Wydarzenia


Ekipa forum
Złoty rybak
AutorWiadomość
Złoty rybak [odnośnik]12.01.21 21:03

Złoty rybak

Zaklęty rybak, błyszczące, złotawe kolana, iskrząca się sieć i zadumane spojrzenie na skamieniałej twarzy. Miejscowi twierdzą, że to właśnie ten rybak złowił legendarną złotą rybkę. Choć przy nieruchomej sylwetce mężczyzny próżno szukać rybiej postaci, wiele oczu zatrzymuje się chętnie przy pomniku, a młode dłonie z zaciekawieniem dotykają lichych butów rybaka, jakby wierzyły, że i im uda się odnaleźć spełniające życzenia stworzenie. Wokoło rzeźby stoją stare, ściśnięte kamienice, niezbyt eleganckie lokale i te same, szemrane krajobrazy. Nikomu nie udało się obudzić skrytej w rzeźbie tajemnicy. Choć morskim wilkom fantazji – szczególnie po paru szklaneczkach rumu –  nie brakuje, będą musieli jeszcze poczekać na swój złoty połów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty rybak Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złoty rybak [odnośnik]16.01.21 17:07
6 października

Znów powtarzał, że był niewinny. Patrzył na nią zza zimnych, żelaznych krat, zmarnowany, wycieńczony i bledszy niż zwykle, z oczyma podkreślonymi głęboką purpurą, chyba nie sypiał już zbyt dobrze. Spróbował chwycić jej dłoń, lecz uciekła, odsunęła się od własnego ojca, spętana niepewnością, zasianymi w głowie wątpliwościami; niby znała go od urodzenia, ale opowiedziane przez funkcjonariuszy makabryczne detale rzekomo dokonanej zbrodni nie opuściły jeszcze umysłu, wciąż świeże i przytłaczające. Czy był zdolny do podobnego okrucieństwa? Dlaczego miałby, co było w stanie pchnąć ułożonego, dobrze wychowanego i rozmarzonego mężczyznę do bezwzględnego rozlewu krwi? Spoglądano na niego krzywo przez pryzmat nieczystej genealogii; w ich rodzinę wdali się mugole i choć w mniemaniu Celine nie było to niczym złym - wręcz przeciwnie, potrzebowali siebie nawzajem, koegzystowali, czy świat nie mógł tego pojąć? -, to wzmianka o spowinowaceniu z niemagiczną społecznością rzutowała na jakość jego zapewnień. Nie mogła wytrzymać tam zbyt długo. W końcu odeszła, opuściła go w pół słowa, odwróciwszy się plecami i gnając przed siebie niczym wystrzelona z łuku strzała, byle tylko znaleźć się jak najdalej od Tower. To miejsce przyprawiało ją o dreszcze, chęć wymiotów. Panująca w środku wilgoć i odór zaschniętej krwi przemieszany z utraconą nadzieją były w stanie odebrać zmysły podobnie pocałunkowi dementora, tak myślała.
Dlatego właśnie tego wieczora zaszyła się w porcie sama. Może było to nieodpowiedzialne dla młodziutkiej półwili, służki arystokratki, której zarumienione od płaczu policzki jeszcze mocniej oddziaływały na męską wyobraźnię - ale nie dopuszczała do siebie szeptu rozsądku, kompletnie przytłoczona doznaniem, zadumą. Od środka pożerały ją wyrzuty sumienia jako córkę wątpiącą w bohaterską naturę swego ojca, a przecież on właśnie stawał się pierwszym w życiu rycerzem stojącym na progu bram pałacu małej księżniczki, jako jedyna ostoja, na której w pełni można polegać. Śnił o tym, jak od niego ucieka? Wstawał o poranku i wiedział, że najważniejsza dlań osoba zaczynała wierzyć w winę, za którą przepowiadano mu rychłą śmierć, nawet bez uczciwego procesu?
Celine przylgnęła do pomnika, zmęczona, zadyszana. Bez prawidłowej rozgrzewki tańczyła szybciej niż powinna, intensywniej, całym ciałem wyrzucając z siebie nagromadzoną rozpacz i złość. Jej balet był tej nocy agresywny. Spotęgowany wróżkowym pyłem powoli tracącym swe zbawienne działanie, czuła bowiem, jak w jej płucach coraz wyraźniej osiadała zniechęcająca, obezwładniająca mgiełka - zaraz nadejdzie zmęczenie i katharsis, ale do tego czasu będzie tańczyć. Musiała. By nie oszaleć.
Odbiła się zatem od chłodnej powierzchni i uwikłała ciało w arabeskę, jedną, drugą, rękoma pięknie lecz żałośnie przecinając powietrze, aż świat zawirował przed jej oczyma. Ecarte, passé, fouetté a potem piruet, na końcu zaś chassé - i potknięcie spowodowane roztargnieniem, żałosnym lamentem. Czarownica upadła na ziemię, łokciem uderzając w podstawę posągu, a jej ciałem wstrząsnął prąd bólu - przyjemniejszego niż ten, który gnieździł się w głowie. Zapłakała więc głośniej. Przycisnęła czoło do stóp marynarza i zawyła, wyrzuciwszy z siebie ten ukryty dotychczas dźwięk, zanim wróżkowy pył nareszcie ukoił ją pustką.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.


Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 20.01.21 20:58, w całości zmieniany 1 raz
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Złoty rybak [odnośnik]16.01.21 22:21
Plask. Lepka drewniana ława, przygniłe drewno, spływające do szpar wydzieliny, krople na podłogach i krople na czołach kobiet, pracownic, robotów przymuszonych do niemożliwej harówki. Plask. Kolejna ryba ląduje na blacie. Wszystkie są już martwe, ale zdaje jej się, że fikają czasami, jakby próbowały resztką sił poczołgać się do morza. Wnętrzności ślizgają się po powierzchni jak stopy po płytkim bajorze, paluchy pracują, ostrze, różdżka, a ponad tym wszystkim pot i mocno zaciskane zęby. Plask. Gotowa ryba ląduje w skrzyni, jedna po drugiej. Ułożone zostaną potem jak morskie księżniczki. Płotki, szprotki – rozbawią talerze tych, którzy jeszcze nie umierali z głodu. Tych nielicznych. Rybie organy, łuski, resztki przelewały się krwistą plamą przez palce portowych bab. Ciężko trzymały się te głowy opatulone chustami, rumiane, pomarszczone i smutne. Moss znała sporo z nich. Widywała je na rodzinnych ulicach, rozmawiała z ich dziećmi, polewała mężom marynarzom. Nie musiała tutaj przychodzić, by odkryć, że praca w przetwórni to koszmar, to karykatura uczciwych interesów i rzesze zadbanych pracowników. Nikt jednak nie oczekiwał cudów po miejscu takim jak to. Zakład jak zakład, miliony palców, biedota i zmiany od rana do nocy. Prawdziwie w twarz dostała jednak już pierwszego dnia tego obrzydliwego ministerialnego wolontariatu, do którego zmuszono ją po przesłuchaniu w Tower. Stała się jedną z nich, z wycieńczonych kobiecisk, które walczyły o przetrwanie, pozwalając na nieludzkie traktowanie, które sprzedawały swe siły za złamanego knuta. Ona miała karę, a dla nich to był chleb, o który przecież teraz biedota walczyła jak o nic innego. Moss nie obawiała się ciężkiej pracy, nie bała się też obróbki ryb, znała to. Osiem lat w Parszywym naprawdę dobrze ją wyszkoliło. Jednak dość brutalnie przyszło jej zderzyć się z huraganami cuchnących resztek, ze składowiskami, które potrafiły przeleżeć kilka dni, zanim ktoś opróżnił kontenery, zanim ktoś w ogóle spróbował oczyścić olbrzymią salę produkcyjną. Jeśli w tawernie było marnie, to tutaj można było już śmiało mówić o koszmarze. Przywykła do smrodu, brudu, nie drażnił jej zapach morza i jego naturalnych skarbów. Jednak po całym dniu tutaj mogła tylko wyrzygiwać własne przemęczenie i niemożność wytrzymania w oparach zgnilizny. Pozostałości dokądś wywozili – wolała nie myśleć, na czyim talerzu się znajdowały, nie myśleć, jakie było faktyczne ich przeznaczenie. Nie trafiały do niej i nie trafiały do Parszywego. Tyle tylko ją interesowało. Kobiety poznane w przetwórni opowiadały jej ohydne historie, od których skręcały się wnętrzności jeszcze bardziej, niż nawet od lawiny smrodu. Podsłuchiwała ich lamenty, a innym razem wyzwiska spomiędzy zaparowanych tytoniowym dymem ust. Niektóre się przyjaźniły, inne wolały nie mieć ze współpracownicami nic wspólnego. Philippa chciała to tylko skończyć, odrobić swoje i potem wrócić. Drwiła z samej siebie, kiedy tylko pomyślała o tym, że wcześniej wydawało się, że zna to miejsce, że wie, jak to jest. Gówno wiedziała. Pogłębiająca się wojna, rzeź, krzywda tych najsłabszych czyniła z tej przetwórni gniazdo podłej mordęgi. I wcale nie zapowiadało się, by cokolwiek miało się zmienić.
Po skończonej zmianie obmywała twarz pod piszczącym strumieniem. Rury odgrywały arie, a woda drażniła nos tak samo jak siki Tamizy. Własnymi szmatami wycierała mokre policzki, senne oczy. Bladła, chudła, a wieczorem czekała ją jeszcze robota w tawernie. Wychodziła stąd jak królowa. Przebierała się z najgorszych ciuchów, przeczesywała włosy i próbowała rozbudzić iskry we własnym spojrzeniu. Nie dało się jednak nic zrobić z ciągnącymi się za nią oparami. Mogła sobie tylko wyobrazić, że każdy, kto się do nie zbliżył, poczuł namiastkę obrazów z kutrów rybacki. Nienawidziła uczucia smrodu na własnym ciele, ale nie mogła nic z tym zrobić. Kąpiel w domu, potem nakarmić wszystkie stworzenia, a jak starczy czasu i produktów, to może i siebie. Londyn marniał, choć próbowało się ludziom wmówić, że błyszczał w nowej chwale. Pierdolenie.
Szła brukową uliczką, przechodząc z punktu do punktu, ale tym razem nie wybrała skrótu. Poszła jakoś naokoło, jakby próbowała się przekonać, że dłuższy spacer pozwoli jej wywietrzeć. Jedna bzdura, ale to nic. Może zirytowały ją widoki tych samych pozamykanych na cztery spusty lokalów, tych samych powybijanych szyb i pokruszonych murów. Chciała czegoś innego. Może złota, może marzenia.
A pod tym złotem dziewuszysko rozkraczone jak pająk, któremu poplątały się miliony odnóży. Słyszała wycie, spoglądała na pysk liżący kamień, który codziennie obsikiwał Nochal.
– Tyłek do góry, Celine. Ale już – mruknęła ostro, chwytając ją za ramię. Tak, wiedziała od razu, kto upadł tak nisko. – Całowanie zafajdanej skały nie sprawi, że twoje marzenia się spełnią. Chciałoby siędopowiedziała, próbując postawić ją jakoś do pionu. – Ta złota ryba już odpłynęła. Gdyby było inaczej, to nie żylibyśmy w tym syfie – obwieściła trzeźwo i westchnęła ciężko. No już. Koniec przedstawienia. Należało otrzeć łzy.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Złoty rybak [odnośnik]17.01.21 1:10
Najpierw poczuła przejmujący swąd ryb. Zagnieździł się w jej nozdrzach, wdarł w nie bez pozwolenia, otępiając zmysły, sprawiając, że wyobraziła sobie jak opada na dno morza pośród pokrytej łuskami społeczności. Panowie i panie ryby przyglądaliby się chudemu ciału bezwładnie pochłoniętemu przez przepaść; mijaliby ją w pośpiechu dnia codziennego, kierowani do stołówek i sali porodowych, gdzie czekały na rodziców okrąglutkie jajeczka wypełnione stęsknionym potomstwem. Wieńczone bąbelkami powietrza słowa plotłyby niestworzone historie na temat tego ludzkiego artefaktu; jak tu trafiła, dlaczego, czemu tak prędko pokryła ją pierzyna mułu? Nie próbowała się wydostać, wzbić w górę do migoczących nad głowami promieni słońca, ciepłego, przyjaznego? Mimo siły w rękach pozwoliła sobie tu polec niczym posąg człowieczego nieszczęścia, żałości, nieporadności, trudno, z czasem zapomnieliby o jej istnieniu, a resztę ciała pokryły figlarne wodorosty. Kości z mięsa oskubałyby rybki o niepochlebnej reputacji, nieszanujące przestrzeni wodnego królestwa i jej zabytków.
Kakofonię myśli przeciął dopiero dźwięk ostrego, znajomego głosu i dłoń zaciskająca się na ramieniu, unosząca ją z brudnej ziemi. Przyduże, wysłużone ubrania pokrywały już plamy tutejszego ulicznego gnoju, kamienie, o które ocierała się wcześniej wydarły nitki odstające teraz na boki. Kiedy tylko opuszczała rodową posiadłość Blacków na Grimmauld Place, przywdziewała dawne ubrania. Odzienie z czasów samodzielnej egzystencji ledwo na czterech łapach, spania w Parszywym Pasażerze i tańczenia na ulicach ku uciesze męskiej części gawiedzi. Kobiety zamieszkujące te okolice zwykle spoglądały na nią nieufnie. Podszeptywały o niezrozumiałym uroku mamiącym ich mężów. Ale nigdy Philippa, nigdy Rain, nie one - na nie Celine zawsze mogła liczyć w tym specyficznym, dziwnie przyziemnym miejscu. Która z nich sięgnęła po nią dzisiaj? Która niosła ze sobą rybie wspomnienia? Ach, oczywiście... Pod odorem przetwórni wciąż tkwił charakterystyczny zapach Moss, a głos, nawet zmęczony, nie zostałby w porcie pomylony z żadnym innym.
- N-nie mogę, nie chcę - wymamrotała niewyraźnie pod nosem. Miły efekt wróżkowego pyłu ulotnił się z jej organizmu, pozostawiając na swoim miejscu jedynie smutek i apatię. Mimo to podniosła się na chwiejnych nogach i oparła plecami o złotą statuę, twarz chowając zaś w dłoniach. Była zapłakana i niepiękna, lecz uwiedziony wilim urokiem mężczyzna z pewnością nawet teraz dostrzegłby w niej coś nęcącego. Może dziewiczą niewinność, z jaką zanosiła się szlochem. - Tak go zawiodłam, w-widziałam to w jego oczach, ale przecież nie mogłam tam być, nie mogłam słuchać, ja... Nie wiem czy m-mogę mu wierzyć, co ze mnie za córka? - Pozornie mówiła nieskładnie, lecz zaznajomiona z jej historią Philippa z pewnością zrozumiała co stało się tego dnia. Odwiedziny w Tower, w celi, którą zamieszkiwali ci skazani na niedługą śmierć. Żaden detektyw nie raczył już podjąć się tej sprawy, wszyscy ci, którzy niegdyś wierzyli w niewinność jej ojca dziś dbali o własne karki i dobro swych rodzin, nie wychylając się przed szereg poczuciem obowiązku stania na straży upadającej sprawiedliwości. Celine nie miała marzeń, już nie. Zostawiła je za sobą, kiedy los obdarł ją z przeświadczenia, że to, co piękne i dobre miało w sobie wystarczająco siły, by bronić się przed złem.
Zanim opadła ponownie na ziemię podtrzymały ją sprawne ręce Parszywej barmanki, a półwila przylgnęła nagle do niej całej, obojętna na brud i zapach ciężkiej pracy; nie przeszkadzał jej, nic bowiem nie było gorsze od bólu, który rozrywał ją od środka. Wtuliła głowę w zagłębienie szyi Philippy, jakby próbowała się w niej schować, a ciałem zakołysała na boki we wspólnym tańcu. Jak dobrze, że ze mną jesteś. Jej oddech powoli przestawał drżeć, szaleć, a serce w piersi zabiło wolniej.
- Jakie ty m-masz marzenie? - wyszeptała cichutko i zamknęła oczy. Posąg nie mógł zapewnić im spełnienia, wojna odwracała od nich uwagę, ale to nie znaczyło, że serce musiało wyzbyć się ukrytych pragnień na dobre. Nie wierzyła w to. Ktoś taki jak Phils musiał do czegoś tęsknić, o czymś marzyć. - Cieszę się, że tu jesteś... Bo jesteś prawdziwa, jesteś tutaj, prawda? - Celine uniosła powieki i spojrzała na twarz kobiety, tyle, ile w jej pozycji było widoczne; nie odsunęła się, nie pozwoliła ciału ponownie zaznać samotności, nie teraz, gdy ciepło bijące od rozgrzanej zmęczeniem formy czarownicy było tak blisko. Czasem potrzebowała właśnie tego: pozornie surowego słowa, lecz i znajomego istnienia, u którego boku przeżyła swe najgorsze, najciemniejsze chwile. Nikt nie zrozumiałby jej tak jak Philippa czy Rain, nikt, nie dziś, gdy na świecie poza nimi miała może jedynie Sue, choć i ona odzywała się coraz rzadziej.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Złoty rybak [odnośnik]18.01.21 23:36
Celine w tym jednym się nie myliła. Trudno było pomylić Moss z jakąkolwiek inną kobietą w porcie, chociaż zdarzało się, że zapite mordy widziały w niej Huxley lub na odwrót. Niemniej nie lubiła być niezauważaną, ignorowana, gdy wcale jej o to nie chodziło. Nie pieściła się ani trochę z przeleżałą baleriną, rozkładającą się w morzu resztek wojennych, bez nadziei, bez baśniowego ratunku. Musiała być tą, która zdepcze rozpaczliwe modlitwy, nim staną się gorszym uzależnieniem od wróżkowego pyłu. Nim wezmą ją ze sobą na dno bezdusznego oceanu i tyle będzie z tej jasnowłosej perły. Dbała o swoich. Wyciągała już Bojczuka z ulicznych trumien i pętli beznadziei. Z tym też sobie poradzi – cokolwiek sprawiło, że wpadła w pułapki własnych emocji. Troska nie pozwoliła Moss tak po prostu przejść, oddać jej sztormom ulicy, zębiskom głodnych chłopów i brudnych kątów. Tak się ta historia nie skończy. Pierwsze życzenie w końcu nie prowadziło do katastrofy. Problem w tym, że po pierwszym nie dało się przestać. Lepiej więc skończyć, nim skiśnie tu dziewczyna i tyle ją zobaczą. Wcale jej się nie podobało, dla kogo pracowała, choć przynajmniej tam nikt jej nie tknął i wychodziła z pełnym brzuchem – o ile można tak mówić o baletnicy. Kto raz zamieszkał w porcie, ten zamieszka w nim już na zawsze. Więc wracała, gubiła się, upajała, odpychała niewiadome bolączki. Trzeba było ją wziąć, podnieść i przemówić do rozsądku, bo w raz z pierwszymi podrygami jesieni (i tysięcznymi podrygami Celinki), Tamiza robiła się kurewsko lodowata i naprawdę nie chciałaby wyławiać martwej rusałki z tego cuchnącego potoku.
– Właśnie, że chcesz – burknęła, używając całej siły, by ją jednak postawić. Przyjrzała się ubranku, poszukiwała siniaków, szkód i łez. Nie chciała tego znaleźć. Westchnęła ciężko i strzepnęła pojedyncze liście z wybrudzonego materiału i złapała ją za ramiona. Na mokrej buzi rozmazała się rozpacz. Zaćpana, szkoda było sił na wielkie przemowy do nieprzytomnego rozsądku. Szkoda teraz rozdrapywać właśnie ten temat. Chwyciła ją pod brodą i lekko wytarła palcem łzę. – Oddychaj, głęboko – powiedziała najpierw, przyglądając się jej bardzo badawczo. – Opowiesz mi zaraz wszystko, ale najpierw znajdziemy sobie jakieś spokojniejsze miejsce. Wokół rybaka kręci się za dużo ludzi. Zrozumiałaś, Celine? – kontynuowała pewnie, konkretnie. – Zostawimy to, to wszystko. Zmienimy obraz, zostawimy tu płaczącą Celine, tu pod rybakiem. A ty pójdziesz ze mną – zakomunikowała, mocniej ściskając jej dłonie. – Już za chwilę – dodała ciszej, czulej, a dłoń poprowadziła powoli po jej ramieniu w matczynym geście.
Ostatnie łzy musiały minąć, ostatnie żale wydostać się z warg. Musiała się uspokoić. Zrzucić szok i krzywdę, spróbować spojrzeć spomiędzy strumieni. Niech tylko ta wróżka wyparuje. Pokręciła lekko głową, zapominając w tym jednym momencie o wszystkim, o natłoku wielu spraw, które męczyły ją mocno w ostatnich tygodniach. Skupiła się na dziewczynie.
Baletnica zapadła się jej ramionach. Ledwo podniesiona chciała się toczyć znów. Dźwigała smutki zbyt ciężkie, by dwie nogi, jak powiewające na wietrze tasiemki, zdołały ją utrzymać. Zgarnęła ją bliżej siebie, pozwoliła się tulić, głaskała po głowie, darując kąśliwość słów – przynajmniej na razie. Zastygły razem, choć Moss przez chwilę poczuła jakieś nieruchome kołysanie. Nie wiedziała, że to emocje w swych ostatnich podskokach, w niewypowiedzianym pragnieniu ciszy.
Nie mam marzeń. Odpowiedzieć chciała kpiąco, sucho, bezdusznie. Za drugim razem pomyślała, że może dla niej powinna jakieś mieć, może roztrzaskany Celinkowy świat tak próbował odbudować się na nowo. Nie, na to jeszcze za wcześnie. – Chcę, byś ty i cała moja rodzina byli bezpieczni. Tego tylko chcę – wyznała tak naprawdę szczerze. Mogła mieć dziesiątki fantazji, setki pragnień i pomysłów, ale to teraz nie było już ważne. Życie zapędzało do trumny przy pierwszej lepszej okazji. Już raz w wyobraźni ujrzała śmierć brata. O jeden raz za dużo. – I marzy mi się jeszcze czekolada, o. Zjadłabym czekoladę. Możemy pójść do Parszywego i poszukać tam czegoś dobrego. Jeśli ktokolwiek ją dostał, to tylko marynarze. Albo zaszyć się u mnie. Chyba jeszcze nie widziałaś nowych zwierzątek. Keat przyniósł mi ostatnio małego niuchacza, wiesz? – mówiła ciepło, miło, wciąż ofiarowując jej prostą czułość. W tej wojnie i to zdawało się być rarytasem. – Jestem – jeszcze jestem. Zawsze, kiedy mnie potrzebujecie. – i poczujesz to zaraz bardziej, chodź – nakazała już głośniej, pociągając ją wyraźniej za rękę. Mogły się przejść, pozatruwać portowym powietrzem. Albo od razu się schować w ciepłej norze i leczyć niezaleczone. Porozmawiać o nim.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Złoty rybak [odnośnik]19.01.21 0:45
Słowa Philippy były armią logiki, przyziemności, która szturmowała otępienny zamek. Jego mury były wysokie, grube, cegły pieczołowicie ustawione jedna obok drugiej, a z baszt strzelano z łuków, broniąc tego, co jej pozostało - czyli niczego. Niewrażliwości na istnienie świata, niezrozumienia kazań niesionych przez wiatr, rzeczywistości wyciągającej po nią zimne, zakończone ostrymi pazurami dłonie o czarnej, nadgniłej teksturze. Daleko za bramą tańczyła samotna baletnica odziana w biały trykot i łabędzią spódnicę, na głowie miała błyszczącą koronę, na twarzy zagubiony w marzeniach uśmiech. Zdawała się głucha na wojenne odgłosy, które przecież docierały do uszu kaskadą bombardowania i śmiertelnych, ostatnich kwileń. Tu była bezpieczna. Wokół niej rozsypano biały proch symulujący scenę na zimnych, chropowatych kamieniach, po których tańczyła ułożony przez siebie układ. Nie była Cukrową Wróżką ani śliczną Odettą, była jedynie spełnioną dziewczyną, której w cieple znajomego domu było po prostu dobrze. Wszystko, czym natomiast była Philippa, mogło temu zagrozić.
Organizm wszelką siłą wzbraniał się przed zarejestrowaniem jej pouczającego głosu, Celine raz po raz trzepotała głową na boki, odganiając od siebie widmo zejścia na ziemię. Ziemię, na której musiałaby skonfrontować się z winą, rozczarowaniem i wyrzutami sumienia - a wystarczyło przecież, że przychodziły do niej w cieniu otaczających koszmarów. Ale Moss w końcu przedarła się przez pierwszą flankę i opuściła zwodzony most, chwytając baletnicę za nadgarstek, wyciągnąwszy przez fosę wprost do lasu, spokojnego i cichego, dalekiego od pola wojny, która również teraz ucichła. Półwila przylgnęła do niej mocniej, chowała się w ubraniach starszej czarownicy i rozmyślała jak to by było, gdyby tego wieczoru nie musiała wracać do domu Blacków, zmizerniała i zmęczona. Mogłaby za to spędzić tę noc przy Phils. Wtulona w znajome ciepło, pod grubą pierzyną; może właśnie tam znajdował się jej zamek, nie na Grimmauld Place, ani nie we wnętrzu żałującego serca.
- Będzie jej zimno - wyszeptała, o tej smutnej, pozostawionej przy statule rybaka Celine. Zrozumiała, lecz nie do końca - a może właśnie zrozumiała wszystko, współczując części siebie, która tak bardzo dziś cierpiała. Porzucenie jej samej sobie było okrutne i konieczne, na pewno, by dotrwać następnego poranka. Kto wie, czy tej nocy nie przedawkowałaby przypadkiem wróżkowego pyłu. - Pójdę z tobą na kraniec świata, Philippo - zapewniła słabym głosem, wciąż pozbawiona witalności i uśmiechu, jakich pozbawił ją kończący zbawienne działanie narkotyk. Gdy ulatywało dobrodziejstwo, na jego miejscu mózgowi serwowano tylko przeświadczenie o tkanej beznadziejności, niechęć, czasem także krwotok z nosa; kilka kropelek pomknęło w dół nozdrzy, ale Celine zdawała się nie mieć o tym pojęcia. Odnajdywała pocieszenie w tym, co już za młodu łagodziło lęki i kołysało ją do snu - w marzeniach o świecie miłym i dobrym, w jakim nikt nie cierpiał, tym bardziej nie ona, ani jej tata. Odsunęła głowę od piersi Moss i spojrzała na nią dość nieprzytomnym wzrokiem. - Spadniemy z klifu na wielkie brzękotki, dobrze? Polecimy nad czekoladowym lasem i zjemy dużo, dużo waty cukrowej z chmur... Och, wyglądasz dziś jak gumochłon - drżące dłonie uciekły z talii Parszywej barmanki i pomknęły do jej twarzy, delikatnie chwytając za policzki, rozciągając miękką skórę na boki, ale tak, by nie zadać jej bólu.
Choć przez moment mogła zapomnieć. O kratach w Tower i zionącej tęsknotą celi. O ojcu, którego zawiodła, znów zostawiwszy go samego wśród degeneratów i złoczyńców - jemu podobnych, jak zapewniali funkcjonariusze. O powrocie do posiadłości, gdzie ostatnio wymierzono jej policzek w zamian za nieposłuszeństwo i dostrzeżenie w mugolach człowieczeństwa. Miły Merlinie, kiedy to wszystko stało się tak burzliwe, skomplikowane?
Z oczu skapnęły ostatnie łezki. Kilka z nich otarła Philippa, złapała też te ostatnie, a Celine głośno pociągnęła nosem, kiwnąwszy przy tym głową. Serce w jej piersi biło coraz ciszej. Nie słyszała już w głowie jego dudnienia, pozostało jedynie nieprzyjemne kłucie w skroniach, ale i ono pewnie minie dzięki magicznemu dotykowi przyszywanej, starszej siostry. Miała w tym wprawę. Nie raz kołysała ją do snu mimo potwornych migren.
Jej marzenie było piękne, tak jak piękna była sama Philippa.
- Pan rybak chyba się nie obrazi - westchnęła cichutko, poddańczo, i otarła policzki grubym rękawem przydużego, naddartego swetra. Spinki w jej włosach przekrzywił szaleńczy taniec; musiała wyglądać jak siedem nieszczęść, tak też się czuła, lecz czarownica pozwoliła jej uwierzyć chociaż na chwilkę, że jeszcze będzie dobrze. - Małego niuchacza? - różnokolorowe oczy błysnęły wątłym podekscytowaniem pragnącym przedrzeć się przez melancholię powróżkowego efektu. - Uśmiecha się już? Ile ma pazurków, co ukradł? Chciałabym go zobaczyć - Celine zdecydowała bez wahania, głosem wciąż słabym, ale urzeczonym perspektywą spędzenia wieczoru w przytulnym gnieździe Moss i jej mniejszych przyjaciół. Zawsze odnajdywała wśród nich odpoczynek. Nie musiała prosić; Philippa pociągnęła ją za rękę, a półwila ruszyła za nią, tylko czasem chwiejąc się niebezpiecznie na wszystkie strony jak żądlibąk, który nie mógł się zdecydować co do toru swojego lotu. - Ale nie mów mu, proszę, jaka jestem niedobra... Nie chcę żeby zbyt szybko mnie znielubił. A znielubi, jeśli dowie się, c-co zrobiłam - posmutniała raptownie, oczy zaszkliły się po raz kolejny, ale rybak był już daleko i nie mógł tego dostrzec.

zt x2, idziemy do mieszkania filipki :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Złoty rybak [odnośnik]06.04.21 20:50
23.10.1957

Uważaj na siebie. Nie rób nic pochopnie. - Słowa Macmillana odbijały się w głowie Greya niczym piłka od ścian. Nie mógł się ich pozbyć. Wiedział, że kumpel miał rację i powody aby się obawiać. Herbert mógł zakładać, że widział już śmierć wielu swoich kamratów. Na ich miejsce przychodzili nowi, ale pytanie brzmiało na ilu umierających pojawia się chętnych?
Tego dnia wędrował po porcie słuchając rozmów, plotek i szemrania miejscowych. Słyszał narzekania na wzrost cen oraz że towarów brakuje. Ludzie mówili jak nie mają gdzie kupić drewna aby połatać dachy przed deszczem i śniegiem. Nikt nie przeklinał otwarcie władzy bojąc się nagłego nalotu, jakby jedno niewłaściwe słowo miało sprawić, że wiedźmia straż się zjawi i pojmie każdego niezależnie od tego czy coś mówił czy nie. Między słowami jednak wyłapywał ogólne niezadowolenie ze strony mieszkańców wyspy, którą gardziła zarówno jedna jak i druga strona. Samego Herberta mocno to dziwiło, przecież to właśnie tutaj mieszkali ci, którzy najbardziej obrywali. Fakt, nie chcieli opuścić swoich domostw, udać się w bezpieczniejsze miejsce, ale czy można się im dziwić? Mieli porzucić cały swój dobytek licząc na to, że może pewnego dnia uda im się wrócić albo że będa mieli do czego wracać? Nie było takiej pewności. Wciskając dłonie w kieszenie spodni wcześniej poprawiwszy kurtkę jaką narzucił na siebie nim opuścił Dorset ruszył pewnym krokiem przed siebie. Niczego się dzisiaj nie dowiedział, poza utwierdzeniem się w przekonaniu, że Isle Dogs jest bardzo niedocenianym miejscem przez Zakon. Czy mógł coś z tym zrobić? Zwolnił kroku aby przystanąć przy rzeźbie Złotego Rybaka. Rybki on nie miał, ale sieć zarzucał, jak każdy, styrany życiem mężczyzna, który tu pracował. Byli czarodziejami, a jednak pewne rzeczy nadal wykonywali siłą swoich mięśni, sprawnością rąk. Czary ułatwiały pewne sprawy, ale nie załatwiały wszystkiego. Zerknął na wytarte przez setki dłoni buty rzeźby, jakby samo dotknięcie miało przynieść szczęście. Poczuł jak morska bryza owiewa mu twarz niosąc ze sobą krzyki mew oraz głosy pracowników portu. Gdzieś z oddali słyszał wybijanie szklanek, zaraz do tego dołączyło łopotanie żagli na wietrze. Nie wiedział dlaczego, ale te dźwięki go koiły. Wtem dojrzał samotną postać, którą kojarzył. Zmarszczył lekko brwi gdyż po chwili rozpoznał w osobie młodej dziewczyny towarzyszkę jego wyprawy do ZOO.
-Celine? - Zapytał głośniej i uniósł dłoń w górę w geście powitania.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Złoty rybak [odnośnik]09.04.21 17:26
Ostatnio w wolnych chwilach coraz częściej powracała do doków, jakby zaklęta w tym miejscu magia wspomnień nie pozwalała jej od siebie odpocząć. Mimo nowego życia rozpoczętego w kamienicy przy Grimmauld Place, wychodząca w sprawunkowych celach Celine pozwalała sobie zajrzeć do znajomych kątów przynajmniej na kilkanaście minut. Tym razem odwiedziła camden market. Wcześniej sprowadzane tu egzotyczne potrawy i pożywienie znikły z rozstawianych stanowisk, a te, które wciąż dysponowały ich namiastką cieszyły się... pustką. Nikogo nie było stać na frykasy z dalekich ziem, skoro w sakwach brakowało monet nawet na te tutejsze, powszechne, brytyjskie. Zamiast kierować wzrok na te niedostępne wystawy, półwila skupiała wzrok na orientalnych pamiątkach i przedmiotach, nagle skora zakupić coś w prezencie dla swojej lady; portowa brać miała je przecież na wyciągnięcie ręki, nie to co zaszyta w żałobnych czterech ścianach arystokratka spędzająca czas nad grubymi tomiszczami.
Nic jednak nie wydawało się odpowiednie. Figurki magicznych stworzeń poruszające się w wyznaczonym zaklęciem rytmie były atrakcyjne dla niej, dla Celine, nie zaś dla kogoś, kto za fauną właściwie nie przepadał. Przez moment rozważała zakup egzotycznych sadzonek, ale czy Aquila pragnęła dodawać florę do wystroju swojego pokoju? A te piękne materiały, może stworzono by z nich rękawiczki godne jej dłoni? Zagubiona pośród piętrzących się dóbr Celine opuściła w końcu targ jedynie z książką o legendach dalekiego wschodu, w których fantastyka ponoć mieszała się z elementami rzeczywistych wydarzeń.
Z opakowanym w brązowy papier prezentem półwila ruszyła w dół portowych uliczek, nie tyle chętna powrócić od razu do kamienicy, co ciesząca się samotnym spacerem. Jeszcze nie tak dawno przed pomnikiem rybaka Philippa ocaliła ją od zrozpaczonego samozniszczenia... Ledwie pamiętała swój szaleńczy taniec przysłonięty kurtyną łez, wpatrzona w sieć dzierżoną przez posąg, kiedy do jej uszu doleciał znajomy głos wypowiadający jej imię. Czy to możliwe?
- Herbercie - odezwała się radośnie, odnajdując mężczyznę spojrzeniem. Ich spotkanie z zoo nie mogło ulecieć z pamięci, bezbłędnie skojarzyła go ze stokrotką wsuniętą za ucho i tajemniczym jeżozwierzem, a także zgrają pingwinów śmiesznie drepczących po skutym lodem wybiegu. - Dzień dobry. Przyszedłeś pomyśleć życzenie? - spytała Celine, uśmiechnięta łagodnie, mknąca w jego kierunku, dłonią wskazawszy natomiast wytarte miejsce na pomniku, któremu jeszcze chwilę temu przyglądał się mężczyzna. Może właśnie dlatego ciągnęło ją do portu? Bo tu kwitły przypadkowe spotkania, bo tu ocalono ją od porzucenia wszelkiej nadziei. Bo tu, mimo wzmożonych patroli magipolicji i wszechobecnych bójek, czasem było po prostu dobrze. - Jak się mają twoje orchidee?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Złoty rybak [odnośnik]10.04.21 15:31
Nie wiedzieć czemu, ale wspomnienie wizyty w ZOO zapadło mu w pamięć. Celine okazała się miłym towarzyszem ich wyprawy. Odnaleźli jeżozwierze, widzieli dreptające pingwiny oraz spędzili miło czas w miejscu, które należało kiedyś do mugoli. To spotkanie i słowa jakie wtedy padły były jednym z przyczyn, dla których Grey udał się do Macmillana oferując swoje wsparcie i pomoc. Posłał dziewczynie przyjemny uśmiech, który objął też niebieskie oczy.
-Myślisz, że moje życzenie się spełni? - Zagadnął Celine i spojrzał na rzeźbę rybaka. - Przyszedłem pomyśleć, posłuchać.
Odpowiedział po chwili, pamiętał, że wspominała mu czym się zajmuje i co robi, a sytuacja od ich ostatniego spotkania mocno się zmieniła. Przynajmniej w jego przypadku. Nie był już osobą, która uznała, że będzie stać z boku i obserwować wydarzenia jakie wokół się niego dzieją. Teraz był człowiekiem, który podjął konkretną decyzję i musiał liczyć się z jej konsekwencjami. - Dziękuję, że pytasz. Są aktualnie w pełnym rozkwicie, a niektóre pachną tak intensywnie, że aż zatyka nos.
Mówił to ze swobodą w głosie, ale nic nie przesadzał. Jedna odmiana miała bardzo intensywny zapach, że aż drażnił i należało się do niego przyzwyczaić. Był też zaskoczony obecnością Celine w porcie, raczej nie było to miejsce, w które zapuszczała by się jej pracodawczyni i wątpił aby na targu było coś dla niej. Może akurat dziewczyna miała wolne?
-A ty? - Zagadnął ją chowając dłonie w kieszenie kurtki. - Spacer dla rozruszania, życzenie do rybaka czy ważne sprawy? A może wszystko na raz?
Czuł się swobodnie w jej towarzystwie, jakby rozmawiał z dawno niewidzianym przyjacielem lub siostrą. Nie musiał się niczego obawiać, ukrywać czy też grać. Mógł prowadzić spokojną rozmowę nie martwiąc się, że będzie łapać go za słówka by z niego zakpić czy też wyciągnąć informacje. Było w tym coś kojącego, że nie musi zwracać uwagi na słowa, swoją postawę czy gesty. Nie zostaną odebrane jako atak czy niechęć. Wciąż pamiętał jak podarował jej stokrotkę. Był to odruch, potrzeba czy też chęć, ale sprawiła mu wiele radości. Taka drobnostka, ludzka życzliwość. Celine niewiele się zmieniła od ich ostatniego spotkania. Zapamiętał ją jako kruchą i delikatną istotę i taka sama stała teraz przed nim.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Złoty rybak [odnośnik]10.04.21 22:49
Celine przeniosła spojrzenie na rybaka i zadumała się na moment, wydając przy tym odległe, ciche mruknięcie. Czy był w stanie spełniać złożone na jego barkach marzenia, nadawać im rzeczywistą formę, miejsce w ich świecie? Tego nie wiedziała, istniało przecież tyle rodzajów magii, o których ktoś pokroju panny Lovegood po prostu pojęcia mieć nie mógł, ale ostatnim razem, kiedy płakała w jego wytarte złoto, nie sprawił, by opadły kajdany, by rozstąpiły się kraty.
- A czy to było ładne życzenie? - skontrowała miękko i pozwoliła spojrzeniu powrócić do znajomych rysów w poszukiwaniu odpowiedzi, na którą jednak wcale nie czekała. Kąciki ust uniosły się ku górze w łagodnym uśmiechu. - Jeśli w nie wierzysz, na pewno się spełni. Ale nie możesz o nim mówić głośno do tego czasu - przestrzegła. Tak zawsze powtarzał jej tatko, przesądny i niezwykle uczulony na punkcie beztroski w igraniu z losem; do dziś pamiętała, jak wiele lat temu pogniewał się na nią za to, że ośmieliła się wyszeptać kuzynce czego to zażyczyła sobie nad urodzinowym tortem. Ach, ile by dała za to, by znów stanąć naprzeciw niego w salonie w rodzinnym domu i przyjrzeć się pochmurnej twarzy prawiącej morały. Nikt nie mógł wtedy podejrzewać jak okrutna okaże się przyszłość.
Pomimo przyrzeczeń złożonych w zoo, sowa Celine nie odnalazła herbertowego parapetu, nie dostarczyła listu, a zapowiedź wizyty w szklarniach dwóch braci ostatecznie spełzła na niczym. Trochę żałowała takiego obrotu sytuacji, ale praca narzucała pewien rygor, któremu ciężko było się sprzeciwić. Wolne popołudnia spędzała natomiast tu - w porcie, wiedziona słodko-gorzkim smakiem wspomnień ostatnich miesięcy.
- Czy one w szklarniach, no wiesz, kiedyś obumierają? - zainteresowała się nagle, bo na zielarstwie w szkole nie skupiała się prawie wcale, ograniczając zainteresowanie do uroczych kwiatów, które w jej dłonie prezentowali zadurzeni wilim urokiem chłopcy. - Przepraszam, że w końcu nie napisałam do ciebie listu. Nie gniewasz się? Chociaż z takimi orchideami w rozkwicie pewnie nawet nie zauważyłeś - uśmiechnęła się przyjaźnie, swobodnie, do pogodniejszych słów zachęcona ciepłem jego reakcji. Pamiętał kim była, pamiętał jej imię, to więcej, niż w swoich czarnych wizjach mogłaby kiedykolwiek zakładać. Celine spojrzała jeszcze raz na posąg rybaka i pokręciła głową; chyba nie miała w sobie już wystarczająco dużo nadziei, by karmić nią zachłanne złoto. Jedynie iskierkę. - Mam chwilę przerwy, więc pomyślałam, że odwiedzę camden market. Strasznie tam wszystkiego dużo, widziałeś? Teraz dobił do portu nowy statek, z... Nawet nie umiem wymówić nazwy - snuła, niechętna pozwolić demonom smutnych myśli położyć na ich spotkaniu swe łapy. - Podobno marynarzom spod pokładu uciekły małpy, ale żadnej nie widziałam - westchnęła z niezadowoleniem. Arena Carringtonów pewnie też jakieś miała, ale Lovegood wolałaby je widzieć rozbrykane na wolności niż przyuczone do podrygów przez treserów.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Złoty rybak [odnośnik]11.04.21 15:09
Czy było to ładne życzenie? - Pytanie dość ciekawie skonstruowane zważywszy, że w tej chwili życzył sobie aby wojna minęła. Jak zapewne większość mieszkańców Londynu jak nie całego kraju. Już miał odpowiedzieć, ale głos Celine go dość skutecznie powstrzymał. Na takie postawienie warunku nic nie mógł zaradzić więc uśmiechnął się dość tajemniczo.
-Mogę zapewnić, że było odpowiednim życzeniem - Zapewnił dziewczynę. - I nie zdradzę się słowem.
Odebrał to jako drobne drażnienie się z nim, bo przecież dzieckiem już nie był i nie wierzył w coś takiego jak spełnianie życzenia jeżeli się go na głos nie wypowiedziało. Nawet płynne szczęście by mu nie pomogło w jego realizacji, a był człowiekiem, który uważał, że szczęściu należy pomóc, a cała reszta nazywa się “przypadkiem” czy też “uśmiechem losu”.
-Szklarnia na pomóc rozwijać się orchideom, a nam ułatwić obserwację ich rozwoju - wyjaśnił przybierając poważny wyraz twarzy bowiem rozmawiali na temat czegoś wielce istotnego. - Każda roślina ma swój czas rozwoju i musi kiedyś obumrzeć aby na jej miejsce mogła wyrosnąć nowa. Nie zaburzamy ich naturalnego cyklu. Na pewno jednak zapewniamy komfortowe warunki, czasami aż za bardzo.
Wzruszył lekko ramionami gdyż taka była prawda. Pochylali się z bratem nad okazami w szklarniach, nie raz wręcz się rozczulali, ale nie tworzyli sztucznej przestrzeni w której rośliny są wieczne. Nie na tym to polegało, albowiem należało uszanować cykl naturalny. Tylko wtedy będą wstanie w pełni poznać naturę danej rośliny.
-Nie mam powodów do złości - Zapewnił z ciepła nutą w głosie. - Jednak zaproszenie jest nadal aktualne. Rośliny bywają próżne jak ludzie, lubią być obserwowane, lubią słyszeć, że są podziwiane. - Delikatnie zmarszczył brwi słysząc komentarz jasnowłosej dziewczyny, może nic nie znaczył, był tylko bezmyślnym gadanie, ale mogło się za tym kryć coś więcej. - Byłaś wspaniałą towarzyszką wyprawy do ZOO, Celine.
Ot, proste słowa, ale takiej które miały dziewczynę podnieść na duchu. Była jeszcze młoda i chociaż trwała wojna, to powinna mieć powody do choćby małego uśmiechu. Takie drobne rzeczy sprawiały, że ludzie mogli przetrwać okrutne czasy.
-Przyznam, że nie byłem w okolicach marketu - Bo i po co skoro jego przychody były ograniczone i na połowę rzeczy nie mógłby sobie pozwolić, a drugą połowę jakby zakupił to resztę dni spędziłby na jedzeniu zupy z tynku z własnego domu. - Małp też nie widziałem, ale możemy się za nimi rozejrzeć. Przyznam się, że dziwię się, że market ma tyle towarów kiedy połowy mieszkańców na nie nie stać. Nie boją się rozruchów?
Wyraził na głos własne wątpliwości chyba nawet do końca nad tym nie panując. Rysy mu się wyostrzyły, a spojrzenie niebieskich oczu stało się bardziej pochmurne jakby na wiosenne niebo nadciągnęły burzowe chmury.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Złoty rybak [odnośnik]11.04.21 19:31
Radosny uśmiech rozkwitł na nieco pobladłej twarzy na dźwięk jego zapewnienia. Dobrze, jeśli rzeczywiście pomyślał w obecności rybaka ładne życzenie, powinno się spełnić, przecież w ostatnim czasie tak mało dobrych myśli zyskiwało sobie ziszczenie w rzeczywistości. Jedynie możni panowie w eleganckich szatach zbierali plony urodzinowych marzeń. Dla nich nigdy nie brakło świeczek, ale przez to nie starczyło wosku dla najbiedniejszych, najbardziej poszkodowanych. A Londyn? Wydawał się smutny bez mugoli. Poszarzały, mniej intensywny, jak akwarela zbyt rozpuszczona w wodzie.
- Za bardzo? Stają się rozkapryszone? - podjęła temat z ochotą; w szkole miała podobne koleżanki, zbyt przyzwyczajone do luksusu, wychowane we własnych szklarniach, otoczone wieczną opieką, spętane potrzebą poklasku. Może Merlin za karę zamienił je w kwiaty? - Powiedz mi, masz... To znaczy: macie tam jakieś magiczne gatunki? Słyszałam kiedyś o śpiewających roślinach - przypominała sobie informacje z zajęć zielarstwa jak przez mgłę, trochę niezadowolona, że wolała wtedy w myślach powtarzać ostatnią choreografię czy szyć puenty pod stołem, kiedy nikt nie patrzył. Może to dlatego, że Herberta milej było słuchać niż starego profesora, który wydawał się skłonny zasypiać w trakcie swoich własnych wykładów?
Grey wydawał się bezbłędnie odnaleźć drogę do ruin jej samooceny, zasklepiając nowo otwierającą się rankę odpowiednio prędkim komentarzem, który wyrwał z jej płuc ciche, dziękczynne westchnienie.
- A ty wspaniałym towarzyszem - odpowiedziała nie tyle kurtuazyjnie, co po prostu szczerze, po czym ogarnęła kosmyk jasnych włosów za ucho, przenosząc wzrok na malujące się przed nimi uliczki portowe. Powoli zostawiali rybaka w tyle, przemierzając znajome tereny w leniwym, wolnym spacerze. - Dziękuję, bałam się, że pomyślałeś, że twoje szklarnie nie są dla mnie interesujące. A są, wręcz przeciwnie! Postaram się niedługo znaleźć troszkę czasu, żeby dać waszym kwiatkom porcję podziwu - półwila zapewniła go chętnie; tatko też powtarzał, że rośliny przepadały za muzyką i mówieniem do nich jak do dzieci, może rzeczywiście coś w tym było? W końcu nikt nie wiedziałby o tym lepiej od samego Herberta i jego tajemniczego brata, którego nie miała okazji jeszcze poznać.
Na horyzoncie nie było widać rozbrykanych małp, ale gdzieś w oddali słychać było małe zamieszanie; ktoś wołał, ktoś komuś odpowiadał, a jeszcze ktoś inny przebiegł nagle obok nich i skręcił w boczną alejkę, odprowadzony zdziwionym spojrzeniem Celine.
- Słyszałam, że jest ciężko, więcej mają kontroli, ale statki wciąż cumują i przywożą co mogą - odpowiedziała miękko i wzruszyła jednym ramieniem; słów Philippy i Rain zawsze słuchała bardzo uważnie, a one o portowym świecie wiedziały chyba najwięcej. - Ale już prawie nie ma tam jedzenia - tylko egzotyczne eksponaty oznaczone cenami tak wysokimi, że niemal bolała ją głowa. Handlarze powinni byli z takimi towarami zwracać się bezpośrednio do najbogatszych, kogo innego było na to stać? - Nie wiem czy ktoś ma teraz siłę się bić, trzeba pilnować swoich ogonów, a i... Różni ludzie kręcą się po porcie. Nietutejsi. Nie warto ryzykować - Celine mówiła coraz ciszej.

Czy coś nam przeszkodzi w spacerze?
k1 - nic się nie dzieje, jest spokojnie.
k2 - obok nas znów przebiega ten sam czarodziej, tylko tym razem w drugą stronę. goni go małpa, która ciska w niego kulami wystruganymi z drewna.
k3 - słyszymy jak dwójka czarodziejów rozmawia obok wywieszonych plakatów z poszukiwanymi członkami zakonu feniksa. jeden z nich wspomina, że był przekonany, że jeden z dowolnie wybranych zakonników wydawał się dobrym człowiekiem, tymczasem okazał się zwykłą łajzą i zbrodniarzem.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Złoty rybak [odnośnik]11.04.21 19:31
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty rybak Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złoty rybak [odnośnik]12.04.21 18:43
Zaśmiał się cicho i pokiwał głową.
-Można powiedzieć, że stają rozkapryszone, na pewno oczekują większej ilości atencji - mówił o roślinach jak o ludziach, jednak nie było to bezpodstawne bowiem rośliny potrafiły mieć swoją naturę, podobnie jak ludzie. Jedne kochały słońce, inne upodobały sobie cień. Gdyby mogły zamieniać się w ludzi na pewno stworzyłyby ciekawą zbieraninę. - Pełno magicznych gatunków, są samosterowalne śliwki, które w okresie letnim dały nam popalić. Nagle wszystkie nas zaatakowały plując pestkami i nawet złorzeczenie Hala, że przerobi je na dżem nic nie dawały.
Była to dość zabawna sytuacja kiedy z rozkwaszoną śliwka na głowie ganiał inne, latające między nimi i strzelające z pestek jak z procy. Wrócili z tego placu boju uhonorowani pięknymi siniakami. - Posiadamy też lewitujące bulwy oraz tańczące niezapominajki. Hodujemy też parę mniej przyjemnych roślin, które są niezbędne w ziołolecznictwie.
Powoli ruszyli wzdłuż portu zostawiając za sobą rzeźbę Złotego rybaka. Herbert wcisnął dłonie w kieszenie kurtki i szedł leniwie stawiając kroki tak aby Celine nie musiała za nim biec. - Przyjdź zimą, wtedy w samej szklarni będziesz mogła przejść przez praktycznie wszystkie pory roku.
Był dumny z ich szklarni, przez te parę lat wraz z bratem osiągnęli wiele, a w planach mieli jeszcze więcej. Niestety wojna i ich zaangażowanie w działania na rzecz Zakonu sprawiły, że rozwój szklarni musiał zejść na dalszy plan. Słowa Celine wcale go nie uspokoiły, wręcz przeciwnie od razu nadstawił uszu co też dziewczyna mówi.
-Racje żywnościowe są już i tak ubogie, wolę nie myśleć co przyniesie zima. - Zerknął na blondwłosą towarzyszkę. - Jak ludzie w porcie sobie radzą?
Mało kto co chciał powiedzieć mógł zdać się jedynie na swój zmysł obserwacji i rozmowę z tymi, którzy nie bali się dzielić swoimi przemyśleniami, a jak widać Celine miała również swoje zdanie. - Jacy różni ludzie?
Zmarszczył lekko brwi, gdyż Port jednak był miejscem portowych, osób, które śmiało mogły się nazywać jego mieszkańcami i byli zahartowani w życiu w takim miejscu. Przydałyby mu się dodatkowe oczy i uszy w porcie.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Złoty rybak [odnośnik]19.04.21 23:10
Opowieść o śliwkach sprawiła, że Celine zaśmiała się głośno, nawet nie próbując hamować wyobraźni podsuwającej jej obrazy Herberta uciekającego przed pestkami morderczych owoców. Kto by pomyślał, że dwóch zaprawionych w bojach botaników musiało złożyć broń, żeby przypuścić odwrót z linii frontu? Wróg najwyraźniej za nic miał sobie obietnice przerobienia na dżem, skoro dalej kontynuował napaść, a ona chichotała jeszcze chwilę, wyraźnie wprawiona w bardzo dobry humor samą anegdotką.
Jak czasem niewiele trzeba było do szczęścia.
- To musiało wyglądać wspaniale! - stwierdziła rozbawiona półwila i aż klasnęła w dłonie, kto wie, czy tym sposobem pragnąc kibicować wspomnieniu śliwek czy dwóch wojujących z nimi braci. Szkoda, że nie miała szansy obejrzeć ów widoku na własne oczy, ale kto wie, może uda jej się sprowokować następną bijatykę podczas obiecanej wizyty w szklarni? - Jak w końcu je poskromiliście? Co poskutkowało? Czy może po prostu się zmęczyły? - spytała z ciekawością, a jej oczy zamigotały zachwytem na wspomnienie tańczących niezapominajek, które chyba najbardziej przypadły jej do gustu z wymienionych gatunków. Znały balet? Potrafiłyby złączyć się z nią w harmonii prostej choreografii w jakiś enigmatyczny, tajemniczy sposób? Och, musiała to sprawdzić! Pewnego zimowego dnia, zgodnie z sugestią Herberta. - Tak zrobię, dziękuję. Ale moje odwiedziny nie będą przeszkadzać twojemu bratu? - upewniła się, w zatroskaniu ściągając ze sobą brwi.
Jego pytanie sprawiło, że ten grymas jedynie nieco się pogłębił. Pamiętała słowa Philippy, to, jak wyglądała i pachniała jeszcze na początku października, pamiętała też Rain, które najchętniej obsypałaby złotem, gdyby tylko je posiadała. Ale teraz nawet złoto odznaczało się niższą wartością od świeżego, zdrowego pożywienia.
- Większość głoduje mniej lub bardziej - przyznała wciąż ściszonym głosem. O alkohol też było coraz trudniej, a to nie poprawiało burzliwych nastrojów czających się pośród starych kamieniczek i pomostów. - Łapią się każdej pracy, byle tylko zarobić na chleb, ale w kolejce do tego chleba stoi już dziesięciu innych. To strasznie smutne jak teraz o wszystko trudno. Myślisz, że na wiosnę będzie... znośniej? - Bo czy mogło być łatwiej? Nawet ktoś tak niezorientowany w świecie jak Celine zaczynał w to wątpić. Nie będzie łatwiej, jeśli u władzy wciąż będą ludzie tak przesiąknięci złem jak Sallow. Wzdrygnęła się widocznie na jego wspomnienie i mocno zacisnęła dłonie na opakowanym prezencie. - Chyba lepiej nie wiedzieć, Herbercie. Część z nich ma ładne tiary na głowach, skąd w porcie ładne tiary? - westchnęła cicho i zamilkła, kiedy ktoś - chyba marynarz - minął ich nieopodal, kierując się w stronę mariny. Lepiej było przy obcych nie mówić za głośno ani za dużo. - Jeszcze Zakon... wiedziałeś, że oni, ci z plakatów, zajmują się n-nekromancją? - spojrzała na niego, poruszona, przestraszona. Takie plotki rzeczywiście krążyły po porcie.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Złoty rybak
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach