[SEN] Burn them all
AutorWiadomość
Trzynasty miesiąc walk. Temperatura panująca w powietrzu wyraźnie dawała się we znaki. Sługa wachlował zawzięcie szerokim wachlarzem, a jego Pan leżał wygodnie na leżance wsuwając w usta soczyste winogrono, zapijając perfekcyjnie schłodzonym alkoholem. Przyjemne doznania króla, który w życiu mógł mieć dosłownie to, czego zapragnął. Z jednej strony za oknami toczyła się zawzięta walka, a ulice spływały krwią poległych. Przyjemny widok dla oczu, jasny bruk splamiony czerwoną posoką. Nie każdy zasługiwał na taki widok, a władca powinien napawać się nim każdego dnia. Szala zwycięstwa przechyliła się na jego korzyść, a prowadzenie działań zbrojnych było koniecznością w osiągnięciu celu. Świst strzał, dźwięk mieczy uderzających o siebie, krzyki mordowanych wrogów. Muzyka dla uszu, o wiele lepsza niż grajek, który powinien skończyć pożarty przez lwy lub porzucony w lesie, zanim jeszcze sięgnął po narzędzie do okaleczania narządu słuchu. Jednym gestem uciszył go, unosząc dłoń ku górze i warknął pod nosem, rozkazując opuszczenie pomieszczenia. To przyjemne, kiedy każdy bez zająknięcia wykonywał to, co mu kazano.
Podniósł się z leżanki, chwytając za złoty puchar wypełniony mocnym winem. Upił łyk kierując swoje kroki w stronę pomieszczenia obok, przechadzając się po marmurach z przyjemnością spoglądał na swoje odbicie w lustrze, kiedy promienie zachodzącego słońca odbijały się w koronie z białego złota, figlarnie rozpraszając się na różne kierunki. Tak właśnie powinien wyglądać władca, mający u stóp niemal cały świat. Jego krótka wędrówka zakończyła się przy makiecie, gdzie rzucił okiem na mapę kraju, który po wielu miesiącach zmagań i poświęceń miał szanse na nowe odrodzenie. Lud dzielnie walczył o przyszłość krainy, a każdy z poległych będzie zapamiętany jako znamienity wojownik, dzierżący oręż z dumą i pewnością. Poświęcenie było koniecznością i każdy kto służył pod wodzą króla Mathieu o tym doskonale wiedział.
Stukot butów rozległ się, a król bez odwracania głowy wiedział kto właśnie zawitał to jego komnaty. Znakomity strateg, wybitny znawca i najważniejsza dla niego osoba – jego małżonka. Królowa, która bezwzględnie, bez zająknięcia pomagała podejmować najważniejsze dla kraju decyzje i oto właśnie znaleźli się w tym miejscu, we dwoje. Przyglądał się przez chwilę makiecie, patrzył na promienie słońca padające idealnie na figurkę korony, która oznaczała to miejsce, ten zamek, w którym właśnie się znaleźli.
- Gromady buntowników wciąż chowają się w lasach, najdroższa. Pomysł z najęciem wykwalifikowanych najemników i odnajdywaniem ich siedlisk był strzałem w dziesiątkę. Wybrzeże jest czyste, a jaskinie kredowych klifów bezpiecznie. – powiedział chwytając dłoń ukochanej i składając na jej wierzchu pocałunek. – Wojna dobiega końca. – stwierdził z niemałą satysfakcją, miesiące starań opłaciły się.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 24.05.21 21:31, w całości zmieniany 1 raz
Był sobie król…
I do tego jaki to był Król. Mądry i sprawiedliwy. Gdy inni w ferworze wojennej zawieruchy mogli stracić głowę i mieć niepohamowanie w jedzeniu i piciu, czy też innych kobietach lub… mężczyznach. Ale nie jej król… Nie jej czcigodny małżonek, miłościwie nam panujący Władca. To było niezwykle rzadkie w tych czasach, by kobieta była tak szanowana przez swojego męża. Wyjątkowość tej sytuacji podkreślał dodatkowo fakt, że nie chodziło tu jedynie o szacunek za zamkniętymi drzwiami ich komnat i pośród najbliższej służby. Nie — Mathieu nie miał oporów, by polegać na jej wiedzy i intuicji.
Żałowała tych wszystkich kobiet, które musiały siedzieć zamknięte przed światem, zmuszone jedynie do rodzenia dzieci, jakby to było jedyne, do czego były stworzone. A przecież mogły stanowić oparcie dla swych mężów, a przez to i dla całego królestwa — stanowić wzór dobrej i przykładnej żony, a jednocześnie stanowić doradcę w kwestiach tak ważnych, jak choćby wojenna strategia.
Był sobie paź…
Czy może raczej grajek, który wraz z niektórymi osobami ze służby nie rozumiały, jakim cudem kobieta może być tak wysoko postawiona. Rzecz jasna nie ośmieli się powiedzieć tego królowi wprost, jednak nie każdy akceptował taki stan rzeczy. Wiedzieli, że ich król jest człowiekiem mądrym, odważnym, ale przez jego żonę i ich żonom wydawało się czasem, że mają coś do powiedzenia.
Grajek odesłany przez Matieu, mijając królową na jednym z zamkowych korytarzy, skłonił się z pokorą — nawet jeśli była niezbyt szczera, to jednak wiedział, że tak należało zrobić. Odpowiedziało mu skinienie głowy, będące bardziej przyzwoleniem na zupełne odejście — Aurora musiała porozmawiać z małżonkiem na temat tego człowieka. Za grosz w nim talentu muzycznego, ale też przecież nie powinni posyłać go na bruk. W oborach zamkowych grać nie powinien, bo później parobki by się skarżyli, że mleko zaczęło się siąść.
I była też królewna…
A dokładniej rzecz ujmując - Królowa Aurora.
Długie blond włosy zwijały się delikatnie na bladym czole, sunąc nieco niżej w misternie spleciony złoty warkocz, który rozplatała jedynie w zaciszu ich małżeńskiej sypialni.
Stukot obcasów jej pantofelków niósł się echem po pustych korytarzach, przynajmniej początkowo zagłuszając wojenny harmider, ale im bliżej była królewskiej komnaty, tym były one donośniejsze. Ona, w przeciwieństwie do męża, nie lubiła zgrzytu metali o metal i być może dlatego dążyła do wypracowania najlepszej strategii. Rzecz jasna miała nadzieję, że dusze ich nieprzyjaciół znajdą spokój, ale jednocześnie żołnierze pod ich chorągwiami wypatrywani byli przez kobiety z ich kraju. Powinni wrócić jak najszybciej i jak najliczniej.
Gdy weszła do komnaty, król stał odwrócony tyłem, ale nie zaczekała na pozwolenie, a zbliżyła się do niego. Nauczył ją, że przy nim może być tylko sobą.
Pozwoliła mu ująć się za dłoń i delikatnie uśmiechnęła, pozwalając by barwnik, jakim potraktowały je damy dworu, został dostrzeżony. Była nie tylko jego doradcą — była jego żoną i chciała ponad wszystko, aby był zadowolony. Dla innych mogła być bezwzględna, lecz dla męża i króla swego, zawsze miała w sercu miłość.
- Sam podsunąłeś mi ten pomysł, gdy w szachach niemal pokonałeś mnie samymi pionkami. - Odparła skromnie, by nie umniejszać jego wagi dla całej akcji. Ona tylko połączyła kropki.
Zerknęła na makietę. Na koronę, którą reprezentowali oni, a ona reprezentowała ich.
- Koniec wojny jest bliski, ale jeszcze nie nadszedł. Musimy uważać na przerzedzone oddziały od strony Przesmyku. - Tam odbyli najcięższe starci i stracili najwięcej wojowników. Tamtejszy oddział był przerzedzony i z pewnością tak silnego ataku, po raz drugi, nie udałoby się im odbić.
Jednak to był jedyny fragment makiety, który ją niepokoił. A może chodziło o to, że to wcale nie było tak daleko? Może z 6 dni jazdy od zamku. Istniała szansa, że martwiła się na wyrost, a siły nieprzyjaciela nie będą próbować forsować Przesmyku. Wojna miała jednak też swoje małe tajemnice — kobiece dni królowej nie nadeszły jeszcze w tym miesiącu. Czytała kiedyś, że być może od złych snów i niepokoi we krwi się tak dziać. Ale mogło też oznaczać coś zupełnie innego — to, że Król, wraz z końcem wojny, doczekałby się pierworodnego potomka.
I do tego jaki to był Król. Mądry i sprawiedliwy. Gdy inni w ferworze wojennej zawieruchy mogli stracić głowę i mieć niepohamowanie w jedzeniu i piciu, czy też innych kobietach lub… mężczyznach. Ale nie jej król… Nie jej czcigodny małżonek, miłościwie nam panujący Władca. To było niezwykle rzadkie w tych czasach, by kobieta była tak szanowana przez swojego męża. Wyjątkowość tej sytuacji podkreślał dodatkowo fakt, że nie chodziło tu jedynie o szacunek za zamkniętymi drzwiami ich komnat i pośród najbliższej służby. Nie — Mathieu nie miał oporów, by polegać na jej wiedzy i intuicji.
Żałowała tych wszystkich kobiet, które musiały siedzieć zamknięte przed światem, zmuszone jedynie do rodzenia dzieci, jakby to było jedyne, do czego były stworzone. A przecież mogły stanowić oparcie dla swych mężów, a przez to i dla całego królestwa — stanowić wzór dobrej i przykładnej żony, a jednocześnie stanowić doradcę w kwestiach tak ważnych, jak choćby wojenna strategia.
Był sobie paź…
Czy może raczej grajek, który wraz z niektórymi osobami ze służby nie rozumiały, jakim cudem kobieta może być tak wysoko postawiona. Rzecz jasna nie ośmieli się powiedzieć tego królowi wprost, jednak nie każdy akceptował taki stan rzeczy. Wiedzieli, że ich król jest człowiekiem mądrym, odważnym, ale przez jego żonę i ich żonom wydawało się czasem, że mają coś do powiedzenia.
Grajek odesłany przez Matieu, mijając królową na jednym z zamkowych korytarzy, skłonił się z pokorą — nawet jeśli była niezbyt szczera, to jednak wiedział, że tak należało zrobić. Odpowiedziało mu skinienie głowy, będące bardziej przyzwoleniem na zupełne odejście — Aurora musiała porozmawiać z małżonkiem na temat tego człowieka. Za grosz w nim talentu muzycznego, ale też przecież nie powinni posyłać go na bruk. W oborach zamkowych grać nie powinien, bo później parobki by się skarżyli, że mleko zaczęło się siąść.
I była też królewna…
A dokładniej rzecz ujmując - Królowa Aurora.
Długie blond włosy zwijały się delikatnie na bladym czole, sunąc nieco niżej w misternie spleciony złoty warkocz, który rozplatała jedynie w zaciszu ich małżeńskiej sypialni.
Stukot obcasów jej pantofelków niósł się echem po pustych korytarzach, przynajmniej początkowo zagłuszając wojenny harmider, ale im bliżej była królewskiej komnaty, tym były one donośniejsze. Ona, w przeciwieństwie do męża, nie lubiła zgrzytu metali o metal i być może dlatego dążyła do wypracowania najlepszej strategii. Rzecz jasna miała nadzieję, że dusze ich nieprzyjaciół znajdą spokój, ale jednocześnie żołnierze pod ich chorągwiami wypatrywani byli przez kobiety z ich kraju. Powinni wrócić jak najszybciej i jak najliczniej.
Gdy weszła do komnaty, król stał odwrócony tyłem, ale nie zaczekała na pozwolenie, a zbliżyła się do niego. Nauczył ją, że przy nim może być tylko sobą.
Pozwoliła mu ująć się za dłoń i delikatnie uśmiechnęła, pozwalając by barwnik, jakim potraktowały je damy dworu, został dostrzeżony. Była nie tylko jego doradcą — była jego żoną i chciała ponad wszystko, aby był zadowolony. Dla innych mogła być bezwzględna, lecz dla męża i króla swego, zawsze miała w sercu miłość.
- Sam podsunąłeś mi ten pomysł, gdy w szachach niemal pokonałeś mnie samymi pionkami. - Odparła skromnie, by nie umniejszać jego wagi dla całej akcji. Ona tylko połączyła kropki.
Zerknęła na makietę. Na koronę, którą reprezentowali oni, a ona reprezentowała ich.
- Koniec wojny jest bliski, ale jeszcze nie nadszedł. Musimy uważać na przerzedzone oddziały od strony Przesmyku. - Tam odbyli najcięższe starci i stracili najwięcej wojowników. Tamtejszy oddział był przerzedzony i z pewnością tak silnego ataku, po raz drugi, nie udałoby się im odbić.
Jednak to był jedyny fragment makiety, który ją niepokoił. A może chodziło o to, że to wcale nie było tak daleko? Może z 6 dni jazdy od zamku. Istniała szansa, że martwiła się na wyrost, a siły nieprzyjaciela nie będą próbować forsować Przesmyku. Wojna miała jednak też swoje małe tajemnice — kobiece dni królowej nie nadeszły jeszcze w tym miesiącu. Czytała kiedyś, że być może od złych snów i niepokoi we krwi się tak dziać. Ale mogło też oznaczać coś zupełnie innego — to, że Król, wraz z końcem wojny, doczekałby się pierworodnego potomka.
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Aby sprawować władzę, trzeba mieć w sobie coś z potwora. Najtrudniejsze decyzje i szereg konsekwencji, które za sobą niosły spoczywały na jego barkach, ciążyły niemiłosiernie i spędzały sen z powiek. Wojna tocząca świat była trudem samym w sobie, a przelana krew plamiła szaty, być może nie fizycznie, ale z pewnością gdzieś z tyłu głowy istniała myśl przypominająca o tym, że on siedział bezpieczny w swoim zamku, a inni przelewali krew za niego, przy okazji tracąc własne życie. Nie wątpił we własne osądy, wiedział, że jedyna i słuszna droga do osiągnięcia sukcesu była usłana trupami i krwią. Brutalność wyborów miała swoje uzasadnienie, przeciwnicy polityczni nie zamierzali odpuszczać, a jeśli ktoś dobrowolnie nie chciał zejść ze sceny, należało go usunąć. Sam nie podejmował decyzji, spotykał się z radą, strategami i osobami, które o wojnie i polu bitwy wiedziały dużo więcej niż on. Wysłuchiwał ich opinii, tego co mają do powiedzenia, analizował i wysnuwał wnioski. Czerpał też wiedzę z historii i mając na uwadze obecność kobiet u boku władców… Nie chciał popełniać błędów z przeszłości. Jego królowa potrafiła do niego dotrzeć, trafić w sedno, doradzić najodpowiedniejszą opcję. Kierowała się intuicją i doświadczeniem, jej ojciec był wybitnym strategiem za życia i wierzył, że Aurora odziedziczyła to właśnie po nim. Jeszcze nigdy się nie pomyliła, nigdy nie wyszedł na tym źle, stąd jego szacunek do jej decyzji i porad. Była wspaniałą kobietą, miała wiele do zaoferowania. Ufał jej, a to było najważniejsze.
- Lord Dowódca wysłał tam dzisiaj wojska, dodatkową armię wyszkolonych wojów, aby zabezpieczyć Przesmyk. Nie damy im się zaskoczyć. – odparł na jej słowa. Nie pytał o to, doskonale wiedział, że takie decyzji poparłaby bez zawahania. Należało umocnić słabe punkty, dozbroić walczących i nie brać jeńców. Stąd decyzje zapadały szybko i były skuteczne. – Nie martw się, najdroższa. Nie pozwolimy im dotrzeć do stolicy. Została ich garstka. Z drugiej strony, wiedzą, że przegrywają… nie wiadomo co im przyjdzie na myśl. – zastukał lekko palcami o blat makiety, a później skierował swoje kroki w jej stronę. Stanął za jej plecami, objął ją delikatnie w pasie i oparł głowę na jej ramieniu. Ustami delikatnie musnął skórę na jej szyi. – Jesteś tutaj bezpieczna, przy mnie… Nic Ci nie grozi. – mruknął, dając jej zapewnienie, słodką obietnicę. – Kiedy wojna dobiegnie końca, wszystko wróci do normalności. Będziemy mogli świętować, bawić się i podreperować siły po tym wszystkim. – dodał jeszcze i przyciągnął ją mocniej do siebie. Wojna obfitowała w straty, zasoby zostały poważnie naruszone, a długotrwające walki zbrojne niekorzystnie wpływały na ludność. Władca powinien dbać przede wszystkim o bezpieczeństwo swego ludu, a to było dla niego najistotniejsze – poddani musieli wiedzieć, że ich Król dba przede wszystkim o nich.
- Lord Dowódca wysłał tam dzisiaj wojska, dodatkową armię wyszkolonych wojów, aby zabezpieczyć Przesmyk. Nie damy im się zaskoczyć. – odparł na jej słowa. Nie pytał o to, doskonale wiedział, że takie decyzji poparłaby bez zawahania. Należało umocnić słabe punkty, dozbroić walczących i nie brać jeńców. Stąd decyzje zapadały szybko i były skuteczne. – Nie martw się, najdroższa. Nie pozwolimy im dotrzeć do stolicy. Została ich garstka. Z drugiej strony, wiedzą, że przegrywają… nie wiadomo co im przyjdzie na myśl. – zastukał lekko palcami o blat makiety, a później skierował swoje kroki w jej stronę. Stanął za jej plecami, objął ją delikatnie w pasie i oparł głowę na jej ramieniu. Ustami delikatnie musnął skórę na jej szyi. – Jesteś tutaj bezpieczna, przy mnie… Nic Ci nie grozi. – mruknął, dając jej zapewnienie, słodką obietnicę. – Kiedy wojna dobiegnie końca, wszystko wróci do normalności. Będziemy mogli świętować, bawić się i podreperować siły po tym wszystkim. – dodał jeszcze i przyciągnął ją mocniej do siebie. Wojna obfitowała w straty, zasoby zostały poważnie naruszone, a długotrwające walki zbrojne niekorzystnie wpływały na ludność. Władca powinien dbać przede wszystkim o bezpieczeństwo swego ludu, a to było dla niego najistotniejsze – poddani musieli wiedzieć, że ich Król dba przede wszystkim o nich.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Delikatnie uśmiechnęła się na wieść o tym, że Lord Dowódca wysłał swoje oddziały, tam, gdzie Aurora chciała, aby były. Dobrze dobrali ludzi — można było im ufać w kwestiach życia, a jeśli przyszłoby co do czego, to również i śmierci. Głośno się o tym nie mówiła, ale w razie oblężenia, gdyby Królowa miała odciętą drogę ucieczki, a i brak możliwości obrony, to z pewnością mogłaby liczyć na pomoc w odejściu z tego padołu, zanim zhańbiono by jej ciało poprzez gwałty i napastowania.
Jednak byli po tej zwycięskiej stronie — mogli słuchać oręża, które już śpiewało metaliczno-krwawe pieśni na ich cześć.
- Powinniśmy go docenić po bitwie, gdy już wróci… - Powiedziała, posyłając mu spojrzenie bystre, ale jednocześnie rozczulone. - Chyba że już o tym pomyślałeś i te hektary, które kazałeś spalić pod użyźnienie, to są właśnie dla niego… - Mieli w swoich szeregach wielu mężnych wodzów, ale Lord Dowódca odznaczał się wszelkimi cechami z nawiązką.
Na kolejne słowa, delikatnie pokręciła głową, jakby bała się mu zaprzeczyć, podczas gdy w rzeczywistości wiedziała, że większa negacja będzie zbyteczna.
- Nie boję się. Jestem u boku małżonka mego, który z niebios łaski jest również królem i najdzielniejszym ze wszystkich mężczyzn, jakich znam. Czegóż miałabym się obawiać? Wierzę w ciebie. - Powiedziała, obserwując, jak wymija ją, a po chwili jego silne dłonie oplotły ją w pasie.
Odchyliła nieznacznie głowę, żeby poczuć na szyi dotyk jego ust. Król i królowa w niesamowicie intymnej, ale też jakże ludzkiej sytuacji
Oboje mieli w sobie zaufanie, a na dodatek coś, czego mogli im pozazdrościć nawet możnowładcy potężniejszych krain: Mieli miłość. Bo to nie było jedynie pożądanie, które pchało ich ku sobie, ale szczere uczucie wynikające z całkowitego oddania drugiej osobie.
Jej, jako kobiecie, imponowało ile władzy ma jej mąż, a jednocześnie jak namiętnym potrafił być kochankiem, nie przelewając wojennych złości w pielesze pościeli.
Wiadomo, w ciężkich czasach wojny, niewiele było czasu na uciechy, dlatego tym bardziej doceniała tych kilka, których mieli teraz, teraz gdy zwycięstwo mieli niemal w garści.
Królowa odwróciła się pomału, biorąc w dłonie jego koszulę, na którą zwykł zakładać zbroję i cofnęła się o kilka kroków, tych samych, które on chwilę temu pokonał, dopóki nie natrafiła pośladkami na ciężką krawędź makiety.
- Odpocząć od tego wszystkiego mówisz? Czy obiecujesz, że teraz będzie trochę spokoju? Przydałoby się nam kilka, może kilkanaście miesięcy… - Powiedziała, prowadząc dłonie ku górze, by ostatecznie spleść je na jego karku.
Czy dawała mu wskazówki? Być może. Nie znaczyło to jednak, że nie myślała o nim, jak o swoim mężczyźnie, który mógłby wypełnić małżeńską powinność.
Jednak byli po tej zwycięskiej stronie — mogli słuchać oręża, które już śpiewało metaliczno-krwawe pieśni na ich cześć.
- Powinniśmy go docenić po bitwie, gdy już wróci… - Powiedziała, posyłając mu spojrzenie bystre, ale jednocześnie rozczulone. - Chyba że już o tym pomyślałeś i te hektary, które kazałeś spalić pod użyźnienie, to są właśnie dla niego… - Mieli w swoich szeregach wielu mężnych wodzów, ale Lord Dowódca odznaczał się wszelkimi cechami z nawiązką.
Na kolejne słowa, delikatnie pokręciła głową, jakby bała się mu zaprzeczyć, podczas gdy w rzeczywistości wiedziała, że większa negacja będzie zbyteczna.
- Nie boję się. Jestem u boku małżonka mego, który z niebios łaski jest również królem i najdzielniejszym ze wszystkich mężczyzn, jakich znam. Czegóż miałabym się obawiać? Wierzę w ciebie. - Powiedziała, obserwując, jak wymija ją, a po chwili jego silne dłonie oplotły ją w pasie.
Odchyliła nieznacznie głowę, żeby poczuć na szyi dotyk jego ust. Król i królowa w niesamowicie intymnej, ale też jakże ludzkiej sytuacji
Oboje mieli w sobie zaufanie, a na dodatek coś, czego mogli im pozazdrościć nawet możnowładcy potężniejszych krain: Mieli miłość. Bo to nie było jedynie pożądanie, które pchało ich ku sobie, ale szczere uczucie wynikające z całkowitego oddania drugiej osobie.
Jej, jako kobiecie, imponowało ile władzy ma jej mąż, a jednocześnie jak namiętnym potrafił być kochankiem, nie przelewając wojennych złości w pielesze pościeli.
Wiadomo, w ciężkich czasach wojny, niewiele było czasu na uciechy, dlatego tym bardziej doceniała tych kilka, których mieli teraz, teraz gdy zwycięstwo mieli niemal w garści.
Królowa odwróciła się pomału, biorąc w dłonie jego koszulę, na którą zwykł zakładać zbroję i cofnęła się o kilka kroków, tych samych, które on chwilę temu pokonał, dopóki nie natrafiła pośladkami na ciężką krawędź makiety.
- Odpocząć od tego wszystkiego mówisz? Czy obiecujesz, że teraz będzie trochę spokoju? Przydałoby się nam kilka, może kilkanaście miesięcy… - Powiedziała, prowadząc dłonie ku górze, by ostatecznie spleść je na jego karku.
Czy dawała mu wskazówki? Być może. Nie znaczyło to jednak, że nie myślała o nim, jak o swoim mężczyźnie, który mógłby wypełnić małżeńską powinność.
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- O nagradzaniu pomyślimy, kiedy wojna dobiegnie końca. – odpowiedział bez większego namysłu. Nierozsądnym było planować nagradzanie generałów i lordów dowódców, kiedy koniec wojny jeszcze nie był pewny. Najlepiej wstrzymać się z takimi decyzjami, kiedy sytuacja będzie jasna i klarowna. Podejmowanie działań świadczyłoby o pewnym przesądzeniu losów wojny, ale Król wiedział, że póki ostatnia krew nie spłynie z żył wrogów nie mogą mówić o sukcesie. Wiedział, że jego najukochańsza żona chciała jak najlepiej i nie powiedziała tego w złej wierze, była kobietą rozsądną i mądrą, wspaniale panująca królowa, którą lud kochał.
Przyszłość musiała być pewna, musiała być jasna i dobra. Nie wątpił, aby to wszystko odwróciło się przeciwko nim. Byli na świetnej drodze, aby przeciwnicy w końcu ugięli się pod ich działaniami. Czy to nie o to chodziło? Musieli pokonać przeciwników, pozbyć się ich raz na zawsze i żyć w świecie nowego ładu i porządku. Ta wojna była męcząca dla każdej ze stron i choć ludzie wiedzieli, że władca ich królestwa robi wszystko, aby jak najmniej mężczyzn zginęło, aby jak najmniej z nich poniosło śmierć. Polegli zawsze pozostaną w pamięci, jako Ci, którzy przysłużyli się całemu królestwu.
- Kilkanaście miesięcy? Moja droga, liczę, że spokój potrwa wiele, wiele lat… – odparł z uśmiechem, kładąc dłonie na jej biodrach. – Wtedy będziemy mogli zadbać o przyszłość królestwa… – szepnął cicho i puścił jej oczko. Król musiał spełnić swe obowiązku nie tylko wobec poddanych, ale wobec dziedzictwa, które należało po sobie zostawić. Zadanie nie wydawało się trudne, choć na chwilę obecną nie wyobrażał sobie realizacji go. Musieli odzyskać spokój wewnętrzny i stabilizację, a to było jego priorytetem. Królowa, ukochana zdawała sobie sprawę z jego podejścia do wielu spraw, a on mógł liczyć na jej mądrość i wsparcie w każdej chwili. – Mam nadzieję, że już niebawem wszystko się ułoży. – dodał jeszcze i pocałował ukochaną w czoło. Delikatny i czuły gest, niezwykle troskliwy. – Byłbym zapomniał… Wyjazd do York będziemy musieli przełożyć, choć miał się odbyć za trzy miesiące, jeśli wojna nie dobiegnie końca do tej pory. – dopowiedział, kiedy przypomniało mu się najważniejsze. Mieli wyjechać w delegację na ślub jej bratanka, do rodowego dworu w York. Ślub w czasach wojny nie był najlepszym pomysłem.
Przyszłość musiała być pewna, musiała być jasna i dobra. Nie wątpił, aby to wszystko odwróciło się przeciwko nim. Byli na świetnej drodze, aby przeciwnicy w końcu ugięli się pod ich działaniami. Czy to nie o to chodziło? Musieli pokonać przeciwników, pozbyć się ich raz na zawsze i żyć w świecie nowego ładu i porządku. Ta wojna była męcząca dla każdej ze stron i choć ludzie wiedzieli, że władca ich królestwa robi wszystko, aby jak najmniej mężczyzn zginęło, aby jak najmniej z nich poniosło śmierć. Polegli zawsze pozostaną w pamięci, jako Ci, którzy przysłużyli się całemu królestwu.
- Kilkanaście miesięcy? Moja droga, liczę, że spokój potrwa wiele, wiele lat… – odparł z uśmiechem, kładąc dłonie na jej biodrach. – Wtedy będziemy mogli zadbać o przyszłość królestwa… – szepnął cicho i puścił jej oczko. Król musiał spełnić swe obowiązku nie tylko wobec poddanych, ale wobec dziedzictwa, które należało po sobie zostawić. Zadanie nie wydawało się trudne, choć na chwilę obecną nie wyobrażał sobie realizacji go. Musieli odzyskać spokój wewnętrzny i stabilizację, a to było jego priorytetem. Królowa, ukochana zdawała sobie sprawę z jego podejścia do wielu spraw, a on mógł liczyć na jej mądrość i wsparcie w każdej chwili. – Mam nadzieję, że już niebawem wszystko się ułoży. – dodał jeszcze i pocałował ukochaną w czoło. Delikatny i czuły gest, niezwykle troskliwy. – Byłbym zapomniał… Wyjazd do York będziemy musieli przełożyć, choć miał się odbyć za trzy miesiące, jeśli wojna nie dobiegnie końca do tej pory. – dopowiedział, kiedy przypomniało mu się najważniejsze. Mieli wyjechać w delegację na ślub jej bratanka, do rodowego dworu w York. Ślub w czasach wojny nie był najlepszym pomysłem.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nie zamierzała się sprzeczać, wiedząc, że jej ukochany ma rację.
- Muszę przyznać, że niewielu stosuje metodę swoistego kija, nie dając nawet obietnicy marchewki. - Zażartowała, bo przecież ich Lord doskonale wiedział, że Mathieu jest królem sprawiedliwym i jeśli nie on sam go wynagrodzi, to z pewnością zrobi to dobry Bóg.
Oczywiście sądziła, że jeśli o zdobywane ziemię, należało ich nieco zanęcić, być może właśnie tym zapewniłby jeszcze większe zaangażowanie wojska.
- Zapewne też nie chcesz słuchać o tym, że pewnie trzeba będzie odwiedzić ziemię, które zdobyłeś. - O ile wojna to było jedna, o tyle zdobycie ludu to była zupełnie inna kwestia. Ostatecznie przecież, zaskarbiając sobie przychylność pospólstwa, można było zapobiec buntów. Chyba że z miejsca mieli wrogie nastawienie. Wtedy należało karać dla przykładu. Takie było jej zdanie, chociaż nie wątpiła, że jeśli przed śmiercią przyjmą sakrament, to z pewnością Bóg im wybaczy.
Gdy zaś usłyszała o planach na pokój, uśmiechnęła się. Byli tacy, którzy zazdrośnie spoglądali na granice ich królestwa. Bali się potęgi i ręki sprawiedliwości, ale nie znaczyło to, że nie znajdą się szaleńcy, którzy nie podejmą prób zachwiania ich życia.
- Jeśli rzeczywiście będą, to lata mój królu, to zapewne nie będę musiała długo czekać, żeby nie pojawiły się turnieje i huczne polowania. - Uśmiechnęła się łagodnie, poddając się pieszczocie pocałunku.
Może nie powinna zwlekać? Może powinna mu powiedzieć teraz? Bała się jednak, że strach o nią i o dziecko, może wpłynąć na jego skupienie.
- Może to i lepiej… Chociaż wtedy również może zajść wiele czynników, dla których ja nie będę mogła z tobą pojechać. - Zaczęła ostrożnie, chyba właśnie w tym momencie podejmując próbę przekazania mu dobrej nowiny. I już otwierała usta, gdy niespodziewanie rozległy się odgłosy ciężkich kroków tuż za drzwiami komnaty.
- Królu! Królu! - Zdyszany przyboczny, wpadł, kłaniając się jednak w pasie. - Złapaliśmy szpiega, gdy próbował podać truciznę do wina… - Widać było, że był wzbudzony i gotów ściąć mężczyznę z miejsca. - Panie… Najgorsze jest to, że to sir McDevon... - wyrzucił z siebie.
Aurora spojrzała na swojego męża, czując, jak włos podnosi się jej na karku. McDevon był najmłodszym synem Lorda Dowódcy, o którym właśnie rozmawiali. Każda decyzja mogła króla dużo kosztować.
Kobieta odruchowo dotknęła się po wciąż płaskim brzuchu. Co by było, gdyby zamach stanu doszedł do skutku? Dla kogo pracował młody chłopak, który przecież ledwo został pasowany na rycerza. Ukrywał się dobrze, ale cudem ktoś go przyłapał niemal na gorącym uczynku.
- Co mam z nim zrobić Panie? - Spytał, wciąż wygięty w lekkim ukłonie rycerz.
- Muszę przyznać, że niewielu stosuje metodę swoistego kija, nie dając nawet obietnicy marchewki. - Zażartowała, bo przecież ich Lord doskonale wiedział, że Mathieu jest królem sprawiedliwym i jeśli nie on sam go wynagrodzi, to z pewnością zrobi to dobry Bóg.
Oczywiście sądziła, że jeśli o zdobywane ziemię, należało ich nieco zanęcić, być może właśnie tym zapewniłby jeszcze większe zaangażowanie wojska.
- Zapewne też nie chcesz słuchać o tym, że pewnie trzeba będzie odwiedzić ziemię, które zdobyłeś. - O ile wojna to było jedna, o tyle zdobycie ludu to była zupełnie inna kwestia. Ostatecznie przecież, zaskarbiając sobie przychylność pospólstwa, można było zapobiec buntów. Chyba że z miejsca mieli wrogie nastawienie. Wtedy należało karać dla przykładu. Takie było jej zdanie, chociaż nie wątpiła, że jeśli przed śmiercią przyjmą sakrament, to z pewnością Bóg im wybaczy.
Gdy zaś usłyszała o planach na pokój, uśmiechnęła się. Byli tacy, którzy zazdrośnie spoglądali na granice ich królestwa. Bali się potęgi i ręki sprawiedliwości, ale nie znaczyło to, że nie znajdą się szaleńcy, którzy nie podejmą prób zachwiania ich życia.
- Jeśli rzeczywiście będą, to lata mój królu, to zapewne nie będę musiała długo czekać, żeby nie pojawiły się turnieje i huczne polowania. - Uśmiechnęła się łagodnie, poddając się pieszczocie pocałunku.
Może nie powinna zwlekać? Może powinna mu powiedzieć teraz? Bała się jednak, że strach o nią i o dziecko, może wpłynąć na jego skupienie.
- Może to i lepiej… Chociaż wtedy również może zajść wiele czynników, dla których ja nie będę mogła z tobą pojechać. - Zaczęła ostrożnie, chyba właśnie w tym momencie podejmując próbę przekazania mu dobrej nowiny. I już otwierała usta, gdy niespodziewanie rozległy się odgłosy ciężkich kroków tuż za drzwiami komnaty.
- Królu! Królu! - Zdyszany przyboczny, wpadł, kłaniając się jednak w pasie. - Złapaliśmy szpiega, gdy próbował podać truciznę do wina… - Widać było, że był wzbudzony i gotów ściąć mężczyznę z miejsca. - Panie… Najgorsze jest to, że to sir McDevon... - wyrzucił z siebie.
Aurora spojrzała na swojego męża, czując, jak włos podnosi się jej na karku. McDevon był najmłodszym synem Lorda Dowódcy, o którym właśnie rozmawiali. Każda decyzja mogła króla dużo kosztować.
Kobieta odruchowo dotknęła się po wciąż płaskim brzuchu. Co by było, gdyby zamach stanu doszedł do skutku? Dla kogo pracował młody chłopak, który przecież ledwo został pasowany na rycerza. Ukrywał się dobrze, ale cudem ktoś go przyłapał niemal na gorącym uczynku.
- Co mam z nim zrobić Panie? - Spytał, wciąż wygięty w lekkim ukłonie rycerz.
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie było potrzeby serwowania obietnic, jeśli miał pewność co do lojalności swoich podwładnych. Wiedział, że nie wystąpią przeciwko niemu i będą walczyć do samego końca, do ostatniej kropli krwi, aby przynieść chwałę królestwu i sobie samym. Bohaterowie działań wojennych zawsze nagradzani byli odpowiednimi honorami, a pośmiertnie historia pamiętała o ich wyjątkowych wyczynach. Nie robili tego dla siebie, ale dla dobra ludzi król wiedząc, że doskonale znają swoje obowiązki wobec całego kraju, nie obawiał się niesubordynacji z ich strony.
- Mam świadomość, że wizyty będzie należało złożyć w odpowiednim czasie. Lud mu wiedzieć, że się nimi interesujemy, bo to dla nich toczymy tą zajadłą wojnę, najdroższa. – odparł spokojnym tonem. Do swoich obowiązków podchodził w sposób rozważny, wielokrotnie zastanawiając się nad odpowiednim rozwiązaniem i działaniami. W jego obowiązkach leżał dobór taktyk, działań, aby wszystko odbywało się jak najmniejszą szkodą dla państwa.
- Polowania i turnieje… Ach, moja droga, za tym chyba tęskno mi najbardziej. – odpowiedział z lekkim uśmiechem, subtelnym i swobodnym. Ta rozrywka była częścią ich życia, szlachta uwielbiała polowania, huczne spotkania i zabawy, jadło, alkohol… Sam król często w nich uczestniczył, reprezentował koronę – całe królestwo. Nic więc dziwnego, że jego obecność była tam konieczna.
- Jakich czynników? – spojrzał na nią pytająco, niestety rozmowa została przerwana nagłym wtargnięciem do komnaty. Mathieu przeniósł wzrok na mężczyznę, który zdyszany przybył przekazać mu jakże zaskakujące informacje. Ciało króla spięło się, a oczy zabłyszczały niebezpiecznie. Uniósł brew. Szpieg i zdrajca jednocześnie. Próba otrucia króla była naturalnie karygodnym czynem, a wystąpienie przeciwko monarchii karało się śmiercią. Bez względu na to kim był lub nie był zdrajca.
- Próbował nas zabić, jak myślisz, co powinieneś uczynić? – spytał oziębłym tonem. – Sir McDevon poparłby moje słowa, wiernie służy królestwu od wielu lat. Jego syn dopuścił się zdrady, w najgorszy z możliwych sposobów. Pojmać go do lochu, gdzie będzie oczekiwał na egzekucję. – dopowiedział po chwili. To przykre dla ojca, kiedy syn występuje przeciwko niemu, a przecież właśnie tego dopuścił się młody McDevon. Król obserwował, jak mężczyzna powoli wycofuje się i znika za drzwiami komnaty. Mathieu z wolna podszedł do okna i spojrzał przez nie, wyraźnie zmartwiony i zaniepokojony. – Wszędzie zdrajcy. – powiedział sam do siebie i zamyślił się.
- Mam świadomość, że wizyty będzie należało złożyć w odpowiednim czasie. Lud mu wiedzieć, że się nimi interesujemy, bo to dla nich toczymy tą zajadłą wojnę, najdroższa. – odparł spokojnym tonem. Do swoich obowiązków podchodził w sposób rozważny, wielokrotnie zastanawiając się nad odpowiednim rozwiązaniem i działaniami. W jego obowiązkach leżał dobór taktyk, działań, aby wszystko odbywało się jak najmniejszą szkodą dla państwa.
- Polowania i turnieje… Ach, moja droga, za tym chyba tęskno mi najbardziej. – odpowiedział z lekkim uśmiechem, subtelnym i swobodnym. Ta rozrywka była częścią ich życia, szlachta uwielbiała polowania, huczne spotkania i zabawy, jadło, alkohol… Sam król często w nich uczestniczył, reprezentował koronę – całe królestwo. Nic więc dziwnego, że jego obecność była tam konieczna.
- Jakich czynników? – spojrzał na nią pytająco, niestety rozmowa została przerwana nagłym wtargnięciem do komnaty. Mathieu przeniósł wzrok na mężczyznę, który zdyszany przybył przekazać mu jakże zaskakujące informacje. Ciało króla spięło się, a oczy zabłyszczały niebezpiecznie. Uniósł brew. Szpieg i zdrajca jednocześnie. Próba otrucia króla była naturalnie karygodnym czynem, a wystąpienie przeciwko monarchii karało się śmiercią. Bez względu na to kim był lub nie był zdrajca.
- Próbował nas zabić, jak myślisz, co powinieneś uczynić? – spytał oziębłym tonem. – Sir McDevon poparłby moje słowa, wiernie służy królestwu od wielu lat. Jego syn dopuścił się zdrady, w najgorszy z możliwych sposobów. Pojmać go do lochu, gdzie będzie oczekiwał na egzekucję. – dopowiedział po chwili. To przykre dla ojca, kiedy syn występuje przeciwko niemu, a przecież właśnie tego dopuścił się młody McDevon. Król obserwował, jak mężczyzna powoli wycofuje się i znika za drzwiami komnaty. Mathieu z wolna podszedł do okna i spojrzał przez nie, wyraźnie zmartwiony i zaniepokojony. – Wszędzie zdrajcy. – powiedział sam do siebie i zamyślił się.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego, że dzisiejszy wieczór zakończy się próbą ich zgładzenia. Czy ten człowiek, którego przyjęli na służbę, nie rozumiał z czym igrał? Tu już nie chodziło o nich, jako o władców tych ziem — cały porządek świata, jaki znajdą stawał na głowie. W kraju po zamachu z pewnością wybuchłyby walki o tron…
Jednak teraz krzesło, które tak w prawdzie było zupełnie niewygodne, nie bardzo ją obchodziło. Zdjęta strachem, przyłożyła dłoń do swojego brzucha, gdzie rosło nowe życie. Ono też by przepadło, nie mogąc zaczerpnąć pierwszego oddechu, nie mogąc krzyknąć.
Aurora nie miała w swym sercu litości dla tych, którzy chcieli mordować w sposób tak tchórzliwy, jak właśnie trucizną. I chociaż żałowała każdego mężczyzny na polu bitwy, tak jednak fakt, że ktoś naraził na zagrożenie jej dziecko, wzbudzał w niej złość.
Dobrze, że król zachował rozsądek i nie wybuchł złością, dając tym samym pokaz swojej siły charakteru.
Spojrzała jednak na męża i króla swego. Mógł poznać po jej twarzy, że targają nią wielkie emocje, jednak usta miast mówić, ściągnęły się w cienką linię.
- Chcę, żeby cierpiał. - Powiedziała cicho. Śmierć w tym wypadku wydawała jej się wybawieniem, ulgą w męce. - Chcę, żeby cierpiał długo, a na koniec nie wezwać do niego nikogo… - Nie dać mu szansy na życie wieczne wydawało się może okrutną karą, ale czy on, podając im truciznę, nie dopuszczał się do tego samego? Nie otrzymaliby ostatnich błogosławieństw i być może nieumyślnie obrażając tym samym niebiosa, straciliby szansę na raj. On także jej więc nie otrzyma.
Podeszła o krok do króla, ujęła jego dłoń w swoją i położyła na brzuchu.
- Ja nigdy cię nie zdradzę mój królu. - Rzekła poważnie.
A zdrajcy?
Spalić.
Spalić ich wszystkich.
Jeśli nie na ziemi, to w ogniu piekielnym.
Burn them all...
Jednak teraz krzesło, które tak w prawdzie było zupełnie niewygodne, nie bardzo ją obchodziło. Zdjęta strachem, przyłożyła dłoń do swojego brzucha, gdzie rosło nowe życie. Ono też by przepadło, nie mogąc zaczerpnąć pierwszego oddechu, nie mogąc krzyknąć.
Aurora nie miała w swym sercu litości dla tych, którzy chcieli mordować w sposób tak tchórzliwy, jak właśnie trucizną. I chociaż żałowała każdego mężczyzny na polu bitwy, tak jednak fakt, że ktoś naraził na zagrożenie jej dziecko, wzbudzał w niej złość.
Dobrze, że król zachował rozsądek i nie wybuchł złością, dając tym samym pokaz swojej siły charakteru.
Spojrzała jednak na męża i króla swego. Mógł poznać po jej twarzy, że targają nią wielkie emocje, jednak usta miast mówić, ściągnęły się w cienką linię.
- Chcę, żeby cierpiał. - Powiedziała cicho. Śmierć w tym wypadku wydawała jej się wybawieniem, ulgą w męce. - Chcę, żeby cierpiał długo, a na koniec nie wezwać do niego nikogo… - Nie dać mu szansy na życie wieczne wydawało się może okrutną karą, ale czy on, podając im truciznę, nie dopuszczał się do tego samego? Nie otrzymaliby ostatnich błogosławieństw i być może nieumyślnie obrażając tym samym niebiosa, straciliby szansę na raj. On także jej więc nie otrzyma.
Podeszła o krok do króla, ujęła jego dłoń w swoją i położyła na brzuchu.
- Ja nigdy cię nie zdradzę mój królu. - Rzekła poważnie.
A zdrajcy?
Spalić.
Spalić ich wszystkich.
Jeśli nie na ziemi, to w ogniu piekielnym.
Burn them all...
Ostatnio zmieniony przez Aurora Sprout dnia 23.05.21 14:32, w całości zmieniany 1 raz
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zdrada to najbardziej plugawy czyn, jakiego można było się dopuścić. Pluł na tych, którzy kierowali swe życie w tym kierunku. Lojalność wobec władzy to lojalność wobec ludu, a każdy kto sądził inaczej był nic niewartym robakiem, którego należało zgładzić, zdeptać, rozgnieść w wolny mak. Król zawsze robił wszystko dla swoich ludzi, każda jego decyzja była dyktowana dobrem poddanych. Takie czyny wzbudzały niepokój, sprawiały, że sytuacja stawała się chwiejna i niepewna, a do tego nie mogli dopuszczać. Nie sądził, aby ludzie wierni i oddani chcieli oglądać swojego króla litującego się nad zdrajcą. Musieli mieć pewność, że wszystkie jego czyny były podyktowane dobrem ludzi, a on jest w stanie chronić ich bez względu na wszystko. Takim królem właśnie był. Nie miało dla niego znaczenia, że to syn najbardziej oddanego rycerza. Był pewien, że ten poprze jego czyn, sam dokona egzekucji na plugawym zdrajcy, jeśli zajdzie taka potrzeba. Haniebny czyn wobec własnego ojca, bo tego właśnie dopuścił się młody buntownik. Zdradził nie tylko króla, ale własną krew, przynosząc wstyd i ujmę ojcu.
- Będzie cierpiał, konał w bólu i nikt mu nie pomoże. – odpowiedział na słowa swej małżonki i przesunął wzrok na jej sylwetkę. Była wstrząśnięta, poddenerwowana, nie mógł patrzeć na to, jak sytuacja wpłynęła właśnie na nią. Była mu wierna, była doradcą sumienia i serca, który wiedział co zrobić, aby pokierować go w odpowiednią stronę. Królowa była mądra, piękna i każde jej słowo było dobierane z rozwagą. Spojrzał jej w oczy, kiedy podeszła bliżej niego, ujęła jego dłoń i położyła na swoim brzuchu. Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Odczytał ten gest jako potwierdzenie starań, które przez trudny czas wojny spełzały na niczym. Ten zdrajca mógł zabić ich wszystkich, króla, królową i ich nienarodzonego potomka. Przełknął ślinę i objął kobietę, przytulając do siebie. Złożył delikatny pocałunek na czubku jej głowy.
- Ochronię Was. Nasz królewski ród musi przetrwać czas wojny… – złożył cichą obietnicę. Polityka była trudna, skomplikowana i zawsze wymagała od nich ogromnych nakładów, musieli rozważać tak wiele możliwości, ale zawsze… zawsze działać tak, aby chronić swoich najbliższych, swoją rodzinę. – Odpocznij. – rzekł do żony, sam jeszcze musiał chwilę popracować nad strategią i wezwać Sir McDevona, bo powinien być świadom i udowodnić swoją lojalność, skazując własnego syna-zdrajcę.
- Będzie cierpiał, konał w bólu i nikt mu nie pomoże. – odpowiedział na słowa swej małżonki i przesunął wzrok na jej sylwetkę. Była wstrząśnięta, poddenerwowana, nie mógł patrzeć na to, jak sytuacja wpłynęła właśnie na nią. Była mu wierna, była doradcą sumienia i serca, który wiedział co zrobić, aby pokierować go w odpowiednią stronę. Królowa była mądra, piękna i każde jej słowo było dobierane z rozwagą. Spojrzał jej w oczy, kiedy podeszła bliżej niego, ujęła jego dłoń i położyła na swoim brzuchu. Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Odczytał ten gest jako potwierdzenie starań, które przez trudny czas wojny spełzały na niczym. Ten zdrajca mógł zabić ich wszystkich, króla, królową i ich nienarodzonego potomka. Przełknął ślinę i objął kobietę, przytulając do siebie. Złożył delikatny pocałunek na czubku jej głowy.
- Ochronię Was. Nasz królewski ród musi przetrwać czas wojny… – złożył cichą obietnicę. Polityka była trudna, skomplikowana i zawsze wymagała od nich ogromnych nakładów, musieli rozważać tak wiele możliwości, ale zawsze… zawsze działać tak, aby chronić swoich najbliższych, swoją rodzinę. – Odpocznij. – rzekł do żony, sam jeszcze musiał chwilę popracować nad strategią i wezwać Sir McDevona, bo powinien być świadom i udowodnić swoją lojalność, skazując własnego syna-zdrajcę.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Chyba nigdy wcześniej nie byli tak zgodni, jak teraz, gdy przyszło im pozbawić życia zdrajcę. Musieli jednak najpierw dowiedzieć się, czy działał sam, czy może więcej takich szczurów jak on kręci się w ich otoczeniu. Była zdenerwowana, owszem, ale nie zatarło to jej bystrego pojmowania całej sytuacji.
Dlatego, gdy zobaczyła w jego oczach zrozumienie, że teraz wie, że ich małżeńskie łoże przyniosło im błogosławieństwo, wiedziała, że muszą oboje starać się za dwoje.
- Nie odsyłaj mnie teraz do komnat… - Powiedziała, wychylając się tak, by spomiędzy jej warg wyrwał się szept słyszalny tylko dla niego. Jakby naprawdę bała się, że ściany mają uszy, a okna oczy. - Działajmy, póki jeszcze wieczór młody. Niech go wezmą na przesłuchanie… Nie zasnęłabym, wiedząc, że w zamku może być ich więcej. - Teraz walki wojenne wydawały się jej odległym problemem, a ona sama bardziej skupiła się na realnym zagrożeniu, które czyhało tuż za wyjściem z komnaty. - Przetrwamy wszystko, ale musimy być z tym razem. W ciąży nie jestem głupsza, czy o wiele słabsza… Jeszcze nie przynajmniej. - Powiedziała, bo jako przyszła pierworódka tak naprawdę nie wiedziała, czego mogła spodziewać się po swoim ciele. Ba, nie wiedziała nawet, czy poród nie okaże się dla niej ostatnim tchnieniem. Jednak liczyło się dla niej to, że ma w sobie owoc miłości swojej i Mathieu.
- Jestem dumna, mając ciebie za męża i niech mi świadkiem będzie każdy oddech i każde uderzenie serca, że pomogę ci znaleźć wszystkich tych, którzy spiskowali przeciwko naszemu życiu. - Mówiła z przejęciem, nie ruszając się od jego boku. Nie pozwoli na to, żeby jakikolwiek człowiek stanął na drodze do ich wielkości.
I nawet jeśli połóg ją odbierze, jeśli będzie musiała stawić czoła wszystkim tym, którzy nie doceniali jej jako królowej, to wiedziała, że jak długo są razem, nic nie jest im straszne.
A z jej dzieckiem przeżyje cząstka jej i cząstka króla, a będzie on z pewnością człowiekiem światłym, jak jego ojciec.
Czy oboje byli teraz sprawiedliwi? Czy nie działali pod wpływem emocji? Nie. To nie tak przecież, że złapali niewinnego człowieka i chcieli go ukarać za niewinność. Ten człowiek podniósł rękę na władzę i myślą chciał obalić prawowitego monarchę.
- Ukochany obiecaj mi jedno… Nigdy nie myśl o tym, że jesteś sam z czymkolwiek. Jestem i będę dla ciebie podporą, tak jak ty byłeś dla mnie. - Nerwy nieco opadły i rzeczywiście zapragnęła usiąść. Ale nie w komnatach. Gdzieś blisko niego… Gdzieś, gdzie będzie mogła mieć pewność, że nikt nie skrzywdzi jej króla. Byli sobie tarczą, mieczem i całym królestwem.
/zt x2
Dlatego, gdy zobaczyła w jego oczach zrozumienie, że teraz wie, że ich małżeńskie łoże przyniosło im błogosławieństwo, wiedziała, że muszą oboje starać się za dwoje.
- Nie odsyłaj mnie teraz do komnat… - Powiedziała, wychylając się tak, by spomiędzy jej warg wyrwał się szept słyszalny tylko dla niego. Jakby naprawdę bała się, że ściany mają uszy, a okna oczy. - Działajmy, póki jeszcze wieczór młody. Niech go wezmą na przesłuchanie… Nie zasnęłabym, wiedząc, że w zamku może być ich więcej. - Teraz walki wojenne wydawały się jej odległym problemem, a ona sama bardziej skupiła się na realnym zagrożeniu, które czyhało tuż za wyjściem z komnaty. - Przetrwamy wszystko, ale musimy być z tym razem. W ciąży nie jestem głupsza, czy o wiele słabsza… Jeszcze nie przynajmniej. - Powiedziała, bo jako przyszła pierworódka tak naprawdę nie wiedziała, czego mogła spodziewać się po swoim ciele. Ba, nie wiedziała nawet, czy poród nie okaże się dla niej ostatnim tchnieniem. Jednak liczyło się dla niej to, że ma w sobie owoc miłości swojej i Mathieu.
- Jestem dumna, mając ciebie za męża i niech mi świadkiem będzie każdy oddech i każde uderzenie serca, że pomogę ci znaleźć wszystkich tych, którzy spiskowali przeciwko naszemu życiu. - Mówiła z przejęciem, nie ruszając się od jego boku. Nie pozwoli na to, żeby jakikolwiek człowiek stanął na drodze do ich wielkości.
I nawet jeśli połóg ją odbierze, jeśli będzie musiała stawić czoła wszystkim tym, którzy nie doceniali jej jako królowej, to wiedziała, że jak długo są razem, nic nie jest im straszne.
A z jej dzieckiem przeżyje cząstka jej i cząstka króla, a będzie on z pewnością człowiekiem światłym, jak jego ojciec.
Czy oboje byli teraz sprawiedliwi? Czy nie działali pod wpływem emocji? Nie. To nie tak przecież, że złapali niewinnego człowieka i chcieli go ukarać za niewinność. Ten człowiek podniósł rękę na władzę i myślą chciał obalić prawowitego monarchę.
- Ukochany obiecaj mi jedno… Nigdy nie myśl o tym, że jesteś sam z czymkolwiek. Jestem i będę dla ciebie podporą, tak jak ty byłeś dla mnie. - Nerwy nieco opadły i rzeczywiście zapragnęła usiąść. Ale nie w komnatach. Gdzieś blisko niego… Gdzieś, gdzie będzie mogła mieć pewność, że nikt nie skrzywdzi jej króla. Byli sobie tarczą, mieczem i całym królestwem.
/zt x2
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
[SEN] Burn them all
Szybka odpowiedź