Nicholas Bulstrode
Nazwisko matki: Nott
Miejsce zamieszkania: Bulstrode Park, Gerrards Cross
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: naukowy publicysta (transmutacja)
Wzrost: 173
Waga: 72
Kolor włosów: ciemny blond
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: -
elastyczna, 12 cali, bangkirai i łuska widłowęża
Hogwart (Slytherin)
lis
łóżko szpitalne
brzoskwinią
swoją rodzinę - bezpieczną, w pełni sił i szczęśliwą
muzyką, literaturą
Tajfunom z Tutshill
grywam na pianinie
muzyki klasycznej
Oliver Jackson-Cohen
Nicholas przyszedł na świat w murach rodzinnego dworu jako drugi syn Victora oraz Amelii Bulstrode'ów. Mimo że ojciec traktował swoje latorośle pobłażliwie, okazywał się nieprzejednany, kiedy powziął jakieś postanowienie. Lament czy tupanie nogą spełzały na niczym wobec jego żelaznej konsekwencji, spokoju i opanowania. Matka o wiele łatwiej pozwalała się przekonać do spełniania życzeń sprytnych pociech, co też bracia bardzo skrzętnie wykorzystywali.
Chłopiec nie mógłby się poskarżyć, że czegokolwiek mu brakowało. Miał wszystko - kochających rodziców, najpiękniejsze książki, porządną miotłę oraz własnego konika. W zamian za te wszystkie dobrodziejstwa nakładano na niego wiele wymagań, od opanowania arytmetki poczynając, poprzez poznanie tajników etykiety i kultury, a na nauce trzymania się w siodle kończąc. Zapoznawano go z językiem francuskim oraz włoskim, tak by nie zbłaźnił się ignorancją podczas spotkań z zagranicznymi gośćmi, uczono doceniania sztuki, pokazywano, jak władać rapierem i liczyć pieniądze, z którymi w przyszłości jako mąż oraz ojciec będzie musiał roztropnie się obchodzić. W jego domu szczególny rozwój kładziono na rozwój umysłowy, toteż większość wyznaczonych mu zajęć miała na celu ukształtowanie jego intelektu. Jeżeli nie liczyć dziecinnych grymasów, właściwie mu to nie przeszkadzało - od zawsze lubił naukę, chętnie zgłębiał literaturę, a kiedy trochę podrósł, nauczył się doceniać podsuwane mu pod nos harmonogramy oraz efektywną organizację czasu. Samodyscyplina, osiąganie kolejnych celów i ustawianie poprzeczki na wysokim poziomie w pewnym momencie na dobre weszły mu w krew. Spośród przydzielanych mu zajęć szczególnie upodobał sobie grę na fortepianie, która zarówno w dzieciństwie, jak i w dorosłości pozwalała mu się zrelaksować po pracowicie spędzanych dniach.
Odkąd tylko nauczył się stąpać na własnych nogach, wszędzie było go pełno. Zaglądał w każdy kąt, dotykał wszystkich pozycji w zbiorach bibliotecznych, obserwował zachowanie mrówek i zwiedzał nieskończone połacie ogrodu. Co zawdzięczał wdrażanemu od kołyski wychowaniu, był dzieckiem bardzo ciekawskim, zafascynowanym sposobem funkcjonowania świata oraz rządzącymi nim regułami. Jako że w chwilach wolnych od zdobywania teoretycznej wiedzy kosztował rzeczywistości wszystkimi zmysłami, parokrotnie omal nie uległ poważnemu wypadkowi. Nie skończył jeszcze czterech lat, a wpadnięcie do sadzawki zmusiło skrytą w nim magię do ujawnienia się w celu uratowania mu życia. Opiekunkę, która na ten czas spuściła go z oczu, natychmiast oddalono, a chłopcu zabroniono wycieczek nad wodę. To wydarzenie wyhamowało wykazywaną przez niego żądzę przygód, wciąż daleko jednak było mu do cichego, skulonego w kącie malucha. Dopiero z biegiem czasu niespokojny duch szkraba trochę spoważniał, pozwalając mu na dorośnięcie do roli ojcowskiej dumy.
Gdyby zapytać go o wspomnienia związane z pierwszymi szkolnymi zakupami, prawdopodobnie okazałby ambiwalentne odczucia. Przed wyjściem z domu trzykrotnie sprawdził przepisaną na czysty pergamin listę, nie chcąc niczego pominąć, a następnie w towarzystwie matki i wyznaczonej do roli tragarzy służby udał się na ulicę Pokątną. Przyjął sobie za punkt honoru nabycie wszystkich potrzebnych przedmiotów w możliwie najkrótszym czasie, a nawet założył się o to z wyrażającym powątpiewanie bratem. Nic więc dziwnego, że wakacyjne kolejki, spotęgowane skoncentrowanym wokół wybrzeży niebezpieczeństwem, w sklepach negatywnie wpłynęły na jego nastrój, wygaszając ekscytację towarzyszącą mu od dnia otrzymania listu informującego o przyjęciu go do Hogwartu. Magiczny moment wyboru pierwszej różdżki nabrał gorzkiego smaku presji związanej ze stratą cennych minut oraz perspektywą przegranej. Dobrze wychowany Nicholas nie manifestował swoich uczuć otwarcie, ale narastająca frustracja sięgnęła zenitu, gdy zegar wybił trzecią, a oni dopiero dotarli do zakładu krawieckiego. Pozwolił sobie wprawdzie zdjąć miarę, jednak nagle okazało się, że żaden towar nie potrafi zyskać jego aprobaty - faktura nie była odpowiednia, czerń nie dość czarna, materiał zbyt delikatny, to znów za twardy czy nieprzyjemny w dotyku (a przecież sekundy nieubłaganie płynęły dalej!) Kiedy jedenastolatek zażądał udania się w inne miejsce, matka wyszła z nim na zewnątrz, a kwestię złożenia odpowiedniego zamówienia pozostawiła pomocy domowej. Duża porcja lodów ostudziła emocje i poprawiła chłopcu humor, tak że w księgarni zdecydował się poświęcić chwilę na dobranie sobie dodatkowej literatury spoza spisu obowiązkowych pozycji. W domu już spokojnie przyznał się bratu do porażki, a nawet porozmawiał o tym z ojcem. Odbyta po kolacji konwersacja dała mu sporo do myślenia, po raz pierwszy uświadamiając mu, że niepowodzenie nie musi wcale oznaczać klęski. Przypominał sobie tę oraz podobne lekcje w przyszłości, ilekroć niewiele brakowało mu do utraty cierpliwości spowodowanej tym, że rzeczywistość nie podporządkowuje się jego życzeniom.
Druga połowa sierpnia i wrzesień przyniosły eskalację niemieckich nalotów, sprawiając, że wyprawa na dworzec King's Cross przebiegła w pośpiechu oraz z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Do momentu, gdy otrzymał pierwszą sowę z domu, makówkę Nicholasa zaprzątała obawa o losy rodziny. Chłopiec dzielnie trzymał fason do końca dnia, co zresztą w pociągu pełnym dzieci, podczas Ceremonii Przydziału czy wspaniałej uczty, spożytej w towarzystwie innych Ślizgonów, nie było takie znów trudne. Przyłożenie policzka do poduszki i zmrużenie oczu kosztowało go więcej wysiłku, dlatego pierwszą noc spędził w Pokoju Wspólnym z nosem zanurzonym w podręczniku do zielarstwa.
Temat powietrznej inwazji okazał się być całkiem popularnym, a ze szczególnym przejęciem opowiadali sobie o nim uczniowie pochodzący z niemagicznych rodzin, z którymi młody Ślizgon czasami mijał się na szkolnych korytarzach. Pomny ojcowskich nauk, unikał bezpośredniego kontaktu, ale słuchał, odnotowując w pamięci tyle szczegółów, ile potrafił. Jeszcze więcej uwagi koncentrował na wstrząsających Hogwartem pogłoskach dotyczących Gellerta Grindelwalda.
Domowe przygotowanie ułatwiło mu zdobywanie czy utrwalanie wiedzy zdobytej podczas lekcji, dzięki czemu mógł skoncentrować więcej energii na nieporównywalnie trudniejszym zadaniu, które przed nim postawiono. Polegało ono w znacznej mierze na odpowiednim zbalansowaniu dyskrecji z aktywnością oraz nawiązaniem pozytywnych relacji z otaczającymi go ludźmi. Pierwsze lata w Hogwarcie bez wątpienia nauczyły apodyktycznego, łatwo tracącego cierpliwość chłopca pokory i opanowania. W późniejszym okresie Nicholas docenił daną mu przez Tiarę szansę częstego przebywania z ambitnymi rówieśnikami. Nawet nieujawniona, milcząca rywalizacja motywowała go do stałego rozwoju, a przekonanie, że zaciśnięcie zębów i wysłuchanie drugiej osoby czasem przynosi obiektywne zyski, nie pozostało bez znaczenia w dorosłym życiu.
Wieści z frontu nie przestały jeszcze napływać, a w samym sercu Szkoły Magii i Czarodziejstwa zawitało śmiertelne zagrożenie. Trzeci rok był dla ciekawego świata, rozkochanego w zgadywankach nastolatka wyjątkowo interesującym. Praktycznie codziennie na korytarzach słyszało się cudownie różnorodne plotki dotyczące mrożącej krew w żyłach legendy o Komnacie Tajemnic. Nie brakowało sceptyków, podważających jej istnienie, pleciuchów szerzących mniej lub bardziej sensowne pogłoski oraz słuchaczy, którzy z szeroko otwartymi ustami łykali wszystkie te rewelacje jak stado pelikanów. Dyrekcja uwijała się jak w ukropie, próbując zapewnić wychowankom ochronę, szczególnie że kilku odważniejszych chciało na własną rozwiązać zagadkę nawiedzającej szkolne mury bestii. Do spółki z podobnymi śmiałkami Nicholas napsuł trochę krwi usiłującej zapanować nad chaosem kadrze pedagogicznej, ale czy ktoś mógł go winić za tę niewinną fascynację? Dopiero śmierć Marty wstrząsnęła nim na tyle, by w pełni uświadomić mu powagę sytuacji. Pojął, że to nie zabawa, trening zdolności intelektualnych czy pole do młodzieńczej rywalizacji, a potwór ukryty w głębi zamku jest zdolny do zabójstwa. Szczęściem ostatecznie znaleziono winnego, a ataki ustały, co ze sporym prawdopodobieństwem uratowało Hogwart przed zamknięciem.
Nawet wtedy zbytnio nie wychylał się z tłumu, na miarę możliwości trzynastoletniego umysłu rozpracowując makabryczną "łamigłówkę" w ukryciu przed czujnymi spojrzeniami belfrów. Po tragedii, do której doszło na terenie zamku, jak zwykle w trudnych sytuacjach poddał swoje postępowanie surowej krytyce. Co zyskał, a co stracił? Jakie możliwe korzyści przeoczył, a których uchybień zdołał uniknąć? Wielokrotnie wyrzucał sobie, że w jego działaniach pojawia się zbyt wiele spontanicznej, instynktownej innowacji, a za mało ślimaczo powolnej kalkulacji. Z rodzinnego domu wyniósł przeświadczenie, że przeszłość jest najlepszą nauczycielką, jaką przyjdzie mu poznać. Właśnie dlatego wieczorami, gdy ręce odpoczywały od graniczącej z pracoholizmem aktywności, kładł się na swoim łóżku na wznak i, póki nie zmorzył go sen, zapatrzony w sufit analizował wydarzenia zmierzającego ku kresowi dnia.
Wspomniana złota zasada brzmiała słodko, gdy płynęła do jego uszu podczas jednej z licznych filozoficznych pogawędek prowadzonych w ojcowskim gabinecie, ale gorąca głowa nastolatka niechętnie przyjmowała jej treść w kryzysowych chwilach. Emocje nieraz brały górę nad wieloma dorastającymi chłopcami, a z reguły zrównoważony, postępujący racjonalnie Nicholas nie był pozbawioną uczuć maszyną. Bardzo dobrze rozumiał, że jeżeli zależy mu na wypracowaniu większej kontroli nad stwarzającymi potencjalne zagrożenie sytuacjami, musi zyskać realny wpływ na ludzi, w otoczeniu których się obraca. Zdobywanie informacji niedostępnych przeciętnemu zjadaczowi chleba wydało mu się najlepszą spośród dróg prowadzących tego do celu. Zanim omówił pomysł z ojcem, rozważył wszystkie za i przeciw, po czym przygotował całą baterię argumentów, aby zwyciężyć w spodziewanej dyskusji. Ku jego zaskoczeniu do zażartej debaty wcale nie doszło; wprost przeciwnie - kiełkujące plany zawodowe zyskały upragnioną aprobatę rodziny. Dzięki temu młodzieniec przystąpił do SUMów z wyraźnie zarysowanym celem, co pozwalało na zogniskowanie wysiłków w kilku najistotniejszych przedmiotach. Przygotowanie do egzaminów kosztowało go wiele nieprzespanych nocy i stresu, co odbiło się przede wszystkim na relacjach z kolegami. Co budziło słuszny niepokój najbliższych, umiejętność przepraszania nigdy nie należała do jego najmocniejszych stron. Z tego powodu niektórych przyjaźni oraz pierwszej szkolnej miłości nie udało mu się później odbudować.
W przypadku Nicholasa raz powzięte postanowienie z reguły prowadziło do celu potencjalnie najkrótszą drogą, a sam młodzieniec zazwyczaj nie liczył się z możliwością porażki. Jako świeżo upieczony absolwent nie marnotrawił bezcennego czasu na rozterki czy wahania związane z przyszłością, dlatego wkrótce po otrzymaniu wyników OWUTEMów, zgodnie z planem, przyjął stworzoną wespół z ojcem "przykrywkę" związaną z indywidualnymi studiami nad transmutacją. Wybór podobnej ścieżki życiowej nie budził w jego przypadku podejrzeń, a badania prowadzone pod okiem niewielkiej liczby nauczycieli pozwalały mu na zachowanie względnej swobody czasowej, gdy pod płaszczykiem edukacji zbierał informacje dla swego rodu, ze świętej pamięci nestorem na czele. Mniej więcej wtedy młodego panicza Bulstrode przedstawiono kandydatce na narzeczoną - pannie Charlene Slughorn.
Przydzielone Nicholasowi zadania okazały się wymagać dużych nakładów pracy, ale jednocześnie sprawiały mu sporo satysfakcji. Kształcił się, poznawał zarówno środowisko powiązane z nauką, jak i szlacheckie, brał udział w zjazdach oraz sabatach, stopniowo zaczynał koordynować własne projekty, a przy tym wszystkim przygotowywał się do własnego ślubu. Odważył się głębiej odetchnąć dopiero po swoim weselu, kiedy wspólnie ze świeżo upieczoną małżonką wybrał się poza granice kraju w celu spędzenia tam miesiąca miodowego. Wyjazd dobrze mu zrobił, dokładając nowych sił przed powrotem do absorbującej rzeczywistości.
Tymczasem zmiany zachodzące w magicznej społeczności już od dłuższego czasu budziły zaniepokojenie wielu czarodziejów, włączając w to Nicholasa i jego najbliższych. Morderstwa dokonane w trakcie noworocznego sabatu spowodowały niemałe zamieszanie, a majowa noc anomalii, do której doszło kilka miesięcy później, wywołała chaos na skalę krajową - szczególnie że dosięgnęła także mugoli. W przypadku Nicholasa skończyło się na silnym krwotoku z nosa i dręczących go przez kilka godzin nudnościach, ale poważnie chorego ojca przetransportowano na oddział Świętego Munga. Zaniepokojony syn, który szybko wydobrzał i nawet nabrał pewnej odporności na magiczne ataki, zdecydował się wziąć krótki urlop na czas poprawy stanu zdrowia rodzica. Ledwie starszy Bulstrode wrócił do swej posiadłości z zaleceniem oszczędzania sił, a dla odmiany Ministerstwo stanęło w płomieniach i nad Wyspami zawisła lodowata mgła.
Obecnie Nicholas dokłada zdwojonych wysiłków, by sprostać oczekiwaniom rodu oraz opiekunom naukowym. Zależy mu nie tylko na dołożeniu małej cegiełki do stworzenia pomyślnej przyszłości dla rodziny, ale na wyciągnięciu dla niej jak najwięcej z politycznych zawirowań. Czasami wspólnie z bratem lub ojcem, innym razem sam zastanawia się, jak wiele można ugrać w sytuacji, gdy stołek ministra kopany jest od jednej osoby do drugiej jak niechciany gorący ziemniak. Podczas wszelkich uroczystości w gronie szlacheckim pozostaje czujny i otwarty na jakiekolwiek korzystne informacje, które mogłyby paść podczas uprzejmych konwersacji. Pod rozmaitymi pretekstami zawiera nowe znajomości i często podróżuje, czasem samotnie, nieraz w towarzystwie żony. Zdarza mu się naruszać tajemnicę korespondencji, gdy nadarzy się podobna okazja, bądź korzystać z przebrań, by zapewnić sobie anonimowość. Najbardziej interesują go kwestie polityczne, jednak nie gardzi zaznajamianiem się z funkcjonowaniem psychik licznych "przyjaciół", ich słabości oraz umiejętności. Wszystkie wnioski skrupulatnie zapisuje szyfrem i trzyma zabezpieczone w swoim gabinecie. Natomiast Charlene oczekuje ich pierwszego dziecka, pozwalając mężowi zawzięcie zgłębiać "teorię transmutacji", podczas gdy ten zamyka się na klucz w pracowni lub krąży po londyńskich bibliotekach w poszukiwaniu pożądanych informacji.
Patronus przywoływany przez Nicholasa nie zawsze ma postać cielesną. Częściej przypomina strzępek mgły.
Aby go rzucić zaklęcie, Nicholas myśli o długo wyczekiwanym dniu, w którym ojciec uznał go za mężczyznę gotowego, by uczestniczyć w polowaniu. Rozpierająca go duma oraz poczucie więzi z rodzicem, które mu wówczas towarzyszyły, są dość silne, by patronus się pojawił. Wspomnienia związane z krytyką jego ścieżki życiowej potrafią jednak w krytycznym momencie osłabić moc zaklęcia, a nawet zupełnie uniemożliwić jego wykorzystanie.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | 2 (rożdżka) |
Uroki: | 4 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 21 | 3 (rożdżka) |
Eliksiry: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | Brak |
Zwinność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Francuski | I | 1 |
Włoski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Perswazja | III | 25 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | I | 2 |
Zastraszanie | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | I | 2 |
Odporność magiczna | I | 5 |
Szlachecka Etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność (arystokrata) | II | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (gra na pianinie) | II | 7 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Szermierka | I | 0.5 |
Jazda konna | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 0 |
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Bulstrode dnia 04.01.21 1:22, w całości zmieniany 11 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[11.01.21] Komponenty (lipiec/wrzesień)
[11.01.21] Rejestracja różdżki