Lorcan Haedus Carrow
Nazwisko matki: Rowle
Miejsce zamieszkania: Sandal Castle, Yorkshire
Czystość krwi: szlachetnie czysta
Status majątkowy: bogaty
Zawód: zaklinacz w rodzinnych stadninach — behawiorysta koni, zoopsycholog
Wzrost: 185 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: szaro-niebieskie
Znaki szczególne: poza ponad przeciętnym wzrostem nie wyróżnia się niczym szczególnym (mógłby być każdym i nikim), pod ubraniami natomiast skrywa skórę pokrytą bliznami po matczynych zaklęciach oraz magiczny tatuaż tego samego autorstwa
dość sztywną z drewna ostrokrzewu o długości 13 i 1/3 cala z rdzeniem z łuski smoka
Hogwart, Slytherin
lis
w mojego brata, zmaltretowanego i całkowicie pozbawionego wolnej woli
końskim grzbietem, leśnym powietrzem po burzy i jedwabnym olejkiem do włosów
matkę, zdrową i szczęśliwą u boku całej rodziny
ratowaniem "skrzywionych" koni, grą na fortepianie, OPCM, pojedynkami, zgrywaniem szaleńca
Harpiom z Holyhead
jeżdżę konno, poluję, uprawiam szermierkę, zabawiam swoim towarzystwem piękne damy
właściwie wszystkiego, mój gust muzyczny nie jest jakoś konkretnie doprecyzowany
Charlie Hunnam
Pierwsze nuty melodii są dość niestabilne, ale stosunkowo łagodne, jak gdyby wygrywał je z pewnym wahaniem. Zdawać by się mogło, że długie palce ledwie muskają klawisze wysokich tonów, gdyż brak mu pewności i wprawy – nic bardziej mylnego; doskonale pamięta drżenie matczynego głosu, nim słowa kołysanki wreszcie nabierały wyrazu. Odwzorowuje tą pełną napięcia rozterkę aż nazbyt dokładnie, a potem płynnie przechodzi dalej. Echo utworu roznosi się po opustoszałych korytarzach posiadłości, muskając zimny kamień ze zwodniczą, niepodobną doń czułością. Zamykając oczy jest w stanie bez trudu przywołać w pamięci obraz przepełnionej dziką pasją, kobiecej twarzy o nieobecnym spojrzeniu. Nie jest on jednak przyjemny, bo chociaż postać zdaje się być znajoma, wraz z następnymi wersami kołysanki przeobraża się w kogoś zupełnie obcego. W oczach dziecka zmiana ta zdaje się być przerażająca. Mroczna... Taka też staje się melodia. Dźwięki fortepianu nabierają pewności, coraz śmielej przechodząc w głębokie arpeggio. Zręczne palce coraz gwałtowniej, coraz bardziej desperacko uderzają w klawisze. Utwór rwie się, jak gdyby brakło mu tchu aż w końcu niespodziewanie znów się zmienia: traci na ostrości, staje się bardziej subtelny. Rysy jego twarzy także łagodnieją; przypomina sobie jak piękny wydawał mu się matczyny głos pomimo upiorności słów, które opuszczały jej usta. Tak jak kiedyś ją, tak teraz również jego przepełnia natchnieniem jej szaleństwo, zbierając swoje żniwo na długo po tym, jak stało się zaledwie wspomnieniem. Głęboko skrywanym piętnem, wyrytym na jego skórze i w młodym sercu. W końcu muzyka zwalnia zupełnie. Ostatnie nuty wybrzmiewają w powietrzu aż żarłoczna ciemność pochłania je bezlitośnie jedna po drugiej. Smukłe dłonie jeszcze przez chwilę wiszą nad instrumentem, a potem z trzaskiem zamykają drewniane wieko i opadają bezwładnie na boki. Ciszę przerywa jedno, długie westchnienie ulgi - znów może udawać, że nie jest sobą. Że nie ukształtował go ten sam obłęd, który wiele lat temu skomponował tę przeklętą melodię i ozdobił ją ciepłym mezzosopranem.
Nie zawsze tak było. Choroba Amaranthy Carrow potrzebowała czasu by się rozwinąć i wyrwać spod jej kontroli. Prawdziwie niepokojące objawy zaczęły się pojawiać dopiero kilka lat po narodzinach pierworodnego syna, niedługo po tym, jak chłopiec - ku zadowoleniu całej rodziny - zaczął wreszcie wykazywać pierwsze, magiczne zdolności. Spodziewano się, że jako szlachetnie urodzony lord nie będzie pod tym względem odstawał od reszty kuzynostwa, tak więc każdy kolejny dzień oczekiwania wzbudzał wśród jego bliskich coraz większy niepokój. Na szczęście obawy te okazały się zupełnie płonne, gdyż przeobrażenie drewnianej, ręcznie wystruganej przez dziadka figurki zwykłego konika w pegaza za sprawą samej myśli było aż nadto wystarczającym dowodem na magię krążącą w jego błękitnych żyłach. Według ojca było także manifestacją niepodważalnego, odziedziczonego po przodkach zamiłowania do tych stworzeń. Uznano, że właśnie dzięki temu tak łatwo przyszło mu nawiązać z nimi bezpośredni kontakt. Wtedy jeszcze nikt nawet nie śmiał podejrzewać, że "wrodzony talent" chłopca do opieki nad Aetonami czy nadzwyczaj szybkiej nauki jeździectwa mogli zawdzięczać także jego darowi zwierzęcoustości. Sam Lorcan również, jako zwykły berbeć, nie był w stanie pojąć, że głosy, które zdarza mu się słyszeć w towarzystwie tych stworzeń, rejestruje wyłącznie on. Ta świadomość przyszła dopiero jakiś czas później, kiedy wytknięto mu, że powinien był już dawno wyrosnąć z prowadzenia wymyślonych pogawędek z pegazami. Wtedy też prawda wyszła na jaw, a wieść o jego talencie szybko obiegła najbliższą rodzinę, przepełniając rodziców dumą. Ojciec zadbał, by młody Carrow pielęgnował swoje wyjątkowe umiejętności z należytą uwagą. Nie oznaczało to oczywiście, że został zwolniony z innych obowiązków... Odebrał takie samo wychowanie jak reszta krewnych, włączając w to szlachecką etykietę, naukę tańca balowego, gry na instrumencie, szermierki czy ekonomii, a także rozsławionych w ich rodzinie polowań. Oczekiwano, że skoro od maleńkości potrafił utrzymać się na końskim grzbiecie - każda dziedzina wymagająca tej umiejętności nie będzie stanowiła dla niego większego wyzwania. Lorcan nie miał zresztą nic przeciwko, cieszył się mogąc przynosić chlubę własnemu nazwisku, a także - do czego nie potrafił się głośno przyznać - mogąc przebywać poza domem, gdzie coraz częściej padał ofiarą matczynej niepoczytalności.
Epizody nie były częste. Na co dzień lady Carrow panowała nad sobą w stopniu wystarczającym, by móc uchodzić za całkiem normalną lub też, w najgorszym razie, za odrobinę ekscentryczną. Nie był to jednak stan, który wzbudzałby w dorosłych nadmierną podejrzliwość; winą za to obarczano jej wychowanie. Co więcej, odprawiając wieczorami niańkę, by móc osobiście ułożyć jedynego syna do snu zaskarbiała sobie raczej ogólną sympatię. Jedynie Lorcan wiedział czym naprawdę objawiała się ta dziwna, niepodobna do Rowle'ów "troska", choć wtedy nie potrafił jeszcze zrozumieć co w niej było nieodpowiedniego. Poza tym, że kołysanka, która powinna była ułatwić dziecku zasypianie przerażała go i przywoływała najgorsze lęki, którym był w stanie stawić czoło dopiero kilka lat później. Mimo wszystko szczerze kochał matkę; ani też myślał informować kogokolwiek o swoich obawach czy słabościach, wszak od zawsze wpajano mu, że powinien być mężny, dzielny i wytrwały, by odpowiednio reprezentować rodzinę, a melodia, jakkolwiek upiorna - zdawała się być niegroźna. Lorcan potrafił ją znieść... W przeciwieństwie do ojcowskiego rozczarowania. Wtedy też właśnie nauczył się nakładać na twarz maskę utkaną z pozorów, która w końcu stała się jego nieodłącznym towarzyszem. Okazała się szczególnie nieoceniona, kiedy Amarantha po raz pierwszy straciła nad sobą pełną kontrolę i skrzywdziła go tak dotkliwie, że na zawsze złamała mu serce i skrzywiła jego wrażliwą, dziecięcą psychikę.
Jako, że oboje przebywali wtedy daleko poza granicami rodzinnych ziem czy wpływów, a dziesięcioletni Carrow nie posiadał wśród Rowle'ów żadnych sprzymierzeńców - incydent ten pozostał dla wszystkich tajemnicą. Nawet gdyby było inaczej, model wychowania lordów Cheshire znacznie różnił się od pozostałych i istniało spore prawdopodobieństwo, że nawet jeśli któryś z nich domyślał się co było źródłem jego agonalnych krzyków dobiegających z matczynych komnat, uznał to po prostu za godne aprobaty egzekwowanie posłuszeństwa lub też może raczej za próby kształtowania młodego charakteru, które - z niewyobrażalnym bólem, nie pisnąwszy nikomu ani słowa - przeszedł chyba pomyślnie. Decyzję o odesłaniu Lorcana na rok pod opiekę krewnych ze strony rodzicielki podjęto jeszcze zanim malec nauczył się stawiać pierwsze kroki. Małżeństwo Tarquina i Amaranthy było dobrze przemyślanym zabiegiem, mającym za zadanie nieco ocieplić negatywne stosunki obu rodów, a wizyty ich pierworodnego w Beeston były jednym z warunków utrzymania tego kruchego porozumienia. Młody Carrow po dziś dzień nie jest pewien co było katalizatorem ewolucji matczynego szaleństwa, ale stosowanie wobec syna serii zaklęć torturujących oraz niewybaczalnych i późniejsze, jakże desperackie wyparcie tych wydarzeń z pamięci było z całą pewnością kwintesencją rozwoju choroby, którą kilka lat później zdiagnozowano i oceniono jako efekt kazirodczych stosunków, z których Rowle'owie przez stulecia słynęli. Okropnym zrządzeniem losu, zdołali oni jednak wcześniej dopiąć swego i po części wyplenić z usposobienia chłopca pewne miękkie cechy, tak bardzo w ich mniemaniu niepożądane. Nauczyli go też walczyć, niemal otwarcie nakłaniając do potyczek z kuzynami, które z biegiem lat przeradzały się w prawdziwe bójki. Uświadomili mu również, że bycie sobą nie zawsze owocuje przychylnością losu, a już na pewno nie pomaga w osiąganiu tych najbardziej ambitnych celów i czasem lepiej udawać słabego, zachowując pozory nieszkodliwości, by w odpowiednim momencie zaatakować i dopiąć swego. Taktyka ta przynosiła wspaniałe efekty na salonach, gdzie Lorcan zaczął pojawiać się jako nastolatek, ale znajdował dla niej zastosowanie w niemal każdej dziedzinie życia.
Wieść o Wielkiej Wojnie, która obiegła brytyjski świat magii oraz rody szlachetnej krwi nie tyle nim wstrząsnęła, co wydała mu się zupełnie nierealna. Napięcie, które zrodziło się w skutek ogólnych niepokojów o wiele większy wpływ miało natomiast na Amaranthę, która coraz gorzej radziła sobie z tuszowaniem objawów choroby. Zaczęła się zmieniać nie tylko pod względem zachowania w towarzystwie; coraz częściej wszczynała kłótnie, które niosły się echem po kamiennych korytarzach z małżeńskich sypialni; przestała dbać o swój wygląd i coraz częściej oddawała się dziwnym praktykom, strasząc służbę. Ponownie, winę za jej zachowanie przypisano sytuacji politycznej, a milczenie Lorcana - zbyt wystraszonego i zagubionego, by cokolwiek wyznać - nie pomagało w rozwiązaniu tej zagadki. Ojciec, zajęty sprawami rodzinnego biznesu i hodowli nie mógł cały czas kontrolować sytuacji oraz sprawować pieczy nad synem. Nawet kiedy matka karała go za drobne i większe przewinienia z niespotykaną dotąd brutalnością, jej pierworodny uparcie nabierał wody w usta i dokładnie ukrywał ślady kobiecego szaleństwa pod kolejnymi warstwami ubrań. Być może wtedy narodził się w nim nawyk dbania o swój zewnętrzny wizerunek - tak długo jak cieszył oczy nie wzbudzał też podejrzeń. Na szczęście kilka miesięcy później do rodowej posiadłości nadleciała sowa ze sławetnym listem ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, więc na nastoletnim horyzoncie pojawiła się szansa na ratunek. Tak jak wcześniej jego kuzyna, tak też młodszego Carrowa wysłano tam, by pobierał nauki od najlepszych profesorów, choć dzięki wątpliwej uprzejmości tiary przyszło im należeć do dwóch różnych domów. Tam też dopiero, w murach starego zamczyska, pod sztandarem Slytherinu przyszło mu się zmierzyć z własnym charakterem i ze zmianami jakie w nim zaszły pod wpływem matki oraz krótkiej tresury Rowle'ów.
Ucieczka od czujnych, pełnych oczekiwań rodzicielskich spojrzeń i okowów szlacheckich niuansów pozwoliła mu rozwinąć swoje własne zainteresowania i wypracować lepszy sposób na radzenie sobie z przykrą rzeczywistością. Przebywanie z innymi dziećmi przyniosło mu początkowo wiele innych korzyści, ale przede wszystkim zapewniło mu nieograniczony dostęp do źródła obiektów obserwacji, które wykorzystywał do szlifowania swoich aktorskich umiejętności. To dzięki nim właśnie, w ciągu najbliższych kilku lat zdołał opanować do perfekcji sztukę przywdziewania masek i gry pozorów. Jeśli zaś chodziło o naukę, poza ONMS, która była wyborem dość oczywistym, jeszcze jedna dziedzina wzbudziła w nim szczególne zainteresowanie - OPCM. Padając ofiarą matczynych napadów, Lorcan niejednokrotnie zmuszony był stanąć oko w oko z siłą czarnomagicznych i zakazanych zaklęć, więc te konkretne sam również poznał od podszewki... Dlatego też wizja nauki umiejętności radzenia sobie z nimi okazała się dla niego niezwykle kusząca. Poprzysiągł sobie, że już nigdy nie będzie piastował roli ofiary i każdy wolny czas poświęcał na kształceniu w tym właśnie kierunku. Reszta dziedzin magii nie interesowała go zanadto i w gruncie rzeczy nie musiała, gdyż miał nad resztą rówieśników tą przewagę, że doskonale wiedział kim chce zostać w przyszłości i jak powinien to osiągnąć. W tych dwóch konkretnych dyscyplinach wiódł więc prym, a w pozostałych utrzymywał poziom mocno umiarkowany. Miał w zwyczaju nie przykładać się do aktywności czy sprawności, które nie były w stanie zaskarbić sobie jego zainteresowania czy chociażby sympatii, dlatego też nie brał udziału w żadnych zajęciach dodatkowych poza klubem pojedynków, w którym mógł dać upust swojej skrywanej głęboko frustracji. Także dziwne wydarzenia w szkole nie były w stanie jakoś szczególnie go poruszyć, co więcej - otwarcie Komnaty Tajemnic rozbudziło w nim jedynie fascynację tajemniczym stworzeniem i być może zaledwie cień współczucia dla biednej uczennicy, która padła jego ofiarą. Należał jednak do szlachetnego rodu i nie przystawało mu plamić sobie nazwiska otwartym żalem po mugolaczce. Wypadało mu natomiast przyjąć posadę prefekta naczelnego, którą zaproponowano mu w 1943 roku, nawet jeśli nie śpieszyło mu się do zostania liderem czy też strażnikiem Hogwarckiej moralności. Ba! Było mu do niej tak daleko, że rok później utracił to stanowisko na rzecz niejakiego Toma Riddle'a, gdyż domieszka krwi Rowle'ów na chwilę przejęła nad nim kontrolę i w swojej gwałtowności, podczas bójki, Lorcan złamał jednemu z kolegów nos. Sprawa przycichła, a widmo surowszej kary zostało zażegnane, kiedy Tarquin Carrow przekazał spory datek na rzecz szkoły.
Nie był to bynajmniej pierwszy incydent z udziałem Lorca, jednak poprzednie o wiele łatwiej było ukryć lub poradzić sobie z nimi kilkoma wymownymi listami do rodziców. Nie był niewiniątkiem, jednak od czasów trzeciej klasy jego rodzina na wiele wybryków przymykała oko. Wtedy właśnie młody Carrow dowiedział się, że jego ukochana, niezrównoważona matka nosi pod sercem kolejne dziecko, a wizja okropnego losu, jaki mogła mu zgotować pchnęła go wreszcie do wyznania wszystkim prawdy o jej chorobie. Na dowód zmuszony był pokazał ojcu blizny po zaklęciach, których na nim używała, jak również wykonany przez nią tatuaż w kształcie litery "C" od słowa cursed, którym go naznaczyła. Magipsychiatra, którego wezwano potwierdził diagnozę, a Amarantha została natychmiast odizolowana od towarzystwa i poddana całodobowej obserwacji ze względu na swój delikatny stan. Zadbano o to, by niemowlę przyszło na świat całe i zdrowe, po czym odebrano je matce i obojgu zapewniono niezbędną opiekę. Najmłodszym synem zajęły się niańki, a matka chłopców została odesłana do Świętego Munga, gdzie w ciągu kilku kolejnych lat jej stan niestety znacznie się pogorszył. Lorcanowi natomiast zaproponowano usunięcie blizn oraz okropnego znamienia, jednak ten kategorycznie odmówił i po dziś dzień ukrywa je przed wścibskimi oczami. Pomimo tych trudności, szkołę udało mu się ukończyć bez większych problemów, chociaż śmierć Albusa Dubledore'a okazała się dla niego dość bolesna. Czarodzieja tego bowiem darzył on szczególną sympatią i szacunkiem, na który ciężko było sobie u niego zasłużyć.
Po zakończeniu nauki w Hogwarcie, szczęśliwie jeszcze przed zmianą władzy, już jako młody mężczyzna, Carrow rozpoczął naukę w kierunku zoopsychologii ze specjalizacją w dziedzinie koniowatych. Dążył do tego od chwili, w której po raz pierwszy zetknął się ze straumatyzowanym pegazem, który odratowany przez pracowników Ministerstwa dołączył do rodzinnej hodowli. Praca ze skrzywionymi (normalnymi również) zwierzętami dostarczała mu wielkiej satysfakcji, a nawiązywanie z nimi kontaktu i więzi przepełniało go spokojem oraz nieopisaną euforią. Wiedział, że właśnie to było jego powołaniem... Nie bał się ubrudzić sobie rąk, a polityką interesował się oficjalnie tylko wtedy, kiedy musiał, chociaż przy każdej okazji, udając znudzenie, uważnie śledził przebiegi rozmów z jej udziałem. Szczególnie, że w czasach wiszącej nad ich światem wojny nie można było pozostać obojętnym. Doskonale przecież pamiętał co wydarzyło się na Sabacie w 1955 roku oraz późniejsze anomalie, które dały się we znaki wszystkim i ani myślał pozwolić, by Carrow'owie padli kolejną ofiarą podobnych tragedii. O ile, oczywiście, mógł mieć na to jakiś realny wpływ. Francuskiego nauczył się we własnym zakresie, przez wzgląd na towarzystwo licznych znajomych, którzy szczycili się ukończeniem tamtejszej szkoły, jak również po to, by móc przysłuchiwać się prywatnym rozmowom, które toczono w tym języku. Oczywiście, do tej pory pozostaje to jego małą tajemnicą; woli udawać ignoranta, niż zdradzać się że swoim sprytem czy inteligencją.
Poza ciężkimi czasami, życie toczy się jednak dalej. Wszystkie dni zdają się być do siebie podobne; Lorcan wciąż stara się nie przynosić rodowemu nazwisku więcej wstydu niż to na ogół konieczne - bierze udział w oficjalnych uroczystościach, wywiązuje się z obowiązków syna, potencjalnego dziedzica, a także pracownika stadniny i czerpie z nadarzających się okazji tyle, ile tylko jest w stanie. Nie zakwestionował woli Nestora nawet wtedy, gdy ten w końcu ogłosił, że znalazł dla niego potencjalną kandydatkę na żonę. Potrafił przybrać dobrą minę do złej gry zawsze wtedy, gdy było to konieczne i tylko w duchu śmiał się do rozpuku ilekroć myślał o kobiecie, która byłaby w stanie zwrócić na siebie i utrzymać tam jego uwagę wystarczająco długo, by zechciał nie odrywać jej od niej już nigdy. Także wizyty w posiadłości Rowle'ów pozostały w jego życiu pewną tradycją, a polowania z kuzynostwem w Południowo-Wschodniej Europie stanowią ich coroczny obyczaj. Nawet jeśli w głębi serca wciąż nie ma pojęcia czego tak naprawdę chce, wie doskonale czego pragnie uniknąć i tego właśnie desperacko się trzyma.
Nadawca listu napisał:SynuLORCANIE
Lorcanie,
wydaje mi się, żeświatJA stanęłam w miejscu. Ugrzęzłam i nie jestem w stanie się ruszyć, a nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chciałabym do Was wrócić. Do Tarquina, do Ciebie i Twojego młodszego brata. Nie pozwolili mi się z nim zobaczyć. Na pewno obaj jesteście teraz równie przystojni. Jestem uwięziona w tym okropnym miejscu.Może gdybyś takPowiedz ojcu...
Nie. To Twoja wina. TWOJA WINA, LORCANIE. TWOJA
To Ty mnie tu wysłałeś.
Jak mogłeś mi to zrobić? Własnej matce?
Powinnam się była tego spodziewać, prawda?Jesteś moim przekleństwem.
Tak bardzo Ciękochałamkocham. Powinieneś być tutaj ze mną. Jesteśmy tacy sami, synu. Ty jeden mnie rozumiesz, prawda? Jesteśmy tacy sami. Tacy sami, Lorcanie. TACY SAMI
Jak mogłeś?
Tyle lat, synu...
Do zobaczenia.
Z wyrazamimiłości
matczynej miłościAmarantha Carrow
By go przywołać, Carrow wraca wspomnieniami do swoich pierwszych chwil w siodle; do uczucia szczęścia i wolności, a także wrażenia wewnętrznego spokoju oraz ekscytacji, które doświadczenie to zawsze w nim wyzwala. Przywołuje także emocje towarzyszące mu przy sukcesach, jakie odnosił w dziedzinie ratowania skrzywdzonych pegazów, jak również te, które przepełniały go po narodzinach młodszego rodzeństwa i podczas przejawów matczynej miłości, jakie miały miejsce w przerwach między epizodami szaleństwa.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 20 | 3 (różdżka) |
Uroki: | 5 | 2 (różdżka) |
Czarna magia: | 1 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 14 | Brak |
Zwinność: | 11 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Dodatkowy język: francuski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
ONMS: | III | 25 |
Historia magii: | I | 2 |
Kłamstwo: | I | 2 |
Perswazja: | I | 2 |
Spostrzegawczość: | I | 2 |
Zręczne ręce: | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | II | 0 |
Wytrzymałość fizyczna: | I | 2 |
Ekonomia: | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność (arystokrata) | II | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Gra na fortepianie: | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jeździectwo | III | 25 |
Polowanie: | I | 0,5 |
Szermierka: | I | 0,5 |
Walka wręcz: | I | 0,5 |
Taniec balowy: | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Zwierzęcoustość: koniowate | - | 2 (+4) |
Reszta: 0 |
Ostatnio zmieniony przez Lorcan Carrow dnia 17.12.20 17:09, w całości zmieniany 6 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: William Moore
[01.02.21] Aktualizacja postaci; - 5 punktów sprawności