Sypialnia pana domu
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pułapki: Fidelius (strażnicy: Dirke Doge, Cornelius Salllow)
Sypialnia Corneliusa
Staroświecka sypialnia z ogromnym (zakupionym w marcu 1958, w stylu secesyjnym) łożem z baldachimem, zestawem szachów i dębowymi szafami.
Pułapki: Fidelius (strażnicy: Dirke Doge, Cornelius Salllow).
Pułapki: Fidelius (strażnicy: Dirke Doge, Cornelius Salllow).
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 31.01.23 13:04, w całości zmieniany 4 razy
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wiedziała, że Cornelius musiał trzymać rękę na pulsie każdej sytuacji w ich życiu. Im mniej wiedział o jakimś jej aspekcie, tym bardziej niepewnie się czuł, a przez to też — prędzej wchodził w defensywę. Valerie nie lubiła jednak szczególnie wyprowadzać go z jego błędów, przede wszystkim dlatego, że jej małżonek i tak zawsze wiedział lepiej. Nie było więc sensu próbować przekonywać go do tego, że może czegoś nie wiedzieć. Mąż wszak zawsze miał wiedzieć najlepiej.
Nawet jeżeli nigdy nie nosił pod sercem żadnego dziecka, a swego bękarta zatopił w toni zapomnienia na wiele, długich lat.
— Po ślubie — powtarza powoli, tak, aby Cornelius zrozumiał pełen sens tych słów. Ukrywanie ciąży nie leżało bowiem w jej intencji nigdy. Była dumna z roli matki, znacznie bardziej dumna niż z kariery na wielkich scenach Wielkiej Brytanii. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by utrzymywać teatr pozorów, by ich reputacja — a w konsekwencji reputacja także ich dzieci — nie stała się ofiarą ich... apetytu na życie. — Myślisz, że nie będą plotkować o każdym miesiącu za wcześnie? — naciska, przechylając głowę w bok. Jasne spojrzenie wbija w jego twarz, wyczekująco, moment olśnienia przecież musi kiedyś nadejść. Cornelius jest mądrym mężczyzną, przenikliwym do kości i musi, musi wreszcie dotrzeć do sedna problemu, do powodu dla którego Valerie pragnie przynajmniej teraz utrzymać swój stan w tajemnicy.
— Z następnym maleństwem będzie prościej, jestem tego świadoma — słowa płyną same, Valerie zawsze marzyła o dużej rodzinie, ale nie była pewna, czy Cornelius był tego świadomy. Może uważał, że myśli, iż jedno dziecko załatwi sprawę, w końcu mieli również Hersilię, to już dwójka, ale... Śpiewaczka zawsze pragnęła dużej, szczęśliwej rodziny. Dziedziców Sallow Coppice, w jej marzeniach była przecież dwójka synów i ukochana córka.
Widziała szczere wysiłki męża, gdy próbował zrozumieć muzykę tak, jak rozumiała ją ona. I popierała jego wysiłki, tłumaczyła trudniejsze dla nowicjuszy niuanse, gdy chadzali razem do opery, specjalnie wybierała takie spektakle, które uważała za ciekawe dla swego małżonka. Oczywiście cały czas pozwalając mu myśleć, że to tylko i wyłącznie jego wybór.
— Nie pomaga mu w karierze — prostuje jego spostrzeżenie, powoli przesuwając dłonią po jego policzku. Wciąż nie cofa wzroku od jego oczu, uśmiechnięta tym uśmiechem, który widział u niej, gdy czasami kontrowała nieprzyjemne uwagi którychś z bardziej natrętnych fanów swej twórczości. — Znalazł swoją drogę tak jak ja. Miałam być pianistką, zostałam śpiewaczką. Wybitną śpiewaczką. — uniosła brodę do góry, przepełniona dumą. Ta jednak była uzasadniona, jedynie Celestyna Warbeck pokonywała ją pod kątem popularności, ale tylko dlatego, że była starsza, dłużej na scenie, nie musiała wyjeżdżać na dekadę za granicę. Kto o zdrowych zmysłach wolałby brudnokrwistą rebeliantkę parzącą z zamiłowaniem psidwaki od czystokrwistej, eleganckiej divy o nienagannym życiu rodzinnym?
Tak samo, jak mąż, skupiła się na poruszaniu się po planszy. Wszystkie decyzje podejmowała wyłącznie intuicyjnie, dłużej przyglądając się wyłącznie ruchom podejmowanym przez Corneliusa, przede wszystkim dlatego, aby wiedzieć, jak powinna ruszać się dana figura. Z szerokim uśmiechem strąciła mu kilka figur, ustawiając je w prostym rządku po swojej stronie planszy. Kilka kolejnych ruchów przepłynęło w ciszy, aż wieża znalazła się naprzeciw króla, a Cornelius...
— Jak się mówi na koniec, najdroższy? — spytała cichutko, przygryzając potraktowaną szminką dolną wargę. — Szach mat? — anielski uśmiech rozciągnął się na jej wargach, gdy przechyliła skromnie główkę w bok, nie odwracając od niego wzroku. — Swoją drogą, nie sądzisz, że to ironiczne, że król jest najsłabszym z pionków?
Nawet jeżeli nigdy nie nosił pod sercem żadnego dziecka, a swego bękarta zatopił w toni zapomnienia na wiele, długich lat.
— Po ślubie — powtarza powoli, tak, aby Cornelius zrozumiał pełen sens tych słów. Ukrywanie ciąży nie leżało bowiem w jej intencji nigdy. Była dumna z roli matki, znacznie bardziej dumna niż z kariery na wielkich scenach Wielkiej Brytanii. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by utrzymywać teatr pozorów, by ich reputacja — a w konsekwencji reputacja także ich dzieci — nie stała się ofiarą ich... apetytu na życie. — Myślisz, że nie będą plotkować o każdym miesiącu za wcześnie? — naciska, przechylając głowę w bok. Jasne spojrzenie wbija w jego twarz, wyczekująco, moment olśnienia przecież musi kiedyś nadejść. Cornelius jest mądrym mężczyzną, przenikliwym do kości i musi, musi wreszcie dotrzeć do sedna problemu, do powodu dla którego Valerie pragnie przynajmniej teraz utrzymać swój stan w tajemnicy.
— Z następnym maleństwem będzie prościej, jestem tego świadoma — słowa płyną same, Valerie zawsze marzyła o dużej rodzinie, ale nie była pewna, czy Cornelius był tego świadomy. Może uważał, że myśli, iż jedno dziecko załatwi sprawę, w końcu mieli również Hersilię, to już dwójka, ale... Śpiewaczka zawsze pragnęła dużej, szczęśliwej rodziny. Dziedziców Sallow Coppice, w jej marzeniach była przecież dwójka synów i ukochana córka.
Widziała szczere wysiłki męża, gdy próbował zrozumieć muzykę tak, jak rozumiała ją ona. I popierała jego wysiłki, tłumaczyła trudniejsze dla nowicjuszy niuanse, gdy chadzali razem do opery, specjalnie wybierała takie spektakle, które uważała za ciekawe dla swego małżonka. Oczywiście cały czas pozwalając mu myśleć, że to tylko i wyłącznie jego wybór.
— Nie pomaga mu w karierze — prostuje jego spostrzeżenie, powoli przesuwając dłonią po jego policzku. Wciąż nie cofa wzroku od jego oczu, uśmiechnięta tym uśmiechem, który widział u niej, gdy czasami kontrowała nieprzyjemne uwagi którychś z bardziej natrętnych fanów swej twórczości. — Znalazł swoją drogę tak jak ja. Miałam być pianistką, zostałam śpiewaczką. Wybitną śpiewaczką. — uniosła brodę do góry, przepełniona dumą. Ta jednak była uzasadniona, jedynie Celestyna Warbeck pokonywała ją pod kątem popularności, ale tylko dlatego, że była starsza, dłużej na scenie, nie musiała wyjeżdżać na dekadę za granicę. Kto o zdrowych zmysłach wolałby brudnokrwistą rebeliantkę parzącą z zamiłowaniem psidwaki od czystokrwistej, eleganckiej divy o nienagannym życiu rodzinnym?
Tak samo, jak mąż, skupiła się na poruszaniu się po planszy. Wszystkie decyzje podejmowała wyłącznie intuicyjnie, dłużej przyglądając się wyłącznie ruchom podejmowanym przez Corneliusa, przede wszystkim dlatego, aby wiedzieć, jak powinna ruszać się dana figura. Z szerokim uśmiechem strąciła mu kilka figur, ustawiając je w prostym rządku po swojej stronie planszy. Kilka kolejnych ruchów przepłynęło w ciszy, aż wieża znalazła się naprzeciw króla, a Cornelius...
— Jak się mówi na koniec, najdroższy? — spytała cichutko, przygryzając potraktowaną szminką dolną wargę. — Szach mat? — anielski uśmiech rozciągnął się na jej wargach, gdy przechyliła skromnie główkę w bok, nie odwracając od niego wzroku. — Swoją drogą, nie sądzisz, że to ironiczne, że król jest najsłabszym z pionków?
tradition honor excellence
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zmrużył lekko oczy, bo przecież byli już po ślubie.
-Poczekamy z nową garderobą dwa miesiące. - zdecydował w końcu. -Niech "Czarownica" myśli, że przystąpiliśmy do działania, niech chwali twoją patriotyczną gorliwość. Nie odważą się plotkować o nikim o mojej pozycji. - przypomniał Valerie. Nie byli dwudziestolatkami, a w ciągu kariery politycznej dbał o własną dyskrecję i reputację. Dziennikarze mogli spekulować na temat skandalistów w stylu Francisa Lestrange (choć artykuł o nim był co najmniej dziwny - dlaczego zgodziłby się na wywiad?), albo krytykować zachowanie Blacka na kwietniowej uroczystości, ale do tej pory nie ośmielili się napisać o Sallowach nic złego. Poza tym, brak szlachetnej krwi miał też jaśniejszą stronę medalu - plotki o Sallowach nie były tak ciekawe jak te, o arystokratach. Nagroda za złośliwość była zatem mniejsza niż zagrożenie dezaprobatą Rzecznika. Choć nie miał w "Czarownicy" równych wpływów jak w "Walczącym Magu" to mógł przecież utrudnić dziennikarzom życie, a delegalizacja "Proroka Codziennego" zadziałała na wszystkich jak swego rodzaju ostrzeżenie.
Skinął głową głową - nieco nazbyt entuzjastycznie - gdy Valerie wspomina o kolejnym dziecku. Nie musiał chyba odpowiadać werbalnie, sprawa powiększenia rodziny wydawała mu się oczywista. Czasami zastanawiał się nawet nad tym, czy gdyby w domu było ich więcej, pani matka zniosłaby stratę Solasa odrobinę łagodniej.
(I wiedział, że nie, bo perspektywa nowego, wspaniałego życia, nie złagodziła wcale szoku na widok odciętej dłoni Marceliusa).
-Zostaniesz najwybitniejszą. - obiecał, nakrywając jej dłoń własną, przesuwając kciukiem po poranionych niegdyś palcach żony. Nie miał na myśli samej muzyki, choć szczerze podziwiał głos Valerie - ale to, że poglądy Celestyny Warbeck zwolniły miejsce na angielskiej scenie.
Widziała, że niedowierzanie miesza się z irytacją, a duma z urażoną ambicją. Jakim cudem ograła go w szachy? Zmarszczył lekko brwi, rozważając wszystkie możliwe scenariusze - przecież nie był rozproszony, prawda?
-Nie grałaś w szachy po raz pierwszy, prawda? - westchnął, kręcąc lekko głową. -Pięknie mnie rozegrałaś, królowo. - przyznał i podniósł się z krzesła. Nachylił się nad stołem szachowym, uważając, by nie strącić żadnego z pionków (niepotrafiący przegrywać gracze przewracali je czasem dłonią w reakcji na porażkę, ale sam uważał to za wulgarne, kłócące się z jego pedantyzmem i starał się, by żaden pionek nie spadł nigdy na podłogę nawet przypadkiem. Figury bywały zresztą kapryśne i obrażały się, gdy były traktowane niewłaściwe). -Poprosiłbym cię o rewanż, ale... chyba możemy spędzić ten czas jeszcze milej. - wymruczał, składając pocałunek na jej ustach. Potem ujął i pocałował jej dłoń. Sięgnął po różdżkę, zamknął drzwi na klucz by Hersilia ani Beksa im nie przeszkadzały - i pociągnął lekko Valerie w stronę łóżka.
Królowej należała się nagroda.
/zt x 2?
-Poczekamy z nową garderobą dwa miesiące. - zdecydował w końcu. -Niech "Czarownica" myśli, że przystąpiliśmy do działania, niech chwali twoją patriotyczną gorliwość. Nie odważą się plotkować o nikim o mojej pozycji. - przypomniał Valerie. Nie byli dwudziestolatkami, a w ciągu kariery politycznej dbał o własną dyskrecję i reputację. Dziennikarze mogli spekulować na temat skandalistów w stylu Francisa Lestrange (choć artykuł o nim był co najmniej dziwny - dlaczego zgodziłby się na wywiad?), albo krytykować zachowanie Blacka na kwietniowej uroczystości, ale do tej pory nie ośmielili się napisać o Sallowach nic złego. Poza tym, brak szlachetnej krwi miał też jaśniejszą stronę medalu - plotki o Sallowach nie były tak ciekawe jak te, o arystokratach. Nagroda za złośliwość była zatem mniejsza niż zagrożenie dezaprobatą Rzecznika. Choć nie miał w "Czarownicy" równych wpływów jak w "Walczącym Magu" to mógł przecież utrudnić dziennikarzom życie, a delegalizacja "Proroka Codziennego" zadziałała na wszystkich jak swego rodzaju ostrzeżenie.
Skinął głową głową - nieco nazbyt entuzjastycznie - gdy Valerie wspomina o kolejnym dziecku. Nie musiał chyba odpowiadać werbalnie, sprawa powiększenia rodziny wydawała mu się oczywista. Czasami zastanawiał się nawet nad tym, czy gdyby w domu było ich więcej, pani matka zniosłaby stratę Solasa odrobinę łagodniej.
(I wiedział, że nie, bo perspektywa nowego, wspaniałego życia, nie złagodziła wcale szoku na widok odciętej dłoni Marceliusa).
-Zostaniesz najwybitniejszą. - obiecał, nakrywając jej dłoń własną, przesuwając kciukiem po poranionych niegdyś palcach żony. Nie miał na myśli samej muzyki, choć szczerze podziwiał głos Valerie - ale to, że poglądy Celestyny Warbeck zwolniły miejsce na angielskiej scenie.
Widziała, że niedowierzanie miesza się z irytacją, a duma z urażoną ambicją. Jakim cudem ograła go w szachy? Zmarszczył lekko brwi, rozważając wszystkie możliwe scenariusze - przecież nie był rozproszony, prawda?
-Nie grałaś w szachy po raz pierwszy, prawda? - westchnął, kręcąc lekko głową. -Pięknie mnie rozegrałaś, królowo. - przyznał i podniósł się z krzesła. Nachylił się nad stołem szachowym, uważając, by nie strącić żadnego z pionków (niepotrafiący przegrywać gracze przewracali je czasem dłonią w reakcji na porażkę, ale sam uważał to za wulgarne, kłócące się z jego pedantyzmem i starał się, by żaden pionek nie spadł nigdy na podłogę nawet przypadkiem. Figury bywały zresztą kapryśne i obrażały się, gdy były traktowane niewłaściwe). -Poprosiłbym cię o rewanż, ale... chyba możemy spędzić ten czas jeszcze milej. - wymruczał, składając pocałunek na jej ustach. Potem ujął i pocałował jej dłoń. Sięgnął po różdżkę, zamknął drzwi na klucz by Hersilia ani Beksa im nie przeszkadzały - i pociągnął lekko Valerie w stronę łóżka.
Królowej należała się nagroda.
/zt x 2?
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Sypialnia pana domu
Szybka odpowiedź