Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki
Francja, 1-5.10.1957r.
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Francja
Paryż 1-5.10.1957r.
Daniel zabiera Frances na niespodziewaną podróż poślubną do Paryża.
opłacone
Daniel zabiera Frances na niespodziewaną podróż poślubną do Paryża.
opłacone
I show not your face but your heart's desire
Uśmiechnął się jakoś smutno, mocniej przyciskając dłoń Frances do swojego policzka. Jej słowa i bliskość niosły pewne pocieszenie, choć Daniel nie mógł się dłużej okłamywać - skutecznie oszukał siebie samego przecież wtedy, gdy pakował walizki i uciekał wynosił się z własnego domu pod osłoną nocy. Gdy zrozumiał, że nigdy nie zostanie ani aurorem, ani dziedzicem, ani właściwie nikim. Teraz rozumiał trochę więcej - że mamie faktycznie nie mógł pomóc, ale Mathildzie owszem. I że może "ojciec" powinien się wstydzić, ale Wroński Senior nie znał i nigdy nie zazna wstydu. To nie ten typ.
Może mógł przynajmniej wziąć się w garść, zostawić to za sobą tak naprawdę. Mathilda układała sobie nowe życie w Ameryce, on u boku żony, może powinni pójść naprzód. Pokiwał głową i ucałował żonę w dłoń, nie sprzeczając się z jej zapewnieniami.
-Co? - zdziwił się, przytulając Frances mocniej. -Dobrze, że się nie zgodziłaś. - wymruczał jej do ucha z nieskrywanym rozbawieniem, bo teraz, gdy siedzieli w swoich ramionach, zakochani, jakiś Marcel z Areny nie wydawał się ani zagrożeniem ani konkurencją, choć Daniel zanotował imię i miejsce gdzieś w podświadomości. Kilka tygodni temu okradał nawet cyrk w ramach jednego ze zleceń, ale na żadnego Marcela nie wpadł.
Skinął z powagą głową na potwierdzenie ostatniej z obietnic - nie poznał jeszcze wad Frances, nie takich, które by mu przeszkadzały. Nie sądził też by jakiekolwiek przed nim ukrywała, więc zastanawianie się nad tymi słowami wydawało mu się zbędne - upojony był w końcu smakiem jej ust i radością miodowegomiesiąca tygodnia.
Paryż już zawsze będzie mu się kojarzył z pięknem młodej żony i wspólnie spędzonych chwil. Nawet w nudniejszych chwilach, w muzeach i sklepach alchemicznych, czuł radość ilekroć zerkał na śliczny uśmiech Frances. Program wycieczki dostosował pod jej zainteresowania, bo choć sam byłby nieco zaintrygowany rynkiem czarnomagicznych artefaktów w Paryżu, to nie zamierzał mieszać pani Wrońskiej we własne interesy. Na pewno nie teraz, nie podczas tej upojonej wycieczki, dzięki której całkowicie oderwali się od rzeczywistości.
Spacerował z żoną po oszałamiającym przepychem Wersalu, bardziej urzeczony zachwytem Frances niż samymi wnętrzami. Miejsce było piękniejsze od Sandal Castle, ale kontakty z arystokratami nieco znieczuliły Daniela na bogactwo. Samemu pochodził z zamożnej rodziny, a jednak przez lata mieszkał na obskurnym Nokturnie. W odpowiedzi na słowa żony, jedynie mocniej ścisnął jej dłoń.
-Wychowałem się w zamożnym domu, Frances. - przypomniał jej, myśląc o tym, jak różne były wnętrza rezydencji Wrońskich od portowych kamieniczek. -Może kiedyś ci go pokażę. - westchnął cicho, ale na pewno nieprędko. Jeśli ojciec odkrył jego kwietniowe włamanie do domku letniskowego, to wolał trzymać się z daleka. -Ale tamten dom był zimny i przez lata marzyłem o podobnym, tylko własnym. Dopiero teraz rozumiem, że własność utożsamiałem z ciepłem. A Szafirowe Wzgórze jest ciepłe i jest nasze. - uśmiechnął się pod wąsem. -Nie wiem, kto wcześniej mieszkał w tych wnętrzach, ale mogły być równie puste i zimne, choć ten przepych olśniewa. A ty, Frances? Wolałabyś... większy dom? - upewnił się praktycznie. Szafirowe Wzgórze wydawało się wystarczające jak na ich potrzeby, ale mógłby zarobić więcej, zadbać o nią, podarować jej kiedyś upragniony luksus - jeśli tego właśnie pragnęła.
-Gwiazdy? - zdziwił się, w duchu zastanawiając się, czy kiedykolwiek naprawdę je oglądał. Nie znał się na astronomii, nie to co Frances. -Widziałem gwiazdy. Możemy... możemy dzisiaj je pooglądać, nad Sekwaną. To nasza ostatnia noc w Paryżu. - zaproponował miękko. Rozpromienił się w odpowiedzi na jej słowa - liczył przecież, że niespodzianka okaże się niezapomniana, ale tak miło było to słyszeć! -W moim też. - odparł miękko, bez zawahania.
/zt x 2?
Może mógł przynajmniej wziąć się w garść, zostawić to za sobą tak naprawdę. Mathilda układała sobie nowe życie w Ameryce, on u boku żony, może powinni pójść naprzód. Pokiwał głową i ucałował żonę w dłoń, nie sprzeczając się z jej zapewnieniami.
-Co? - zdziwił się, przytulając Frances mocniej. -Dobrze, że się nie zgodziłaś. - wymruczał jej do ucha z nieskrywanym rozbawieniem, bo teraz, gdy siedzieli w swoich ramionach, zakochani, jakiś Marcel z Areny nie wydawał się ani zagrożeniem ani konkurencją, choć Daniel zanotował imię i miejsce gdzieś w podświadomości. Kilka tygodni temu okradał nawet cyrk w ramach jednego ze zleceń, ale na żadnego Marcela nie wpadł.
Skinął z powagą głową na potwierdzenie ostatniej z obietnic - nie poznał jeszcze wad Frances, nie takich, które by mu przeszkadzały. Nie sądził też by jakiekolwiek przed nim ukrywała, więc zastanawianie się nad tymi słowami wydawało mu się zbędne - upojony był w końcu smakiem jej ust i radością miodowego
Paryż już zawsze będzie mu się kojarzył z pięknem młodej żony i wspólnie spędzonych chwil. Nawet w nudniejszych chwilach, w muzeach i sklepach alchemicznych, czuł radość ilekroć zerkał na śliczny uśmiech Frances. Program wycieczki dostosował pod jej zainteresowania, bo choć sam byłby nieco zaintrygowany rynkiem czarnomagicznych artefaktów w Paryżu, to nie zamierzał mieszać pani Wrońskiej we własne interesy. Na pewno nie teraz, nie podczas tej upojonej wycieczki, dzięki której całkowicie oderwali się od rzeczywistości.
Spacerował z żoną po oszałamiającym przepychem Wersalu, bardziej urzeczony zachwytem Frances niż samymi wnętrzami. Miejsce było piękniejsze od Sandal Castle, ale kontakty z arystokratami nieco znieczuliły Daniela na bogactwo. Samemu pochodził z zamożnej rodziny, a jednak przez lata mieszkał na obskurnym Nokturnie. W odpowiedzi na słowa żony, jedynie mocniej ścisnął jej dłoń.
-Wychowałem się w zamożnym domu, Frances. - przypomniał jej, myśląc o tym, jak różne były wnętrza rezydencji Wrońskich od portowych kamieniczek. -Może kiedyś ci go pokażę. - westchnął cicho, ale na pewno nieprędko. Jeśli ojciec odkrył jego kwietniowe włamanie do domku letniskowego, to wolał trzymać się z daleka. -Ale tamten dom był zimny i przez lata marzyłem o podobnym, tylko własnym. Dopiero teraz rozumiem, że własność utożsamiałem z ciepłem. A Szafirowe Wzgórze jest ciepłe i jest nasze. - uśmiechnął się pod wąsem. -Nie wiem, kto wcześniej mieszkał w tych wnętrzach, ale mogły być równie puste i zimne, choć ten przepych olśniewa. A ty, Frances? Wolałabyś... większy dom? - upewnił się praktycznie. Szafirowe Wzgórze wydawało się wystarczające jak na ich potrzeby, ale mógłby zarobić więcej, zadbać o nią, podarować jej kiedyś upragniony luksus - jeśli tego właśnie pragnęła.
-Gwiazdy? - zdziwił się, w duchu zastanawiając się, czy kiedykolwiek naprawdę je oglądał. Nie znał się na astronomii, nie to co Frances. -Widziałem gwiazdy. Możemy... możemy dzisiaj je pooglądać, nad Sekwaną. To nasza ostatnia noc w Paryżu. - zaproponował miękko. Rozpromienił się w odpowiedzi na jej słowa - liczył przecież, że niespodzianka okaże się niezapomniana, ale tak miło było to słyszeć! -W moim też. - odparł miękko, bez zawahania.
/zt x 2?
Self-made man
Strona 2 z 2 • 1, 2
Francja, 1-5.10.1957r.
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki