we met for a reason
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Wokół rozłożonego na hogwarckich błoniach koca leżały szkolne torby, tuż obok czarne wsuwane pantofle Evandry, która nie potrafiła odmówić sobie okazji do poczucia chłodu zielonej trawy pod bosymi stopami. W uczniowskiej codzienności niewiele było okazji do swobodnego i beztroskiego spędzania wolnego czasu, zwłaszcza na piątym roku, kiedy termin zdawania SUMów zbliżał się nieuchronnie. Dziewczyna krążyła przez chwilę, nie zwracając uwagi na zebranych z nią towarzyszy, czerpiąc jak najwięcej z pięknej, majowej pogody. Znajdujący się w lochach pokój wspólny Ślizgonów był bardzo wygodny, lecz nie dość, że nie dochodziło tam prawdziwe słońce, to nie mogła się w nim widywać ze wszystkimi przyjaciółmi. Podwinięte do łokci rękawy białej koszuli odsłaniały bladą skórę, tym samym wystawiając ją na szkodliwe działanie letnich promieni. Zdawała się jednak nie zwracać uwagi na ryzyko zyskania szpetnej opalenizny - pragnienie ciepła i wolności było zbyt silne, by przejmować się w tym momencie wyglądem.
Zaraz po tym, jak upewniła się, że żaden z niechcianych uczniów nie znajdował się zbyt blisko nich - bo przecież mieli spędzić ten czas we własnym gronie! - tanecznym krokiem zbliżyła się do rozłożonego na trawie koca i zajęła nań miejsce, kładąc się na plecach. Srebrzyste włosy spięte luźno spinką ozdobioną drobnymi perłami rozsypały się wokół rozpromienionej uśmiechem twarzy. - Przychodzimy tu zdecydowanie zbyt rzadko - stwierdziła nieco nadąsanym tonem, jakby w jej gronie znajdowała się osoba za to odpowiedzialna. Mimo iż żadne z nich nie układało planu zajęć, o niezadowoleniu Evandry musieli wiedzieć wszyscy. Dzieliła się zwykle wszystkimi emocjami, od radości po smutek, tak aby nikt nie miał żadnych wątpliwości co do nastroju lady Lestrange. Nie potrzebowała jednak klepania po ramieniu czy głaskania po głowie, wystarczyło jej wywrócenie oczu Primrose, której mogłaby odpowiedzieć tym samym. - Czy obiecujecie, że od przyszłego semestru, gdy już będziemy mieć to wszystko za sobą, znajdziemy więcej czasu na docenianie uroków otaczającego nas świata? - Zadane pytanie poprzedzało tęskne spojrzenie w kierunku jeziora, które przypominało jej o rychłym powrocie na Wight. Brak przyjaciół nie był jej tak straszny, bo przecież widywali się zdecydowanie częściej, niż inni uczniowie Hogwartu mieliby kiedykolwiek szansę. Rozrzuceni po całej Anglii wciąż mieli liczne okazje do spotkań, nie dając sobie możliwości, by za sobą zatęsknić.
Dostrzegłszy spojrzenie lady Burke Wanda westchnęła cicho i sięgnęła do swojej torby po książkę. Przewróciła kilka stron podręcznika, unosząc go ponad głowę, by przesłonił świecące prosto w oczy słońce.
- ”Wymień pięć głównych wyjątków od Prawa Gampa o Elementarnej Transmutacji.” - przeczytała na głos, odnajdując w tekście wybrany punkt. Sama zaczęła przekopywać we własnym umyśle zapisane wcześniej notatki, jednak zaraz uciekła gdzieś w dal, błyskawicznie się rozpraszając. - Rigel, jak ty poradziłeś sobie ze stresem przed swoimi egzaminami? - spytała, zezując na Blacka spod podręcznika. Chłopak podchodził do SUMów rok wcześniej i dziewczyny wspierały go wtedy z całych sił, choć Evandra nie do końca zdawała sobie sprawę z ich powagi. Nauka była ważna, to prawda, ale należało uczyć się regularnie, a nie na ostatnią chwilę. Nawet jeśli obleje egzaminy, to co złego może się stać? Przecież nie wyrzucą jej ze szkoły. Prawda… ?
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zbieganie po schodach wieży zegarowej zajmowało trochę czasu, ale nie było lepszego miejsca na spotkanie w środku dnia, takie o którym nie powinno wiedzieć wiele osób. Ta część zamku była omijana przez innych uczniów w takie soboty jak ta. Większość z nich spędzała już czas na błoniach, ćwiczyła quidditcha albo chowała się bibliotece by przygotować się do egzaminów, bo te zbliżały się wielkimi krokami. Poirytowana tym jak przebiegła rozmowa z jej kuzynem, Aquila nie zważała na innych ludzi na schodach, być może nawet popchnęła jedną pierwszoroczniaczkę, ale kto by się tym przejmował. W jej głowie rodziły się wątpliwości, a cała bańka pryskała. Forsythia Crabbe miała skończyć szkołę razem z napisaniem ostatnich egzaminów, a razem z nią Perseus, a to za nim na samą myśl o tym tęskniła najbardziej. Dziwny układ jaki między nimi powstał przez ostatnie lata wydawał się kończyć, a kłótnia którą właśnie odbyli była na to najlepszym przykładem. Słowa Perseusa dalej wybrzmiewały w jej głowie, chociaż wyszła z zamku starając cieszyć się majowym słońcem i zapachem drzew. Spóźniona na spotkanie z przyjaciółkami i ukochanym bratem, szła szybko, usiłując jeszcze uspokoić się na tyle by nie dać po sobie nic poznać.
- Przepraszam - rzuciła tylko szybko niemal wpadając na rozłożony na trawie koc. - To przez... przez Binnsa, miał jakiś problem z... - zauważyła jak niczym w zwolnionym tempie usta Evandry układają się w drwinę. - Nie mam z nim romansu, Lestrange! TO PRO-FE-SOR! - niemal zapowietrzyła się wyraźnie wypowiadając każdą sylabę. - I dodatkowo, warto wspomnieć, że on nie żyje - ten argument chyba powinien wystarczać.
Relacja profesora Cuthberta Binnsa i Aquili Black nigdy nie miała nic wspólnego z aluzjami wymyślanymi przez plotkarskie dzieciaki, zwłaszcza te które zazdrościły jej pochodzenia. Nauczyciel widział wiele i miał rozległą wiedzę, a od kogoś ta musiała ją chłonąć jeśli w przyszłości miała objąć fotel Ministra Magii. Historia stanowiła jedną z podstaw ich świata, bez niej kto mógłby wiedzieć jak rzeczywiście powstało to wszystko dookoła.
- Wiecie, że podobno Godric Gryffindor ukradł ten miecz? - ściszyła głos. - Wiecie, ten w gabinecie Dippeta... Binns mówi, że gobliny wykuły go i chroniły, a on go ukradł - powiedziała dumna z wiedzy którą dzień wcześniej na przerwie pomiędzy zajęciami powiedział jej stary profesor. - Kolejny raz to powiem, oni nie są mężni czy odważni tylko żałośni - Aquila uniosła dumnie do góry nos.
Slytherin był nieco lepszy niż inne domy, przynajmniej w jej opinii, ale tylko i wyłącznie ze względu na cechy jakie przedstawiał sam czarodziej wieki temu. Domy Roveny Ravenclaw czy Helgi Hufflepuff też doceniała. Potrzeba wiedzy jaką reprezentowali Krukoni czy lojalność i pracowitość Puchonów była godna szacunku, ale to Gryfoni irytowali ją najbardziej gdy widziała w nich wydmuszki napompowane potrzebą pokazania się. Irytujące, plotkujące bachory bez dobrego pochodzenia.
- Rigel, nie jesteś na treningu? - spojrzała podejrzliwie na brata, który wzrok zawieszony miał gdzieś daleko w dali. - Halo! Ziemia do Ciebie! - zamachała ręką przed jego oczami.
Sięgnęła jeszcze po ciastko, które na stosie jedzenia, prawdopodobnie podkradzionego z podwieczorku w Wielkiej Sali, wyglądało na największe i niemal wepchnęła je sobie do ust. Rano nie zjadła śniadania, zdenerwowana przed rozmową z Perseusem, ale teraz, gdy i tak wszystko się skończyło, planowała jeść tak długo aż cukier uderzy jej do głowy.
- Cwo? Ne jadwam śniadana - rzuciła szybko do Prim, która z otwartymi oczami wpatrywała się z jaką energią Aquila usiłuje przegryźć jabłkową babeczkę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Przepraszam - rzuciła tylko szybko niemal wpadając na rozłożony na trawie koc. - To przez... przez Binnsa, miał jakiś problem z... - zauważyła jak niczym w zwolnionym tempie usta Evandry układają się w drwinę. - Nie mam z nim romansu, Lestrange! TO PRO-FE-SOR! - niemal zapowietrzyła się wyraźnie wypowiadając każdą sylabę. - I dodatkowo, warto wspomnieć, że on nie żyje - ten argument chyba powinien wystarczać.
Relacja profesora Cuthberta Binnsa i Aquili Black nigdy nie miała nic wspólnego z aluzjami wymyślanymi przez plotkarskie dzieciaki, zwłaszcza te które zazdrościły jej pochodzenia. Nauczyciel widział wiele i miał rozległą wiedzę, a od kogoś ta musiała ją chłonąć jeśli w przyszłości miała objąć fotel Ministra Magii. Historia stanowiła jedną z podstaw ich świata, bez niej kto mógłby wiedzieć jak rzeczywiście powstało to wszystko dookoła.
- Wiecie, że podobno Godric Gryffindor ukradł ten miecz? - ściszyła głos. - Wiecie, ten w gabinecie Dippeta... Binns mówi, że gobliny wykuły go i chroniły, a on go ukradł - powiedziała dumna z wiedzy którą dzień wcześniej na przerwie pomiędzy zajęciami powiedział jej stary profesor. - Kolejny raz to powiem, oni nie są mężni czy odważni tylko żałośni - Aquila uniosła dumnie do góry nos.
Slytherin był nieco lepszy niż inne domy, przynajmniej w jej opinii, ale tylko i wyłącznie ze względu na cechy jakie przedstawiał sam czarodziej wieki temu. Domy Roveny Ravenclaw czy Helgi Hufflepuff też doceniała. Potrzeba wiedzy jaką reprezentowali Krukoni czy lojalność i pracowitość Puchonów była godna szacunku, ale to Gryfoni irytowali ją najbardziej gdy widziała w nich wydmuszki napompowane potrzebą pokazania się. Irytujące, plotkujące bachory bez dobrego pochodzenia.
- Rigel, nie jesteś na treningu? - spojrzała podejrzliwie na brata, który wzrok zawieszony miał gdzieś daleko w dali. - Halo! Ziemia do Ciebie! - zamachała ręką przed jego oczami.
Sięgnęła jeszcze po ciastko, które na stosie jedzenia, prawdopodobnie podkradzionego z podwieczorku w Wielkiej Sali, wyglądało na największe i niemal wepchnęła je sobie do ust. Rano nie zjadła śniadania, zdenerwowana przed rozmową z Perseusem, ale teraz, gdy i tak wszystko się skończyło, planowała jeść tak długo aż cukier uderzy jej do głowy.
- Cwo? Ne jadwam śniadana - rzuciła szybko do Prim, która z otwartymi oczami wpatrywała się z jaką energią Aquila usiłuje przegryźć jabłkową babeczkę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Ostatnio zmieniony przez Aquila Black dnia 08.12.20 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Maj był jej miesiącem, to właśnie wtedy pośród zimnych murów Durham przyszła na świat, a nad jej kołyską pochylała się trójka braci patrząc jak mała istota kwili pośród pachnących różami pościeli. Teraz jednak siedziała na kocu z otwartymi książkami na kolanach i notatkami, co chwila zerkając na wędrującą wokół nich Evandrę. Srebrzyste włosy i eteryczna figura zdradzały, że miała w sobie krew wilii, która powodowała, że męska połowa szkoły wodziła za nią wzrokiem. Mogłaby spokojnie być tancerką, z gracją swoich ruchów, ale była szlachcianką więc to nie do pomyślenia. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem jakby odpowiadała swoim myślom. Jakże upierdliwym myślom. W tym momencie przyjaciółka położyła się na kocu, a Prim odgarnęła z twarzy parę kosmyków. Nie potrafiła poradzić sobie ze swoją burzą czarnych włosów, które teraz przypominały gniazdo dzikich ptaków. Próba ich okiełznania spełza na niczym więc dziewczyna dała sobie spokój.
Dała się namówić na naukę na błoniach, ale doskonale wiedziała, że nie będą się uczyć. Znali się zbyt dobrze aby się oszukiwać, choć ona sama starała się zatopić w lekturze. Czytała właśnie o obronie przed czarną magią, ale szybko odłożyła książkę na bok. Za bardzo przypominało to jej o Everecie, który zginął ledwo parę miesięcy temu, a to sprawiało, że markotniała. Nie chciała psuć innym humoru, tylko dlatego, że znów się popłacze na wspomnienie brata. Kolejna pozycja, która trafiła w jej dłonie traktowała o transmutacji, w tym momencie Evandra przeczytała jedno z zagadnień, które mogło pojawić się na egzaminach.
-Pierwszy dotyczy jedzenia – odpowiedziała nim zdążyła się ugryź w język. - Zgodnie z tym wyjątkiem nie można stworzyć jedzenia z niczego, a można je jedynie transmutować, wezwać do siebie, jeśli się wie, gdzie się znajduje albo zwiększyć jego ilość, jeżeli ma się już trochę. Pomimo że jedzenia nie da się wyczarować, to jednak można to zrobić z jadalnymi cieczami takimi jak woda.
Spojrzała szaro-zielonymi oczami na Evandrę i zamknęła usta widząc jej minę. No tak, nie oczekiwała odpowiedzi. Czasami nim zdążyła odpowiedzieć, to Lestrange zadawała kolejne pytanie jakby zapomniała, że przed chwilą pytała o coś innego. Przewróciła wymownie oczami.
-Zamieniasz się w poetkę? Czy znów twój T r i s t a n wysłał wielce romantyczny list obiecując złote stoły i szampana z truskawkami? - Spojrzała na nią wymodnie. Z jednej strony zazdrościła jej, a z drugiej cieszyła się, że ojciec nie wpadł na podobny pomysł... jeszcze. Zaś Lestrange potrafiła czasami przyprawiać Prim o białą gorączkę rozprawiając o tym jakim cudownym czarodziejem jest lord Rosier, a ona urodzi mu piękne złotowłose dzieci i będzie jego cudowną żoną, a żyć będą w bajkowym pałacu. Parę razy miała ochotę do niego napisać, aby uspokoił swoją przyszłą żonę, bo ona to zrobi. Zerknęła na Rigela, który siedział razem z nim i wyglądał jakby zatopił się we własnych myślach i nie rejestrował tego co się wokół niego dzieje. Już chciała go tracić w ramię, ale w tym momencie z rozwianym włosem przybiegła Aquila, która wyglądała jakby chciała komuś przywalić. Słysząc o profesorze od historii uniosła do góry brwi jakby nie do końca dowierzając temu co mówi przyjaciółka, ale zaraz parsknęła śmiechem słysząc jak ta się tłumaczy pod kpiącym spojrzeniem Evandry.
-Jesteś okrutna – zwróciła się do Black. - Biedny Binns nadal.... ma prawo... do szczęścia.
Mówiła urywanie co jakiś czas powstrzymując kolejny wybuch śmiechu, a potem patrzyła jak ciastko znika całe w ustach przyjaciółki wypychając jej policzki.
-Krytykujesz Gryfonów, a rzucasz się na jedzenie jak oni – dodała złośliwie marszcząc lekko nos.
Dała się namówić na naukę na błoniach, ale doskonale wiedziała, że nie będą się uczyć. Znali się zbyt dobrze aby się oszukiwać, choć ona sama starała się zatopić w lekturze. Czytała właśnie o obronie przed czarną magią, ale szybko odłożyła książkę na bok. Za bardzo przypominało to jej o Everecie, który zginął ledwo parę miesięcy temu, a to sprawiało, że markotniała. Nie chciała psuć innym humoru, tylko dlatego, że znów się popłacze na wspomnienie brata. Kolejna pozycja, która trafiła w jej dłonie traktowała o transmutacji, w tym momencie Evandra przeczytała jedno z zagadnień, które mogło pojawić się na egzaminach.
-Pierwszy dotyczy jedzenia – odpowiedziała nim zdążyła się ugryź w język. - Zgodnie z tym wyjątkiem nie można stworzyć jedzenia z niczego, a można je jedynie transmutować, wezwać do siebie, jeśli się wie, gdzie się znajduje albo zwiększyć jego ilość, jeżeli ma się już trochę. Pomimo że jedzenia nie da się wyczarować, to jednak można to zrobić z jadalnymi cieczami takimi jak woda.
Spojrzała szaro-zielonymi oczami na Evandrę i zamknęła usta widząc jej minę. No tak, nie oczekiwała odpowiedzi. Czasami nim zdążyła odpowiedzieć, to Lestrange zadawała kolejne pytanie jakby zapomniała, że przed chwilą pytała o coś innego. Przewróciła wymownie oczami.
-Zamieniasz się w poetkę? Czy znów twój T r i s t a n wysłał wielce romantyczny list obiecując złote stoły i szampana z truskawkami? - Spojrzała na nią wymodnie. Z jednej strony zazdrościła jej, a z drugiej cieszyła się, że ojciec nie wpadł na podobny pomysł... jeszcze. Zaś Lestrange potrafiła czasami przyprawiać Prim o białą gorączkę rozprawiając o tym jakim cudownym czarodziejem jest lord Rosier, a ona urodzi mu piękne złotowłose dzieci i będzie jego cudowną żoną, a żyć będą w bajkowym pałacu. Parę razy miała ochotę do niego napisać, aby uspokoił swoją przyszłą żonę, bo ona to zrobi. Zerknęła na Rigela, który siedział razem z nim i wyglądał jakby zatopił się we własnych myślach i nie rejestrował tego co się wokół niego dzieje. Już chciała go tracić w ramię, ale w tym momencie z rozwianym włosem przybiegła Aquila, która wyglądała jakby chciała komuś przywalić. Słysząc o profesorze od historii uniosła do góry brwi jakby nie do końca dowierzając temu co mówi przyjaciółka, ale zaraz parsknęła śmiechem słysząc jak ta się tłumaczy pod kpiącym spojrzeniem Evandry.
-Jesteś okrutna – zwróciła się do Black. - Biedny Binns nadal.... ma prawo... do szczęścia.
Mówiła urywanie co jakiś czas powstrzymując kolejny wybuch śmiechu, a potem patrzyła jak ciastko znika całe w ustach przyjaciółki wypychając jej policzki.
-Krytykujesz Gryfonów, a rzucasz się na jedzenie jak oni – dodała złośliwie marszcząc lekko nos.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Ten rok szkolny był niesamowicie ciężki i dopiero teraz wszystko zdawało się wracać do normy, wraz z pierwszym cieplejszym, pachnącym latem wiatrem. Wyjście na błonia, by nacieszyć się pogodą i pomóc koleżankom w nauce była doskonałym pomysłem. W końcu mogli swobodnie rozmawiać, bez hałasu i towarzystwa innych, nie zawsze proszonych osób — co to zazwyczaj chamskiego dosiadania się do kogoś podczas posiłków, jeśli widać, że ktoś jest zajęty?
Rigel wygodnie ulokował się na boku, opierając głowę o zgiętą rękę i wystawił twarz do słońca.
-Cóż. Co robiłem? Zażywałem relaksującej kąpieli w tej ogromnej pięknej wannie w łazience prefektów, a czemu pytasz? - odpowiedział Evandrze szczerząc zęby. - Ta kolorowa piana, te zapachy, ręczniki i szlafroki miększe niż u mnie w domu. Ciekawe, co tutejsze Skrzaty z nimi robią? Płuczą je w mleku jednorożców?
Ten sposób na walkę ze stresem, tylko w połowie był prawdą.
Oprócz wieczornego moczenia się w otoczeniu kalejdoskopu zapachów i miękkich bąbelków Rigel spędzał czas ze swoim przyjacielem. Nie w wannie, oczywiście, bo byłoby to… raczej nie na miejscu. Jego już były przyjaciel, będąc o rok starszym, przerabiał wszystkie problemy, związane z egzaminami: wiedział już, jak to wygląda, co się tam dzieje, czy dają ściągać, oraz inne tego typu ważne rzeczy. Rigel mógł zawsze poprosić go o pomoc, a kiedy czuł się wyjątkowo przytłoczony — szli razem nad jezioro, puszczali kaczki, gadali jak ma przetrwać SUMy i o najróżniejszych innych głupotach.
Był dla niego prawdziwym wsparciem.
Black znowu poczuł pustkę.
-Dam wam hasło, to też się wykąpiecie. Nie zna życia ten, kto nie odkręcił trzeci kurek z lewej. Uwierzcie mi.
Położył się na brzuchu w strategicznym miejscu — żeby mieć obok siebie babeczki oraz zerkać na zamek, wypatrując spóźniającą się Aquilę.
-Musisz w końcu przeczytać nam jeden z jego wierszy. - podłapał wątek rozpoczęty przez Prim. - Ocenimy, czy powinien pisać dalej, czy dać sobie spokój i zająć się czymś innym. Hodowlą mandragor na przykład.
Powiedział to z pełną powagą, lecz nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Cieszył się, że Evandra dostaje takie prezenty. Własnoręcznie stworzony wiersz! Co mogłoby być piękniejszego i bardziej romantycznego? Chłopak domyślał się, że mimo swojej popularności w szkole i wielu wdychających chłopaków, żaden z nich nie odważył się podarować czegoś podobnego lady Lestrange. Ciekawe ilu w ogóle próbowało do niej zagadać, żeby spróbować poznać jej ciepły i kochany charakter?
Chłopak uśmiechnął się do swoich myśli. Mimo niepokoju, który co jakiś czas dawał o sobie znać, w końcu czuł się bezpiecznie. W tej chwili i w tym momencie już nie próbował analizować, czy aby na pewno w zamkowym oknie nie mignęła znajoma chłopięca sylwetka.
Ze stanu zawieszenia wyrwała go ręka, która nagle wpada w jego pole widzenia. Najmłodsza z Blacków wpadła z kopyta w ich cichą sielankę, mówiąc coś o randkach z duchami i kradzieży mieczy. Rigel przywykł do tego, że jego siostra sypała faktami jak z rękawa w mniej lub lepszym momencie, jakby wiedza, którą miała w głowie, kotłowała się w niej jak mikstura w kotle, tylko czekając, żeby wykipieć.
-Hm? A, tak. Wybacz. Nie, mieliśmy wczoraj, a dziś kapitan uznał, że da nam spokój. Zresztą, Gryfoni nie mają z nami szans. - powiedział z dumą. - Tak tragicznego składu, jak w tym roku to dawno nie mieli. Chyba tylko Burroughs im się udał, ale, proszę cię, kiedy to było?
Black nie znosił quidditcha każdą komórką swojego ciała, ale nadal lubił sprawiać, aby jego drużyna wygrywała. W tym roku robił to na prawdę z dziką rozkoszą.
Teatralnie uniósł brwi na słowa Prim.
-Ależ Panno Burke! Kto nigdy nie krytykował Gryfona — niech pierwszy rzuci kamień!
Lubił Primrose. Pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy, ale pomogła mu pogodzić się z myślą, że Tiara Przydziału jednak się nie myli, a szlacheckie wychowanie, w ogóle nie gryzie się w żaden sposób z atutami domu Roveny Ravenclaw.
Rigel wygodnie ulokował się na boku, opierając głowę o zgiętą rękę i wystawił twarz do słońca.
-Cóż. Co robiłem? Zażywałem relaksującej kąpieli w tej ogromnej pięknej wannie w łazience prefektów, a czemu pytasz? - odpowiedział Evandrze szczerząc zęby. - Ta kolorowa piana, te zapachy, ręczniki i szlafroki miększe niż u mnie w domu. Ciekawe, co tutejsze Skrzaty z nimi robią? Płuczą je w mleku jednorożców?
Ten sposób na walkę ze stresem, tylko w połowie był prawdą.
Oprócz wieczornego moczenia się w otoczeniu kalejdoskopu zapachów i miękkich bąbelków Rigel spędzał czas ze swoim przyjacielem. Nie w wannie, oczywiście, bo byłoby to… raczej nie na miejscu. Jego już były przyjaciel, będąc o rok starszym, przerabiał wszystkie problemy, związane z egzaminami: wiedział już, jak to wygląda, co się tam dzieje, czy dają ściągać, oraz inne tego typu ważne rzeczy. Rigel mógł zawsze poprosić go o pomoc, a kiedy czuł się wyjątkowo przytłoczony — szli razem nad jezioro, puszczali kaczki, gadali jak ma przetrwać SUMy i o najróżniejszych innych głupotach.
Był dla niego prawdziwym wsparciem.
Black znowu poczuł pustkę.
-Dam wam hasło, to też się wykąpiecie. Nie zna życia ten, kto nie odkręcił trzeci kurek z lewej. Uwierzcie mi.
Położył się na brzuchu w strategicznym miejscu — żeby mieć obok siebie babeczki oraz zerkać na zamek, wypatrując spóźniającą się Aquilę.
-Musisz w końcu przeczytać nam jeden z jego wierszy. - podłapał wątek rozpoczęty przez Prim. - Ocenimy, czy powinien pisać dalej, czy dać sobie spokój i zająć się czymś innym. Hodowlą mandragor na przykład.
Powiedział to z pełną powagą, lecz nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Cieszył się, że Evandra dostaje takie prezenty. Własnoręcznie stworzony wiersz! Co mogłoby być piękniejszego i bardziej romantycznego? Chłopak domyślał się, że mimo swojej popularności w szkole i wielu wdychających chłopaków, żaden z nich nie odważył się podarować czegoś podobnego lady Lestrange. Ciekawe ilu w ogóle próbowało do niej zagadać, żeby spróbować poznać jej ciepły i kochany charakter?
Chłopak uśmiechnął się do swoich myśli. Mimo niepokoju, który co jakiś czas dawał o sobie znać, w końcu czuł się bezpiecznie. W tej chwili i w tym momencie już nie próbował analizować, czy aby na pewno w zamkowym oknie nie mignęła znajoma chłopięca sylwetka.
Ze stanu zawieszenia wyrwała go ręka, która nagle wpada w jego pole widzenia. Najmłodsza z Blacków wpadła z kopyta w ich cichą sielankę, mówiąc coś o randkach z duchami i kradzieży mieczy. Rigel przywykł do tego, że jego siostra sypała faktami jak z rękawa w mniej lub lepszym momencie, jakby wiedza, którą miała w głowie, kotłowała się w niej jak mikstura w kotle, tylko czekając, żeby wykipieć.
-Hm? A, tak. Wybacz. Nie, mieliśmy wczoraj, a dziś kapitan uznał, że da nam spokój. Zresztą, Gryfoni nie mają z nami szans. - powiedział z dumą. - Tak tragicznego składu, jak w tym roku to dawno nie mieli. Chyba tylko Burroughs im się udał, ale, proszę cię, kiedy to było?
Black nie znosił quidditcha każdą komórką swojego ciała, ale nadal lubił sprawiać, aby jego drużyna wygrywała. W tym roku robił to na prawdę z dziką rozkoszą.
Teatralnie uniósł brwi na słowa Prim.
-Ależ Panno Burke! Kto nigdy nie krytykował Gryfona — niech pierwszy rzuci kamień!
Lubił Primrose. Pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy, ale pomogła mu pogodzić się z myślą, że Tiara Przydziału jednak się nie myli, a szlacheckie wychowanie, w ogóle nie gryzie się w żaden sposób z atutami domu Roveny Ravenclaw.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie zakładała, że Primrose zdecyduje się odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie, ale z zaciekawieniem zerknęła na przyjaciółkę, gdy ta podłapała temat. Była jedną z najmądrzejszych czarownic, jakie znała i, z całą pewnością, najbardziej szaloną. Evandra skrycie podziwiała jej odwagę i niezachwianą wiarę w słuszność własnych działań, nawet jeśli sama zwykle się z nią nie zgadzała. Podczas gdy Lestrange najbardziej ceniła sobie towarzystwo drugiego człowieka, tak Burke oddana była nauce. Jej dormitorium na pewno zastawione było po sufit grubymi woluminami (kto ma w ogóle czas, by to wszystko czytać?!), a składniki poszczególnych eliksirów musiała znać na pamięć. Aż dziw brał, że nie dołączyła do elitarnego Klubu Ślimaka, ale zapewne miała dosyć Slughornowych klimatów wyniesionych z własnego domu.
Na wzmiankę o ogromnej, pięknej wannie w oczach Evandry pojawił się błysk zaintrygowania. Wiedziała o tym, że prefekci mieli przywileje i liczne sekrety, ale żeby WANNĘ?! Ktoś kiedyś na pewno jej o tym wspomniał, ale jej aspiracje nie sięgały do błyszczącej na Rigelowej piersi odznaki, więc i taką informacją nie zaprzątała sobie wcześniej głowy. Do teraz. - Koniecznie! Nawet nie wiesz jak bardzo jestem zestresowana, naprawdę potrzebuję takiej kąpieli - westchnęła teatralnie, wznosząc wzrok ku niebu, by wszyscy dobrze wiedzieli jak bardzo cierpi z powodu zbliżających się egzaminów.
Złote stoły nie były jej do szczęścia potrzebne, a szampan wcale nie smakował - jak można ekscytować się gorzkim trunkiem z bąbelkami? To prawda, że pojawiał się na salonach, na których i ona miała kiedyś bywać, ale przecież chadza się tam, by tańczyć, a nie po to, by… Evandra odgoniła głupiutkie myśli - to oczywiste, że będzie kiedyś pić szampana i może nawet jej zasmakuje!
- Lubię truskawki... - mruknęła niezrażona w odpowiedzi, wzruszając ramionami, by zaraz uśmiechnąć promiennie i rozmarzonym wzrokiem powędrować w niebo. - Ma niesamowity talent! Włada słowem i piórem z taką lekkością oraz wprawą, że czuję, jak… Dobrze, już nic nie mówię! - Przerwała wreszcie zrezygnowanym tonem, nie chcąc zamęczać przyjaciółki kolejnymi opisami mężczyzny (!), którego zarówno Primrose, jak i Rigel zdążyli już dobrze poznać z samych jej opowieści. Nie czytała im oczywiście otrzymywanych od lorda Rosiera listów, były przecież bardzo osobiste i przeznaczone wyłącznie dla upoważnionych oczu! Jednak to z najbliższymi przyjaciółmi winno się dzielić uczuciami, jakie nami targają, a tych Evandra miała wręcz w nadmiarze. - Nie bądź niemądry! Wersety te pochodzą z głębi jego serca. Swoje uczucia obnaża przede mną w zaufaniu, nie mogę go teraz zawieść. - Domysły lorda Blacka zbiegały się z rzeczywistością. W towarzystwie Evandry nie było zbyt wielu kawalerów, którzy jakkolwiek próbowaliby zawalczyć o jej względy. Dostrzegała jednak wodzące za nią spojrzenia, co zdarzyło jej się niejednokrotnie wykorzystać.
Zduszony tupot stóp zwrócił jej uwagę i zadarła głowę, spoglądając ponad sobą na wielką spóźnialską. Wszyscy byli zabiegani i wiecznie zajęci, ale to Aquila używała jednej wymówki, która pobudzała Evandrową wyobraźnię. Uśmiech sam cisnął się na jej usta jeszcze zanim lady Black pospieszyła z wyjaśnieniami. Zaśmiała się krótko i odłożyła podręcznik na bok, podnosząc się na łokciach. Wizja romansu młodej lady z martwym nauczycielem wypadała dość… sztywno, jednak irracjonalność pomysłu wcale nie przeszkadzała w rzucaniu przytyków i prześmiewczych komentarzy.
- Tak, częstuj się. Wiedziałam, że ci zasmakują - rzuciła, nie szczędząc uśmiechu, gdy jabłkowa babeczka została pochłonięta w zaskakującym tempie. Evandra pokręciła tylko głową z niedowierzaniem, nie mając pojęcia gdzie Aquila to wszystko mieści. Czasem zastanawiała się czy aby każdy ze szlachetnych rodów nie miał swoich specjalnych, magicznych zdolności, które można było zdobyć wyłącznie w drodze dziedziczenia. Przez pięć lat siedzenia przy stole Ślizgonów tuż obok przyjaciółki i obserwując ogromne ilości jedzenia, jakie znikało w ustach przyszłej Ministry Magii, wnioskowała, że u Blacków musiał to być dodatkowy żołądek, podczas gry u Burke’ów były to zaskakujące właściwości regeneracyjne skóry. To przecież niemożliwe, by Primrose nie miała jeszcze żadnych zmarszczek, kiedy niemalże w każdym momencie jej twarz wykrzywiał grymas - radości, zdumienia czy dezaprobaty. Utarło się, że przedstawiciele tego rodu są czarodziejami małomównymi, ale ekspresji nie można im było odmówić.
Schodzący na quidditcha temat wcale jej nie interesował. Kiedyś nawet próbowała dowiedzieć się na czym polega ta gra, ale nie wydawała się mieć w sobie nic z finezji. Latanie na miotle było zjawiskowe, to prawda, zwłaszcza gdy dany gracz posiadał wybitne umiejętności - tak jak Rigel. To on był w oczach Evandry utalentowanym sportowcem i tylko dla niego zasiadała na trybunach szkolnego boiska. W listopadzie jej serce stanęło w miejscu, kiedy nad młodym szlachcicem zawisło widmo choroby. Jego przygnębienie udzielało się także lady Lestrange, lecz nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że to nie sam fakt wypadku był tego powodem. - Dlaczego Quidditch? - zastanowiła się na głos, przybierając typowy dla siebie filozoficzny ton, którego używała za każdym razem, kiedy jej myśli zbiegały się na teoretycznych torach. - Czy nie mamy innych, ciekawszych sportów, przy których moglibyśmy docenić szerszy wachlarz umiejętności rywalizujących? Przecież z takiej odległości nie można nic zobaczyć, żadnych skomplikowanych technik ani emocji na ich twarzach. Pozostają tylko krzyki otaczających nas tłumów i zasady, jakich nie sposób zrozumieć...
Celowo zignorowała wszelkie komentarze dotyczące krytykowania Gryfonów, bo choć wywołana do odpowiedzi zaraz by im wszystkim przytaknęła, nie mając oporów, by posunąć się do kłamstwa, tak niepytana wolała milczeć. Już nie raz została zganiona za zbytnie spoufalanie się z uczniami brudnej krwi, nie było potrzeby im o tym przypominać.
Na wzmiankę o ogromnej, pięknej wannie w oczach Evandry pojawił się błysk zaintrygowania. Wiedziała o tym, że prefekci mieli przywileje i liczne sekrety, ale żeby WANNĘ?! Ktoś kiedyś na pewno jej o tym wspomniał, ale jej aspiracje nie sięgały do błyszczącej na Rigelowej piersi odznaki, więc i taką informacją nie zaprzątała sobie wcześniej głowy. Do teraz. - Koniecznie! Nawet nie wiesz jak bardzo jestem zestresowana, naprawdę potrzebuję takiej kąpieli - westchnęła teatralnie, wznosząc wzrok ku niebu, by wszyscy dobrze wiedzieli jak bardzo cierpi z powodu zbliżających się egzaminów.
Złote stoły nie były jej do szczęścia potrzebne, a szampan wcale nie smakował - jak można ekscytować się gorzkim trunkiem z bąbelkami? To prawda, że pojawiał się na salonach, na których i ona miała kiedyś bywać, ale przecież chadza się tam, by tańczyć, a nie po to, by… Evandra odgoniła głupiutkie myśli - to oczywiste, że będzie kiedyś pić szampana i może nawet jej zasmakuje!
- Lubię truskawki... - mruknęła niezrażona w odpowiedzi, wzruszając ramionami, by zaraz uśmiechnąć promiennie i rozmarzonym wzrokiem powędrować w niebo. - Ma niesamowity talent! Włada słowem i piórem z taką lekkością oraz wprawą, że czuję, jak… Dobrze, już nic nie mówię! - Przerwała wreszcie zrezygnowanym tonem, nie chcąc zamęczać przyjaciółki kolejnymi opisami mężczyzny (!), którego zarówno Primrose, jak i Rigel zdążyli już dobrze poznać z samych jej opowieści. Nie czytała im oczywiście otrzymywanych od lorda Rosiera listów, były przecież bardzo osobiste i przeznaczone wyłącznie dla upoważnionych oczu! Jednak to z najbliższymi przyjaciółmi winno się dzielić uczuciami, jakie nami targają, a tych Evandra miała wręcz w nadmiarze. - Nie bądź niemądry! Wersety te pochodzą z głębi jego serca. Swoje uczucia obnaża przede mną w zaufaniu, nie mogę go teraz zawieść. - Domysły lorda Blacka zbiegały się z rzeczywistością. W towarzystwie Evandry nie było zbyt wielu kawalerów, którzy jakkolwiek próbowaliby zawalczyć o jej względy. Dostrzegała jednak wodzące za nią spojrzenia, co zdarzyło jej się niejednokrotnie wykorzystać.
Zduszony tupot stóp zwrócił jej uwagę i zadarła głowę, spoglądając ponad sobą na wielką spóźnialską. Wszyscy byli zabiegani i wiecznie zajęci, ale to Aquila używała jednej wymówki, która pobudzała Evandrową wyobraźnię. Uśmiech sam cisnął się na jej usta jeszcze zanim lady Black pospieszyła z wyjaśnieniami. Zaśmiała się krótko i odłożyła podręcznik na bok, podnosząc się na łokciach. Wizja romansu młodej lady z martwym nauczycielem wypadała dość… sztywno, jednak irracjonalność pomysłu wcale nie przeszkadzała w rzucaniu przytyków i prześmiewczych komentarzy.
- Tak, częstuj się. Wiedziałam, że ci zasmakują - rzuciła, nie szczędząc uśmiechu, gdy jabłkowa babeczka została pochłonięta w zaskakującym tempie. Evandra pokręciła tylko głową z niedowierzaniem, nie mając pojęcia gdzie Aquila to wszystko mieści. Czasem zastanawiała się czy aby każdy ze szlachetnych rodów nie miał swoich specjalnych, magicznych zdolności, które można było zdobyć wyłącznie w drodze dziedziczenia. Przez pięć lat siedzenia przy stole Ślizgonów tuż obok przyjaciółki i obserwując ogromne ilości jedzenia, jakie znikało w ustach przyszłej Ministry Magii, wnioskowała, że u Blacków musiał to być dodatkowy żołądek, podczas gry u Burke’ów były to zaskakujące właściwości regeneracyjne skóry. To przecież niemożliwe, by Primrose nie miała jeszcze żadnych zmarszczek, kiedy niemalże w każdym momencie jej twarz wykrzywiał grymas - radości, zdumienia czy dezaprobaty. Utarło się, że przedstawiciele tego rodu są czarodziejami małomównymi, ale ekspresji nie można im było odmówić.
Schodzący na quidditcha temat wcale jej nie interesował. Kiedyś nawet próbowała dowiedzieć się na czym polega ta gra, ale nie wydawała się mieć w sobie nic z finezji. Latanie na miotle było zjawiskowe, to prawda, zwłaszcza gdy dany gracz posiadał wybitne umiejętności - tak jak Rigel. To on był w oczach Evandry utalentowanym sportowcem i tylko dla niego zasiadała na trybunach szkolnego boiska. W listopadzie jej serce stanęło w miejscu, kiedy nad młodym szlachcicem zawisło widmo choroby. Jego przygnębienie udzielało się także lady Lestrange, lecz nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że to nie sam fakt wypadku był tego powodem. - Dlaczego Quidditch? - zastanowiła się na głos, przybierając typowy dla siebie filozoficzny ton, którego używała za każdym razem, kiedy jej myśli zbiegały się na teoretycznych torach. - Czy nie mamy innych, ciekawszych sportów, przy których moglibyśmy docenić szerszy wachlarz umiejętności rywalizujących? Przecież z takiej odległości nie można nic zobaczyć, żadnych skomplikowanych technik ani emocji na ich twarzach. Pozostają tylko krzyki otaczających nas tłumów i zasady, jakich nie sposób zrozumieć...
Celowo zignorowała wszelkie komentarze dotyczące krytykowania Gryfonów, bo choć wywołana do odpowiedzi zaraz by im wszystkim przytaknęła, nie mając oporów, by posunąć się do kłamstwa, tak niepytana wolała milczeć. Już nie raz została zganiona za zbytnie spoufalanie się z uczniami brudnej krwi, nie było potrzeby im o tym przypominać.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Aquila otworzyła usta niemal zszokowana słowami Primrose o pozostałościach Binnsa. Szanowała go, ale myśl o romansie z duchem wywoływała niemal odruch wymiotny. Chociaż może był to zwykły stres z tego poranka?
- W takim wypadku niech poderwie Szarą Damę - odpowiedziała wyraźnie oburzona. - Chociaż kto wie czy Krwawy Baron by go nie poćwiartował tą swoją szablą. Czy w ogóle duch ducha może poćwiartować? - spojrzała pytająco na Primrose, tak jakby to ona właśnie miała odpowiedzieć na to pytanie.
Nie wiedzieć czemu zawsze z tego typu pytaniami zwracała się właśnie do niej, to ona wydawała się najbardziej mroczna. Być może ze względu na ród z jakiego pochodziła, miało to sens, że wszystkie bardziej tajemnicze i zakazane rzeczy powinna mieć we krwi. Na chwilę nawet zawiesiła wzrok na Burke, ciekawa czy ta uwolni z siebie kiedyś mroczniejszą naturę, bo taką z pewnością posiadała, wystarczyło przecież spojrzeć w to szaro-zielone spojrzenie. Właściwie można by było uznać, że każde z nich miało swój ukryty talent. Primrose, niczym woda, skrywała w sobie potęgę, która trzymana w butelce, pod ścisłą kontrolą, nie wyrządzała szkody, ale rozlana po wodach tego świata była w stanie topić lądy. Evandra, jak powietrze, była potrzebna, była wszędzie i wręcz nie sposób było ją ograniczać, w przeciwnym razie mogłaby się zepsuć, jak powietrze wewnątrz sztucznej bańki. Rigel, podobny do ognia, potrafił tlić się lekko, utrzymując jedynie ciepło wokół siebie, ale nawet niepozorny, mógł zmienić swoje postępowanie w ciągu chwili powodując wybuch. Aquila zamyśliła się jeszcze wpatrując z lekkim uśmiechem w towarzystwo w jakim się znalazła. Nie chodząc z głową w chmurach stanowiła ziemie, stabilną i niezmienną, ale zadowoloną z tego co znajduje na powierzchni, nie kopiącą dalej.
- Pierwsze wzmianki na temat quidditcha sięgają XI wieku, wiesz? - skierowała się do Evandry, chociaż sama nie miała pojęcia co w tym sporcie jest takiego niezwykłego. - Gertie Keddle pisała o tym w swoim pamiętniku, ale ona znała tylko jeden dzień tygodnia... Wtorek - wtorek nie był wcale najlepszym dniem tygodnia. - O nie... Napisałyście już tę pracę o zastosowaniach kamienia księżycowego na eliksiry? To na wtorek!
Mogłaby jeszcze poprosić Perseusa by zrobił to za nią, ten przecież był niemal geniuszem jeśli chodziło o alchemię, ale po tym co wydarzyło się zaledwie kilkanaście minut temu w wieży zegarowej. Czuła się skrzywdzona, chociaż ojciec zawsze mówił, że należy jej się wszystko co dobre na tym świecie. Tym razem nie dostała go, a słowa kuzyna który niemal krzyczał nie dadzą mi Cię, nie mam odpowiedniego nazwiska bolały. Była jednak wystarczająco dobra w ukrywaniu emocji (lub zajadaniu stresu).
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęła się do blondynki sięgając tym razem po pralinkę. - Moja droga, jedzenie nie ma nic do rzeczy. Ja nie staję na krześle krzycząc patrzcie na mnie, zjem tę pralinę i się nie udławię - w tym czasie wyciągnęła przed siebie czekoladkę tak jak gdyby trzymała najcenniejszy artefakt i teatralnie odgrywała, w jej mniemaniu, typowe zachowanie Gryfona.
Pralina była dobra, chociaż jej nadzienie wystarczająco zasłodziło usta lady Black by musiała poszukać ostudzenia w innym smakołyku. Tym razem, przeszukując wzrokiem zebrane na kocu smakołyki, wyłoniła z nich precla w którego wgryzła się tak jakby nie zjadła nie tylko śniadania dzisiaj, ale także wczorajszej kolacji i obiadu.
- Rigel, zjedz coś - spojrzała na brata. - Wiesz, że musisz jeść i ćwiczyć - niemal chciała skarcić go wzrokiem. - Przyznaję, że quidditch mnie szczególnie nie interesuje, ale zawsze jestem na Twoich meczach i nie mam najmniejszego zamiaru patrzeć jak Gryfoni spuszczają Ci łomot - sięgnęła po kolejnego precla i niemal wepchnęła go do ust Rigelowi. - Ty - wskazała palcem na Primrose. - Nie dostałaś ostatnio powyżej oczekiwań u Slughorna? - Aquila poczuła spływające na nią olśnienie. - Daj mi spisać pracę, proszę... Doskonale wiesz, że eliksiry to nie moja bajka. - spojrzała jeszcze na książkę którą trzymała w dłoniach Burke - Dobra, z transmutacji Ci nie pomogę, ale powiedzmy, że Twoje następne zadanie z historii magii może być znacznie łatwiejsze... - uniosła brwi licząc na to, że uda się przekupić Prim.
- W takim wypadku niech poderwie Szarą Damę - odpowiedziała wyraźnie oburzona. - Chociaż kto wie czy Krwawy Baron by go nie poćwiartował tą swoją szablą. Czy w ogóle duch ducha może poćwiartować? - spojrzała pytająco na Primrose, tak jakby to ona właśnie miała odpowiedzieć na to pytanie.
Nie wiedzieć czemu zawsze z tego typu pytaniami zwracała się właśnie do niej, to ona wydawała się najbardziej mroczna. Być może ze względu na ród z jakiego pochodziła, miało to sens, że wszystkie bardziej tajemnicze i zakazane rzeczy powinna mieć we krwi. Na chwilę nawet zawiesiła wzrok na Burke, ciekawa czy ta uwolni z siebie kiedyś mroczniejszą naturę, bo taką z pewnością posiadała, wystarczyło przecież spojrzeć w to szaro-zielone spojrzenie. Właściwie można by było uznać, że każde z nich miało swój ukryty talent. Primrose, niczym woda, skrywała w sobie potęgę, która trzymana w butelce, pod ścisłą kontrolą, nie wyrządzała szkody, ale rozlana po wodach tego świata była w stanie topić lądy. Evandra, jak powietrze, była potrzebna, była wszędzie i wręcz nie sposób było ją ograniczać, w przeciwnym razie mogłaby się zepsuć, jak powietrze wewnątrz sztucznej bańki. Rigel, podobny do ognia, potrafił tlić się lekko, utrzymując jedynie ciepło wokół siebie, ale nawet niepozorny, mógł zmienić swoje postępowanie w ciągu chwili powodując wybuch. Aquila zamyśliła się jeszcze wpatrując z lekkim uśmiechem w towarzystwo w jakim się znalazła. Nie chodząc z głową w chmurach stanowiła ziemie, stabilną i niezmienną, ale zadowoloną z tego co znajduje na powierzchni, nie kopiącą dalej.
- Pierwsze wzmianki na temat quidditcha sięgają XI wieku, wiesz? - skierowała się do Evandry, chociaż sama nie miała pojęcia co w tym sporcie jest takiego niezwykłego. - Gertie Keddle pisała o tym w swoim pamiętniku, ale ona znała tylko jeden dzień tygodnia... Wtorek - wtorek nie był wcale najlepszym dniem tygodnia. - O nie... Napisałyście już tę pracę o zastosowaniach kamienia księżycowego na eliksiry? To na wtorek!
Mogłaby jeszcze poprosić Perseusa by zrobił to za nią, ten przecież był niemal geniuszem jeśli chodziło o alchemię, ale po tym co wydarzyło się zaledwie kilkanaście minut temu w wieży zegarowej. Czuła się skrzywdzona, chociaż ojciec zawsze mówił, że należy jej się wszystko co dobre na tym świecie. Tym razem nie dostała go, a słowa kuzyna który niemal krzyczał nie dadzą mi Cię, nie mam odpowiedniego nazwiska bolały. Była jednak wystarczająco dobra w ukrywaniu emocji (lub zajadaniu stresu).
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęła się do blondynki sięgając tym razem po pralinkę. - Moja droga, jedzenie nie ma nic do rzeczy. Ja nie staję na krześle krzycząc patrzcie na mnie, zjem tę pralinę i się nie udławię - w tym czasie wyciągnęła przed siebie czekoladkę tak jak gdyby trzymała najcenniejszy artefakt i teatralnie odgrywała, w jej mniemaniu, typowe zachowanie Gryfona.
Pralina była dobra, chociaż jej nadzienie wystarczająco zasłodziło usta lady Black by musiała poszukać ostudzenia w innym smakołyku. Tym razem, przeszukując wzrokiem zebrane na kocu smakołyki, wyłoniła z nich precla w którego wgryzła się tak jakby nie zjadła nie tylko śniadania dzisiaj, ale także wczorajszej kolacji i obiadu.
- Rigel, zjedz coś - spojrzała na brata. - Wiesz, że musisz jeść i ćwiczyć - niemal chciała skarcić go wzrokiem. - Przyznaję, że quidditch mnie szczególnie nie interesuje, ale zawsze jestem na Twoich meczach i nie mam najmniejszego zamiaru patrzeć jak Gryfoni spuszczają Ci łomot - sięgnęła po kolejnego precla i niemal wepchnęła go do ust Rigelowi. - Ty - wskazała palcem na Primrose. - Nie dostałaś ostatnio powyżej oczekiwań u Slughorna? - Aquila poczuła spływające na nią olśnienie. - Daj mi spisać pracę, proszę... Doskonale wiesz, że eliksiry to nie moja bajka. - spojrzała jeszcze na książkę którą trzymała w dłoniach Burke - Dobra, z transmutacji Ci nie pomogę, ale powiedzmy, że Twoje następne zadanie z historii magii może być znacznie łatwiejsze... - uniosła brwi licząc na to, że uda się przekupić Prim.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słysząc wymianę słów przyjaciół na kocu wydała z siebie ciche westchnienie i opadła na koc zakrywając twarz książką. Dajcie mi siłę bo oszaleję – pomyślała i przymknęła oczy. Evandra była niczym ta piękna baletnica w szklanej kuli. Chciałeś ją posiadać i przyglądać się, ale mało kto chciał poznać ją lepiej. Pod śliczną powłoką skrywał się bystry umysł oraz niezwykła inteligencja, która teraz została przytłumiona marzeniami o dalekiej przyszłości, wierszami z głębi serca i robieniem wszystkiego byle się nie uczyć. A Rigel jeszcze to podsycał swoimi tekstami. Wychyliła się spod książki aby patrzeć jak młody Black wciska kit Lestrange aż się za nim kurzy. Doskonale pamiętała jak rok wcześniej okopany w książkach niczym w fortecy nie do zdobycia zakuwał na egzaminy. Był w końcu Krukonem, a Krukoni jak widzieli książkę to ta sama im się przyklejała do rąk. Pragnienie poznania, zdobycia wiedzy była silniejsza niż cokolwiek innego. Wiedziała o wannie i miękkich ręcznikach, jednak w głosie Evandry urosło to do rangi skarbu piratów, który spoczywał na dnie oceanów. Melodramatyzm przyjaciółki był niezwykle teatralny i jednocześnie przekonujący. Każdy musiał wiedzieć jakie przeżywa katusze, a te dopiero nadejdą wraz z egzaminami. Podniosła się na łokciach, a książka opadła na jej pierś, a Evandra rozprawiała dalej o tym jakież to wspaniałe wiersze pisze jej Tristan. Szkoda, że wena mu się nie skończyła przy pierwszym. Primrose widziała lorda Rosier ledwo dwa razy, ale to wystarczyło, żeby uznać iż jest przystojnym mężczyzną i może śnić się po nocach. Cóż… w jednej książce, którą czytała aktualnie jeden z czarnych charakterów ma jego twarz w jej wyobraźni, a był to bohater z tych, dla których rzucasz wszystko i jedziesz zanim w stronę zachodzącego słońca. Nie zmieniało to faktu, że teraz był wybitnie irytującym gościem. Na szczęście przyjaciółka szybko załapała, że lepiej nic więcej nie mówić. Jakież to było zadziwiające, że wystarczyło jedno spojrzenie Prim i całą reszta już wiedziała co chciała powiedzieć.
-Może czytać mandragorom te wiersze by lepiej rosły – dorzuciła swoją uwagę do słów Rigela i podobnie jak on, w głębi swojego mrocznego serduszka, cieszyła się jej szczęściem, ale nigdy się do tego na głos nie przyzna. I tak dość skrupulatnie się jej udawało ukrywać, że podczytuje czasami romanse. Dopiero by się spaliła ze wstydu jakby się o tym dowiedzieli. Kiedy do panny Lestrange wzdychali wszyscy koledzy, za Primrose nikt się nie oglądał. Próbowała wmówić sobie i całemu otoczeniu, że nie potrzebuje tego i nic jej to nie obchodzi, jednak było to jawne kłamstwo.
Z zafascynowaniem patrzyła jak kolejne ciastka i łakocie giną w żołądku Aquili. Zawsze zastanawiało Primrose gdzie ta dziewczyna mieści to całe jedzenie, ale z drugiej strony ciągła nauka zabierała dużo energii, a jedno należało przyznać pannie Black, ze kochała historię i poświęcała jej swój czas z pełnym zaangażowaniem . Teraz widziała jak okruszki spadają na koc oraz mundurek dziewczyny, miała ochotę rzucić w nią tymi babeczkami. Prychnęła cicho kiedy ta zaczęła mówić o mieczu Gryffindora.
-Uwierzysz we wszystko co ci podstawią pod nos.– Zwróciła się do Aquili i zaczęła szperać w swojej torbie, w której posiadała praktycznie niezliczone ilości książek i notatek. Blackówna uwielbiała historię, ale zbyt łatwo wierzyła we wszystko co jej mówiono, nie weryfikowała zachłyśnięta nowym odkryciem. Wyciągnęła swoje notatki i zerknęła na nie. - Miecz był skonstruowany dla Godryka Gryffindora przez Ragnuka Pierwszego, najlepszego złotnika goblinów, a zatem. Kiedy skończył miecz, Ragnuk pragnął go tak bardzo, że udawał, iż Gryffindor ukradł mu go i posłał swoją służbę, by ukradli go z powrotem. Godryk bronił się z użyciem różdżki, jednak nie zabił żadnego z goblinów. Zamiast tego wysłał ich z powrotem do króla z wiadomością, że jeśli kiedykolwiek będzie próbował ukraść miecz, Gryffindor zacznie używać miecza przeciwko niemu i jego poddanym. Myślę, ż Binns ciebie sprawdzał. Pytanie w jakim celu?
Spojrzała znacząco na Aquilę jakby chciała pokazać, że ten romans jest jak najbardziej możliwy i być może profesor do niego dąży wychodząc z założenia, że skoro jest martwy to co mu zrobią? Zabiją go?
-Zawsze zostaje mu jeszcze Gruba Dama – dodała kiedy Aquila rozważała ewentualną kłótnię pomiędzy Binnsem a Krwawym Baronem. – Nie, nie może.
Westchnęła zrezygnowana jakby zrezygnowana, że pytają o takie oczywistości i ponownie opadła na koc.
-Ty to zrzuć Gryfona z miotły i to nie jednego – wskazała palcem na Rigela, a na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Lubiła quidditch, chociaż nie była jakoś zapalonym fanem to cieszyła się na każdy mecz jaki miał miejsce. Zawsze głośno kibicowała Krukonom i śledziła przez lornetkę uważnie grę przyjaciela. Kiedy w listopadzie miał wypadek wraz z innymi zamarła i bardzo się zmartwiła. Chociaż zdarzało się jej fukać na paczkę, wywracać oczami to była wobec nich niezwykle troskliwa. Kiedy coś jakiemuś się działo to pędziła na pomoc nie zważając na żadne przeszkody i wiedziała, że oni zrobią dla niej to samo. To oni sprawiali, ze Primrose nie była takim ponurakiem i odludkiem o co posądzano każdego z rodu Burke. Nauczyli ją otwierać się na innych i nie trzymać za bardzo na dystans. Niestety płacili za to ogromną cenę jaką były szlabany za dziwne i nie raz dzikie akcje na szkolnych korytarzach. Raz o mało Prim nie pobiła jednego chłopaka, który obraził Aquilę, a Rigel musiał przytrzymać narwaną pannę Burke. Zawsze nad nią jakoś czuwał, niczym starszy brat. Wiedział też co podsunąć jej do przeczytania kiedy głowiła się nad zadaniami w pokoju wspólnym. Czuła się w jego otoczeniu bezpiecznie wiedząc, że może na nim zawsze polegać.
-Rigel co się stało z tym twoim kumplem, Puchonem? Ostatnio mniej z nim spędzasz czas.- Zagadnęła przyjaciela patrząc jak precel został pochłonięty przez Aquilę, która próbowała przekupić Prim, a ta uśmiechnęła się cwanie niczym lis, który właśnie wyczuł okazję.
-Slughorn to moja rodzina, co za tym idzie musiałam zrobić dwa razy więcej niż wy aby dostać powyżej oczekiwań. – Ponownie sięgnęła po swoja torbę aby wyciągnąć pracę z eliksirów i rzuciła nią w stronę Aquili. – Pozmieniaj słowa aby się nie skapnął. A w ramach podziękowań… umówisz się z profesorem Binnsem na spacer i mam to zobaczyć.
Ambicja Prim nie pozwoliła na to aby ktoś za nią robił jakiekolwiek zadanie czy pracę. Nie mogłaby spojrzeć z dumą w oczy ojca gdyby wiedziała, że chociaż jedna praca nie została przez nią samodzielnie wykonana. W tym momencie z jej torby na koc wysunęła się mała książka w okładce z szarego papieru, która nie przypominała swym rozmiarem żadnej z pozycji szkolnych. Miałą nawet zakładkę.
-Może czytać mandragorom te wiersze by lepiej rosły – dorzuciła swoją uwagę do słów Rigela i podobnie jak on, w głębi swojego mrocznego serduszka, cieszyła się jej szczęściem, ale nigdy się do tego na głos nie przyzna. I tak dość skrupulatnie się jej udawało ukrywać, że podczytuje czasami romanse. Dopiero by się spaliła ze wstydu jakby się o tym dowiedzieli. Kiedy do panny Lestrange wzdychali wszyscy koledzy, za Primrose nikt się nie oglądał. Próbowała wmówić sobie i całemu otoczeniu, że nie potrzebuje tego i nic jej to nie obchodzi, jednak było to jawne kłamstwo.
Z zafascynowaniem patrzyła jak kolejne ciastka i łakocie giną w żołądku Aquili. Zawsze zastanawiało Primrose gdzie ta dziewczyna mieści to całe jedzenie, ale z drugiej strony ciągła nauka zabierała dużo energii, a jedno należało przyznać pannie Black, ze kochała historię i poświęcała jej swój czas z pełnym zaangażowaniem . Teraz widziała jak okruszki spadają na koc oraz mundurek dziewczyny, miała ochotę rzucić w nią tymi babeczkami. Prychnęła cicho kiedy ta zaczęła mówić o mieczu Gryffindora.
-Uwierzysz we wszystko co ci podstawią pod nos.– Zwróciła się do Aquili i zaczęła szperać w swojej torbie, w której posiadała praktycznie niezliczone ilości książek i notatek. Blackówna uwielbiała historię, ale zbyt łatwo wierzyła we wszystko co jej mówiono, nie weryfikowała zachłyśnięta nowym odkryciem. Wyciągnęła swoje notatki i zerknęła na nie. - Miecz był skonstruowany dla Godryka Gryffindora przez Ragnuka Pierwszego, najlepszego złotnika goblinów, a zatem. Kiedy skończył miecz, Ragnuk pragnął go tak bardzo, że udawał, iż Gryffindor ukradł mu go i posłał swoją służbę, by ukradli go z powrotem. Godryk bronił się z użyciem różdżki, jednak nie zabił żadnego z goblinów. Zamiast tego wysłał ich z powrotem do króla z wiadomością, że jeśli kiedykolwiek będzie próbował ukraść miecz, Gryffindor zacznie używać miecza przeciwko niemu i jego poddanym. Myślę, ż Binns ciebie sprawdzał. Pytanie w jakim celu?
Spojrzała znacząco na Aquilę jakby chciała pokazać, że ten romans jest jak najbardziej możliwy i być może profesor do niego dąży wychodząc z założenia, że skoro jest martwy to co mu zrobią? Zabiją go?
-Zawsze zostaje mu jeszcze Gruba Dama – dodała kiedy Aquila rozważała ewentualną kłótnię pomiędzy Binnsem a Krwawym Baronem. – Nie, nie może.
Westchnęła zrezygnowana jakby zrezygnowana, że pytają o takie oczywistości i ponownie opadła na koc.
-Ty to zrzuć Gryfona z miotły i to nie jednego – wskazała palcem na Rigela, a na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Lubiła quidditch, chociaż nie była jakoś zapalonym fanem to cieszyła się na każdy mecz jaki miał miejsce. Zawsze głośno kibicowała Krukonom i śledziła przez lornetkę uważnie grę przyjaciela. Kiedy w listopadzie miał wypadek wraz z innymi zamarła i bardzo się zmartwiła. Chociaż zdarzało się jej fukać na paczkę, wywracać oczami to była wobec nich niezwykle troskliwa. Kiedy coś jakiemuś się działo to pędziła na pomoc nie zważając na żadne przeszkody i wiedziała, że oni zrobią dla niej to samo. To oni sprawiali, ze Primrose nie była takim ponurakiem i odludkiem o co posądzano każdego z rodu Burke. Nauczyli ją otwierać się na innych i nie trzymać za bardzo na dystans. Niestety płacili za to ogromną cenę jaką były szlabany za dziwne i nie raz dzikie akcje na szkolnych korytarzach. Raz o mało Prim nie pobiła jednego chłopaka, który obraził Aquilę, a Rigel musiał przytrzymać narwaną pannę Burke. Zawsze nad nią jakoś czuwał, niczym starszy brat. Wiedział też co podsunąć jej do przeczytania kiedy głowiła się nad zadaniami w pokoju wspólnym. Czuła się w jego otoczeniu bezpiecznie wiedząc, że może na nim zawsze polegać.
-Rigel co się stało z tym twoim kumplem, Puchonem? Ostatnio mniej z nim spędzasz czas.- Zagadnęła przyjaciela patrząc jak precel został pochłonięty przez Aquilę, która próbowała przekupić Prim, a ta uśmiechnęła się cwanie niczym lis, który właśnie wyczuł okazję.
-Slughorn to moja rodzina, co za tym idzie musiałam zrobić dwa razy więcej niż wy aby dostać powyżej oczekiwań. – Ponownie sięgnęła po swoja torbę aby wyciągnąć pracę z eliksirów i rzuciła nią w stronę Aquili. – Pozmieniaj słowa aby się nie skapnął. A w ramach podziękowań… umówisz się z profesorem Binnsem na spacer i mam to zobaczyć.
Ambicja Prim nie pozwoliła na to aby ktoś za nią robił jakiekolwiek zadanie czy pracę. Nie mogłaby spojrzeć z dumą w oczy ojca gdyby wiedziała, że chociaż jedna praca nie została przez nią samodzielnie wykonana. W tym momencie z jej torby na koc wysunęła się mała książka w okładce z szarego papieru, która nie przypominała swym rozmiarem żadnej z pozycji szkolnych. Miałą nawet zakładkę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Rigel nie miał specjalnie nic do Gryfonów jako takich, jednak ich... "wszędobylskość" nie mogła pozostać bez komentarza. Czasami zastanawiał się, czy przypadkiem nie robią tego celowo, żeby zwrócić na siebie uwagę wszystkich w Hogwarcie, ustalając plan rozpętania chaosu, zamknięci na cztery spusty w pokoju wspólnym.
-Szkoda, - zwrócił się do Evandry, szczerząc zęby w uśmiechu. - Poczytałbym właśnie coś takiego... od serca. Może nawet bym się pouczył jak robić dobre wrażenie na młodych szlachciankach. Profesorowi Binnsowi też by się przydało. Z jego umiejętnościami krasomówstwa, uda mu się poderwać co najwyżej jedną z magicznych zbrój koło wielkiej Sali.
Ciekawe czy duchy mogą się uczyć czegoś nowego?
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na tę myśl i wydobył ze swojej torby butlę eliksiru rozgrzewającego, który musiał zażywać parę razy dziennie. Dało się jednak usłyszeć jeszcze inny cichy brzdęk szkła, towarzyszący wydobyciu butelki, po którym bez problemu dało się stwierdzić, że Black ma przy sobie coś jeszcze...
-Możecie też dopisać, że kamień księżycowy dobrze wzmacnia wszelkie eliksiry medyczne związane z umysłem. Wiem, że to poziom z wyżej, ale za taki drobny fakt można mieć dodatkowe punkty. Pokaże, że wam zależy na przedmiocie, czy coś w ten deseń. - odkorkował zębami butle i pociągnął z niej solidnego łyka. Kiedy Rigel już się zbierał, żeby odpowiedzieć coś mądrego na uwagę Evandry, lekko słony precel, kierowany przez jego najdroższą siostrę wylądował wprost w jego ustach.
-Też wolałbym, żebyśmy grali w coś bardziej wymagającego. Chyba że ten Prawdziwy Quidditch, taki jak na mistrzostwach świata właśnie taki jest, a nie to amatorskie walenie się tłuczkami po głowach, jakie obserwujemy sześć razy do roku… no może z małymi wyjątkami. - uśmiechnął się do Prim. - Co najwyżej mogę im skutecznie blokować dostępu do bramki. Jak żaden się sam nie nawinie, to może być ciężko… Chociaż cuda się zdarzają. Czasem.
Słowa Panny Burke odbiły się wewnątrz jego głowy głuchym echem. “Mniej spędzacie czasu”. Jak powiedzieć przyjaciołom, że nie mogą już nigdy więcej tego robić? Nie, kiedy już nigdy nie będzie jak dawniej — kiedy to była tylko i wyłącznie przyjaźń. Taka zwykła. Bez okropnych podtekstów i świadomości, że wszystkie te emocje, które czuł, były złe, niemoralne i robaczywe.
Nie mógł im tego powiedzieć.
Mimo zaufania, jakim je darzył, nie chciał, żeby i one mierzyły się z tą tajemnicą. Patrzyły na niego z politowaniem albo zniesmaczeniem. Nie mógł po prostu im tego zrobić.
-Olał mnie. Bo, wiecie, on ma teraz DZIEWCZYNĘ. - podkreślił jadowicie, pokręcił głową z dezaprobatą i ugryzł precla. - A jak się ma dziewczynę, to zgodnie ze starożytna męską tradycją - kumple odchodzą na drugi plan.
Miał nadzieję, że dziewczyny nie zaczną przyglądać się Puchonowi, żeby sprawdzić, czy faktycznie nadal kogoś ma. Rigel tego nie wiedział i walczył z myślami, żeby nigdy nie próbować się tego dowiedzieć.
Kiedy tak zwieszony patrzył na wzorek koca, kątem oka zauważył niedużą książeczkę, która wysunęła się z torby Prim. Nie kojarzył tej okładki, mimo że łatwo rozpoznawał szkolne lektury.
Może to z działu Ksiąg Zakazanych?
-Co tam masz? - sprawnie ją przechwycił i błyskawicznie, ręką wprawionego czytacza, otworzył. Szybko przebiegł oczami po dwóch pierwszych linijkach, po czym parsknął śmiechem.
-O najsłodszy Merlinie! - odchrząkną i zaczął czytać na głos, próbując nie dusić się ze śmiechu - “Brenna pamiętała tamte niecierpliwe, gorące pieszczoty i długie, wilgotne pocałunki. Ich młodzieńczy romans pełen był tęsknoty i niespełnionych pragnień. Kiedy patrzyli na siebie przez całą długość pokoju, od ich spojrzeń płonęło rozdzielające ich powietrze.”
Black czytał to teatralnym głosem, dramatycznie wymachując nadgryzionym preclem, krusząc na wszystko dookoła, i prawie przewracając butelkę z eliksirem.
-Szkoda, - zwrócił się do Evandry, szczerząc zęby w uśmiechu. - Poczytałbym właśnie coś takiego... od serca. Może nawet bym się pouczył jak robić dobre wrażenie na młodych szlachciankach. Profesorowi Binnsowi też by się przydało. Z jego umiejętnościami krasomówstwa, uda mu się poderwać co najwyżej jedną z magicznych zbrój koło wielkiej Sali.
Ciekawe czy duchy mogą się uczyć czegoś nowego?
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na tę myśl i wydobył ze swojej torby butlę eliksiru rozgrzewającego, który musiał zażywać parę razy dziennie. Dało się jednak usłyszeć jeszcze inny cichy brzdęk szkła, towarzyszący wydobyciu butelki, po którym bez problemu dało się stwierdzić, że Black ma przy sobie coś jeszcze...
-Możecie też dopisać, że kamień księżycowy dobrze wzmacnia wszelkie eliksiry medyczne związane z umysłem. Wiem, że to poziom z wyżej, ale za taki drobny fakt można mieć dodatkowe punkty. Pokaże, że wam zależy na przedmiocie, czy coś w ten deseń. - odkorkował zębami butle i pociągnął z niej solidnego łyka. Kiedy Rigel już się zbierał, żeby odpowiedzieć coś mądrego na uwagę Evandry, lekko słony precel, kierowany przez jego najdroższą siostrę wylądował wprost w jego ustach.
-Też wolałbym, żebyśmy grali w coś bardziej wymagającego. Chyba że ten Prawdziwy Quidditch, taki jak na mistrzostwach świata właśnie taki jest, a nie to amatorskie walenie się tłuczkami po głowach, jakie obserwujemy sześć razy do roku… no może z małymi wyjątkami. - uśmiechnął się do Prim. - Co najwyżej mogę im skutecznie blokować dostępu do bramki. Jak żaden się sam nie nawinie, to może być ciężko… Chociaż cuda się zdarzają. Czasem.
Słowa Panny Burke odbiły się wewnątrz jego głowy głuchym echem. “Mniej spędzacie czasu”. Jak powiedzieć przyjaciołom, że nie mogą już nigdy więcej tego robić? Nie, kiedy już nigdy nie będzie jak dawniej — kiedy to była tylko i wyłącznie przyjaźń. Taka zwykła. Bez okropnych podtekstów i świadomości, że wszystkie te emocje, które czuł, były złe, niemoralne i robaczywe.
Nie mógł im tego powiedzieć.
Mimo zaufania, jakim je darzył, nie chciał, żeby i one mierzyły się z tą tajemnicą. Patrzyły na niego z politowaniem albo zniesmaczeniem. Nie mógł po prostu im tego zrobić.
-Olał mnie. Bo, wiecie, on ma teraz DZIEWCZYNĘ. - podkreślił jadowicie, pokręcił głową z dezaprobatą i ugryzł precla. - A jak się ma dziewczynę, to zgodnie ze starożytna męską tradycją - kumple odchodzą na drugi plan.
Miał nadzieję, że dziewczyny nie zaczną przyglądać się Puchonowi, żeby sprawdzić, czy faktycznie nadal kogoś ma. Rigel tego nie wiedział i walczył z myślami, żeby nigdy nie próbować się tego dowiedzieć.
Kiedy tak zwieszony patrzył na wzorek koca, kątem oka zauważył niedużą książeczkę, która wysunęła się z torby Prim. Nie kojarzył tej okładki, mimo że łatwo rozpoznawał szkolne lektury.
Może to z działu Ksiąg Zakazanych?
-Co tam masz? - sprawnie ją przechwycił i błyskawicznie, ręką wprawionego czytacza, otworzył. Szybko przebiegł oczami po dwóch pierwszych linijkach, po czym parsknął śmiechem.
-O najsłodszy Merlinie! - odchrząkną i zaczął czytać na głos, próbując nie dusić się ze śmiechu - “Brenna pamiętała tamte niecierpliwe, gorące pieszczoty i długie, wilgotne pocałunki. Ich młodzieńczy romans pełen był tęsknoty i niespełnionych pragnień. Kiedy patrzyli na siebie przez całą długość pokoju, od ich spojrzeń płonęło rozdzielające ich powietrze.”
Black czytał to teatralnym głosem, dramatycznie wymachując nadgryzionym preclem, krusząc na wszystko dookoła, i prawie przewracając butelkę z eliksirem.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Mandragory, też mi pomysł!, nie mogła przejść obojętnie obok takich głupstw.
- Zazdrośnicy! - westchnęła ciężko i tym razem sama nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami. - Gdyby lord Rosier czytał mandragorom swoje wiersze, zapewne straciłyby swoje zabójcze właściwości, bo ukoiłby je swoim miękkim głosem. - Zaraz przeniosła wzrok na szeroko uśmiechniętego Rigela. - Jeśli potrzebujesz inspiracji i mentora, mogę napisać list z prośbą o spotkanie. Jestem przekonana, że zgodziłby się na pomoc i udzielił ci kilku wskazówek. - Nigdy wcześniej się nad tym specjalnie nie zastanawiała, ale rzeczywiście młody Black nie był widywany w towarzystwie panien innych, niż jego siostra, Primrose i ona sama. Czy był aż tak nieśmiały, by obawiać się zwrócić do którejś z propozycją spaceru?
- Dlaczego Ragnuk nie zrobił sobie drugiego miecza, skoro był najlepszym ze złotników? - Nie rozumiała tych błahych konfliktów, które po rozdmuchaniu przeradzały się w wielkie wojny. - Wykuwając go ponownie na pewno zrobiłby lepszy, którym mógłby pokonać Godryka i mieć dwa, ha! - Uśmiechnęła się dumna ze swojego nadzwyczajnego sprytu. - Zresztą to, że został wykuty dla Gryffindora nie znaczy, że go nie ukradł. Może właśnie tak bardzo zapragnął go mieć, że postradał zmysły? To by tłumaczyło jego skrajnie nierozważne decyzje i przekonania. - Lubiła prowadzić z nimi dyskusje obracające się w temacie historii. Wystarczyło rzucić przypuszczeniem, a zaraz go podłapywali, tworząc nowe, godne sprawdzenia teorie.
- Oh, nie dramatyzuj - powiedziała ta, która zawsze utrzymuje stoicki spokój, odsuwając już od nich temat quidditcha. - Przyjaciół zdobywa się na całe życie. Jeśli jest zajęty miłością, to w końcu i tak do ciebie przyjdzie, choćby po to, by dzielić się swoimi pięknymi uczuciami z kimś bliskim - kontynuowała filozoficznym tonem. - Daj mu czas, a wszystko wróci do normy. A jeśli nie, to znaczy, że nie był ciebie wart. - Złote Mądrości, do których sama nie zawsze się stosowała. Kwestia wybaczania i przyznawania się do winy często była u szlachetnie urodzonych dość problematyczna. Uczeni o własnej wyższości i nieomylności unosili się dumą i z trudem przyznawali innym rację. Evandrze udało się wypracować własną zasadę, omijającą kłopotliwe sytuacje - nie rób nic złego, to nie będziesz musiał przepraszać! Czy to dlatego to ona była zawsze tą marudą i niszczycielem dobrej zabawy?
Słysząc warunki udostępnienia pracy z eliksirów, zacisnęła wargi w wąską linijkę, nie chcąc parsknąć śmiechem, tylko zerknęła na Aquilę, sprawdzając jak zareaguje na zaczepkę. Sama nie miała aspiracji, by z każdego przedmiotu osiągać powyżej oczekiwań, za to w przeciwieństwie do przyjaciół uwielbiała transmutację, uważając ją za jedyny (poza historią magii) przedmiot godny jej pełnego zaangażowania.
- To przecież historia z Brenną i Tomem! - zawołała, słysząc cytowany przez Rigela fragment książki. Ożywiona podniosła się z leniwej pozycji leżącej z fascynacją obserwując jak kolor na policzkach Primrose przybiera buraczkowy odcień, a szaro-zielone oczy powiększają się w zdumieniu do rozmiarów galeonów. - Ona to dopiero miała burzliwe życie! - zachwycała się z rozmarzonym wzrokiem, choć pamięć przypominała jej, że nie wszystkie teksty zawarte w tej… ekhem… lekturze… nadawały się dla oczu niewinnej panny krwi szlachetnej. Wspominała o niej mimochodem, nie sądząc, że ktokolwiek zwróci na nią uwagę, a już na pewno nie Primrose! Skoro jednak wychodziło na to, że każdy z zebranych na ich małym pikniku jest zainteresowany kontynuacją fabuły, Evandra przejęła wolumin od Blacka, odnajdując akapit, który przytoczył, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- ”Spotkali się zgodnie z umową w opuszczonej stodole, oboje drżeli w poczuciu własnej niegodziwości. I z nieodpartego pożądania. I wówczas oboje uświadomili sobie, jak bliscy byli popełnienia śmiertelnego grzechu.” - Użyła dramatycznego tonu, bo scena miała doprowadzić ich ciekawość na skraj wytrzymałości, by zaraz po tym kazać obejść się smakiem. - Ale zaraz, skąd ją masz? Czyżbyś po raz pierwszy zdecydowała się na lekturę mojego polecenia? - Dźwięczał jej śmiech, gdy w wyciągniętej ręce trzymała książkę, starając się odsunąć ją jak najdalej od Primrose, by nie przerwała im tej iście szampańskiej zabawy. Okruchy nadgryzionego precla wylądowały na jej kolanach, ale zbyt zaaferowana była budowaniem napięcia, by przejmować się pieczywem.
- Zazdrośnicy! - westchnęła ciężko i tym razem sama nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami. - Gdyby lord Rosier czytał mandragorom swoje wiersze, zapewne straciłyby swoje zabójcze właściwości, bo ukoiłby je swoim miękkim głosem. - Zaraz przeniosła wzrok na szeroko uśmiechniętego Rigela. - Jeśli potrzebujesz inspiracji i mentora, mogę napisać list z prośbą o spotkanie. Jestem przekonana, że zgodziłby się na pomoc i udzielił ci kilku wskazówek. - Nigdy wcześniej się nad tym specjalnie nie zastanawiała, ale rzeczywiście młody Black nie był widywany w towarzystwie panien innych, niż jego siostra, Primrose i ona sama. Czy był aż tak nieśmiały, by obawiać się zwrócić do którejś z propozycją spaceru?
- Dlaczego Ragnuk nie zrobił sobie drugiego miecza, skoro był najlepszym ze złotników? - Nie rozumiała tych błahych konfliktów, które po rozdmuchaniu przeradzały się w wielkie wojny. - Wykuwając go ponownie na pewno zrobiłby lepszy, którym mógłby pokonać Godryka i mieć dwa, ha! - Uśmiechnęła się dumna ze swojego nadzwyczajnego sprytu. - Zresztą to, że został wykuty dla Gryffindora nie znaczy, że go nie ukradł. Może właśnie tak bardzo zapragnął go mieć, że postradał zmysły? To by tłumaczyło jego skrajnie nierozważne decyzje i przekonania. - Lubiła prowadzić z nimi dyskusje obracające się w temacie historii. Wystarczyło rzucić przypuszczeniem, a zaraz go podłapywali, tworząc nowe, godne sprawdzenia teorie.
- Oh, nie dramatyzuj - powiedziała ta, która zawsze utrzymuje stoicki spokój, odsuwając już od nich temat quidditcha. - Przyjaciół zdobywa się na całe życie. Jeśli jest zajęty miłością, to w końcu i tak do ciebie przyjdzie, choćby po to, by dzielić się swoimi pięknymi uczuciami z kimś bliskim - kontynuowała filozoficznym tonem. - Daj mu czas, a wszystko wróci do normy. A jeśli nie, to znaczy, że nie był ciebie wart. - Złote Mądrości, do których sama nie zawsze się stosowała. Kwestia wybaczania i przyznawania się do winy często była u szlachetnie urodzonych dość problematyczna. Uczeni o własnej wyższości i nieomylności unosili się dumą i z trudem przyznawali innym rację. Evandrze udało się wypracować własną zasadę, omijającą kłopotliwe sytuacje - nie rób nic złego, to nie będziesz musiał przepraszać! Czy to dlatego to ona była zawsze tą marudą i niszczycielem dobrej zabawy?
Słysząc warunki udostępnienia pracy z eliksirów, zacisnęła wargi w wąską linijkę, nie chcąc parsknąć śmiechem, tylko zerknęła na Aquilę, sprawdzając jak zareaguje na zaczepkę. Sama nie miała aspiracji, by z każdego przedmiotu osiągać powyżej oczekiwań, za to w przeciwieństwie do przyjaciół uwielbiała transmutację, uważając ją za jedyny (poza historią magii) przedmiot godny jej pełnego zaangażowania.
- To przecież historia z Brenną i Tomem! - zawołała, słysząc cytowany przez Rigela fragment książki. Ożywiona podniosła się z leniwej pozycji leżącej z fascynacją obserwując jak kolor na policzkach Primrose przybiera buraczkowy odcień, a szaro-zielone oczy powiększają się w zdumieniu do rozmiarów galeonów. - Ona to dopiero miała burzliwe życie! - zachwycała się z rozmarzonym wzrokiem, choć pamięć przypominała jej, że nie wszystkie teksty zawarte w tej… ekhem… lekturze… nadawały się dla oczu niewinnej panny krwi szlachetnej. Wspominała o niej mimochodem, nie sądząc, że ktokolwiek zwróci na nią uwagę, a już na pewno nie Primrose! Skoro jednak wychodziło na to, że każdy z zebranych na ich małym pikniku jest zainteresowany kontynuacją fabuły, Evandra przejęła wolumin od Blacka, odnajdując akapit, który przytoczył, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- ”Spotkali się zgodnie z umową w opuszczonej stodole, oboje drżeli w poczuciu własnej niegodziwości. I z nieodpartego pożądania. I wówczas oboje uświadomili sobie, jak bliscy byli popełnienia śmiertelnego grzechu.” - Użyła dramatycznego tonu, bo scena miała doprowadzić ich ciekawość na skraj wytrzymałości, by zaraz po tym kazać obejść się smakiem. - Ale zaraz, skąd ją masz? Czyżbyś po raz pierwszy zdecydowała się na lekturę mojego polecenia? - Dźwięczał jej śmiech, gdy w wyciągniętej ręce trzymała książkę, starając się odsunąć ją jak najdalej od Primrose, by nie przerwała im tej iście szampańskiej zabawy. Okruchy nadgryzionego precla wylądowały na jej kolanach, ale zbyt zaaferowana była budowaniem napięcia, by przejmować się pieczywem.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wsłuchiwała się w historię o lordzie Rosierze i patrzyła na to maślane spojrzenie Evandry. Co on niby takiego w sobie miał? To, że pisał wiersze nie czyniło z niego kogoś kto mógł tak po prostu przyjść i zabrać sobie serce Lestrange. Ona zasługiwała na coś znacznie lepszego, na kogoś kto zadba o nią niczym o płatek śniegu, tak wyjątkowy w swej urodzie i tej niezwykłej aurze. Półwile i ich uroki działały jedynie na mężczyzn, ale to nie chodziło o to jaka krew płynęła w dziewczynie, a o to co potrafiła i jak brzmiały jej słowa i smakowało jej spojrzenie. A to smakowało jak miód.
- Lord Rosier na pewno jest wspaniały - na pewno go nie polubi. - Ale może niech lepiej zostawi te mandragory w spokoju... Puchoni mogliby stracić chęć do życia - spojrzała na grupkę rozleniwionych dzieciaków w żółto-czarnych krawatach. - Chociaż z drugiej strony... - roześmiała się cicho, może to nie był taki najgorszy pomysł?
Propozycja Lestrange dla Rigela była niedopuszczalna. Jeszcze tego by brakowało by Rigel i Tristan się zaprzyjaźnili. Nestor Blacków miał swoje własne zdanie na temat Rosierów, łączyły ich w końcu wieki waści. Prawdopodobnie nikt z Lordów Londynu nie pamiętał już dokładnych emocji jakie szargały nimi stulecia temu, ale niesmak pozostał. Rosierowie i Blackowie nie mogli mieć sojuszu i nie było możliwości by kiedykolwiek do niego doszło. Nawet za sto lat. Starsi bracia na pewno zgodzili by się w tym wypadku z Aquilą.
Na kolejne słowa Primrose jedynie przewróciła oczami i już miała otworzyć usta by wyjaśnić jej dlaczego się myli, ale odezwała się Evandra i miała całkowitą rację. Ten jej miękki, nawet lekko niepewny głos. Jak można by było jej odmówić?
- Tak, Lestrange ma rację. To, że został wykuty dla Gryffindora nie znaczy, że go nie ukradł - zacytowała słowa przyjaciółki. - Primrose, tradycja to tradycja i należy się jej trzymać. Czym bylibyśmy bez naszych wspomnień? - zamyśliła się wpatrując w niebieskie niebo nad nimi. Świat był taki piękny i lekki. - Poza tym, nie pamiętam żebyś była tam z Gryffindorem. Binns nie oszukałby mnie. Jest stary, ale nie jest wredny. Nie sprawdza mnie, bo jestem na to za dobra - dodała z dumną miną, podnosząc wysoko nos. Czego jak czego, ale swojej wiedzy z historii mogła być pewna. -No i są większe szanse na to, że sam Binns był świadkiem tej kradzieży, niż na to, że Gryfoni wygrają puchar. A tak w ogóle, to czemu tak ich bronisz? - łypała podejrzliwie na przyjaciółkę, szczerze licząc, że nie chodzi o jakiegokolwiek chłopaka z tego domu.
Jeśli Binns zamierzał poderwać Szarą Damę albo nawet Grubą Damę - niech to robi. Przynajmniej z pierwszą byłby widywany na korytarzach, a to może ucięłoby obrzydliwe plotki na temat Aquili. Jeśli zaś zwiąże się z drugą - Gryfoni będą musieli przechodzić przez ducha by wejść do swojego pokoju wspólnego. Ta druga wizja była nawet ciekawsza. Wzdychnęła głośno na kolejne słowa Rigela o profesjonalnym i prawdziwym quidditchu. O czym on myślał? Przecież Blackowie mieli inne talenty.
- Dobrze wiesz, że ojciec nigdy nie zgodzi się byś grał w Quidditcha profesjonalnie. Na pewno czeka już na Ciebie ciepła posadka w Ministerstwie Magii, gdzie będziesz mógł wykazać się swoimi talentami dyplomatycznymi. Gdzieś tam na pewno masz takie, prawda? - roześmiała się, choć wcale nie chciała wbić mu szpili. Jej brat był mądrzejszy niż większość dzieciaków w tej szkole, o wiele inteligentniejszy niż sam mógł to podejrzewać. Oby tylko uwierzył w swoje siły i kiedyś został potężnym politykiem. Tak jak było mu pisane. Nie powinien się zresztą przyjaźnić z jakimś puchanem w ten sposób. Czy ktokolwiek wiedział cokolwiek na temat pochodzenia tego chłopaka? Pochwyciła kawałek jabłka z kosza, słuchając propozycji Primrose na randkę z Binnsem.
- Chyba sobie żartujesz - parsknęła śmiechem. - Nie chcesz mi pomóc to nie. Znam kogoś kto na pewno mi pomoże i nie będzie ode mnie wymagał randek z profesorem - wydęła wargi w grymasie i szybko przeniosła spojrzenie na brata. - Rigel... - ostre oczy szybko ubrały sarni wzrok. Przecież brat jej pomoże. Kochali się, na tym polegała zresztą rodzina. By sobie pomagać.
Z torby Primrose wypadła w końcu książka, a właściwie wyrwał ją Black, od razu wczytując się w jakiś fragment. Cała poczerwieniała. Nie ze złości, a zwykłego wstydu i być może nawet zażenowania. Wilgotne pocałunki? Na Merlina... Co to miało znaczyć i czemu Primrose, ta sama twarda Burke, ta skupiona i ta zafascynowana nauką, teraz czytała takie rzeczy? Książka szybko znalazła się w dłoniach Evandry, a ta wyrecytowała kolejny fragment. Aquila podskoczyła niemal chwytając od niej książkę, by ta nie trafiła z powrotem do Primrose. Na sekundę zgubiła jednak wątek, wpatrując się w Evandrę recytującą kawałek powieści. Czy tak samo recytowała wiersze Rosiera w kąpieli? Wtedy też na pewno wyglądała pięknie. Wtedy brzęknęło coś w torbie jej brata, a Aquila już wiedziała, że to będzie dobre popołudnie. Może ma wino?
- Rozpuszczone kruczoczarne włosy ociekały wodą. Niczym mokry czarny jedwab przywierały do ramion i spływały połyskliwą kaskadą na piersi. Wyraźnie rysujące się pod przemoczoną tkaniną, sterczące piersi - o matko jedyna... - Prim... To jest... - zatrważająco i dziwnie pociągające. - To jest coś... - coś czego mogłabym słuchać nocami. - Coś czego się nie spodziewałam - pokręciła jedynie głową zdumiona.
Rigelu, otwórz tę butelkę i zacznijmy bal.
- Lord Rosier na pewno jest wspaniały - na pewno go nie polubi. - Ale może niech lepiej zostawi te mandragory w spokoju... Puchoni mogliby stracić chęć do życia - spojrzała na grupkę rozleniwionych dzieciaków w żółto-czarnych krawatach. - Chociaż z drugiej strony... - roześmiała się cicho, może to nie był taki najgorszy pomysł?
Propozycja Lestrange dla Rigela była niedopuszczalna. Jeszcze tego by brakowało by Rigel i Tristan się zaprzyjaźnili. Nestor Blacków miał swoje własne zdanie na temat Rosierów, łączyły ich w końcu wieki waści. Prawdopodobnie nikt z Lordów Londynu nie pamiętał już dokładnych emocji jakie szargały nimi stulecia temu, ale niesmak pozostał. Rosierowie i Blackowie nie mogli mieć sojuszu i nie było możliwości by kiedykolwiek do niego doszło. Nawet za sto lat. Starsi bracia na pewno zgodzili by się w tym wypadku z Aquilą.
Na kolejne słowa Primrose jedynie przewróciła oczami i już miała otworzyć usta by wyjaśnić jej dlaczego się myli, ale odezwała się Evandra i miała całkowitą rację. Ten jej miękki, nawet lekko niepewny głos. Jak można by było jej odmówić?
- Tak, Lestrange ma rację. To, że został wykuty dla Gryffindora nie znaczy, że go nie ukradł - zacytowała słowa przyjaciółki. - Primrose, tradycja to tradycja i należy się jej trzymać. Czym bylibyśmy bez naszych wspomnień? - zamyśliła się wpatrując w niebieskie niebo nad nimi. Świat był taki piękny i lekki. - Poza tym, nie pamiętam żebyś była tam z Gryffindorem. Binns nie oszukałby mnie. Jest stary, ale nie jest wredny. Nie sprawdza mnie, bo jestem na to za dobra - dodała z dumną miną, podnosząc wysoko nos. Czego jak czego, ale swojej wiedzy z historii mogła być pewna. -No i są większe szanse na to, że sam Binns był świadkiem tej kradzieży, niż na to, że Gryfoni wygrają puchar. A tak w ogóle, to czemu tak ich bronisz? - łypała podejrzliwie na przyjaciółkę, szczerze licząc, że nie chodzi o jakiegokolwiek chłopaka z tego domu.
Jeśli Binns zamierzał poderwać Szarą Damę albo nawet Grubą Damę - niech to robi. Przynajmniej z pierwszą byłby widywany na korytarzach, a to może ucięłoby obrzydliwe plotki na temat Aquili. Jeśli zaś zwiąże się z drugą - Gryfoni będą musieli przechodzić przez ducha by wejść do swojego pokoju wspólnego. Ta druga wizja była nawet ciekawsza. Wzdychnęła głośno na kolejne słowa Rigela o profesjonalnym i prawdziwym quidditchu. O czym on myślał? Przecież Blackowie mieli inne talenty.
- Dobrze wiesz, że ojciec nigdy nie zgodzi się byś grał w Quidditcha profesjonalnie. Na pewno czeka już na Ciebie ciepła posadka w Ministerstwie Magii, gdzie będziesz mógł wykazać się swoimi talentami dyplomatycznymi. Gdzieś tam na pewno masz takie, prawda? - roześmiała się, choć wcale nie chciała wbić mu szpili. Jej brat był mądrzejszy niż większość dzieciaków w tej szkole, o wiele inteligentniejszy niż sam mógł to podejrzewać. Oby tylko uwierzył w swoje siły i kiedyś został potężnym politykiem. Tak jak było mu pisane. Nie powinien się zresztą przyjaźnić z jakimś puchanem w ten sposób. Czy ktokolwiek wiedział cokolwiek na temat pochodzenia tego chłopaka? Pochwyciła kawałek jabłka z kosza, słuchając propozycji Primrose na randkę z Binnsem.
- Chyba sobie żartujesz - parsknęła śmiechem. - Nie chcesz mi pomóc to nie. Znam kogoś kto na pewno mi pomoże i nie będzie ode mnie wymagał randek z profesorem - wydęła wargi w grymasie i szybko przeniosła spojrzenie na brata. - Rigel... - ostre oczy szybko ubrały sarni wzrok. Przecież brat jej pomoże. Kochali się, na tym polegała zresztą rodzina. By sobie pomagać.
Z torby Primrose wypadła w końcu książka, a właściwie wyrwał ją Black, od razu wczytując się w jakiś fragment. Cała poczerwieniała. Nie ze złości, a zwykłego wstydu i być może nawet zażenowania. Wilgotne pocałunki? Na Merlina... Co to miało znaczyć i czemu Primrose, ta sama twarda Burke, ta skupiona i ta zafascynowana nauką, teraz czytała takie rzeczy? Książka szybko znalazła się w dłoniach Evandry, a ta wyrecytowała kolejny fragment. Aquila podskoczyła niemal chwytając od niej książkę, by ta nie trafiła z powrotem do Primrose. Na sekundę zgubiła jednak wątek, wpatrując się w Evandrę recytującą kawałek powieści. Czy tak samo recytowała wiersze Rosiera w kąpieli? Wtedy też na pewno wyglądała pięknie. Wtedy brzęknęło coś w torbie jej brata, a Aquila już wiedziała, że to będzie dobre popołudnie. Może ma wino?
- Rozpuszczone kruczoczarne włosy ociekały wodą. Niczym mokry czarny jedwab przywierały do ramion i spływały połyskliwą kaskadą na piersi. Wyraźnie rysujące się pod przemoczoną tkaniną, sterczące piersi - o matko jedyna... - Prim... To jest... - zatrważająco i dziwnie pociągające. - To jest coś... - coś czego mogłabym słuchać nocami. - Coś czego się nie spodziewałam - pokręciła jedynie głową zdumiona.
Rigelu, otwórz tę butelkę i zacznijmy bal.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mieli się uczyć, taki był plan od samego początku, a ładna pogoda miała im w tym pomóc. Jednak, jak to zwykle bywa cały plan wziął w łeb kiedy przychodziło do rozmawiania i przekomarzania się. Uwagę o kamieniu księżycowym od razu zanotowała w zeszycie. Uważała, że każda taka mała uwaga może się jej kiedyś przydać. Brzdęk szkła w torbie Rigela sprawił, że zmarszczyła lekko brwi. Cała ich paczka wiedziała, że nie ma tam soku dyniowego, a potem mówią, że młodzież zdemoralizowana.
-Zapytaj braci jak robić dobre wrażenie, czy to za Cygnusem czy za Alphardem biegało pół szkoły? – Zagadnęła przyjaciela swobodnie, chociaż uważała, że jest uroczym młodzieńcem i nie potrzebuje specjalnych działań aby robić wrażenie na młodych szlachciankach, które również zmagały się z odwiecznym problemem jak nie zniechęcić do siebie mężczyzn. Siedząc teraz w szkole nie musiała się tym martwić, ale ostatni list od matki dawał jasno do zrozumienia, że czeka ją specjalne szkolenie w okresie wakacji. Słowa Evandry na temat miecza Gryffindora sprawiły, że zaraz chciała włączyć się w dyskusję, ale uprzedziła ją Aquila, która jak zwykle uznała, że się trochę powymądrza. To akcentowanie słów, podkreślanie ich jakby ćwiczyła przemowę na najbliższe wybory na Ministra Magii. Trzeba jednak przyznać, że potrafiła prowadzić dyskusje, czego czasami Prim jej zazdrościła. Burke wetchnęła przeciągle i wywróciła oczami.
-Atak personalny – znak, że brakuje argumentów – punktowała przyjaciółkę choć ich rozumowanie było właściwe. – Jeżeli zamawiasz coś do wykonania, to po co to kraść? Nie chciał zapłacić? Gryffindor był w gorącej wodzie kąpany, można rzecz, że był trochę szalony, ale czy był głupcem? Ciężko stwierdzić, choć trzeba przyznać, że Gryfoni robią wszystko aby było o nich głośno. Kiedyś urządzili sobie wyścigi niedaleko biblioteki, myślałam, że wyjdę z siebie kiedy słyszałam te ich krzyki.
Przeczesała dłonią splątane loki i zerknęła z ukosa na Rigela.
-Syrenka ma rację – odparła, czasami zdarzało się jej tak zwracać do Evandry, choć niezwykle rzadko. – W końcu przyjdzie po kumpelską radę. Patrz, nas też trochę irytuje Tristan, ale nadal jesteśmy z Evandrą. A z tobą się tylko droczę.
Spojrzała wymownie na Aquilę dając jej notatki.
-Korzystaj ile chcesz, ale mówię poważnie, pozmieniaj szyki zdań. Nie chcesz mieć gorszej oceny. – Były stawiane wielkie oczekiwania wobec Burke przez rodzinę. Była jedyną córką, podobnie ja Aquila wychowywała się raczej w męskim świecie i dzięki temu miała do niego większy dostęp. Chociaż czasami ją irytowało jak bracia zamykali się w pokoju na kilka godzin i mogła jedynie ich podsłuchiwać, aż w końcu się zorientowali i zaklęciem przykleili młodszą siostrę do drzwi. Dostała swoją nauczkę. Widząc zaś, ze Aquila zaczyna się dąsać odpuściła sobie temat Binnsa i potencjalnych randek z nim. Była jednak nieostrożna i książka, która nie powinna się pojawić wypadła z jej torby. Nim zdążyła się zorientować Rigel już ją porwał w swoje dłonie. O nie! – Krzyknęła z przerażeniem w swoich myślach, a w szaro zielonych oczach pojawiła się czysta panika i przerażenie. Stały się okrągłe niczym spodki od herbaty, a ręce zaczęły drżeć. Rzuciła się w stronę przyjaciela po drodze trącając koszyk z jabłkami.
-Oddawaj to! – Zawołała, ale było już za późno gdyż zaczął czytać fragment na głos. Ty zdrajco! Primrose poczuła jak rumieńce występują na jej twarz, a całe policzki płoną ze wstydu. Już prawie dosięgała do książki kiedy ta znalazła się w dłoniach Lestrange. O nie! Nie czytaj tego! Przeczytała! Na nic się zdała szamotanina gdyż pozycja trafiła w ręce osoby, która teraz będzie miała z tego szampańską zabawę. Okruchy precli, resztki babeczek latały wokół nich kiedy Prim w szaleńczej gonitwie chciała odzyskać swoją własność, a potem zniknąć im z oczu na najbliższe dwa tygodnie.
-No co? -Spojrzała z wyrzutem na Evandrę. – Chciałam sprawdzić…
Bąknęła niepewnie i lekko zmieszana zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho. Widziała, ze za oburzona fasadą Aquili kryła się czysta fascynacja tym co właśnie odkryła. – Oddawaj!
Rzuciła się jeszcze raz w stronę przyjaciółki aby wyrwać jej książkę z dłoni. Przeczytali o trzy fragmenty za dużo i jeszcze z niej kpili, cała piękna historia bohaterów zrujnowana. Nie będzie potrafiła wrócić do tej lektury na spokojnie. Prawdopodobnie nigdy jej już nie otworzy.
Piegowata twarz był cała czerwona z wstydu, którą dziewczyna starała się ukryć za gęstymi włosami.
-Nie zrozumiecie… - mruknęła pod nosem, co było kłamstwem, bo pewnie by jednak zrozumieli, ale teraz wstydziła się o tym mówić, było jej głupio i chciała ten fakt ukryć przed nimi.
-Zapytaj braci jak robić dobre wrażenie, czy to za Cygnusem czy za Alphardem biegało pół szkoły? – Zagadnęła przyjaciela swobodnie, chociaż uważała, że jest uroczym młodzieńcem i nie potrzebuje specjalnych działań aby robić wrażenie na młodych szlachciankach, które również zmagały się z odwiecznym problemem jak nie zniechęcić do siebie mężczyzn. Siedząc teraz w szkole nie musiała się tym martwić, ale ostatni list od matki dawał jasno do zrozumienia, że czeka ją specjalne szkolenie w okresie wakacji. Słowa Evandry na temat miecza Gryffindora sprawiły, że zaraz chciała włączyć się w dyskusję, ale uprzedziła ją Aquila, która jak zwykle uznała, że się trochę powymądrza. To akcentowanie słów, podkreślanie ich jakby ćwiczyła przemowę na najbliższe wybory na Ministra Magii. Trzeba jednak przyznać, że potrafiła prowadzić dyskusje, czego czasami Prim jej zazdrościła. Burke wetchnęła przeciągle i wywróciła oczami.
-Atak personalny – znak, że brakuje argumentów – punktowała przyjaciółkę choć ich rozumowanie było właściwe. – Jeżeli zamawiasz coś do wykonania, to po co to kraść? Nie chciał zapłacić? Gryffindor był w gorącej wodzie kąpany, można rzecz, że był trochę szalony, ale czy był głupcem? Ciężko stwierdzić, choć trzeba przyznać, że Gryfoni robią wszystko aby było o nich głośno. Kiedyś urządzili sobie wyścigi niedaleko biblioteki, myślałam, że wyjdę z siebie kiedy słyszałam te ich krzyki.
Przeczesała dłonią splątane loki i zerknęła z ukosa na Rigela.
-Syrenka ma rację – odparła, czasami zdarzało się jej tak zwracać do Evandry, choć niezwykle rzadko. – W końcu przyjdzie po kumpelską radę. Patrz, nas też trochę irytuje Tristan, ale nadal jesteśmy z Evandrą. A z tobą się tylko droczę.
Spojrzała wymownie na Aquilę dając jej notatki.
-Korzystaj ile chcesz, ale mówię poważnie, pozmieniaj szyki zdań. Nie chcesz mieć gorszej oceny. – Były stawiane wielkie oczekiwania wobec Burke przez rodzinę. Była jedyną córką, podobnie ja Aquila wychowywała się raczej w męskim świecie i dzięki temu miała do niego większy dostęp. Chociaż czasami ją irytowało jak bracia zamykali się w pokoju na kilka godzin i mogła jedynie ich podsłuchiwać, aż w końcu się zorientowali i zaklęciem przykleili młodszą siostrę do drzwi. Dostała swoją nauczkę. Widząc zaś, ze Aquila zaczyna się dąsać odpuściła sobie temat Binnsa i potencjalnych randek z nim. Była jednak nieostrożna i książka, która nie powinna się pojawić wypadła z jej torby. Nim zdążyła się zorientować Rigel już ją porwał w swoje dłonie. O nie! – Krzyknęła z przerażeniem w swoich myślach, a w szaro zielonych oczach pojawiła się czysta panika i przerażenie. Stały się okrągłe niczym spodki od herbaty, a ręce zaczęły drżeć. Rzuciła się w stronę przyjaciela po drodze trącając koszyk z jabłkami.
-Oddawaj to! – Zawołała, ale było już za późno gdyż zaczął czytać fragment na głos. Ty zdrajco! Primrose poczuła jak rumieńce występują na jej twarz, a całe policzki płoną ze wstydu. Już prawie dosięgała do książki kiedy ta znalazła się w dłoniach Lestrange. O nie! Nie czytaj tego! Przeczytała! Na nic się zdała szamotanina gdyż pozycja trafiła w ręce osoby, która teraz będzie miała z tego szampańską zabawę. Okruchy precli, resztki babeczek latały wokół nich kiedy Prim w szaleńczej gonitwie chciała odzyskać swoją własność, a potem zniknąć im z oczu na najbliższe dwa tygodnie.
-No co? -Spojrzała z wyrzutem na Evandrę. – Chciałam sprawdzić…
Bąknęła niepewnie i lekko zmieszana zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho. Widziała, ze za oburzona fasadą Aquili kryła się czysta fascynacja tym co właśnie odkryła. – Oddawaj!
Rzuciła się jeszcze raz w stronę przyjaciółki aby wyrwać jej książkę z dłoni. Przeczytali o trzy fragmenty za dużo i jeszcze z niej kpili, cała piękna historia bohaterów zrujnowana. Nie będzie potrafiła wrócić do tej lektury na spokojnie. Prawdopodobnie nigdy jej już nie otworzy.
Piegowata twarz był cała czerwona z wstydu, którą dziewczyna starała się ukryć za gęstymi włosami.
-Nie zrozumiecie… - mruknęła pod nosem, co było kłamstwem, bo pewnie by jednak zrozumieli, ale teraz wstydziła się o tym mówić, było jej głupio i chciała ten fakt ukryć przed nimi.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
-A ja obstawiam, że specjalnie na tę okazję wyhodowałyby nogi, aby wyjśc z doniczek i uciec od niego jak najdalej. - dodał z przekąsem. Niechęć do Rosierów Rigel miał we krwi i nic się z tym nie dało zrobić. Mało go interesowało, jak to się zaczęło i o co tak naprawdę chodziło. Fakt był taki, że na samo wspomnienie tego nazwiska krzywił się, jakby ktoś poczęstował go wyjątkowo kwaśną landrynką. Z drugiej strony nie chciał swoich niechęci prezentować jakoś bardziej przy przyjaciółce. Evandra była zakochana… i dzięki temu uczuciu wydawała się weselsza, kipiała jakąś przedziwną energią. Miłość... to takie piękne uczucie.
Chyba.
-Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. A tak w ogóle! Chciałem tylko zażartować z tymi pannicami, a wy już wysyłacie mnie na jakieś dodatkowe nauki. - obruszył się, krzyżując ręce na piersi - Muszę się uczyć, a nie biegać za każdą możliwą spódnicą. Takie coś nie zapewni mi porządnej przyszłości.
Black chciał uciąć ten temat, bo znajdował się zbyt blisko problemów, z którymi od niedawna musiał się mierzyć. I dla dobra wszystkich z jego otoczenia musiał zająć się tym sam.
Pogadanki i rozważania na temat miecza mało go interesowały. To nie było tak, że nie lubił historii… po prostu nie wszystko w niej było warte uwagi. Lubił legendy, dziwne wierzenia, a nie przepychanki o to, kto co ukradł jakimś goblinom.
-A właściwie, to ktoś pytał Binnsa, kiedy umarł? - powiedział, przeżuwając kawałek precla. - A może on tak bardzo żyje w swoim świecie, że nadal tego nie zauważył?
Niestety kolejny kawałek pieczywa prawie ugrzązł mu w gardle.
-Nie wiem. Nie chce chodzić na nasze tradycyjne wypady - to nie. Mam to gdzieś. - zmarszczył brwi. Oczywiście, że było mu przykro, i wiadomo, że bardzo by chciał wrócić do wspólnego spędzania czasu… Tylko że nie mógł.
Tak było lepiej.
Tak powinno być.
-Oczywiście, Aquilo. Gdzieś te talenty mam. Pewnie kurzą na strychu koło tych ogromnych peruk naszego pradziadka. - powiedział z poważną miną, którą prawie od razu zastąpił pogodny uśmiech. - Z resztą, mam już pewien pomysł na przyszłość - z dala od irytujących obcokrajowców i innych tego typu.
Nie wstydził się tego przyznać przed sobą, ale jego siostra byłaby o wiele lepszym dyplomata niż on. Szkoda, że życie było skonstruowane tak, a nie inaczej i Aquila nie mogłaby pracować Ministerstwie. Szkoda. Świat polityki tracił naprawdę wartościową personę.
Chłopak ciężko westchnął, przyglądając się przepychankom pomiędzy Prim i panną Black.
-No pomogę, pomogę. - powiedział zrezygnowanym tonem. - Jak skończysz, to rzucę okiem na oba teksty i porównam.
Przecież nie mógł odmówić pomocy.
Tajemnicze romansidło przechodziło z rąk do rąk, budząc prawdziwe i gorące emocje. Takie, które należało odpowiednio podkręcić, żeby czytanie było jeszcze przyjemniejsze. Jak dobrze, że zabrał ze sobą, kupione w Hogsmeade wino. Trzeba korzystać, jak się już jest pełnoletnim, prawda?
Dotknięcie różdżki sprawiło, że korek wysuną się sam z butelki i wylądował w otwartej dłoni Rigela. Zrobił pierwszy łyk, żeby sprawdzić, czy nadaje się do picia. Oczywiście nie mogło się równać z tymi trunkami, które mieli w domu, ale było całkiem przyzwoite.
-Wiesz co, Prim. Jak dla mnie… ta książka to prawdziwa bombarda. - powiedział bez cienia ironii. W gronie przyjaciółek Rigel nie krył się ze swoim zamiłowaniem do tematów okołoromantycznych.
Nie był też jakoś specjalnie zaskoczony, że Primrose sięga po tego typu literaturę. Dla obcych pana Burke była chłodna i milcząca, ale kiedy poznało się ją bliżej, dało się dostrzec, że ma duszę prawdziwej romantyczki, która szuka piękna i uniesień. A to przecież nic złego.
-Evandro, ty już to czytałaś? - zapytał, po czym dodał ciszej. - Czy tam jest opisane… no wiesz… wszystko?
W męskim gronie gadało się o różnych rzeczach, szczególnie kiedy hormony szalały, a rozum nie wiedział jak sobie z tym wszystkim poradzić. Nie było to ani mądre, ani rozwijające. Przecież opowiadanie o miłosnych podbojach czyjegoś starszego rodzeństwa, prawdopodobnie sto razy przekłamane i do tego opowiedziane z drugiej ręki, nie było tym samym co książka. W tej drugiej na pewno było więcej prawdy.
Chyba.
-Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. A tak w ogóle! Chciałem tylko zażartować z tymi pannicami, a wy już wysyłacie mnie na jakieś dodatkowe nauki. - obruszył się, krzyżując ręce na piersi - Muszę się uczyć, a nie biegać za każdą możliwą spódnicą. Takie coś nie zapewni mi porządnej przyszłości.
Black chciał uciąć ten temat, bo znajdował się zbyt blisko problemów, z którymi od niedawna musiał się mierzyć. I dla dobra wszystkich z jego otoczenia musiał zająć się tym sam.
Pogadanki i rozważania na temat miecza mało go interesowały. To nie było tak, że nie lubił historii… po prostu nie wszystko w niej było warte uwagi. Lubił legendy, dziwne wierzenia, a nie przepychanki o to, kto co ukradł jakimś goblinom.
-A właściwie, to ktoś pytał Binnsa, kiedy umarł? - powiedział, przeżuwając kawałek precla. - A może on tak bardzo żyje w swoim świecie, że nadal tego nie zauważył?
Niestety kolejny kawałek pieczywa prawie ugrzązł mu w gardle.
-Nie wiem. Nie chce chodzić na nasze tradycyjne wypady - to nie. Mam to gdzieś. - zmarszczył brwi. Oczywiście, że było mu przykro, i wiadomo, że bardzo by chciał wrócić do wspólnego spędzania czasu… Tylko że nie mógł.
Tak było lepiej.
Tak powinno być.
-Oczywiście, Aquilo. Gdzieś te talenty mam. Pewnie kurzą na strychu koło tych ogromnych peruk naszego pradziadka. - powiedział z poważną miną, którą prawie od razu zastąpił pogodny uśmiech. - Z resztą, mam już pewien pomysł na przyszłość - z dala od irytujących obcokrajowców i innych tego typu.
Nie wstydził się tego przyznać przed sobą, ale jego siostra byłaby o wiele lepszym dyplomata niż on. Szkoda, że życie było skonstruowane tak, a nie inaczej i Aquila nie mogłaby pracować Ministerstwie. Szkoda. Świat polityki tracił naprawdę wartościową personę.
Chłopak ciężko westchnął, przyglądając się przepychankom pomiędzy Prim i panną Black.
-No pomogę, pomogę. - powiedział zrezygnowanym tonem. - Jak skończysz, to rzucę okiem na oba teksty i porównam.
Przecież nie mógł odmówić pomocy.
Tajemnicze romansidło przechodziło z rąk do rąk, budząc prawdziwe i gorące emocje. Takie, które należało odpowiednio podkręcić, żeby czytanie było jeszcze przyjemniejsze. Jak dobrze, że zabrał ze sobą, kupione w Hogsmeade wino. Trzeba korzystać, jak się już jest pełnoletnim, prawda?
Dotknięcie różdżki sprawiło, że korek wysuną się sam z butelki i wylądował w otwartej dłoni Rigela. Zrobił pierwszy łyk, żeby sprawdzić, czy nadaje się do picia. Oczywiście nie mogło się równać z tymi trunkami, które mieli w domu, ale było całkiem przyzwoite.
-Wiesz co, Prim. Jak dla mnie… ta książka to prawdziwa bombarda. - powiedział bez cienia ironii. W gronie przyjaciółek Rigel nie krył się ze swoim zamiłowaniem do tematów okołoromantycznych.
Nie był też jakoś specjalnie zaskoczony, że Primrose sięga po tego typu literaturę. Dla obcych pana Burke była chłodna i milcząca, ale kiedy poznało się ją bliżej, dało się dostrzec, że ma duszę prawdziwej romantyczki, która szuka piękna i uniesień. A to przecież nic złego.
-Evandro, ty już to czytałaś? - zapytał, po czym dodał ciszej. - Czy tam jest opisane… no wiesz… wszystko?
W męskim gronie gadało się o różnych rzeczach, szczególnie kiedy hormony szalały, a rozum nie wiedział jak sobie z tym wszystkim poradzić. Nie było to ani mądre, ani rozwijające. Przecież opowiadanie o miłosnych podbojach czyjegoś starszego rodzeństwa, prawdopodobnie sto razy przekłamane i do tego opowiedziane z drugiej ręki, nie było tym samym co książka. W tej drugiej na pewno było więcej prawdy.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Na kolejny komentarz o mandragorach wzniosła tylko oczy ku niebu, kręcąc głową z dezaprobatą. To że wspólna historia ich rodów usłana była gęsto różanymi cierniami, nie znaczyło, że muszą się na siebie boczyć za dawne zwady. Dziś przecież nikt ze sobą otwarcie nie walczył, nie dążył do przejmowania ziem, więc kwestia nieprzyjaźni była już tylko podtrzymaniem tradycji, ale czy aby na pewno każdą z nich należało kultywować?
- To prawda, masz jeszcze czas - westchnęła, przytakując Rigelowi w niechęci względem oglądania się za dziewczętami. Doceniała jego zawziętość i chęć do zwiększania swojej wiedzy. Sama uwielbiała spędzać z nim czas, kiedy przygotowywał się do kolejnych zajęć i opowiadał o runach, z których Evandra już wcześniej zrezygnowała. W takich momentach żałowała, że tak szybko się poddała, choć zawsze tłumaczyła sobie to kwestią nauczyciela. Black miał w sobie zdecydowanie więcej pasji, niż wykładający profesor, toteż słuchanie go było czystą przyjemnością i zwiększało Evandrowe zainteresowanie pozornie nieistotnymi dotychczas tematami. Oczami wyobraźni widziała ich w przyszłości razem pracujących nad skomplikowanym projektem naukowym - i choć nie wiedziała jeszcze czego miałaby dotyczyć, tak sama wizja była bardzo kusząca. Przygryzła tylko wargę, widząc na jego twarzy nieokreślone emocje względem przyjaciela. Widać, że było mu trudno o tym mówić, więc przeniosła swój wzrok na Aquilę.
Panna Black nie ustawała w poszukiwaniach pomocy przy pracy z eliksirów. Już nawet chciała jej zaproponować, że może przekonać któregoś ze starszych uczniów do użyczenia swych umiejętności, lecz obserwowanie jej starań było nie lada zabawą. Wywróciła tylko wymownie oczami, kiedy Primrose wspomniała o trochę irytującym Tristanie. Uznała za zbędne poinformować ich, że będą musieli znosić opowieści i westchnienia nad szarmanckim lordem Rosier jeszcze przez długi czas, bo przecież niewykluczone, że ten w przyszłości zostanie jej mężem. Szalenie chciała zamieszkać w pałacu na malowniczych, białych klifach, wśród piękna róż. Na pewno musiał myśleć o niej poważnie, wszak bez głębokich uczuć nie byłby w stanie pisać tak mocno chwytających za serce listów.
Tomik wysunął się z jej dłoni i przeszedł w posiadanie panny Black. Szeroko uśmiechnięta Evandra strzepnęła tylko okruch ze swej spódnicy i wyprostowała nogi, krzyżując je w kostkach. Skupiła wzrok na Aquili, słuchając wybranego przez nią fragmentu. Słysząc o kruczoczarnych włosach, mimowolnie przesunęła wzrokiem po rozpuszczonych kosmykach Ślizgonki, które - dziwnym trafem - zgodnie z opowieścią opadały kaskadą na jej ramiona. Oczami wyobraźni szła już dalej, zastanawiając się jak przyjaciółka wyglądałaby w wilgotnej tkaninie, obrazując ją sobie jako bohaterkę powieści. Zdumiony ton wyrwał ją z rozważań, więc zamrugała kilka razy i zwróciła się do Primrose.
- Ja wszystko rozumiem, moja droga Prim. To piękna opowieść i liczę na to, że po skończonej lekturze będziemy mogły o niej porozmawiać. - Przybierając łagodniejszy wyraz twarzy puściła jej oczko. Nie sądziła, że panna Burke chce zataić przed nimi swoją nową pasję, przecież wspólnie mogli tak wiele z niej wyciągnąć!
- To zależy czego chciałbyś się dowiedzieć. - Od razu wyprostowała dumnie plecy i uśmiechnęła się zagadkowo. - Mogę polecić ci różne pozycje w zależności od tego, czego szukasz. Bogate opisy krajobrazów, głębokie przemyślenia bohaterów, wartka, dynamiczna akcja? - rzucała kolejnymi przykładami, choć doskonale wiedziała co oznacza ściszony głos Blacka. Wśród dziewcząt temat relacji damsko-męskich był bardzo często poruszany, lecz sama jego istota obracała się w ploteczkach czysto romantycznych - uśmiechy, spacery, poezja, wspólne tańce czy może i muśnięcie dłonią. Wspominiana była tęsknota za bliskością i niespełnionymi pragnieniami, ale te nigdy nie otrzymywały nazwy, a przynajmniej nie wypowiadano ich na głos. Lestrange musiała zdobyć swoją wiedzę w inny sposób, wszak nie będzie czekać na nieśmiałe, rumieniące się pod każdym spojrzeniem koleżanki. Pech chciał, że im bliżej im było do ukończenia szkoły, interesujący ją chłopcy już znikali z dyplomami. Należało korzystać z ich obecności pełnymi garściami, by w dorosłość wejść już bez żadnych wątpliwości.
Wystrzelony w powietrze korek skrzaciego wina nie umknął spojrzeniu Evandry. Wsparła się na dłoni i nachyliła w kierunku Rigela, posyłając mu spojrzenie spod wpół przymkniętych powiek. - Najbliższym pomogłabym z czystej dobroci serca, ale przyjaciele podzieliliby się ze mną winem, gdyby je mieli, prawda? - Jedna z brwi drgnęła wymownie ku górze. No dalej, Rigel, nie bądź gumochłon.
- To prawda, masz jeszcze czas - westchnęła, przytakując Rigelowi w niechęci względem oglądania się za dziewczętami. Doceniała jego zawziętość i chęć do zwiększania swojej wiedzy. Sama uwielbiała spędzać z nim czas, kiedy przygotowywał się do kolejnych zajęć i opowiadał o runach, z których Evandra już wcześniej zrezygnowała. W takich momentach żałowała, że tak szybko się poddała, choć zawsze tłumaczyła sobie to kwestią nauczyciela. Black miał w sobie zdecydowanie więcej pasji, niż wykładający profesor, toteż słuchanie go było czystą przyjemnością i zwiększało Evandrowe zainteresowanie pozornie nieistotnymi dotychczas tematami. Oczami wyobraźni widziała ich w przyszłości razem pracujących nad skomplikowanym projektem naukowym - i choć nie wiedziała jeszcze czego miałaby dotyczyć, tak sama wizja była bardzo kusząca. Przygryzła tylko wargę, widząc na jego twarzy nieokreślone emocje względem przyjaciela. Widać, że było mu trudno o tym mówić, więc przeniosła swój wzrok na Aquilę.
Panna Black nie ustawała w poszukiwaniach pomocy przy pracy z eliksirów. Już nawet chciała jej zaproponować, że może przekonać któregoś ze starszych uczniów do użyczenia swych umiejętności, lecz obserwowanie jej starań było nie lada zabawą. Wywróciła tylko wymownie oczami, kiedy Primrose wspomniała o trochę irytującym Tristanie. Uznała za zbędne poinformować ich, że będą musieli znosić opowieści i westchnienia nad szarmanckim lordem Rosier jeszcze przez długi czas, bo przecież niewykluczone, że ten w przyszłości zostanie jej mężem. Szalenie chciała zamieszkać w pałacu na malowniczych, białych klifach, wśród piękna róż. Na pewno musiał myśleć o niej poważnie, wszak bez głębokich uczuć nie byłby w stanie pisać tak mocno chwytających za serce listów.
Tomik wysunął się z jej dłoni i przeszedł w posiadanie panny Black. Szeroko uśmiechnięta Evandra strzepnęła tylko okruch ze swej spódnicy i wyprostowała nogi, krzyżując je w kostkach. Skupiła wzrok na Aquili, słuchając wybranego przez nią fragmentu. Słysząc o kruczoczarnych włosach, mimowolnie przesunęła wzrokiem po rozpuszczonych kosmykach Ślizgonki, które - dziwnym trafem - zgodnie z opowieścią opadały kaskadą na jej ramiona. Oczami wyobraźni szła już dalej, zastanawiając się jak przyjaciółka wyglądałaby w wilgotnej tkaninie, obrazując ją sobie jako bohaterkę powieści. Zdumiony ton wyrwał ją z rozważań, więc zamrugała kilka razy i zwróciła się do Primrose.
- Ja wszystko rozumiem, moja droga Prim. To piękna opowieść i liczę na to, że po skończonej lekturze będziemy mogły o niej porozmawiać. - Przybierając łagodniejszy wyraz twarzy puściła jej oczko. Nie sądziła, że panna Burke chce zataić przed nimi swoją nową pasję, przecież wspólnie mogli tak wiele z niej wyciągnąć!
- To zależy czego chciałbyś się dowiedzieć. - Od razu wyprostowała dumnie plecy i uśmiechnęła się zagadkowo. - Mogę polecić ci różne pozycje w zależności od tego, czego szukasz. Bogate opisy krajobrazów, głębokie przemyślenia bohaterów, wartka, dynamiczna akcja? - rzucała kolejnymi przykładami, choć doskonale wiedziała co oznacza ściszony głos Blacka. Wśród dziewcząt temat relacji damsko-męskich był bardzo często poruszany, lecz sama jego istota obracała się w ploteczkach czysto romantycznych - uśmiechy, spacery, poezja, wspólne tańce czy może i muśnięcie dłonią. Wspominiana była tęsknota za bliskością i niespełnionymi pragnieniami, ale te nigdy nie otrzymywały nazwy, a przynajmniej nie wypowiadano ich na głos. Lestrange musiała zdobyć swoją wiedzę w inny sposób, wszak nie będzie czekać na nieśmiałe, rumieniące się pod każdym spojrzeniem koleżanki. Pech chciał, że im bliżej im było do ukończenia szkoły, interesujący ją chłopcy już znikali z dyplomami. Należało korzystać z ich obecności pełnymi garściami, by w dorosłość wejść już bez żadnych wątpliwości.
Wystrzelony w powietrze korek skrzaciego wina nie umknął spojrzeniu Evandry. Wsparła się na dłoni i nachyliła w kierunku Rigela, posyłając mu spojrzenie spod wpół przymkniętych powiek. - Najbliższym pomogłabym z czystej dobroci serca, ale przyjaciele podzieliliby się ze mną winem, gdyby je mieli, prawda? - Jedna z brwi drgnęła wymownie ku górze. No dalej, Rigel, nie bądź gumochłon.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Jaki znowu atak perso... - już zaczęła się oburzać, wycedzając te słowa, ale ojciec zawsze powtarzał, żeby więcej słuchała, niż mówiła. Uśmiechnęła się więc delikatnie, świadoma własnej wiedzy, która wykraczała ponad przeciętność. - Dobrze, Primrose. Będziemy siedzieć i udawać, że wiesz lepiej niż profesor - nie zamierzała więcej komentować więcej zachowania przyjaciółki i szczególnie nieprzyjemnych frazesów na temat oszustw Binnsa. Była jego ulubienicą, widocznie ktoś był tu zazdrosny... Zamrugała więc kilka razy z poważną miną, po czym odwróciła wzrok, niemal przewracając przy tym oczami. Przemądrzałość panny Burke bywała nie do znie-sie-nia. - To dobre pytanie Rigelu. Zakładałabym, że jakieś sto lat temu. Tak na oko - roześmiała się, bo chociaż uwielbiała słuchać jego wykładów, tak faktem było, że starość Binnsa wśród uczniów Hogwartu była już właściwie legendarna. - Nie wiem co na to ojciec - pokręciła jeszcze głową. - Wiesz, że wolałby, abyś pracował u niego - odwróciła się w stronę Evandry i Primrose. - Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów prężnie się rozwija, a Cygnus opowiadał, że w Stanach uważają ich za najlepszych specjalistów, o wiele lepszych niż Niemcy albo Belgijczycy! - odparła z dumą. - Może... Może to nie byłoby takie złe rozwiązanie, Rigelu? Miałbyś łatwo - wzruszyła jednym ramieniem. To oczywiste, że jako Black mógłby sobie pozwolić na więcej, pracując w departamencie, w którym pracowała znaczna część rodziny. Ona również z przyjemnością by się tam znalazła, uczyła, rozwijała w tym zakresie, ale póki co miała przed sobą jeszcze egzaminy. Radością było to, że obydwoje zgodzili się jej pomóc. Aquila więc zamrugała kilka razy, dumna z samej siebie i z tego, że większość roboty spadnie na ich dwoje, a nie na nią. To nie tak, że nie lubiła się uczyć - uwielbiała! Po prostu nie każdy szkolny przedmiot był interesujący, eliksiry należały do zbioru tych zajęć, z których wolała uciekać, niż siadać w pierwszej ławce. Romans zawarty w książce wywołał u niej głównie śmiech, nie przywykła do podobnych treści. Wolała fragmenty nieco mniej poetyckie, a bardziej przyziemne, jednak nie chciała urazić ani Primrose, ani Evandry. To też w końcu nie powiedziała nic na temat książki, chowając przemyślenia dla siebie. Obydwie były zdecydowanie większymi romantyczkami, podczas gdy ona jasno wyznaczała sobie cele. Na sekundę złapała wzrok Lestrange, który rozbiegał się po jej kosmykach włosów, a mimowolny uśmiech od razu spłynął na twarz młodej damy, niepewna, dlaczego teraz, dlaczego tutaj, dlaczego w ten właśnie sposób na nią patrzy. Włosy zabrała na plecy, odsłaniając szyję, ale w końcu zabierając wzrok z półwili. Czemu samo jej spojrzenie było jednym z piękniejszych komplementów? Nieco zamilkła, gdy temat płynął dalej, a Rigel zaczął zadawać nieśmiałe pytania. Evandra znów jednak czarowała tym swoim spojrzeniem, a stukniecie butelki w torbie, wyraźnie wskazało na to, z czym mieli do czynienia. Aquila wstrzymała powietrze w płucach. - Dlatego jesteśmy tu razem, przyjaciele na pewno pomogliby przyjaciołom, a rodzina rodzinie - wymownie spojrzała na Rigela, chwilę później wzrok przenosząc na źródło dźwięku. - Kochana Primrose, czyż nie doskwiera ci słońce i nie czujesz pragnienia? - poetyckim tonem chwyciła przyjaciółkę za dłoń, unosząc wyżej głowę w tej teatralnej scence.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Typowe, Aquila strzelała focha udając, że się zgadza. Primrose przewróciła oczami wymownie wypuszczając głośno powietrze z płuc. Wręcz kusiło ją aby się odgryźć przyjaciółce, która zjadła wszystkie rozumy i nosiła się dumnie tylko dlatego, że przeczytała jedną ksiażkę więcej. Bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego co mówił profesor Binns, jaka szkoda, że nie otwierała się na inne wersje historii oraz wydarzeń. Skupiła się więc na tym co mówił Rigel i dostrzegła jego wahania. Sprawa z przyjacielem musiała mocno na niego wpływać skoro tak to go przygniotło. Rozumiała też jego pęd do nauki, sama wolała spędzać czas nad poszerzaniem swojej wiedzy i umiejętności niż oglądać się za chłopcami, choć.. chciałaby aby od czasu do czasu jakiś się za nią obejrzał. Niestety tak się nie działo więc pozostawały jej jedynie romanse, a jeden z nich wpadł właśnie w ręce przyjaciół, którzy wyrywali go sobie z rąk. Była już cała czerwona jak piwonia, a w oczy zaczęły szczypać zdradzieckie łzy. Cytowane fragmenty wprowadzały ją w zakłopotanie, aż w końcu przestała walczyć tylko usiadła zaciskając dłonie na materiale spódnicy. Czekała aż całe upokorzenie minie. Zamiast tego usłyszała zachwyt w głosie Rigela, podniosła na niego szklące się oczy.
-Poważnie? - Zapytała z cichym lękiem w głosie obawiając się, że zaraz przyjaciel wybuchnie śmiechem, ale tego nie zrobił. Zerknęła potem na Evandrę, która przecież sama jej podsuwała te książki, ale lady Burke było wstyd się przyznać, że taka właśnie lektura ją zainteresowała i kiedy nikt nie patrzył to czytała z wypiekami na twarzy kolejne rozdziały. Marzyła aby kiedyś to ona przeżyła podobne przygody pełne uniesienia, uprowadzeń, zdrad, nawiedzonych zamków pełnych tajemnic. Czy kiedyś pozna mężczyznę, który porwie jej umysł i ciało jak bohaterowie tych opowieści, czy będzie nieziemsko przystojny, uwodzicielski, pewny siebie i tajemniczy? I czy właśnie dla niej rzuci wszystko aby postawić cały znany mu świat u jej stóp?
Całe szczęście, że uwagę od książki odciągnął brzęk butelek, a Aquila w teatralnym geście złapała ją za dłoń wskazując na butelki. Primrose pochyliła się i sięgnęła aby odsłonić zawartość torby Blacka.
-Proszę, proszę… - Uśmiechnęła się kącikiem ust, trochę wyzywająco. -Evandra ma rację… Chyba nie odmówisz jej racji?
-Poważnie? - Zapytała z cichym lękiem w głosie obawiając się, że zaraz przyjaciel wybuchnie śmiechem, ale tego nie zrobił. Zerknęła potem na Evandrę, która przecież sama jej podsuwała te książki, ale lady Burke było wstyd się przyznać, że taka właśnie lektura ją zainteresowała i kiedy nikt nie patrzył to czytała z wypiekami na twarzy kolejne rozdziały. Marzyła aby kiedyś to ona przeżyła podobne przygody pełne uniesienia, uprowadzeń, zdrad, nawiedzonych zamków pełnych tajemnic. Czy kiedyś pozna mężczyznę, który porwie jej umysł i ciało jak bohaterowie tych opowieści, czy będzie nieziemsko przystojny, uwodzicielski, pewny siebie i tajemniczy? I czy właśnie dla niej rzuci wszystko aby postawić cały znany mu świat u jej stóp?
Całe szczęście, że uwagę od książki odciągnął brzęk butelek, a Aquila w teatralnym geście złapała ją za dłoń wskazując na butelki. Primrose pochyliła się i sięgnęła aby odsłonić zawartość torby Blacka.
-Proszę, proszę… - Uśmiechnęła się kącikiem ust, trochę wyzywająco. -Evandra ma rację… Chyba nie odmówisz jej racji?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 1 z 2 • 1, 2
we met for a reason
Szybka odpowiedź