Przydrożny las
AutorWiadomość
Przydrożny las
Piaskowa dróżka, która ciągnie się również przy posiadłości młodego Rinehearta, prowadzi do innych, niesamowitych, pobliskich lokalizacji. Niecały kilometr dalej znajduje się mały, klimatyczny, przydrożny las pełen ciekawych okazów matki natury. Mieszana roślinność, wysokie drzewa porastają całą, niezagospodarowaną przez człowieka przestrzeń. Niewielki, wąski strumień ciągnie się przez sam jego środek przyciągając ciekawe okazy tutejszej fauny. Ściółka, w odpowiedniej porze roku porośnięta jest jadalnymi dobrami w postaci: jagód, dzikich malin, grzybów czy słodkich poziomek. Można tam znaleźć niektóre okazy podstawowych ingrediencji. Mimo urokliwego klimatu, podłoże pokryte jest przez wysokie trawy i kłujące jeżyny. Nieznajomość terenu może przyczynić się do zabłądzenia, przejścia do oddalonej na wschód, gęstej odnogi irlandzkich borów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 16.02.21 17:54, w całości zmieniany 2 razy
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Wyprawa do Anglii nie skończyła się w żaden sensowny sposób. Pył rozsypał się, pozostawiając świecę w takim samym, niemagicznym stanie, jaki była poprzednio. Mimo to mężczyzna nie próbował niczego nowego - zamiast kolejnych prób, złapał działający świstoklik, aktywując go dość prędko i wracając do Upper Cottage. Nie miał czasu, by zbyt długo przesiadywać poza domem, ale nie oznaczało to końca pracy. Potrzebował praktyki, odnowienia, ponownej wiary w to, że potrafił. Że mógł. Spokojniejszy i bardziej pogodzony z niepowodzeniami niż poprzedniego wieczora postanowił wybrać się w dalszą drogę tym razem ze swoimi synami u boku. Wiedział, dokąd miał iść. Odpowiednie instrukcje zostały przekazane mu w liście od Rinehearta i prowadzić miały na wschodnie wybrzeże Irlandii. I tym razem Vane wiedział, że mógł przeznaczyć na to znaczącą część dnia - mając chłopców u boku, nie musiał się o nic martwić. Spakował do swojej skórzanej torby odpowiednie składniki, mleko w szklanych butelkach dla chłopców, coś dla siebie i przenieśli się do Bray. Irlandia nie była jeszcze w szczególny sposób atakowana siłami Ministerstwa ani mścicielami Longbottoma, jednak przechodząc tamtymi ulicami Jayden czuł wiszący w powietrzu niepokój. Ludzi przebywających poza domami było niewiele, pojawienie się obcego z koszykiem fruwającym u jego boku skupiało spojrzenia, ale nie zatrzymywał się. Wiedział, że to nie samo centrum Bray było jego celem. Miał czekać go dłuższy spacer na przedmieścia i tego właśnie potrzebował. Wysiłku fizycznego, który rozgoniłby cienie ciążące na ojcowskich barkach.
Nie wiedział, ile trwała ich podróż. Nie liczył czasu, ale przerwę zrobił, dopiero gdy dotarli do wskazanych wytycznych. Strumień prowadził go jeszcze kawałek w głąb lasu, jednak Vane nie oddalał się nazbyt od ścieżki - wiedział, że na nieznanych terenach lepiej było nie zbaczać ze szlaku, a ostrzeżenia w liście Vincenta były aż nadto wymowne. - Nie ucieknijcie nigdzie - mruknął, patrząc przez chwilę na wbite w niego trzy pary jednakowych oczu, a po chwili podniósł wzrok ku górze, by zbadać, z jakim miejscem miał do czynienia. Musiał zaznajomić się z jego atmosferą, zapachem, emocjami, które przelewały się przez jego ciało, gdy był w tym lesie. Nie spodziewał się w ogóle, że ktoś z jego znajomych kiedykolwiek zamiesza w Irlandii - większość zostawała w Anglii. Nawet Shelta nie wydawała się chętna na powrót do ich ojczyzny. Dlaczego, nie potrafił powiedzieć. Rozłożył jednak koc, na którym ułożył po kolei komponenty, książkę, swojego własne notatki, różdżkę oraz gruby na szerokość kciuka bukowy patyk. To właśnie w nim Jayden miał zamknąć magię. - Portus- wypowiedział spokojnie, manewrując księżycowym pyłem i chcąc, by zaklęcie wchłonęło ingrediencję w drewno.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
A jednak wystarczyło dotrzeć do spokoju i cierpliwości, żeby magia go usłuchała. Różdżka sama wręcz pokierowała mężczyzną i splotła w iście podręcznikowy sposób czar, który od tej pory żyć miał we wnętrzu patyka. Czy właśnie w ten sposób czuli się różdżkarze wytwarzający czarodziejską broń? Wykuwający ją niemalże własnym potem i energią? A może w niczym ów proces nie był podobny do tego, co aktualnie zajmowało Jaydena? O wiele silniej zaawansowana numerologia była jedynie przecież drogą ku tworzeniu czegoś, czego ludzkość używała na co dzień. W przypadku czarodziejów były to oczywiście różdżki. Musiały być wytrwałe, nie raz służąc swym właścicielom ponad wiek czasu. Im starsze, tym silniejsze się stawały i potrafiły napełnić użytkownika o wiele większą porcją energii niż w początkowych fazach swojego egzystowania. Czy zatem jego własna miała kiedyś osiągnąć niewyobrażalną moc? Jeśli tak, musiał pewnie poczekać jeszcze jakieś sześćdziesiąt lat, by się o tym przekonać... Teraz jednak miał przed sobą inne, mniej wymagające wyzwanie. Pierwszy świstoklik wyszedł idealnie, księżycowy pył stał się jednym z prostym, dość solidnym patykiem. - A jednak nie jestem takim beztalenciem - rzucił zadowolony astronom, patrząc na synków, którzy raczej nie wyglądali, jakby cokolwiek rozumieli, ale obracali buzie w stronę ojcowskiego głosu. - Głodni? - dodał, podnosząc się z kolan i podchodząc do dzieci. Po czterdziestominutowym zaklinaniu przedmiotu należała im się przerwa przed kolejnym podejściem. Siedząc w pustym lesie i karmiąc trojaczki, Jayden podziwiał jego piękno i zastanawiał się nad mocą zaklętą w irlandzkich drzewach. Wszak magia towarzyszyła tej wyspie od zawsze. W ich rodzinnych opowieściach sami Vane'owie byli do cna przesiąknięci magią - jako potomkowie syna wili i ludu Tuatha Dé Danann nosili w sobie zaklęte przeznaczenie. Arden, Samuel i Cassian również. - Brakuje wam jeszcze siostry, prawda? - mruknął do pijących synków, bardziej niż kiedykolwiek utożsamiając się z rodową historią. Diarmuid. Jego żona. Ich trójka synów. Córka. Czyżby wszystko zataczało koło?
W końcu jednak musiał przestać rozmyślać, pełne brzuchy synków nie były w stanie pomieścić więcej ciepłego mleka, a on mógł na nowo zabrać się do pracy. Tym razem przedmiotem był kamień, którego podniósł niedaleko głównego traktu. Wyróżniał się kształtem przypominającym skorupę ślimaka. Charakterystyczny i solidny - idealny materiał na ukrycie w nim świstoklika. - Portus. - Czar wybrzmiał, znikając prędko na silniejszym powiewie wiatru i zostawiając profesora przed dłuższą chwilę w niepewności powodzenia.
W końcu jednak musiał przestać rozmyślać, pełne brzuchy synków nie były w stanie pomieścić więcej ciepłego mleka, a on mógł na nowo zabrać się do pracy. Tym razem przedmiotem był kamień, którego podniósł niedaleko głównego traktu. Wyróżniał się kształtem przypominającym skorupę ślimaka. Charakterystyczny i solidny - idealny materiał na ukrycie w nim świstoklika. - Portus. - Czar wybrzmiał, znikając prędko na silniejszym powiewie wiatru i zostawiając profesora przed dłuższą chwilę w niepewności powodzenia.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Przydrożny las
Szybka odpowiedź