Sypialnia Herberta
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Herberta
Pokój utrzymany w ciepłych barwach od progu zdradzał do kogo należy. Na łóżku leży kapa zrobiona z ręcznie tkanego koca, a na niej poduszki ozdobione jeszcze przez Hattie. Na ścianach wiszą półki pełne pamiątek po wyprawach Herberta, nie brakuje ozdobnych masek czy suszonych ziół, które wydzielają przyjemny zapach. W rogu ułożony został plecak podróżny, statyw do aparatu, lampa oliwna oraz zawiniątko składające się derek i kocy. Na podłoże ułożony został wypłowiały dywanik z frędzlami, a pod oknem wychodzącym bezpośrednio na las stało nie duże biurko zawalone książkami, mapami oraz słoiczkami z egzotycznymi roślinami. Tuż obok szafy wisiał szalik Hufflepufu oraz wyświechtana, skórzana kurtka, którą zawsze Herbert zabiera ze sobą na wyprawy.
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Kiedy miał już wstać i skierować się do drzwi zatrzymał go łagodny głos Florki. Dlatego też skupił całą swoją uwagę na tym co chciała mu przekazać. Spodziewał się przeprosin, których nie oczekiwał. Chociaż wcześniej był wzburzony, to bardziej wobec matki niż Florki. Był też zły na siebie, że siał panikę, że miotał się jak dziecko we mgle zamiast pomyśleć. Uświadomił sobie, że rozpacz, strach i niepokój o najbliższych odebrało mu rozsądek. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie może do tego dopuścić. W sytuacji kryzysowej jego rodzina będzie potrzebować wsparcia i spokoju, nie zaś paniki i rozbiegania.
Już chciał zaprotestować, ale skutecznie go uciszyła. Kąciki ust jedynie mu drgnęły kiedy tak w prosty i jednocześnie spokojny sposób potrafiła go usadzić na miejscu. Nie protestował, nie kręcił głową chcąc zaprzeczyć jej słowom. Usłyszał w głosie determinację i przekonanie do tego, że słowa te musiały paść.
Nie wiedział co chce mu oznajmić, ale błysk w oczach, iskra, która mogła przemienić się w ogień wiele już mówiła sama z siebie.
Uścisnął drobne dłonie w sygnale, że jest gotów jej wysłuchać, bez przerywania, bez zadawania pytań nim zdąży wyrazić wszystko co chciała teraz poruszyć.
Rozumiał też potrzebę działania, tego, aby coś robić, aby nie siedzieć bezczynnie i zwyczajnie czekać, być biernym.
-Podaj tytuły, a postaram się je pozyskać. - Zapewnił jak wspomniała o książkach. Być może parę z nich znajdowało się w ich biblioteczce. Nie była wielka ani imponująca, ale jako zielarze posiadali tych całkiem sporo, więc istniała szansa, że część z nich właśnie tam się znajduje i czeka na ponowne otwarcie. W pierwszym odruchu chciał podnieść oburzenie w związku z pracą na farmie, ale przecież nie musiała rąbać drewna. Nie chciał być jednym z tych, którzy zabraniają wszystkiego płci pięknej. -Jest trochę pracy w szklarni. - Pracy, którą mógł spokojnie zlecić Florce, a to by dało mu więcej czasu na budowę zagrody dla owiec, dla kur i gęsi oraz kaczek. Ojciec swego czasu zaczął wyznaczać miejsca dla zwierząt, ale ostatecznie nie zrealizował tego założenia. Były inne rzeczy na głowie. W czasach jakie nastały musieli zacząć być samowystarczalni. Nie wiedział co przyniesie jutro, a przecież mieli powitać na świecie ich dziecko. Nowego członka rodziny, który musiał mieć zapewnioną przyszłość.
Uniósł dłonie Florki do ust i złożył na nich pocałunek.
-Możesz na mnie liczyć. - Zapewnił czarownicę uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Miała w nim pełne wsparcie, a skoro chciała się zaangażować, stać się częścią domu, nie miał zamiaru jej od tego odwodzić. -Musisz też wiedzieć, że dach nad głową znalazła też tutaj moja kuzynka - Gwendolyn Grey. Zajęła jeden z wolnych pokoi. Ma psa. Całkiem sporego, jednak jest łagodny i bardzo przyjazny. - Trochę się zmieniło w Greengrove Farm, niezbyt wiele, ale nowy mieszkaniec stanowił jedną z nich.
Już chciał zaprotestować, ale skutecznie go uciszyła. Kąciki ust jedynie mu drgnęły kiedy tak w prosty i jednocześnie spokojny sposób potrafiła go usadzić na miejscu. Nie protestował, nie kręcił głową chcąc zaprzeczyć jej słowom. Usłyszał w głosie determinację i przekonanie do tego, że słowa te musiały paść.
Nie wiedział co chce mu oznajmić, ale błysk w oczach, iskra, która mogła przemienić się w ogień wiele już mówiła sama z siebie.
Uścisnął drobne dłonie w sygnale, że jest gotów jej wysłuchać, bez przerywania, bez zadawania pytań nim zdąży wyrazić wszystko co chciała teraz poruszyć.
Rozumiał też potrzebę działania, tego, aby coś robić, aby nie siedzieć bezczynnie i zwyczajnie czekać, być biernym.
-Podaj tytuły, a postaram się je pozyskać. - Zapewnił jak wspomniała o książkach. Być może parę z nich znajdowało się w ich biblioteczce. Nie była wielka ani imponująca, ale jako zielarze posiadali tych całkiem sporo, więc istniała szansa, że część z nich właśnie tam się znajduje i czeka na ponowne otwarcie. W pierwszym odruchu chciał podnieść oburzenie w związku z pracą na farmie, ale przecież nie musiała rąbać drewna. Nie chciał być jednym z tych, którzy zabraniają wszystkiego płci pięknej. -Jest trochę pracy w szklarni. - Pracy, którą mógł spokojnie zlecić Florce, a to by dało mu więcej czasu na budowę zagrody dla owiec, dla kur i gęsi oraz kaczek. Ojciec swego czasu zaczął wyznaczać miejsca dla zwierząt, ale ostatecznie nie zrealizował tego założenia. Były inne rzeczy na głowie. W czasach jakie nastały musieli zacząć być samowystarczalni. Nie wiedział co przyniesie jutro, a przecież mieli powitać na świecie ich dziecko. Nowego członka rodziny, który musiał mieć zapewnioną przyszłość.
Uniósł dłonie Florki do ust i złożył na nich pocałunek.
-Możesz na mnie liczyć. - Zapewnił czarownicę uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Miała w nim pełne wsparcie, a skoro chciała się zaangażować, stać się częścią domu, nie miał zamiaru jej od tego odwodzić. -Musisz też wiedzieć, że dach nad głową znalazła też tutaj moja kuzynka - Gwendolyn Grey. Zajęła jeden z wolnych pokoi. Ma psa. Całkiem sporego, jednak jest łagodny i bardzo przyjazny. - Trochę się zmieniło w Greengrove Farm, niezbyt wiele, ale nowy mieszkaniec stanowił jedną z nich.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
To chyba była jedna z najbardziej cenionych przez nią cech, którymi odznaczał się Herbert - był skłonny ją wysłuchać, nie lekceważył zdania innych, nie ważne czy chodziło tu o nią, czy o kogoś innego. Zrozumienie, którym się wykazywał i jego otwartość umysłu zawsze ją rozczulały. Gdy więc usłyszała jego słowa, Florence ucieszyła się szczerze. Nie musiała walczyć o swoją opinię, a to tylko przybliżało moment, gdy mogła faktycznie zabrać się do pracy.
- Jesteś najlepszy, wiesz o tym? Zapiszę ci wszystko na kartce, żeby było prościej - odpowiedziała autentycznie szczęśliwa. Był czas, gdy uważała, że uzdrowicielstwo było jej powołaniem. Młody umysł próbował swoich sił w zmianie świata na lepsze, ale złamał się i zniechęcił. Od tamtych dni minęło już tyle lat, Florence odnalazła swoje życiowe powołanie w innych dziedzinach, dziś jednak najwięcej mogła zdziałać powracając do tamtych młodzieńczych ambicji. Nawet w Oazie nie próbowała wyrywać się przed szereg, ustępując pola bardziej doświadczonym medykom. Umniejszała sobie samej, sprowadzając swoją rolę do gotowania, rozdawania posiłków, doglądania zwierząt - i nawet jeśli były to zadania ważne, wiedziała że może zrobić więcej.
Ale nie, rąbania drewna akurat pod uwagę nie brała.
- Dziękuję, obiecuję, że cię nie zawiodę - ten gest doceniała podwójnie. Wszystko dlatego że szklarnia była swoistym królestwem Herberta. To tam hodował najrzadsze rośliny, to tam własnoręcznie pielęgnował drogocenne i jakże potrzebne gatunki. Florence zawsze była pełna podziwu, jak piękne, bujne i dzikie, a jednocześnie zadbane było to miejsce. W pewne jego części bała się zaglądać, jakby w obawie że sama jej obecność może zaszkodzić delikatnemu ekosystemowi, który mężczyzna tam ustanowił. Jeśli jednak Grey zdecydował, że może powierzyć jej część zadań związanych z tym miejscem, czuła się wręcz zaszczycona. I zamierzała dołożyć wszelkich starań, aby jego zaufania nie zawieść.
- O! - nie spodziewała się wieści o tym, że Greengrove Farm zyskało nowego mieszkańca. Daleka była jednak od protestów, a wręcz przeciwnie. Już jakiś czas temu Florence zauważyła, że jej losy potoczyły się tak, że obracała się głównie w męskim towarzystwie. Nie licząc Hattie, ale ona coraz rzadziej przebywała w gospodarstwie. Florce brakowało kobiecej obecności w swoim otoczeniu, nie miała nikogo, kogo mogłaby nazwać swoją bliską przyjaciółką. Oczywiście nie zamierzała z miejsca uznawać Gwen za takową, ale mogła dać jej ku temu szansę. - Oczywiście. Dobrze, że mi o tym mówisz. I o psie też. - kochała wszystkie zwierzaki, ale widok nieznanego jej, sporego futrzaka mógł w pierwszej chwili wywołać konsternację i strach. Faktycznie nieco się pozmieniało podczas jej nieobecności, ale wyglądało na to, że wszystko miało się ku lepszemu. A jeśli tylko jeszcze uda jej się gdzieś znaleźć skrzypce... Ale to już postanowiła załatwić sobie sama. Jak trudne mogło być kupno jednego instrumentu?
- Czy Gwendolyn wróciła razem z tobą? Mógłbyś nas sobie przedstawić - zaproponowała, powoli podnosząc się z łóżka. Dopiero teraz faktycznie poczuła, że żołądek zaczął się domagać strawy. Zanim jednak zdecydowała się ruszyć do kuchni, musiała wiedzieć, czy natknie się na kuzynkę Greya już teraz czy może dopiero rano. Była cała rozczochrana i wymięta po niedawno obytej drzemce, a przecież chciała zrobić dobre pierwsze wrażenie!
- Jesteś najlepszy, wiesz o tym? Zapiszę ci wszystko na kartce, żeby było prościej - odpowiedziała autentycznie szczęśliwa. Był czas, gdy uważała, że uzdrowicielstwo było jej powołaniem. Młody umysł próbował swoich sił w zmianie świata na lepsze, ale złamał się i zniechęcił. Od tamtych dni minęło już tyle lat, Florence odnalazła swoje życiowe powołanie w innych dziedzinach, dziś jednak najwięcej mogła zdziałać powracając do tamtych młodzieńczych ambicji. Nawet w Oazie nie próbowała wyrywać się przed szereg, ustępując pola bardziej doświadczonym medykom. Umniejszała sobie samej, sprowadzając swoją rolę do gotowania, rozdawania posiłków, doglądania zwierząt - i nawet jeśli były to zadania ważne, wiedziała że może zrobić więcej.
Ale nie, rąbania drewna akurat pod uwagę nie brała.
- Dziękuję, obiecuję, że cię nie zawiodę - ten gest doceniała podwójnie. Wszystko dlatego że szklarnia była swoistym królestwem Herberta. To tam hodował najrzadsze rośliny, to tam własnoręcznie pielęgnował drogocenne i jakże potrzebne gatunki. Florence zawsze była pełna podziwu, jak piękne, bujne i dzikie, a jednocześnie zadbane było to miejsce. W pewne jego części bała się zaglądać, jakby w obawie że sama jej obecność może zaszkodzić delikatnemu ekosystemowi, który mężczyzna tam ustanowił. Jeśli jednak Grey zdecydował, że może powierzyć jej część zadań związanych z tym miejscem, czuła się wręcz zaszczycona. I zamierzała dołożyć wszelkich starań, aby jego zaufania nie zawieść.
- O! - nie spodziewała się wieści o tym, że Greengrove Farm zyskało nowego mieszkańca. Daleka była jednak od protestów, a wręcz przeciwnie. Już jakiś czas temu Florence zauważyła, że jej losy potoczyły się tak, że obracała się głównie w męskim towarzystwie. Nie licząc Hattie, ale ona coraz rzadziej przebywała w gospodarstwie. Florce brakowało kobiecej obecności w swoim otoczeniu, nie miała nikogo, kogo mogłaby nazwać swoją bliską przyjaciółką. Oczywiście nie zamierzała z miejsca uznawać Gwen za takową, ale mogła dać jej ku temu szansę. - Oczywiście. Dobrze, że mi o tym mówisz. I o psie też. - kochała wszystkie zwierzaki, ale widok nieznanego jej, sporego futrzaka mógł w pierwszej chwili wywołać konsternację i strach. Faktycznie nieco się pozmieniało podczas jej nieobecności, ale wyglądało na to, że wszystko miało się ku lepszemu. A jeśli tylko jeszcze uda jej się gdzieś znaleźć skrzypce... Ale to już postanowiła załatwić sobie sama. Jak trudne mogło być kupno jednego instrumentu?
- Czy Gwendolyn wróciła razem z tobą? Mógłbyś nas sobie przedstawić - zaproponowała, powoli podnosząc się z łóżka. Dopiero teraz faktycznie poczuła, że żołądek zaczął się domagać strawy. Zanim jednak zdecydowała się ruszyć do kuchni, musiała wiedzieć, czy natknie się na kuzynkę Greya już teraz czy może dopiero rano. Była cała rozczochrana i wymięta po niedawno obytej drzemce, a przecież chciała zrobić dobre pierwsze wrażenie!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
W trakcie licznych podróży do Amazonii poznał wielu ludzi. Osoby bardzo rożne, rozbieżne, odmienne. Nawet jeżeli miewali podobne cele w życiu, to zmierzali do nich różnymi ścieżkami, wykorzystywali odmienne metody do ich osiągnięcia. Indianie nauczyli go słuchać, pokazali jak należy patrzeć na życie. Wskazali jak rozumieć to kim się jest, kim można się stać. Przede wszystkim zrozumiał, że na wszystko jest czas. Pośpiech jest wrogiem. Zapomniał o tych prostych zasadach. Rzucił się w wir walki, w samo oko cyklonu chcąc coś zdziałać. Refleksja przychodziła po czasie.
Nie miał prawa czegoś zabraniać. Miał prawo wyrazić swoją opinię i liczyć na to, że druga osoba ją uszanuje.
Związali swoje losy razem. Splatali przedziwny obraz życia. Nie wiedział jeszcze jaki tkają wzór. Nie było to aż tak istotne. Ważne, że robili to razem.
Uśmiechnął się nieznacznie słysząc radość i jednocześnie ulgę w jej głosie. Nie mógł zaprzeczyć, że pierwszy odruch nakazał mu chronić ją za wszelką cenę, co podsunęło mu myśl, że nie powinna nic robić. Jednocześnie przyszła refleksja, że gdyby jemu zabroniono wszystkiego, od razu wszczął by bunt.
-Możliwe, że coś już mamy na miejscu. - Dodał kiedy wspomniała o liście jaką mu sporządzi. To oznaczało większe poszukiwania. Nic czego nie dałby rady zrobić. Nie miał zamiaru wpuszczać Florki w rejony szklarni gdzie znajdowało się dużo toksycznych roślin, ale były rejony, które wymagały pewnej opieki, a jednocześnie nie wykończą kobiety fizycznie. Zresztą, Hattie urwałaby mu głowę, gdyby się dowiedziała, że naraził Florkę i dziecko.
Wciąż przyzwyczajał się do tej myśli. Nadal momentami nie mógł uwierzyć, że będzie ojcem. Tak najwidoczniej miało być, nie miał zamiaru kłócić się z losem. Zwłaszcza z takim darem. -Plewienie, obcięcie gałęzi, rozsypanie nawozu. - Wymienił te działania jakie od razu przyszły mu na myśl, a na które ostatnio nie miał tyle czasu. Należało też zająć się ogrodem warzywnym. Zwłaszcza teraz, w dobie jeszcze większego kryzysu należało być samowystarczalnym. Miasta już nie zaopiekują się taką ilością ludzi. Mieli to szczęście, że mieszkali poza wielką aglomeracją. To dawało im przewagę nad tymi w mieście. Należało to wykorzystać. -Sierściuch rozkłada się przed kominkiem więc trzeba uważać, aby się o niego nie potknąć. Przebywa też często na ganku. - Zaśmiał się cicho. Niezliczoną ilość razy prawie nie wybił sobie zębów przez to, że nie zwrócił uwagi na zwierzaka albo ten z radości na widok człowieka zrywał się gwałtownie skory do zabawy. -Jest niegroźny. Swoją wielkością taki się zdaje. - Zapewnił jeszcze Florkę. Gwen miała słabość do zwierząt więc spodziewał się, że z czasem się od nich zaroi w domu. Nie mógł jednak narzekać, w końcu sam chciał ich mieć więcej, ale w zagrodach, nie zaś w domu. Pokręcił głową na pytanie czarownicy o kuzynkę. -Wybrała się w odwiedziny. Wróci zapewne jutro. - Gwen również starała się pomagać tam gdzie mogła, a że była duszą artystyczną to potrafiła błądzić własnymi ścieżkami. -A teraz czas na jedzenie. - Oznajmił uderzając otwartymi dłońmi we własne kolana. On sam też czuł narastający głód, a posiłek na dole czekał.
Nie miał prawa czegoś zabraniać. Miał prawo wyrazić swoją opinię i liczyć na to, że druga osoba ją uszanuje.
Związali swoje losy razem. Splatali przedziwny obraz życia. Nie wiedział jeszcze jaki tkają wzór. Nie było to aż tak istotne. Ważne, że robili to razem.
Uśmiechnął się nieznacznie słysząc radość i jednocześnie ulgę w jej głosie. Nie mógł zaprzeczyć, że pierwszy odruch nakazał mu chronić ją za wszelką cenę, co podsunęło mu myśl, że nie powinna nic robić. Jednocześnie przyszła refleksja, że gdyby jemu zabroniono wszystkiego, od razu wszczął by bunt.
-Możliwe, że coś już mamy na miejscu. - Dodał kiedy wspomniała o liście jaką mu sporządzi. To oznaczało większe poszukiwania. Nic czego nie dałby rady zrobić. Nie miał zamiaru wpuszczać Florki w rejony szklarni gdzie znajdowało się dużo toksycznych roślin, ale były rejony, które wymagały pewnej opieki, a jednocześnie nie wykończą kobiety fizycznie. Zresztą, Hattie urwałaby mu głowę, gdyby się dowiedziała, że naraził Florkę i dziecko.
Wciąż przyzwyczajał się do tej myśli. Nadal momentami nie mógł uwierzyć, że będzie ojcem. Tak najwidoczniej miało być, nie miał zamiaru kłócić się z losem. Zwłaszcza z takim darem. -Plewienie, obcięcie gałęzi, rozsypanie nawozu. - Wymienił te działania jakie od razu przyszły mu na myśl, a na które ostatnio nie miał tyle czasu. Należało też zająć się ogrodem warzywnym. Zwłaszcza teraz, w dobie jeszcze większego kryzysu należało być samowystarczalnym. Miasta już nie zaopiekują się taką ilością ludzi. Mieli to szczęście, że mieszkali poza wielką aglomeracją. To dawało im przewagę nad tymi w mieście. Należało to wykorzystać. -Sierściuch rozkłada się przed kominkiem więc trzeba uważać, aby się o niego nie potknąć. Przebywa też często na ganku. - Zaśmiał się cicho. Niezliczoną ilość razy prawie nie wybił sobie zębów przez to, że nie zwrócił uwagi na zwierzaka albo ten z radości na widok człowieka zrywał się gwałtownie skory do zabawy. -Jest niegroźny. Swoją wielkością taki się zdaje. - Zapewnił jeszcze Florkę. Gwen miała słabość do zwierząt więc spodziewał się, że z czasem się od nich zaroi w domu. Nie mógł jednak narzekać, w końcu sam chciał ich mieć więcej, ale w zagrodach, nie zaś w domu. Pokręcił głową na pytanie czarownicy o kuzynkę. -Wybrała się w odwiedziny. Wróci zapewne jutro. - Gwen również starała się pomagać tam gdzie mogła, a że była duszą artystyczną to potrafiła błądzić własnymi ścieżkami. -A teraz czas na jedzenie. - Oznajmił uderzając otwartymi dłońmi we własne kolana. On sam też czuł narastający głód, a posiłek na dole czekał.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Tego potrzeba było zdecydowanie więcej w dzisiejszym świecie - zrozumienia i akceptacji. Prawdopodobnie nigdy nie miał nastąpić moment, kiedy wszyscy ludzie pojmą tę prostą prawdę i zaprzestaną walk i kłótni... ale nadal można było mieć nadzieję. Szczególnie teraz, w tak wyjątkowym dla nich czasie, Florence miała zamiar właśnie tego się trzymać. Nadziei.
- O, w takim razie rozejrzę się dokładniej po półkach - Mogła się domyślać, że istnieje szansa iż księgozbiór na farmie zawiera już jakieś książki medyczne. Biorąc pod uwagę rodzinę, z której pochodziła Hattie, a także charakter całej rodziny Greyów, przechowywali oni z pewnością konkretną wiedzą na swoich półkach. Florence postanowiła że później, kiedy już się posili i będzie miała chwilę czasu, przejrzy tomy stojące w salonie. Może poprosi też Hattie o pomoc. Czuła się zmobilizowana do pracy, nie chciała zmarnować tej energii.
Wszystkie czynności, które wymienił jej Herbert, a które mogła wykonywać sama w szklarni, brzmiały dość prosto, chociaż Florence wiedziała, że z początku nawet to będzie wymagało pewnego treningu. Jej jedyny kontakt z ogrodnictwem miał miejsce w samej oazie, ale nawet tam jej zadania skupiały się raczej na zbieraniu już dojrzałych plonów, kto inny dbał o ogródki w czasie ich wzrostu. Wiedziała jednak, że z takim nauczycielem jak Herbert, wszystko złapie w mig. Dzięki temu mężczyzna zostanie odciążony, rośliny zaopiekowane a Florence nie straci całkowicie formy. Opieka nad ogrodem warzywnym byłaby równie wielkim zaszczytem, kobieta nie wyobrażała sobie większej dumy, niż możliwość karmienia swoich bliskich produktami, które byłyby doglądane, a następnie przyrządzone przez nią własnoręcznie.
- Postaram się zdobyć jego psie serce - mrugnęła, nieco rozbawiona. Kochała zwierzaki i trochę brakowało jej psiaka, którego zaadoptował jej brat. Nowy kompan na pewno sprawi że każdy dzień będzie odrobinę weselszy. Szczególnie jeśli zostaną dobrymi przyjaciółmi. No i zawsze też będzie czuła się nieco bezpieczniejsza - nawet jeśli pies nie miał zapędów obronnych, z tego co mówił Herbert, mógł odstraszać samym wyglądem.
Wiadomość o nieobecności kuzynki Grey przyjęła z pewną ulgą - naprawdę nie chciałaby zostać przedstawiona w takim stanie jak obecnie. Mimo że przejrzała się raz i drugi w stojącym na szafce lusterku, próbując jakoś wygładzić swoje włosy, były to dość próżne wysiłki. Za to jutro będzie się mogła już porządnie zaprezentować. Może nawet uda jej się znaleźć składniki, by przygotować jakiś drobny, słodki poczęstunek na przełamanie lodów?
- Dobrze, chodźmy - odwróciła się do Herberta, ale kiedy mężczyzna wstał, podeszła do niego, aby jeszcze raz na krótką chwilę wtulić się w jego osobę. Zaraz potem posłała mu łagodny uśmiech i sięgnęła po jego dłoń, prowadząc ich ku wyjściu z pokoju.
- O, w takim razie rozejrzę się dokładniej po półkach - Mogła się domyślać, że istnieje szansa iż księgozbiór na farmie zawiera już jakieś książki medyczne. Biorąc pod uwagę rodzinę, z której pochodziła Hattie, a także charakter całej rodziny Greyów, przechowywali oni z pewnością konkretną wiedzą na swoich półkach. Florence postanowiła że później, kiedy już się posili i będzie miała chwilę czasu, przejrzy tomy stojące w salonie. Może poprosi też Hattie o pomoc. Czuła się zmobilizowana do pracy, nie chciała zmarnować tej energii.
Wszystkie czynności, które wymienił jej Herbert, a które mogła wykonywać sama w szklarni, brzmiały dość prosto, chociaż Florence wiedziała, że z początku nawet to będzie wymagało pewnego treningu. Jej jedyny kontakt z ogrodnictwem miał miejsce w samej oazie, ale nawet tam jej zadania skupiały się raczej na zbieraniu już dojrzałych plonów, kto inny dbał o ogródki w czasie ich wzrostu. Wiedziała jednak, że z takim nauczycielem jak Herbert, wszystko złapie w mig. Dzięki temu mężczyzna zostanie odciążony, rośliny zaopiekowane a Florence nie straci całkowicie formy. Opieka nad ogrodem warzywnym byłaby równie wielkim zaszczytem, kobieta nie wyobrażała sobie większej dumy, niż możliwość karmienia swoich bliskich produktami, które byłyby doglądane, a następnie przyrządzone przez nią własnoręcznie.
- Postaram się zdobyć jego psie serce - mrugnęła, nieco rozbawiona. Kochała zwierzaki i trochę brakowało jej psiaka, którego zaadoptował jej brat. Nowy kompan na pewno sprawi że każdy dzień będzie odrobinę weselszy. Szczególnie jeśli zostaną dobrymi przyjaciółmi. No i zawsze też będzie czuła się nieco bezpieczniejsza - nawet jeśli pies nie miał zapędów obronnych, z tego co mówił Herbert, mógł odstraszać samym wyglądem.
Wiadomość o nieobecności kuzynki Grey przyjęła z pewną ulgą - naprawdę nie chciałaby zostać przedstawiona w takim stanie jak obecnie. Mimo że przejrzała się raz i drugi w stojącym na szafce lusterku, próbując jakoś wygładzić swoje włosy, były to dość próżne wysiłki. Za to jutro będzie się mogła już porządnie zaprezentować. Może nawet uda jej się znaleźć składniki, by przygotować jakiś drobny, słodki poczęstunek na przełamanie lodów?
- Dobrze, chodźmy - odwróciła się do Herberta, ale kiedy mężczyzna wstał, podeszła do niego, aby jeszcze raz na krótką chwilę wtulić się w jego osobę. Zaraz potem posłała mu łagodny uśmiech i sięgnęła po jego dłoń, prowadząc ich ku wyjściu z pokoju.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Przyznał sam przed sobą w duchu, że chyba nie był świadom ile dokładnie mają książek. Nie znał wszystkich tytułów ani autorów. Zawsze jednak coś dało się znaleźć w skromnej biblioteczce, zapewne nie tylko książki naukowe, ale również powieści, jakieś stare zapiski jego ojca, które zostały upchane przez matkę. -Czego będzie brakować postaramy się zakupić. - Kiedyś taka wyprawa byłaby czystą formalnością, teraz nie było pewne czy książki będą dostępne. Wojna zeszła na dalszy plan, ale inne problemy wyszły na wierzch. Te, na które nie mieli wpływu. Te, na które mogli jedynie reagować nie wiedząc co przyniesie jutro. W takich chwilach rozumiał filozofię życia mieszkańców Amazonii. Oni zawsze mieli czas, zawsze na wszystko był czas, na każdą czynność, na każde zdarzenie, na każdą rozmowę. Patrząc na Florkę czuł, że ma przy niej czas na życie, a ta myśl sprawiła, że na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Świat mógł się zawalić, a jednak trwali dalej, parli do przodu pomimo przeciwności losu. Na wspomnienie kudłatego psa kuzynki pokiwał z rozbawieniem głową.-Nie będzie to trudne zadanie. - Zwierzak był bardzo przyjazny i garnął się do ludzi. Zaś przeczucie mu mówiło, że nie będzie on jedynym towarzyszem w ich domu, a na zewnątrz niedługo wręcz się zaroi od zwierząt.
Przyglądał się jak Florka spogląda na swoje odbicie w lustrze i przygładza włosy. Czynność prosta wręcz prozaiczna, a mimo to w jakiś sposób rozgrzewała serce. Pamiętał jak ojciec mu mówił, że czas wojny i niepokoju to moment, w którym ludzkość przypomina sobie czym jest dobroć i miłość. Weteran II wojny światowej, w chwilach zadumy i spokoju, wspominał okrutny czas, a jednocześnie mówił o tym z wielkim szacunkiem do ludzi, z którymi przyszło mu się zmierzyć. Opowiadał o tym jak wiele było ślubów polowych, które pod koniec dnia kończyły się śmiercią pary młodej, która zginęła w trakcie nalotu. Świadomość, że mogą nie dożyć dnia następnego sprawiała, że wszystkie dotychczasowe problemy przestawały mieć znaczenie. Liczyło się życie i to co ze sobą niosło.
Obejmując Florkę ramionami czuł, że trzyma to życie we własnych dłoniach.
Nie żałował niczego.
zt x 2
Przyglądał się jak Florka spogląda na swoje odbicie w lustrze i przygładza włosy. Czynność prosta wręcz prozaiczna, a mimo to w jakiś sposób rozgrzewała serce. Pamiętał jak ojciec mu mówił, że czas wojny i niepokoju to moment, w którym ludzkość przypomina sobie czym jest dobroć i miłość. Weteran II wojny światowej, w chwilach zadumy i spokoju, wspominał okrutny czas, a jednocześnie mówił o tym z wielkim szacunkiem do ludzi, z którymi przyszło mu się zmierzyć. Opowiadał o tym jak wiele było ślubów polowych, które pod koniec dnia kończyły się śmiercią pary młodej, która zginęła w trakcie nalotu. Świadomość, że mogą nie dożyć dnia następnego sprawiała, że wszystkie dotychczasowe problemy przestawały mieć znaczenie. Liczyło się życie i to co ze sobą niosło.
Obejmując Florkę ramionami czuł, że trzyma to życie we własnych dłoniach.
Nie żałował niczego.
zt x 2
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
|30.10.1958
Wyciągając kurtkę odruchowo przejrzał kieszenie. Zawsze coś znajdował, to było naturalne, że wkładał do ich wnętrza rzeczy, które znajdował w trakcie spacerów lub przydatne przedmioty jakie ze sobą zabierał, a potem zapomniał odłożyć na swoje miejsce. Tym razem jednak nie znalazł niczego. Odłożył więc kurtkę na łóżko, a potem poszukał torby podróżnej, w której miał przygotowane przegrody do transportowania fiolek, metalowych pojemników na próbki, aparatu i lornetki.
Od paru dni przygotowywał się do misji jaką zlecił mu Minister Magii. Mógł odmówić tamtego dnia kiedy odbyło się spotkanie, ale nie śmiał.
Nie chciał.
Wiedział, że wiele ryzykuje, że nie jest już sam na tym świecie, że na swoich barkach nosi odpowiedzialność za innych. I właśnie dlatego nie chciał odmawiać.
Poinformowanie Florki, że musi ruszyć na akcję, z której nie wie kiedy wróci, nie należało do najłatwiejszych. Rozmowa taka choć musiała się odbyć, nigdy nie była prosta. Zbierał się od jakiegoś czasu, ale nie mógł udawać idioty, bo przecież widziała co się dzieje. Dostrzegała leżące mapy, plany oraz stosy książek dotyczące roślin. Domyślałą się, że nie chodzi o kolejną odmianę krzewów w szklarni.
Przyszedł czas pakowania się, a z każdym kolejnym elementem było coraz ciężej. Ciche skrzypienie drzwi oderwało go od myśl, a potem spojrzał w brązowe oczy ukochanej. Termin porodu przypadał na styczeń. Nie było jeszcze wiele widać, ale był świadom, że pod swetrem ukryty jest brzuch, w którym rozwijało się nowe życie.
-Nie mogę znaleźć mojej flanelowej koszuli. - Powiedział, ponieważ tylko to przychodziło mu na myśl. Za oknem już szarzało, tak jakby sama pogoda chciała dać znać, że również czuje ciężar zadania jakie spoczęło na Herbercie. Sięgnął ku wieszakom w szafie celem znalezienia koszuli, zwłaszcza teraz, kiedy była to kwestia już przez niego poruszana. Jak koszula, to było wiadomo, że musi znaleźć też swój kapelusz. Nagle sprawa ubioru na jutro stała się tematem bardzo palącym i niezbędnym do przetrwania.
Wyciągając kurtkę odruchowo przejrzał kieszenie. Zawsze coś znajdował, to było naturalne, że wkładał do ich wnętrza rzeczy, które znajdował w trakcie spacerów lub przydatne przedmioty jakie ze sobą zabierał, a potem zapomniał odłożyć na swoje miejsce. Tym razem jednak nie znalazł niczego. Odłożył więc kurtkę na łóżko, a potem poszukał torby podróżnej, w której miał przygotowane przegrody do transportowania fiolek, metalowych pojemników na próbki, aparatu i lornetki.
Od paru dni przygotowywał się do misji jaką zlecił mu Minister Magii. Mógł odmówić tamtego dnia kiedy odbyło się spotkanie, ale nie śmiał.
Nie chciał.
Wiedział, że wiele ryzykuje, że nie jest już sam na tym świecie, że na swoich barkach nosi odpowiedzialność za innych. I właśnie dlatego nie chciał odmawiać.
Poinformowanie Florki, że musi ruszyć na akcję, z której nie wie kiedy wróci, nie należało do najłatwiejszych. Rozmowa taka choć musiała się odbyć, nigdy nie była prosta. Zbierał się od jakiegoś czasu, ale nie mógł udawać idioty, bo przecież widziała co się dzieje. Dostrzegała leżące mapy, plany oraz stosy książek dotyczące roślin. Domyślałą się, że nie chodzi o kolejną odmianę krzewów w szklarni.
Przyszedł czas pakowania się, a z każdym kolejnym elementem było coraz ciężej. Ciche skrzypienie drzwi oderwało go od myśl, a potem spojrzał w brązowe oczy ukochanej. Termin porodu przypadał na styczeń. Nie było jeszcze wiele widać, ale był świadom, że pod swetrem ukryty jest brzuch, w którym rozwijało się nowe życie.
-Nie mogę znaleźć mojej flanelowej koszuli. - Powiedział, ponieważ tylko to przychodziło mu na myśl. Za oknem już szarzało, tak jakby sama pogoda chciała dać znać, że również czuje ciężar zadania jakie spoczęło na Herbercie. Sięgnął ku wieszakom w szafie celem znalezienia koszuli, zwłaszcza teraz, kiedy była to kwestia już przez niego poruszana. Jak koszula, to było wiadomo, że musi znaleźć też swój kapelusz. Nagle sprawa ubioru na jutro stała się tematem bardzo palącym i niezbędnym do przetrwania.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Florence musiałaby być naprawdę mało spostrzegawcza lub zwyczajnie ślepa, aby nie dostrzec, że pomimo pozornej normalności, w domu można było wyczuć narastające napięcie. Widziała je w ruchach mężczyzny, gdy coś nie szło po jego myśli. Kiedy unikał jej wzroku, zamiast tego spoglądając częściej na jej brzuch - tylko że w jego oczach nie dostrzegała wcale tak dobrze znanej sobie radości czy czułości, a bardziej obawę. Mogła się tylko domyślać, co to może oznaczać. Coś nadchodziło, wielkimi krokami. Niby tak niewiele się zmieniło. Niby Herbert nadal wykonywał wszystkie swoje obowiązki na farmie, dbał o rośliny, podczas gdy ona zajmowała się domem, poświęcając dużo uwagi temu, aby ich posiłki były jak najbardziej urozmaicone nawet przy ograniczonych zasobach. Szkoliła się dalej o ziołach, a także o uzdrawianiu. Ich rozmowy były normalne, dotykające głównie przyziemnych tematów związanych z farmą. Ale ona wiedziała. A wyciągane z szuflad mapy i przyrządy podróżnicze tylko potwierdzały jej obawy.
Nie chciała naciskać, pytać go. Wiedziała, że to i tak nie ma sensu. Wiedziała, że nie wolno mu było wiele powiedzieć. Zrobiłby to, gdyby mógł. Widziała także jak bardzo mu to ciążyło. Jej także było trudno. Miała świadomość, że jeśli sytuacja ta będzie się dalej ciągnąć, będzie tylko gorzej. Jeśli więc była jedna rzecz, którą Florence mogła zrobić, to spróbować chociaż trochę ukoić nerwy mężczyzny, wierząc głęboko, że to pozwoli mu łatwiej uporać się z czekającym go zadaniem.
Kobieta nie była jednak mentalnie gotowa na widok torby podróżnej oraz Herberta, który ewidentnie przygotowywał się do jakiegoś dłuższego wyjazdu. Z zaskoczenia aż na krótki moment wstrzymała oddech, zaraz jednak karcąc się w myślach. Dołożyła też wszelkich starań, aby jej wyraz twarzy był tak naturalny, jak to tylko możliwe.
- Brałam ją ostatnio do prania. Jest na dole, suszyła się. Nie zdążyłam jej przynieść i powiesić - odpowiedziała na pytanie. Widziała, że Herbert wkłada tyle samo wysiłku, aby zachować pozory normalności. Być może się bał. Najprawdopodobniej tak było. Florence wiedziała, że musi postarać się aby chociaż trochę go uspokoić. Im mniej zestresowany będzie, tym szybciej i łatwiej upora się z tym, co go czeka.
- Herbert... - zaczęła, podchodząc bliżej i biorąc go za rękę, chcąc aby na nią spojrzał. Na nią, prosto w oczy, nie uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Położyła też dłoń na jego policzku. - Hej... wszystko będzie dobrze.
Nie chciała naciskać, pytać go. Wiedziała, że to i tak nie ma sensu. Wiedziała, że nie wolno mu było wiele powiedzieć. Zrobiłby to, gdyby mógł. Widziała także jak bardzo mu to ciążyło. Jej także było trudno. Miała świadomość, że jeśli sytuacja ta będzie się dalej ciągnąć, będzie tylko gorzej. Jeśli więc była jedna rzecz, którą Florence mogła zrobić, to spróbować chociaż trochę ukoić nerwy mężczyzny, wierząc głęboko, że to pozwoli mu łatwiej uporać się z czekającym go zadaniem.
Kobieta nie była jednak mentalnie gotowa na widok torby podróżnej oraz Herberta, który ewidentnie przygotowywał się do jakiegoś dłuższego wyjazdu. Z zaskoczenia aż na krótki moment wstrzymała oddech, zaraz jednak karcąc się w myślach. Dołożyła też wszelkich starań, aby jej wyraz twarzy był tak naturalny, jak to tylko możliwe.
- Brałam ją ostatnio do prania. Jest na dole, suszyła się. Nie zdążyłam jej przynieść i powiesić - odpowiedziała na pytanie. Widziała, że Herbert wkłada tyle samo wysiłku, aby zachować pozory normalności. Być może się bał. Najprawdopodobniej tak było. Florence wiedziała, że musi postarać się aby chociaż trochę go uspokoić. Im mniej zestresowany będzie, tym szybciej i łatwiej upora się z tym, co go czeka.
- Herbert... - zaczęła, podchodząc bliżej i biorąc go za rękę, chcąc aby na nią spojrzał. Na nią, prosto w oczy, nie uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Położyła też dłoń na jego policzku. - Hej... wszystko będzie dobrze.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Chciał móc po prostu siąść i wszystko jej opowiedzieć. Podzielić się informacjami jakie otrzymali, planami, ale nie mógł zbyt wiele przekazać. Nie mogli narżać nikogo poza samymi sobą. Musiał też zatroszczyć się o przyszłość gdyby nie wrócił. Musiał brać taką sytuację pod rozwagę. Udawanie, że śmierć nie jest tuż obok nich jawiła się czystą głupotą. Posłał pare listów do znajomych, do ludzi, którym ufał, żeby mieli oko na Florence, a w sytuacji najgorszej, aby stali się dla niej wsparciem.
Koszula zdawała się być teraz najważniejsza na świecie. Problem bez którego nie ruszy dalej. Myśli kołatały się w głowie kiedy jeszcze raz przechodził przez wszystkie zabezpieczenia. Dom był dobrze obłożony zaklęciami, podobnie szklarnia. Byłą tu bezpieczna. Nic nie powinno jej grozić. Mieszkali na odludziu, tam gdzie mało kto zagląda na granicy z lasem, gdzie dom wtapiał się w jego ścianę.
Uniósł niebieskie spojrzenie na Florkę, ciepło jej dłoni rozeszło się po skórze mężczyzny, który przymknął nieznacznie oczy szukając odpowiednich słów.
-Nie wiem kiedy wrócę. – Oznajmił po chwili, uznając, że dość zbywania tematu. Dość udawania, że to co ma się wydarzyć na nich nie wpłynie w najmniejszym stopniu. Należało się zmierzyć z tym co nieuchronne. –Nie wiem w jakim stanie wrócę. – Dodał poważniejszym tonem patrząc na czarownicę. Ujął jej dłoń w swoją i mocniej ścisnął. –Nie wiem czy wrócę. – Musiały te słowa paść, pomimo tego, że bolały rozrywając serce na strzępy. –Napisałem pare listów do znajomych. Na moim biurku znajdziesz na ich namiary. Nie obawiaj się korzystać z ich pomocy i słać sów. – Uśmiechnął się nieznacznie, mieszaniną smutku i czułości. –Nie wiem z czym przyjdzie mi się dokładnie zmierzyć, co na nas czeka na miejscu. Będę robił wszystko, aby do was wrócić. – Tak łatwo skóry nie sprzeda, tego był pewien. –Przygotuj mieszanki ziół na wszystko co ci przyjdzie do głowy. Kto wie, czego będę potrzebował albo czego będziemy potrzebowali jak wrócimy. – Od drobnych zadrapań po możliwe okaleczenia. Brał każdą opcję pod uwagę. Już raz ledwo uciekł cieniom. Poskładali go wtedy, ale blizny pozostały na ciele. Nawet magia nie mogła tutaj pomóc. Czasami blizny te bolały niczym przypomnienie, że otarł się już raz o śmierć. Ta zaś nie była mu obca.
Koszula zdawała się być teraz najważniejsza na świecie. Problem bez którego nie ruszy dalej. Myśli kołatały się w głowie kiedy jeszcze raz przechodził przez wszystkie zabezpieczenia. Dom był dobrze obłożony zaklęciami, podobnie szklarnia. Byłą tu bezpieczna. Nic nie powinno jej grozić. Mieszkali na odludziu, tam gdzie mało kto zagląda na granicy z lasem, gdzie dom wtapiał się w jego ścianę.
Uniósł niebieskie spojrzenie na Florkę, ciepło jej dłoni rozeszło się po skórze mężczyzny, który przymknął nieznacznie oczy szukając odpowiednich słów.
-Nie wiem kiedy wrócę. – Oznajmił po chwili, uznając, że dość zbywania tematu. Dość udawania, że to co ma się wydarzyć na nich nie wpłynie w najmniejszym stopniu. Należało się zmierzyć z tym co nieuchronne. –Nie wiem w jakim stanie wrócę. – Dodał poważniejszym tonem patrząc na czarownicę. Ujął jej dłoń w swoją i mocniej ścisnął. –Nie wiem czy wrócę. – Musiały te słowa paść, pomimo tego, że bolały rozrywając serce na strzępy. –Napisałem pare listów do znajomych. Na moim biurku znajdziesz na ich namiary. Nie obawiaj się korzystać z ich pomocy i słać sów. – Uśmiechnął się nieznacznie, mieszaniną smutku i czułości. –Nie wiem z czym przyjdzie mi się dokładnie zmierzyć, co na nas czeka na miejscu. Będę robił wszystko, aby do was wrócić. – Tak łatwo skóry nie sprzeda, tego był pewien. –Przygotuj mieszanki ziół na wszystko co ci przyjdzie do głowy. Kto wie, czego będę potrzebował albo czego będziemy potrzebowali jak wrócimy. – Od drobnych zadrapań po możliwe okaleczenia. Brał każdą opcję pod uwagę. Już raz ledwo uciekł cieniom. Poskładali go wtedy, ale blizny pozostały na ciele. Nawet magia nie mogła tutaj pomóc. Czasami blizny te bolały niczym przypomnienie, że otarł się już raz o śmierć. Ta zaś nie była mu obca.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Musieli odbyć tę rozmowę prędzej czy później. Gdyby mężczyzna zniknął któregoś dnia zupełnie bez słowa - no, może ewentualnie zostawiając tylko krótki list - wyrządziłoby to jej tylko większą krzywdę. Za dobrze jednak znała Herberta. Wiedziała, że pomimo swojego bólu i niechęci do przeprowadzenia takiej konwersacji, zawsze robił to co trzeba. Każde kolejne zdanie padające z jego ust było jednak coraz trudniejsze do przetrzymania i przetrawienia. Mogła zaakceptować niewiedzę dotyczącą daty powrotu. Mogła nawet, chociaż z ciężkim sercem, pogodzić się z tym, że Herb może wrócić z okropnymi ranami, z niegojącymi się blizami (takie ślady na skórze przecież dodawały charakteru, prawda?). Florence jednak za nic nie mogła sobie wyobrazić sytuacji, że któregoś dnia ktoś zapukałby do ich drzwi by przekazać jej, że Herb nie dał rady. Zwyczajnie nie. Dlatego zaraz po jego słowach cała okropnie pobladła.
Wiedziała, że takie przypadki sie zdarzają. Ludzkośc była paskudnym gatunkiem. Nie potrafiąła przeżyć choć stulecia bez toczenia wojny - w jakimś zakądku świata, w krajach mniejszych i większych, zawsze gdzieś trwało zabijanie i mordowanie. Wśród czarodziejów i mugoli. Nawet zwierzęta nie były tak krwiożercze i okrutne.
Kobieta słyszała padające z ust Greya instrukcje, ale nie skupiała na nich aż takiej uwagi jak zapewne powinna. Przygryzła wargę, czując jak w gardle wzbiera jej trudna do przełknięcia gula a oczy robią się wilgotne. Ale nie mogła sobie pozwolić na płacz. Nie mogła go bardziej martwić. Zamierzała być sillna, dla siebie i dla ich dziecka.
- Mieszanki, jasne - właściwie nie był to głupi pomysł. Jeśli mogłaby całkowicie poświęcić sie tworzeniu takowych, nie myślałaby o tym, że Herbert może nie wrócić do domu. Zamierzała z resztą trzymać się uparcie myśli, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Odetchnęła głębiej, żeby uspokoić nieco nerwy i móc odezwac się znów bez przeszkód. - Mi-mimo wszystko będę się trzymac nadziei, że wszystko będzie dobrze. Nie obiecam ci, że nie będę się zamartwiać, bo na pewno będę. Ale.. mam tu Hattie więc sobie poradzę. Jakoś. Ale wróć do mnie. Proszę - ostatnie słowa były wypowiedziane prawie szeptem. Nie pytała go gdzie jedzie, nie pytała co będzie robić. Może nawet lepiej że nie mógł jej powiedzieć. Ale łatwiej jej będzie jakoś się trzymać nadziei, jeśli Herbert obieca jej że wróci. Nawet, jeśli miałby skłamać.
Wiedziała, że takie przypadki sie zdarzają. Ludzkośc była paskudnym gatunkiem. Nie potrafiąła przeżyć choć stulecia bez toczenia wojny - w jakimś zakądku świata, w krajach mniejszych i większych, zawsze gdzieś trwało zabijanie i mordowanie. Wśród czarodziejów i mugoli. Nawet zwierzęta nie były tak krwiożercze i okrutne.
Kobieta słyszała padające z ust Greya instrukcje, ale nie skupiała na nich aż takiej uwagi jak zapewne powinna. Przygryzła wargę, czując jak w gardle wzbiera jej trudna do przełknięcia gula a oczy robią się wilgotne. Ale nie mogła sobie pozwolić na płacz. Nie mogła go bardziej martwić. Zamierzała być sillna, dla siebie i dla ich dziecka.
- Mieszanki, jasne - właściwie nie był to głupi pomysł. Jeśli mogłaby całkowicie poświęcić sie tworzeniu takowych, nie myślałaby o tym, że Herbert może nie wrócić do domu. Zamierzała z resztą trzymać się uparcie myśli, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Odetchnęła głębiej, żeby uspokoić nieco nerwy i móc odezwac się znów bez przeszkód. - Mi-mimo wszystko będę się trzymac nadziei, że wszystko będzie dobrze. Nie obiecam ci, że nie będę się zamartwiać, bo na pewno będę. Ale.. mam tu Hattie więc sobie poradzę. Jakoś. Ale wróć do mnie. Proszę - ostatnie słowa były wypowiedziane prawie szeptem. Nie pytała go gdzie jedzie, nie pytała co będzie robić. Może nawet lepiej że nie mógł jej powiedzieć. Ale łatwiej jej będzie jakoś się trzymać nadziei, jeśli Herbert obieca jej że wróci. Nawet, jeśli miałby skłamać.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Niektórzy mówili, że lepiej było nie mieć rodziny. Nikogo na kim zależało, kogo chciało się chronic – tak było łatwiej walczyć i przeć na przód nie oglądając się za siebie. Nie potrafił inaczej, za bardzo mu zależało. Zwyczajnie zbyt cenił ludzi wokół siebie, aby całkowicie się odcinać.
Czasami błądził myślami wokół śmierci. Zdawał sobie pytanie, jak to jest umrzeć? Czy rzeczywiście jak zasypianie? Jak to jest nie istnieć, tracić samego siebie, swoje istnienie? Czuł wtedy chłodny zacisk wokół serca, obręcz, która zadaje fizyczny ból im dłużej o tym rozmyślał.
Powinni już oswoić śmierć, która towrzyszyła im codziennie. Wypatrywał listów o tym, kto został zaatakowany, kto ranny, a kogo wróg dopadł. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że wojna zeszła na dalszy plan. Niezależnie od strony konfliktu, wszyscy zajęli skutkami katastrofy. Jednak nie mogli zapominać, że walka trwała nadal. Zostało im to przypomniane, a pióro feniksa ciążyło w kieszeni kiedy patrzył w oczy Florki. Widział w nich strach oraz pragnienie zachowania siły. Tworzenie mieszanek mogło zająć jej czymś myśli. Nie będzie tak wypytrywać go przez okno, zerkać co minutę na zegarek w oczekiwaniu, aż stanie w progu domostwa.
Myśl, że mógłby już nie wrócić mroziła mu krew w żyłach. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby zabraknać, a jednak musiał brać pod uwagę taką możwliość.
Przyciągnął kobietę do siebie zamykając w ciasnym uścisku ramion. Chciał ją poczuć, dodać jak najwięcej otuchy jednocześnie ukrywając swój strach. Nie o własne życie, ale oto, że mógłby więcej jej nie zobaczyć.
Nadal pokój dziecięcy czekał na wykończenie, nadal nie skończył kołyski. Miał jeszcze tyle do zrobienia. Trwał przez chwilę w całkowitej ciszy pokoju kołysząc w ramionach Florkę. –Wrócę. – Zapewnił gorliwie. –Wrócę, nawet jeżeli miałbym się przedzierać przez całą armię Śmierciożerców. – Dodał z jeszcze większym zapałem. To będzie go trzymać przy życiu i pchać do przodu. Złożona obietnica, że nie pozwoli się zaciągnąć do krainy śmierci. Odchylił się nieznacznie by ucałować czoło kobiety, z czułością dotknął jej policzka. –Potrzebuje tej koszuli. – Rzucił siląc się na lekko rozbawiony głos, a jego twarz ozdobił cień uśmiechu, jakby chciał rozładować atmosferę, którą można było ciąć nożem.
Czasami błądził myślami wokół śmierci. Zdawał sobie pytanie, jak to jest umrzeć? Czy rzeczywiście jak zasypianie? Jak to jest nie istnieć, tracić samego siebie, swoje istnienie? Czuł wtedy chłodny zacisk wokół serca, obręcz, która zadaje fizyczny ból im dłużej o tym rozmyślał.
Powinni już oswoić śmierć, która towrzyszyła im codziennie. Wypatrywał listów o tym, kto został zaatakowany, kto ranny, a kogo wróg dopadł. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że wojna zeszła na dalszy plan. Niezależnie od strony konfliktu, wszyscy zajęli skutkami katastrofy. Jednak nie mogli zapominać, że walka trwała nadal. Zostało im to przypomniane, a pióro feniksa ciążyło w kieszeni kiedy patrzył w oczy Florki. Widział w nich strach oraz pragnienie zachowania siły. Tworzenie mieszanek mogło zająć jej czymś myśli. Nie będzie tak wypytrywać go przez okno, zerkać co minutę na zegarek w oczekiwaniu, aż stanie w progu domostwa.
Myśl, że mógłby już nie wrócić mroziła mu krew w żyłach. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby zabraknać, a jednak musiał brać pod uwagę taką możwliość.
Przyciągnął kobietę do siebie zamykając w ciasnym uścisku ramion. Chciał ją poczuć, dodać jak najwięcej otuchy jednocześnie ukrywając swój strach. Nie o własne życie, ale oto, że mógłby więcej jej nie zobaczyć.
Nadal pokój dziecięcy czekał na wykończenie, nadal nie skończył kołyski. Miał jeszcze tyle do zrobienia. Trwał przez chwilę w całkowitej ciszy pokoju kołysząc w ramionach Florkę. –Wrócę. – Zapewnił gorliwie. –Wrócę, nawet jeżeli miałbym się przedzierać przez całą armię Śmierciożerców. – Dodał z jeszcze większym zapałem. To będzie go trzymać przy życiu i pchać do przodu. Złożona obietnica, że nie pozwoli się zaciągnąć do krainy śmierci. Odchylił się nieznacznie by ucałować czoło kobiety, z czułością dotknął jej policzka. –Potrzebuje tej koszuli. – Rzucił siląc się na lekko rozbawiony głos, a jego twarz ozdobił cień uśmiechu, jakby chciał rozładować atmosferę, którą można było ciąć nożem.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Sypialnia Herberta
Szybka odpowiedź