zamiaru pozostawiać płynu, z którego niemal na pewno nic nie dało się już zrobić. Po przygotowaniu składników zabrała się zaś za warzenie eliksiru, obiecując sobie, że to już ostatnia próba tego dnia. Robiło się coraz później, a ona była już zmęczona, co mogło zaś skończyć się tym, że coraz więcej eliksirów przestanie jej wychodzić. Marnowanie składników nie było zaś czymś, co planowała robić, zwłaszcza teraz, kiedy nie tak łatwo było niektóre z nich zdobyć. Nawet gdy należało się do tak wpływowej rodziny, jak Selwyni.
Podchodząc po raz kolejny do stworzenia eliksiru Rue, przygotowała składniki: piołun, kieł węża, suszone pająki, kość gnoma oraz nasiona granatu. Miała nadzieję, że tak stworzona mieszanka pozwoli jej na dodanie tego specyfiku do swojej małej kolekcji. Całość zaczęła dokładnie, powoli mieszać, pilnując swojego oddechu. Nigdzie jej się nie śpieszyło, a jeśli wywar się nie uda, nic się nie stanie. W końcu najważniejsze było po prostu to, aby zawsze ćwiczyć swoje umiejętności, a każda porażka była na swój sposób małym sukcesem, o ile wyciągało się z niej odpowiednią naukę.
| k100 na eliksir rue; st. 80, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
To jednak był zdecydowanie trudniejszy specyfik, którego nie przygotowywała naprawdę od dawna, toteż nie miała zamiaru się na siebie wściekać. Miała jeszcze wystarczający zapas piołunu, aby przygotować go ponownie. Dlatego też postanowiła dać sobie chwilę. Ponownie chwyciła książkę, siadając przy stoliku. Otworzyła księgę na stronie z dokładnym opisem doboru ingrediencji. Miała przeczucie, że to właśnie w tym względzie mogło pójść nie tak, zważając na to, że wcześniej pomyliła się co do tulipana. Lektura stopniowo zaczęła utwierdzać ją w przekonaniu, że chyba faktycznie miała racje. Cykoria nie miała odpowiedniego balansu kwasowości do eliksiru Rue i to ona mogła wpłynąć na stworzenie wadliwego wywaru. Lady Selwyn czytała księgę jeszcze przez chwilę, dochodząc do wniosku, że chyba musi znaleźć nauczyciela, który poszerzy jej wiedzę w tym względzie. Zdecydowanie zbyt mało wiedziała o ingrediencjach, zarówno roślinnych, jak i zwierzęcych i to mogło sprawiać, że tak często popełniała błędy.
Wróciła na stanowisko, ponownie dokładnie oczyszczając kociołek. Tym razem nie miała najmniejszego zamiaru pozostawiać płynu, z którego niemal na pewno nic nie dało się już zrobić. Po przygotowaniu składników zabrała się zaś za warzenie eliksiru, obiecując sobie, że to już ostatnia próba tego dnia. Robiło się coraz później, a ona była już zmęczona, co mogło zaś skończyć się tym, że coraz więcej eliksirów przestanie jej wychodzić. Marnowanie składników nie było zaś czymś, co planowała robić, zwłaszcza teraz, kiedy nie tak łatwo było niektóre z nich zdobyć. Nawet gdy należało się do tak wpływowej rodziny, jak Selwyni.
Podchodząc po raz kolejny do stworzenia eliksiru Rue, przygotowała składniki: piołun, kieł węża, suszone pająki, kość gnoma oraz nasiona granatu. Miała nadzieję, że tak stworzona mieszanka pozwoli jej na dodanie tego specyfiku do swojej małej kolekcji. Całość zaczęła dokładnie, powoli mieszać, pilnując swojego oddechu. Nigdzie jej się nie śpieszyło, a jeśli wywar się nie uda, nic się nie stanie. W końcu najważniejsze było po prostu to, aby zawsze ćwiczyć swoje umiejętności, a każda porażka była na swój sposób małym sukcesem, o ile wyciągało się z niej odpowiednią naukę.
| k100 na eliksir rue; st. 80, statystyka 28(+5)= +33 do rzutu.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Bladą twarz alchemiczki znów rozświetlił uśmiech. Eliksir zdecydowanie się udał, bulgocząc w kociołku niemal radośnie. Mogła być z siebie dumna — znalazła błąd, poprawiła go i stworzyła adekwatną miksturę. Czy będzie przydatna? Cóż, w jej przypadku lepiej, żeby odpowiedź brzmiała nie, o ile Wendelina nie spróbuje jej użyć do badań alchemicznych; zawsze jednak lepiej być ubezpieczonym. Nie można było przecież dopuścić, aby służba sprowadzała na świat bękarty, a lady Selwyn doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że arystokracja nie zawsze była tak grzeczna jak to mogłoby się wydawać. Nad czym rzecz jasna ogromnie ubolewała. Miała tylko nadzieję, że jej starszy brat zawsze godnie reprezentuje rodzinę również i pod tym względem; wszak w takich wartościach został wychowany.
Lady Selwyn odczekała chwilę, aż eliksir wystygnie, ponownie na chwilę oddając się przyjemności lektury, tym razem jednak wracając do astronomicznej księgi. Ach, będzie musiała się wkrótce wybrać do obserwatorium; brakowało jej tego miejsca.
Gdy minęło kilkanaście minut, a specyfik przybrał odpowiednią temperaturę, Wendelina wróciła do stanowiska, przelewając eliksir do fiolek i dokładnie je zamykając. Następnie wyciągnęła różdżkę i za jej pomocą wyczyściła kociołek. Spojrzała z dumą na swoje miejsce pracy: zdecydowanie była ponad przeciętna w swoim fachu. Nie każdy alchemik, nawet ten uzdolniony, był w stanie tworzyć tego typu eliksiry. A jednak ona potrafiła; bez wątpienia była przy tym cenna dla swojej rodziny. Gdyby tylko nie musiała jej opuszczać…
Cóż, przynajmniej miała nadzieję, że jej umiejętności okażą się atutem dla przyszłego męża, którego nomen omen musiała wkrótce znaleźć i usidlić. Tylko jak to zrobić? Na pewno nie zaszkodziłaby w tym amortencja, jednak w tej chwili brakowało jej składników na ten wyjątkowy specyfik. Będzie musiała poprosić rodzinnego dostawcę, aby zadbał o to, by Wendelina mogła go stworzyć. Oczywiście tak na wszelki wypadek… Miała nadzieję, że właśnie atuty i umiejętności będą do tego wystarczające. Jednak doskonale wiedziała, że w walce o miłość wszystkie chwyty są dozwolone.
Ukontentowana przebiegiem dnia, opuściła pracownię.
| zt
Lady Selwyn odczekała chwilę, aż eliksir wystygnie, ponownie na chwilę oddając się przyjemności lektury, tym razem jednak wracając do astronomicznej księgi. Ach, będzie musiała się wkrótce wybrać do obserwatorium; brakowało jej tego miejsca.
Gdy minęło kilkanaście minut, a specyfik przybrał odpowiednią temperaturę, Wendelina wróciła do stanowiska, przelewając eliksir do fiolek i dokładnie je zamykając. Następnie wyciągnęła różdżkę i za jej pomocą wyczyściła kociołek. Spojrzała z dumą na swoje miejsce pracy: zdecydowanie była ponad przeciętna w swoim fachu. Nie każdy alchemik, nawet ten uzdolniony, był w stanie tworzyć tego typu eliksiry. A jednak ona potrafiła; bez wątpienia była przy tym cenna dla swojej rodziny. Gdyby tylko nie musiała jej opuszczać…
Cóż, przynajmniej miała nadzieję, że jej umiejętności okażą się atutem dla przyszłego męża, którego nomen omen musiała wkrótce znaleźć i usidlić. Tylko jak to zrobić? Na pewno nie zaszkodziłaby w tym amortencja, jednak w tej chwili brakowało jej składników na ten wyjątkowy specyfik. Będzie musiała poprosić rodzinnego dostawcę, aby zadbał o to, by Wendelina mogła go stworzyć. Oczywiście tak na wszelki wypadek… Miała nadzieję, że właśnie atuty i umiejętności będą do tego wystarczające. Jednak doskonale wiedziała, że w walce o miłość wszystkie chwyty są dozwolone.
Ukontentowana przebiegiem dnia, opuściła pracownię.
| zt
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Obudziła się wyjątkowo wcześnie. Wszyscy domownicy w pałacu na pewno jeszcze spali; na nogach była zaś jedynie służba, która przygotowywała się już do pełnego wrażeń dnia. Wendelina zadecydowała, że nie widzi jednak sensu w tym, aby dłużej spać i wylegiwać się w łóżku, zwłaszcza że obudziła się pełna werwy do działania i wewnętrznej inspiracji. Takich chwil się zaś nie przepuszcza.
Dlatego po odzianiu się w odpowiedni strój, wstała z łóżka, zakładając na siebie prostą, roboczą suknię. Rzecz jasna, adekwatną do jej roli i funkcji, jaką pełniła na dworze swojej ciotki, jednak nie miała przecież zamiaru paradować w pracowni w stroju z nadmiarem wstążeczek i w zbyt ciasnym gorsecie. Taki ubiór w trakcie ważenia eliksirów byłby po prostu niefrasobliwym wyborem, a ponadto zdaniem Wendy nie oddawałby sztuce warzenia eliksirów odpowiedniego szacunku.
Tak odziana, ruszyła korytarzem, ruchem ręki dając znać mijanej skrzatce, aby poszła za nią. Ta nie oponowała, chociaż wyraźnie nie miała szczególnej ochoty na towarzyszenie wymagającej pani. Lady Selwyn kompletnie się tym nie przejęła. Choć nie miała zamiaru prosić o pomoc ludzkiej służby, która na pewno nie była na to przygotowana, wolała jednak w trakcie tej sesji warzenia mieć kogoś, kto będzie jej towarzyszył. Nie ufała wiedzy alchemicznej skrzatki, ale mogła chociaż umyć podłogę, jeśli coś się na nią rozleje.
Gdy Wendelina znalazła się już w pracowni, zaczęła od sięgnięcia po księgę zawierającą opis przydatnych w alchemii składników roślinnych. Miała w swoim asortymencie ropę czyrakobulwy, którą zapragnęła wykorzystać do stworzenia eliksiru uspokajającego. Nim jednak zabierze się do pracy, należało się odpowiednio rozgrzać i przygotować, a nie ma lepszej rozgrzewki dla umysłu niż zagłębienie się w lekturze.
Wysłała skrzatkę do kuchni po śniadanie, które miała zamiar spożyć w pracowni i przysiadła, czytając o roślinie wykorzystywanej do tworzenia eliksirów leczniczych. Czyrakobulwa w swojej pierwotnej formie przypominała wijące się ślimaki (fuj!), a ropę zbierało się z pęcherzy, które znajdowały się na jej powierzchni. Na rysunku wyglądały niczym pryszcze; lady Selwyn aż skrzywiła się z niesmakiem. Z ropą należało obchodzić się szczególnie ostrożnie, jako że w nierozcieńczonej formie mogła powodować nieprzyjemne oparzenia.
Cóż, na szczęście ostrożności Wendelinie nie brakowało. Przygotowała kociołek i za pomocą różdżki odpaliła płomień, a następnie stopniowo zaczęła dodawać do niego składniki. Zaczynając od serca, czyli ropy czyrakobulwy, następnie dodała czarne jagody, korę lipy, skrzydełko elfa oraz odrobinę krwi wieloryba. Tak stworzona mieszanka powinna doskonale sprawdzić się do tworzonego eliksiru. Lady Selwyn zaczęła mieszać w kociołku.
| tworzę eliksir uspakakający, st. 50, bonus 28+5=33, konieczny rzut min. 17
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pracownia alchemiczna
Szybka odpowiedź