Delaney Grace Bulstrode
Nazwisko matki: Parkinson
Miejsce zamieszkania: Gerrards Cross, Bulstrode Park
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: ambasadorka Domu Mody Parkinsonów
Wzrost: 169cm
Waga: 55kg
Kolor włosów: kruczoczarne
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: ponadprzeciętny wzrost jak na kobietę
z drewna kasztanowca ze rdzeniem ze szponu hipogryfa, dość sztywna, 9 i pół cala
Beauxbatons, Gryfy
łuna światła
dowolnego ducha
słodkim cygarem, wodą kolońską z nutą cytrusów i anyżu
siebie trzymającą Order Merlina – kategoria niepodpisana
modą, biżuterią, bukietem smaków win i "samorozwojem" – cokolwiek się za tym hasłem hryje
Harpiom z Holyhead
gra na harfie, szlifuje umiejętności tańca towarzyskiego
klasyczna, instrumentalna
Vika Bronova
Dzieciństwo
Pierwsze co usłyszała w dniu swoich narodzin, to jak piękna jest. I tak już zostało. Powtarzano jej to na każdym kroku. Tak, od młodych lat, rosła plotka o zniewalającej urodzie, aksamitnie gładkich włosach, przenikliwych oczach, jasnej cerze i miękkiej skórze. Zdaniem matki to były najcenniejsze atrybuty, jakimi obdarował ją los i tylko nimi młoda Del musiała nauczyć się operować. Jako dziewczynka w pierwszych latach dzieciństwa cieszyła się, że jest małą damą, wychowywaną na doskonalszą kopię swojej mamy. Dopóki nie nauczyła się, że im więcej miejsca w jej życiu zajmowała dbałość o piękno i powab, tym mniej było go na intelekt i dziewczęce ambicje. Miała być lotna w słowach, wdzięczna w gestach, błyskotliwa, ale nie nad wyrost, żeby nie przyćmić inteligencją i wiedzą mężczyzn. Logika miała jej przyświecać, ale nie nadawać kierunek jej życiu.
Już jako dziecko obserwowała wyraźną różnicę w wychowaniu jej, a starszego brata. Od niej nikt nie oczekiwał głębokiej polemiki i dużych aspiracji. Ze znakomitością lawirowała po krętych ścieżkach intencjonalnego wychowania – tylko po to, żeby zawsze skończyć czarując tę "silniejszą" płeć. Jej polot nigdy nie miał przysłużyć się jej samej. Jakby jej rozwój nie miał tak dużego znaczenia, jak umiejętność mamienia urodą i wyszukanymi, perswazyjnymi technikami. Doskonaliła grę aktorską, pozy i maski, ale to, czy naprawdę była tak kompletna, jakie sprawiała wrażenie – to nie miało znaczenia. Jako dziecko, które chowano, aby przykładało największą uwagę do zewnętrznego wizerunku, za fasadą perfekcjonizmu, chowała wiele braków i niedoskonałości. Otwarcie szczyciła się chorowaniem na świnowstręt, przypisując to błękitnej krwi. W rzeczywistości, dostrzegając w tym słabość, bo wystarczyło niejasne wspomnienie dolegliwości do wprowadzenia ją w stan omdlenia. Uczono ją, jak zamieniać wady w zalety, jak manipulować słowami i swoją prezencją, jak wnikać w męskie umysły, wpływać na nie. Ale nigdy inwestycji w siebie, a jedynie wiary we własną wartość i bez tego. W przeciwieństwie do brata. Który miał piąć się po piedestale, żeby niepostrzeżenie osiągnąć szczyty. Ona, wystarczyło, że trzymała proste plecy i rękę na pulsie tych, którym krew miała wrzeć w żyłach na jej widok.
Lata szkolne
Matka bardzo często jej przypominała, jak ważne jest jej szlacheckie wychowanie. Po co uczy się tańca towarzyskiego, gry na harfie, zgłębia tajniki poezji i muzyki. Decyzja o wysłaniu obu córek Bulstrode do Beauxbatons była oczywista. Tam miały odebrać dobre maniery i jeszcze lepszy styl. Brat, za którego wychowanie odpowiadał ojciec poszedł do Hogwartu.
Z dziecięcych lat szczególnie dobrze zapamiętała pierwsze nauki. Nieważny był jej potencjał magiczny, póki potrafiła iść powłóczystym ruchem i ściągać uwagę młodych paniczów, wodzących za nią wzrokiem. Matka zawsze znajdowala wytłumaczenie dla jej braku talentów magicznych – do zielarstwa, eliksirów, transmutacji, magii leczniczej... wszystkiego, co nie było sztukami artystycznymi. Nie przykładano uwagi do jej ocen, póki mieściły się w dopuszczalnych normach. Inaczej miała się jej nieskazitelna uroda. Kiedy spadając z konia, młoda Del rozbiła wargę i brew. matka myślała wtedy, że na twarzy córki pozostanie blizna... ale uzdrowiciel ściągnięty ze Wschodu, na szczególną prośbę wysłaną do Shafiqów, zdziałał cuda. Lady Bulstrode mogła odetchnąć z ulgą, że twarz pozostanie nieskalana skazą. Cieszyła się z tego bardziej niż z pierwszej inicjacji magicznej córki po długich latach oczekiwania. Mniej przychylni podejrzewali już, że Del zostanie charłakiem, ale szlachecka duma Lady Bulstrode nie dopuszczała takiej możliwości. Patrzyła z pobłażaniem, jak magia, znacznie mniej efektownie, ujawnia się wokół małej Del, później niż u jej młodszej siostry i znacznie mniej efektownie niż u starszego brata.
W szkole trzymała się śmietanki towarzyskiej. Ale nawet wśród szlachty, arystokratki patrzyły na nią z zawiścią i podszytą złośliwością. Powodu nie trzeba było daleko szukać. Wiązała w sobie zniewalające piękno, z jakiego słynęły dziewczęta Parkinsonów i enigmatyczność Bulstrode'ów. Młodzi lordowie poświęcali jej wiele uwagi. Surowo wychowana zawsze chodziła dumnie wyprostowana. Nienaganna. Nie popełniała żadnych błędów. Była ZBYT idealna. Nawet dla własnej siostry była chodzącym utrapieniem – zawsze perfekcyjną córką, którą matka podawała za wzór do naśladowania. Jednak jej perfekcja była zwykłą ułudą. Poza deskami balowych sal, grą na harfie i zwinną jazdą konną, potykała się na prostych zaklęciach. Można było powiedzieć, prześlizgiwała się z roku na rok cudem na następne szczeble nauki. Egzaminy inne niż z twórczości artystycznych, zdała bez szału. Bo i jedyną dziedzinę, jaką opanowywała w szkole, to umiejętność wpływania na młodszych kolegów, żeby odrabiali prace domowe za nią. Z końcem szkoły opanowała w końcu dobrze tylko podstawową wiedzę magiczną. Gdyby poruszała się tak zwinnie w magii, jak zwinnie falowała w tańcu i galopowała po Parku Bulstrode - tak naprawdę, dalej byłaby tylko pozornym ideałem.
Dorosłość
Z rokiem ukończenia szkoły została twarzą rodziny. Ambasadorką Domu Mody Parkinsonów, co zawdzięczała wyłącznie swojej urodzie. Rodzina matki gwarantowała jej najlepsze kreacje z najnowszych kolekcji, tak długo, jak długo deklarowała zachwyt nad ich projektami i Domem Mody. Miała nosić się wyłącznie w ich odzieży i stanowić żywą reklamę ich Domu Mody. Prezentować szyk i klasę, ale również i styl życia, który miał potwierdzać pozytywny wizerunek mody Parkinsonów. Nie mogła pozwalać sobie na żadne uchybienia.
A jednak, z wiekiem, zza fałd zdobionych, kosztownych materiałów, wyłaniało się coraz więcej niedoskonałości. Nie posiadała tak lotnego umysłu, jak jej młodsza siostra, wychowana znacznie mniej konserwatywnie pod kątem savoir vivre. Nie miała, jak ona określonego planu na siebie. Była pełna ambicji tych wyłącznie niespełnionych. Chociaż skupiała uwagę mężczyzn, nie potrafiła jej utrzymać. O czym świadczyła liczba niesfinalizowanych, aranżowanych małżeństw. Za maską piękna i powabu, nie miała nic do zaoferowania. Tak stwierdził pierwszy narzeczony, tym tłumacząc miesiące przyprawiania jej rogów. Patrzyła mu głęboko w oczy, kiedy wyrzucał jej, że jest żywym "wieszakiem Parkinsonów i niczym więcej" i "że robi jej uprzejmość, bo mężczyźni nie lubią kobiet, które oprócz nich nie mają >>innego życia<<" Lepiej że dowiedziała się tego od niego wcześniej niż po ślubie, prawda? Powinna być mu wdzięczna. Wyciągnęła z tego lekcję. Stawiania granicy pomiędzy staniem się ideałem kobiety dla mężczyzny, a nie zatracaniem siebie. A jakoś wdzięczna nie była... Nie ukłoniła się na wyjściu, nic nie powiedziała, uśmiechnęła się sardonicznie kątem ust i opuściła salon gościnny. Pierwszy raz, jak prawdziwa, szara eminencja Bulstrode'ów. Na wyjściu rozluźniła dłoń, która drżała jej w nerwach. Wyjawiła niechlubną cechę, gorący temperament, kiedy dłonią odnalazła drogę do policzka lojalnego na dworze lokaja. Jako kara za wpuszczenie do salonu gościa, który nie jest już w tym domu mile widziany. Już w tydzień później lord Bulstrode znalazł polityczną przyczynę, dla której ustalone między rodami zaręczyny korzystnie było zerwać, zanim dotrą do opinii publicznej.
Miała więcej wad, które doszczętnie skrywała za maskami i dwuznacznościami. Krnąbrność. Brak pokory. Brak uległości wobec mężczyzn i zawiść, z jaką z łatwością zaczęła lordów nienawidzić. Wszystkich konsekwentnie w zemście za jednego. Nie mówiła i nie pokazywała tego głośno, ale te cechy zawsze wychodziły przy bliższym poznaniu. Co pozwoliło ojcu sądzić, że jej zamążpójście powinno być szybkie - zanim jego córka zdąży pokazać swoją prawdziwą naturę.
Kiedy chodziło o politykę, wyrażała się o niej z wyjątkową arogancją. Zaś o mugolach z niezdrową fascynacją. Chociaż ta zbliżona była do tej, z jaką patrzyło się na zwierzątka w zoo. Była ciekawa efektów wybuchających konfliktów politycznych, ale nie ich przebiegu. Bezmyślnie deklarowała domeny, jakie jej podrzucano i zapożyczała cudze słowa. Jako młoda dama o jej pozycji, poświęcała wiele czasu na czytanie, by mieć własne zdanie i wyciągać swoje wnioski na temat władzy, ale nigdy się nimi nie dzieliła. Czasem było jej wygodnie, że arystokraci widzą w niej pustą, próżną szlachciankę. W jej słowach nikt nie doszukiwał się wtedy ukrytej złośliwości i uszczypliwości. Innym razem, czuła się przez to niespełniona... nie wiedząc kim naprawdę jest Delaney Bulstrode i dokąd zmierza. Nigdy nie chciała, żeby jej życiowym celem było kroczenie tylko do ołtarza. Mimo to, każda decyzja, którą podjęła w życiu, właśnie do tego ją zbliżała. Choć w bardzo przewrotny sposób, nawet to nie dochodziło do skutku.
W chwili największej desperacji winiła za to... anomalie. Jakby obok magii miały wpływ na ludzkie serca i uczucia, jakie mężczyźni żywili do prawdziwych kobiet. Nie zimnych figur, które podejrzanie - były zbyt bliskie ich ideałom. W tym zakresie, dalej szukała zdrowego balansu. Z jednego aranżowanego narzeczeństwa na drugie, nabierając w tym coraz więcej wprawy...
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 7 | Brak |
Uroki: | 7 | (+5 różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 6 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 7 | Brak |
Zwinność: | 18 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Perswazja | III | 25 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | II | 0 |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność (arystokratka) | II | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (gra na harfie) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jazda konna | II | 7 |
Pływanie | I | ½ |
Taniec balowy | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 1 |
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: William Moore