Wydarzenia


Ekipa forum
Kamienne schodki
AutorWiadomość
Kamienne schodki [odnośnik]12.01.21 21:07
First topic message reminder :

Kamienne schodki

Ciasny przesmyk, zwykłe przejście na niższą uliczkę stworzone w murach kamiennego budynku. Codziennie mijają się tu zmęczone, zapracowane twarze robotników i rumiane buzie pogodnych marynarzy. Po schodkach niejedna kapryśna ryba próbowała spłynąć, po schodkach biegają dzieci, a czasem wspina się lichawa staruszka. Droga wydaje się niepozorna, ale wciąż coś tu się dzieje. Okoliczna młodzież przesiaduje na stopniach i snuje marzenia o przyszłości. Czasem potknie się tu pijana dziwka, czasem zwiewa tędy lokalny złodziejaszek. Przejście jest niezłym skrótem, ale i utrapieniem dla mieszkańców tych murów. Przez nisko osadzone okna przedostają się uliczne hałasy, zerkają wścibskie oczy tutejszych mącicieli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienne schodki - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kamienne schodki [odnośnik]11.07.24 21:58
Musiała pewnie sprawiać wrażenie rozeźlonej, ale nie była tak naprawdę wściekła - dobrze znała uczucie gorąca uderzającego do głowy, mrowienie w czubkach palców i posmak krwi kojarzący się nierozerwalnie z agresją i czarną magią. Potrafiła rozpoznać u samej siebie pierwsze sygnały zbliżającej się utraty kontroli. Nie, dzisiaj jej duszą szarpało coś innego, coś nieopisywalnego; ostatnim razem czuła się tak w pierwszych kilku dniach po opuszczeniu Locus Nihil, gdy zamknęła się w pokoju na wiele dni, przytłoczona halucynacjami, koszmarami i namacalną bliskością śmierci. Czuła się tak jakby miała się zaraz... rozsypać, opuścić własną skórę, wrzasnąć tak, że popękają szyby w całym Londynie... ale równocześnie jakby pragnęła tylko zasnąć i obudzić się w innym czasie, innym świecie.
- Ach - powtórzyła po nim z kpiną, bo kiedy mówiła, kiedy zmuszała usta do drżącego uśmiechu, grymasu, ruchu, wtedy krzyki w jej głowie uciszały się na moment, pozwalając na złapanie tchu. - Chciałabym, żeby tak było. Naprawdę nic mnie nie obchodzisz i wolałabym być teraz we własnym domu.
Przynajmniej ją pamiętał. Nie mogła mieć pewności co by powiedziała lub zrobiła, gdyby próbował wykręcać się zanikiem pamięci albo jakąś niewerbalną sugestią, że była równie nieistotna jak jego poprzednia i kolejna. Nie żeby chciała być dla niego istotna; był jej obcym, przelotnym romansem, seksem przynoszącym satysfakcję, ale nic ponadto. Gdyby tak pozostało mogłaby z nim pewnie nawet wypić piwo, gdyby przypadkiem natknęli się na siebie w barze; ale zamiast tego podążała za nim jak zjawa, jak złe wspomnienie, które uparcie nie zamierza odejść.
- Jestem cholernie spokojna - Odgryzła się, chociaż jej splątane słowa, histeryczny śmiech i palce zaciskające się na materiale jego okrycia zupełnie temu przeczyły. Jakimś sposobem zdołała jednak nie wpić mu paznokci do bólu, nie szarpnąć nim do siebie albo, Merlinie, nie przywalić mu w nos. Jakaś jej część nawet by tego pragnęła, ale nie mogła zacisnąć szczupłej dłoni, wiotkie mięśnie nie chciały jej słuchać. - Fernsby. Nie znam tego nazwiska - Była zaskoczona, że tak szybko uległ; zaskoczona, ale i podejrzliwa. Powinna to sprawdzić. Zamierzała. W jakiś sposób musiała go prześwietlić, choć już teraz podświadomie zdawała sobie sprawę z tego jak cholernie nierozsądnie się zachowywała. Nie mogła zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, teraz, gdy stawka była tak wysoka. Tutaj jednak, w cichym zaułku portu, gdy byli tylko we dwoje... wątpiła, by miała w najbliższym czasie kolejną okazję lub zamiar wypowiedzieć prawdę na głos. Nikomu na tyle nie ufała. Nikogo nie mogła być pewna. Cholera, nawet samej siebie nie była pewna. Dokładnie tak jak mu powiedziała; nie miała pojęcia co robić. - Kenneth. Kenneth Fernsby. - Czy była zawiedziona? Spodziewała się, że nierozpoznanie nazwiska jako czystokrwistego wytrąci ją z równowagi, ale zamiast tego z każdą minutą oddychała coraz wolniej i ciszej.
Powoli rozprostowała palce, puściła jego ramię, machinalnie wygładzając materiał płaszcza, który wcześniej tak impulsywnie wymięła. Jej spojrzenie zawiesiło się w końcu na czarnej opasce, ale twarz, zastygła w wyrazie zbolałej frustracji, nawet jej nie drgnęła.
- Wybacz - wycedziła oschle, a potem krótko westchnęła. - Głupstwem było odejść nie wiedząc kim jesteś. Musiałam cię wyśledzić. Musiałam się dowiedzieć... - Przesunęła palcami wzdłuż jego kołnierza, a potem zabrała rękę, bezwładnie zwieszając ją przy boku. - Nigdy nie urodzę dziecka półkrwi. Nie zniżę się do tego - Uciekła spojrzeniem w bok, zacisnęła pięści. Brzmiała tak jakby przekonywała o tym samą siebie.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienne schodki [odnośnik]11.07.24 23:06
Zagubiona i obłąkana. Z jednej strony nic go to nie obchodziło, z drugiej zostawienie jej w takim stanie w porcie mogło się skończyć źle dla kobiety. Mogła wydawać się taką, która nic sobie nie robi z niebezpieczeństwa, jednak nie wyglądała teraz na groźną i niebezpieczną, potrafiącą powalić każdego napastnika.
-To wracaj do domu. - Odparł nie rozumiejąc do czego zmierza, ani po co przyszła. Możliwe, że się włóczyła, ponieważ nie wiedziała co ze sobą zrobić albo szukała kolejnego na jedną noc. Nie jemu oceniać, sam do świętych nie należał i nigdy też do tego miana nie aspirował. Wieczorne niebo zaczęły zasnuwać ciemne chmury. Zapowiadało się na burzę. Westchnął ciężko widząc, że obłęd nie mija, choć chyba się uspokajała. Oddech miała równieszy, a zacisk na jego płaszczu zelżał. -To dobrze, że nie znasz. Nie zależy mi na rozgłosie. - Mruknął słysząc jej słowa i chyba zawód w głosie. Czego się spodziewała? Myślała, że przespała się z jakimś szlachcicem? Takie cuda się zdarzały, chociażby on sam. Bękart Rosierów, zapewne jeden z wielu, jaki pałętał się po ziemi.
Jeszcze przez dłuższą chwilę analizował wyraz jej twarzy, kalejdoskop uczuć jaki się mienił w oczach, jaki przebiegał przez twarz raz wykrzywioną grymasem imitującym uśmiech, który zaraz zmieniał się w smutek, potem we wściekłość i żałość.
Pierwsze krople spadły na ziemię. W oddali było słychać grzmot.
Stał i czekał cierpliwie, aż puści jego ramię, co uczyniła ostatecznie, a potem w dziwacznym i niezrozumiałym dla niego geście, wygładziła kołnierz płaszcza, który miał na sobie.
-Głupstwem było tu przyłazić zachowując się w ten sposób. - Zauważył gorzko i sięgnął ku paczce papierosów, gdy wziął jednego dla siebie podsunął drugiego jej, pamiętał jak ostatnio również chciała palić. Na wspomnienie o rodzeniu dziecka półkrwi zamarł na chwilę z zapałką w dłoni, nim ostatecznie odpalił papierosa. Końcówka zajarzyła się czerwienią, która rozbłysła mocniej w ciemności zaułka. Uśmiechnął się krzywo kącikiem ust słysząc kolejne stwierdzenia. Zaśmiałby się w głos, gdyby nie to, że nadal miał podły humor. Poprawił czarną opaskę na ramieniu i wypuścił spory kłąb dymu w powietrze.
-To nie rodź. - Proste rozwiązanie i skoro była tak zacięta, na pewno wiedziała jak zdobyć odpowiednie środki, aby pozbyć się problemu. Powoli czuł do czego to zmierzało. Ile miał już takich rozmów za sobą. Pięć, sześć? Po trzeciej przestał liczyć.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Kamienne schodki [odnośnik]11.07.24 23:58
Czuła się zagubiona, wielu powiedziałoby, że jest obłąkana, ale z całą pewnością nie była bezbronna. Niezależnie od noszonych blizn, ran i zmęczenia potrafiła zadawać śmiertelne ciosy. Ba, wielokrotnie przekonywała się, że nie przeszkadzało jej w tym nawet upojenie - choć tamte miesiące życia miała za sobą. Z grubsza. Z najwyższą chęcią by się teraz zapiła do nieprzytomności, tyle że zapach i smak whisky prowokował w niej momentalny odruch wymiotny. Bo próbowała. A potem rozbiła szklankę ze skrzekiem frustracji.
Niemniej jednak nawet dzisiaj, nawet teraz, byłaby w stanie się obronić, gdyby Kenneth zechciał odegnać ją siłą. Z tym, że nie próbował, a jego stoicki spokój i krótkie, rzeczowe (cięte) odpowiedzi tak kontrastowały z jej roztrzęsieniem, że wizja rozdarcia mu tej przystojnej twarzy do kości stawała się z każdą chwilą coraz bardziej zachęcająca.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Chciałam cię znaleźć i to zrobiłam. Jeżeli będę chciała poznam twój status krwi, twoją przeszłość, mogę nawet doprowadzić do tego, że cię zwolnią. Nie masz pojęcia kim jestem - odparła aż nazbyt szorstko, bo pragnęła choć przez moment zobaczyć jak ten jego spokój pęka, jak kruszy się fasada. Chciała zobaczyć w jego oczach zwątpienie, niepokój. Merlinie, nawet wściekłość byłaby lepsza niż ta nonszalancja. A to, czy rzeczywiście byłaby w stanie zrobić to wszystko; to nie miało znaczenia, gdy brzmiała na tak pewną swego. - Jesteś współwinny w tym problemie, więc czy tego chcesz czy nie chcesz, będziesz tu stał i mnie słuchał - To nie było pytanie ani prośba.
Westchnęła znów i z irytacją przeczesała własne włosy, miękkie i wilgotne od portowej mgły. Ciemne chmury zbierające się na niebie spowiły alejkę w mroku, w którym jej oczy zdawały się połyskiwać. Krople zimnej, wrześniowej burzy przyjemnie chłodziły rozpalone czoło; w którymś momencie jej zmęczona twarz przyoblekła się w czerwony rumieniec, ale teraz na powrót odzyskiwała spokój. Może dlatego, że już go odnalazła, brakujące ogniwo tej piekielnej układanki. Może dlatego, że po raz pierwszy od tygodnia zamiast okłamywać samą siebie spojrzała rzeczywistości w oczy i podjęła jakiś krok, nawet mały, w celu... w celu jej naprostowania.
Zgorzkniały uśmiech mimowolnie zadrżał na jej ustach, gdy wyciągnął w jej stronę paczkę z fajkami. Spodziewała się, że będą znacznie lepsze od tego naprędce skręconego w knajpie syfu. Nie wahała się nawet przez moment przed przyjęciem tej oferty; on sięgnął po zapałkę, a ona po różdżkę. Po raz pierwszy dziś w jego obecności, ale równie prędko wsunęła ją z powrotem do kabury.
Przysunęła się bliżej do tchnącego starością muru, żeby oprzeć na nim ramię i choć częściowo schować się przed deszczem; zadaszenie kamienic okalających przejście nie sięgało daleko, ale dość, żeby zupełnie nie przemokli.
Smak i woń dymu były znajome, prawie kojące. Ale kiedy rzucił jej rozwiązanie, tak banalnie proste - dla niego - znów się skrzywiła.
- Czy ty widziałeś kiedykolwiek jak wygląda efekt działania Rue? Zresztą, po co pytam. Na pewno nie. Was to nigdy nie interesuje, wszystko macie w dupie, wystarczy wam się wyprzeć albo uciec. - Tym razem nie warczała, nie krzywiła się okrutnie, nie wyglądała nawet na szczególnie zirytowaną. Po prostu stwierdzała fakt. - Ja widziałam. Miewałam pacjentki. Także takie, które umierały. To jest trucizna, bardzo krwawa. Może pozbyć się kobiety tak samo skutecznie jak dziecka - Wzięła głęboki wdech, na dłużej wstrzymując dym w płucach. Ta rozmowa była tak abstrakcyjna, tak rzeczowa, jakby w zupełności jej nie dotyczyła. Łatwiej było przywoływać wspomnienia, wplatać hipotezy, kontrargumenty. Byle tylko nie użyć słów, które na przód myśli cisnęły się same. - To jedna rzecz. Druga to krew. Moja jest silna. Magia, zwłaszcza dzisiaj, jest najważniejsza. Takie dzieci można oddać, ale nie zabić - Krótkie, puste zdania były zaledwie kłamstwami, pozbawionymi sensu frazesami, którymi karmiła sama siebie, żeby nie przyznać, że perspektywa wypicia trucizny i wykrwawienia się w wannie ją przeraża. Że poród przeraża ją jeszcze bardziej. Że to wszystko było tak cholernie popieprzone, że jedyne co wydawało się choć trochę akceptowalne to obudzić się jutro z wieścią, że to wszystko, ta rozmowa, grzmoty i poranne mdłości były tylko bardzo realistyczną halucynacją. Ale nawet ona rozumiała, że nie będzie mogła okłamywać się wiecznie. - Chciałam się upewnić, że nie jesteś... - urwała, milcząc bardzo długo, aż gorący żar zaczął osypywać się z jej papierosa, zostawiając szarą smugę na rękawie. - A kurwa, zresztą. Niczego od ciebie nie chcę. Nie dzisiaj. Nie obiecuję, że nie zniszczę ci życia jak mi się odwidzi, ale przynajmniej wiesz. Były czasy, gdy mordowałam ludzi w tym porcie. Daj jeszcze jednego - Mokre włosy przykleiły jej się do czoła; przechyliła się, opierając skroń o zimny mur i sięgając po kolejnego papierosa. Nie zakładała nawet, że go nie dostanie. Rozbiegane spojrzenie skupiła w końcu na czarnej opasce. Może i przeskakiwała bezsensownie z tematu na temat, ale po raz pierwszy w życiu znalazła się w takim punkcie; punkcie, za którym żadna droga nie wydawała się tą właściwą i nie miała sił na choć jeden krok w żadnym z kierunków. - Kto to był? - Wskazała głową na opaskę. Jej znaczenie było jej znane, widywała ją już. - Powiedziałabym, że mi przykro, ale co to ma za znaczenie, co?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienne schodki [odnośnik]12.07.24 11:39
-Och, doprawdy? - Zapytał, a na ustach pojawił się krzywy uśmiech świadczący o tym, że zupełnie się nie przejął jej słowami. Problem w zastraszaniu był taki, że należało znać choć trochę swoją ofiarę. Najwidoczniej kobieta nie odrobiła lekcji i uznała, że ma na tyle siły, żeby móc sprawić iż Kenneth zadrży o swoje życie. Gdyby powiedział mu to ktoś inny, o znacznej pozycji wtedy by się przejął. Jak tego dnia kiedy miał pecha trafić na nestora rodu Rosier, albo wtedy kiedy przyrodni brat się na niego uwziął. Czarownica pałała gniewem, widoczna wściekło odmalowywała się w tęczówkach zabarwiając je na ciemniejszy kolor, głos miała chrapliwy, ale to było za mało, aby uwierzył w moc sprawczą tych słów. Za to nie miał najmniejszej wątpliwości, że była zdolna rzucić się na niego z różdżką albo chociaż z gołymi pięściami. Nie mniej, była przekonana, że ma taką siłę i szczerze w to wierzyła. Gdyby nie jeden raz słyszał takie słowa - mógłby uwierzyć.
Końcówka papierosa ponownie zajarzyła się czerwienią, kiedy wygłaszała swoje teorie. Nie przerywał jej, pozwalał mówić, wyjaśniać mu całą sytuację. Nie musiała mówić wprost, aby rozumiał o czym była rozmowa.
Ciąża.
I sądziła, że to on jest winny całej sytuacji, w jakiej się znalazła. Tylko zapomniała o jednym, bardzo drobnym, szczególe. Do tej zabawy potrzeba było dwojga.
Wypuścił kłąb dymu patrząc jak sama zaciąga się swoim papierosem.
-Wszystko ładnie i pięknie, lecz do niczego nie zostałaś zmuszona. O ile dobrze pamiętam, ręce miałaś równie szybkie, jak teraz lecące oskarżenia i oczekiwania. - W kąciku ust nadal tkwił uśmieszek świadczący o tym, że nie miał zamiaru się niczym przejmować. -Skoro ja wiem, jak może skończyć się taka przygoda, to ty, jak rozumiem, parająca się w jakimś stopniu uzdrowicielstwem, tym bardziej. - Krążyła, nie mówiła wprost czego od niego chce. Możliwe, że rzeczywiście nic nie chciała, albo liczyła, że złoży jej płomienną deklarację sam z siebie. Chciała dowiedzieć się z kim spłodziła bękarta. O ironio losu, bękart płodzący bękarty. Jego matka zapewne miała podobne dylematy, mierzyła się z takimi samymi problemami i pytaniami. Nie było to łatwe życie dla panny z dzieckiem, nie wiedział jak poradzi sobie ta kobieta, ale nie życzył jej źle, choć patrząc na obecne zachowanie mogła wpaść w jeszcze większy obłęd, a wtedy błogosławieństwem dla dzieciaka będzie, że się nigdy nie urodzi.
-Że nie jestem, co? - Zapytał, chociaż doskonale się domyślał jaka jest odpowiedź, jej własne stwierdzenie, że nie urodzi dzieciaka półkrwi o tym świadczyło. Nie byłby sobą, gdyby nie wsadził kija w rzeczone mrowisko. Podał jej jeszcze jednego papierosa, widząc, że ta czynność ją uspokaja i zaczyna mówić w sensem, a to oznaczało, że może za chwilę będzie mógł kontynuować powrót do domu. -Moja matka. - Powiedział gasząc swojego papierosa, wcześniej rzuconego na ziemię, a teraz zgniatanego przez czubek buta. -Matka bękarta, tak jak ty.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Kamienne schodki [odnośnik]13.07.24 18:43
Cofnęła się o pół kroku, prawie tracąc równowagę na śliskich, poszczerbionych stopniach; był to na równi wyraz zaskoczenia i oburzenia tym w jak lekki, niemal pogardliwy sposób przyjął jej groźby. Początkiem patrzyła mu wprost w oczy z rozchylonymi ustami, a potem wściekle zacisnęła zęby. Palce świerzbiły ją, żeby znów złapać go za kołnierz; tym razem na poważnie porwać go za szmaty, udowodnić, że nie była kimś, kogo mógł traktować z wyższością jak jakąś zwyczajną, słabą... kobietę. Ale dwa głębokie oddechy później przypomniała sobie słowa tych wszystkich ludzi, których zdanie ceniła, i szum krwi w jej uszach przycichł. Nie musiała mu nic udowadniać w ten sposób. Nie musiała... gdyby próbowała go uderzyć zapewne by ją powstrzymał. A choć myśl o tym, że mógłby wykręcić jej nadgarstki nie była wcale odpychająca, przeczuwała, że na tym ich rozmowa by się zakończyła. Że pewnie nie rozmawialiby już nigdy więcej i musiałaby go sobie podporządkować magią.
I zapewne byłaby do tego zdolna. Słowa do klątwy Cruciatus same już spływały jej na język, drżenie różdżki w palcach i ścisk w klatce piersiowej, w czaszce - tak charakterystyczne dla utrzymywania tego zaklęcia - powitałaby dziś z ulgą. Ale chociaż myśl o wyżyciu na kimś emocji, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, była kojąca, nie zamierzała... nie chciała, żeby to był on.
Bo miał rację, gdy mówił, że nie był jedynym winnym, a chociaż łatwo byłoby go znienawidzić, to dopóki się z tym nie pogodzi, nie zdecyduje co zamierza dalej, nie zamierzała się mścić. I tak podjęła już zbyt dużo impulsywnych decyzji. Potrzebowała dowiedzieć się o nim więcej. Potrzebowała uzdrowiciela, najlepiej w innym kraju. Potrzebowała czegoś, kogoś... potrzebowała, żeby ktoś jej powiedział, że nie wszystko stracone.
- Gdybym została zmuszona, byłoby łatwiej. Po prostu już byś nie żył - burknęła, opierając plecy o ścianę. Histeria zaczynała ją opuszczać, papieros zawisł w jej skostniałych palcach. Mrowił ją kręgosłup, brzuch i nogi, ale to zapewne była wina niedawnych ran i blizn. - Nie przypominam sobie tylko, żebym wtedy myślała szczególnie logicznie. Świetnie, wiem, żadne wytłumaczenie, ale dlaczego to ma być tylko mój problem? - To było retoryczne pytanie, przecież nie urodziła się wczoraj. To zawsze kobiety traciły na bękartach, dla mężczyzn większym wstydem było ich nie mieć. Prawie przegryzła papierosa w złości, gdy sobie o tym przypomniała, ale ostatecznie nie próbowała podzielić się z nim tą myślą. Co go to właściwie mogło obchodzić?
Ciągnął ją za język, chociaż nie mógł być tak durny, żeby nie domyślić się po wszystkim co już powiedziała. Przynajmniej nie sprawiał takiego wrażenia. Spojrzała na niego z ukosa, z krzywym uśmiechem, ciekawa jego reakcji na większą bezpośredniość.
- Że nie jesteś szlamą albo zdrajcą krwi. W Londynie prawie ich już nie ma, ale to nie znaczy, że się nie przewijają, zwłaszcza w miejscach takich jak port. Jestem czystej krwi od pokoleń, prowadzę wojnę, myśl, że mogłabym nieświadomie sabotować samą siebie nie dawała mi spokoju. Jeżeli już nawet byłbyś półkrwi... - urwała, skrzywiła się mimowolnie. - Nie tak sobie to wyobrażałam - szepnęła w końcu, właściwie do siebie, kolejny papieros znalazł się w jej ręce zanim zdążyłaby się nad tym zastanowić.
Zmarszczyła lekko brwi, gdy wspomniał o śmierci matki. Nie współczuła mu, nie naprawdę, ale przyzwyczajenie mówiło, że powinna chociaż wyglądać na smutną. Za to kiedy porównał martwą kobietę do jej samej przewróciła oczami i zaśmiała się głucho.
- Jaki ojciec taki syn, co? Dużo ich masz? - Bękartów. Nie była zazdrosna, ale ciekawa. Sfrustrowana, może. Bo nie rozumiała jak do cholery można było tworzyć życie, jeżeli nie miało się nad nim później żadnej kontroli. - Nie będę matką bękarta - powiedziała po chwili, przyglądając się swojemu papierosowi. Przy tym całym chaosie, tego jednego była pewna. I w ogóle co to za słowo? Matka. Kompletnie nie wiązała go ze sobą. - Jeżeli to przeżyje... dam sobie radę sama. Nie jestem ani biedna ani bezbronna. Ale nie pozwolę na to, żeby mnie wytykano palcami. Nie mogę sobie na to pozwolić. Potrzebuję męża, który będzie istniał tylko na papierze. - Deszcz bębnił o kamień pod ich stopami, a ona, schowana pod dachem, nie umiała już stwierdzić, czy dym wydostający się z jej ust był spowodowany tytoniem, chłodem czy gasnącą wolą walki. - Rozumiem, że tu mieszkasz, bo tu pracujesz? Potrzebujesz czegoś? - Nie patrzyła na niego, wpijając palce lewej ręki w zimną ścianę za sobą.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienne schodki [odnośnik]15.07.24 14:10
Nie ukrywała swojej wściekłości, rozczarowania i zaskoczenia tym, że nie przejął się zbytnio jej groźbami. Ciężko było je brać na poważnie jak w takim stanie starała się go zastraszyć. Widział, że mogła stanowić zagrożenie, nie był idiotą.
Dała się poznać tej nocy, kiedy uległa własnym pragnieniom ciała, a on to wykorzystał. Oczywiście, że to zrobił. Nie był pieprzonym rycerzem na białym koniu, który dba o honor damy. Właśnie to twierdziła, a dzisiaj zaprzeczała swoim zachowaniem i działaniem jeszcze bardziej temu stwierdzeniu niż wtedy.
Mogła być czystej krwi, ale daleko jej było do Lady Diany, którą miał okazję poznać i zobaczyć, jak dama się zachowuje i wyraża.
Spodziewał się, że teraz go uderzy, czy to pięścią, otwartą dłonią lub też zaklęciem. Widział już różne reakcje na to kiedy nie podejmował się odpowiedzialności jakiej od niego oczekiwały. Nie czuł winy ani żalu. Ani tym bardziej nie czuł, że ma jakiekolwiek zobowiązania wobec tych kobiet.
-Nie odpowiadam za twoją logikę lub jej brak. - Skomentował chłodno, gdy dalej próbowała przekonać go, że powinien wykazać się choć odrobiną przyzwoitości. Zaśmiał się szyderczo, doskonale wiedział, o co jej chodziło, ale wolał mówić wprost niż kluczyć. Granie w otwarte karty, nie zaś pół słówka i domysły. Chciała coś na nim wymusić, niech chociaż się postara, bo na razie wychodziła z założenia, że jest na pozycji dominującej. Pech chciał, że to ona nosiła pod sercem owoc nieprzemyślanych decyzji.
Tak ten świat był skonstruowany. Należało szukać durnia, który by się złamał, a nie iść do łóżka z pierwszym napotkanym mężczyzną. Nie obchodziły go jej motywacje. Jego były proste i bardzo zrozumiałe. -To musisz znaleźć teraz kogoś, kto poświadczy o czystości krwi twojego dzieciaka. - Wzruszył ramionami, nie miał potrzeby wyjaśniania jakiego jest pochodzenia. Miał na to papiery, ale po co. To i tak niczego w jej życiu nie zmieni. Będzie panną z dzieckiem, bo jak zrozumiał, nie miała męża ani nikogo, kto by przyznał się do bękarta i wziął za niego odpowiedzialność. -Jesteś tak urocza, że szybko znajdziesz jakiegoś gacha, którego owiniesz wokół palca i wmówisz mu, że to jego. Albo desperata. - Uśmiechnął się przy tym bezczelnie wciskając dłonie w kieszenie marynarskiego płaszcza. -Teraz tylko to możesz sobie wyobrażać. - Nie jego problem, on umywał od niego ręce. Spojrzał prosto w te wściekłe, przesycone nienawiścią oczy. -Nie wiem. - Odpowiedział z rozbrajającą szczerością. Mógł się domyślać. Trzy, może cztery.-Mieszkam gdzie indziej, pracuję gdzie indziej. Tutaj pomagam. - Wyjaśnił na tyle, na ile uważał za stosowne i odsunął się od ściany. Krople wody zaczęły osadzać się na ciemnych włosach, spływać pojedynczo po skroni. -Jedynie czego potrzebuję, to świętego spokoju. - Nachylił się nieznacznie w stronę Elviry; musnął ciepłym oddechem jej policzek. -Miłego wieczoru.
Skierował się w dalszą drogę. Rozmowę uznał za zakończoną.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Kamienne schodki [odnośnik]15.07.24 16:58
Daleko było jej do damy, to jasne, choć na różnych etapach swojego życia próbowała aspirować do tego nienależącego jej się tytułu. Zazdrość, zawiść i poczucie niesprawiedliwości przychodziły do niej w większych lub mniejszych przypływach, ale były też miesiące takie jak ten - gdy kompletnie nie czuła się damą, nie czuła się związana z tą najbardziej dumną częścią swojego pochodzenia, nie czuła się nawet szczególnie silna. Narcystyczne przekonanie o wzniosłym celu w życiu, o wyższości nad większością nie opuszczało jej co prawda nigdy, ale w chwilach takich jak ta nie próbowała już nawet udawać, że zrzucając wszelkie maski nie była tylko piekielnie sfrustrowaną i żałośnie osamotnioną kobietą.
Była zażenowana tym jak bardzo nie potrafiła ukryć, że czegoś od niego oczekuje - nawet jeżeli sama nie miała pewności czego dokładnie. Zrozumienia? Potwierdzenia, że jej wszelkie lęki są bezpodstawne i mimo miernego wrażenia pod tą przystojną twarzą kryje się dumna krew? Czy może czegoś więcej? Obietnic, przeprosin, zapewnień? Gdyby sam zaoferował jej się z chęcią pomocy z tą cholerną wpadką pewnie odmówiłaby mu dla czystej satysfakcji pokazania, że doskonale radzi sobie sama. Może łatwiej byłoby jej wtedy zdecydować o tym, aby się tego dziecka pozbyć. Ale nie powiedział nic, czego mogłaby się uwiesić, nic co ugruntowałoby ją w jej poczuciu własnej wartości - zamiast tego śmiał jej się pogardliwie w twarz i niesubtelnie dawał do zrozumienia, że tylko zawraca mu głowę. Powinna się tego po nim spodziewać, był mężczyzną z cholernego portu. O nieznanym nazwisku. Nikim. A jednak świadomość tego, że jest zupełnie sama i znaczy dla niego tyle samo co on dla niej ubodła ją bardziej niż byłaby skłonna przyznać. Bo może podświadomie wcale nie chciała zawsze radzić sobie sama. Może chciała, by próbował przekonać ją, zmusić, choćby siłą do zmiany zdania.
Ale był równie obojętny i zimny co Drew, co sama Elvira, i to sprawiło, że wszelkie urywane, mamrotane słowa umarły na jej języku, rumieniec spełzł z zapadniętych policzków, a dym tytoniowy zaczął smakować popiołem i krwią. Naszło ją zmęczenie, wyczerpanie porównywalne do długich pojedynków obfitujących w czarną magię. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby zsiniały jej palce. Zamiast tego zsiniały jej tęczówki, nagle w błysku grzmotów bardziej szare niż niebieskie.
- Masz rację, nie odpowiadasz. A więc nie mam wyjścia, muszę teraz znaleźć jakiegoś desperata, prawda? - zapytała retorycznym, zimnym tonem, parafrazując jego ironię. Coś w jej wnętrzu przewróciło się i zapiekło, gdy nazwał ją uroczą, gdy ją wykpił, gdy powiedział, że nie wie nawet ile żałosnych bękartów wypuścił już w świat. Może rzeczywiście był szlamą. Może jej desperacja, by usłyszeć, że Fernsby jest czystokrwistym nazwiskiem była zupełnie niepotrzebna? Wszak gdyby był szlamą mogłaby go zabić i banalnie to usprawiedliwić. A tak nie mogła ryzykować. - Być może dowiem się tego sama - szepnęła po chwili dość enigmatycznie; przestała się trząść, choć było jej zimno. Było jej piekielnie zimno, jakby całe ciepło, które jeszcze w sobie miała uleciało wraz z obłokami dymu. Zgniotła resztkę papierosa w palcach zamiast butem, parząc sobie opuszki dłoni. Nie bolało.
Poczekaj, możemy się jeszcze dogadać - przemknęło jej desperacko przez myśl, gdy dał znać, że odejdzie, ale zdławiła te żałosne słowa zanim mogłyby się pojawić. Zdławiła, rozszarpała, wymiotła, a potem dumnie uniosła brodę. Zbliżenie się do niej na pożegnanie musiało być kolejną kpiną. Niepotrzebną. Kpiną, której pożałuje.
Nie sięgnęła po różdżkę, ale musiała dać upust toksycznej, jadowitej potrzebie, więc kiedy poczuła jego oddech, kiedy usłyszała pierwsze sylaby "miłego wieczoru" wykorzystała bliskość i fakt bycia nieco wyżej na schodach, by złapać go z zaskoczenia za oba policzki. Nie zdążył jeszcze wypowiedzieć swoich słów do końca nim wpiła się ustami w jego usta z nieposkromioną gwałtownością, z agresją. Paznokcie wpiła w jego twarz najsilniej jak umiała, zęby zacisnęła na jego dolnej wardze licząc na to, że upije krwi. Brudnej, czystej - co za pieprzona różnica, skoro smakowała tak samo.
To nie był pocałunek, nie prawdziwy, co najwyżej jego brutalna karykatura. A jednak, dla przypadkowych świadków mógł za taki ujść. Z bliska sprawiała raczej wrażenie jakby chciała odgryźć mu usta i rozszarpać twarz, jak w tych wszystkich moralizatorskich przypowiastkach o kobietach-demonach.
Był od niej silniejszy, spodziewała się, że prędzej czy później ją odepchnie, może uderzy, może kopnie, może zrobi coś więcej.
Ale choć kropla jego kurewskiej krwi wystarczyłaby, aby znów ją rozgrzać.
- Miłego wieczoru i tobie, kochanie. Ciesz się nim i dziękuj tej naiwnej piździe, że cię nie usunęła.

jak mocno gryzę i drapię?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienne schodki [odnośnik]15.07.24 16:58
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 72
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienne schodki - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienne schodki [odnośnik]16.07.24 10:36
Nie czuł się w żaden sposób winny sytuacji, w jakiej znalazła się kobieta stojąca przed nim. Do niczego jej nie zmusił, świadomie podjęła pewne działania, które skończyły się dla niej konsekwencjami. Nie on układał to jak działa świat, ale też nie miał zamiaru go zmieniać. Nie był idealistą, nie był człowiekiem, który ambitnie stwierdzał, że jeżeli z czymś się nie zgadzał to powinien coś z tym zrobić. Ponoć działanie zmieniało rzeczywistość, ale on się w niej odnajdywał, to było jego życie i nie odczuwał potrzeby zmian.
Kenneth Fernsby nie był miłym człowiekiem. Chociaż za takiego uchodził, to patrzył przeważnie na swoje dobro, na swoje samopoczucie, dopiero później oglądając się na innych, a i tak, nie na każdego.
Nie było mu jej żal, nie czuł żadnych emocji, które zmusiłyby go do zapewnienia jej, że pomoże albo ułatwi najbliższe miesiące.
Był dla niej nikim, podobnie jak ona dla niego. Kobieta na jedną noc. Jeżeli miała dostęp do rue mogła skorzystać, jeżeli miała kogoś obok siebie, kto będzie jej pomagał - tym bardziej powinna skorzystać. Nie obudziły się w nim żadne ojcowskie odruchy. Nawet jeżeli dostrzegał ironię całości zdarzeń, to się nimi nie przejął.
Igrał z ogniem. Balansując na linie nad przepaścią ryzykownych zachowań, często pakował się w sytuacje, z których musiał wyjść w jakiś sposób - nie zawsze obronną ręką.
Zbliżenie się do kobiety, nadszarpnięcie jeszcze bardziej nerwów, które były w strzępach niczym żagiel po sztormie; było niczym pływanie z wygłodniałym rekinem, który wyczuwał krew na odległość.
Rzuciła się na niego, jak harpia gotowa wyrwać serce i zjeść je na jego oczach. Furię dostrzegł w ułamku sekundy, ale za wolno aby uskoczyć. Poczuł jak wgryza się w jego usta gotowa odgryźć mu pół twarzy, zacisk palców na policzkach nie pozwalał na większy ruch. Napiął całe mięśnie, ale nie wyszarpnął się.
Gdy go puściła kropla krwi błysnęła rubinem na opuchniętej wardze. Gardło opuścił szyderczy śmiech. Usta wykrzywił paskudny uśmiech, dłonią starł krew.
-Coś czuję, że dołączysz do tego grona. - Odpowiedział schodząc schodami w dół. Ciemne oczy lśniły w ciemności, krople wody uderzały coraz mocniej w kamienne schodki, a błyskawica rozświetliła w grzmocie granatowe niebo. -Naiwnych pizd.
Wymownie spojrzał na jej brzuch, po czym stawiając kołnierz, aby ochronić się przed zacinając wodą, nadal się śmiejąc, zniknął w ścianie deszczu.

|zt dla Kennetha


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Kamienne schodki [odnośnik]18.07.24 21:58
Ludzie o lustrzanej naturze byli podobno w stanie odnajdywać się instynktownie - być może właśnie dlatego każdy mężczyzna i każda kobieta, którym kiedykolwiek pozwoliła się do siebie fizycznie zbliżyć okazywali się egoistami i skurwysynami. Prędzej czy później każdy odchodził, a ona nigdy nie pozwoliła sobie na to, by odczuć żal i się z nim pogodzić - przekonana, że nikogo jej nie potrzeba, że najlepiej radzi sobie sama, że bliskość z drugim człowiekiem była wyłącznie rozpraszaczem na drodze ku większym celom. Tak naprawdę samotność zaczęła jej doskwierać dopiero niedawno, kiedy wyraźniej niż wcześniej dostrzegała, że nawet ci ludzie, których szanowała i których chciała poznać lepiej zawsze znajdowali kogoś innego. Mniej skomplikowanego, mniej intensywnego. Elvira Multon była wszak w swojej prawdziwej naturze nieznośnie przytłaczająca.
Kenneth Fernsby nie był i nigdy nie miał być jej bliski. Łatwo przyszłoby jej o nim zapomnieć po pełnej namiętności nocy, gdyby nie namacalne konsekwencje. Z jakiegoś powodu jednak pozwoliła sobie wierzyć, że być może okaże się to gwałtownym zwrotem w jej dalszym losie - w nieznanym, ale ekscytującym kierunku.
Ale jak każdy mężczyzna przed nim i po nim okazał się nie warty złamanego grosza. Egoistka z egoistą nie mieli szansy na wzajemne zrozumienie. I - jak zwykle - nie widziała w tym własnej winy.
Jej żal przeobrażał się w zaciśnięte pięści i twardniejące rysy twarzy, jej smutek płonął w zaczątku agresywnej furii. Gniew był podobno konstruktywniejszym bratem lęku. A ona się bała, więc pozwoliła mu zasmakować tego na co ją skazał - na co oboje się skazali, choć tylko jej przyjdzie ponieść prawdziwe konsekwencje. Gdyby sobie na to nie pozwoliła, gdyby nie wpiła pazurów w jego skórę i zębów w miękką, wrażliwą tkankę - być może nie zdołałaby powstrzymać się przed instynktownym sięgnięciem po różdżkę. Czarna magia, nad którą nie zawsze potrafiła w pełni zapanować, przejmowała nad nią kontrolę w chwilach największego wzburzenia.
Odczuwalne wzdrygnięcie i pękająca skóra zdołały jednak chwilowo ją nasycić. Sprawiła mu ból, a jednak nie wyrwał się; sama odsunęła się po kilku sekundach, wpierw bezwstydnie przesuwając językiem po jego krwawiącej wardze. Metaliczny smak mieszał się z pozostałościami dymu z papierosów. Pragnęła więcej, ale musiała go wypuścić; zwłaszcza, gdy znów zaczął się śmiać.
Skrzywiła się mimowolnie, na równi zirytowana i zawiedziona. Byłaby szczęśliwsza, gdyby podniósł na nią rękę, gdyby dał jej powód, aby ich płonna wymiana zdań zmieniła się w prawdziwą walkę. Ale czy nie dał jej już dziś wystarczająco wiele dowodów na to, że nią gardził?
Parsknęła ostro, wysokim głosem balansującym na krawędzi szaleństwa, gdy odbił jej obelgę. Zaczął schodzić w dół do uliczki graniczącej z Tamizą, a ona mokła na deszczu, nie próbując go więcej zatrzymać. Spływające po policzkach krople przypominały łzy, lecz jej oczy były czerwone i suche. Położyła jedną dłoń na brzuchu, wpijając paznokcie we własne ciało. Potem wzięła głęboki oddech, przyjmując chłód gasnącego dnia.
Widziała jak chował się za kołnierzem, już prawie znikając z pola jej widzenia. Wciąż jednak go obserwowała, a on popełnił błąd odwracając się do niej plecami. Lodowata różdżka rozgrzała się prędko w jej wilgotnych palcach, gdy na pożegnanie skierowała ją w jego prawą kostkę, w ścięgno Achillesa.
Nervusio, pomyślała, bo nie miała sił mówić i nieszczególnie nawet zależało jej na efekcie. Chęć zobaczenia jak traci równowagę i spada z ostatnich stopni była wyłącznie zachcianką ciężarnej kobiety; często wszak słyszała, że kiedyś, gdy los zaszczyci ją dzieckiem, będzie je przeżywała. Dlaczego miałaby udawać, że jest inaczej?
Potem nasunęła z powrotem kaptur na własną głowę i odwróciła się, by uciec.

Niewerbalne Nervusio na prawe ścięgno achillesa, jak nie wyjdzie to uciekam a jak wyjdzie to też uciekam, chyba, że Kenneth jednak po mnie zawróci
:innocent: st 48


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Kamienne schodki [odnośnik]18.07.24 21:58
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 93

--------------------------------

#2 'k10' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienne schodki - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Kamienne schodki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach