Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]25.01.21 19:57

Wejście

Na drugie piętro lecznicy, gdzie  mieszka Yvette można dostać się na dwa sposoby. Przez wejście od środka na parterze, które jednak nie jest przeznaczone dla gości, bądź przez wejście od zewnątrz po stromych schodach z giboczącą się poręczą, za którą lepiej nie chwytać.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Wejście [odnośnik]30.06.21 17:59
27.XI

Wyszedł. Żył. Nie wiedział czy ma się cieszyć, śmiać czy płakać. Wyszło, udało się. Żył, i chodził żywy po ulicach Londynu, nawet jeśli nie mógł tak do końca cieszyć się wolnością to fakt, że był na ulicach śmierdzącego portu, zaraz przy Tamizie, wcale nie wydawał się taki znowu zły. Miał wiele do zrobienia… Ale widział swoje odbicie w jakiejś witrynie sklepowej i na pewno nie mógł się tak pokazać siostrze! Do tego kuśtykał, do tego… ten ból głowy, ugh! Wyjście na światło go bolało, i drażniło. Ale wszystko było lepsze, nawet taka migrena, od tych ciemności. W wodzie, w smrodzie… z tym czarodziejem…
Znajdę skurwiela i wpakuję mu jego różdżkę do gardła, przeszło mu przez myśl w momencie, w którym jeszcze bardziej się zdenerwował.
Udało mu się dojść do portu, do doków - mimo okropnego bólu kolana, mimo tego że wciąż był głodny i obolały. Nie wyglądał najlepiej, chociaż nawet nie chciał myśleć jak wyglądał zaraz po tym… jak miał to w ogóle nazwać? Rozmową kwalifikacyjną? Chcieli go zabić, ale udali, że będzie dla nich przydatny. A może rzeczywiście mu uwierzyli? Najwyraźniej wymyślanie bajek i kłamstw na coś mu się w życiu przydało.
Nie wiedział jaka była godzina, jaki dzień… Ilę minęło? Kilka dni? Może tydzień, może trochę dłużej? Byli źli na niego? Martwili się? Bał się poznać odpowiedzi, bo przecież zniknął bez słowa. Znowu! Jak pieprzony debil, dał się złapać… Mógł próbować uciekać, mógł nie iść załatwić tej pieprzonej rejestracji! A teraz co? Był, poszedł i zarejestrował się na Thomasa Debila Doe, na adres pod którym teraz zostawali! Jeśli coś spierdoli…
Niepotrzebnie wracałeś uderzyło go znów słowa Marcela, kiedy spotkał się z nim na Arenie Carringtona. Miał rację! Nie powinien tym razem wracać… Nie, nie mógł. Co miał powiedzieć Sheili i Jamesowi? Eve? Tym wszystkim… Powinien po prostu odejść.
A mimo to wchodził po schodach, wciąż zmęczony i obolały. Czuł kolano, czuł jak dużo wysiłku sprawia mu utrzymanie się na wilgotnych schodach. Padało, znów. Piękna pogoda Anglii.
Może powinien zawrócić? Pomyślą, że uciekł. Na pewno. Nie obstawią innej opcji, że został zamknięty w Tower, pomyślą że po prostu nawiał… Był aż tak przewidywalny pod tym względem! Nie powinien wracać. Mieli jego pieniądze, sowę… Wszystko było na mieszkaniu. Najlepsze co mógł zrobić to po prostu to zostawić i rzeczywiście zniknąć, wtedy to tak nie zaboli, jeśli w styczniu rzeczywiście straci głowę… Albo jeśli będzie musiał uciekać. Znowu zjebał!
Wciąż nie był pewny czy powinien pukać do Yvette, co miałby jej powiedzieć. Gdy stanie na szczycie schodów… Nie, powinien zejść. Nie powinien się tutaj pokazywać.
Mimo wszystko, los zdecydował za niego, kiedy potknął się i uderzył w drzwi, krzywiąc jeszcze z bólu. Zaraz się odsunął, opierając o barierkę, która jeszcze niebezpiecznie zatrzeszczała. A drzwi się otworzyły, na co on momentalnie, mimo swojego wyraźnie okropnego stanu, spróbował uśmiechnąć się wesoło jakby nic się nie stało. Wciąż nie miał zębów, wciąż było widać na nim już żółte sińce po tym jak strażnicy go skopali, a później nim rzucano po wodzie, po…
- Dzień dobry… Ja… Em… - zawahał się, czując że nawet sam nie wie co ma powiedzieć. Potrzebował pomocy, ale… nie powinien o nią prosić. Powinien iść, prawda? Wyjść, iść za Londyn, nie pokazywać się tutaj. Może… może powinien ostrzec rodzinę, żeby nie zostawali na tym mieszkaniu.
Czy przyszli zapytać się do pani Baudelaire czy go widziała? Czy pytali o niego, dając znać, że znów zaginął? Tydzień, dwa tygodnie…
Nie trafiłeś, Marcel. Nie tydzień, i nie miesiąc. Dwa tygodnie mi to zajęło… Dwa tygodnie i tak, sprowadziłem na nich teraz psy, na to mieszkanie dokładniej znów mu przeszło przez myśl. Dlaczego musiał mieć rację? Dlaczego to, że Marcel miał rację tak bardzo go bolało!?
- Ja… Nie, przepraszam, nieważne, ja pójdę - powiedział nagle, chcąc rzeczywiście odejść, ale kolejny krok na opatrzonym kolanie skończył się dla niego syknięciem z bólu. Przeciążył kolano, oczywiście! Tu i teraz, spacerem spod samego Tower do doków, to nie był najlepszy pomysł i teraz tego pożałował.


Wejście EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Wejście AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Wejście [odnośnik]04.07.21 19:36
W zadumie przyglądała się ingrediencją, maścią i eliksirom na półkach pracowni, które zaczynały świecić pustkami. I bez tego widoku, czy tabelek rozrysowanych w dzienniku, mogła stwierdzić, że było źle. Bez pomocy Vincenta nie udawałoby jej się dotrzeć do jakichkolwiek dostawców, wciąż jednak przez wojnę wszystko było okropnie drogie, a ona przecież ledwo wiązała koniec z końcem. Mało kto jej teraz płacił, nie miała serca domagać się pieniędzy od ludzi, którzy mieli jeszcze mniej niż ona. Zresztą, przez te lata w porcie nauczyła się już, że przysługa ma tu dużo większą wartość niż knut. Większość z jej pacjentów unosiła się honorem. Może i nie mogli zapłacić pieniędzmi, ale zawsze mogli czymś innym. W ten oto sposób jej usługi wymieniane są na jedzenie, tkaniny, pościele, cokolwiek co może się przydać. Niektórzy sami chcieli pomóc zdając sobie sprawę, że lecznica jest ich wspólnym dobrem. Chęci, a środki nie zawsze idą jednak ze sobą w parze, co wiedziała bardzo dobrze choćby po sobie. Oparta o drewniany stół nerwowo stukała palcem wskazujący w jego blat zastanawiając się co jeszcze może zrobić. Jedzenie nie stanowiło na razie aż tak dużego problemu, ale pustki w pracowni już tak. Musiała kupować składniki, które były okropnie drogie, później jeszcze uwarzyć z nich eliksiry, w czym nie była najlepsza. Utrata każdej ingrediencji wiązała się z dodatkowymi kosztami, tak samo zresztą jak zapłata wyszkolonemu alchemikowi. Zamiast eliksirów mogła stosować napary, czy maści. Zioła były zdecydowanie tańsze, choć nie tak efektowne. Nie miały aż tak rozbudowanego wachlarza działań, a i leczenie nimi wymagało dużo więcej czasu. Z bólem serca zamknęła dziennik i wyszła z pomieszczenia wiedząc dobrze, że niczego nie wymyśli. Mogła znaleźć pracę, taką która faktycznie zapewniłaby jej trwałe zarobki, ale wtedy nie miałaby czasu na lecznice, która przez ostatnie miesiące przypominała bardziej szpital polowy. I bez tego brakowało jej godzin w dobie. W tej sytuacji mogła polegać wyłącznie na pomocy innych, co było rozwiązaniem dalekim od idealnego. Codziennie zastanawiała się czy dobrze zrobiła odchodząc z Munga. Mogła przecież tam pracować i pomagać tutaj. Nie na taką skale oczywiście, ale może byłoby to mądrzejsze posunięcie. Nie była jednak w stanie lata temu przewidzieć tego co działo się teraz.
Z zamyślenia brutalnie wyrwało ją głośne uderzenie o drzwi. Od razu wyjęła z kieszeni sukienki różdżkę i skierowała ją w kierunku wejścia. Serce zabiło jej mocnej, oddech się spłycił, w ciele nagromadziła się adrenalina w oczekiwaniu na to co się stanie. Minęły jednak długie sekundy a nikt nie wdarł się do środka, niczego też nie słyszała. Wiedziała, że powinna wyjść i sprawdzić co się stało, ale przed oczami widziała najgorsze, możliwe scenariusze. W końcu przełamała się jednak podchodząc cicho do drzwi nasłuchując przez chwile. Przekręciła klucz, odsunęła zasuwkę i chwyciła klamkę uchylając drzwi by móc wyjrzeć na zewnątrz zauważając znajomą twarz.
- Thomas? - Uchyliła drzwi szerzej upewniając się, że jest sam. Spojrzała w dół schodów oraz na ulicę z ulgą stwierdzając, że nikogo więcej tu nie ma skierowała różdżkę w dół. Z tego przejęcia nie odpowiedziała mu nawet na przywitanie. Najwidoczniej wszyscy ostatnio nie byli sobą. Nie znała Thomasa za dobrze, znała jednak Jamesa, wierząc więc, że jego starszy brat choć w połowie przypomina jego wiedziała, że nie musi się obawiać. Zresztą, wydawał jej się być dobrym chłopakiem, cwaniaczkiem, ale wciąż. Stojąc tak mogła zauważyć sińce na jego twarzy. Kolejne jego słowa zbiły ją jednak z tropu. Chłopak odwrócił się do niej plecami z zamiarem odejścia, ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć syknął on z bólu wyraźnie kulejąc.
- Przestań. Nigdzie nie idziesz. - Od razu zaprzeczyła widząc w jakim jest stanie. Podeszła do niego łapiąc go pod ramie nie zamierzając pozwolić mu odejść. - Wejdź, rzucę na to okiem. - Zaproponowała nie przyjmując jednak odmowy od razu zaczęła z nim iść w kierunku wejścia uchylając szerzej drzwi i prowadząc go do salonu, gdzie pomogła mu rozsiąść się na kanapie. Zostawiła go na chwilę by móc wrócić się do wejścia. Przez zamknięciem drzwi ponownie rozglądnęła się wokoło, by następnie wrócić z powrotem do Thomasa. - Co się stało?- Zapytała podkładając pod ranną nogę poduszki. - Ktoś cię napadł? Szmalcownicy? Policja? - Takie przypadki trafiały do niej codziennie. Szmalcownicy nie ograniczali się wyłącznie do mugoli i mugolaków. Zupełnie jak policja nadużywali pozycji dla swojej własnej, chorej przyjemności. W lepszym świetle salonu mogła przyjrzeć mu się dokładniej zauważając, że jego obrażenia nie były świeże. Co więcej, były one już częściowo zagojone.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Wejście [odnośnik]04.07.21 20:02
Nie mógł się dziwić, że kobieta początkowo była wyraźnie ostrożna, kiedy otwierała drzwi. Cóż, nigdy nie można było być pewnym, co cię czeka na ulicy Londynu, prawda? Tym bardziej w porcie. Chociaż Thomas musiał mieć szczęście, bo będąc wyraźnie pobitym, nie bardzo ktoś go zaczepiał. Pewnie i tak założyli, że niczego przy sobie nie miał - i w gruncie rzeczy to nie miał. Wszystkie jego rzeczy poza różdżką leżały dalej na mieszkaniu. Szlag! Oczywiście, ze nie myśleli, że uciekł… Chyba nie mieli go za aż tak ogromnego debila?
- Em… Ja… - zaczął dukać, ale wiedział, że potrzebuje pomocy. Skrzywił się więc, wchodząc do środka mieszkania z pomocą kobiety. Długa droga z Tower jak i pogoda wcale nie sprzyjała jego zaleczonemu kolanowi… Choć przynajmniej już nie czuł się jakby nie mógł oddychać. Ciekawe czy miał wtedy złamane jakieś kości? Na pewno. Jeśli brakowało mu zębów, najpewniej i co innego mu połamali również.
- Było gorzej, mogę zapewnić - uprzedził spokojnie, chociaż czy było po nim widać, ze nie były to rany najświeższe? Poza faktem, ze rzeczywiście miał na swoim kolanie opatrunek. Usiadł grzecznie na kanapie, podwijając też od razu nogawkę spodni lewej nogi. Był wciąż cały posiniaczony, z tego co zdążył się zorientować to te ślady miał niemalże na całym ciele.
- To nie… To nie była napaść - wyjaśnił, ale nieco odetchnął, bo skoro kobieta nie pytała się gdzie się podziewał przez ostatni tydzień, to oznaczało, że go nie szukali. Chociaż może nieco bardziej go to zabolało? Nie powinien wracać do domu. Nie powinien pojawiać się w ogóle w porcie! Powinien uciekać z Londynu, nawet jeśli miał tylko różdżkę! Poradziłby sobie. Jakoś. Zawsze spadał na cztery łapy, zawsze nadrabiał - zawsze dawał sobie radę, niezależnie od sytuacji. A może James i Sheila byliby bezpieczniejsi? Może Eve nie musiałaby go unikać…
- Strażnicy w Tower zrobili mi bardzo ciepłe powitanie - wyjaśnił, uśmiechając się do kobiety pewnie i wesoło, zupełnie jakby to co przed chwilą powiedział było zwykłym popołudniowym spotkaniem ze starymi znajomymi; jakby wcale nie pojawił się u progu jej drzwi ledwo chodząc i będąc pokrytym sińcami, czy nawet teraz wyraźnie z opuchniętym policzkiem. Brakowało mu zębów.
Ale patrzył na pozytyw! Ba, te pozytyw, na które mógł patrzeć - widział. Dokładnie, chociaż na pewno przyzwyczajenie się do zmiany światła, kiedy wchodził do mieszkania Yvette moment mu zajęło. Widział, żył, chodził. Wszystko było w najlepszym stanie, najlepszym układzie.
- Jaki mamy dzień..? W Tower byłem od… zaraz jak wróciłem z Devon, to chyba był dziewiętnasty listopada? - rzucił marszcząc brwi lekko, starając sobie przypomnieć. Powinien do kogoś napisać… Nie, nie mógł do Jamesa, nie mógł do Sheili. Nie był pewny czy powinien do nich wracać, teraz do mieszkania. Chciał móc ich zobaczyć, przez cały ten cholerny pobyt, te… tortury? Bo nie wiedział jak inaczej je określić, myślał tylko o tym, aby wrócić do domu - a teraz nie wiedział czy mógł się w ogóle pojawić. Może powinien… Powinien napisać do Marcela? Pewnie będzie wiedział, co się stało i gdzie się stało.
- Mógłbym… mógłbym wysłać list? Muszę się skontaktować z kolegą z cyrku… - poprosił, spoglądając niepewnie na kobietę. Wiedział, że go nie znała dobrze - tak jak większość osób w porcie. Wszyscy powinni na niego uważać, tym bardziej teraz kiedy był na celowniku. - James nie pytał o mnie? Ech, mam nadzieję, że się nie martwią. Chociaż chyba są przyzwyczajeni do mojego znikania - rzucił luźno, wciąż się uśmiechając. Co miałby innego zrobić? Usiąść i płakać jakim kretynem był? To mógł zrobić później, jak będzie sam! Nie teraz. Teraz nie mógł sobie pozwolić na takie rzeczy.
- Bardzo jest źle z tym kolanem? Jak wychodziłem to chyba aż tak nie bolało, ale cały czas raczej siedziałem w celi, więc… no spacer do portu jest trochę dłuższy niż bym chciał - powiedział, mając nadzieję, że ten stan to tylko tymczasowy. Może ból przejdzie, może będzie mógł znów chodzić bez przejmowania się czymś takim?
Przynajmniej możesz chodzić, niezależnie czy kuśtykając, czy nie - inni nie mieli takiego szczęścia, pomyślał sam do siebie, chociaż starał się nie myśleć o tych egzekucjach czy o tym za co ci ludzie zostawali mordowani. Mógł być na ich miejscu, gdyby nie skłamał.


Wejście EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Wejście AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Wejście [odnośnik]11.07.21 18:50
Port nigdy nie był zbyt bezpiecznym miejscem. Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, iż w bezpośrednim starciu z kimkolwiek najpewniej nie miałaby za wielkich szans. Nie pozostawało jej nic innego więc jak bycie ostrożną. Unikanie poszczególnych ulic, podejrzanego towarzystwa, którego było tu niestety pełno, stało się codziennością. Teraz, wraz z wojną panującą na wyspach musiała uważać jeszcze bardziej, a już szczególnie po ostatnich wydarzeniach. Nie można było komukolwiek zaufać, policją rządziło bezprawie, sąsiedzi mogli okazać się donosicielami, obcy, ranny mężczyzna na ulicy, któremu chciała pomóc, następnym razem mógł ją zabić. Lubiła myśleć o sobie jako osobie rozsądnej, ale dobrze wiedziała, że jej naiwność, wewnętrzne pragnienie dostrzegania w ludziach tego co najlepsze, czyniło ją jeszcze bardziej bezbronną.
Domyśliła się po bliższym przyglądnięciu się jego raną, że faktycznie nie były to świeże rany. Jedne bardziej zagojone, inne mniej, niektóre zapewne całkiem. Wiedziała jak traktuje się więźniów w Tower aż za dobrze. Powinna zapytać pewnie dlaczego go zamknęli, ale obecnie można było trafić tam za praktycznie wszystko. Dużo ważniejsze było to, że żył i go wypuścili. Na jego uśmiech odpowiedziała zmartwionym spojrzeniem zauważając brakujące zęby. Nie mogła mu z tym pomóc, już od kilku tygodni nie ma Szkiele-Wzro. Usiadła przy jego nogach zdejmując pomału opatrunek jednak jego kolejne słowa sprawiły, że zastygła w miejscu od razu podnosząc wzrok znów na niego. - Dziewiętnasty listopada? - Zapytała niedowierzając. - Thomas, mamy dwudziesty siódmy. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wypuścili cię dopiero dzisiaj? - Tydzień spędzony w celi, tydzień głodówki, tydzień życia w okropnych warunkach. Kilka dni temu James zapytał ją czy widziała jego brata, ale oczywiście nie miała pojęcia, gdzie on jest. - Oczywiście, że możesz i pytał, ale nie za bardzo mogłam mu pomóc, wątpię też, że do czegoś takiego da się przyzwyczaić. - Kolega z cyrku? James przyjaźnił się z Marcelem, więc może Thomas również. - To twój brat, to oczywiste, że będzie się martwił. - Nie zawsze było to jednak tak proste. Coś wiedziała o skomplikowanych relacjach rodzinnych. - Byłeś w domu przed przyjściem tutaj? James i Sheila wiedzą co się stało? Gdzie teraz jesteś? - Zapewne nie skoro spytał się jej o dzisiejszą datę. - Możesz wysłać tyle listów ile potrzebujesz, ale najpierw Cię obejrzę, później przygotuje ci coś lekkiego do zjedzenia. Po głodówce nie możesz tak po prostu wrócić do normalnego jedzenia jak przed nią. - Ostatnio nikt w porcie nie je za dobrze, ale jest to w miarę stopniowa zmiana. Organizm ma większą szansę na przyzwyczajenie się do mniejszych i mniej pożywanych racji żywnościowych. Trafienie z dnia na dzień do Tower na tydzień, odwodnienie, brak jedzenia, albo suchy chleb były jednak szokiem dla ludzkiego organizmu.
Ponownie wróciła do zdejmowania opatrunku zyskując pełny widok na nieszczęsne kolano. Było opuchnięte i sine, co na pewno było też efektem tego całego spaceru. Najdelikatniej jak tylko mogła zbadała kolano. Rzepka to kłopotliwa kość. Samo jej niedoleczone zwichnięcie mogło przynieść niepożądane efekty do końca życia, a ta była najprawdopodobniej złamana. Skierowała różdżkę w stronę kolana wypowiadając inkarnacje Curatio Vulnera Totalum chcąc mieć całkowitą pewność, że noga będzie mieć w ogóle szansę poprawnie się zagoić. - Kto wyleczył ci rany? Z chęcią bym sobie z nim porozmawiała o tym jak spartaczył. - To była kolejna zastanawiająca kwestia. Sam to zrobił? Możliwe. Nie znała go przecież na tyle by wiedzieć w jakich dziedzinach magii jest uzdolniony. Gdzie jednak nauczyłby się magii leczniczej? - Podam ci eliksir, zrobię okłady i przygotuje maść na kolano, które później z powrotem zabandażuje. Nadwyrężyłeś nogę stąd ten ból. Pełne zagojenie kolana będzie nieco trwać, to kłopotliwe miejsce, a i rany tłuczone nie są najłatwiejsze do wyleczenia. Będziesz musiał na nie uważać. Przez kilka tygodni ból będzie stały, maść nieco go uśmierzy. Będziesz musiał zjawić się u mnie jeszcze kilka razy żebyśmy mieli pewność, że noga goi się prawidłowo. Nie możesz się przemęczać, dźwigać, biegać, czy nawet dużo chodzić, unikaj zginania kolana. To ważne Thomas. Źle wyleczona rzepka może się skończyć kontuzją na całe życie. Od ciebie zależy jak długo będzie trwało leczenie i jakie będzie mieć skutki. - Ostrzegła go zdając sobie sprawę, że nie będzie mu łatwo zastosować się do jej zaleceń, ale niestety nie ma większego wyboru. - Siniaki, złamany nos, rzepka, brak kilku zębów, co jeszcze ci zrobili? Gdzie cię bili? Jakie zaklęcia rzucali?


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Wejście [odnośnik]12.07.21 18:59
Nie polepszyło mu się, widząc reakcje kobiety. Może nieco się zmartwił? Chociaż słysząc, ile czasu go nie było… Mógł próbować liczyć będąc w celi, ale ciężko mu było się na tym skupić. Szczególnie na samym początku, kiedy jedyne o czym myślał w celi to ból. Nie był w stanie się skupić praktycznie na niczym, nie miał nawet wglądu na to czy był dzień, czy noc, czy w ogóle ile czasu minęło! Choć przy drugiej celi ze względu na okno było to stanowczo łatwiejsze…
- Em… no mogę powiedzieć, że wypuścili mnie kilka dni temu, ale to niekoniecznie będzie prawda - powiedział, od razu musząc się pilnować. Nie mógł powiedzieć o tym, że nie do końca był aż tak źle traktowany… znaczy, po całym pobiciu, po tej całej jakże miłej rozmowie z czarodziejem, który dbał o jego atrakcje w całym Tower to chyba mógł trafić gorzej. Oj, stanowczo mógł - mogli go posłać od razu na egzekucje. W tym wypadku to, że żył to był aż nadmiar szczęścia. Może, gdyby nie zamotał się w swoich kłamstwach aż tak bardzo, nie wylądowałby na przesłuchaniu… ale może to ono ocaliło go przed egzekucją?
Nie był pewny co by miał mówić. Wolał przemilczeć niektóre kwestie, nie wykłócać się lub nie odpowiadać. I to właśnie robił w dużej mierze… Musiał odpowiadać na to czy widział się z rodzeństwem jeśli kobieta już wysnuła wnioski? Czy gdyby widział się z nimi Jimmy czy Sheila pozwoliliby mu przychodzić tutaj samemu?
- Nie wiedzą gdzie jestem od dziewiętnastego - odpowiedział w końcu zgodnie z prawdą, chociaż starał się nie patrzyć kobiecie w oczy. Wiedział, że powinien im powiedzieć wtedy, że poszedł zarejestrować różdżkę, ale… - Natrafiłem na drobne kłopoty w ministerstwie. Poszedłem po prostu złożyć papiery o różdżkę, bo skoro mamy zatrzymać się w Londynie to lepiej to zrobić niż nie… Ale… no wyprowadzili mnie - powiedział, a na pytanie o wyleczenie ran na moment zamilkł, marszcząc brwi.
Odwiedzał mnie jakiś uzdrowiciel w celi - było prawdą, ale budziło podejrzenia. Czy w Tower to jest normalne? Jeśli Yvette zakładała, że przez tydzień nie dostawał jedzenia mógł się domyślić, że więźniowie wcale nie byli tak dobrze traktowani.
- Ja… starałem się zrobić co mogłem. Nie jestem w tym najlepszy, ale moja babcia była wspaniałą uzdrowicielką. Próbowałem powtórzyć to co pamiętałem, że ona robiła, kiedy z Jimmym robiliśmy sobie krzywdę skacząc po drzewach, ale chyba średnio mi wyszło - skłamał, uśmiechając się przepraszająco i niewinnie. Skąd pani Baudelaire mogłaby wiedzieć, że nie znał się na magii leczniczej? Każdy przecież miał jakieś sekrety, prawda? - Ale chyba średnio mi wyszło… To nigdy nie było moją mocną stroną. Jak mnie wypuścili to ledwo mogłem ustać, więc musiałem coś zaimprowizować…
Dużo informacji, dużo pytań… Cóż, jeśli wróci do domu to Sheila na pewno go przypilnuje, aby się nie przemęczał. Jeśli. Miał wątpliwości czy powinien w ogóle wracać, a teraz miał wątpliwości czy powinien pojawiać się tutaj. Czy Yvette powie reszcie Doe, że go widziała? Może powinien ja poprosić o milczenie, znaleźć coś żeby go nie wydała w tej kwestii… Coś zaoferować, jakąś pomoc. Miał teraz pustkę w tej kwestii, ale musiał wymyślić.
- Postaram się uważać - zapewnił, nie będąc pewnym na ile to była prawda. Mógł spróbować, ale… zawsze zapominał o takich rzeczach, o jakiś ranach i dawał się ponieść chwili, a po tym po prostu żałował. Chociaż teraz pytanie czego najbardziej by żałował… czy tego, że kilka tygodni temu w ogóle odnalazł się z rodziną? Znów na nich mógł sprowadzić kłopoty. Marcel mówił, że przecież to on ma nad wszystkim kontrolę, bo to jego życie, ale kłamał! Thomas był już w pełni pewny, że nie miał kontroli nad niczym. Wszystko działo się przypadkiem, lawinowo. Kiedy miał kontrolę nad tym czy zostaną w Birmingham czy uciekną do taboru? Kiedy miał kontrolę nad magią, nad tym gdzie będzie chodził do szkoły? Jaką różdżkę będzie miał, do jakiego domu go przydzielą? Poślubił dziewczynę, którą kochał, a później wszystko koncertowo zjebał. Tak się kończyło, kiedy dostawał kontrolę i kiedy nad czymś panował - musiał wszystko zjebać.
- Em… Niekoniecznie… Pamiętam? - powiedział, zaraz drapiąc się po głowie. Spojrzał na kobietę, uśmiechając się lekko.
- Znaczy… Jak mnie zabierali to w wozie nic nie widziałem, miałem przepaskę. Później mnie skopali… Później po prostu leżałem w celi, nie wiem co prawda ile czasu. Na pewno dostałem balneo - powiedział, na moment przerywając i aż się wzdrygając lekko, choć nie na wspomnienie samego zaklęcia co wspomnienie wody, w której spędził nieco czasu. Ten smród, to coś co w niej pływało…
Odwrócił na moment znów wzrok, zamykając oczy, chcąc przywołać nieco przyjemniejsze myśli. Już po chwili uśmiechnął się bardziej wesoło, nie chcąc martwić kobiety. W końcu nie były to pierwsze nieprzyjemne wspomnienia w jego życiu i na pewno nie ostatnie, prawda?
- Wydaje… wydaje mi się, że mogli rzucić na mnie coś podobnego do… lumos? Albo… Może jakiś urok… Nic nie widziałem, głównie pamiętam palące i migające światło, później nagle było ciemno… Ale widzę teraz, więc to chyba nie było nic poważnego - rzucił, choć ostatnie zdanie nieco ciszej, wciąż nie będąc pewnym co tak naprawdę to było za zaklęcie. Oślepł wtedy? Nie… Nie zajęliby się chyba nim aż tak. A może jednak?
- Nie pamiętam za wiele. Najwięcej z tego co pamiętam to ból i zimno, bo wrzucili mnie do celi po tym jak już mnie skopali… To chyba stąd najwięcej mi zrobili - powiedział, wciąż jednak utrzymując uśmiech jakby nie była to wielka rzecz, bo… nie była. Przecież żył. - Ale nie byłem pobity pierwszy raz, więc to nic wielkiego. Do wesele się zagoi - rzucił, chcąc rozładować nieco napięcie, rozluźnić atmosferę. Chociaż wesele już było, już jego rany miały tyle czasu na gojenie się aż do jego śmierci, bo w końcu sam nie był pewny czy by się zdecydował drugi raz na rujnowanie komuś życia.
- Mogę stać chyba, prawda? Może pomogę przy tym czymś do jedzenia..? - rzucił, bo i jego żołądek zaczynał się upominać, że jest głodny. Jednak przez brak uzębienia jedzenie suchego chleba było znacznie utrudnione w celi.


Wejście EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Wejście AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Wejście [odnośnik]02.08.21 21:29
- Napisz do nich. Na pewno się zamartwiają. - Posłucha jej rady? Oby. Thalia i Vi też niekiedy znikali bez słowa wyjaśnień. Przez te wszystkie lata wciąż jednak do tego nie przywykła wiecznie zmartwiona, że ta dwójka znów wpakuje się w jakieś tarapaty. Zniknięcie Thomasa nie było jednak jego własną wolą, więc tym bardziej powinien jak najszybciej skontaktować się z rodziną. - Obawiam się, że nie ty pierwszy i nie ostatni, niestety - Ilość osób, które trafiły do Tower w ostatnim czasie... Wiele z nich znała, niektórzy byli jej bliscy. Serce łamało jej się na myśl o biednej, słodkiej Celine, czy o niewinnym Hagridzie. Niektórzy już nigdy mieli stamtąd nie powrócić, mogła mieć wyłącznie nadzieje, że nie będą to oni.
- Dobrze się spisałeś. - Pochwaliła go czując kujące poczucie winy z powodu wcześniej wypowiedzianych słów. Gdyby wiedziała, że to on się wyleczył na pewno nie użyłaby takiego ich doboru. Kto jednak inny miał to zrobić skoro nie on? Według tego co jej powiedział Thomas przyszedł prosto do niej, a więźniowie Tower nie otrzymywali pomocy uzdrowicielskiej tak po prostu. - Musiałeś naprawdę dużo ćwiczyć. Fractura Texta po skakaniu po drzewach? Musiał to być dość niefortunny upadek, albo bardzo wysokie drzewo. - Nie twierdziła, że kłamał. Jeśli faktycznie uczyła go uzdrowicielka mógł posiąść tę wiedzę. Nie miała powodu, aby mu nie wierzyć. Zresztą, teraz i tak nie miało to większego znaczenia. Dobrze, że przyszedł z tym do niej. - Jeśli chcesz mogę pożyczyć ci kilka książek, a i jak będziesz mieć czas i chęci możesz nieco podszkolić się w praktyce. Miałbyś na kim trenować, choć oczywiście pod moim okiem. - Zaproponowała chętna podzielić się swoją wiedzą. Nie mogłaby go zatrudnić, nie miałaby jak mu zapłacić, niestety. Wciąż jednak mogła nauczyć go tego co sama umiała. Magia lecznicza w tych czasach była dość przydatną umiejętnością. Postaram się uważać. Ile razy to słyszała? Ile razy te słowa padały i z jej ust? Nie za wiele oferowały, prócz pustej obietnicy. Czasy są jakie są. Niczego nie można było być pewnym. Mogli się starać, uważać, ale wciąż nie mieli zbyt dużego wpływu na to co może się stać. Thomas musiał jednak zadbać o swoją nogę, w innym wypadku mogło to mieć paskudne konsekwencje w przyszłości. Był za młody żeby cierpieć przez resztę życia z powodu urazu. - Musisz się postarać. - Zaznaczyła ponownie chcąc, aby w pełni pojął jak istotne to było. Nie był już dzieckiem. Nie mogła też go w żaden sposób przypilnować. Musiał sam o siebie zadbać. Co jeśli pracował gdzieś fizycznie? Przecież teraz nie mógł, a czy miał inny wybór? Mogła jednak jedynie rozłożyć ręce nie będąc w stanie mu pomóc w tej kwestii. Słuchała go uważnie i z przejęciem. Nie mieli prawa go tak potraktować. Czy na pewno? Problem w tym, że mieli wszelkie prawo, aby traktować ich w sposób jaki tylko im się podobało. Nie było ograniczeń, granic. - Nie znają innych zaklęć? - Rzuciła pod nosem z przekąsem nawiązując do tego jak i ona została potraktowana Balneo przez funkcjonariusza. Słuchała w dalszym ciągu słów Thomasa nie potrafiąc ukryć współczucia wypisanego na jej twarzy. Jego uśmiech przypominał jej o salonowych cieniach lawirujących na parkiecie z podobnym uśmiechem, lecz smutkiem w oczach. Wyjaśnienia chłopaka nieco jej rozjaśniły sytuacje, choć nie odpowiedziały jej konkretnie na pytanie czy i jaką klątwą mógł zostać potraktowany. Obrażenia to jedno, efekty niezidentyfikowanej klątwy to drugie. Oczywiście wcale nie musiał zostać jakąkolwiek potraktowany, ale doświadczenie z oddziału pozaklęciowego uczyniło ją czujniejszą w tejże sferze. - Jakiekolwiek problemy z oddychaniem? Ucisk w klatce? Mógłbyś podwinąć koszulkę? Chciałabym zbadać twój brzuch i klatkę piersiową, skoro byłeś kopany. - Mógł mieć połamane żebra, albo krwawienie wewnętrzne. Chciała też pozbyć się sińców i siniaków, które skoro były na jego twarzy i nodze, to i pewnie na całym ciele. Po tym jak spełnił jej życzenie zauważyła na jednym z jego boków rozległy krwiak, była więc święcie przekonana, że musi mieć w tym miejscu połamane żebra. Nic bardziej mylnego. Zmarszczyła brwi i rzuciła wyłącznie ciche Episkey Maxima pozbywając się wszelkich otarć, krwiaków, czy siniaków. - Ból, zawroty głowy? Nudności? - Wstrząs też musiała wykluczyć. Lumos? Stracił na chwilę wzrok? Radii solis? Możliwe... - To, że nie pierwszy raz przechodzisz przez coś takiego, nie czyni od razu tej sytuacji lepszą. To co się stało nie powinno mieć w ogóle miejsca Thomas. - Mówił o tym jakby to było nic, ale przecież to nieprawda. Zamknęli go, torturowali, to nie było nic. To nie była norma. Czy na pewno? Ile osób kończyło u niej po wyjściu z Tower? Mniej niż do niego trafiało. Nie godziła się na to, nie na taki świat, nie na taką codzienność. Ale co to zmieniało? -Nie możesz i nie pomożesz. Masz odpocząć. - Postawiła sprawę jasno nie przyjmując słowa sprzeciwu.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Wejście [odnośnik]03.08.21 16:59
Wiedział, że się martwili - zawsze się martwili tak jak i on o nich, bo nie mieli nikogo więcej w świecie. Tym bardziej teraz, kiedy nie było taboru... A dopiero co się odnaleźli.
Jednak po prostu lekko pokiwał głową, nie chcąc dyskutować na ten temat z kobietą -ani tym bardziej się tłumaczyć, dlaczego nie powinien do nich pisać. Powinien zniknąć z ich życia, zanim doprowadzi do jeszcze większej tragedii niż robił to w tym momencie.
- Spartaczyłem, nigdy nie byłem najlepszy w takich zaklęciach - rzucił z lekkim uśmiechem, chociaż kolejnej zachęty do nauki się nie spodziewał. Zaraz znów na moment zamilkł, szukając wymówki, która dość szybko przyszła mu do głowy.
- To bardzo miłe, dziękuję... Ale nie mogę. Krew jest nieczysta, nie będę z nią pracował. Złamanie moje to co innego niż praca z cudzą krwią. Romowie w taborze mogą leczyć tylko swoich, i mogą to robić tylko kobiety. Mężczyźni nie powinni się tym parać, miałem kłopoty u starszych, kiedy się dowiedzieli, że podpatrzyłem jak babcia leczy. To zawód kobiet - powiedział pewnie, zgodnie z własną kulturą - choć ilekroć brał udział w bójkach już i z tą całą krwią obcował i niekoniecznie kiedykolwiek podpatrywał babcię, aby nauczyć się odpowiednich zaklęć. Zresztą, w kwestii krwi to przecież jeszcze przed Tower przecież złamał nos Marcela, przez co oboje mieli jego krew na sobie. Jednak taka wymówka była lepsza niż żadna, tym bardziej że nie był pewny czy zaklęcie, o którym Yvette wspomniała, było czymś co byłby w stanie rzucić w praktyce. I lepiej było tego nie sprawdzać, bo kiedy wychodziło jedno kłamstwo, wychodziły też i kolejne… A najważniejsze, aby kobieta się nie dowiedziała o prawdziwej tożsamości uzdrowiciela, który się nim zajął. I wszystko mogło być w porządku…
Bo co innego miałby powiedzieć? Że nie było w porządku? Co by to dało? Na pewno mniej niż kiedy się uśmiechał. Nawet jeśli bolało, nawet jeśli miał problemy z poruszaniem się, ze skupieniem na czymkolwiek innym niż myśl o tym, co zrobi w styczniu?
Pokiwał lekko głową i już po chwili podwinął koszulkę zgodnie z życzeniem pani Baudelaire, nieco się krzywiąc. Cóż, jednak nie wszystkie obrażenia zostały zaleczone… chociaż pytanie mogło się nasuwać, jak wiele ze swoich ran zaleczył i czemu nie wszystkie?
- Nie… Tak? Nie… nie jestem pewny. Na początku chyba, ale… Nie piłem, nie jadłem… Balneo właściwie było całkiem zbawienne podczas przesłuchania… No i ciężko odróżnić ból od bólu, kiedy boli wszystko… - rzucił cicho, zerkając na kobietę jak ta go leczy. Oczywiście, ze normalnie nie miałby nic przeciwko rozbierania się przed kobietą, ale teraz nie czuł się najlepiej, bo ciało wciąż miał obolałe i trochę wstyd w kwestii jak został urządzony przez więziennych.
- Tak, chyba… Jak wyszedłem, jak się budziłem przy świetle… - powiedział, marszcząc brwi. Właściwie to cień był dużo przyjemniejszy od światła w tym momencie. - I ból głowy, nieco nudności… Ale to pierwszy raz po tym przesłuchaniu, więc nie wiem… - powiedział, chociaż przeczuwał, że to z jego wzrokiem było coś nie tak. A może to wciąż lęk przed tą ciemnością? Nie chciał jej, nie chciał, żeby wróciła.
Zamknął oczy, odchylając nieco głowę do tyłu. Potrzebował chyba odpoczynku, ale na pewno go potrzebował przy swojej rodzinie. Zobaczyć Sheilę, Jamesa… Chociaż nie mógłby ich teraz narażać. Powinien zniknąć od nich, jak najdalej i jak najszybciej. Musiał znaleźć sposób jak się wynieść z Londynu…
- Jestem Romem, oczywiście, że to się będzie zdarzać. Przed Hogwartem, bo podróżowaliśmy w taborze. W Hogwarcie, bo nasz ojciec był mugolem. No i przed taborem w domu nasz ojciec też… Nieważne. To nie jest teraz ważne. I ja, i James będziemy bici, jak nie przez to przez drugich. Tak długo jak się możemy bronić jest w porządku, ale… no ciężko się bronić będąc związanym… - rzucił spokojnie, nie otwierając oczu. Ciemność była dla nich stanowczo kojąca. - Tak już jest. Jestem przyzwyczajony. Całe życie wpierdol… - rzucił, uśmiechając się też wesoło. Tak było łatwiej. Próbować uciekać i akceptować, że czasem nie wychodziło.
- Postaram się odpoczywać i uważać… - zapewnił, chociaż wiedział, że mogło to wyjść dość średnio.


Wejście EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Wejście AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Wejście [odnośnik]04.08.21 19:48
Nie wiedziała absolutnie nic na temat romskiej kultury. Mniejszości, w tym i etniczne nie były zwykle szanowane w magicznym świecie. W mugolskim pewnie też nie. Jak zawsze wszystko kręciło się wokół nietolerancji, strachu przed nieznanym. Miała okazje poznać wiele ludzi, z różnych krajów, czy warstw społecznych. Słowa ojca na temat unikania ludzi "różniących się od Nas" porwał podmuch chęci podejmowania własnych osądów. Krew czysta, czy brudna, dla niej wyglądała tak samo. Ciemniejsza, jaśniejsza karnacja, pełna, czy pusta sakiewka - nic z tych rzeczy nie definiowało człowieka. Ciepłe spojrzenie, czy pomocna dłoń już tak. - Rozumiem. - Pokiwała głową nie chcąc ciągnąć chłopaka za język, choć teraz jeszcze bardziej nie miała pewności czy Thomas faktycznie mówił jej prawdę. Przecież James pomagał jej w lecznicy, sam oczywiście nikogo nie uzdrawiał, ale miał do czynienia z krwią. To, że zajął się swoim kolanem, ale nie siniakami jest w stanie zrozumieć. Noga była priorytetem, Zwykłe Episkey jednak było zaklęciem prostym, nie wymagało wiedzy z zakresu anatomii Fractura Texta już tak. Nie mógłby nauczyć się tego zaklęcia z samej obserwacji chyba, że rzucając je liczył na szczęśliwy traf. Znajomość budowy pękniętej kości była jednak konieczna, aby zrobić to dobrze. Kość była zrośnięta, więc Thomas musiał mieć potrzebną do tego wiedzę. Chyba, że ją okłamywał, ale dlaczego? Po co? Kto w takim razie go wyleczył i dlaczego nie w pełni? Nie było to teraz ważne, choć nie szczególnie jej się to podobało. - Wciąż jednak jeśli chciałbyś kiedykolwiek się podszkolić służę pomocą. - Postanowiła nie zadawać więcej pytań. Przynajmniej nie teraz, najważniejsze było w końcu jego zdrowie. Miała też nadzieję, że posłucha jej rady i napiszę do swojego rodzeństwa. Nie znała dokładnie relacji między nimi, ale mieszkali teraz razem, nie widzieli się przez tyle lat, była pewna, że chcieliby wiedzieć co nagle stało się z ich bratem.
Rzuciła jeszcze Diagno haemo w okolice brzucha, a następnie klatki piersiowej, nie zauważając jednak niczego niepokojącego już sama pozwoliła sobie opuścić materiał jego koszulki. Niepokoiły ją tę objawy, ale ich przyczyną mogło być nawet samo pobicie oraz późniejsze niedożywienie i odwodnienie. Wskazała jednak różdżką w stronę jego twarzy rzucając po raz trzeci to samo zaklęcie i powtórnie nie zauważając żadnych niezgodności. Dobrze. Nie przerwała mu. Wydawało jej się, że Thomas niezbyt często pozwalał sobie na taką otwartość. Nie gdy spotkało go tak wiele krzywdy ze strony drugiego człowieka. Gdy zamilkł uniosła pochyliła się do przodu pozwalając medalionowi na jej szyi zawisnąć między nimi, który po wypowiedzianych przez niego słowach ciążył jej jeszcze bardziej. Wyciągnęła dłoń bez różdżki w kierunku jego twarzy dotykając jego nosa od nasady, przez grzbiet, po nozdrza. Nos po rzuceniu Episkey wyglądał już lepiej choć wciąż był opuchnięty. Była pewna, że musiał być złamany, a jednak okazał się być cały. - Nos też sobie nastawiłeś? - To było dużo bardziej prawdopodobne niż wyleczenie nogi. Wróciła do poprzedniej pozycji spoglądając na niego z żalem, którego nie potrafiłaby zatuszować. - Życie rzadko jest sprawiedliwe, śmierć zresztą też, choć jeśli akurat o nią chodzi to wszyscy koniec końców jesteśmy sobie równi - romski chłopak, czy szlachcic. - Uśmiechnęła się smutno zastanawiając się co powinna mu powiedzieć. Jej słowa nie uczynią jego życia lepszym, nie sprawią, że ludzie zaczną nie niego inaczej patrzeć, nie zatrzymają bezpodstawnej nienawiści. Była zła. Zła na to co ich spotkało, na to, że nikt im nie pomógł, na to, że sytuacje jak te nie powinny mieć nawet miejsca, a jednak nie należały do rzadkości. - To jest ważne Thomas. Wszystko jest ważne. Nie ma czegoś takiego jak człowiek idealny. Mamy dobre i złe cechy, podejmujemy dobre i złe decyzje, to samo tyczy się czynów. Ale to ty kierujesz swoim życiem. Ty, James i Sheila wybraliście bycie silnymi, to co się wam stało was ukształtowało, ale nigdy nie powinno stać się dla was normą. - Była idealistką. Nie potrafiła zrozumieć jak można kogoś traktować w taki sposób, na dodatek niczemu winne dzieci. - To jak się was traktuje jest dalekie od normalnego, to co stało się tobie jest nienormalne. Nie zasłużyliście sobie na to. - Wiedział to? Zapewne, ale czy myślał w ten sposób wyłącznie w kontekście rodzeństwa, czy w swoim też? Nie użalał się nad sobą, przyjął to jak się go traktuje za fakt, za normę, a przecież nie powinno tak być. Nic nie jest takie jakie być powinno. - Przepraszam, ale obawiam się, że z zębami nie jestem w stanie ci na razie pomóc. Do tego potrzebne jest Szkiele-Wzro, a ja nie mam potrzebnych składników do uwarzenia tego eliksiru i nie wiem kiedy uda mi się je zdobyć. Postaram się jak najszybciej uzupełnić zapasy i dam ci znać, dobrze? - Zapytała szczerze rozczarowana, tym że nie była w stanie niczego więcej mu zaoferować. - Niepokoi mnie jeszcze ta utrata wzroku. Lumos - Ponownie uniosła różdżkę chcąc tym razem sprawdzić jego reakcje na światło.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Wejście [odnośnik]05.08.21 20:52
Nie miał pojęcia jakiej wiedzy wymagało od niego jakie zaklęcie, nie wiedział o tym, że powinien znać anatomię czy budowę kości, aby móc skutecznie wyleczyć złamaną kość - bo i nigdy się nad tym nie zastanawiał. A i w tym momencie ta opcja szybkiego skłamania wydawała mu się lepsza, tym bardziej że Yvette nie mogła wiedzieć jakim był uczniem za czasów Hogwartu i co potrafił, prawda? Raczej James jej nie opowiadał o tym, ani Sheila…
Pokiwał więc na jej słowa delikatnie głową, nie kontynuując tematu. Nie musieli, tyle wystarczyło, prawda? Chociaż może, gdyby wiedział że Jimmy pomagał w lecznicy, spróbowałby odwołać się jeszcze bardziej do ich kultury, o tym że ich zachowanie mogło być inne, kiedy stracili tabor, a teraz kiedy się odnaleźli po latach… Bo to prawdopobnie, prawda? Musieli się asymilować z Brytyjczykami, mniej lub bardziej ale było to od nich wymagane, kiedy podróżowali samotnie. Podróżując grupą także inni od nich tego chcieli, ale w grupie była siła, gdzie samotny wędrowiec jest łatwym celem.
- Tak - potwierdził bez większego zastanowienia, kiedy padło pytanie o nos. W końcu jeśli pomógł sobie z kolanem, to na pewno też i z nosem musiał… Nie znał w końcu do końca swoich własnych obrażeń! Nie mógł powiedzieć ile z nich już z nim zostanie, ile zostało wyleczonych, a ile nie… Ale musiał kłamać, że było inaczej. - Ludzie na ulicy niezbyt się przychylnie patrzą, kiedy zaraz po wyjściu z Tower rozsiadali się na ulicy i zaczynasz leczyć… - rzucił również, jakby próbując wyjaśnić ewentualne inne braki w zaleczeniu się. Po części - miał rację przecież. Na pewno byłby przeganiany z bruku w centrum Londynu.
Zauważając jak kobieta na niego patrzy, odwrócił wzrok w bok. Nie potrzebował tego, współczucia i czegoś innego, a szczególnie nie w momencie, kiedy mówił prawdę. Co innego, gdyby próbował kogoś oszukać i naciągnąć, nie miał wtedy skrupułów żeby kłamać i zmyślać, wywoływać współczucie. Teraz tego nie próbował, to nie był jego cel - nie chciał, żeby ktoś na niego patrzył z politowaniem i współczuciem, dlatego że znowu dostał za coś wpierdol. To było normą. I czegokolwiek kobieta by nie powiedziała i nie uważała, nie mogła tego zmienić ani ona, ani on. Wystarczyło przejść obok kogoś, kto miał po prostu zły dzień.
Kierujesz swoim życiem. Kolejna osoba to powtarza, a to nie może być dalsze od prawdy. Z pewnością kierował życiem w wieku sześciu lat, z pewnością kierował życiem za każdym razem, kiedy z taborem byli przeganiany gdziekolwiek… a teraz co? Na wojnę również nie mieli wpływ.
- Nic z tym nie zrobię ani ja, ani James, ani Sheila. Ani nikt inny. To jest nasza normalność. Gdyby nie była, nie nauczylibyśmy się z nią sobie radzić - stwierdził obojętnie, bo też po części właśnie dlatego nauczył się bić. Nie, żeby bronić siebie, ale żeby bronić młodsze rodzeństwo, tym bardziej że James stanowczo był bardziej skory do konfliktów. - Nikt magicznie z nas nie zrobi lordów, których nie biją, nie zmieni tego jak wyglądamy. Nawet za to, że nasze kobiety ubiorą suknie bardziej kolorowe od Brytoli możemy dostać w czapę - stwierdził, pomijając fakt innych zagrożeń ich kobiet. Nie chciał myśleć o tym, co Eve musiała przechodzić razem z siostrą, bo w końcu ich wygląd stanowczo bardziej zdradzał ich pochodzenie niż ten rodzeństwa Doe.
- Dziękuję, nie musi się pani martwić. Mam kolegę… Może on ma coś u siebie. Zajmuje się takimi rzeczami jak dobrze pamiętam, może on coś zaradzi - zapewnił z uśmiechem. Zębów było mu szkoda, głównie przez wygląd no i wciąż bolało… Ale to coś czym mógł się zająć za kilka dni. To nie miało priorytetu w tym momencie. Tym bardziej, kiedy tak niespodziewanie dostał po oczach lumos. Kompletnie się tego nie spodziewał i zaraz zaczął mrugać oczami walcząc tylko chwilę nim je zamknął, czując nagły ból i łzawienie, tak samo jak chwilę później poczuł uderzającą migrenę.
- Ał…ał… To trochę… za dużo światła… na raz - rzucił, krzywiąc się i zaraz podnosząc rękę do zasłonięcia się przed zaklęciem.


Wejście EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Wejście AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Wejście [odnośnik]07.08.21 15:16
To czy skłamał, czy nie naprawdę teraz nie było dla niej istotne, choć gdyby się o tym dowiedziała zdecydowanie nie byłaby z tegoż faktu zadowolona. Nie przepadała za kłamstwem, sama była w tym okropna. A jednak czasami nie dało się inaczej, czyż nie? Cały ten świat opierał się na kłamstwie, na braku przyzwoitości, w porównaniu jednak z tym co się działo, z tym co człowiek robił drugiemu człowiekowi, małe kłamstwo było naprawdę mało istotne. - Wyobrażam sobie. - Rzuciła jedynie na jego uwagę o leczeniu się. W co ty pogrywasz Thomasie Doe? Faktycznie na niektóre rzeczy nie mieli wpływu. Thomas nie miał wpływu na to czy urodzi się w cygańskiej, czy w szlachetnej rodzinie. Nie miał wpływu na swój status społeczny, czy majątkowy będąc dzieckiem. Nawet teraz nie miał na to wpływu, gdy przecież nie otrzymał tej samej szansy co wielu innych, gdy nie miał podobnych perspektyw co oni. Nie miał wpływu na to jak będzie traktowany. Ale co z tym wszystkim zrobi, jaką ścieżkę obierze, jaką postawę, to wszystko było jego wyborem. - To może być wasza rzeczywistość, ale na pewno nie normalność. - Nie potrafiła się z nim zgodzić, nie potrafiła mu tego wyjaśnić w sposób, w który zrozumiałby jej punkt widzenia, ale przede wszystkim nie potrafiła mu pomóc, im pomóc. - W porządku, gdybyś jednak potrzebował pomocy z dawkowaniem, to wiesz gdzie mnie znaleźć. - Miała nadzieję, że mówił prawdę i faktycznie zna kogoś kto będzie w stanie przygotować dla niego eliksir. Zadba żeby przy kolejnej dostawie wpisać korę z drzewa wiggen jako pierwszy na liście potrzebnych jej ingrediencji. Tak na wszelki wypadek. - Wybacz. - Przeprosiła od razu obniżając różdżkę rzucając Nox. Nie spodziewała się aż takiej reakcji. Szybko rzuciła okiem, aby upewnić się czy z rogówkami jego oczu wszystko było w porządku nie zauważając jednak niczego niepokojącego. - Masz nadwrażliwość na światło, zapewne z powodu zaklęcia, o którym mówiłeś wcześniej. Może ten stan utrzymywać się przez dłuższy czas, więc unikaj proszę oświetlonych pomieszczeń, czy długiego przebywania na słońcu. Duże naświetlenie będzie powodować migreny. - Wyjaśniła w końcu wstając z kanapy, jeszcze raz poprawiając poduszkę znajdującą się pod stopą chłopaka. - Przygotuj się też na wzmożony ból nogi na zmianę pogody. Im bardziej będziesz o nią dbać jednak, tym szybciej się wyleczy. Przygotuję dla ciebie teraz okłady, a później przyniosę pergamin i pióro. - Jak powiedziała, tak i zrobiła udając się do pracowni po potrzebne jej zioła, które wymieszała w misce z ciepłą wodą. Zamoczonym w niej materiałem zaś obłożyła kolano chłopaka. Po czym dała mu chwilę samotności by mógł napisać list, gdy ona w tym czasie zajęła się przyrządzeniem im czegoś do zjedzenia, zupa z dyni i marchwi powinna być wystarczająco lekka.

|ztx2

[bylobrzydkobedzieladnie]


You can't choose what stays
and what fades away.


Ostatnio zmieniony przez Yvette Baudelaire dnia 08.08.21 19:43, w całości zmieniany 2 razy
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Wejście [odnośnik]08.08.21 17:50
21.12

Był podekscytowany wszystkim… Tym co miało miejsce, tym co dopiero sie wydarzyło, całym miesiącem. Czuł się lepiej, to gorzej, ale w końcu jakkolwiek udało mu się oderwać od wspomnień przyprawiających go jedynie o smutek i koszmary. Powoli, krok za krokiem - ale jednak wracał jakoś do siebie. Do rodziny. Miał w planach już piękny prezent na święta dla Sheili i dla Eve, miał w planach rzeczywiście postarać się nieco bardziej uważać. I być przy siostrze, pokazać jej że już nie będzie pakował się w kłopoty. Nawet jeśli dopiero co to robił - nawet jeśli wciąż wisiała nad nim wizja Tower.
Uśmiechnął się delikatnie, pukając do drzwi. Chodził już znacznie lepiej, kolano go aż tak nie bolało - a przynajmniej tym razem, kiedy pojawił się pod tymi drzwiami, nie miał problemów z ustaniem na nogach. Znów zapukał, tym razem pewnie, trzymając w dłoni eliksir już jakiś czas temu przekazany mu przez Castora. Ostrzegał go, żeby nie przyjmował go samotnie… No i Yvette zaoferowała się z pomocą podczas jego ostatniej wizyty.
- Dzień dobry - powiedział, uśmiechając się wesoło. Cóż, na pewno wyglądał dużo lepiej niż po pierwszej wizycie w Tower, kiedy pojawił się na progu mieszkania kobiety. - Wspominała pani, że może mi pomóc ze szkielo-wzro..? Znaczy, z tym całym podaniem… Jak mówiłem, sam eliksir to nie był problem, ale… No kolega mnie ostrzegł, żebym nie próbował go samemu zażywać - wyjaśnił spokojnie, nie mając pojęcia o tym, że ku temu były odpowiednie przesłanki - międzyinnymi takie, że Castor znał doskonale Thomasową wiedzę. I wiedział, czego najstarszy z Doe nie potrafił.
- Oczywiście tylko jeśli pani ma czas. Chociaż.. nie ukrywam, że przed sylwestrem byłoby miło mieć wszystkie zęby… - powiedział, już po chwili wpuszczony do środka przez kobietę, wchodząc.
Chyba nie musiał kontynuować czy prostować, dlaczego w ogóle przed sylwestrem chciał się móc odpowiednio prezentować. Mimo, że wojna trwała… cóż, był młodzi i miał młodych kolegów. Oczywiście, ze chcieli się wspólnie spotkać, porozmawiać…
Przekazał też kobiecie eliksir, ufając że ten był w bardziej odpowiednich rękach niż te jego. Przez ostatnie nawet nie całe dwa tygodnie po tym jak Castor mu go przekazał, miał kilka prawie nieszczęśliwych wypadków z jego udziałem, ale całe szczęście, dotarł w końcu w jednym kawałku do odpowiedniej uzdrowicielki.
- Mówił też, że to bardzo boli… Znaczy, ten kolega. Aż tak? - zapytał, zastanawiając sie nad tym, na ile Castor mógł wyolbrzymiać.

| Przekazuję Yvette szkielo-wzro i idziemy używać.


Wejście EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Wejście AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Wejście [odnośnik]08.08.21 21:41
Czas mijał zaskakująco szybko. Może nawet za szybko, choć nieszczególnie jej to przeszkadzało, gdy z nadzieją na lepsze jutro spoglądała w przyszłość. Niech czas leci, niech ten rok skończy się jak najszybciej, może następny będzie lepszy od poprzedniego. Może w końcu ich troski się skończą, a zastąpią je inne, te bardziej zwyczajne, bardziej codzienne. Te, które nie spędzają snu z powiek, te które nie zmuszają do bycia ostrożnym przy każdym stawianym kroku, te które nie napawają lękiem o własne życie. - Thomas. - Zaczęła otwierając drzwi wejściowe. Pierwsze co zrobiła to szybki rzut oka czy i gdzie jest ranny, z ulgą jednak nie zauważyła niczego niepokojącego. - Dzień dobry. - Odpowiedziała szybko tym razem nie zapominając o manierach. Uchyliła drzwi szerzej wpuszczając chłopaka do środka, a następnie zamknęła je za nim. - Jak się masz? Noga bardzo ci doskwiera? - Przyszła zima, a wraz z nią mrozy. Domyślała się więc, że chłopak mógł odczuwać pewien dyskomfort z tym związany. - Oczywiście. To nie problem. - A czy sam nie powinien być w stanie określić prawidłowe dawkowanie? Nie zadała tego pytania jednak na głos. Nie musiała znać odpowiedzi, a już szczególnie tej którą udzieliłby jej Thomas. Nie jeśli miałaby okazać się kłamstwem. Nigdy nie odmówiłaby komukolwiek pomocy, nie musiała znać szczegółów. Jeśli jej potrzebowali to zawsze była, czy żeby wyleczyć ich rany, czy po to by wysłuchać, gdy już zdecydowali się mówić. - Wybierasz się gdzieś i chcesz zrobić dobre wrażenie? - Uśmiechnęła się ciepło ciesząc się, że niektórzy bez względu na to co się dzieje wciąż mają zamiar się dobrze bawić. Zasłużyli na chwilę oddechu. Wzięła od chłopaka eliksir sprawdzając od razu jego barwę i zapach by mieć pewność, że znajomy chłopaka nie popełnił żadnego błędu. Nie była może najlepsza w alchemii, ale miała wystarczająco do czynienia z eliksirami leczniczymi żeby wiedzieć jak te mają wyglądać. Ten był bez zarzutu. Udała się szybko do pracowni, zaraz z niej jednak wracając z fiolką i notesem. Wprawionym okiem stwierdziła możliwy wzrost i wagę chłopaka, wzięła pod uwagę również jego wiek. Zdrowotnie nie miał żadnych przeciwskazań, aby przyjąć eliksir. Wszystko to rozpisała w tabelce na kartce dziennika, wszystko przeliczyła, a niewielki ułamek z fiolki, którą przekazał jej Tomek odlała do tej pustej. - Niestety, ale obawiam się, że tak. Twoje zęby będą rosły nienaturalnie szybko, więc ból jest nieunikniony. Mogłabym rzucić zaklęcie, które uśmierzyłoby twój ból, ale proces odrastania zębów trwa kilkanaście godzin, a działanie zaklęcia jest krótkotrwałe. - Wyjaśniła przekazując chłopakowi fiolkę z powrotem. - Eliksir też ma niezbyt przyjemny smak i drapie w gardło, więc najlepiej wypij wszystko jednym haustem. - No cóż, piękno wymagało wyrzeczeń.

podaję szkielo-wzro Tomeczkowi
|ztx2


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach