Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia
kuchnia jest dość ciasna, więc w chatce jest też mała jadalnia
17 października 1957
HEP!
Przemoczony płaszczyk i trzewiki zostawiały za sobą krople na obrusie i dywanie. Czkawka teleportacyjna to jedno, lądowanie w gąszczu traw… też niczego sobie. Chowanie trupa? Wolałaby już o tym zapomnieć, a mimo to największy wstyd poczuła, lądując na stole w czyjejś jadalni. Speszonym wzrokiem rozglądała się po pomieszczeniu, lecz najwyraźniej nigdy wcześniej tutaj nie była, a i widok za oknem nie wydawał się znajomy. – Hep! – czknęła, a zaraz potem przytknęła dłoń do ust, licząc, że chociaż odrobinę udało jej się stłumić dźwięk czknięcia. Tylko… po co? I tak narobiła już rabanu trzaskiem teleportacji i finezyjnym zrzuceniem ze stołu kubków, wazonu, kwiatów i wielu innych rzeczy. Niektóre uratowane przed niechybnym końcem, zaś inne stłuczone i rozsypane, przez co tworzyły ubogą mozaikę różnobarwnych szkiełek, układających się w jeden wielki chaos. Woda z wazonu zaczęła wsiąkać w dywan, a połamane łodygi kwiatów smutno przecinały słoje na drewnianych panelach. Czarownica nieruchomo wpatrywała się w rozszerzającą się na dywanie plamę, a poczucie winy narastało falami – może na to wszystko wystarczy zwykłe reparo? Skrzywiła się z westchnieniem, a potem usłyszała czyjeś kroki, przez co niemal natychmiast zsunęła się ze stołu, a zaraz za nią spadł obrus. Machnęła na to wszystko ręką i w panice zaczęła szukać wyjścia, lecz jadalnia nie prowadziła do żadnego. Odwróciła się raptownie, wahając przez dłuższą chwilę, lecz ostatecznie podbiegła prędko do okna. Zatrzymała się ostatecznie w półkroku, sięgając do okna – bo dlaczego nie uciec oknem – gdy wreszcie w drzwiach stanęła właścicielka domostwa. Znajoma twarz i jasna czupryna zawirowały w pamięci panny Crabbe. Kamień z serca spadł, lecz pojawił się nań kolejny, czy to nie wstyd pojawiać się w ten sposób u kogoś, kogo dawno się nie widziało? Puściła okno i rozejrzała się zakłopotana po bałaganie, który nawyczyniała, a potem uśmiechnęła się, zalewając pąsem wstydu. – Cześć, Effie. Kopę lat – było to chyba marne powitanie, ale jedyne, na jakie było ją w tej chwili stać. Forsythia nikomu nie życzyła zapadania na czkawkę teleportacyjną, najadła się już dzisiaj tyle wstydu i innych emocji, że chyba powinna wziąć sobie z dobry tydzień przerwy od pracy, aby odchorować to wszystko. Chociaż… o urlopie mogła pomarzyć, biorąc pod uwagę fakt, że również przez tę przeklętą czkawkę nie była w stanie zdążyć dziś na dosyć ważne spotkanie. Ktoś chyba urwie jej za to głowę albo potrąci z pensji, tak czy inaczej, najbliższe dni rysowały się w wyjątkowo smutnych barwach, w odróżnieniu od miejsca, w którym w tej chwili się znajdowała. Wokół jej sylwetki na dywanie zdążyła stworzyć się kałuża z ociekającej wody z przemoczonych butów i ubrań, a zabłocone trzewiki postawiły sobie za cel stworzenie artystycznej wizji wzorów z ciemnobrązowego pigmentu ziemi.
Jadalnia
Szybka odpowiedź